Rozdział 6
***Skillet - "Whispers In The Dark"***
***Blacklite District - "Okay" "Goodbye"***
***Melanie Martinez - "Tag, You're It"***
Przerażony otworzyłem oczy i odkryłem, że na nich mam czarną opaskę.
Chciałem się poruszyć i poczułem, że jestem przykuty kajdankami do łóżka. Albo jakiegoś materaca.
Zacząłem się szarpać, a po chwili zmęczyłem się i po prostu leżałem wgapiając się w czarny materiał.
Nie wiem, ile czasu minęło, ale usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i mimowolnie cały się spiąłem.
Potem był dźwięk zbliżających się kroków i choć próbowałem leżeć nieruchomo to mimowolnie zacząłem trząść się ze strachu.
Poczułem czyjeś zimne dłonie na swoim ciele. Tu już po prostu nie byłem w stanie wytrzymać i zacząłem się szarpać.
- Z-zostaw m-mnie psychopato! - Wrzeszczałem, starając się nie płakać.
Zamiast odpowiedzi poczułem mocne uderzenie jakimś pasem. Krzyknąłem z bólu, a potem usłyszałem męski głos.
- Będziesz grzeczny? Nie lubię cię karać. A tak poza tym, to jestem Jacek, nie psychopata.
Wtedy go poznałem. To był ten sam facet, który chciał się mną "zająć", gdy siedziałem przywiązany do krzesła w obozie.
- Ile za mnie dałeś, co?
- Nie powinieneś o to pytać, ślicznotko.
- Zamknij się i nie mów tak do mnie!
Poczułem drugie, o wiele mocniejsze uderzenie na brzuchu i znów wrzasnąłem.
- Miałem rację, że w obozie było mi lepiej!
Zacisnąłem zęby, oczekując na następne uderzenie, ale zamiast niego mężczyzna wpił się w moje usta.
Całował mocno i zachłannie, a mnie po chwili zaczęło mi brakować tlenu.
Gdy w końcu oderwał się ode mnie zaczerpnąłem powietrza, a on pogłaskał mnie po głowie.
- Jesteś taki uroczy... - Powiedział cicho, jakby do siebie. - Naprawdę, tutaj będzie ci o wiele lepiej niż z... nimi...
- Po pierwsze, nie jestem uroczy! A po drugie, w obozie było mi o wiele lepiej niż tutaj z tobą!
- Kochanie, to dlatego, że jeszcze nie przeżyłeś tu chociaż jednego dnia.
- Nie muszę! Wiem, że będzie tu tragicznie!
- Ty na serio wolałeś głodować i walczyć na śmierć i życie o każdy dzień? - Prychnął rozbawiony.
- A żebyś wiedział, że tak! Przynajmniej było kogo rozerwać na strzępy! Wypuść mnie tylko, a pokażę ci na co mnie stać!
- Nie gorączkuj się, bo dostaniesz karę. - Mruknął cicho nie zważając na moje krzyczenie.
Nagle poczułem, jak coś wbija mi się w ramię.
- C-co ty r-robisz?! - Zapiszczałem.
- To? To jest po to, żebyś się troszkę uspokoił i dał sobie pomóc.
- J-jesteś nie-nienormalny! R-rozwiąż mnie!
- Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. I nie obrażaj mnie, bo nie chcę dawać ci kary, gdy nawet nie poznałeś zasad.
- J-jakich z-zasad? - Wyjąkałem niepewnie.
- Widzisz, jaki jesteś uroczy? - Zaśmiał się mężczyzna i zaczął wyjaśniać te jego "zasady", podczas gdy ja z każdym kolejnym punktem czułem, jakbym umierał.
- Więc tak.. - Zaczął. - Po pierwsze, masz mówić mi tatusiu i...
- Chyba coś cię pojebało!
Jacek wydał bliżej nieokreślony dźwięk i znów zaczął uderzać mnie pasem po brzuchu.
Gdy skończył, zaczął głaskać mnie po ranach, sprawiając, że bardziej bolały.
