Rozdział 19

Jechaliśmy dobrą godzinę, gdy nagle mężczyzna zatrzymał się i wyłączył silnik. Wyszliśmy z pojazdu, a ja rozejrzałem się po okolicy.
- Chodź, kotku. - Odwróciłem się w stronę głosu i podszedłem do mojego właściciela.

Weszliśmy do ogromnego budynku i dopiero wtedy zorientowałem się, ż jesteśmy w sklepie zoologicznym. Spojrzałem pytająco na Ernesta, a on tylko się uśmiechnął.
- Wchodzimy? - Wyciągnął do mnie dłoń. Złapałem ją i delikatnie pokiwałem głową. Ten tylko się uśmiechnął i ruszył w stronę wejścia.

- Co byś chciał? Wybierz sobie jakieś zwierzątko. - Powiedział, gdy weszliśmy do budynku.
- M-muszę, panie? - Zapytałem cichutko.
- Nie rozumiem...
- Nie chcę zwierząt... - Powiedziałem, a gdy przypomniałem sobie o Tiger i Hollym w moich oczach stanęły łzy. Mężczyzna zauważył je i od razu zaczął wypytywać, co się dzieje.  
- N-nic, panie. Po prostu nie chcę zwierząt...
- Na pewno? - Dopytał.
- Tak, panie. Na pewno...
- Porozmawiamy o tym w domku, dobrze? - Zapytał.
- D-dobrze, panie...
- To chodź. Chcę jeszcze porozmawiać z kolegą.

Poszliśmy w stronę kas i zauważyłem dość młodego chłopaka. Miał blond włosy i zielone oczy. Był dość wysoki i wysportowany. Gdy tylko nas zobaczył uśmiechnął się szeroko.
- Cześć! - Przywitał się z Ernestem.
- Hej. - Rzucił mój właściciel.
- To jest Aron. Mój uległy. - Powiedział i pogłaskał mnie po głowie.
- Hej, mały.
- Dzień dobry... - Mężczyzna zaśmiał się.
- Co dla was?
- W sumie nic. Chciałem, żeby Aron coś sobie wziął ale nie chce zwierząt.
- Ciekawe.

Mężczyźni rozmawiali jakby mnie tam w ogóle nie było. Po około godzinie w końcu pożegnali się.

Wsiedliśmy do auta, a mój właściciel odpalił silnik. Cała droga minęła nam w ciszy.

Weszliśmy do domu.
- Kotku, zaczekaj na mnie w salonie, dobrze?
- T-tak, panie.

Usiadłem na kanapie i zastanawiałem się o co może mu chodzić. Siedziałem tak dobre pół godziny, gdy usłyszałem ciche kroki. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Ernesta. Mężczyzna usiadł obok mnie i chwycił mnie za dłonie. Zdziwiony spojrzałem mu w oczy, a on pocałował mnie w czoło.
- Dlaczego nie chciałeś zwierzątka?
- Po prostu, panie. Nie lubię ich. - Skłamałem i czekałem na jego reakcję.
- Naprawdę? - Uniósł brwi, a ja resztkami sił zmusiłem się, by wytrzymać to jego spojrzenie.
- Tak, panie. - Odpowiedziałem cichutko, a on uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie.
- Dobrze. Teraz pójdziesz się przebrać, a za godzinę przyjeżdża mój kolega, o którym ci wspominałem.
- Dobrze, panie... - Powiedziałem, po czym zamilkłem na chwilę. - Panie?
- Tak, słonko?
- Co jest nie tak z moim strojem? - Spojrzałem na czarną bluzę, białą koszulkę i ciemne, dresowe spodnie.
- Jest za ciemny. Przecież tak ślicznie wyglądasz w jasnych ubrankach.
- Ummm... - Wymruczałem i spuściłem wzrok.
- Oj, kochanie.
- P-prze-praszam...
- Nie masz za co, kochanie. Chodź, wybiorę ci coś.

