Rozdział 37

Obudził mnie przeraźliwy jazgot syreny. Otworzyłem oczy i od razu poczułem głód. Wstałem z trudem i popatrzyłem na moją rękę. Poczułem, że serce mi staje. Była lekko sinawa i zaczynała puchnąć. Wstałem i zatrząsłem się z zimna. Wziąłem głębszy oddech, a gdy wypuściłem powietrze z ust zobaczyłem kłęby pary, które wzniosły się w górę i rozpłynęły. 
- Aron? - Usłyszałem głos Huntera i odwróciłem się w jego stronę. Ten wyciągnął do mnie rękę i położył dłoń na moim czole. Zadrżałem czując lodowatą skórę, a potem kaszlnąłem i pociągnąłem nosem. - Masz gorączkę... - Powiedział cicho chłopak. Nic nie mówiąc pociągnąłem go na zbiórkę. 

Skłamałbym, gdybym powiedział, że było źle. Było tragicznie. Całą zbiórkę wręcz drżałem z zimna. Z resztą, nie tylko ja. W każdym razie, było mi zimno, byłem głodny, chciało mi się pić i bolało mnie całe ciało. 
Jak zwykle Ernest wezwał mnie do siebie, a ja jak zwykle ruszyłem w stronę jego "domu". Po drodze parę razy prawie się przewróciłem. Powoli zaczynałem tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek stąd uciekniemy. Jestem słaby. Za słaby. 

Posłusznie przebrałem się we wcześniej przygotowany strój i ruszyłem w stronę sypialni tego potwora. Niepewnie uchyliłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia. Cały drżałem nie tylko z zimna ale też ze strachu i niepewności. „Muszę dobrze udawać. Wtedy się uda.", powtarzałem sobie w myślach, powoli podchodząc do uśmiechniętego mężczyzny. 
- Hej. - Mruknął cicho. - Tęskniłem. 
- Ja też, panie. - Powiedziałem kładąc się obok niego. Facet spojrzał na mnie zdziwiony, a ja uśmiechnąłem się do niego pilnując, by uśmiech ten wyglądał na jak najbardziej szczery. 
- Jesteś piękny. - Powiedział cicho podnosząc mnie i sadzając sobie na kolanach. 
- Dziękuję, panie. - Mruknąłem z uśmiechem. Nagle wpadł mi do głowy genialny wręcz, pomysł.
- Jeszcze troszkę i znowu będziesz u mnie. - Uśmiechnął się szerzej.
- Panie, a mógłbym popatrzeć na ludzi w komorze gazowej? - Spytałem słodko, a on aż otworzył usta ze zdziwienia. - Miałeś rację, gdy mówiłeś, że patrząc na czyjąś śmierć czujesz się jak władca i pan wszystkiego. - Powiedziałem głaszcząc go po klatce piersiowej. On uśmiechnął się i powoli do mnie przybliżył, aż nie zetknęliśmy się nosami.
- Dla ciebie wszystko. - Powiedział szczęśliwy i delikatnie zaczął mnie całować. Po chwili lekko popchnął mój bok, przez co runąłem na materac. Nie przestając zalewać mnie pocałunkami facet zawisł nade mną i wsunął mi język w usta. Jęknąłem cicho w jego wargi i poczułem ból w ręce. Zastanawiałem się, jakim cudem dopiero teraz. Mam nadzieję, że kość szybko się zrośnie... 
- ...Aron, słuchasz mnie? - Zapytał mężczyzna, a ja spojrzałem na niego nic nie rozumiejąc. Sprawiłem, że moja twarz zrobiła się czerwona i spojrzałem mu w oczy. 
- Przepraszam, panie. - Mruknąłem uśmiechając się. - Byłem zbyt zajęty wyobrażaniem sobie, co zaraz ze mną zrobisz, by cię słuchać. - Wypchnąłem biodra w górę i zacząłem się o niego ocierać. Ten dosłownie wbił mnie pocałunkiem w miękki materac pode mną. Jęknąłem zaskoczony i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że już wiem dlaczego wcześniej nie czułem głodu. Byłem po prostu zbyt przerażony, żeby myśleć o przeżyciu. 

