Rozdział 4


<Natsu>

Dobiegłem do klasy, ale przed drzwiami nagle pojawiła się Lucy. Odskoczyłem na bezpieczną odległość i obserwowałem to co chce zrobić. Ona sięgała do plecaka po "coś". Gdy wyjęła to "coś" to zobaczyłem średniej wielkości młotek... Kto normalny nosi takie rzeczy do szkoły?! KTO?!

Uśmiechnęła się szatańsko i zaczęła do mnie podchodzić. Ja zacząłem się cofać. Aż w końcu natrafiłem na ścianę. Gdy Lucy była ode mnie raptem kilka centymetrów, ja zacząłem się trząść.

-Ej... Lucy, chyba mi nic nie zrobisz... nie? -spytałem z paniką. Ta uśmiechnęła się i zamachnęła.

Zamknąłem oczy czekając na ból, który nie nastąpił. Otworzyłem je niepewnie i zobaczyłem młotek dosłownie wbity w ścianę.

-O już zabiłam tę muchę. -powiedziała jak gdyby nigdy nic i odeszła. Ja stałem tam jak debil z rozdziawioną buzią.

Z "transu" obudził mnie dzwonek. Szybko wbiegłem do klasy i usiadłem na swoje miejsce. Spojrzałem na sąsiednie i zauważyłem brak Lucy. Zacząłem się rozglądać po klasie w poszukiwaniu jej. No i znalazłem ją. Siedziała obok jakiegoś czarnowłosego chłopaka, którego zaraz poznałem. To był Gray. Mój "kolega" z dzieciństwa. Razem chodziliśmy na polowanie, ale potem jakoś tak wyszło, że kontakt się urwał.

Wstałem i podszedłem do nich.

-Siema Gray! -zawołałem. On i ona odwrócili się w moją stronę zdziwieni.

-Natsu, ty ognio zjadaczu miło cię widzieć! -odpowiedział.

-Ciebie też lodówo. -starałem się uśmiechać, a miałem ochotę mu przywalić. Jakim prawem z nią rozmawia?!

-Znacie się? -wtrąciła się Lucy.

-Tak. Byliśmy "przyjaciółmi" w dzieciństwie. -odpowiedziała jej lodówa.

-Aha...

-O czym rozmawiacie? -spytałem ciekawy.

-O zbliżającym się balu. -westchnęła Lucy.

-Jakim balu? -spytałem zdezorientowany.

-Co roczny bal organizowany na cześć założycielki tej szkoły. -wytłumaczył mój "przyjaciel".

-Wszyscy muszą na niego przyjść w parach. -dodała cierpiętniczo Lucy.

-Widzę, że nie bardzo masz na niego ochotę. -stwierdziłem.

-Brawo Sherlocku. -powiedziała z irytacją.

-Czemu?

-Ja... Nie ważne. -powiedziała szybko lekko zarumieniona i sobie poszła. Ja zostałem, bo chciałem porozmawiać z lodówą.

-Czemu ona nie chcę tam iść? -spytałem się go.

-Bo nikt jej nie zaprosił, no może oprócz Lokiego, który idzie z kilkoma innymi dziewczynami. -nie idzie, bo posłuży mi za obiad na następnej przerwie.

-Czyli nie ma jeszcze partnera? -wolałem się upewnić.

-No.

-Dobra idę nara! -pożegnałem się i poszedłem do Lucy. Siedziała w naszej ławce. Właściwie to na niej leżała głową. Usiadłem się na krzesło obok niej.

-Hej Lucy... -zacząłem. Postanowiłem, że ją zaproszę. To może być dobra okazja, by ją otumanić i zasmakować trochę jej krwi. W końcu mogę ją zahipnotyzować. I nic nie będzie pamiętać. To dobry plan. -Chcesz iść z mną na ten bal? -spytałem, a ona podniosła głowę zdziwiona. Zmrużyła oczy i po chwili znowu położyła głowę na ławkę.

-Gray ci powiedział? -spytała przytłumionym przez ławkę głosem.

-Nom...

-Eh... -westchnęła i podniosła głowę. -Nie idę. -powiedziała.

-Czemu? -spytałem. Byłem zły z jednej strony, bo jeżeli się nie zgodzi to stracę szansę na posmakowanie jej krwi tak wcześnie. 

-No, bo... -zaczęła podnosząc głowę, ale nie dokończyła. Spojrzała ukradkiem na kogoś. Obejrzałem się i zobaczyłem blondyna o niebieskich oczach, w czarnych dresach i podkoszulku o tym samym kolorze. Siedział znudzony na ławce.

Jasno zrozumiałem przekaz. Ona chciała z nim iść. Nie z mną, ani z nikim innym. Tylko z nim. Ale nie! Nie pozwolę na to! Ten blondas posłuży mi dziś za drugie danie zaraz po tym rudzielcu.

-Eh... ale jakbyś się rozmyśliła to daj znać. -powiedział, udając, że odpuszczam. Tak naprawdę to zaraz po tej lekcji miałem zamiar iść zapoznać się z moim drugim daniem, a potem iść zjeść pierwsze. Rzecz jasna potem rozszarpię ich na kawałki. Nie pozwolę, by ktoś zabierał mi Lucy!

Czekałem cierpliwie na dzwonek, który zadzwonił chwilę później. Potem wszedł nauczyciel. Sprawdził obecność i zaczęła się nudna i wyczerpująca mózg lekcja. Ale była bardzo (wyczujcie sarkazm) przydatna, bo przecież musimy znać budowę liścia. Przecież bez tego byśmy umarli... Ta...

