Zabawa z trupami
Hej, jak tam Wasze samopoczucie?
Mam nadzieję, że uda mi się je
poprawić, miłego czytania ^^
*Zalecam najpierw przeczytać pierwsze trzy części ("Na tropie", "Szał sprzątania" i "Turniej wariatów"), aby wszystkie wątki były jasne ^^
Pierwsze co zarejestrowały jego zmysły to nieznajomy zapach. A raczej konsystencja powietrza, jego ciężkość i... Było po prostu inne niż to, do którego się przyzwyczaił.
Następny był ból głowy, jednak taki, którego nigdy jeszcze nie zaznał. Zdawał się on w dziwny sposób otrzeźwiać i jednocześnie stałymi pulsami rozprzestrzeniać po całym organizmie.
Potem uchylił delikatnie powieki i po kilku sekundach oglądania czarnych kółeczek dostrzegł biały sufit. Padające na niego światło znacznie różniło się jednak od promieni słonecznych czy poświaty rzucanej przez świece.
Najdziwniejsze jednak wydały mu się znajome głosy rozbrzmiewające w tak bliskiej odległości.
- Nie możesz wziąć na to kupy! Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać?! - zwykle miły dla ucha ton został zastąpiony wręcz stawiającą włoski na skórze irytacją i złością.
- Ale przecież zrobiłem wszystko o czym mówiłaś! Mam pięćdziesiąt punktów i dwie...
- Tyle że nie możesz położyć dwóch dam razem z królami! - pierwszy głos znowu zabrzmiał, przerywając pełne niezrozumienia i desperacji tłumaczenia mężczyzny.
- A co, nie może być choć raz normalny trójkącik? Co za fetyszysta wymyślał tę grę?! - rozmówca w końcu zrezygnował z powstrzymywania się i uderzył dłonią o stół.
- Bierzesz kupę? Oi, ja też chciałem... - pojawił się nagle trzeci głos, którego właściciel widocznie nie zwracał najmniejszej uwagi na rozgrywającą się kłótnię.
- Na miotłę kapitana, czy ty w każdej grze musisz doszukiwać się podtekstów?! - oburzona kobieta wstała i obudzony oczami wyobraźni widział jak wymachuje rękami.
- Wypraszam sobie, to nie ja nazwałem... - drugi rozmówca również wstał, po czym przerwał na chwilę - kupę kart kupą!
Nim kobieta coś odpowiedziała dotąd nieodzywający się mężczyzna nieudolnie stłumił parsknięcie śmiechem.
- Trzymajcie mnie... - westchnęła w końcu z irytacją. - Gdy graliśmy w remika, uznałeś, że szerzy on rasizm. Gdy graliśmy w tysiąca, powiedziałeś, że niszczy on równouprawnienia. Gdy graliśmy w pana, stwierdziłeś, że jest seksistowski. A teraz do cholery widzisz trójkąciki?!
- Ejej, gołąbki, uspokójcie się i zobaczcie kto raczył nas odwiedzić - słowa czwartego rozmówcy sprawiły, że wszystkie spojrzenia pobiegły w kierunku osoby na łożku. Chłopak, nie widząc innego wyjścia, podniósł się i niezręcznie uśmiechnął.
- O, Eren! - zawołała kobieta, tym razem swoim charakterystycznym słodkim głosem. - W końcu jesteś z nami!
Chłopak wstał niepewnie i rozejrzał się po pokoju, zatrzymując wzrok na dłużej na oddziale Levi'a i stoliku, przy którym siedzieli.
- "Z nami", to znaczy gdzie? - spytał w końcu, nie poznając pomieszczenia, w którym się znajdował. Jego zielone spojrzenie błądziło jeszcze przez kilka sekund, ale po słowach przed chwilą kłócącego się Oluo, zatrzymało się niczym serca fanek na widok Levi'a.
- Jak to gdzie? W zaświatach! - zawołał mężczyzna z lekkim oburzeniem, ponieważ jak Jaeger mógł zadawać tak oczywiste pytanie?
Eren zastygł na wzór kamiennego posągu i zamrugał o kilka razy za dużo. Potem pokręcił z niedowierzeniem głową i przeniósł wzrok na Bozarda.
- Jeszcze raz, gdzie?
- Zaświaty to miejsce, gdzie ludzie trafiają po... - zaczęła z dobrodusznym uśmiechem Petra, ale Eren szybko jej przerwał.
- Wiem, co to zaświaty, ale... Nie to niemożliwe - parsknął chłopak, a w jego głosie pojawiła się nutka paniki. Był przecież za młody i zbyt ważny, żeby umrzeć, prawda? W końcu był Ostatnią Nadzieją Ludzkości i... - PETRA, CZY JA NAPRAWDĘ UMARŁEM?!
- Spokojnie, Eren, przecież każdego to czeka...
- JAK NIBY MAM BYĆ SPOKOJNY?! - Jaeger zupełnie zignorował słowa dziewczyny i włożył swoje dłonie we włosy, a następnie zaczął za nie nerwowo ciągnąć. - Byłem ostatnią nadzieją! Mieliśmy odbić mur Maria i... O CHOLERA, GDZIE JEST LEVI?!
- Ha! Wiedziałem! - zawołał nagle Gunther w stronę trójki siedzącej przy stole, a ci z niechęcią przesunęli w jego stronę kilka małych, drewnianych klocków. Eren patrzył na nich z paniką i niedowierzeniem.
- Naprawdę musiałeś być taki banalny? - prychnął Oluo, przewracając z wyraźną wyższością oczami.
Eren przychylił głowę z niedowierzeniem, a pod wpływem zaskoczenia gniew i poczucie bezsilności opuściły go tak szybko jak się pojawiły.
- Co? - wyszeptał, czując jak jego mózg powoli zmienia się w kanibala, pożerając własne szare komórki, pod wpływem tylu różnych bodźców.
- Niew... - zaczął Eld, ale niedane mu było skończyć.
- Założyliśmy się o kim pierwszym wspomnisz po śmierci - odparł Gunther, wpatrując się w niego z uśmiechem. - Oczywiście, że to musiał być kapitan, któżby inny - dodał zwycięsko.
- Opcja z pytaniem "czy to przez eksperymenty Hanji" też nie była głupia - odparł Jinn, splatając ręce na klatce piersiowej.
- Żadna z opcji nie była zła, oprócz tej Oluo - zacichotała Petra, celowo podjudzając Bozarda. - Nikt tuż po śmierci nie myśli o kobiecie lekkich obyczajów.
- Jak to nie? - oburzył się Bozard, mrużąc oczy. - Pierwsze, co ja powiedziałam to było "o kurwa".
Pozostała trójka z niedowierzeniem przyłożyła dłonie do czoła, a Eren marszcząc brwi wyplątał swoje z włosów i potarł oczy, nabierając pewności, że to tylko dziwny sen.
- Dałem się nabrać - parsknął po kilku sekundach mierzenia przyjaciół wzrokiem. Gdy ci przenieśli na niego zdziwione spojrzenia, nie hamując się wybuchnął głośnym śmiechem. - Naprawdę przez chwilę myślałem, że nie żyję! - z jego oczu popłynęły łzy, gdy już praktycznie tarzał się ze śmiechu.
- Skąd wniosek, że się myliłeś? - prychnął z wyższością mężczyzna widzący podtekst w każdej karcianej grze.
- Po pierwsze, wy wcale nie umarliście, a zachowujecie się jakbyście byli tu już co najmniej kilka tygodni, skoro śmierć was wcale nie dziwi - zauważył chłopak, mówiąc sobie w duchu, że Levi byłby dumny z jego niezwykłej inteligencji. - Poza tym, gdy pociągnąłem za swoje włosy, czułem ból! - kontynuował z triumfem, podczas gdy oddział Ackermanna posyłał mu pełne litości spojrzenia. - Oprócz tego nie pamiętam swojej śmierci i nie widzę tutaj ani swoich rodziców, ani Marco...
- Eren - poważny głos Petry przerwał monolog chłopaka, którym ten z każdą chwilą nakręcał się coraz bardziej. - Wybacz, że nie powiedzieliśmy ci wszystkiego od razu, ale tutaj czas płynie inaczej i tyle już tu jesteśmy, że zapomnieliśmy jak wyglądają pierwsze chwile w tym miejscu - uśmiechnęła się ze współczuciem, patrząc w zielone tęczówki, z których przez jej ton stopniowo znikał cały zapał. - Rozumiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale... to się stało i nie możesz już nic z tym zrobić. Tuż po trafieniu tutaj żadne z nas nie miało pełnych wspomnień i przypomnieliśmy sobie wszystko stopniowo. Podobnie jest z tobą, chociaż to dziwne, że nie pamiętasz też naszej śmierci...
