Rozdział 33
Obudziłem się czując, że przytulam się do jakiejś dziwnej, dużej i... Żywej poduszki. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że mężczyzna też wstał.
- Hej... - Mruknął i zaczął mnie całować, a ja zaspany oddawałem pocałunki.
- Mhhm... - Odparłem i znów zamknąłem oczy.
- Wstajemy. - Mężczyzna otworzył okno i ściągnął ze mnie kołdrę. Wrzasnąłem i opatuliłem się kocem, który leżał obok łóżka.
- C-co to m-miało być?! - Ten podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie.
- Chodź na rączki. - Powiedział uśmiechając się szeroko. Delikatnie zsunąłem z siebie koc i zarumieniłem się, gdy zdałem sobie sprawę, że nadal stoję nago. - To co? Jeszcze raz? - Spytał przypierając mnie do ściany i robiąc malinki na szyi i ramionach.
- Ughhh... - Maciek wsunął we mnie palce i zaczął nimi poruszać. "Ernest mnie zajebie.", pomyślałem zaciągając powietrze i wplatając dłoń we włosy faceta. Odchyliłem głowę i poczułem obce usta na mojej szyi. Jęknąłem głośno, gdy poczułem w sobie męskość Maćka. Poruszyłem się niespokojnie, a ten tylko mocniej przycisnął mnie do ściany i zatkał mi usta, z których co chwila ulatywały przytłumione jęki. W sumie, bardzo mi się to podobało i przez to jeszcze bardziej się nakręcałem.
Gdy w końcu skończyliśmy się pieprzyć i wykąpaliśmy się, poszliśmy coś zjeść.
- Dobrze. - Powiedział Maciek gdy skończyliśmy sprzątać. - Pomóż mi ogarnąć dom, a potem poznasz moją żonę i córkę. Będziesz się zwracał do nich "pani", zrozumiano?
- Tak, panie... - Odparłem rozglądając się za ścierką. Nagle poczułem, że ktoś podnosi mnie w górę i pisnąłem głośno.
- Spokojnie... - Mruknął. - Wiesz, będę za tobą tęsknił...
- W sensie? - Spytałem bojąc się, że żona tego sadysty nie wie o mnie i będzie musiał zamknąć mnie w piwnicy...
- Gdy moja żona przyjedzie, będę musiał zrezygnować z tego twojego pięknego ciałka... Zazdroszczę Ernestowi... Zawsze bierze sobie najlepsze sztuki...
- Ja nie jestem rzeczą. - Powiedziałem cicho.
- Dla mnie jesteś. - Wzruszył ramionami i rzucił mi ścierkę. - Ach, zapomniałbym... Moja żona jest bardzo surowa i jest perfekcjonistką, więc musisz się postarać, żeby dostać coś do jedzenia. - Powiedział i wyszedł. Zatrząsłem się lekko i poszedłem do swojego pokoju.
Po paru godzinach usłyszałem wołanie z dołu. Powoli podniosłem się z łóżka i poszedłem na dół.
Stanąłem obok mężczyzny ze spuszczoną głową. Ten uśmiechnął się lekko i pomógł ściągnąć kurtkę kobiecie stojącej w korytarzu. Za nią weszła jakąś młoda dziewczyna. Gdy tylko na mnie spojrzała z obrzydzeniem odwróciła głowę. Poczułem łzy w oczach ale nie dałem im wypłynąć. Zacisnąłem zęby i oczy czując, że zaraz im coś zrobię. Usłyszałem kroki i cały się spiąłem.
- A to co? - Powiedział zimny głos. Zakładam, że należał do tej kobiety. - Mam nadzieję, że się do czegoś przyda. - Warknęła.
- Oczywiście, kochanie. - Odparł mężczyzna. - Tak go wytresuję, że będzie cię nosił na rękach.
- Mam nadzieję. - Mruknęła kobieta i poszła, a jej córka udała się za nią. Zadrżałem i spojrzałem kątem oka na mężczyznę, który odetchnął z ulgi.
- Nienawidzę jej. - Mruknął i wyciągnął do mnie ręce. Niepewnie wtuliłem się w niego i zaczekałem aż zaniesie mnie do celu. Ku mojemu zdumieniu on zniósł mnie do piwnicy.
- Przepraszam cię ale moja żona nie toleruje niewolników w domu. - Powiedział bez życia zamykając drzwi na klucz. Moje oczy rozszerzyły się z szoku, a ja oparłem się o mocne, drewniane drzwi i zjechałem po nich plecami. Oparłem łokcie o kolana i przez parę godzin po mojej głowie odbijało się echem tylko jedno słowo... "Niewolnik".