- No dobrze, na czym to ja skończyłem? ...Ach, tak. Masz mówić od mnie tatusiu i wykonywać moje polecenia. Po drugie, jesteś grzeczny i słuchasz się starszych. Po trzecie, traktujesz innych z szacunkiem, zrozumiano? - Wycedził, dając nacisk na ostatnie słowo. Nie odpowiedziałem mu, na co on wzdychnął i wrócił do swojej wypowiedzi. - Po czwarte, nie wolno ci pić, palić, przeklinać, i tak dalej. Po piąte, jeśli coś cię boli, źle się czujesz albo coś jest nie tak, to mi to mówisz, okej? - Znów zastał ciszę, więc ponownie wrócił do swojego monologu. - Po szóste, gdy o coś cię pytam, odpowiadasz. - Czułem jego wzrok, na swoim ciele. Dzięki Bogu, że miałem tę opaskę na oczach! - Po siódme, ubierasz to co JA ci dam. Nie możesz sam wybierać sobie ubrań. - Co on do mnie gada?! Jak to nie mogę wybierać sobie ubrań? Przecież nie mam pięciu lat!
- Nie jestem małym dzieckiem, żebyś decydował o moim stroju. - Powiedziałem zimno, na co poczułem kolejne uderzenie w brzuch.
- Po ósme, nie przerywasz mi jak coś do ciebie mówię! - Wrzasnął tak, że aż mnie uszy zabolały. - Po dziewiąte nie pyskujesz, nie robisz scen, nie obrażasz się i nie wzdychasz. - Boże, co to jest za człowiek, przemknęło mi przez myśl. - Po dziesiąte, możesz się przyjaźnić tylko z kim JA ci wybiorę. No, to na razie na tyle. Jak coś jeszcze wymyślę, to ci powiem. A, no i chyba nie muszę mówić, że nie wolno ci uciekać i jak nie będziesz grzeczny, to będziesz miał kary, tak? - Zapytał łagodnie. Nie mogłem mu odpowiedzieć. Nie ulegnę.
- Pytałem się o coś... - Zaczął zirytowany. Znów cisza. Mężczyzna odwiązał mnie od łóżka, na którym leżałem i wziął mnie na ręce jak małe dziecko. Chciałem mu się wyrwać, ale z przerażeniem odkryłem jedną rzecz.
- D-dlaczego n-nie m-mogę się r-ruszać? - Zapytałem drżącym głosem, wlepiając przerażone spojrzenie w Jacka, który mnie niósł.
- Ach, kochanie, byłeś niegrzeczny, a ja chciałem cię przenieść, więc podałem ci taki jeden specyfik. Muszę przyznać, że jestem zachwycony jego działaniem.
- N-nie zgadzałem się na to... - Zacząłem cicho.
Poczułem jego usta na swoim czole, a do moich oczu napłynęły łzy.
- C-chcę do d-domu... - Zapiszczałem cicho. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to zdanie opuściło sferę moich myśli i przerażony popatrzyłem na mężczyznę.
- Przecież jesteś w domu, kochanie. - Powiedział rozbawiony nawet na mnie nie patrząc.
- T-to nie jest m-mój dom... I n-nigdy nim ni-nie będzie...
- Ćśśś, zadbam o ciebie. Obiecuję, że będzie ci tu dobrze.
Ze wszystkich sił starałem się powstrzymać łzy, ale one uparcie spływały po mojej twarzy, a każda z nich paliła niczym ogień.
- Kochanie, czemu płaczesz? - Zapytał Jacek przerażony. - Co się stało?
- P-puść mnie... Po prostu d-daj mi o-odejść... Nie chcę z t-tobą mieszkać. W ogóle nie chcę z nikim m-mieszkać!
- Nie masz wyboru, aniołku. Tatuś o...
- N-nie mów t-tak do mnie! - Jacek popatrzył na mnie, a w jego oczach dostrzegłem złowrogi błysk.
- Uspokój się! - Warknął, nadal mnie niosąc.
Po chwili wniósł mnie do jakiegoś pokoju. Wyglądał jak typowy, dziecięcy pokoik.
Nie mogłem ruszać głową, a co za tym idzie nie mogłem dokładnie się rozejrzeć, ale zauważyłem, że sufit jest pomalowany jak niebo. Był jasnobłękitny z jakimiś chmurkami i słońcem. Zobaczyłem też, że ściany są pomalowane w jakieś zwierzątka, postacie z bajek.
- A, byłbym zapomniał. - Zaczął mężczyzna. Podniosłem wzrok i zobaczyłem, że wpatruje się we mnie. - Nie wolno ci dotykać piekarnika, kuchenki i ostrych rzeczy, okej?
- N-nie jestem dzieckiem...
- Jesteś, tylko o tym zapominasz.