- I naprawdę oczekiwałeś, że po śmierci magicznie wyłączy ci się czucie? - spytał swoim typowym tonem Bozard. - Życie po śmierci jakie wyobrażamy sobie podczas tego na ziemi jest zbyt idealne, żeby mogło być prawdziwe. Nie spotkaliśmy żadnego Boga, który spelniłby nasze życzenia czy odpowiedział na pytania. Nie spotkaliśmy innych zmarłych osób. Po prostu jesteśmy cały czas w tym pokoju.
Eren przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jego oczy, po czym powoli przeniósł przepełniony smutkiem wzrok na podłogę. Zagryzł wargę i puścił się rozpaczliwej chęci wierzenia, w to, że... że nie umarł.
- A co z Levi'em? - zapytał w końcu, gdy niezręczna cisza zgniatała już jego płuca swoim ciężarem.
- Żyje, z tego co wiemy - rzekł Eld, po odchrząknięciu. - Ale jeśli dobrze mu życzysz, to chyba nie chcesz go tutaj zbyt szybko zobaczyć.
Jaeger westchnął ciężko, popadając w milczenie na dłuższą chwilę. Miał wrażenie jakby tuż przed chwilą zasypiał w objęciach swojego ukochanego, a tuż po przepudzeniu... zamiast usłyszeć jego niski, ironiczny ton został obdarowany informacją o swojej śmierci. Tylko że nie takiej, jaką zawsze sobie wyobrażał. Był pewny, iż będzie to raczej podobne do zniknięcia, przeobrażenia się jego duszy w coś zupełnie innego, coś nieposiadającego wspomnień z poprzedniego życia lub trafienia w miejsce wiecznego szczęścia, a nie... Prawdopodobnie wieczność spędzona w jednym pokoju, przeniesienie się po prostu do innego, podobnego świata ze świadomością pozostawienia bliskich na tytanim łez padole. Zawsze uważał, że najgorszym co mogłoby go spotkać była śmierć Levi'a i egoistycznie pragnął umrzeć pierwszy lub razem z nim. Wyobrażał sobie, że odchodząc w zaświaty nie pociągnie za sobą ludzkich kwestii, a jeśli już tak się stanie to w końcu zobaczy zmarłą matkę i przyjaciół. Zaczeka tam na Levi'a i będą mogli być szczęśliwi w piękniejszym świecie. Tymczasem teraz, gdy jego ukochany mógł chociaż żyć nadzieją, że tamto wyobrażenie się ziści, on znał już prawdę i ledwo powstrzymywał się od paniki na myśl, że jego ukochany może trafić do innego pokoju... Miałby pozostać w takich zaświatach na wieczność tylko z oddziałem Levi'a i kartami?
Drugą kwestią było wyobrażenie kochanka świadomego śmierci najważniejszej dla niego osoby. Kapitan po nieustających prośbach w końcu opowiedział mu o swojej przeszłości i Eren wiedział, że kolejnej śmierci może nie znieść. Obiecał mu coś. Obiecał mu, że on go nigdy nie opuści, że zawsze będzie przy nim.
A teraz stał w tym nieznośnie innym pokoju i przełykał gorzką świadomość kłamstwa.
Potrząsnał głową, próbując zająć myśli czymś inny, by nie pozwolić oczom na wypuszczenie słonych łez.
O czym to mówił Eld?
- A co z Koniomordym?
W odpowiedzi Oluo tylko wyciągnął otwartą dłoń nad stół i zgiął palce, by potem je wyprostować. Pozostali niechętnie oddali mu po dwa małe klocki.
- Kolejny zakład? - spytał Eren, unosząc brwi.
- No co? Mamy do dyspozycji tylko karty i zakłady.
Jaeger dopiero wtedy przeniósł wzrok na stół, na którym rozłożone były wspomniane przedmioty i małe czerwone klocki w kształcie sześcianu przy każdym z oddziału.
- Ale skąd wiedzieliście, żeby zakładać się akurat o mnie?
- Co jakiś czas mamy możliwość obejrzenia ostatniego dnia czyjegoś życia i padło na ciebie.
- Chwila... - Eren zmarszczył brwi intensywnie myśląc, a powszechnie wiadome jest, że to dość bolesna czynność dla osób o niezbyt rozwiniętym mózgu. - Czyli wiecie jak umarłem!
- Zagrasz w kanastę?
Eren przechylił delikatnie głowę i zmrużył oczy, patrząc jak Ral swoimi drobnymi dłońmi tasuje karty.
- Czyli wiecie - wywnioskował po chwili chłopak. - Powiedzcie mi, to moja śmierć!
- Ogółem to... - zaczął Oluo poprawiając mankiety swojej koszuli.
- Gra polega na uzbieraniu... - przerwała mu zgrabnie Petra, uśmiechając się niczym osoba próbująca grzecznie kogoś uciszyć. A, przecież właśnie nią była. Tylko w jej oczach błyszczały jeszcze niebezpieczne błyskawice grożące spaleniem żywcem, tego, kto jej się sprzeciwi. Ale to tylko drobny szczegół.
- Petra! - zawołał Eren, nie mogąc powstrzymać się od dziecinnego tupnięcia nogą. Gdyby to był kto inny wymyśliłby jakaś ciętą ripostę, ale Ral była przecież najmilszą osobą w oddziale i... No dobra, bał się jej trochę po ostatniej sytuacji.
Kobieta westchnęła głęboko i upewniając się poważnym, no może trochę groźnym, spojrzeniem, czy któryś z przyjaciół jej nie przerwie, zaczęła kolejny monolog. W jego trakcie Eren znowu nie wiedział, czy się wzruszyć przez jej dobre intencje, czy może obawiać konsekwencji, jeśli się jej sprzeciwi. Cicha ruda brzegi rwie, czy jakoś tak.
- Cóż, Eren, będę z tobą szczera - zaczęła, a Jaeger wzdrygnął się na wspomnienie jej ostatniej "chwili szczerości". Tak, ta kobieta jest nieobliczalna. W sumie pasują do siebie z Mikasą. - Ludzie nie pamiętają swojej śmierci jeśli jest ona tragiczna lub... - Ral zawahała się, zaciskając usta w linię - lub dramatycznie komiczna.
Bozard parsknął śmiechem i nieudolnie spróbował zakryć to kaszlem. Eren przez chwilę jeszcze patrzył na niego, mając nadzieję, że zaraz znowu przeklnie po ugryzieniu się w język. Jednak po kilku sekundach utwierdził się w przekonaniu, że jednak śmierć trochę zmienia ludzi.
- Żebyś wiedział, ile łez kosztowała nas twoja śmierć - mruknął poważnym tonem Gunther, zwracając na siebie uwagę, ale po chwili razem z Eldem i Oluo wybuchnęli głośnym, nietłumionym śmiechem. Zwijając się ze śmiechu, wyglądali trochę jak te kolorowe bączki, kręcące się wokół własnej osi. Czerwone twarze tylko potęgowały to wrażenie.
Petra przez kilka sekund wpatrywała się w nich, przypominając czajnik, który pod wpływem temperatury zaraz zacznie śpiewać swoją piskliwą serenadę, ale po chwili sama parsknęła śmiechem.
- Na miotłę Levi'a, o co tu do cholery chodzi?! - krzyknął w końcu wkurzony Jaeger, nie mogąc wytrzymać już tego rechotania. Zacisnął dłonie w pięści i już szykował adekwatne porówanie do pustych w środku czerwonych balonów, gdy Eld znakiem dłoni nakazał się wszystkim uciszyć.
- Nie wzywaj miotły Levi'a na daremno, młody - rzekł poważnie, po czym odchrząknął i ledwo powstrzymał się od kolejnego napadu śmiechu, zobaczywszy minę Jaegera, która w tamtej chwili przypominała tę człowieka delektującego się zapachem gówna. - Moglibyśmy ci opowiedzieć jak to wyglądało, tylko... Obawiamy się, że od tego mógłbyś przewrócić się w grobie. Najlepiej by było, gdybyś sam sobie wszystko stopniowo przypomniał.
- I mam przez ten czas patrzeć, jak się ze mnie nabijacie? - Eren uniósł brwi, splatając ręce na klatce piersiowej.
Eld przez chwilę patrzył się na niego z poważną miną, ale następnie znowu wstrząsnął nim niekontrolowany chichot. Teraz już wyglądał jak człowiek wyobrażający sobie odlatujące niczym ptak brwi Erwina.
- Cóż, i tak chyba nie mamy nic lepszego do roboty... - stwierdził Gunther i zmienił swoją pozycję na krześle, kładąc dłonie na kolanach.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł... - skrzywiła się Petra, odkładając karty na stół.
- A co mu się może stać? Przecież nie umrze po raz drugi - parsknął Oluo, przewracając oczami.
