Rozdział 9

  <Zeref>
Siedziałem w klasie czekając na Mavis. Ta dziewczyna, której imienia nie pamiętam znowu się do mnie przyczepiła. Ledwo się powstrzymywałem by jej nie zatłuc, w duchu modliłem się również, żeby Mavis przyszła w końcu i mnie od niej uratowała.
Tuż przed dzwonkiem do klasy wpadła zdyszana zielonooka. Usiadła koło mnie.
-Gdzie byłaś? -spytałem zdziwiony.
-W klasie Lucy. -odpowiedziała, rozpakowując swoje rzeczy.
-Po co?
-Powiedzmy, że musiała coś udowodnić, a ja koniecznie chciałam popatrzeć. -odpowiedziała.
-Co musiała ci udowodnić?
-Nic. Nie ważne. -powiedziała, patrząc na wchodzącego nauczyciela. Zza niej widziałem jakąś tlenioną blondynkę, z niebieskimi oczami. Wysyłała mi buziaki. Myślałem, że zwymiotuję. To było ohydne. Skrzywiłem się. -Coś się stało? -spytała moja przyjaciółka, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Nie. Nic.
-Na pewno? Jesteś blady... -stwierdziła. Tamta blondyna chyba to usłyszała, bo wyrwała się z miejsca.
-Proszę pana! -zawołała piskliwym głosem do nauczyciela.
-Tak? -spytał zirytowany nauczyciel, odwracając się w jej stronę. Przypuszczałem, co chcę powiedzieć, więc zerwałem się z miejsca i powiedziałem.
-Mogę dzisiaj odpowiadać z poprzedniej lekcji? -chciałem się zatłuc, za ten durny pomysł, ale to był jedyny ratunek od tego plastiku.
-Tak Zeref. Podejdź do tablicy.
Podszedłem do tablicy i zacząłem tortury. To nic, że kompletnie nic nie umiałem. Odpowiedziałem na trzy z dziewięciu pytań dobrze, chciał mi postawić dwóję, ale przez to, że się zgłosiłem sam, dostałem trójkę. Super.
Lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie.
Po niej wyszedłem z klasy najszybciej z wszystkich, ciągnąc za sobą Mavis. Nie chciałem, by ten plastik mnie znalazł, bo nie wiem, czy bym się powstrzymał od zabicia jej.
Pociągnąłem blondwłosą na rzadko uczęszczany korytarz. Dziewczyna posłała mi zdziwione spojrzenie, gdy wychyliłem się zza rogu, by sprawdzić, czy kogoś tu nie ma.
-Coś się stało? -spytała, zakładając ręce na klatkę piersiową.
-Nie... Znaczy tak. Widziałaś ten plastik, co na lekcji mi wysyłała buziaki? -spytałem, chcąc wymiotować na samo wspomnienie. Ona kiwnęła głową.
-Czemuś uciekł? -spytała najwyraźniej zdziwiona.
-Bo ja jej nie lubię. Jak na nią patrzałem, to myślałem, że zwymiotuję. -powiedziałem, udając wymioty.
-Dziwne. -stwierdziła.
-Czemu? -spytałem zdziwiony.
-Bo połowa szkoły ją przeleciała, w tym niektóre dziewczyny, więc... dziwne. -skończyła. Myślałem, że pójdę i się powieszę.
-Dziewczyny?! Serio?! -spytałem, mając szczękę na podłodze.
-No...
-Fuj. -powiedziałem z niesmakiem. Jak można robić coś takiego?!
-Yhym...
-Coś się stało? -spytałem patrząc na nią. Przeraziłem się. Nagle jej oczy błysnęły czerwonym światłem, moje też, czułem to. Załamałem się z jednej strony, a z drugiej byłem bardzo szczęśliwy. No, ale rodzice mnie zatłuką, to już pewne.
Mavis spojrzała na mnie zszokowana. Zaczęła się powoli cofać, gdy wyciągnąłem rękę by ją złapać to ją odepchnęła i uciekła. Jeny... co ja zrobiłem?! Ugh... Muszę porozmawiać z Natsu. Może, on coś mi poradzi. Chociaż w sumie... to zły pomysł. On jest głupszy niż ja, więc na pewno nie będzie wiedział co robić.
Westchnąłem sfrustrowany. Poszedłem do klasy. Mavis tam nie było. Chwyciłem, więc swoją torbę i poszedłem po Natsu. Muszę z nim iść do domu, pomoże mi.
Gdy wszedłem do klasy mojego brata, atmosfera była bardzo napięta. Natsu siedział z tyłu klasy, naburmuszony, obok złej Lucy. Ciekawe co się stało? Wyglądali, jakby się pokłócili. Podszedłem do nich.
-Cześć Natsu. Zabieram cię do domu, nie przeszkadza ci to Lucy? -spytałem grzecznie.
-Nie, weź tego głupiego pawiana ode mnie. -syknęła, patrząc na Natsu z morderczym wzrokiem. On odpowiedział tym samym spojrzeniem.