Jacek zatrzymał się i położył mnie... w łóżeczku... Takim typowym łóżeczku dla dzieci.
- D-dobrze się czu-jesz? - Wydukałem patrząc na niego.
- Powiedziałem, że nie chcę ci dawać kar pierwszego dnia tutaj, ale zaraz nie wytrzymam. - Warknął ostrzegawczo.
- P-proszę, zostaw m-mnie... - Mówiłem coraz ciszej.
- Ćśśś... Zaraz wrócę, okej? - Powiedział łagodniej.
Gdy tylko opuścił pokój, zacząłem cicho szlochać. Jestem taki słaby... Beznadziejny... Jestem idiotą, marzycielem, cholernym dzieckiem wierzącym w dobrych ludzi! Leżałem z łzami bezsilności płynącymi po twarzy. Nawet nie miałem jak ich zetrzeć.
Moje rozmyślenia przerwał paraliżujący ból całego ciała.
Ta "substancja" chyba przestawała działać, ale wszystko bolało mnie, jakbym cały dzień siedział w jednej pozycji. Ból był taki, jak przy zdrętwiałych kończynach, tylko rozchodził się po całym organizmie. Najgorszy był ten w głowie. Wprost nie do wytrzymania. Jakby coś rozsadzało mi czaszkę od środka.
Skuliłem się na łóżku przyciskając dłonie do głowy.
Zacząłem bardziej płakać, co jakiś czas wyjąc i jęcząc z bólu.
Usłyszałem otwierające się drzwi, ale miałem je gdzieś. Po chwili ktoś wziął mnie na ręce, a ja wrzasnąłem.
- Cichutko już... Ćśśś... - Mężczyzna chodził po pokoju i kołysał mnie na rękach. Było jeszcze gorzej, niż jak leżałem nieruchomo.
- P-proszę... J-jest j-je-jeszcze go-gorzej... P-połóż m-mnie... - Wyszlochałem błagalnie patrząc mu w oczy.
- Ćśśś... Już nie płacz... - Powiedział, jakby ignorując moją prośbę. - Zaraz ci przejdzie, kochanie. Wytrzymaj jeszcze troszkę...
Poddałem się i płakałem z bólu, podczas gdy Jacek nosił mnie na rękach i przytulając do siebie, łagodnie coś mi mówił. Nawet nie zwracałem uwagi, co on wygaduje.
W pewnej chwili moje ciało ogarnęła taka fala bólu, że zacząłem się rzucać w ramionach mężczyzny, powodując szybkie zderzenie z podłogą, po której zacząłem się tarzać.
Było coraz gorzej, ból był coraz większy, czułem, jak moje serce osiąga nowe rekordy i jak mój żołądek protestuje. Z każdą chwilą traciłem oddech, jednocześnie czując jak moje płuca błagają o powietrze. Może w końcu zginę...
Po dłuższej chwili ból ustał, a ja leżałem na ziemi, niezdolny do poruszania się.
Każdy oddech nadal był wyzwaniem, ale powoli zaczynałem się uspokajać.
Wszystkie moje mięśnie i organy paliły żywym ogniem, a ja bałem się poruszyć, w obawie, że fala bólu znów się pojawi.
- Lepiej już? - Niepewnie popatrzyłem na mężczyznę, a on delikatnie wziął mnie na ręce i położył w tym nieszczęsnym łóżeczku.
- Prześpij się troszkę, dobrze? Porozmawiamy jak odpoczniesz. -
Poczułem jeszcze, jak Jacek wkłada mi coś do ust i przykrywa czymś miękkim.
Obudziłem się wypoczęty, choć bardzo zamroczony.
Czułem, że mam coś w ustach, a gdy to wyplułem, to... Po prostu się popłakałem...
W ustach miałem dziecięcy smoczek.
Zwinąłem się na łóżku i szlochałem starając się opanować.
Usłyszałem otwierające się drzwi i szybkie kroki.
- Kochanie, co się stało? - Jacek wyciągnął do mnie ręce, ale ja uciekałem przed jego dotykiem.
W końcu udało mu się mnie złapać, a ja zacząłem płakać jeszcze głośniej.
Mężczyzna znów zaczął mnie kołysać bez przerwy wypytując co się stało.
- Nie chcę żyć, to się stało! - Powiedziałem, po czym dodałem. - Czego wy nie rozumiecie?!
- Jacy "my", Aruś?
