Samanta: rozdział 20 - Nocne rozmowy i nowe plany Tadeusza
Razem z mamą weszły do pustego salonu, w którym paliło się światło. To oznaczało, że jej ojciec jest w domu. Samanta szybko pobiegła po schodach na górę do swojego pokoju, żeby ukryć w nim torbę z Croppa. Obecnie miała dużo ciuchów po matce, dlatego jej ojczym nie zorientuje się, że te kiedyś nie należały do niej. Następnie ponownie zbiegła ze schodów i dołączyła do swojej matki. Wtedy właśnie z sypialni wyszedł Tadeusz. Nie był uradowany ani uśmiechnięty, jak zakładała po jego porannym zachowaniu. Wyraz jego twarzy był srogi i wydawał się ponury. Samanta zrozumiała, że w banku coś poszło nie tak.
– Gdzie tyle byłyście? – odezwał się groźnie. Nie był zmartwiony, był wściekły.
– Nad zalewem – wyjaśniła Klara.
– Tyle czasu? – fuknął.– Wróciłem do domu i nawet obiad nie był zrobiony.
– Wybacz, Tadek. Nie pomyślałam – zaczęła usprawiedliwiać się jej matka. – Już zaraz zrobię ci coś na ciepło...
– Odpuść sobie, nie jestem już głodny – powiedział jej ojciec i spojrzał na brudne pudełko w rękach Klary. – Co to jest?
– Mój telefon. Znalazłam.
– Pokaż – zainteresował się.
Mama niepewnie wyciągnęła przed siebie opakowanie z telefonem i podała je mężowi. Wziął i obejrzał je dokładnie. Samanta widziała, jak zaświeciły mu się oczy, gdy uzmysłowił sobie, że trzyma telefon za kilka tysięcy. Ona sama nie uświadamiała mamy o wartości prezentu, bo wiedziała, że wprawi ją to w zakłopotanie. Ojczym zaś nie powiedział jej o cenie, bo dostrzegł w niej łatwą ofiarę.
– Słuchaj, to ja dam ci swój, a ja wezmę sobie ten nowszy. Tobie i tak nie jest potrzebny, nie wiadomo jaki.
– Nie! – krzyknęła jej matka i pośpiesznie wyrwała telefon z rąk męża. – On jest mój! Ja go znalazłam! Należy do mnie. Nie oddam ci go.
Przygarnęła brudne pudełko do piersi, jakby było cennym skarbem. Patrzyła na męża wzrokiem, jakby była małym dzieckiem, a on właśnie próbował wyrwać jej ulubioną zabawkę. Dla nastolatki było jasne, że wszystko, co będzie pochodziło od Marka, będzie dla niej niezwykle ważne. Uświadomiła sobie też, jak bardzo mama musiała być przywiązana do niej i jak bardzo ona sama tego nie doceniała, pozwalając, by jej rodzicielka dni spędzała samotnie, podczas gdy ona biegła do kolejnej koleżanki, a przecież pamiętała, jak jej mama potrafiła godzinami zabawiać ją na placu zabaw, gdy była malutkim dzieckiem. Pamiętała jej uśmiech i wyciągnięte ręce, gdy nakłaniała ją do zjeżdżania po stromej zjeżdżalni. Poświęciła jej swoje życie, dlatego ona też coś dla niej poświęci i wtrąci się, choć spotka się to z dezaprobatą.
– Zostaw mamie jej znalezisko i lepiej powiedz o tych milionach na koncie dziadka – zaśmiała się i próbowała być jak najbardziej irytująca, by to na niej skupił swoją złość.
– Jak ty się do mnie odzywasz, gówniaro? Kto ci w ogóle pozwolił otwierać jadaczkę nieproszoną? – zaczął krzyczeć.
– Zostaw ją, Tadeusz – powiedziała stanowczo Klara i zrobiła krok w jej kierunku, tak by w razie czego, być jak najbliżej córki.
– Co? Mama miała rację? Z milionów nici? – zakpiła z niego, żeby przelać czarę goryczy i udało jej się to.
– Wypierdalaj do swojego pokoju! – huknął na nią.
