13. Zabawa w kotka i myszkę

Raz kiedyś wraz z przyjaciółkami złapałyśmy seryjnego złodzieja. On koncentrował się na kobietach w różnym wieku oraz starszych mężatkach. Rycerze przy tym byli bezradni, bo nie potrafili odkryć prawdziwego wyglądu tego zwyrodnialca, ponieważ zawsze ukrywał swoją tożsamość.

Ale my akurat byłyśmy w pobliżu, gdy doszło do kradzieży. Elmira zareagowała szybciej niż my i podhaczyła nogi uciekającego złodzieja. Ten wywalił się, więc mogłyśmy go we cztery pochwycić. Oczywiście to nie tak, że się nie rzucał i grzecznie czekał na to, co zrobimy. Co to, to nie, w końcu sądził, że poradzi sobie z kobietami.

Wydarzyło się to w trzy lata temu. Dobrze to pamiętałam, bo wtedy też z opóźnieniem świętowałyśmy moje siedemnaste urodziny. To był też czas, gdy królowa udaremniła próbę ojca do urządzenia mi przyjęcia urodzinowego. Dlatego byłam wyjątkowo zła. Wobec czego uderzyłam leżącego mężczyznę, nogą w kroczę, nim Meridian dała mu w brzuch. Z kolei Malta zdziwiła nas tym, że zamiast wezwać rycerzy, wycelowała pięścią w splot słoneczny złodzieja. W ten sposób wciągnęłyśmy go do najbliższego sklepu, prosząc pracowników o wezwanie kogoś z pałacu. Tak, żeby go aresztować.

Ale to nie był koniec przygody, bo złodziej zagroził że będzie milczeć. Śmiał się z nas, mówiąc że byłyśmy zbyt młode, by zrozumieć jak działa świat. To zdenerwowało mnie i Elmirę, bo nie miał prawa mówić czegoś podobnego. Czy krzywdzić innych z powodu tego, jak działał świat.

Więc zaczęłyśmy mu grozić, torturować na swój sposób, dopingowane przez pracowników sklepu. To torturowanie odbyło się w kilku etapach. Malta zaproponowała łaskotanie, Meridian – zabranie mu, jego zdobyczy. Elmira zaczęła niszczyć jego ubranie, co sprawiło, że zaczął mięknąć. Z kolei ja opowiadałam mu, jak to działają lochy w pałacu. Tam się nie patyczkuje z więźniami. A, że od czasu do czasu widziałam się z rycerzami tam pracującymi... cóż, wiedziałam na ten temat całkiem sporo.

Złodziej złamał się od razu i wyśpiewał wszystko. Nawet błagał rycerzy, by go zabrali byle dalej od nas. W ten sposób otrzymałyśmy pochwałę od cesarza, darmowe (roczne!) zakupy w tym sklepie. Oraz coś jeszcze. Ludzie zaczynali nas rozpoznawać, gdy byłyśmy wszystkie razem.

Od tego też czasu złodzieje tak łatwo nie chodzili po stolicy. Raczej uważali, by nie wpaść podobnie jak ich kumpel z profesji.

Tak czy inaczej nie sądziłam, że kiedykolwiek powtórzymy coś podobnego. Że po trzech latach ponownie pokażemy jak dobrze znałyśmy ten świat. I na co było nas tak naprawdę stać.

Kiedy doszłam do szopy, przyjaciółki już tam stały, ubrane w stroje do jazdy konnej. A przynajmniej Meridian i Malta. Elmira założyła wygodniejszą spódnicę, wyglądając na zazdrosną. Jednak z czułością gładziła brzuch.

- Kira!

- Jak dobrze was widzieć – zawołałam z uśmiechem. – Wam też przypominają się dawne dobre czasy?

- Tak! – przytaknęła gorliwie Mer. – Tęskniłam za tym. Pamiętam, że później ta Lady Zachodzące Słońce próbowała zabłysnąć z czymś podobnym. Ale jej nie wyszło, bo byłyśmy wtedy takie wspaniałe.

- Zwłaszcza Malta. W życiu nie pomyślałabym, że uderzy tego złodzieja – zachichotała Elmira, obejmując przyjaciółkę ramieniem.

- Często widziałam jak walczyli rycerze – powiedziała, krzywiąc się. – Stąd pomyślałam, że to... pomoże.