- Nienawidzę tego przezwiska! - Wrzasnąłem.
- A moim zdaniem jest urocze. - Zamruczał mężczyzna przerywając mi.
- Nienawidzę tego przezwiska! Nienawidzę tego życia! Nienawidzę tego świata! Nienawidzę ludzi! Nienawidzę ciebie! - Uderzyłem go w żebra, na co on głośno krzyknął z bólu i puścił mnie.
Boleśnie zderzyłem się z podłogą, ale jakoś spłynęło to po mnie.
Szybko wstałem i stanąłem na przeciw niego.
- Spokojnie, zaraz porozmawiamy, dobrze? Chodź do mnie. - Powiedział wyciągając ręce. - Pójdziemy na dół, zrobię ci mleczka i...
- Nie chcę twojego cholernego mleka! Chcę być wolny! Wypuść mnie stąd!
- Uspokój się, bo dostaniesz karę. - Warknął mężczyzna, po czym znów wyciągnął do mnie ręce. - No, chodź. Obiecuję, że nic ci nie zrobię...
- Przestałem wierzyć w obietnice...
- No, chodź do mnie. Obie... Znaczy... Naprawdę będzie ci tu lepiej. -
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, ja - wściekły jak osa, a on - zmartwiony i lekko zdenerwowany.
Zanim zdążyłem zorientować się, co się dzieje, Jacek podniósł mnie i złapał mocno uniemożliwiając mi tym samym ruch.
- Chcesz czegoś konkretnego, czy tak po prostu chcesz sobie kogoś pomęczyć? - Zapytałem ostro, a on popatrzył na mnie coraz bardziej zły.
- Chcę się tobą zająć, więc z łaski swojej mógłbyś po prostu przestać udawać, że dasz sobie radę sam i przyjąć pomoc, której zresztą potrzebujesz. - Odparł lodowato cały czas mnie niosąc.
Po jakimś czasie zobaczyłem schody i mimowolnie cały się spiąłem. Chociaż... A gdybym tak z nich spadł? Może coś by mi się stało...
Szarpnąłem się w ramionach mężczyzny, który tym razem chyba był na to przygotowany, bo tylko mocniej mnie złapał i zaczął schodzić po schodach.
Posadził mnie na stole w kuchni i sam zaczął coś przygotowywać. Nie byłem nim zbytnio zainteresowany. O wiele bardziej interesowały mnie okna i drzwi oraz widok za nimi.
Gdy Jacek skończył, bez słowa schował przedmiot do szafki po czym podszedł do mnie i wziął mnie na ręce.
Posadził mnie na dużej, wygodnej sofie w salonie i wyszedł.
Wrócił po chwili z czymś w ręce.
Nie widziałem tego dokładnie, wiec nie miałem pojęcia, co to może być.
Mężczyzna usiadł na sofie obok mnie przeciągając moje ciało na swoje kolana i kładąc mnie na nich. Zakrył mi oczy, a ja przerażony zastygłem w bezruchu czekając na... No właśnie, na co?
- Otwórz buzię, kochanie. - Wymruczał mężczyzna, a ja niechętnie lekko rozchyliłem usta.
Poczułem, jak Jacek mi coś do nich wkłada i odkrywa mi oczy.
Szybko i mocno mnie złapał lekko zmieniając pozycję.
Spojrzałem zdziwiony na butelkę, którą trzymał w ręce i przerażony zdałem sobie sprawę, że coś wpływa mi do ust.
- Powiedziałem ci, że zrobię mleczka, więc teraz ładnie je wypij, a ja trochę ci o sobie opowiem, dobrze? -
Chciałem go odsunąć, ale skubany mocno mnie trzymał.
- Aruś, kochanie, jesteś jak szkielet. Najpierw będę dawał ci trochę jedzenia, bo musisz się do niego na nowo przyzwyczaić, ale nie licz na to, że będę cię głodził. - Powiedział łagodnie.
Nadal starałem mu się wyrwać, choć z marnym skutkiem. W pewnym momencie odwróciłem głowę, na co butelka wysunęła mi się z ust.
- Słońce, już mówiłem, że nie mam zamiaru cię głodzić. Otwórz buzię. - Powiedział odrobinę bardziej surowym tonem.
Pokiwałem przecząco głową i poczułem, jak Jacek zatyka mi nos.
Starałem się wytrzymać, ale po chwili po prostu moje ciało zareagowało jakby samo i głęboko zaczerpnąłem powietrza.