Gdy w końcu dotarło do mnie w jak beznadziejnej sytuacji się znajduję pozwoliłem sobie na jedną, samotną łzę i podniesienie się. Wstałem i położyłem się do łóżka od razu czując wilgoć i sprężyny wbijające się w moje plecy. "Boże, czemu? Czemu ja?!" wrzasnąłem w myślach i ugryzłem się w rękę, by się nie rozpłakać. Chwilę rozkoszowałem się smakiem ciepłej krwi, aż nie usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi. Ku mojemu przerażeniu, była to ta sama kobieta, która nazwała mnie "niewolnikiem" i która uważa, że jestem "rzeczą". Miałem tak wielką ochotę by rozerwać jej gardło, że aż zacząłem drżeć.
- Żryj. - Powiedziała rzucając mi psią miskę, której zawartość rozsypała się po podłodze. - Posprzątaj ten chlew. - Warknęła i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. Niechętnie spojrzałem na "jedzenie" i aż zrobiło mi się niedobrze, gdy zauważyłem na nim paskudny, zielony "mech". Odtrąciłem to... Coś... I zacząłem szukać jakiejś drogi ucieczki.
Przeszukałem całe pomieszczenie jakieś pięć razy i usiadłem zrezygnowany na łóżku. Mam dość... Mam dość! Mam tego kurwa dość! Wstałem i podszedłem do najbliższej ściany chwilę się w wpatrując. Wziąłem zamach i uderzyłem w nią z całej siły. Potem jeszcze raz... I jeszcze, i jeszcze, i jeszcze...
Odsunąłem się od ściany zdyszany, a parę kropel krwi spadło na ziemię. Zauważyłem parę pęknięć w murowanej ścianie i uderzyłem jeszcze raz, wkładając w to całą siłę. Pęknięcie pogłębiło się, a ja chwilę je oglądałem. Mogłem z łatwością wyciągnąć z niego cegły i uciec z tego piekła ale postanowiłem, że zrobię to w nocy. Znów rozpłynę się między ulicami, a potem przeniosę się między drzewa. Uśmiechnąłem się delikatnie na mój plan i położyłem w łóżku.
Przez małe okienko w ścianie widziałem nocne niebo usiane gwiazdami. Nie wiem dlaczego ale przypomniały mi się słowa Huntera, gdy mówił, że blask gwiazd dawał jemu i Lucy nadzieję na lepsze życie... Może tym razem w końcu mi się uda?
Zacząłem rozbierać ścianę, gdy nagle znalazłem w niej skrytkę, a w niej... Małą, pożółkłą karteczkę. Rozłożyłem ją i zacząłem czytać.
Styczeń, 1940 rok.
Siedzimy tu już parę tygodni. Powoli tracimy nadzieję, że kiedykolwiek wrócimy z tej wojny... Nasze żony, dzieci, rodzice... Wszystko przepadło... Zaczyna nam brakować zapasów, a na zewnątrz stale słychać huk wystrzałów. Jeśli ktoś kiedykolwiek to przeczyta...
Mam nadzieję, że żyjesz w lepszych czasach...
Jeśli nadal trwa wojna... Uciekaj. Jak najdalej od ludzi.
Bo to właśnie oni rozpętali to piekło...
- F. D.
Chwilę wpatrywałem się w małą karteczkę, aż w końcu zacisnąłem pięść i schowałem papier do kieszeni.
Rozebrałem ścianę do końca i wyszedłem na świeże powietrze. Zaciągnąłem się zapachem wiatru i nocy, a potem ruszyłem biegiem w stronę lasu.
Gdy tak biegłem miałem zdziwione spojrzenia ludzi ale wtedy tylko przyspieszałem. Przewracałem innych jak pionki. W tamtej chwili liczyło się tylko to, by skryć się między koronami drzew. W miarę jak biegłem docierało do mnie jak głodny jestem.
Zatrzymałem się na niewielkiej polanie i zaciągnąłem się powietrzem. Poczułem charakterystyczny zapach ziemi, liści i roślin, wymieszany ze starymi zapachami zwierząt. Nagle zerwał się mocniejszy wiatr, a ja poczułem zapach sierści. Powoli ruszyłem w tamtą stronę i gdy zauważyłem małą, brązową kulkę zadziałałem wręcz instynktownie rzucając się na nią i wbijają zęby w jej kark. Krew trysnęła w około, a ja rozluźniłem chwyt i oblizałem się z krwi. Spojrzałem na moją zdobycz. Mały królik. Westchnąłem lekko zawiedziony ale potem i tak wziąłem małe, zimne ciałko w dłoń i ruszyłem by znaleźć jakieś dogodne miejsce na ognisko.
Gdy już rozpaliłem ogień i upewniłem się, że jestem bezpieczny rzuciłem zwierzaka w płomienie i ruszyłem na poszukiwanie wody. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów myślałem o swojej rodzinie... Czy Jula za mną tęskni, czy są bezpieczni... Nawet nie zauważyłem, gdy w moich oczach zebrały się łzy.
Dotarłem nad strumień i przemyłem twarz. Rozebrałem się do bielizny i wszedłem do lodowatej wody. Przemyłem swoje ciało pełne blizn i ran, napiłem się, przeprałem swoje rzeczy i ruszyłem z powrotem do ogniska.