- W sumie bym się nie zdziwił - chrząknął z chichotem Jinn.
- Ja tu nadal jestem - wtrącił się Eren, siadając na łóżku. Powoli zaczynał mieć dość tego życia... albo raczej nieżycia. Czy to będzie trwało wieczność?
- Czyli zostałam przegłosowana... - mruknęła pod nosem Petra. - Jeszcze będziesz żałował tej decyzji, ale skoro tak bardzo nalegasz, to zacznijmy od początku...
***
Odgłos płynącej wody wypełniał swym świergotem małą, ale zachowaną w iście leviowym porządku toaletę. Krople powoli spływały w kierunku specjalnego otworu, a część z nich w postaci pary unosiła się ku górze i naznaczała lustro swoim bytem. Kapitan Ackermann słynący ze swojej miłości do czystości jako jeden z niewielu posiadał łazienkę na wyłączność, chociaż od dłuższego czasu zdarzało się, że nie tylko on korzystał ze swojego prysznica. Tak też było i tym razem.
Brązowowłosy chłopak przymykał oczy rozkoszując się czystą wodą, chociaż myślami znajdował się w zupełnie innym miejscu.
- Jak długo jeszcze zamierzasz marnować moją wodę? - chłodny ton w akompaniamencie cichych kroków przerwał jego rozmyślenia. Eren westchnął cicho i delikatnie się uśmiechnął.
- Aż do mnie nie dołączysz - odparł zadziornym, drżącym z emocji głosem. Jednak nie było w nim tyle radości, co zawsze.
Ackermann prychnął tylko w odpowiedzi i po chwili zrzucił z siebie bokserki, by dołączyć do zielonookiego młodzieńca. Powoli wszedł pod strumień wody i objął swojego chłopaka od tyłu, składając pocałunek na jego szyi.
***
- Chwila, chwila, tę scenę też widzieliście?! - krzyknął z oburzeniem Eren, czując jak na jego policzki wstępuje czerwień.
Gunther, Oluo i Eld wzruszyli ramionami.
- Nie było tam niczego, czego byśmy nigdy w życiu nie zobaczyli - stwierdził blondyn przewracając oczami.
Zawstydzony Jaeger przeniósł wzrok na Petrę, która uniosła ręce w obronnym geście, ale jej zaciśnięte w cienką linię usta upewniły go w stwierdzeniu, że powstrzymuje się od śmiechu.
- Chyba wolę nawet nie wiedzieć... - mruknął w końcu i dał im znak do kontynuowania opowieści wydarzeń z jego ostatniego dnia. Myśl, że spędził go z ukochanym wypełniała jego serce miłym ciepłem i nadzieją.
***
Eren odchylił delikatnie głowę, by przed wojskowymi obowiązkami nacieszyć się obecnością ukochanego. Uniósł kąciki ust do góry, ale po przypomnieniu sobie tematu swoich rozmyślań odetchnął głośno i z powrotem opuścił je w dół. Z szybko bijącym sercem postanowił w końcu przerwać otaczającą ich niczym mięciutki puch ciszę.
- Le... Kapitanie, chciałbym ci coś powiedzieć - zaczął drżącym od emocji tonem, czując jak obejmujące go ramiona sztywnieją.
- Ha? - padło krótkie, lecz jak zwykle cholernie seksowne pytanie z jego ust.
- Ja... Nie jestem pewien, czy jest sens dalej ciągnąć tę farsę... - rzekł po dłuższej chwili, skupiając się jedynie na swoich słowach. - Ja... przeżyłem z to... z kapitanem wspaniałe chwilę, ale nie sądzę, żeby to właśnie było to czego oczekuję od życia - skończył na jednym tchu, zamykając oczu przez ogromną ilość przemawiających przez niego uczuć.
- Oh, cieszę się, że to powiedziałeś - w chłodnym tonie Levi'a wyjątkowo nie zabrzmiała ironia lub kpina. Wypuścił szatyna ze swoich objęć, sprawiając że ten się jeszcze bardziej spiął i otworzył usta ze zdziwienia. - Nie wiedziałam, jak ci to przekazać, ale również tak uważam.
Jaeger zastygł na kilka chwil, po czym powoli obrócił się w jego stronę i zszokowany złączył swoje zielone spojrzenie z tym kobaltowym. Powstrzymując drżenie ciała dostrzegł wesołe iskierki w jego oczach i kamienną, poważną minę. Tego właśnie pragnął Ackermann? Eren zamrugał szybko, powstrzymując łzy.
- Tylko mi się tu nie rozklej, bachorze - prychnął mężczyzna, przewracając oczami. - Chyba nie myślałeś, że zapomnę, który dzisiaj jest?
Eren przez chwilę wpatrywał się w jego uniesioną brew, zastanawiając się, co się właśnie odtytaniło.
- Ja... - zaczął, ale nie dokończył, ponieważ zdał sobie sprawę, że nawet nie wie co myśleć, a co dopiero mówić.
- Nie wyplątałeś się z moich objęć, nie patrzyłeś mi w oczy, serce biło ci jak zawsze, gdy jestem przy tobie, już nie wspominając o tym, co robiliśmy w nocy - wytłumaczył Levi, unosząc lewy kącik ust. - Następnym razem jak chcesz mnie na coś nabrać, to się bardziej postaraj - dodał i jak gdyby nigdy nic zaczął namydlać swoje ciało.
- Ale mówiłeś, że nie bawisz się w prima aprilis! - krzyknął w końcu szatyn, gdy dotarło w końcu do niego, że wpadł we własną pułapkę.
- To że się nie bawię, nie znaczy, że nie pamiętam. Czterooka co roku próbuje mnie wkręcić w jakieś gówno - odparł spokojnie Ackermann. - A jeśli już o tym mówimy, to myślę, że mam zdecydowanie lepszy pomysł na żart - powoli obrócił się w kierunku chłopaka i ukazał diaboliczny błysk w swoich kobaltowych oczach. Eren automatycznie uśmiechnął się, widząc wypełniającą go pasję i chęć zemsty. Bez żadnego sprzeciwu zaczął słuchać tłumaczeń kochanka i ledwo powstrzymywał się od wybuchu śmiechu. Zapowiadał się cholernie dobry dzień.
***
- Hanji! - głos bruneta rozniósł się echem po zamku. Jego podwyższony ton niósł ze sobą alarmujący wydźwięk, a szybkie kroki tylko dopełniały wrażenia, że coś było stanowczo nie tak. Widok Ackermanna w takim stanie zdecydowanie był czymś niecodziennym i niepokojącym. - Czterooka, mamy problem!
Wołana szatynka z hukiem otworzyła drzwi, przyciskając do piersi stos różnych papierów, linę i farbę. Do czego to...?
- Co się stało, Levi? Czemu zakłócasz moją ciszę nocną? - gdyby nie wpadające do zamku promienie słoneczne, brunet bez problemu uwierzyłby w wersję Hanji, zobaczywszy jej roztrzepane jeszcze bardziej niż zwykle włosy, cienie pod oczami i niechlujnie pogniecione ubrania. Nie miał teraz jednak czasu na zmuszanie jej do wzięcia kąpieli.
- Jest po dziewiątej na wielkie brwi Erwina! - zawołał w pełnym stadium irytacji i z wyrazem obrzydzenia na twarzy chwycił kobietę za nadgarstek, ciągnąc ją w wybranym przez siebie kierunku. Kompletnie nie zwracał uwagi na upuszczane przez nią przedmioty i nieskładne sentencje opuszczające jej usta.
- Levi, do cholery, co ty wyprawiasz?! - kobieta w końcu porzuciła nadzieję na spokojnie rozwiązanie problemu i wypuściła wszystko, co trzymała, by złapać się najbliższych drzwi. Nawet ten kurdupel nie da rady ich wyrwać z nawiasów, ciągnąc ją jednocześnie.
Mężczyzna zatrzymał się, napotykając opór i zacisnął pięści. Jego wściekła aura złagodniała, a zawsze sięgające chmur spojrzenie tym razem pokornie opadło na podłogę.
- Popełniłem błąd, Hanji - kobieta poczuła, jak przyjaciel ją puszcza, więc sama rónież wypuściła z rąk drzwi.
- Co się stało, Levi?
- Chcieliśmy zrobić głupi żart, nie wierzę, że się na to zgodziłem - odparł z trudem przyznając się do winy. Westchnął i utkwił spojrzenie w oczach Hanji. - Eren przemienił się i stracił nad sobą panowanie.
Kobieta rozszerzyła oczy z zaskoczenia i otworzyła usta. Wyglądała jak Connir gdy odkrył xyz, jednak Levi'owi nie było w tamtej chwili do śmiechu.
- Jak to się mogło stać? Czemu przemienił się bez pozwolenia dowództwa? Levi, dlaczego?