Mężczyzna wbił się we mnie i od razu narzucił szybkie i ostre tempo. Ku mojemu zaskoczeniu, to było przyjemne. Z moich ust co chwilę ulatywały głośne jęki. Plus tego był taki, że nawet jeśli Ernest zauważył, że mam gorączkę mógł pomyśleć, że jestem po prostu rozgrzany przez to, co się teraz dzieje. Uśmiechnąłem się do siebie lekko. 

- Dobrze, jutro zaczynam zabawę z komorą gazową, więc będziesz mógł popatrzeć. - Powiedział głaszcząc mnie po plecach. 
- Hurra! - Krzyknąłem cicho i zarzuciłem mu ręce na szyję. To było tak strasznie, okropnie nienormalne... 
- Jesteś słodziutki. - Zaśmiał się. Wziął mnie na ręce i podrzucił. 
- Panie, kiedy dokładnie wracam do ciebie? - Spytałem ciekawie. 
- Możesz wrócić kiedy chcesz. - Uśmiechnął się szeroko. 
- Ale umawialiśmy się... - Powiedziałem smutno. 
- A masz coś tu jeszcze do robienia? - Zapytał z cwaniackim uśmiechem na ustach. 
- Tak. Mogę obserwować, jak ludzie giną. - Facet podniósł mnie, położył się na łóżku opierając o poduszki i posadził mnie na swoim brzuchu kładąc dłonie na moje uda. 
- Obawiam się, że jesteś za delikatny, żeby na to patrzeć. - Powiedział cicho i pogłaskał mnie po bokach. Zamruczałem cicho, a potem spojrzałem na niego, "oburzony". 
- Nie jestem delikatny. - Prychnąłem marszcząc nos czym wywołałem kolejną salwę śmiechu. 
- Ale jesteś uroczy. 
- Nie prawda! - Zmarszczyłem brwi i zszedłem z jego brzucha. Usiadłem tyłem do niego i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Ej, nie bądź zły. - Facet przytulił się do moich pleców i zaczął całować mnie w kark. - No nie bądź zły. - Powiedział przeciągając samogłoski. Zaśmiałem się cicho i odwróciłem w jego stronę. Pech chciał, że w tym samym momencie facet pochylił się, żeby znowu mnie pocałować. Finał był więc taki, że nasze usta złączyły się, a my popatrzyliśmy sobie w oczy, zdziwieni. Chciałem szybko się odsunąć ale on złapał mnie i mocniej przycisnął do siebie. Znowu wsunął mi język między wargi, a ja poczułem, że mój żołądek zaczyna domagać się swoich praw. Zaburczał cicho, Ernest odsunął mnie na długość ramion, a ja owinąłem brzuch ramionami i spuściłem wzrok. Chwilę patrzył na mnie zdziwiony, po czym podniósł moją twarz, żebym spojrzał mu w oczy. - Jesteś głodny? 
- N-nie... - Mruknąłem odwracając wzrok. 
- Wiesz, że nie lubię chłopców, którzy kłamią. - Warknął i dał mi lekkiego klapsa. 
- J-ja nie kłamię. Naprawdę... - Jęknąłem cicho. Ten westchnął i złapał mnie za lewą rękę. Poczułem, że moje serce staje, a potem był paraliżujący ból, który odebrał mi dech i zdolność logicznego myślenia. 
- Powtórzę jeszcze raz: Jesteś głodny? - Zapytał sucho. 
- T-tak, p-panie. - Wymamrotałem cicho. Ernest posadził mnie na łóżku, a sam wstał. 
- Zaraz wracam. - Rzucił i już go nie było. Byłem tak zmęczony, a materac był tak przyjemnie miękki, czysty i ciepły, że po prostu odpłynąłem. 

Przez sen usłyszałem, że coś wchodzi do pokoju i automatycznie obudziłem się. Okazało się, że to po prostu to coś wróciło. Westchnąłem zmęczony i opadłem na poduszki. Mężczyzna usiadł obok i posadził mnie na swoich kolanach. Rozchyliłem usta, a po paru sekundach poczułem, że coś wlewa mi się do ust. Przymknąłem oczy i zacząłem pić. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele i zanim się zorientowałem, już spałem. 