Posłusznie poszedłem za nim.
Weszliśmy do mojego pokoju, a facet podszedł do szafy i wyciągnął z niej różową spódniczkę, białe zakolanówki i błękitną koszulkę z różowymi serduszkami. Spojrzałem na niego przerażony. Przecież on mnie w to nie ubierze! ...Prawda? Ten zaczął do mnie podchodzić, a ja cofałem się póki moje plecy nie zderzyły się ze ścianą.
- Chodź tutaj do mnie. - Powiedział.
- P-panie, p-pro-szę... - Wyszeptałem, a ten kucnął obok mnie i przyciągnął mnie do siebie.
- Spokojnie. - Powiedział ściągając moją bluzę. Łzy spłynęły mi po twarzy. - Nie płacz, przecież nic ci nie robię.
- Zo-staw! - Krzyknąłem i wyrwałem się z jego uścisku. Rzuciłem się do drzwi i szarpnąłem na klamkę. Zamknięte...
- Chodź tutaj. Natychmiast! - Krzyknął Ernest.
- N-nie! Nie ubierzesz mnie w to! - Mężczyzna podszedł do mnie i złapał za rękę. 
- Ubierzesz się w to. - Odparł zimno. - A jak nie, to przypomnę ci do czego jestem zdolny... - Warknął cicho i lekko uderzył mnie w twarz. 
- A-ale jestem chłopakiem... - Odpowiedziałem cicho nie patrząc na niego. 
- Dobrze, chodź tu do mnie. Nie masz się czego wstydzić. - Z łzami w oczach wstałem i podszedłem do niego. - Nie bój się. 
- W-wcale się nie b-boję... - Zadrżałem lekko.
- Uległy mojego przyjaciela uwielbia takie ubrania, więc to nie będzie niczym dziwnym. - Starał się mnie pocieszyć, mimo, że bardzo źle mu to szło. 

- Pięknie wyglądasz, kotku. - Powiedział, a jego oczy zalśniły. W sumie nie mogłem tego zauważyć, bo stałem z nisko spuszczoną głową, a mężczyzna był wyższy o jakieś dziesięć, dwadzieścia centymetrów. - Nie wstydź się i popatrz na mnie. - Spojrzałem na niego i zarumieniłem się po końcówki uszów. Nienawidzę się rumienić... W ogóle siebie nienawidzę. - Chodź. Musimy nakryć do stołu. 

- Weź to. I to. I jeszcze to, a ja w tym czasie sprawdzę kaczkę. - Dyrygował, a ja, jak przystało na niewolnika wykonywałem jego polecenia. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, na dźwięk którego prawie dostałem zawału. - Spokojnie. - Uśmiechnął się. - Pamiętasz, co masz robić? - Zapytał.
- Tak, panie. Mam się ładnie przywitać i nie mogę patrzeć na niego, dopóki mi nie pozwoli. Ach i mam być grzeczny i się słuchać i mówić na niego panie. - Odpowiedziałem. 
- Bardzo ładnie. Jak będziesz grzeczny to dostaniesz nagrodę. 
- D-dobrze, panie. 

Mężczyzna podszedł do drzwi, a ja spuściłem głowę. Otworzył drzwi.
- Cześć, Ernest. Co tam? 
- Hej, Lucjan. Bardzo dobrze. Dzięki, że pytasz. O, właśnie... To mój uległy, Aron. 
- D-dzień d-dobry p-panie... - Wyjąkałem. Ten zignorował mnie i wszedł do domu. 
- Dzień dobry, panie. - Usłyszałem cichutki głosik i odwróciłem się w jego stronę. Zobaczyłem dość młodego blondynka o piwnych oczach. 
- Cześć, Kamil. - Mój właściciel uśmiechnął się do chłopaka i dłonią wskazał wnętrze domu. - Chodź. - Ten tylko pokiwał głową i wszedł do środka. 

