24. Naprawdę to czuję

Tydzień później dalej myślałam o tym, co z tym zrobić. Zwłaszcza, że Jacob ze mną nie rozmawiał. Cały czas zajmował się z ojcem ujawnianiem winy królowej. Dostałam potem jedynie polecenie, by ani nie przyprowadzać, ani nie odwiedzać lekarza. Miał siedzieć w tym miejscu, w którym był przetrzymywany do wykazania czy królowa była, czy też nie była winna.

A tak byłam sama.

Przez to miałam aż za dużo czasu na myślenie o Albercie. Szczególnie, że pracy nie było dużo. Większość rzeczy robili asystenci, by mnie odciążyć co nie było aż tak dobre jakby chcieli.

Minęła pora obiadu, a ja mogłam patrzeć tylko przez okno swojego pokoju. Nikt mi też nie przeszkadzał, a przynajmniej nie ci co mieli mnie pilnować. Dwie kobiety zawsze milczały, przyglądając mi się ni to życzliwie, ni wrogo. Były po prostu obojętne.

Ale dało się do nich przyzwyczaić i wrócić do zachowywania się po staremu. Nawet szybko przywykły do tego, że uderzałam głową w stół i przestawały się przejmować. Czasami tylko patrzyły na mnie, jak na wariatkę, której brakowało piątej klepki. Jednak to też nie było złe.

Albert to mój wróg.

Wróg z przepowiedni.

Ten, którego dzieci były ważne. Nie, nasze dzieci, a więc... więc to również ten, za którego miałabym się poświęcić w tej przyszłości, której zapobiegli magowie. Ten ważny ktoś dla nas wszystkich. Również dla mnie.

Tylko jak to możliwe? Przecież chciał specjalnie zrobić ze mnie konkubinę. Co więcej mówił tak, jakbym musiała być jego i tylko jego. Pozwolił mi też znienawidzić go, bylebym z nim została.

Moje czoło wylądowało na stoliku. Starałam się w ten sposób zastanowić się bardziej nad tym, co zrobić.

Dziadek go lubił, ale nie jako wnuka tylko kogoś, kogo sprawdzał dla mnie. Tak, aby mieć pewność, że nadawałby się na mojego męża.

Jacob z kolei go nie lubił i nawet próbował zabić z tego, co mówiła księga. Wobec czego na pewno wiele się zmieniło.

Ojciec myślał, że to jego syn. Zaś królowa za pomocą Alberta chciała zyskać tron. Co jej się nie uda, tym bardziej, że ją oskarżyłam o morderstwo. Nieważne co, moja matka była księżniczką. Osobą wyżej postawioną.

A ja?

Byłam pewna, że moje ciało pragnęła Alberta. Nawet więcej niż pewna. Ciągnęło mnie do niego, więc na pewno z dziećmi nie byłoby problemu. Zresztą lubiłam również jego dotyk.

W dodatku zaczynałam myśleć, że byłam w błędzie. Ten „wróg" nie był właściwym określeniem dla Alberta, ale specjalnie go użyto. Tak, bym się domyśliła o kogo mogło chodzić. Bo tylko myślałam, że Albert był moim wrogiem. Chociaż on nigdy nie zrobił czegoś znaczącego, by nas skrzywdzić.

Obróciłam twarz, przytulając lewy policzek do blatu i spoglądając za okno. Świeciło dalej słońce, które dobrze widziałam ze swojego miejsca. Na jego miejsce niedługo miał pojawić się księżyc, a jednak... Słońce i księżyc się nie nienawidziły, tworząc harmonię między sobą. Uzupełniały się nawzajem.

Czy Albert i ja byliśmy podobni?

Serce zabiło mi szybciej, gdy przypomniałam sobie jak tydzień temu na mnie patrzył. I byłam przerażona tym, że chciałam być pożądana, by ktoś mnie pragnął. Przynajmniej tak samo, jak ja jego.

- Och – wyszeptałam.

Wreszcie zdałam sobie z czegoś sprawę. Od lat pragnęłam Alberta tak, jak może się pragnąć mężczyzny. Prawdopodobnie pierwsze oznaki pojawiły się, gdy zaczęłam dojrzewać. Jednak wtedy myślałam o nim jak o wrogu oraz... jak o przyrodnim bracie, więc to odpychałam. Ale jak się nad tym zastanowić to już wtedy powinnam coś podejrzewać. Bo na pewno nie myśli się w ten sposób o swojej rodzinie.