Obudziłem się i od razu rozejrzałem się, zdziwiony. Coś zdecydowanie było nie tak... Nie spałem w swojej celi... To w ogóle nie wyglądało jak cela. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, co się stało i aż poczułem łzy w oczach na myśl, że Hunter i Lucy mogliby mnie tu zostawić, a sami uciec. Chociaż... Wcale bym się nie zdziwił. Ani nie byłbym zły... Jestem chory i mam złamaną rękę... Tylko bym ich spowalniał... Westchnąłem smutno, czym obudziłem mojego pana. 
- Coś się stało? - Spytał rozespany. Uśmiechnąłem się lekko i czule przeczesałem mu włosy.
- Już nic. - Mruknąłem cicho. Ten odwzajemnił uśmiech, przytulił mnie mocno do siebie i znowu przyłożył głowę do poduszki, a po chwili znów spał. Czułem jego zapach... Był taki... Dziwny... Przesiąknięty miastem. Skrzywiłem się lekko ale potem odwróciłem się do niego plecami i chwilę myślałem nad tym, co mam teraz zrobić. Nagle zmarszczyłem brwi. „Nad czym ja się zastanawiam?”, pomyślałem, po czym zacząłem wysuwać się z łóżka. Nagle poczułem jak coś szybko mnie chwyta, a potem rzuca na materac. 
- A gdzie to się mój kociak wybiera? - Wymruczał facet do mojego ucha. 
- Strasznie tu gorąco. - Powiedziałem na poczekaniu. 
- W sumie racja... Nie ma to jak ogrzewane pokoje... - Westchnął, po czym wstał i uchylił okno. - Lepiej? 
- Mhm... Dziękuję. - Mruknąłem wyciągając się na materacu. 
- Wiesz co? - Zapytał mężczyzna kładąc się obok mnie i bawiąc się moimi włosami. - Zastanawiałem się nad jedną rzeczą... 
- Tak? - Spytałem odwracając się w jego stronę i patrząc mu w oczy. 
- Może byśmy tak przesunęli termin twojego powrotu? - Zapytał, a ja poczułem jak moje serduszko trzepocze z radości. 
- W takim razie, kiedy do ciebie wrócę? - Spytałem z nadzieją. 
- Hmm... Może by tak... Jutro? - Zapytał, a ja poczułem, że moja nadzieja umiera. 
- N-nie za szybko, panie? - Odwróciłem wzrok i niechcący spojrzałem za okno. Na ten płot pod wysokim napięciem, druty kolczaste, oślepiające światła lamp i strażników z karabinami. 
- Nie. - Mruknął. - Dlaczego nie chcesz do mnie wracać? - Spytał podejrzliwie. Poczułem, że robi mi się słabo. 
- Po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało, panie. - Odparłem wzruszając ramionami. 
- Co masz na myśli? 
- Za każdym razem gdy ktoś mnie brał do siebie, prędzej czy później umierał. Bardzo cię lubię i nie chcę, żeby coś ci się stało przeze mnie. - Powiedziałem smutno. On westchnął rozczulony i mocno mnie do siebie przytulił. 
- Jesteś taki kochany... Nie martw się, nic mi nie będzie. 
- N-na pewno? - Dopytałem smutnym głosem. Odsunąłem się od niego i położyłem mu ręce na ramiona. - Więc w takim razie... Może pójdziemy na kompromis? - Zapytałem seksownym głosem, od którego aż mnie zemdliło.
- Co proponuje mój kotek?
- Pojadę do ciebie wieczorem, panie. - Powiedziałem, a on chwilę trawił wiadomość, aż w końcu uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. 
- 18:00. Pasuje? - Spytał głaszcząc mnie po ciele.
- Mhm... - Mruknąłem w myślach błagając wszystkie znane mi bóstwa, by jednak to przełożył. 
- Wspaniale. - Powiedział zadowolony i spojrzał przez okno. - Lepiej chodźmy spać. Słońce powoli wstaje. - Przytulił mnie do siebie, a po chwili już spał. Pozwoliłem łzie spłynąć po moim policzku, a potem sam zasnąłem. 