- Byłaś wspaniała! – rzuciłam, wskazując drzwi. – To co? Odświeżymy wspomnienia za pomocą tego lekarza? Przyznam, że jedynie na to czekam od kiedy dowiedziałam się, że go dorwali.

- Ja też! – zawołała Elmira.

Wreszcie weszłyśmy do środka, gdzie stało dwóch moich rycerzy. Oddzielali oni cztery osoby od mężczyzny związanego do ściany po przeciwnej stronie. Na prawo przytulała się kobieta do swoich córek, które nie weszły jeszcze w dorosłość. Wszyscy byli związani do ścian. Przy tym nie mogąc nawet drgnąć z obawy, że rycerze ruszą w ich stronę i coś im zrobią.

- Co za wspaniałe spotkanie po latach, czyż nie? – spytałam, przyglądając się mężczyźnie w wybrudzonym i podartym ubraniu. Zdążył się postarzeć, posiwieć i przytyć przez ten czas. Musiał też skończyć pięćdziesiąt lat. – Naprawdę się stoczyłeś, co lekarzu? Nawet nie wiedziałam, że tak można.

- K-księżniczka?!

- Tak, księżniczka Kira Alma Daves – przedstawiła mnie Meridian, wskazując dostojnie. – Pamiętasz ją?

- Musi pamiętać – zaśmiała się z podekscytowaniem Elmira.

- Nie rozumiem. Dlaczego jestem tak potraktowany przez księżniczkę? Przecież... ja nic nie zrobiłem!

- Dlaczego? – zdziwiona zmarszczyłam brwi.

- Jaki on bezczelny – westchnęła Malta, kręcąc głową.

- Mogę go kopnąć, księżniczko – zaoferował jeden z rycerzy z gorliwością, którą dało się widzieć również u pozostałych. – Może wtedy sobie przypomni?

- Nie bijcie mojego męża! To musi być jakieś nieporozumienie! Błagam...

Obróciłam się. Kobieta była młodsza od mężczyzny, też na pewno o niczym nie wiedziała. I pojawiła się w jego życiu dopiero, gdy zdążył on zbiec ze stolicy. Kto by pomyślał, że lekarz wiódł sobie spokojne życie u boku kobiety przynajmniej o dziesięć lat młodszej.

Podeszłam do grupki, przykucając.

- Nieporozumienie? – uśmiechnęłam się, gdy córki wbiły się mocniej w matkę. – Och nie, to żadne nieporozumienie. Bo widzisz, twój mąż zrobił coś strasznego i nieodwracalnego. Przez co musi zapłacić. Za swoje grzechy.

- Nie! Księżniczko, ja w życiu nie zrobiłbym...

- Zabił poprzednią królową – wcięłam się, zamykając usta lekarzowi. – Zrobił to dla żałosnej konkubiny, której zamarzył się tytuł królowej.

- C-co?

Kobieta zbladła, próbując zrozumieć to, co właśnie usłyszała. Zwłaszcza, że jej mąż całkiem zamilkł, nawet nie próbując zaprzeczyć. Jasne, mógł być zwyczajnie zszokowany, jednak tym razem to nie o to poszło.

- Mylisz się! – zawołał z opóźnieniem, które dało się zauważyć. – Ja nigdy nie mógłbym zabić królowej!

- Klniesz się na życie swoich córek i żony? – spytała uprzejmie Elmira.

- Jeśli tak, to zostaniesz caaaałkiem sam – dodała Meridian z chichotem. – W końcu nie możesz powiedzieć, że tego nie zrobiłeś pod taką przysięgą. Prawda?

- Ja nigdy...!

- Rozdzielcie matkę od dzieci – rzuciłam machając ręką i wstając powoli. – Nie mam czasu na ciągnące się przesłuchania.

- Nie!

- Błagam księżniczko – wyszeptała kobieta przytulając mocniej córki do siebie. – Nie wiem czym zawinił mój mąż, ale błagam... K-kochanie! Powiedź coś! Przecież nie mógłbyś tego zrobić!

- Sprzedajmy je do burdelu – zaproponowała Elmira. – Lionel powiedział, że takie precedensy się zdarzają w biednych rodzinach.

- Naprawdę? – zdziwiła się Malta, obracając do przyjaciółki.

- N-nie!

- Mamo!

- Ja nie chcę!