Samanta zrozumiała, że nastąpił wybuch, po którym jej matka będzie go uspokajać, a on, zamiast wyżywać się na niej będzie żalił jej się, że jest niedoceniany, bo tak wiele dla nich zrobił a ona, jego przysposobione dziecko, jest niewdzięczna. To był jej sukces, dlatego uśmiechnęła się z satysfakcją, co Tadeusz odczytał jako pogardę. Odwróciła się na pięcie i ruszyła po schodach w stronę swojego pokoju. Usłyszała za sobą jeszcze tylko krótką wymianę zdań, która utwierdziła ją w przekonaniu, że dobrze postąpiła.
– Co za niewdzięczna smarkula... – żalił się jej ojczym, a mama zaczęła go uspokajać.
– Daj spokój, Tadek, to nastolatka. Powiedz lepiej, co się wydarzyło, że jesteś taki zdenerwowany.
– Twój ojciec to jednak skurwysyn...
Więcej nie usłyszała, bo drzwi do jej pokoju zamknęły się, ale była to wystarczająca informacja, by uzmysłowić sobie, że pożądane przez ojczyma miliony są tylko mrzonką.
Bardzo późnym wieczorem, tuż przed 00:00 w nocy, drzwi pokoju Samanty otworzyły się i stanęła w nich drobna kobieta o kształtnych biodrach. Przez chwilę wydawało jej się, że ma włosy do pasa i pewną agresywną seksualność w swojej postawie, ale gdy przetarła oczy, uzmysławia sobie, że jest to tylko jej matka. Obcisłe szorty podkreślały jej wzgórek łonowy, a cienka, biała podkoszulka sprawiała, że jej sutki były widoczne. Dziewczyna patrzyła, jak podchodzi do niej i pomyślała, że jest niezwykle pociągająca. Pochyliła się nad nią i wyszeptała:
– Mogę się dzisiaj z tobą położyć?
Samanta nie udzieliła jej odpowiedzi, ale podniosła kołdrę i pozwoliła, by ta wsunęła się w jej ramiona.
– Tata nie spełnił swojej porannej obietnicy, co?
– Nie – prychnęła rozbawiona tym pytaniem, jakby było to całkowicie oczywiste, że o jej potrzebach zawsze się zapomina.
– Był zły, bo konto było puste, prawda?
– Nie było puste. Było na nim czterysta osiemdziesiąt dwa tysiące i trzydzieści pięć groszy – poinformowała ją matka, a ona zrobiła zaskoczona minę.
– To dużo, więc dlaczego tata był zły?
– Nie były to miliony...
– A dziadek miał miliony?
– Myślę, że tak. Jednak z tego, co tata mówił, to część przeznaczył na pobliskie domy dziecka, część oddał na Kościół, wpłacił też na fundację pomagającą ludziom z zaburzeniami psychicznymi. Resztę kazał przelać na konto osoby prywatnej.
– Wiesz kogo, mamo? – zaciekawiła się.
Jej matka zmarszczyła nos, co znaczyło, że nie chce, o tym rozmawiać.
– To nie ma znaczenia, kochanie. Ta osoba i tak pewnie nie przyjmie pieniędzy, ja zresztą też ich nie chcę. Twój ojciec jednak uważa, że można z nich zrobić pożytek, dlatego niech sobie robi z nimi, co zechce.
– A wiesz, co chce z nimi zrobić? – zapytała.
Klara spojrzała na nią i uśmiechnęła się delikatnie, tak jakby miało oznaczać to jakieś dobre wieści.
– Sądzę, że się ucieszysz – zaczęła powoli, a jej duże, niebieskie oczy zaczęły błyszczeć w świetle księżyca, które wpadało przez okno i delikatnie rozjaśniało pokój. – Tadeusz uznał, że woli wracasz do Białegostoku i tam za pieniądze po twoim dziadku otworzyć małe biuro księgowe.
Samanta marzyła o tych słowach, odkąd tu przyjechali. Jednak teraz czuła coś na kształt rozdarcia. Nie była pewna czy jest szczęśliwa z powodu, że znowu wróci do starego życia. Przygryzła wargę i spojrzała w sufit.
– Mhm – zdołała jedynie wymruczeć.
– Nie cieszysz się? – zapytała zaskoczona Klara.
– Nie wiem, co czuję. Jest tutaj pewien chłopak i mimo że wszyscy wokół mówią, że to drań. Mimo że nie odzywa się, odkąd nie dałam mu nagich zdjęć. Mimo że nie widziałam go od tamtego czasu, to codziennie o nim myślę. Wszedł mi do głowy i nie może wyjść, więc nie wiem, czy chcę stąd wyjeżdżać, bo w Białymstoku go nie będzie...