- Po prostu chodź i mi pomóż!
Zoe nie wahając się dłużej pobiegła za wyglądającym na zmartwionego mężczyzną do wyjścia z zamku. Może i sytuacja mogła przynieść fatalne skutki, ale zobaczenie Levi'a wyrażającego cokolwiek innego od obojętności i irytacji było bezcenne. Pozwoliła sobie na lekki uśmiech pod nosem, zanim wybiegła na zewnątrz, dostrzegając szokujące wydarzenie. Otworzyła usta po raz kolejny, mrugając szybko powiekami i spojrzała na Levi'a nie mniej zaskoczonego od niej. Zamrugała po raz kolejny, uświadamiając sobie, że chyba nigdy nie widziała go tak zszokowanego czy też może przerażonego. Jednak związek z Erenem dobrze na niego działał.
- Czyli problem chyba zażegnany - parsknęła śmiechem, klepiąc kompana po ramieniu, wykorzystując jego niepewny stan. - Jednak dobrze mieć pod komendą tak zgrany oddział.
Uśmiechnęła się szeroko, kiwając głową z zadowoleniem i obróciła się zmierzając z powrotem do zamku.
- Chyba poproszę Moblita, żeby to narysował...
Levi dopiero wtedy otrząsnął się, rozumiejąc, że ich plan spalił na panewce przez jego własny oddział. Co gorsza nie wiedział, czy się złościć czy się śmiać, gdy dostrzegł zdezorientowaną minę tytana Erena.
Jego głowę okalały aktualnie plecione przez wesołą Christę warkoczyki, a twarz była z zapałem malowana farbami przez Jeana. Mikasa wylegiwała się w promieniach słonecznych na jego *skroni, miziając przy tym jego włosy, a Connie i Sasha w najlepsze urządzali sobie z jego rąk zjeżdżalnie. Jedynie Armin stał obok, zapisując w notatniku jakieś uwagi, ale to zdecydowanie wystarczyło, by Eren zapomniał o pierwotnym celu. Levi parsknął, kręcąc głową na boki.
- Gówniarze, co wy wyprawiacie?! - krzyknął, zmierzając w ich kierunku, jednak mimo podniesionego głosu nie niósł on ze sobą irytacji. Owszem, może i zepsuli jego plan zemsty na Hanji, ale prezentujący się przed nim obraz był... cholernie uroczy. Może i tytan Erena nie wpisywał się w panujący kanon urody czy tym bardziej nie przypomniał słodkiego kotka, ale cała jego dezorientacja i wiszący na nim przyjaciele czyniła tą sytuację niezwykle unikatową. Chyba pierwszy raz nie miał choć odrobiny pretensji do osób dotykających jego chłopaka... Choć one oczywiście nie mogł się o tym dowiedzieć. - Złazić mi tu z niego zaraz!
- Kapitanie, Eren przemienił się i wpadł w szał, więc... - zaczął Armin rzeczowym tonem, ale Levi nie pozwolił mu dokończyć.
- Więc uznaliście, że świetnym sposobem będzie zrobienie z niego parku rozrywki?
- My... - zaczął niepewnie blondyn, uginając się pod ciężkim spojrzenie bruneta.
- Tak! - krzyknęła bez żadnych oporów Sasha. - Kapitan też powinien spróbować!
Ackermann prychnął pod nosem, rezygnując z udawania obrażonego. Osobowość Sashy była tak ciepła i beztroska, że ciężko było przy niej zachować zły humor.
Zjechać po tytanim ramieniu Erena? Przecież to... mogłoby być całkiem ciekawe przeżycie... Musiał kiedyś poprosić szatyna, by się przemienił gdzieś na osobności, by Levi mógł wypróbować tę niespotykaną rozrywkę.
- Dobra robota, dzieciaki, ale na przyszłość starajcie się po prostu nie dopuścić do tego, by kogoś zranił i wołajcie dowództwo - rzekł po chwili, kończąc tym samym beztroską zabawę. Wbił haki w obojczyki Erena i z zawsze zachwycającą gracją wyswobodził swojego chłopaka z piętnastometrowego tytana. Connie i Sasha jęknęli z zawodem, a reszta oddziału z zadowolonymi uśmiechami zeszła na ziemię. Jean do ostatniej chwili podziwiał namalowany przez niego zielony zarost i okulary na twarzy tytana, uśmiechając się z dumą. Będzie co wypominać temu cholernemu masochiście.
Levi chwycił Erena niczym pannę młodą i nie pozwalając sobie na chwilę zwłoki ruszył w kierunku swojej kwatery. Zignorował wszystkie zdziwione spojrzenia rzucane w ich kierunku i zrzucił maskę obojętności dopiero gdy zamknął za sobą drzwi.
- Przepraszam, Levi - mruknął zmęczony szatyn, który zdążył już odzyskać przytomność. Przemiana była krótka i niewymagająca, więc nie zużył zbyt wiele drzemiących w nim sił. - Nie wiedziałem, co zrobić, gdy nagle wszyscy na mnie wskoczyli...
- Nie przepraszaj, bachorze, mamy jeszcze większość dnia, zdążymy wymyślić coś innego - Levi posadził Erena na krześle i zaczął napełniać miednicę ciepłą wodą. - Jednak na początku musimy zmyć z ciebie to całe gówno.
***
- Nie ma opcji, żeby się na to nabrała! - krzyknął Eren z oburzeniem, podnosząc się do pozycji siedzącej. Po kąpieli położyli się razem na łóżku Levi'a i przytuleni do siebie rozważali kolejne pomysły na zaskoczenie Hanji. - To jest zbyt... absurdalne!
- I właśnie dlatego ma szansę powodzenia - mruknął spokojnie Ackermann, ponownie przyciągając do siebie szatyna i składając miękkie pocałunki na jego szyi. - Tym bardziej absurdalna sytuacja tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś będzie z niej żartował.
- Levi... - westchnął po chwili Eren, rozważając jego słowa. - Nie sądzę, że to ma prawo zadziałać...
- Ale co ci szkodzi spróbować? - Eren zdziwiony dalszym naleganiem Ackermanna utkwił wzrok w jego oczach i dostrzegł charakterystyczny błysk, zawsze pojawiający się, gdy Levi zabierał się za sprzątanie. Czyżby odegranie się na Hanji aż tak go jarało?
- Nic, oprócz tego, że Hanji będzie na mnie eksperymentować!
- Myślisz, że jej na to pozwolę? Przecież powiemy "prima aprilis", zanim cokolwiek zdąży zrobić.
- Nie wiem, czy po czymś takim twój autorytet nie straci trochę na wadze... - Eren odwrócił się przodem w stronę Ackermanna, lustrując go uważnie z rzadkimi u niego opanowaniem i powagą. - Dlaczego ci aż tak na tym zależy?
Levi spiął się, sam nie będąc do końca pewnym odpowiedzi. Miał wrażenie, że ich role się odwróciły, ponieważ to zwykle on wybijał z głowy Jaegera głupie pomysły, posyłając mu dokładnie takie spojrzenie, jakim był w tamtej chwili obdarzany. Poczuł kuszącą chęć skłamania, chociaż w ich związku dawno zniknęła jakakolwiek bariera nieszczerości. Ba, sam był jej głównym prześladowcą.
- Po prostu mam na to ochotę - odparł w końcu. Było to takie dziwne uczucie... Przez tyle lat życia uczył się porzucania wszelkich rzeczy, na które miał ochotę, by teraz decydować się na takie głupoty z powodu jakiejś zachcianki? Ale jakie to było ekscytujące...
- Okej, po prostu to takie nie w twoim stylu - Eren odchrząknął, nieświadomie wbijając szpileczkę w serce Ackermanna, który teraz sam zaczynał mieć wątpliwości. - Chyba mam na ciebie zły wpływ.
Levi podniósł gwałtownie wzrok, widząc w połowie wypełniony rozbawieniem, a w połowie skruchą uśmiech ukochanego. Bez zastanowienia rzucił się na niego, przygniatając do pościeli i pochylając twarz nad tą jego. Może rzeczywiście w tym wpływie coś było, ponieważ wcześniej brunet w życiu nie pozwoliłby sobie na tak gwałtowny gest.
- Oi, głupku, nawet nie próbuj tak mówić - rzekł ostro, ale w jego oczach widniała troska i łagodność. - Masz na mnie najmniej gówniany wpływ na świecie.
- Najmniej gówniany? - zaśmiał się Jaeger z zadziornym uśmiechem. - Nie ma co, jesteś mistrzem komplementów, kochanie.