Mężczyzna od razu to wykorzystał i znów włożył mi butelkę do ust, a jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech i łagodny błysk w oczach.
Może niektórzy uznaliby to za urocze, ale dla mnie to był widok niczym z horroru.
Próbowałem jeszcze walczyć, ale po chwili w końcu się poddałem i z miną zażenowania i strachu zacząłem pić co mi dał.
- To skoro już pijesz, to może ci coś opowiem? - Zapytał z uśmiechem. - Może być jakaś bajka? -
Popatrzyłem na niego jak na ostatniego debila.
- No co? - Zapytał nadal z uśmiechem. - Każde dziecko lubi bajki. -
W tym momencie skończyłem pić to jego mleko i odsunąłem od siebie jego rękę wraz z butelką.
- Nie jestem dzieckiem. - Zaczynało mnie wkurzać ciągłe powtarzanie tego samego zdania. Co jest tak trudne w zrozumieniu tych trzech słów? Dlaczego niektórzy nie chcą ich zrozumieć?
- Jesteś, kochanie, tylko cały czas o tym zapominasz. No dobrze, wypiłeś mleczko, to teraz pójdziemy się wykąpać i do łóżek. - Uśmiechnął się do mnie promiennie.
- C-co? - Zapytałem piskliwym, drżącym ze strachu głosem.
- To co słyszałeś, słoneczko. - Odparł łagodnie i podniósł mnie.
Weszliśmy do dużej łazienki. Była przestronna i bogato umeblowana.
Jacek postawił mnie na ziemi po czym oznajmił, że zaraz wraca. I wyszedł.
Odetchnąłem z ulgą tylko po ty, żeby zaraz bardziej się spiąć.
Mężczyzna wrócił i wszedł do pomieszczenia z czymś przypominającym ręcznik w rękach.
- Dobrze, chodź tu do mnie, Aruś. - Zamruczał.
- N-nie! - Powiedziałem piskliwym głosem.
- Jak to "nie"? Coś się stało? - Zapytał zmartwiony.
- T-tak! Ty się stałeś! -
Mężczyzna popatrzył na mnie zdziwiony, a ja przymknąłem zrezygnowany oczy.
- Nie mam zamiaru się z tobą kąpać. - Wytłumaczyłem jak małemu dziecku. - Nie utopię się przecież. - Chociaż chciałbym... Szkoda, że nie za bardzo mogę mu to powiedzieć, bo wtedy na pewno mnie nie zostawi.
- Kochanie, daj spokój, co? W końcu i tak nie masz wyboru.
Jacek szybko podszedł do mnie i siłą zdarł ze mnie ubranie, które miałem na sobie.
Skuliłem się, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Nie bój się, kotku. Nic ci przecież nie zrobię. No, chodź tu do mnie. - Wymruczał wyciągając do mnie ręce.
Podszedłem do niego bardzo, ale to bardzo niechętnie, a on uśmiechnął się i wziął mnie na ręce.
Spojrzałem zdziwiony na niego, kiedy on zdążył się rozebrać?
A teraz właśnie wchodził ze mną na rękach do wanny.
Delikatnie mnie w niej położył, a ja poczułem, że woda jest bardzo przyjemnie ciepła.
Mężczyzna położył się w wodzie, po czym przeciągnął mnie na swój tors przytulając mnie do siebie i delikatnie całując w czoło.
- Widzisz, jaki jesteś grzeczny? - Zapytał z uśmiechem i dodał trochę ciszej, tak jakby mówił do siebie. - Mój słodki chłopczyk.
Po paru minutach usiadł i zaczął mnie myć.
Boże, jaki wstyd. Czułem, że moja twarz jest tak czerwona, że niejeden pomidor pozazdrościłby jej koloru. Usłyszałem cichy śmiech i zdezorientowany popatrzyłem na niego.
- Nie wstydź się, jesteś uroczy. - Mruczał cicho.
Gdy obrócił mnie do siebie tyłem, żeby umyć mi plecy usłyszałem jak gwałtownie wciąga powietrze.
Zastanawiałem się co mu się stało, gdy usłyszałem jego głos.
- Kto ci to zrobił, aniołku? - Zapytał drżącym głosem, a ja odwróciłem się do niego.
