#.4

Jason siedzi przy okrągłym stole (nie, nie Okrągłym Stole króla Artura). Musi się nieźle wysilić, aby zachować spokój. 

Na zewnątrz zamek prezentował się, wręcz, jak z bajki. A wnętrze oczarowuje go. Gobeliny, uszyte własnoręcznie, wzbudzały w nim podziw, piękne zdobienia zaparły dech w piersiach. Gdy Twilight prowadziła go do pokoju, gdzie mieli wszystko wyjaśnić, Jason nie mógł przestać oglądać się na boki i zachwycać się wszystkim. Dodatkowo, Rarity jeszcze wychwalała się jak sama pomagała dekorować zamek. 

Kiedy już doszli na miejsce, usiedli sobie przy stole i podano herbatkę z ciastkami. Rudzielec, widząc deser, zrozumiał jak bardzo jest głodny. Lecz nie tknął jedzenia, gdy zdał sobie sprawę z jednego- za cholerę, nie wie jak używać tego rogu na czole.

Rarity, Twilight i ten dziad Star Swirl najnormalniej w świecie używają telekinezy. Widział kilka razy jak jego znajomy, Grande, stary iluzjonista, używa czegoś takiego, lecz Jason jest zielony w tej sprawie. Kątem oka zauważył, że Fluttershy trzyma filiżankę w dwóch kopytkach i pije, więc zrobił jak ona. A ciasteczek, które mu nałożono, pozwolił zjeść Panu Glutton' owi, który teraz zwinął się koło jego krzesła i śpi.

Wszystko pięknie, tylko ten staruszek Star Swirl cały czas patrzy się na niego dziwnie. Jakby coś mu mówiło, że Jason nie jest wcale kucykiem, tylko potwornym mordercą, który robi z ludzi lalki.

— Więc... ten wąż należy do ciebie? — pyta fioletowa księżniczka, uśmiechając się przyjaźnie.

— Tak... ma na imię Pan Glutton...

Jakby na te słowa, pluszak wydał z siebie coś na rodzaj beknięcia.

— Ojejku... nigdy nie widziałam takiego gatunku węża...— oznajmia Fluttershy cicho.

— Ja też... skąd go masz?— dopytuje się stary piernik, gładząc kopytem swoją brodę i mając zamyślone spojrzenie.

— Cóż... on... ja...— próbuje coś wymyślić Jason. Nie jest pewny jak, co ma im właściwie powiedzieć. 

"Ach, to stworzony przeze mnie wąż do zjadania ludzkich części ciała, które nie są potrzebne lalce. A wy macie jakiegoś pupila?" Tut mir leid*, nie. To co im powiedzieć, w takim razie? 

Każdy kucyk przy stoliku się na niego gapi, toteż wypadałoby coś odpowiedzieć. 

  — Dostałem go... od przyjaciela... — wymyśla wreszcie.— Były moje urodziny i dał mi go. Nie pytałem, skąd go wytrzasnął.

  — To trochę podejrzany ten przyjaciel — stwierdza Rainbow Dash, biorąc siarczysty łyk ze swojej filiżanki.

  — Rainbow Dash! — woła Applejack z uniesionym kopytkiem. 

  — No co?

 — Jest w porządku! — szybko mówi Jason. — Sam czasem uważam go za dziwnego!

  — A jak on wygląda i jaki jest? — chce wiedzieć Twilight.

To jestem w dupie.- myśli Jason. 

Okej, teraz będzie trzeba też kłamać. Nie powie raczej, że jego kumple są zabójcami, gdzie jeden używa krwi do malowania obrazów, drugi to duch żywiący się smutkiem i depresją, a trzecia to anielski sędzia albo coś w tym stylu. Wtedy trafiłby do psychiatryka... zakładając, że kucyki MAJĄ coś takiego jak zakłada psychiatryczny. Jeśli nie, to ma ogromne szczęście.

  — On... jest szary. — zaczyna opis Jason i już ma ochotę strzelić facepalm' a. Lub, będąc w świecie kucyków, facehoof' a. To był iście idiotyczny początek opisu.

 — Szary, powiadasz? — Star Swirl jeszcze mocniej gładzi swoją brodę. — Jak ja, czy może jak król Sombra?

  — Kto kur...de? 