***
Obszerne pomieszczenie, które aktualnie służyło zwiadowcom za stołówkę wypełniło się gwarem ludzkich głosów i dzwoniących o talerze sztućców. Obiad zawsze był dla ich korpusu chwilą wytchnienia i poddaniu się błahostkom niewnoszącym nic oprócz śmiechu oraz ekscytacji do życia. Między stolikami krążyły ploteczki, dwuznaczne uśmieszki i to piękne, chwilowe poczucie wolności, jakie dawały siedzący obok przyjaciele i jedzenie.
Eren niechętnie grzebał łyżką w swoim posiłku, przerzucając pływające w zupie warzywa z jednej strony na drugą. Łokieć oparł na stole, a twarz na ręce, zgniatając sobie niezbyt komfortowo policzek, ale aktualnie nie to przeszkadzało mu najbardziej. Siedział przy stoliku dowództwa, co za pierwszymi kilkoma razami budziło zdziwione lub nawet zawistne spojrzenia rzucane w jego kierunku, ale teraz już nikt nie zwracał na to uwagi. Jaeger siadał tam zależnie od kaprysu swojego chłopaka, któremu nie zdołał sprzeciwić się nawet Erwin, dowódca Korpusu Zwiadowczego. Zazwyczaj niezbyt mu to przeszkadzało, szczególnie, gdy Smith w końcu zaakceptował jego pojawienie się w ich grupce, i uczestniczył w wesołych rozmowach razem z dowództwem. Czuł się też przez to poniekąd wyjątkowy oraz wyróżniony, ponieważ słuchać o snach Hanji i szalonych przygodach Erwina oraz Mike z korpusu treningowego zdecydowanie mało kto miał okazję. Pozwoliło mu to też poznać piękno ich długoletniej przyjaźni, która mimo swej trywialnej i cynicznej otoczki była chyba najbardziej wzruszającą relacją jaką widział.
Każde z nich wnosiło te swoje drobne dziwactwa typu sprzątanie w każdej wolnej chwili, wąchanie nowo poznanych ludzi, skomplikowana pielęgnacja brwi czy niezdrowe wręcz zainteresowanie tytanami. Wyśmiewali je i wytykali sobie na każdym kroku, lecz za którymś razem Eren zdołał dostrzec w ich oczach zrozumienie. Jakby te drobne uwagi były tak naprawdę krótką, lecz niezwykle ważną wiadomością "wiem i akceptuję". Znali siebie na wylot i szatyn po tylu obiadach spędzonych w ich towarzystwie nie mógł nie wyczuć tej cudownie przyjemnej, choć też poniekąd smutnej, atmosfery wsparcia. Nie było wątpliwości, że zawsze mogli na siebie liczyć.
Choć z pozoru wcale to tak nie wyglądało.
Dlatego teraz siedział spięty raz po raz powtarzając sobie w myślach plan odegrania się na Hanji wymyślony przez jego ukochanego. Rozważał kolejne możliwe skutki, czego tak mozolnie uczył go Levi, i z każdą sekundą nabierał przekonania, że to nie ma prawa wyjść. Jakim cudem Ackermann tego nie widział? Czyżby pozwolił sobie na porzucenie swojego niezawodnego rozsądku i popłynął na fali emocji? Poczuł nieprzyjemne kłucie w sercu. Miał wrażenie, że odkąd zdecydowali się na otwarty związek Levi coraz częściej porzucał wodze rozsądku, by zaszaleć, nie myśląc o konsekwencjach. Na początku uważał to za cudowne, gdy zachodziło jedynie w jego obecności, ale teraz zaczynał mieć wątpliwości, czy ten jego "najmniej gówniany wpływ" nie odbierze im przypadkiem Najsilniejszego Żołnierza Ludzkości...
Z drugiej strony Levi wydawał się szczęśliwszy w tych chwilach. W jego oczu pojawiał się błysk, twarz częściej rozjaśniały emocje, a z jego ust wydobywały się czułe, jak na jego możliwości, słowa. Eren sam mu kiedyś poradził, by spróbował żyć chwilą, lecz teraz gdy mężczyzna zaczął stosować się do jego zaleceń, nie był pewien, czy rzeczywiście było to rozsądne...
- Hanji - odezwał się nagle Levi, wywołując szatyna z transu. A więc przedstawienie się zaczęło... - Chcielibyśmy się podzielić z tobą pewnymi spostrzeżeniami.
- Tak? - spytała kobieta z błyskiem w oku i nie pozwalając mu na dalsze tłumaczenia rozpoczęła swoje pełne ekscytacji insynuacje. - Chodzi o tą przemianę Erena? Oh, żałuję, że Moblit nie zdążył jej narysować... W ogóle rekruci świetnie się spisali, nie wiedziałam Eren, że masz tak pomysłowych przyjaciół! Wiedziałeś o tym Erwin? Może powinniśmy im przydzielić jakieś nowe rangi? Niańki tytana lub coś w tym stylu?
Blondyn uniósł brwi, próbując przeanalizować grad słów Hanji, co Levi wykorzystał, by klarownie im przerwać.
- Między innymi również to mamy na myśli. Eren ostatnio dziwnie reaguje na różne rzeczy, ma wahania nastrojów, wczoraj widziałem jak wymiotował... - wszystkie spojrzenia skierowały się na niego, a Jaeger mimo że były to kłamstwa poczuł się wyjątkowo niekomfortowo. Przypomniało mu się jak kiedyś jego mama opisywała tacie jego dziwną wysypkę na plecach, mówiąc o tym tak naturalnie jak o pogodzie. W obu sytuacjach miał ochotę zapaść się pod ziemię. Tym razem jednak wybudziło go kopnięcie Levi'a pod stołem.
- Podejrzewamy, że ja... - zaczął wyuczonym wcześniej tekstem, jednak gdy dostrzegł zaciekawione spojrzenia reszty utkwione dokładnie w jego twarzy język stanął mu w gardle, a w głowie pojawiła się pustka. Dlaczego? Przecież nigdy nie miał tremy, przed publiką czuł się jak ryba w wodzie! To chyba jednak nie był najlepszy pomysł... Zamknął usta, próbując sobie przypomnieć co miał powiedzieć, a czując lekkie trącenie Levi'a wyrzucił z siebie wykładnik słów, które krążyły mu po głowie - w ciąży... Levi... Levi jest w ciąży!
Głosy wokół niego momentalnie umilkły, a następnie rozległa się fala szeptów ponosząc ze sobą nieodwrotnie rzuconą informację. Twarze osób przy stole dowództwa wykrzywił czysty szok, a Levi wyglądał jakby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody. Eren za to poczuł jak wypełnia go nieokiełznany gorąc, wypływający czerwienią na twarz, szyję i uszy. Jego myśli zawrzały, gdy uświadomił sobie, co właśnie przez przypadek wypłynęło z jego ust i jak się zachowa Levi, gdy dojdzie do siebie.
- Co ty właśnie powiedziałeś, Jaeger? - głos Ackermanna był przerażająco pusty, jakby cała wściekłość nie zdążyła jeszcze do niego dotrzeć. Chęć odegrania się na Hanji błyskawicznie odeszła w zapomnienie, a umysł wypełniał jedynie szok i niedowierzenie.
- Ja... To znaczy... - czuł jak zaschło mu w gardle. Pierwszy raz żałował, że rozpoczął kolejną kłótnię i gdyby tylko nie spowolniony organizm zrobiłby wszystko, żeby ją zażegnać. - Prima aprilis?
- Prima aprilis? - wysyczał Ackermann, kipiąc ze wściekłości i już otworzył usta, by wyrzucić z siebie gniewną litanię, lecz nagle spiął się, a następnie zamilkł. Jego zaciśnięte w pięści dłonie powoli się rozluźniły, a wzrok skierowany został na podłogę. Gdy Eren zdziwiony nadal oczekiwał na nadchodzący wybuch ukochanego, ten jedynie westchnął ciężko i wstał od stołu. Odgarnąwszy włosy dłonią podniósł wzrok, by połączyć spojrzenie z tym szatyna. Cisza zamiast przyjemnie ich otulać potęgowała napięcie, z każda chwilą naciskając na nich coraz mocniej.
- Mam dość, Eren, to jest męczące - rzekł w końcu Levi w pełni opanowanym głosem. Zabrzmiał on jednak dziwnie miękko i niepokojąco, być może przez użycie imienia swojego chłopaka, czego nie robił zbyt często.
- O czym ty mówisz, Levi? - spytał chłopak po opanowaniu dziwnego smutku ściskającego jego serce. Miał zdecydowanie złe przeczucia.
- Tych naszych ciągłych kłótni i tego ciągłego napięcia między nami.
Napięcia? Jakiego napięcia? O czym ty mówisz?
W jego głowie kotłowały się miliony myśli, przeplatając jedna z drugą i robiąc z jego mózgu przypominającą mięsno-warzywny specjał Hanji, papkę. Nie zauważył nawet kiedy jego dłonie zaczęły drżeć, a w oczach pojawiło się bolesne niezrozumienie. Z jego ust jednak nie wypłynęło nic.