- Co zrobił? - Zapytałem autentycznie zdziwiony. Ktoś mi coś zrobił? A, no chyba, że wziąć pod uwagę obóz, moich "właścicieli" i moje ucieczki. Wtedy można by było coś znaleźć.
- Te rany na plecach. - Powiedział cicho i mocno przytulił mnie do siebie.
- A to... To nic. Tak właściwie, to już o nich zapomniałem.
- Kotku, proszę powiedz.
- Nie chcę...
- Jesteś niegrzeczny. - Powiedział ostrzegawczo.
- Daj spokój... To naprawdę nic takiego! - Poczułem łzy w oczach. Już dość płaczu. Nic tylko ryczę i ryczę! Mógłbym zrobić coś, żeby stąd uciec! Podwinąłem nogi pod brodę i zakryłem uczy dłońmi.
Starałem się uspokoić, ale to nic nie dało i po chwili łzy spływały mi po twarzy do wanny.
- Kotek, przepraszam! Nie powinienem cię tak męczyć. Boisz się? - Zapytał łagodnie i wziął mnie na kolana.
Mimowolnie pokiwałem głową na tak i poczułem, jak wyciąga mnie z wody.
Posadził mnie na toalecie i zaczął delikatnie wycierać mnie puszystym ręcznikiem.
Gdy skończył mnie wycierać, podszedł do jakiegoś wieszaka i ściągnął z niego to, co przyniósł zanim weszliśmy do wanny.
- Chodź tu, słońce.
Niechętnie podszedłem do niego.
Po chwili stałem ubrany w miękkiego onesia* o wyglądzie czarnego kota.
- Mój mały kotek...
- Nie chcę tego. - Przerwałem mu, tępo wpatrując się w jego oczy.
- Nie masz wyboru. - Odpowiedział i wziął mnie na ręce.
Zaniósł mnie do salonu, położył sobie na kolanach i włączył telewizor. Puścił jakąś tam bajkę i mocniej mnie przytulając poprawił mnie na swoich kolanach.
Tak szczerze, to nie miałem zielonego pojęcia, o czym była tamta bajka, tak byłem zajęty rozmyślaniem.
Myślałem nad swoim życiem. Tym starym. Mimowolnie skrzywiłem się trochę. Można w ogóle powiedzieć, że ktoś miał jakieś "stare życie"? Albo "nowe życie"?
Myślałem nad moją nową, hm... sytuacją? Tak, to chyba dobre określenie. Albo przynajmniej takie mi się wydaje.
Mam już dość. Jestem introwertykiem i nienawidzę być w centrum uwagi, a teraz wydaje się, że to będzie moje życie do usranej śmierci. Jeszcze to całe "kochanie", "słońce", "słoneczko", "kotku", "aniołku" no szlag mnie zaraz trafi!
Warknąłem cicho, nie będąc w stanie dłużej się powstrzymać, czym zyskałem sobie całe zainteresowanie Jacka. Wspaniale...
- Stało się coś? - Zapytał patrząc mi w oczy.
- Tak naprawdę, to tak. Trochę mi niewygodnie. - Powiedziałem byle co, żeby tylko dał mi spokój.
- Nie zapomniałeś o czymś? - Zapytał z uśmiechem i dziwnym błyskiem w oczach.
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno.
- A jak miałeś się do mnie zwracać? - Zapytał, a w jego oczach zalśniła złość.
- Nie jestem twoim dzieckiem. - Powiedziałem spokojnie, po czym skrzywiłem się. - A nawet gdybym był to i tak bym tak nie mówił.
- Oj, nieładnie... - Zaczął ostrzegawczym tonem. - No dobrze, masz ostatnią szansę. Dzisiaj nie dam ci kary.
Jacek westchnął zrezygnowany i podniósł mnie.
- Wolisz spać sam czy ze mną? - Zapytał mocniej mnie łapiąc, gdy byliśmy przy schodach.
- Dam sobie radę sam. - Warknąłem wściekły.
- Znowu o czymś zapomniałeś. - Powiedział zrezygnowany.
- Nie powiem tego. - Odparłem coraz bardziej podminowany. Czułem się jak tykająca bomba atomowa, która mogła każdej chwili wybuchnąć.
- Musisz. - Powiedział głaszcząc mnie po plecach.
- Zmuś mnie. - Wysyczałem do niego patrząc mu w oczy.
- Jesteś niegrzeczny... - Zaczął, ale ja ani myślałem go słuchać.