Obudziło mnie czułe i delikatne głaskanie po twarzy. 
- Kochanie, nie chcę cię budzić ale musisz iść na zbiórkę. - Powiedział cicho ten okropny głos. Już chciałem się odezwać, gdy poczułem, że moje gardło płonie. Zamiast tego jęknąłem cierpiętniczo i przeciągnąłem się. Moja ręka również zapłonęła i już zacząłem żałować, że wstałem z łóżka. Szybko ubrałem się w obozowy strój składający się z paskudnej jakości spodni i odrobinę lepszej koszulki i pognałem na zbiórkę modląc się, żebym zobaczył tam Huntera. 

Całą zbiórkę wręcz drżałem z niepokoju i tego paskudnego uczucia, że mnie zostawili. Już dawno nauczyłem się, że w tym miejscu nie ma "my". Jest tylko i wyłącznie "ja"... Trzeba walczyć o siebie i nie oglądać się na innych. I choć Hunter i Lucy stanowią wyjątek od tej reguły, tak boję się, że za niedługo sam zacznę ją stosować. Ja nie chcę... Boję się... „Boże, pomocy.”, pomyślałem, po czym chwilę zastanowiłem się nad tym jednym zdaniem. Zacisnąłem gniewnie pięści. „Tutaj nie ma Boga...”, poprawiłem się. 

Gdy tylko usłyszałem piękny dźwięk świadczący o końcu zbiórki pognałem do miejsca, w którym zwykle stał Hunter. Szukałem go dobrą godzinę ale po chłopaku ani śladu. Poczułem łzy w oczach... Oni naprawdę mnie zostawili... Spuściłem głowę i powoli zacząłem iść w stronę domu Ernesta, gdy nagle wpadło mi do głowy jedno miejsce, gdzie mogą być. Rzuciłem wszystko i pobiegłem tam.

Słyszałem ciche szepty świadczące o tym, że moja rodzina mnie nie wystawiła. Powoli wyjrzałem zza rogu i spotkałem piękne, niebieskie oczy dziewczyny. Ta uśmiechnęła się do mnie i podeszła. 
- Już myślałem, że mnie zostawiliście... - Powiedziałem mokrym głosem, a dziewczyna od razu mnie przytuliła. 
- Nigdy byśmy tego nie zrobili. - Odparł jej brat poważnie i wziął w dłoń nóż. Złapał się za włosy i zanim się obejrzałem czarne kosmyki ozdobiły śnieg pod naszymi stopami. Gdy Luke zauważył moje zszokowane spojrzenie i wzruszył ramionami.
- No co? Trzeba sobie jakoś radzić. - Mruknął przeczesując swoje czarne, postrzępione włosy. Chwilę walczyłem sam ze sobą, po czym spojrzałem chłopakowi w oczy.
- Daj ten nóż. - Szepnąłem. Chwilę zastanawiałem się nad konsekwencjami, po czym wziąłem włosy w dłoń. Wziąłem głębszy oddech, a potem pomyślałem co zrobi Ernest, gdy zobaczy moje włosy. Westchnąłem cierpiętniczo i oddałem broń.
- Ernest by mnie zajebał. - Westchnąłem zdenerwowany. - Potem.
- Fakt, zapomniałem o nim. - Przyznał Hunter.
- Luke... - Szepnąłem. Chłopak popatrzył na mnie z pytaniem w oczach. - Obiecaj, że cokolwiek bym teraz powiedział, nie będziesz krzyczeć...
- Obiecuję.
- Dzisiaj równo o 18 wracam do Ernesta. - Mruknąłem z łzami w oczach. Ten chwilę patrzył na mnie zszokowany, po czym szybko podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Wtuliłem się w jego ciało i pozwoliłem łzom popłynąć.
- Musimy uciekać... - Szepnęła Lucy i również się przytuliła.
- Wiem... - Odparł jej brat. - Dobra, zrobimy tak: gdy usłyszymy wezwanie na zebranie, spotykamy się tutaj, a potem uciekniemy. Wszyscy będą tak zajęci zbiórką, że może uda nam się prześlizgnąć. Wiem, jak możemy wyjść z obozu. Potem jest pole minowe. Na szczęście, rośnie tam dużo drzew, więc możemy po nich przejść. Potem rozpłyniemy się między drzewami. Gdyby nam się nie udało... - Hunter zaczął drżącym głosem. - Chcę żebyście wiedzieli, że byliście najlepszym, co mnie w tym życiu spotkało. Dziękuję... - Powiedział, po czym mocno się przytuliliśmy. Poczułem ból w sercu. Musi się udać.
- Poradzimy sobie... Musimy to przeżyć. - Powiedziałem pewnym głosem. - Do zobaczenia... Jeśli przeżyjemy. - Dodałem i ruszyłem w stronę domu Ernesta.