- Myślę, że powinniśmy ze sobą zerwać - jak zawsze niezwykle bezpośredni. Jego twarz pozostała niewzruszona, a ręka ponownie przeczesała włosy, lecz Eren przestał zwracać na to uwagę. W tamtej chwili był w pełni skupiony na tym, żeby nie rozkleić się na środku stołówki pełnej zwiadowców.
Jego uwagę przykuły dopiero kroki Levi'a, zmierzającego w stronę wyjścia ze stołówki z niezachwianym spokojem. Mimowolnie podążył za nim wzrokiem, obserwując niesamowitą i cholernie seksowną sylwetkę, która jeszcze przed chwilą należała do niego.
Czy naprawdę Levi zerwał z nim przez głupi żart? Przez głupi, wymyślony przez niego żart mający jedynie na celu odegranie się na Hanji?
I, o ironio, wspomniana kobieta siedziała teraz z twarzą wykrzywioną w szoku, ale zdecydowanie...
Eren potrząsnął głową i zacisnął mocno pięści.
- Przynajmniej w czymś się ze sobą na koniec zgadzamy, kapitanie - burknął z wyraźną niechęcią i buntem w głosie. Ironicznie zaakcentował stopień Ackermanna, a następnie nie posyłając mu nawet ostatniego spojrzenia ruszył w stronę drzwi prowadzących do kuchni.
Idąc między ławkami usłyszał rozemocjonowane szepty zwiadowców, którzy przestali się powstrzymywać, gdy Levi opuścił pomieszczenie. Cała gama głosów i opini zalała jego uszy, odsuwając na dalszy plan obrany przez niego cel. Mimowolnie wyłapywał kolejne dialogi, a w końcu po nieudanych próbach niezwracania na nie uwagi, przystanął przy stoliku najnowszych rekrutów. Ci nawet nie zarejestrowali jego obecności, zbyt skupieni na udawaniu wszechznawców każdej dziedziny.
- Słyszałem, że kapitan Levi ma największą ilość tytanów na swoim koncie i zawsze podejmuje najlepsze dla misji decyzje. Podobno jest chłodny i bezwzględny... - zaczął wysoki chłopak o brązowych oczach z dużą zawartością sceptycyzmu. - Potraficie uwierzyć, żeby ten awanturnik to był ten sam człowiek?
- Podobno bardzo się zmienił odkąd jest w związku z tym człowiekiem-tytan... - dodała jakaś dziewczyna, trzymając łyżkę przy ustach w zamyśleniu.
- Jak niby mamy zaufać komuś takiemu? Skąd mamy wiedzieć, że nagle na misji nie zacznie myśleć o tyłku swojego chłopaka i nie doprowadzi do naszej śmierci?
- Na razie wiemy tyle, że ma manię na punkcie czystości i uwielbia się publicznie kłócić z Erenem - trzecia osoba włączyła się do rozmowy z wyraźną kpiną. - Myślicie, że to jakiś fetysz?
Jaeger zacisnął pięści, wykrzywiając twarz w wyrazie pogardy i wściekłości, czując jak krew w jego żyłach buzuje. Zaczął powtarzać sobie w myślach uspokajające rzeczy, żeby nie wybuchnąć, ale czując płynące z postawy rozmówców lekceważenie i kpinę po prostu nie mógł zareagować inaczej.
Ciekawe było to, że gdy był chłopakiem Levi'a przyćmiewał go jego blask i ludzie przestali zwracać na niego aż taką uwagę. Być może brali go nawet za udomowioną owieczkę kapitana i gdy tylko ten znikał z okolicy tracili wszelkie opory komentowania ich relacji. Eren przy nim wydawał się wyjątkowo nie groźny...
Pewny siebie brunet dowiedział się jak dużego błędu dokonał w ocenie, dopiero gdy pięść rozwścieczonego Jaegera wylądowała na jego policzku. Momentalnie stracił cały wigor i przewrócił się, uderzając głową o ławkę, na której teraz zamiast siedzieć, leżał. Ten stan nie trwał jednak zbyt długo, ponieważ sprawca powstającego na jego twarzy siniaka chwycił go za kołnierz i podniósł do pionu. Ich spojrzenia się spotkały, a pełne złowrogich iskier zielone tęczówki nie pozwalały na żaden akt nieposłuszeństwa.
- Spróbuj powiedzieć coś takiego jeszcze raz, a nie będziesz miał czym zbierać swoich zębów z podłogi - rzekł głosem wręcz kipiącym z pogardy i wymierzył mu serię zdecydowanych kopniaków. Chłopak spiął się z bólu, piszcząc zdecydowanie niemęskim głosem. Eren minął go bez słowa, nie obdarzając go nawet krótkim spojrzniem.
Wyszedł ze stołówki przez kuchnię, której boczne drzwi prowadziły na zewnątrz i szybkim krokiem, poruszając zaciśniętymi pięściami w ruchu wahadłowym ruszył w stronę lasu. Prychnął pod nosem, nie wiedząc na kogo powinien być bardziej wściekły.
Już po kilku minutach dotarł pod dużą, lecz nierzucającą się w oczy topolę i tak jak się spodziewał, dostrzegł stojącego pod nią kapitana. Ten odwrócił się w jego stronę z błyskiem w oku i już chciał coś powiedzieć, gdy na jego policzku wylądowała dłoń Erena.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! Naprawdę myślałem, że ze mną zerwałeś! - krzyknął z wściekłością, przeradzajacą się w rozpacz. Jego ręce latały na wszystkie strony w chaotycznej gestykulacji, gdy tymczasem Levi stał zszokowany z dłońmi opuszczonymi wzdłuż ciała. - To tylko głupie prima aprilis, naprawdę odegranie się na Hanji było tego warte?
Pod koniec jego głos załamał się, a zaszklone spojrzenie opadło na wiosenną trawę.
- Dałem znak... - zaczął Levi wciąż trochę zaskoczony niezaznanym od wielu lat pieczeniem policzka. Jednak po chwili przerwał, zdając sobie sprawę ze swojego błędu. - Przepraszam, Eren, nie powinienem był tego robić.
Jaager również opuścił ręce wzdłuż korpusu i poczuł jak cała wściekłość z niego upływa. Podniósł zaskoczone spojrzenie na ukochanego po raz pierwszy wyczuwając w nim... skruchę. Levi stał ze smutkiem wymalowanym na twarzy, patrzył mu prosto w oczy i nawet się z tym nie krył. Po chwili wahania zaczął z cichym westchnieniem:
- Słyszałeś, co o tobie mówią, Levi? - nie padła żadna odpowiedź. - Twierdzą, że ludzkość straciła swojego najsilniejszego żołnierza, że podczas misji zamiast ich chronić będziesz myślał o moim tyłku!
- Ty również w to wierzysz? - spokojne pytanie bruneta wyrwało go z planowanego potoku słów. Przeniósł na niego zdziwione spojrzenie i bez wahania zaprzeczył. - Widzisz, Eren, ludzie zawsze będą gadać, ale to nie znaczy, że mamy pod to układać własne życie - zamyślony, spokojny głos Levi'a przyjemnie komponował się z wiatrem i otulał uszy szatyna, który nie potrafił się już dłużej na niego złościć. Powoli do niego podszedł i go objął - Powiedziałeś dzisiaj, że ostatnio jestem trochę inny... Sądzę, że to prawda, ale jednocześnie pierwszy raz od dawna mogę stwierdzić, że jestem szczęśliwy. Dajesz mi szczęście, dzieciaku, i to na twojej opini mi zależy.
Jaeger zacisnął mocniej swoje ręce wokół Levi'a i głęboko zaciągnął się jego kojącym zapachem. Powstrzymał się przed chichotem, gdy pomyślał jak bardzo zepsułby atmosferę, gdyby wspomniał, że musi się garbić, by to zrobić.
- Mój stosunek do misji nic się nie zmienił - kontynuował brunet, mierzwiąc włosy ukochanego. - Poza tym, to dobrze, że narzekają. To oznacza, że żyją.
- Wiesz, że jesteś za dobry na ten świat? - wyszeptał Eren po chwili ciszy. - Za dobry dla mnie...
- Oi, nie mów tak, gówniarzu - burknął w odpowiedzi Ackermann, podnosząc głowę i patrząc mu w oczy. - Nie mogłem marzyć o lepszym tyłku, widziałeś kiedyś swojego tytana?
Eren parksnął śmiechem, dostrzegając jak kącik ust kapitana delikatnie się unosi.
- Czyli jednak to nie różnica wieku gra rolę, a różnica wzrostu! - rozszerzył oczy, jakby doznawał olśnienia. Levi wymierzył mu stanowcze uderzenie łokciem w bok i odsunął się od niego, gdy ten zawył z bólu.