Dziewczynki zaczęły płakać, myśląc że naprawdę zrobimy coś takiego. Nawet spojrzały na mnie z czystym przerażeniem w oczach. Zapewne nigdy wcześniej nie miały do czynienia z arystokracją, która robiła co chciała i kiedy chciała. Lekarz musiał chronić je do tego stopnia.

- Księżniczko – jęknęła kobieta, kręcąc głową. – Błagam, nie rób tego. O-one nie skończyły nawet szesnastu lat... Kochanie! Zrób coś!

Spojrzałam na lekarza, który z białą ze strachu twarzą, spoglądał na swoją rodzinę. Dopiero potem spojrzał na mnie, która tylko czekała aż się odezwie. Czego nie zrobił, zapewne testując, czy na pewno odważę się wykonać swoją groźbę. W końcu poznał mnie, gdy byłam dzieckiem.

Jednak od tego czasu dużo się zmieniło.

Skinęłam na rycerzy, którzy z parszywymi uśmiechami, ruszyli w moim kierunku. Wtedy lekarz zaczął się szarpać i krzyczeć, bo domyślił się, że nie byłam już małą dziewczynką. Wreszcie musiał pojąć, że nie uda mu się wygrać.

- Chyba poszedł po rozum do głowy – rzuciła Malta. – Teraz powiesz co zrobiłeś? Czy może dalej będziesz milczeć?

- Tylko nie dotykajcie mojej żony i dzieci! Błagam! – wrzasnął panicznie.

- Och, ale to nie ty tu wydajesz polecenia – zaśmiała się Meridian.

- Proszę... księżniczko...

Machnęłam na rycerzy, którzy klikając językami cofnęli się. Dobrze wiedzieli, że muszą mnie posłuchać.

- Więc? Powiesz mi?

- J-jak mówisz, wykonywałem polecenie rodziny obecnej królowej. Byłem chciwy, więc... - zagryzł wargę, obejmując się ramionami. – Należałem też do tych, którzy uważali, że twoja matka, księżniczko, nigdy nie powinna otrzymać tego tytułu. Szukaliśmy dziury w całym, a potem... dołączyłem do markiza i zajmowałem się poprzednią królową. O-oni dali mi truciznę i powiedzieli jak jej użyć. A potem obecna królowa spotkała się ze mną, by otrzymać raport. Za każdym razem po dodaniu trutki.

- Coś jeszcze? – spytała Elmira.

- Kiedy wykonałem zadanie, dali mi pieniądze i kazali się ukryć. Mieli mnie wezwać, gdy będę znów potrzebny! – zawołał pośpiesznie, kuląc się. Jednak jego wzrok nie opuszczał jego rodziny. – Wiedziałem, że mogą mnie zabić, więc ukryłem się w innej części cesarstwa, żeby ocalić życie.

- Posłużysz jako świadek. Ale jeśli postanowisz się zabić, wiedz że będziesz mieć na sumieniu również swoją rodzinę – rzuciłam mściwie, spoglądając z góry na mężczyznę. – Nic mnie nie powstrzyma.

- Przepraszam! Przepraszam księżniczko!

- Teraz to na nic. Pilnujcie ich!

- Tak jest!

Dopiero wtedy wyszłyśmy z szopy i zaczęłam się trząść.

Tak zwyczajnie przyznał się do winy, nie mając wyrzutów sumienia. Nawet nie czuł się winny za to, co zrobił. Dobrze to widziałam, gdy tak patrzył na swoją rodzinę. Dla niego oni liczyli się bardziej. Nie to, że sam pozbawił matki dwójkę dzieci.

- Och, chodź tu – Malta przytuliła mnie ze smutkiem.

Zaraz potem dołączyły do niej dziewczyny, które zaczęły mnie pocieszać. Mówiły, że razem rozwiążemy ten problem. Że mnie nie opuszczą, bo od dziecka trzymałyśmy się razem. I będziemy się trzymać do końca naszych dni.

- Jak on mógł – jęknęłam przez łzy.

- To drań.

- Załatwimy ich wszystkich.

- Nie zostawimy cię z tym samej.

Tak, na przyjaciółki zawsze mogłam liczyć. I wiedzieć, że będą przy mnie, gdy będę ich potrzebować.

- Kocham was – wyszeptałam.

- Och, Kira!

- My ciebie też!

- Damy sobie razem radę!

Dopóki je miałam przy sobie, czułam że nic nie pójdzie źle.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top