– Zakochałaś się?
To pytanie zaskoczyło Samantę. Nie myślała o tym uczuciu w perspektywach miłości. Bardziej jako intrygujące, nieokiełznane i intensywne odczucia względem osoby, która była nie w jej zasięgu.
– Nie wiem, co do niego czuję. On jakby jest w moim życiu, ale fizycznie go tak naprawdę nie ma – próbowała wyjaśnić, a mama zaśmiała się, jakby dobrze znała to uczucie. Zamyśliła się na chwilę i zaczęła mówić:
– Wiesz o tym, że przez lata kochałam się platonicznie w twoim ojcu? – zapytała, a gdy Samanta przecząco pokiwała głową, zaczęła mówić dalej. – Odkąd pamiętam, tylko on był w moim sercu, ale na moje nieszczęście nie tylko w moim. Kochała się w nim moja koleżanka. Córka lekarza. Ciągle o nim opowiadała. Jaki jest przystojny i jaki dobrze zbudowany, jaki miły, jaki silny... Opowiadała mi o nim, a ja miałam ochotę kazać jej się zamknąć, ale nigdy tego nie zrobiłam i nigdy nie powiedziałam jej, że ja również go kocham. Próbowała się koło niego kręcić. Namawiała mnie, żebyśmy chodziły po lekcjach jazdy konnej do sklepu jego mamy na lody. Popołudniami on zawsze w nim był. Najczęściej stał przy ladzie i w międzyczasie odrabiał lekcje. Zawsze podziwiałam, jak to robił. Jakby w ogóle nie musiał się zastanawiać. Jednym okiem zerkał na klientów, a drugim rozwiązywał ciągi liczbowe takie, nad którymi ja ślęczałam godzinami. On jest niesamowicie mądry – wtrąciła Klara w swoją opowieść, a gdy Samanta zrobiła zaskoczoną minę, pośpiesznie objaśniła. – On nie skończył lepszej szkoły, nie dlatego, że nie poradziłby sobie, ale dlatego, że nie było go stać i chciał, jak najszybciej pójść do pracy, żeby pomóc mamie, bo mieli problemy finansowe. Jednak nikt tak jak on nie zasługiwał na studia, ale nie były mu dane.
– Dobrze, ale co z tą koleżanką...
– Chodziłyśmy do sklepu razem. Ja, Maria i Lucyna. Lucyna, mimo że reagowała na jego urok, to szukała faceta, który koncentrowałby się na niej, a on koncentrował się na wszystkich i na nikim, więc kupowała loda i mówiła, że idzie na ławkę przed sklepem, bo będzie czekać tam na nas, aż się zdecydujemy. Pamiętam, że stałam przy tej lodówce i wyginałam się, jakbym odgrywała porno scenę i miałam nadzieję, że przyjdzie do mnie zagadnąć, ale on nigdy tego nie zrobił. Maria zawsze go wołała i prosiła o pomoc. „Czy mógłbyś sięgnąć...?", „Co wolisz?", „Jesteś taki miły"...
Jej mama wsunęła dwa palce do ust i pokazała gest, jakby miała zwymiotować. Rozbawiło to Samantę, bo za takie zachowanie zawsze ją ganiła, a teraz sama wyglądała jak zazdrosna nastolatka.
– On zawsze do niej podchodził, pogadał, pośmiał się. Ja byłam zignorowana, więc brałam pierwszego lepszego loda i szłam do kasy. On brał ode mnie pieniądze i nawet na mnie nie patrzył, wtedy czułam się jak totalny przegryw. Szłam do Lucyny i siadłam obrażona na ławce. Potem wychodziła Maria razem z nim. Dumna z siebie i do nas dołączała, a Marek szedł rozpakowywać palety. Patrzyłyśmy na niego zauroczone.
W ciemnoniebieskich oczach kobiety, która ją urodziła, Samanta dostrzegła coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej, a to dlatego, że nigdy nie pozwalała sobie na taką bliskość ze swoją matką. Jednak teraz, gdy leżały wtulone w siebie, widziała to dokładnie. Klara nie tylko była jej mamą, ale również była jej przyjaciółką, tą najlepszą, która nigdy nie zawiedzie.
– I nie zrobiłaś nic? – zapytała.