- Ale że mnie, Levi? Miałbyś serce!
- A ty rozum.
Eren w teatralnym geście uderzył się otwartą dłonią w pierś i westchnął boleśnie, jakby ktoś wymierzył mu cios prosto w serce. Następnie uśmiechnął się szeroko i przymknął oczy, domyślając się, na co Levi ma aktualnie największą ochotę.
- Moglibyśmy... - podszedł ponownie do swojego chłopaka, przytulając go od tyłu i mrucząc do ucha - schować się w twoim ulubionym schowku na miotły i powtórzyć nasze walentynki... - przygryzł płatek swojego kapitana, który udając niewzruszonego stał z ramionami skrzyżowanymy na klatce piersiowej - ale wiem, że teraz największą ochotę masz na udanie się do stółówki i zobaczenie zszokowanej miny Hanji.
Levi prychnął pod nosem, obracając twarz w stronę szatyna i unosząc jedną brew. Zbliżył się do jego ust, cały czas patrząc mu w jego roześmiane oczy i szepnął niskim, głębokim głosem:
- Twoja propozycja jest niezwykle kusząca, panie Jaeger, lecz ten jeden raz zdarzyło ci się mieć rację.
Eren przewrócił ze śmiechem oczami i cmoknął usta ukochanego.
- Nie wiem, co ta kobieta ci zrobiła w poprzednich latach, ale jeśli się pośpieszymy, to może załapiemy się i na ciekawszą formę spedzania czasu.
***
Ackermann położył dłoń na klamce, czując podskakującą w nim ekscytację. Szalała na boki, krążąc po każdym zakamarku jego ciała i próbowała za wszelką cenę wcisnąć na jego usta uśmiech. Już widziała przed sobą zszokowaną Hanji i jej niedowiarzającą minę, gdy Levi wypowie te dwa niespodziewane słowa. Ach, to będzie tak cudowne!
Lecz brunet nie okazał w żaden sposób buzujących w nim uczuć i bez zbędnych ceregieli otworzył drzwi, ciągnąc za sobą Erena. Jego usta już się otworzyły w pełnym satysfakcji geście, gdy nagle jego oczy i uszy zarejestrowały zupełnie niespodziewane widoki oraz dźwięki.
- III JESZCZE JEDEN III JESZCZE RAZ,
WYPIJMY RAZEM ZA SZCZĘŚLIWY CZAS!
III PRZECHYL BUTELKĘ III PRZECHYL KIELISZEK
NIM KAPITAN LEVI NIE SKRĘCI CI KISZEK!
- I RUSZ Z PRZYJACIÓŁMI W TANECZNY KROK
OBY TA CHWILAAA TRWAŁA I ROK
I WYPIJ ZA KONIEC UCIECZEK PRZED SZCZOTKĄ
NIM CZŁOWIEK-TYTAN UCZYNI CIĘ WIOTKĄ!
Całą stołówką zawładnął potok tańczących par i śpiewajacych ludzi z butelkami w rękach. Wszytskie stoły poza środkowym zostały poodsuwane, a na pozostałym stała Hanji razem z Erwinem dyrygująca całą gromadą. Przyciągnęła do siebie blondyna, który właśnie otworzył kolejnego szampana i zaintonowała kolejną zwrotkę wesołej piosenki.
- I GDY CI SEEERCE PADNIE ZE SMUTKU
I BĘDZIESZ MYŚLAŁA O PECIE I TRUNKU
WYDRZYJ SIĘ GŁOŚNO O ŚWICIE, O ZMROKU
TO KONIEC REŻIMU KŁÓTLIWEGO ZWIĄZKU!
Levi po raz drugi tego dnia nie był w stanie z siebie wydobyć ani jednego słowa, w czym tym razem towarzyszył mu również Eren. Wpatrywali się z szokiem w świętujących ich "rozstanie" zwiadowców, a szczególnie chyboczących się na stole Hanji i Erwina. Ackermann po minucie chłodnej kalkulacji w głowie zmarszczył brwi w ogarniającym go gniewie, jego oczy zapłonęły chęcią zemsty i złapawszy swojego chłopaka za nadgarstek, opuścił stołówkę.
Szatyn dalej miał otwarte w szoku usta, nie potrafiąc zaakceptować właśnie dostrzeżonych wydarzeń i bez oporu dał się ciągnąć Levi'owi korytarzami. Dopiero po znacznym oddaleniu się od stołówki w miarę doszedł do siebie i po kilku sekundach udawania karpia udało mu się skonstruować sensowne zdanie:
- Levi, co tam się odtytania?
- Erwin się wygadał okularnicy o naszych planach - warknął wściekle Ackermann, zrozumiawszy dlaczego żaden z ich planów nie zadziałał. - Wiedziała, że to cholerne żarty i dodatkowo to z nas utworzyła pośmiewisko!
- A-ale skąd Erwin wiedział i dlaczego myślisz, że jej powiedział?
- Musiałem powiedzieć mu o naszym planie, żeby nie interweniował podczas twojej przemiany w tytana. Nie przypuszczałem, że przejdzie na stronę tej wariatki, ponieważ rok temu zgoliła mu brwi, sądziłem, że również zamierza się na niej odegrać... Wiesz z kim dzisiaj rano miał trening twój oddział?
- Z Hanji? - spytał po chwili łączenia faktów Eren. I on już zaczynał rozumieć, co się wydarzyło.
- Dokładnie. Ta cała impreza również musiała być przez nią zaplanowana, nawet przez chwilę nie myślała, że ze sobą zerwaliśmy! Na świętego Domestosa!
- Masz jakiś plan, Levi? - spytał Eren, doskonale rozumiejąc, że coś takiego nie ujdzie szatynce płazem. - Może tym razem postawimy na klasykę?
- Klasykę? - Levi przystanął i przeniósł wzrok na swojego chłopaka.
- No jakaś skórka od banana lub deskorolka, wiadro z wodą, jakaś farba... Spektakularnej wywrotki chyba nie przewidzi, prawda?
Oczy Ackermanna momentalnie zabłyszczały, a w jego głowie zaczął powstawać diabelski plan.
- Nie jesteś taki głupi na jakiego wyglądasz, Jaeger.
***
- Gdy będzie wracała pijana ze stołówki, wejdzie po schodach i nie powinna nawet zauważyć tej deskorolki. Wjedzie w błoto, co ją jeszcze bardziej wytrąci z równowagi i następnie wpadnie na drzwi skąd spadnie na nią wiadro z kolejną porcją. Wtedy zatoczy się i wpadnie prosto do miski z końskim gównem - podsumował ze złowrogim błyskiem w oku Ackermann, odsuwając się jak najdalej od śmierdzącej bali.
- Tylko co jeśli jakiś inny zwiadowca pierwszy opuści stołówkę? - spytał Eren, niosąc wiadro pełne zimnego błotka. Nie wiedział kiedy stał się tak okrutny, ale wyobrażenie jak ta gęsta ciecz ląduje na głowie usatysfakcjonowanej swoim żartem Hanji było zadowalające. Uśmiechnął się, wiedząc, że jego ukochany myśli podobnie.
- W takim razie mogę wpaść do stołówki z miotłą i ona uciekając trafi na deskorolkę - odparł Ackermann po chwili zastanowienia i pokiwał głową, dochodząc do wniosku, że taka wizja podoba mu się nawet bardziej.
- Jesteś geniuszem zła, kochanie - mruknął Eren, znacząc twarz zadziornym uśmiechem. Levi podszedł do niego z tą swoją cholernie seksowną pewnością i zmierzwił mu włosy.
- Jesteśmy geniuszami zła, chrabąszczu.
Jaeger jęknął męczeńsko, słysząc to przezwisko, a Ackermann odwrócił się w stronę drzwi, próbując ukryć uśmiech.
- Dziękuję za to, że jesteś, Eren.
Szatyn zastygł zdziwiony, ale następnie podszedł wzruszony do bruneta i przytulił go z całej siły, powodując jego cichy jęk. Wiedział jak trudne jest dla Ackermanna wypowiadanie takich słów i jak bardzo musiał być dla niego ważny, skoro się na to zdecydował. Jego serce wypełniło przyjemne ciepło, którym chciał się podzielić ze swoim chłopakiem.
- Zawsze będę, Levi - szepnął, a Ackermann powoli odwzajemnił uścisk. - A teraz chodźmy dopiec czterookiej.
- Ja już po nią idę, a ty zamieść jeszcze to wiadro na drzwiach, wychodząc - odpowiedział brunet, ale żadne z nich nie poluźniło objęć. Na porządku dziennym u nich było przekomarzanie się i chwile głębokiej namiętności, ale rzadko tak naprawdę zatrzymywali się, by powiedzieć sobie dowartościowujące słowa. To nie było w ich stylu, lecz czasem zrobienie czegoś wykraczającego poza rutynę przynosiło więcej szczęścia niż bezpieczne zwyczaje.