- Siadajcie. - Odezwał się Ernest i sam odsunął sobie krzesło. - Chodź tu, myszko. - Powiedział do mnie i poklepał się po udach. Podszedłem do niego, a on złapał mnie za biodra i posadził sobie na kolanach. - Co tam u ciebie? - Zapytał swojego przyjaciela nakładając jedzenie na talerz i podając mu je. 
- Ech... Tak jak zwykle... - Westchnął tamten i zjadł kawałek mięsa. - O mój Boże. - Powiedział cicho. - Człowieku, rzuć ten obóz w cholerę i załóż własną restaurację! Mówię ci, zarobisz miliony! - Krzyknął. Mój właściciel zaśmiał się głośno.
- Chłopie, daj spokój. Mnóstwo osób gotuje lepiej ode mnie. - Zachichotał. Nagle spojrzał obok swojego przyjaciela i spoważniał. 
- Kamilku, chcesz jeść? - Zapytał, a chłopiec zesztywniał. Czułem zapach strachu. I czegoś jeszcze... 
- N-nie, panie... - Odpowiedział cichutko. Od razu wiedziałem, że kłamie. Po za tym był okropnie chudy.
- Dam ci. - Odparł stanowczo. 
- Nie dawaj mu nic. - Warknął jego właściciel, a blondyn mocno zacisnął oczy i usta. 
- Dlaczego? Powinien coś zjeść. - Rozmawiali sobie, jakby nas tu nie było. 
- Nie. - Powiedział krótko jego właściciel. 
- To może chłopcy niech pójdą na górę? - Zaproponował mój pan. 
- Niech już ci będzie. Możesz iść, suko. - Powiedział Lucjan, a ja miałem ochotę spojrzeć mu w oczy i przywalić w ten jego głupi pysk. Kamil tylko pokiwał lekko głową. Ernest postawił mnie na ziemi, a ja delikatnie złapałem chłopaka za rękę i poprowadziłem do siebie.
- Cześć, jestem Aron. - Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem do niego rękę.
- Hej, Kamil. - Blondyn odwzajemnił mój gest. - Ładny pokój. - Powiedział.
- Dzięki. Też go lubię. Powiesz mi, czemu ten chuj tak cię traktuje? - Zapytałem poważnie. 
- ...N-nie powiesz mu t-tego? O-on mnie za-bije... - Wyjąkał.
- Nie powiem. 
- On mnie porwał... - Zacisnął mocno oczy. - Porwał i nie chce wypuścić... 
- Pomogę ci... Uwolnię cię od niego. - Chłopak spojrzał mi w oczy i mocno przytulił. Odwzajemniłem uścisk. - Jesteś stąd? - Zapytałem, a on pokiwał głową. 
- Mieszkam... Mieszkałem parę ulic stąd. - Zapłakał.
- I nigdy nie uciekłeś?
- Dobrze mnie pilnował... Poza tym, nie miałem pojęcia jak to zrobić...  
- Wymyślę coś... - Odparłem i zacząłem na szybko wymyślać jakiś plan. - Wiem! - Powiedziałem nagle. - Słuchaj uważnie. - Ten pokiwał głową w skupieniu. - Wymknijmy się teraz, gdy ci są zajęci rozmową. Ja ucieknę i w końcu zniknę z tego przeklętego miasta, a ty wrócisz do domu. Co ty na to? - Chłopak spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. 
- Tak! Dziękuję! - Zarzucił mi ręce na szyję i mocno przytulił. 
- Ćśś... Jest okej... - Uśmiechnąłem się. - No to tak... Najpierw musimy się przebrać. - Odparłem stanowczo. - Nie mam zamiaru paradować po mieście w takim stroju.

Stanęliśmy obok okna. 
- Gotowy? 
- Tak... 
Otworzyłem okno i przeskoczyłem na pobliskie drzewo. Chłopak powtórzył mój ruch i po chwili obaj przemykaliśmy niczym cienie do najbliższych zarośli. Kucnęliśmy w trawie i chwilę łapaliśmy oddech.
- Udało się... - Wyszeptał Kamil. 
- Jeszcze nie. - Poprawiłem go i lekko skinąłem głową dając znać, że powinniśmy iść. Powoli przekradliśmy się do bramy i po upewnieniu się, że jesteśmy bezpieczni przeskoczyliśmy bramę i pobiegliśmy w stronę miasta. 