– Wtedy przy sklepie nie. Marek był chłopakiem, o którym marzyłam podczas onanizowania się już od trzynastego roku życia, kiedy to zaczęłam myśleć o tych sprawach. Przebywanie z nim w jednym miejscu wywoływało u mnie napady paniki, byłam nieśmiała.
– Więc, co się zmieniło? – zaśmiała się nastolatka z tak intymnego wyznania matki. Ona jednak spoważniała jakby na myśl o nieprzyjemnym wspomnieniu.
– Tamtego dnia, nad zalewem Patryk poderwał Lucynę, a ona zaczęła mówić mu o tym, jak bardzo Maria kocha się w Marku. Wpadli na plan zorganizowania imprezy i zeswatania ich ze sobą, a ja się wściekłam i spanikowałam. Wskoczyłam do wody i podpłynęłam do niego, ale na tym się mój plan skończył. Zaczęłam bezmyślnie trajkotać, a on zdenerwował się, bo miał rozstawioną wędkę i bał się o moje bezpieczeństwo, ale nie mogłam tak po prostu odpłynąć, bałam się, że go stracę. Niestety im bardziej się starałam, tym bardziej on się irytował, aż w końcu jasno dał mi do zrozumienia, że nie życzy sobie mojego towarzystwa. Poczułam, że się ośmieszyłam i chciałam wrócić do reszty, ale zaplątałam się w żyłkę i zaczęłam się topić. Wtedy mnie uratował jak bohater, a ja ośmieszyłam się po raz drugi...
– Dlaczego?
– Gdy wyszedł z wody, jego koszulka owinęła się wokół niego i ściągnął ją w pośpiechu. On już wtedy wyglądał tak jak teraz. Być może nie miał tak wypracowanego brzucha, ale wtedy też tak wyglądał. Nie byłam w stanie wymówić słowa, śliniłam się na jego widok jak jakiś wygłodniały pies...
– Odruch Pawłowa – zaśmiała się Samanta, rozumiejąc na nowo zdarzenie z galerii, a jej matka spojrzała na nią i również się uśmiechnęła.
– Tak, odruch Pawłowa – przyznała. – Tylko że nie to było najgorsze. Podczas gdy się topiłam, wbił się we mnie haczyk i...
– Gdzie? – przerwała jej Samanta, więc mama wzięła jej rękę i wsunęła sobie w zagłębienie między udem a pośladkiem. Dziewczyna wyczuła tam delikatne zgrubienie, co świadczyło o bliźnie.
– Bardzo blisko pipki – prychnęła rozbawiona nastolatka.
– Tak, bardzo – przyznała. – Dlatego też upokorzyłam się przed nim trzeci raz. Marek starał się być profesjonalny, mimo feralnego miejsca, ale mnie dotykał chłopak moich marzeń. Nie potrafiłam zachować spokoju i zaczęłam się podniecać, a po wszystkim najgorsze było to, że on nawet niczego nie zauważył. Obraziłam go, a on nazwał mnie „wariatką" i uciekłam.
– Nazwał cię „wariatką"? – zdziwiła się Samanta.
– Tak, ale tylko ten jeden raz. On wtedy nie wiedział, a gdy mu powiedziałam, obiecał, że nigdy więcej tego nie zrobi i nigdy nie zrobił...
– Więc jak udało wam się dogadać? – zdziwiła się nastolatka.
– Wróciłam do domku i udawałam, że wszystko poszło po mojej myśli. Maria zrobiła się dla mnie strasznie wredna, ale nie dziwiłam się jej. Z jej perspektywy zachowałam się jak świnia. Wieczorem ona szybko poszła spać i słyszałam, jak płakała, a ja, zamiast zachować się jak koleżanka i wszystko jej wytłumaczyć marzyłam o chłopaku. Patryk i Lucyna zaczęli się kochać tuż obok mnie. Markowi później powiedziałam, że nie mogłam ich słuchać, bo zachowywali się jak zwierzęta, ale prawda była taka, że nie mogłam ich słuchać, bo bardzo chciałam być w takiej samej sytuacji z Markiem. Poszłam więc do niego do namiotu z nadzieją, że do czegoś dojdzie. Wymyślałam, że jest mi zimno, żeby mnie przytulił i pewnie innemu chłopakowi by to wystarczyło, ale on miał swoje zasady.
– Zasady?
– Tak, on chciał najpierw mieć pewność, że jest to kobieta, z którą założy rodzinę. Nie szukał romansów ani przygodnego seksu...
