Marek: rozdział 7 - Lato 95, czyli pięć dni, które zmieniały życie Marka (cz.2)

Dzień 3. Piątek.

Poczuł przyjemny chłód na ciele; podniósł powieki. Namiot był uchylony. Klara go musiała otworzyć, bo myślała, że znowu było mu gorąco. Zasadniczo to miała rację. Był wilgotny od potu. Przetarł ręką po swoim torsie i natrafił na przyklejoną do jego ciała kolorową karteczkę z notesika. Przeczytał na niej, że Klara poszła z rana do domku, żeby się wykąpać i wyszykować na dzisiejszy wypad do miasta oraz że tęskni i już nie może się doczekać. Zamiast kropek narysowała serduszka, co wprawiło Marka w dobry humor. Wstał i poszedł wykonać poranną higienę. Umył zęby i mokrym ręcznikiem przetarł włosy na klatce piersiowej i pod pachami. Musiało to wystarczyć. Nie miał możliwości na nic więcej. Przejrzał ciuchy, które zabrał na biwak i tu też było marnie. Wziął raptem trzy koszulki, dwie podkoszulki, bieliznę na zmianę, spodenki dresowe do spania, bluzę, koszulę w niebieską kratę i dwie pary bojówek. Jedne długie, drugie krótkie. Mógł też pobiec do domu. Wykąpać się i wyciągnąć z szafki lepsze ciuchy. Patryk się wtedy zorientuje, domyśli się. Musiał wykorzystać to, co miał. Mimo że zapowiadał się upalny dzień, założył długie spodnie. To nie był zły pomysł, bo będzie wracał w nocy. Założył skarpetki i trampki. W klapkach nie planował iść. Teraz zaczęły się schody. Nie nosił jeszcze koszuli w kratę, ale była z długim rękawem i w środku dnia mogło być mu w niej gorąco. Założył więc obcisły czarny podkoszulek. Klara lubiła jego ciało, powinno jej się podobać. Wsunął go w spodnie i przełożył gruby skórzany pasek przez szlufki. Koszulę narzucił tylko na ramiona. Założył też zegarek Casio, który mama dała mu na osiemnaste urodziny. Wykosztowała się na niego i bardzo go szanował. Wziął go jednak na biwak, żeby mieć godzinę i trzymał w kieszeni plecaka. Dobra – pomyślał. – Chyba gotowy. Jak kobiety to robią?!

Spojrzał na zegarek i zobaczył 7:30. Za wcześnie na przedpołudnie. Zaczeka chociaż do 10:00. Usiadł i zastygł w miejscu. Spojrzał na zegarek i zobaczył 7:32. Zabezpieczył namiot i pochował najcenniejsze rzeczy, choć i tak nikt nie powinien się tutaj kręcić, ani nic znaleźć. Zajął się tym jednak, żeby zapełnić czas czymkolwiek, a gdy skończył, usiadł ponownie. Spojrzał na zegarek. 7:41.

– No, kurwa! – zaklął pod nosem.

Jeszcze dwa razy spojrzał na zegarek, a o 7:44 stwierdził, że pójdzie pod pretekstem napicia się kawy. Tak, kawa to był dobry pretekst, by ją zobaczyć. Strzepnął dresową bluzą, którą zabrał w razie czego na wieczór i poszedł przez wysokie trawy.

Chciał zapukać, ale zobaczył twarz Klary w niewielkiej szybce na drzwiach. Przyłożyła pospiesznie palec do ust i dała mu do zrozumienia, żeby nie wydawał żadnego hałasu. Otworzyła drzwi domku i prześliznęła się przez niewielką szparę. Ostrożnie zamknęła drzwi za sobą. Znalazła się dokładnie między nim a drewnianą powierzchnią. Idealnie ściśnięta. Do tego była w samym ręczniku i pachniała zielonym ogórkiem. Miała mokre włosy, które niedawno rozczesała i utworzyły jej się miękkie fale.

– Wszyscy jeszcze śpią – wyszeptała. Zawiesiła Markowi ręce na szyi i zaczęła go całować. Był oszołomiony jej widokiem, ale nie planował się opierać. Odwzajemnił pocałunek. Wyciągnęła się i stanęła na palcach. Wtedy jej ręcznik się zsunął i opadł na ziemię.