-Pff... Weź mnie od tej głupiej blondi. -prychnął zirytowany. Okej. Nie wiem co się między nimi wydarzyło, ale to teraz nieważne. Później się tym zajmę.
-Idziemy. -rozkazałem, po czym szarpnąłem go. Wyprowadziłem z klasy i zaprowadziłem siłą do samochodu.
Usiadł na miejscu obok kierowcy. Odpaliłem samochód i ruszyłem.
-Zaraz. -powiedział nagle, zaskoczony.
-Co? -spytałem.
-Skąd ty masz samochód i od kiedy? -myślałem, że strzelę sobie faceplama.
-Dostałem od wuja Jona. Wczoraj. Tata go podwiózł do szkoły, żebyśmy nie musieli wracać na piechotę. -odpowiedziałem znudzony.
-Aha...
-Ej. A o co chodzi... -zacząłem, ale Natsu mi gwałtownie przerwał.
-Nawet nie zaczynaj tego tematu, nie wymawiaj jej imienia! -warknął na mnie.
-Okej, ale...
-Żadne, ale!
-Powinniście...
-Nie!
I tak zaczęliśmy się przegadywać. Po dziesięciu minutach miałem dość.
-Natsu! -wrzasnąłem.
-Co? -burknął.
-Powiedz. Jesteśmy braćmi. Powinniśmy sobie pomagać.
-Dobra, ale w domu. -powiedział cicho.
-Okej.
-A jaki jest twój problem? -spytał, zmieniając temat.
-Jaki znowu problem? O czym ty gadasz? -spytałem nie rozumiejąc.
-Bez powodu to byś mnie raczej nie wyciągał z drugiej czy trzeciej lekcji nie? -spytał z ironią. Musiałem mu przyznać rację. Co jak co, ale troszczę się o edukację mojego braciszka.
-Eh... -westchnąłem. -Pamiętasz, że każdy wampir i wilkołak odnajdują swojego partnera życiowego? -spytałem, a ten niepewnie kiwnął głową. -Pamiętasz, że rodzice mówili, żebyśmy się nie zakochali w wilkołakach? -znowu kiwnął. Spojrzałem na niego wzrokiem mówiącym „Sam się teraz domyśl". Po chwili jego oczy rozszerzyły się w szoku.
-T-ty serio teraz? -spytał z niedowierzaniem. Kiwnąłem głową zażenowany, a ten zaczął się śmiać. -Oi bracie! Teraz masz problem. -dalej się śmiał.
-Ty też będziesz go miał. -stwierdziłem.
-Czemu? -spytał zdziwiony. Walnąłem się w czoło.
-Eh... Nie ważne. -powiedziałem. -Sam później się dowiesz. Teraz powiedz co mam robić. Rodzice będą chcieli krew tego wilkołaka, a nie będą mogli.
-To chyba dobrze. -stwierdził Natsu.
-Czemu? -zdziwiłem się.
-Bo ją kochasz, a oni jej nie zabiją teraz tak? I będziesz mógł z nią być. Więc w czym problem? -spytał Natsu, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
-Aha... Ale jak ty sobie to wyobrażasz? Wchodzę do domu i mówię „Mamo, tato znalazłem moją partnerkę, jest wilkołakiem. Fajnie nie?" -spytałem zirytowany.
*Dwie godziny później*
-Mamo, tato! Wróciliśmy! A tak przy okazji znalazłem moją partnerkę! -krzyknąłem wchodząc na korytarz. -Jest wilkołakiem! -dodałem, gdy usłyszałem, że rodzice biegną. Jednak jak to powiedziałem, tak kroki przestały być słyszalne.
Poszedłem do salonu z Natsu i zobaczyłem rodziców, którzy byli biali jak ściany, i mieli buzie szeroko otwarte tak jak oczy.
-Zerefie Dragneel'u... Powtórz to, co powiedziałeś, bo chyba się przesłyszałem. -rozkazał mój ojciec poważnym tonem.
-Moja partnerka jest wilkołakiem.  

-----------------------------------------------

To znowu ja! ^^

Myślałam, że dłużej mi zajmie poprawa rozdziału, ale jak widać potrzebne mi tylko kilka minut :D

Podobał wam się rozdział?

A teraz właśnie! Pytanie do was: Jak chcecie, żeby zareagowali rodzice Natsu i Zerefa? :3 

Jutro szkoła... Znowu :"( A mi się tak nie chce T.T 

Jak myślicie:

Co się wydarzy w następnym rozdziale?

Kiedy Lucy i Mavis dowiedzą się kim są Natsu i Zeref? (podpowiedź: nie. Nie w następnym rozdziale)

Tyle. Nie wiem kiedy będą następne rozdziały. Teraz będzie szkoła, mniej czasu, a więc będą rzadziej, ale postaram się chociaż dać jedne lub dwa w ciągu dwóch tygodni chociaż nic nie obiecuję :")

Co jakiś czas będę dawać informację na profilu, kiedy następne rozdziały w książkach. 

Pozdro i do zoba~!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top