– Nie wyszło mu – zaśmiała się dziewczyna.
– Nie, nie wyszło... – przyznała jej mama, a ona zobaczyła, jak pojedyncza łza spływa jej po policzku.
Klara naprawdę cierpiała myśląc o samotności, jaką musiał odczuwać jej ukochany, a ona nawet nie zdawała sobie sprawy, jakie musiało być to poważne nieudogodnienie w jego życiu. Przetarła mokry policzek matki i uśmiechnęła się do niej pocieszająco.
– Nie płacz, mamusiu...
– Nie płaczę – skłamała Klara. – Pokaż lepiej, jak wygląda ten twój...
– Damian?
– Tak, Damian. Pochwal się nim. – Przetarła ręką twarz i spojrzała na nią z nadzieją.
– Nie mam czym się chwalić. Na Facebooku on nie ma zdjęć, a mi wysłał tylko swoje półnagie zdjęcie i swojego oka.
– Oka? – zdziwiła się jej mama.
– Tak – powiedziała i sięgnęła po telefon, żeby pokazać matce zdjęcie. – On ma wielobarwną tęczówkę i twierdzi, że ma brzydkie oczy, ale ja uważam, że to nieprawda. Są bardzo ładne.
Klara wzięła jej telefon i obejrzała zdjęcie. Oczy jej się rozszerzyły, a na buzi pojawił się uśmiech. Samanta poczuła obawę, że jej mama skrytykuje jego wygląd, a bardzo tego nie chciała. Wiedziała, że wtedy stanie w jego obronie, bo miał śliczne oczy.
– Wow! Jakie ma długie rzęsy! Zupełnie jak laleczka.
– On w ogóle wydaje się bardzo delikatny. Ma taką dziewczęcą urodę. Jest ode mnie chyba niższy i drobny, ale ładnie zbudowany – rozmarzyła się.
Jej mama dobrze wiedziała, że nie jest to jej kanon piękna. Przyglądała jej się uważnie, gdy o nim mówiła i analizowała jej gesty, jakby sprawdzając, co rodzi się w umyśle jej córki. Samanta lubiła chłopców wysokich i barczystych, o męskich rysach twarzy, a on nie odpowiadał temu opisowi.
– Jeżeli ci się podoba, to w porządku – odpowiedziała, zamiast oceniać jej preferencje.
– Jest nieszablonowy, ale podoba mi się. Zwłaszcza jego klatka piersiowa. – Zabrała mamie telefon i przesunęła zdjęcie na następne. Matka przysłoniła twarz i odruchowo wysunęła rękę do przodu w akcje obrony.
– Nie chcę oglądać jego siurka! – zawołała.
– To klatka piersiowa. Nie widać siurka – zaśmiała się Samanta, a jej mama niepewnie odsunęła rękę. Przyjrzała się i uśmiechnęła pod nosem jakby na myśl o miłym wspomnieniu.
– Twój tata ma podobny układ, ale jest szerszy – stwierdziła. – Chłopak lubi się bić? – zapytała, a to zbiło Samantę z tropu.
– Dlaczego?
– Ma dużego siniaka pod prawą piersią – powiedziała mama, a ona bliżej przyjrzała się zdjęciu.
Jak mogła wcześniej tego nie dostrzec? – pomyślała.
– Myślałam, że to cień... Tata go bije... – odpowiedziała prawie niesłyszalnie, ale Klara miała dobry słuch i zmartwiona zagryza wargę. – Może dlatego jego była dziewczyna mówiła, że on się nie rozbiera...
– Tobie wysłał zdjęcia, więc może jego była dziewczyna kłamała. Powiedz lepiej coś o jego cechach charakteru, a nie tylko o wyglądzie.
W tym momencie Samanta zrozumiała, że nie ma wiele do powiedzenia. Czy więc, w takim razie była to miłość? Czy tylko pociąg seksualny? – zastanowiła się. Postanowiła jednak być z matką szczera. Być może ona powie coś, co rozjaśni jej w głowie.
– Wydaje się wrażliwy – zaczęła – i nie boi się konfrontacji. Podobno potrafi ładnie malować i jest bardzo inteligentny. Podobno jego dziadek jest dyrektorem w szkole. Podobno jest draniem i nie szanuje kobiet. Podobno jest dobrym kochankiem. Jego mama nie żyje, a tata jest alkoholikiem i znęca się nad nim. Pali marihuanę i podobno dużo wagaruje. Podobno zawalił jeden rok w szkole...