W końcu Levi wyswobodził się z kończyn Jaegera, który wydawały się dłuższe niż ostatnim razem i skierował w stronę stołówki. Eren śledził jeszcze przez chwilę wzrokiem jego tyłek, po raz kolejny pieszcząc swoje ego tym, że nikt nie ma chłopaka o zajebistszym tyłku niż on.
- Co za przegrywy - mruknął pod nosem szczęśliwy i chwycił pełne błotka wiadro.
Stanął na palcach, próbując skutecznie umocować je na szczycie drzwi, jednocześnie opierając o ścianę, lecz dość mozolnie mu to szło. Westchnął ciężko i postanowił spróbować zrobić to z wnętrza pokoju, skąd miał lepszy dostęp do szczytu drewnianej płyty. Po kilku próbach w końcu udało mu się stabilnie umocować przedmiot i kiwnął z satysfakcją głową. Zatykając nos przez nieprzyjemny zapach końskiego gówna, otworzył szerzej drzwi, by opuścić pokój-pułapkę.
PLASK.
Wiaderko spadło ochlapując całe jego tors i głowę lepką, zimną substancją. Jaeger przeklnął i próbując pozbyć się błota z oczu zrobił kilka kroków do przodu, trawiając na kolejną przeszkodę. O mało nie przewrócił się na przygotowanej ślizgawce, wymachiwując rękoma, by jakimś cudem utrzymać równowagę. Powieki miał zaciśnięte, już czując nieprzyjemne szczypianie w oczach, gdyż uchylił je na chwilę, gdy wpadł na błoto. Nie kontrolując swojego ciała ślizgał się kilka minut, aż w końcu nie poczuł suchszej przestrzeni pod stopami. Zrobił kilka kroków do przodu, jednocześnie trąc oczy, by mieć pewność, że wyszedł z niebezpiecznej trasy, gdy nagle jego noga trafiła na deskorolkę. Poleciał do przodu, ponownie tracąc władzę nad swoim ciałem i zaczął przetaczać się po schodach obijając po kolei wszystkie kości.
- Eren! - ostatnim, co zarejestrował był przerażony krzyk Levi'a, który dostrzegł jak ubłocony szatyn spada ze schodów i ląduje na podłodze nienaturalnie powiginany.
***
Oddział Levi'a zamilkł, spuściwszy zgodnie spojrzenia na podłogę. Eren siedział na krześle, trzymając się za bolącą głowę, próbując dopuścić do siebie wszystkie szokujące wydarzenia. Ścisnął skronie, nie mając pojęcia jak zareagować na tak absurdalne informacje. Przecież to nie mógł być koniec, prawda?
- Czyli mówicie, że - zaczął słabym głosem po długiej chwili ciszy - umarłem, spadając ze schodów? Ja, człowiek-tytan, który przeżył pożarcie przez tytana?
- Wiem, że trudno ci to zaakceptować, Eren... - zaczęła Petra smutnym głosem.
- Trudno? Trudno to jest zrozumieć Hanji, a nie zaakceptować coś takiego! - szatyn gwałtownie poderwał się z krzesła, czując narastające w nim gniew i rozpacz. - Mam uwierzyć, że niby Levi ze mną zerwał, ale jednak nie, reszta urządziła imprezę z tej okazji, a Sasha i Connie zjeżdżali po mnie jak po zjeżdżalni?! I nie ogarnąłem, że jak otworzę drzwi, to błoto na mnie spadnie, a ja zginę przez deskorolkę?! To jakiś absurd! I to jeszcze chwilę po tym, jak powiedziałem Levi'owi, że go nie opuszczę? To jest jakaś kpina!
Eld, Gunther, Oluo i Petra zgodnie zamilkli, wydobywając z siebie jedynie ciche, pojedyncze chrząknięcia, jakby chcieli coś powiedzieć, lecz jednak z tego rezygnowali. Pomieszczenie wypełnilo dyszenie rozemocjowanego Erena, lecz i ono po chwili ucichło. Jaeger włożył swoje dłonie we włosy, patrząc zaszklonymi, szeroko otwartymi oczami w podłogę. Gdy Petra ponownie chrząknęła i otworzyła usta, by coś powiedzieć, nastolatek zaczął się śmiać i upadł na kolana. Dźwięk narastał, przyprawiając oddział Levi'a o palpitację serca, aż w końcu nie przeobraził się w ciche łkanie.
- To nie mogło się tak skończyć... - wyłkał słabym, łamiącym się głosem.
- Eren, powinniśmy ci... - zacząła z determinacją Ral, podnosząc się z krzesła.
- Petra - przerwał jej Gunther pustym głosem - obiecaliśmy, że...
- Czy ty widzisz, co się dzieje?! - zwykle opanowana kobieta poddała się wypełniającym pokój emocjom. - To jest przesa...
Przerwała, gdy nagle drzwi do ich pokoju otworzyły się z hukiem, a do środka wleciała zapłakana Hanji. Szatyn zaniemówił, gdy ta rozejrzawszy się po pomieszczeniu, gwałtownie go przytuliła.
- EREN, TY ŻYJESZ - krzyknęła, płacząc mu w ramię, nie przejmując się tym, że jego ciało właśnie przestało pracować w wyniku przekroczenia granicy dozwolonego szoku. W jego umyśle wyświetlić się wielki, czerwony napis "ERROR", a myśli przestały swobodnie przepływać w tę i we w tę.
- H-hanji-san? - wyszeptał słabym głosem, podczas gdy ta dalej moczyła łzami jego koszulkę. - Ty też nie żyjesz?
- O czym ty mówisz, Eren? - spytała równie zdziwiona, co on, odsuwając twarz i patrząc mu w oczy. - Nie żyję?
Ich pełną szoku i emocji konwersację przerwały spokojne uderzenia idealnie wypastowanych butów o posadzkę. Ackermann z charakterystyczną mu gracją wszedł do pokoju i przyciągając wszystkie spojrzenia, z błyskiem w oku powiedział:
- Prima aprilis.
Cisza.
Członkowie oddziału Levi'a spuścili wzrok, żałując, że dali się w to wszystko wciągnąć (choć dwa dni wakacji nad jeziorem, które mieli otrzymać w zamian były wyjątkowo kuszącą ofertą). Oglądanie zszokowanych min Erena i jego rumieńców było wyśmienitą zabawą, ale żaden z nich nie podejrzewał, że szatyn aż tak w to się wczuje i w pewnym momencie nie dojdzie do wniosku, że ta historia jest jednak zbyt absurdalna.
Hanji zamrugała powiekami i otworzyła usta w szoku, jeszczr raz obklepując Erena, by upewnić się, że jest żywy. Następnie posłała Ackermannowi wrogie spojrzenie, nie wierząc, że mimo poprzednich, nieudolnych prób Levi'a nie doszła do wniosku, że śmierć Erena to jedynie kolejny przekręt. Nie miała pojęcia, że brunet jest tak dobrym aktorem...
Tymczasem Jaeger dalej klęczał, czując, że mózg mu zaraz eksploduje z nadmiaru informacji. Czuł jak kręci mu się w głowie, a serce nie potrafi się zdecydować, po której stanie stronie. Przymknął oczy, próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Momentalnie w umyśle wyświetlił mu się obraz mówiącego "prima aprilis" Ackermanna i już nie miał żadnych wątpliwości, że to jego sprawka. Wstał, przyjmując postać czystego wkurwu i niosąc niszczycielskie płomienie w oczach.
Usatysfakcjonowany, że udało mu się upiec dwóch wariatów, którzy śmiali się z żartu Jeana podczas Turnieju Hanji, na jednym ogniu Levi dalej opierał się o framugę drzwi. Dopiero gdy otoczony złotymi iskierkami Eren zaczął się do niego zbliżać, do jego umysłu wkradła się myśl, że być może nie wziął pod uwagę możliwych konsekwencji swego "niewinnego" żartu. Zacisnięte pięści szatyna sprawiały wrażenie niesamowicie groźnych narzędzi zagłady, a cała jego emanująca wściekłością sylwetka narzucała sercu szaleńczy bieg i kazała dolnym kończynom dotrzymać mu towarzystwa. Ackermann mimowolnie zadrżał, gdy uosobienie wkurwu zatrzymało się tuż przed nim.
I mimo że Levi nigdy nie mógł uchodzić za tchórza, nikt nie zapomni jak tamtego dnia się za nim kurzyło.
Jak tam wrażenia po nowym odcinku?
Jesteście po stronie Erena, Mare, Korpusu Zwiadowczego czy Żandarmerii?
~8300
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top