- Miło, że w końcu się skapnąłeś. A teraz mógłbyś mnie już puścić, co?
- Tego ci nie podaruję! - Wrzasnął, a mnie przeszły dreszcze. Ciekawe co mi zrobi.
Wszedł ze mną do jakiegoś pokoju z dużym łóżkiem, na które mnie rzucił.
- Mówiłem, że chcę spać sam. - Powiedziałem, gdy mężczyzna zawisł nade mną.
Pisnąłem, gdy wziął moje ręce i unieruchomił mi je nad głową.
- Wybierz sobie karę. - Powiedział siadając na mnie okrakiem.
- Wyrzucenie z domu. - Powiedziałem. Z radością i smakiem zwycięstwa na języku obserwowałem jego twarz. Najpierw wykrzywiła się w radosnym uśmiechu. Potem, gdy zdał sobie sprawę, co powiedziałem, przyszło zdziwienie, a następnie jego twarz przyozdobił grymas złości.
- Nie. - Odparł lodowato.
- Jak to nie? Miałem wybrać sobie karę, to wybrałem.
- Ale nie taką! - Zagrzmiał, aż echo poszło.
- To jaką niby? Łaskotki? - Powiedziałem powstrzymując się od śmiechu.
- A żebyś wiedział! - Wrzasnął. Na początku myślałem, że żartuje. Potem, gdy wziął ze mnie ręce i zaczął łaskotać zdałem sobie sprawę, że oto wylądowałem w jednym domu z psychopatą.
Właściwie, z moim pechem to mogłem już się tego spodziewać.
- Naprawdę? Nie masz łaskotek? - Zapytał dziwnie... Przygnębiony? Cóż, ja na jego miejscu też byłbym nie w humorze. Wyobraźcie sobie, że kupujecie młodego chłopaczka, myślicie, że dzięki wam nareszcie pozna jasną stronę życia, że odnajdzie się w tym świecie, a tu wielkie rozczarowaniem bo wasza zabaweczka jest zimna jak lód i nie chce współpracować.
Zaśmiałem się cicho.
- Co cię tak bawi? - Zapytał beznamiętnym tonem.
- To musi być okropne uczucie. - Popatrzył na mnie zdziwiony, więc zacząłem mu tłumaczyć. - No to, że kupujesz sobie chłopaczka, myślisz, że przywrócisz mu wiarę i zaufanie do ludzi, że dzięki tobie na nowo odkryje jasną stronę życia, a tu klops, bo twoja zabawka robi sobie z ciebie jaja i uważa cię za totalnego idiotę. A, no i nie zapominajmy, że jest już prawdopodobnie chora psychicznie i do tego nie chce współpracować. - Zaśmiałem się już głośniej.
- Jesteś chory psychicznie? - Zapytał, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- No, może nie tak jak ty, ale jednak chyba odrobinę tak, bo zamiast próbować uciec, to siedzę tu i się z ciebie śmieję. - Wydusiłem przez łzy.
Mężczyzna zamilkł i już myślałem, że da mi spokój, gdy on nagle zszedł ze mnie i przytulił mnie do siebie.
- Jutro jedziesz ze mną. - Wypalił po chwili milczenia.
- Gdzie? - To właściwie nawet nie zabrzmiało jak pytanie. Było wypowiedziane tak sucho i obojętnie, że przez chwilę miałem wrażenie, że powiedziałem to tylko dlatego, że w sumie powinienem.
- Nieważne. - Odparł natychmiast.
Może chce oddać mnie do obozu? Fajnie byłoby znowu kogoś zamordować.
Przed oczami zaczęły przelatywać mi sceny walki z moimi "kolegami" z obozu na co uśmiechnąłem się delikatnie.
- Lubisz niespodzianki? - Zapytał z błyskiem nadziei w oczach.
- Nie, po prostu coś fajnego mi się przypomniało. - Odpowiedziałem szczerze i zobaczyłem, jak jego twarz zmienia wyraz. Widniała na niej determinacja. Heh, biedny człowiek. Z przyjemnością się nim pobawię. Zobaczymy, kto tu jest górą.
- Opowiesz mi o tym? - Zapytał z nadzieją w głosie.
- Może. - Westchnąłem, po czym zapytałem z uśmiechem. - Na pewno chcesz?