– Bardzo dużo „podobno" – zauważyła jej matka. – Jeśli to „podobno" pokrywa się z rzeczywistością, to wpierw chciałabym, aby udowodnił mi, że się zmienił i że jego uczucie jest prawdziwe. Nie dawaj mu zbyt dużego kredytu zaufania, ale nie wykluczam, że może być to naprawdę dobry chłopak.
To była naprawdę dobra i przydatna rada matki. Samanta wiedziała, że ma rację, dlatego była jej wdzięczna i wiedziała, że jeżeli uda jej się spotkać Damiana, to z pewnością zechce z nim porozmawiać i spróbować poznać, bez tych wszystkich krążących o nim plotek. Postara się go zrozumieć, wpierw zaprzyjaźnić i jeśli sprawdzi się w tej roli, to dopiero wtedy pozwolić sobie na zrobienie kolejnego kroku. W jej głowie pojawiły się dwa pytania. Pierwsze brzmiało: „Czy Damian zechce tego samego?", a drugie: „Dlaczego tak rzadko rozmawia z matką?".
Nastała dłuższa chwila ciszy, przy której jej mama zamknęła oczy i wpadła w stan letargu. Samanta widziała, że jeszcze chwilę i zaśnie, dlatego zapytała o ostatnią frapującą ją sprawę.
– Mamo, dlaczego nawiązałaś do Marka, gdy zapytałam o Damiana?
– Bo nie zawsze, gdy ktoś na nas nie zwraca uwagi, oznacza, że nas nie dostrzega. Z twoim tatą kochaliśmy się skrycie przez wiele lat i dopiero impuls sprawił, że zdecydowałam się na zrobienie kroku. Jedna rozmowa wystarczyła, bym zrozumiała, że będę go kochać do końca życia i że będę przez niego kochana do końca życia. Jedna chwila czułości sprawiła, że mamy kogoś, kogo możemy kochać wspólnie... – wymruczała prawie przez sen. Przygarnęła jej rękę do twarzy i zaczęła subtelnie wąchać jej nadgarstek. – Pachniesz zupełnie jak on.
Delikatnie przejechała palcem po miejscu, w którym przystawiła nos, a potem ostrożnie je pocałowała. Samanta przyjrzała się bliżej matce i zobaczyła, jak w kąciku jej oka tworzy się niewielka słona kropla, która znalazła ujście w kąciku jej ust. Przytuliła ją mocno, żeby dać jej pocieszenie i pierwszy raz w życiu nawiedziła ją myśl, że być może dla jej mamy najlepszym rozwiązaniem byłoby zakończyć piętnaście lat małżeństwa i niczym bohaterka z filmu odjechać z ukochanym w stronę zachodzącego Słońca. Długo zastanawiała się, w jakim stopniu jest to myśl, a o ile perspektywa i jak odwróciłby się jej świat do góry nogami, gdyby do tego doszło. Nie była gotowa na tak wielką zmianę, nie była nawet pewna, czy chce wracać do Białegostoku. Wiedziała, że chce spotkać jeszcze raz Damiana i ani w Londynie, ani na Podlasiu jej się to nie uda.
Sama nie wie, kiedy zasnęła. Wie natomiast, że kiedy się obudziła, była dokładnie 2:59, a w głowie rozbrzmiewały jej dzwoneczki. Nastąpiła jednak pewna zmiana. Przy zdjęciu jej biologicznego ojca nie pojawił się zielony punkt jak co nocy. Marek musiał odchorować odmowę Klary, a to wywołało u niej niepokój. Wiedziała, że cały kolejny dzień będzie sprawdzać na Facebooku status jego konta. Tymczasem wstała i sięgnęła do kieszeni zielonych spodni typu sindbadki, do których wsunęła bransoletkę, prezent urodzinowy od Marka. Ostrożnie założyła ją na nadgarstek śpiącej matki i delikatnie pocałował ją w czoło.
– Wszystkiego najlepszego, mamusiu – wyszeptała.
*
Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś budzi się przed nią. Samanta, nie chcąc niepokoić matki, nie mówiła jej o nocnych odgłosach, jakie budziły ją ostatnimi czasy, dlatego udzieliła najbezpieczniejszej odpowiedzi.