Więc tak, chciałam być pożądana przez Alberta. Chciałam, żeby na mnie patrzył i mnie pragnął. Nawet jeśli miałabym później tego żałować, to chciałam spróbować. Ponieważ to właśnie do niego mnie ciągnęło. Więc chciałam sprawdzić z jego pomocą, co czułam i czy było to tylko fizyczne pożądanie.

Czy jednak coś więcej.

Jednak tego nie dowiem się tu. Siedząc przy stoliku i myśląc nad tym.

Wstałam gwałtownie.

Mogłam być zakochana, a wiedziałam, że był sposób jak to sprawdzić. Lecz do tego potrzebowałam Alberta. Jedynie z nim będę wstanie upewnić się co to było, co czułam. On mógł mi dać odpowiedź szybciej niż to bezsensowne wbijanie wzroku w okno i czekanie na nie wiadomo co.

Mój wzrok padł na dwie kobiety i aż przeklęłam.

Z nimi nie mogłam pójść!

- Muszę udać się do Alberta. Przez nikogo niezauważona – rzuciłam licząc, że to coś da.

Lionel obiecał, że nie będą stawać mi na drodze, ale też nie mogłam mu całkiem ufać. W końcu to on mi je wcisnął i przez niego łaziły za mną od tygodnia niczym cienie. Ten wredny mag mógł mnie zwyczajnie okłamać, by dobrze się bawić. Albo potem żartować, że mu w tej sprawie zaufałam.

Młode kobiety spojrzały na siebie w zamyśleniu, nim ponownie wbiły wzrok we mnie. Zdawały się być z jakiegoś powodu podekscytowane, co mnie zaskoczyło. To była pierwsza reakcja jaką mi pokazały.

- Proszę iść przez wejście i wyjście dla służby – powiedziała jedna z nich.

- I założyć coś... nierzucającego się w oczy – dodała druga.

Pomogą mi?

Uśmiechnęłam się, ruszając do garderoby wraz z dwoma kobietami. Pomogły mi one ukryć włosy i wybrać coś, co mogła założyć służąca lub mało bogata panna. A przynajmniej na to mogło się zdawać i tak mogło wyglądać z daleka. Więc i tak musiałam uważać, by nikt nie pojawił się blisko mnie.

*********

Przez prawie nikogo nie zostałam zauważona. Wobec czego szybko zastukałam w drzwi Alberta, który powinien być w swoim pokoju o tej godzinie. Przynajmniej na to liczyłam, gdy tak w napięciu czekałam aż ktoś mi otworzy.

Wreszcie drzwi otworzyły się, a w nich zobaczyłam Alberta. Musiał uciąć sobie drzemkę, bo wyglądał na zaspanego, jak gdyby właśnie się obudził. Prawie przez to zapomniałam po co tu w zasadzie przyszłam. Bo wyglądał tak... uroczo.

Też mi ulżyło, gdy mężczyzna potwierdził, że nie był moim bratem. To było niemal jak kamień z serca. Możliwe, ze właśnie przez to powiedziałam mu, że nie pójdę z nim do łóżka. Ponieważ wystraszyłam się, że mogę to zrobić. Że z przyjemnością to zrobię, jeśli wyciągnie ku mnie dłoń.

- Huh? – Albert drgnął na mój widok, nim rozejrzał się po pustym korytarzu i wciągnął mnie do swoich pokoi. – Co ty tu robisz, księżniczko?

- Zastanawiam się nad czymś – odparłam zamykając drzwi na klucz. Lepiej żeby nikt nagle nie postanowił wejść do pokoju.

- Tu?

- Tak. Tylko tu otrzymam odpowiedzi – przytaknęłam, nie odwracając wzroku od przystojnej twarzy Alberta. – Więc musiałam przyjść.

- Myślałem, że raczej będziesz mnie unikać...

- Chcesz ze mnie zrobić konkubinę, tak? – spytałam przerywając mu. – To znaczy... Czy nadal to planujesz zrobić?

- Może? Kto wie? – zaraz potem zmienił temat. – Mój prawdziwy ojciec chce zrobić ze mnie swojego następcę – odparł Albert, wzruszając ramionami. Uśmiechnął się następnie w ten podstępny sposób. – On od samego początku wiedział. Od dziecka wymieniał się ze mną listami, a potem sam zapragnąłem go poznać.