Rozwiesiłem mokre ubrania na gałęziach wokół ognia, a sam wyciągnąłem z niego mięso zaciągając się jego zapachem. Wbiłem zęby w upieczonego królika parząc sobie usta i język ale to nie zrobiło na mnie wrażenia. Mięso smakowało jak zrobione przez same anioły. No albo to tylko mi się tak wydaje... Może za długo nie jadłem nic dobrego...
Ugasiłem ogień, ubrałem swoje ubranie, zagrzebałem ognisko w ziemi i poszedłem szukać jakiegoś wysokiego drzewa do spania.
Słońce leniwie wspinało się na nieboskłon, gdy zwinąłem się w kłębek na gałęzi i zasnąłem.
Obudziłem się wieczorem i poczułem głód. Westchnąłem i zszedłem z drzewa, po czym ruszyłem na poszukiwanie czegoś zjadliwego. Nagle poczułem zapach sarny. Opadłem na ziemię i powoli podążyłem jej zapachem.
Delikatnie skuliłem się za krzakami, a wszystkie moje mięśnie napięły się. Oddychałem płytko, żeby jej nie wystraszyć. O zapach też się nie martwię. Po pierwsze, stałem pod wiatr, a po drugie moje ciało tak przesiąknęło lasem, że zacząłem pachnieć jak leśne powietrze.
Sarna pasła się spokojnie od czasu do czasu grzebiąc w ziemi w poszukiwaniu smaczniejszych korzeni. Nagle jednak uniosła łeb i rozejrzała się strzygąc uszami. Poczułem, jak moje serce przyśpiesza. Mózg mówił, że mam atakować, bo zaraz ucieknie. Serce natomiast podpowiadało, że to tylko fałszywy alarm. Sarna otrzepała się i wróciła do skubania trawy. Zauważyłem jedną, niby niepozorną rzecz. Zwierzę powoli zmierzało w moją stronę...
Gdy było w odległości jakiś dziesięciu metrów powoli uniosłem się lekko i zgiąłem ręce i nogi. Moja pozycja przypominała tę ze startu z bloków. Byłem jednak o wiele bardziej przykucnięty, żeby mocno odbić się od ziemi. Oblizałem się delikatnie czując coraz mocniejszy zapach zwierzęcia. Gdy sarna podeszła na około dwa metry wyskoczyłem z krzaków i wbiłem jej zęby w szyję przewracając ją na ziemię i przygważdżając ją do niej. Czułem jak krew pulsuje mi w ustach, co oznaczało, że zwierzę dalej żyje. Dusiłem ją więc, póki nie poczułem bezruchu.
Wstałem z ziemi i oblizałem usta z krwi. Nagle poczułem taką falę głodu, że wbiłem się zębami w surowe mięso i zanim się obejrzałem ze zwierzęcia zostały resztki.
- Co się ze mną dzieje? - Zapytałem się cicho. Już chciałem się nad tym zastanowić, gdy usłyszałem dość głośny huk i aż podskoczyłem ze strachu. Pisnąłem cicho, przerażony.
Gdy już się uspokoiłem postanowiłem sprawdzić co to było. Zacząłem się skradać w stronę tajemniczego dźwięku.
Doszedłem na niewielką polankę, na której bawiła się grupka młodych ludzi. Nagle jeden z nich rzucił coś na ziemię i znowu rozległ się ten huk.
- Petardy... - Warknąłem cicho. "Takich to powinni karać!", pomyślałem i w tej samej chwili wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Podkradłem się do ich samochodu. Wyciągnąłem z niego kluczyki i powoli docisnąłem hamulec. Natychmiast wyskoczyłem z auta lądując w krzakach. Pojazd zaczął się staczać, a po chwili słyszałem przerażone krzyki. Zachichotałem i pobiegłem w las.
Reszta nocy minęła mi przyjemnie. Siedziałem na gałęzi słuchając słodkiej kołysanki natury wymieszanej z odgłosami zwierząt. Wyciągnąłem z kieszeni żyletkę i chwilę obracałem ją w dłoniach. Ostatecznie odłożyłem ją do kieszeni obiecując sobie, że będę jej używał tylko wtedy, gdy nie będę dawał już rady. Położyłem się na gałęzi i chwilę leżałem, aż nie zasnąłem usypiany przez ciepłe promienia wschodzącego słońca.
***
Przepraszam, że tak późno ale usunęło mi pół rozdziału i musiałam pisać od początku XD
<> Pytanie na dziś:
1. Ulubione zwierzę?
<> Moja odpowiedź:
1. Generalnie, u mnie jest to dość ciekawa sprawa. Gdy byłam dzieckiem kochałam wilki i psy, po przeczytaniu "Wojowników" Erin Hunter pokochałam koty, a po "Zwiadowcach" Flanagana pokochałam konie XD A teraz lubię dużą większość zwierząt :>
Do przeczytania,
- HareHeart.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top