– Rozpychałaś się.
– Wybacz – szepnęła i rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła bransoletkę na swoim nadgarstku. Ujęła ją drugą ręką, lekko pochyliła głowę i uśmiechnęła się pod nosem. – Wykąpię się z rana, a potem zrobię nam śniadanie.
– Dzisiaj ja zrobię śniadanie. Są twoje urodziny. Dzisiaj niczym się nie przejmuj.
Było to założenie tylko i wyłącznie Samanty. Jej ojczym uważał, że dzień nie różni się szczególnie od innych. Propozycję wybrania się wspólnie do restauracji i uczczenia tego wyjątkowego dnia uznał za absurdalną.
– Samanta, niedługo wyjeżdżamy, a lodówka jest pełna jedzenia. Mama sama coś ugotuje na obiad. Nie wolno marnować żywności – powiedział ku rozczarowaniu nastolatki. Obiecała sobie w tym momencie, że pomoże mamie w przygotowaniu posiłku. Chociaż tyle mogła zrobić.
– Kupiłeś coś mamie? – zapytała z nadzieją.
Konto jej przybranego ojca powiększyło się w ostatnich dniach, dlatego pomyślała, że zorganizuje mamie coś wyjątkowego. On jednak nie myślał w takich kategoriach.
– Dostanie kwiatka jak co roku – odpowiedział zaskoczony.
– Przecież mamy pieniądze...
– Samanta, jesteś niepoważna. Jeżeli mam otworzyć biuro rachunkowe w Białymstoku, to te marne grosze, które zostawił twój dziadek, nie pozwalają, by teraz szaleć. Dom jest w kiepskiej lokalizacji. Nie szybko znajdziemy kupca, mimo że sprzedajemy go poniżej wartości. Teraz muszę myśleć przede wszystkim o swoim zatrudnieniu, bo tylko dzięki niemu ty i twoja matka macie co do garnka włożyć.
– Czyli nie zorganizujemy żadnego przyjęcia? – zrozumiała zawiedziona i bardziej stwierdziła, niż zapytała.
– Nigdy nie organizujemy. Dlaczego mielibyśmy teraz? Co ci w ogóle do głowy wpadło?
Samanta poczuła złość na ojczyma. Pomyślała, że chce już mieć założone konto, by Marek mógł przelać jej pieniądze. Sama zabrałaby mamę do restauracji, kupiłaby tort, zaprosiła gości i podarowała jej najśliczniejszy prezent. Tylko po to, by ujrzeć uśmiech na jej twarzy.
Klarze nie była potrzebna żadna z tych rzeczy i zrozumiała to, gdy zobaczyła, jak jej mama wchodzi na balansujących biodrach do kuchni. Z wypiekami na twarzy i oczami pełnymi satysfakcji usiadła przy kuchennym stole. Dla Samanty stało się jasne, co zajęło jej matce niestandardowy czas pod prysznicem. Uśmiechnęła się pod nosem i położyła przed nią talerz z omletem jajecznym. Mam nadzieję, że Marek w twojej głowie spisał się lepiej, niż tata planował w rzeczywistości – pomyślała.
Markowi jednak nie mogła o tym napisać. Mogła zdecydować się jedynie na zdawkową odpowiedź, co też uczyniła.
Sam and Ta: Standardowe, niczym nie zaskoczyły. Mama, mimo że przy tobie tego nie okazała, to cieszy się z bransoletki. Bardzo jej się podoba.
Mark Mantis: Cieszę się.
Sam and Ta: A ty, Marek, kiedy masz urodziny?
Mark Mantis: W maju, osiemnastego. Właściwie, to teraz uświadomiłaś mi, że nie znam daty twoich urodzin. Jeśli dobrze policzyłem, to twoja mama termin miała na piątego kwietnia.
Sam and Ta: Mama miała termin dwunastego, ale musiała coś skłamać ginekologowi. Ja urodziłam się szóstego.
Mark Mantis: Zapamiętam, kochanie, a teraz jest prawie 5:00 nad ranem i jeśli pozwolisz, to prześpię się jeszcze. Widzimy się po południu. Kocham cię.
Sam and Ta: Do zobaczenia.
Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna mu również napisać „kocham cię". Nie była jednak pewna tego uczucia, dlatego uznała, że poczeka z wyznawaniem miłości. Mieli przecież dużo czasu na takie deklaracje, całe życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top