- Więc zostaniesz królem.

- Tak.

- Twoi bracia nie mają nic przeciwko?

- Nie. Bardziej im ulżyło.

Pokiwałam głową, opuszczając wzrok. Albert był ubrany w strój treningowy. Musiał do późna ćwiczyć lub sparować się ze swoimi braćmi. Innego wyjścia nie było, chociaż po powrocie mógłby zmienić ubrania. I zapiąć guziki koszuli, by nikt nie widział jego klatki piersiowej tak odsłoniętej.

- To cię ciekawiło? Księżniczko? – spytał Albert.

Też wtedy zrozumiałam dlaczego zawsze mnie tytułował. Jedynie od czasu do czasu mówił mi po imieniu, a tak zawsze byłam „księżniczką". A skoro od dziecka wiedział kim był, było prawdopodobne, że tak będzie mnie nazywać.

- Nie. To nie to.

W następnej chwili zrobiłam kilka kroków do przodu i złączyłam nasze wargi. Moje ręce objęły jego szyję, co mnie dziwiło. Nigdy wcześniej się nie całowałam, ale to wydawało się być takie naturalne. Jak też to, że Albert odpowie dokładnie tym samym. Przytulając mnie do siebie i całując namiętnie.

Serce biło mi mocno, oddech rwał się, a puls skakał jak oparzony. W tym momencie już wiedziałam. Przez cały ten czas byłam zakochana w Albercie, ale to tłumiłam. Bo był moim przyrodnim bratem.

Albert oparł mnie o ścianę, przestając nad sobą panować. To tak jakbym kolejny raz miała rację – mężczyzna mnie pragnął. Pokazywał to na każdym kroku, starając się być ostrożny. Ale tu nie można było być ostrożnym.

Moje ręce błądziły po torsie Alberta, zsuwając z niego koszulę. Zaś mężczyzna ściągnął ze mnie sukienkę, bo nagle zaczęła nam przeszkadzać. Za bardzo oddzielała nas od siebie.

Moje dłonie trafiły na spodnie Alberta i to sprawiło, że mężczyzna gwałtownie się odsunął. Dysząc wpatrywał się we mnie. Sukienka utknęła na moich biodrach, przez to, że nie została całkiem rozpięta. Ale odsłaniała wszystko to, co było wyżej, przez co Albert nie wiedział gdzie patrzeć.

- Powinnaś... - mężczyzna pokręcił głową, zakrywając ręką twarz. – To było niebezpieczne, księżniczko.

- Czyżby?

Zrzuciłam sukienkę i ruszyłam ku Albertowi, który nie mógł oderwać ode mnie spojrzenia. Nawet dał się oprzeć bez walki o ścianę, za bardzo zaskoczony moim zachowaniem.

- Bardzo.

- Czyż nie chciałeś mojego ciała? – spytałam unosząc brew.

- Nie. Nie tak... - wymamrotał z zagubieniem. Zaraz potem się zaczerwienił. – Nie obawiasz się?

- Czego miałabym się obawiać?

Po twarzy Alberta przemknął jakiś wyraz, nim całkiem zniknął, zastąpiony innym. Pożądaniem. Wtedy też przestał się zastanawiać, myśleć i całkiem poddał się temu, co było między nami.

Dzięki niemu odkryłam też dlaczego Meridian i Elmira nie mogły nie ulec swoim mężom.

Tej nocy również nie zamierzałam się niczym przejmować. Bo wreszcie robiłam coś wyłącznie dla siebie. Chciałam wylądować z Albertem w łóżku, to też to właśnie zrobiłam. Zaciągnęłam go tam.

I niczego nie żałowałam.

Ponieważ naprawdę chciałam to zrobić z Albertem nawet jeśli on mówił, że chciał zrobić ze mnie konkubinę. Nawet jeśli jedyne co chciałby to moje ciało. Bo to wcale się nie liczyło w tamtym momencie.

Dlaczego? Dlatego, że to było coś, co pragnęłam zrobić.

Z tego też powodu dzień później również zobaczyłam się z Albertem, który przestał całkiem panować nad sobą. I oddaliśmy się rozkoszy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top