Byłem tak wściekły i smutny... Nie wierzę, że to koniec. Przecież tyle przeszliśmy... Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.

Powoli podszedłem po mojego pana i spuściłem głowę. On odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się lekko.
- Hej, kochanie. - Mruknął, na co ja pokiwałem głową. Nie chcę... Ukradkiem spojrzałem na jego zegarek i serce stanęło mi z nerwów gdy zobaczyłem 10:59. Zacząłem zastanawiać się jak pilnować czasu i jednocześnie trzymać się jak najdalej od Ernesta. - Stało się coś?
- Umm... Tak właściwie, zastanawiałem się o której jest wieczorna zbiórka. Mógłbyś mi powiedzieć, panie? - Zapytałem niewinnie. 
- Jest o 17:30, chociaż myślę, że może bym tak ją przełożył? - Spytał zadziornie podchodząc do mnie. 
- A dlaczego? - Zapytałem ciekawie. 
- Bo mam ważniejsze rzeczy do robienia, niż rozkazywanie tym podludziom. - Mruknął i pociągnął mnie za sobą. 

- Czyli według ciebie jestem podczłowiekiem? - Zapytałem. 
- Ty nie. Ale oni tak. - Odparł i otworzył drzwi swojego domu. Odsunął się w przejściu i lekko ukłonił. „Czy chociaż raz nie mogę trafić na kogoś normalnego?", jęknąłem w myślach, po czym uśmiechnąłem się lekko do mężczyzny czując jak moje serce dziwnie przyspiesza. Już chciałem iść do jego sypialni, gdy facet złapał mnie za ramię.
- Najpierw się przebierz. - Mruknął z uśmiechem.
- Ale to bez sensu. Przecież i tak mnie później rozbierasz.
- Tak pięknie wyglądasz w spódniczkach... Nie mogę się doczekać, aż znowu będziesz tylko i wyłącznie mój... - Westchnąłem, po czym jak zwykle przebrałem się w kusą spódniczkę, jakąś koszulkę i zakolanówki.
Wręcz automatycznie podszedłem do łóżka, na którym leżał Ernest. 
- I widzisz jak ślicznie wyglądasz? - Spytał skanując mnie wzrokiem i uśmiechając się drapieżnie. Niepewnie usiadłem na brzegu łóżka i kątem oka spojrzałem na moją rękę. Było coraz gorzej... - Połóż się. - Grzecznie wykonałem polecenie, a gdy zobaczyłem butelkę zacisnąłem usta w wąską linię. - No już, otwórz buzię... - Pokiwałem przecząco głową i zacisnąłem zęby. - No dalej, nic ci nie zrobię... - Już chciałem ulec i otworzyć usta, gdy poczułem pewien delikatny, mdły zapach. Moje oczy rozszerzyły się w szoku, a ja zacisnąłem mocno zęby i usta. Mężczyzna próbował mnie przekonać do otwarcia ust ale gdy skończyła mu się cierpliwość po prostu rzucił się na mnie. Złapał mnie mocno za ręce i przycisnął je do materaca nad moją głową. - Dobrze... Zrobimy inaczej... - Warknął. 