- Tak, słoneczko. Chętnie dowiem się co ci sprawia radość. -
No normalnie nie wytrzymam. Starałem się nie wybuchnąć śmiechem i nie zakrztusić jednocześnie. Co jak co, ale za nic w świecie nie chciałbym przegapić jego miny, gdy już zacznę mu o wszystkim opowiadać.
- Kotku? - Zapytał niepewnie.
Popatrzyłem na niego z pytaniem w oczach. Nie mam zamiaru nazywać go moim "tatusiem", czy jak tam on chciał.
- Opowiesz mi o tym jutro, dobrze? Zmęczony już jestem. - Powiedział i ziewnął szeroko.
W sumie, to miał rację. Było już strasznie późno, a za oknem mogłem zobaczyć rozgwieżdżone niebo.
- Mhm... - Mruknąłem niechętnie.
Mężczyzna złapał mnie i przykrył nas kołdrą. Byłem cały spięty, a on widząc to przytulił mnie do siebie, na co oczywiście spiąłem się jeszcze bardziej. Czułem jego gorący niczym krew oddech na mojej szyi. Czułem jego ręce na moim brzuchu, które przyciskały mnie do niego. Były jak kraty więzienne, które uniemożliwiały mi ucieczkę z tego podłego miejsca. Wolałem obóz, gdzie nikt się o mnie nie troszczył. Musiałem walczyć o wszystko. Na czele z życiem. Walka stała się moim życiem, a teraz, gdy ktoś mi ją tak po prostu odebrał czułem się, jakbym nie miał celu w życiu.
Jakbym istniał, bo muszę. Okropne uczucie. Nie mieć nic do robienia... Być obojętnym na wszystko. Tak bardzo przywiązałem się do tej adrenaliny, że teraz czułem się jakbym był martwy w środku. Nie miałem pomysłu, co miałbym tu robić całymi dniami. Zanudziłbym się na śmierć.
Oby Jacek szybko mnie oddał.
Zasnąłem rozmyślając o tym, żeby jak najszybciej wrócić do obozu albo się stąd wyrwać.
Obudził mnie pocałunek. Tak, pocałunek...
Mężczyzna delikatnie całował mnie w usta.
Otworzyłem szeroko oczy i zobaczyłem jego zadowoloną twarz.
Usiadł obok mnie i podnosząc mnie do góry usadowił na swoich kolanach.
- Cześć, kochanie. Jak się spało? - Zapytał wtulając twarz w mój kark.
- Źle... - Wymruczałem. Całą noc męczyły mnie koszmary związane z obozem i moimi "właścicielami". Całą noc widziałem samego siebie. Katowanego, zagłodzonego...
- Ćśśś... - Jacek przytulił mnie mocniej i zaczął kołysać. - Nie jesteś sam.
- Chciałbym być sam... - Poczułem łzy w oczach. Poważnie? Mam już dość płaczu.
- Cichutko kochanie. - Głaskał mnie i całował po głowie. - Obiecałem ci niespodziankę, tak?
Pokiwałem niechętnie głową na tak, a on podniósł mnie do góry i posadził obok siebie.
Wstał i wyszedł z pokoju. Wrócił po chwili z ubraniem w rękach. Ściągnął ze mnie "piżamę" i założył strój tak szybko, że nawet nie zdążyłem zorientować się co się dzieje.
- Wyglądasz uroczo. - Skomentował i dopiero wtedy zorientowałem się, że na mojej koszulce widnieje jakiś błękitny napis.
- Baby Boy... - Przeczytałem na głos, na co mężczyzna zaśmiał się i wziął mnie na ręce.
Posadził mnie na siedzeniu pasażera w samochodzie, dał mi krótkiego całusa w usta, przykrył kocem i zamknął drzwi. Po chwili sam wszedł do pojazdu, tym razem od strony kierowcy.
- Umm... Dokąd jedziemy...? - Zapytałem niepewnie. Jeśli wracamy do obozu, może mógłbym się trochę rozejrzeć i sprawdzić drogę.
- Dowiesz się, kochanie. - Powiedział mężczyzna i odpalił samochód.
***
Oneś* - To jest taka piżama w kształcie różnych zwierząt. Polecam sprawdzić na Google ;)
Dzień dobry/Dobry wieczór :)
NARESZCIE WYROBIŁAM SIĘ Z ROZDZIAŁEM! Wow!
Wiem, że i tak się trochę spóźniłam, ale ćśśś ;)
Cóż, to chyba na tyle.
Do przeczytania,
- HareHeart.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top