  — Taki zły kuc, który wybuchł...— wyjaśnia Rainbow Dash.

  — Aha... — mówi Jason, mając nadzieje, że on nie wybuchnie.

  — To jak twój kumpel wygląda?  — ciągnie za język Applejack.

  — To jest szary... ma żółte oczy...i czarną grzywę... — opisuje Puppeteera, Jason.— Ubiera się też na czarno... i uwielbia teatr.

  — To z pewnością spodobałyby mu się występy na Wigilię Serdeczności w Cancerlocie.  — uznaje Twilight.

Do pomieszczenia ktoś wchodzi. Są to kolejne jednorożce. Jedna z nich to lawendowa klacz, z kobaltowymi oczami i grzywą w odcieniu jagodowym i purpurowym razem z akwamarynowymi pasemkami. Na jej grzbiecie siedzi mały smok, który przypomina te pluszaki za dziesięć dolców w sklepie Jasona. 

  — Hej... co to za zebranie? — klacz ogarnia wzrokiem pokój i dostrzega Jasona. — I kim jesteś?

  — To Jason. Ocalił Applejack!  — mówi Rarity, która dotychczas tylko wpatrywała się w Zabawkarza.

  — Ocalił...?

  — Ja tylko uspokoiłem mojego węża— tłumaczy rudzielec.

  — Jasonie, poznaj moją uczennicę, Starlight Glimmer— przedstawia klacz Twilight.— Starlight, poznaj Jasona the Toy Makera.

  — Miło cię poznać...— odzywa się smok i schodzi z klaczy. — Jestem Spike.

No, chyba nie jesteś taki ostry.- stwierdza w głowie Zabawkarz.

  — Mi też miło...

 — Fajny znaczek. — komplementuje smok, podchodząc do Jasona i wskazując na jego zadek.

Jason patrzy się we wskazywaną stronę. Dopiero w tym momencie dostrzega na swoim boku jakiś tatuaż, czy coś takiego. Przedstawia on pluszowego królika, który jest z jednej strony czerwony, a z drugiej karmelowy. Wygląda zabawnie.

  — Dziękuje, mały.

 — Hej, nie rób mu kompleksów!— śmieje się Rainbow.

  — Ale on mi nie robi kompleksów...  — prostuje zawstydzony smok.

***

Starlight wychodzi z sali, wraz ze Star Swirl'em oraz Twilight. 

Dwie godziny ten cały Jason spędził w zamku Przyjaźni. Chociaż wydawał się całkiem przyjazny i nawet trochę nieśmiały, coś w nim nie pasowało dla lawendowej klaczy. Prawdą jest, niż widziała w nim starą siebie- kucyka, który tylko udaje miłą, aby oszukać innych. 

Opowiedziała o swoich obawach nauczycielce oraz staremu czarodziejowi. Nawet oni potwierdzili wyczuwali, że coś jest nie tak z tym ogierem.

  — Wydawał się dziwnie zdenerwowany... — zauważyła Twilight.— Jakby się czegoś wstydził...

  — Jego imię mi się z kimś kojarzy... jakiś kucyk, którego spotkałem tysiąclecia temu... ale moja pamięć już zawodzi...— stwierdził, ze smutkiem, Star Swirl.

 — On coś przeskrobał... jestem tego pewna...— wyjawia swój niepokój Starlight.

 — Nie oceniaj go tak pochopnie— ostrzegł Swirl.— Ja tak postąpiłem i straciłem wiele... nie popełniajmy moich błędów...

  — Ale nie możemy ot tak tego zostawić!

  — Mam plan— wtrąca się Twilight.— Będziemy go śledzić. Jak tylko zrobi coś podejrzanego, natychmiast działamy.

Oba jednorożca na to przystały. Starlight ma go obserwować jako pierwsza. 

Ma nadzieje, że się myli, co do niego i Jason nie ma złych intencji. Ma już dość ciągłej walki ze złoczyńcami. Chce, aby już  był spokój.

Przy wyjściu z zamku, widzi Rarity, z tym Zabawkarzem. Da się zauważyć, że biała klacz czuje do niego chemię. Martwi ją to. Jeśli jej przypuszczenia są słuszne, to Rarity może być w poważnych kłopotach...

***

*Tut mir leid- "Przykro mi" po niemiecku

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top