Po tych morderczych czterdziestu pięciu minutach w końcu zadzwonił dzwonek. Lucy szybko się spakowała i gdzieś poszła, a ja gdy tylko wyszła z sali podszedłem do tego blondyna (jak co mają w tej samej sali teraz lekcje dop.aut.).

-Siema jestem Natsu, a ty? -spytałem starając się być uprzejmym.

-Sting. Chciałeś czegoś? -spytał znudzony.

-Powiedz... -postanowiłem nie owijać w bawełnę. -co cię łączy z Lucy? -oparłem się rękoma o jego ławkę.

-Z Lucy? Kim...? Czekaj... A ta Lucy! Jest moją znajomą, a co? -spytał. Ja zmarszczyłem brwi.

-Nie, nic. -odpowiedziałem i odszedłem. Muszę poszukać tego rudzielca.

Szukałem go przez całą przerwę. Miałem już opracowany plan, żeby go zabić. Znalazłem go po dzwonku. Siedział przy swojej szafce i patrzył na siebie w lustrze. Nie zauważył mnie, więc chwyciłem młotek (nie pytać skąd go mam) i go nim walnąłem tak, że stracił przytomność. Kamery już wszystkie odłączyłem, więc nie będzie problemu (nie pytać kiedy).

Zawlokłem go do schowka woźnej. Tam się pożywiłem i go rozszarpałem.

Wyszedłem po tym jak gdyby nigdy nic i poszedłem do łazienki. Byłem w niektórych miejscach od krwi, więc musiałem ją zmyć. Zrobiłem to w kilka minut. Stwierdziłem, że nie pójdę na lekcję, tylko poczekam, bo dziwne by było gdyby znaleźli tego rudego, a ja wcześniej bym wparował do sali. Mam pomysł. Pójdę do pielęgniarki. Będę miał alibi.

Jak pomyślałem tak zrobiłem. Nakłamałem, że głowa mnie boli.

<Zeref>

Zacząłem gonić Mavis po korytarzach. Trącałem co jakiś czas uczniów, ale to nie było ważne. Musiałem ją złapać! To bolało! Nie mam żadnych ran, no ale bolało! Do tego będę miał przez nią kłopoty, bo to "ja ją dźgałem" według nauczyciela. Mała spryciula.

Nie mogłem jej po jakimś czasie w ogóle dostrzec. Z resztą... jakim cudem ona tak szybko biegła? Przecież żaden normalny człowiek nie może tak szybko biec, przynajmniej ja takich nie spotkałem.

Nieważne... Teraz muszę ją złapać. Tylko... gdzie ona jest?

Zacząłem ją szukać znowu, ale w pewnym momencie wylądowałem na ziemi. A ktoś na mnie siadał. Usłyszałem czyiś chichot. Obejrzałem się.

-Mavis... -zacząłem groźnie.

-Oj... Gniewasz się? -spytała wstając z mnie.

-Nie... Wcale się nie gniewam na ciebie, choć dostałem uwagę i dźgałaś mnie cyrklem. Wcale. -powiedziałem z sarkazmem w głosie.

-Oj! Jesteś taki kochany. -krzyknęła i przytuliła mnie.

-Wiesz co to sarkazm? -spytałem.

-Nie. -zaśmiała się. Westchnąłem.

-Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? -spytałem.

-Byłeś bardzo dobry!

-To teraz postaram się być w takim razie zły.

-Jesteś wredny! -powiedziała robiąc minę szczeniaczka i wyglądała jakby miała zaraz się rozpłakać.

-Cieszę się z tego faktu.

-Nie wydaję mi się...

-Czemu?

-Gdybyś się cieszył to byś się chociaż raz uśmiechnął!

-Oj dobra chodź... -nie dokończyłem, bo ktoś na mnie od tyłu wpadł i popchnął na nią. Upadłem i przypadkiem zdarłem kawałem koszuli od jej mundurka, na rękawie.

I tam zobaczyłem TO... Nie mogłem uwierzyć... Rozszerzyłem oczy z zdziwienia i chwilę wpatrywałem się w nią jak w ducha.

-Um... Przepraszam. -powiedziałam szybko po chwili i wstałem, pomagając również jej.

-Spoko, coś się stało? -spytała zmartwiona, a ja miałem ochotę się zastrzelić. Jestem tu od dwóch dni, a już znalazłem nie dość, że pożywienie z dobrą grupą krwi to jeszcze jest ono TYM... Teraz muszę znaleźć drugiego. Ona na pewno ją lub go zna! Jednak nie mogę się jeszcze wydać. Jeszcze nie teraz...

-Nic ci nie jest? -spytałem z zmartwieniem. Nie chciałem by moje jedzenie się uszkodziło.

-Nie, a ci? -powiedziała uśmiechnięta.

-Nie... Idziemy do klasy? -wskazałem palcem w kierunku klasy.

-Jasne.

Poszliśmy. Teraz trzeba pogadać z Natsu i jakoś otumanić Mavis...

---------------------------------------------

Hejo! ^-^

Podobał się rozdział? Jak mijają wam wakacje?

Następny nie wiem kiedy będzie, ale nie długo, bo mam już trochę go napisanego. 

A właśnie, co do następnego rozdziału to mam pytanie: Mam opisywać dokładniej jak Natsu i Zeref (w późniejszych rozdziałach) zabijają ich czy nie? Tu nie opisałam, bo nie wiedziałam czy się komuś to spodoba, więc do was należy decyzja. 

Jak myślicie:

Co Natsu zrobi Stingowi?

Jak zareaguje Lucy na śmierć Lokiego?

O co chodziło Zerefowi?

Czy TO zmieni ich relacje?

Dowiecie się (przynajmniej części) w następnym rozdziale! ^.^

Pozdrowienia dla wszystkich i do zobaczenia! ^v^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top