Szybko się rozebrał, ściągnął ze mnie dolną część stroju i posadził na swoim brzuchu. Przełknąłem ślinę i zobaczyłem w jego oczach podniecenie. Delikatnie i powoli opadłem na niego ale i tak nie obyło się bez głośnego jęku, który wyrwał się z moich ust. 
- No, kociaku, dalej. - Ponaglił mnie i położył się wygodnie. Niepewnie zacząłem się poruszać zagryzając mocno język. - Nie powstrzymuj się... Chcę słyszeć twoje jęki... - Mruknął, a ja znowu spełniłem polecenie. Chciałem przesunąć się, żeby nie czuć aż takiej przyjemności ale zamiast tego krzyknąłem głośno i opadłem na faceta. Zacisnąłem dłonie na kołdrze i zacząłem drżeć. - Tu cię mam... - Usłyszałem pomruk tuż przy moim uchu. 

- Dobrze... - Jęknął facet kładąc się obok. - Dasz się nakarmić, czy wracamy do zabawy? - Zapytał wyjmując tą przeklętą butelkę. 
- M-mogę zadać jedno pytanie? 
- Tak? - Spytał Ernest układając mnie do karmienia.
- Czego tam dosypałeś? - Zapytałem i z lekkim smakiem słodkiego zwycięstwa obserwowałem jego zszokowaną minę. 
- Co? Dlaczego miałbym tam czegoś dosypywać? - Spytał niby spokojnie ale doskonale czułem jego niepokój. 
- Przecież czuję. - Westchnąłem zdenerwowany. - Dosypałeś tam czegoś, a teraz chcesz, żebym to wypił. - Jego mina wyrażała jednocześnie strach, zdenerwowanie, niepewność i niepokój. Śmieszna mieszanka... 
- Daj spokój, dlaczego miałbym tam coś dodawać? - Spytał szybko. - Chodź, nakarmię cię. Musisz być głodny. - Mruknął. Zastanowiłem się chwilę, po czym odsunąłem jego rękę i usiadłem. 
- Chcesz mi dać tabletki nasenne, żebyś miał pewność, że ci nie ucieknę, póki nie zabierzesz mnie do siebie. - Mruknąłem cicho, zrezygnowany. To było tak oczywiste... Jestem idiotą. Ernest patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami, a ja już chciałem wykorzystać jego szok, by uciec. Jednak on szybko się z niego otrząsnął i złapał mnie mocniej.
- No dobrze, niezły jesteś. - Mruknął z uśmiechem. - Dlaczego nie chcesz zrozumieć ile dla ciebie zrobiłem? Każda złotówka, każdy grosz... Każde morderstwo... Było dla ciebie... 
- Nigdy nie prosiłem, żebyś dla mnie zabijał! - Krzyknąłem czując łzy w oczach. - Skoro tak bardzo mnie chciałeś... Dlaczego oddałeś mnie Jackowi?! I temu pierwszemu?! - Łzy popłynęły mi po twarzy ale zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. 
- Chciałem, żebyś mnie docenił... - Powiedział, a ja poczułem, że dalszy opór nie ma sensu. Warknąłem wściekły i ruszyłem w stronę drzwi, gdy nagle coś złapało mnie i znów rzuciło na łóżko. - Przepraszam cię ale nie dajesz mi wyboru. - Westchnął smutno i złapał mnie mocniej, po czym przyłożył mi do ust i nosa dziwnie pachnącą szmatkę. Szok zrobił swoje i wziąłem parę oddechów tego paskudztwa. Rozluźniłem się i udałem, że zasypiam. Mężczyzna chwilę trzymał szmatkę przy mojej twarzy, po czym powoli odłożył ją, przykrył mnie kołdrą i pogłaskał po policzku. Jedyne co mi pozostało to to, żeby modlić się, żeby Ernest szybko stąd poszedł...

***

Witam :> 

Jeszcze jakieś 2, może 3 rozdziały i koniec :> Mam już napisany prolog do drugiego tomu, więc wrzucę go tego samego dnia.

Do przeczytania, 
- HareHeart.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top