- To tutaj... - Odparł chłopak ze łzami w oczach. - Wróciłem do domu... Wróciłem... - Powiedział cicho i spojrzał na mnie. - Tak strasznie ci dziękuję... Naprawdę... 
- Daj spokój. - Powiedziałem i zarumieniłem się lekko. - Nie ma o czym mówić. 
- NIE MA O CZYM MÓWIĆ?! - Wrzasnął. - Człowieku! Gdyby nie ty, ja nadal tkwiłbym w domu mojego porywacza! - Krzyknął i zarzucił mi ręce na szyję. - Dziękuję ci... - Powiedział już spokojniej. - Mam wobec ciebie dług... 
- Dobrze, dobrze. - Zaśmiałem się. - Leć już do domu. - Pogłaskałem go po głowie. - Powodzenia, Kamil. 
- Chodź ze mną. Błagam cię. - Powiedział błagalnie. Przez chwilę zastanawiałem się, po czym westchnąłem i pokiwałem lekko głową.
- Niech ci będzie. Ale gdy tylko ty wrócisz do domu, ja znikam. 
- Dobrze. - Pokiwał smutno głową. 

Podeszliśmy do drzwi. Chłopak wyciągnął dłoń, zawahał się chwilę, po czym wziął głęboki wdech i nacisnął dzwonek. Przez chwilę nic się nie działo, a potem usłyszeliśmy kroki i dźwięk otwieranych drzwi. 
Stanęliśmy oko w oko z młodym chłopakiem, który wyglądał jak starsza kopia Kamila. 
- Kami... - Zaczął cicho ale ten nie dał mu dokończyć. Rzucił się na niego, owinął rękami jego szyję, a nogami jego biodra i z płaczem wtulił się w niego. 
- Filip... - Zapłakał cicho.
- Braciszku... - Powiedział ten drugi, a po jego twarzy spłynęły łzy. Nagle odwrócił się szybko i zawołał. 
- Mamo! Tato! Chodźcie tu szybko! - Wydarł się i bardziej się rozpłakał. Po chwili przybiegło jakieś starsze małżeństwo, a gdy tylko zobaczyło małego, wychudzonego blondyna na rękach brata od razu rozpłakali się i przytulili do siebie młodszego syna. 
- Synku... - Wyszeptała kobieta i pocałowała Kamila w głowę. Filip postawił brata na ziemi, a ja odwróciłem się i zacząłem powoli odchodzić w stronę ulicy, gdy poczułem, że ktoś łapie mnie za rękę. 
- A ty gdzie? - Powiedział Kamil i przyciągnął mnie do siebie. - Mamo, tato, to jest chłopak, który mnie uratował. Sam był porwany. - Dodał i mocno się do mnie przytulił. Po chwili uczyniła to też cała rodzina chłopaka. 
- Dziękujemy ci... - Usłyszałem cichy szept. Po chwili wszyscy odsunęli się ode mnie, a kobieta zmierzyła mnie oceniającym wzrokiem.
- Jak się nazywasz?
- Jestem Aron. - Powiedziałem cicho.
- I jest bohaterem! - Dodał blondynek i znowu się do mnie przytulił. Zaśmiałem się cicho.
- Chodźcie. - Powiedziała kobieta. - Pewnie jesteście strasznie głodni. 
- N-nie. Nie chcę sprawiać problemów. - Powiedziałem cicho i odsunąłem się o krok. 
- Co ty wygadujesz? - Filip wydawał się zszokowany. - Uratowałeś mi brata, a mówisz, że nie chcesz stwarzać problemów! 
- Właśnie! - Poparł go Kamil. 
- Nie pamiętasz na co się umawialiśmy? Gdy tylko ty wrócisz do domu, ja znikam. - Odpowiedziałem. 
- Nie pozwalam. - Tym razem odezwał się mężczyzna, zapewne ojciec chłopaków. - Najesz się, napijesz i odpoczniesz. Ty też, Kamilu. Oboje powinniście pojechać do szpitala. 
- N-naprawdę... - Zacząłem ale blondynek przyłożył mi rękę do ust. 
- Cicho! Moja mama pysznie gotuje. - Zachichotał. - Na pewno ci zasmakuje! - Powiedział z przekonaniem i siłą zaciągnął mnie do wnętrza. Na nic zdały się moje protesty, że poradzę sobie sam... 

***

Przepraszam, że tak strasznie krótko ale wirusy mnie zżerają.
Moja wena uznała, że nie chce się zarazić i uciekła w cholerę...

Zaczynam ferie, więc może pojawi się jakiś dodatkowy rozdział.

Do przeczytania,
- HareHeart.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top