– Klara... – powiedział niepewnie. – Twój ręcznik...

– Zostaw.

Zobaczył ją. Całą. Jej jasna skóra błyszczała perliście w słońcu. Miała drobny biust i małe różowe sutki, które osadzały się na dole piersi i formowały delikatny szpic. Smukła talia zwężała się, aż do wystających bioder i krągłych pośladków. Jej białe nogi ciągnęły się aż do desek tarasu, na którym stali, a między nimi była niewielka kępka miedzianych włosów przykrywająca tylko to, co najważniejsze, bo reszta jej łona była gładka.

Marek przełknął ślinę. Nie pocałuje jej teraz. Gdyby to zrobił, z pewnością na pocałunku by nie poprzestał, dlatego tylko patrzył. Klara pozwalała mu na to, rozkoszując się samym faktem, że ją widzi.

– Jesteś ruda – wychrypiał Marek.

– Jestem. To źle? – wyszeptała mu do ucha, a on ponownie przełknął ślinę.

– Podoba mi się... – Zagryzł dolną wargę. - ...ale ubieraj się, zanim cię ktoś jeszcze zobaczy.

Kucnęła i podniosła ręcznik, a następnie się nim szczelnie owinęła. Marek nie spuszczał z niej wzroku. Była piękna. Jej ciało było doskonałe i myśl, że pewnego dnia będzie zaspokajało jego potrzeby, świdrowało mu dziurę w brzuchu. Wiedział, że musi jak najszybciej znaleźć rozwiązanie, jak wyminąć wszystkie swoje zasady.

– Myślałam, że przyjdziesz później – przyznała. – Myślałam, że zdążę się ubrać.

– Cieszę się, że nie zdążyłaś! – zaśmiał się. – A teraz zrób mi kawę i naleśniki – powiedział i pocałował ją przeciągle.

– Zrób mi kawę i naleśniki? – zdziwiła się.

– No tak, zrób swojemu mężczyźnie kawę i naleśniki. Jest głodny i potrzebuje kofeiny. – Uśmiechał się do niej zadziornie. Wiedział, że przesadza, ale chciał się z nią podrażnić, bo w ten sposób mógł sprawdzić, w jakim stopniu będzie mógł sobie pozwalać. Spojrzała na niego, a jej nos zmarszczył się lekko.

– Kawę dostaniesz, o naleśnikach zapomnij. Chcesz się wykąpać? – zaproponowała.

– A potrzebuję? – Poczuł się niepewnie.

Stał jak głupi i wybierał ciuchy, a od trzech dni nie dbał o higienę tak, jakby to robił w normalnych warunkach.

– Nie – zaśmiała się. – Ładnie pachniesz, ale pomyślałam, że może chcesz.

– W zasadzie to chcę.

Weszli w milczeniu. W domku letniskowym nie było wiele miejsca. Na samym końcu stało piętrowe łóżko, na którego szczycie spała zawinięta w kołdrę i szczelnie zwinięta dziewczyna. Dolny materac był starannie zaścielony, czyli należał do Klary. Po jednej stronie znajdowała się niewielka komoda, a po drugiej rozkładana wersalka. To właśnie na niej co noc działo się to, przed czym uciekała do niego kasztanowłosa dziewczyna. Teraz para nagich kochanków spała wtulona w siebie pod cienką kołdrą. Można, by uznać ich za miły widok, gdyby nie to, że Marek wiedział, że dziewczyna jest naiwną ofiarą, a jego przyjaciel robi to dla uzyskania korzyści, nie tylko seksualnych. W pomieszczeniu umieszczony był niewielki aneks kuchenny, stolik na cztery osoby i wejście do niewielkiej toalety, w której mieścił się turystyczny prysznic, zlew i muszla klozetowa.

Klara poprowadziła go wprost do łazienki i pokazała, gdzie może się wykąpać. Wręczyła mu do ręki butelkę szamponu Timotei 2w1 o zapachu zielonego ogórka i dała swój brązowy ręcznik kąpielowy. Ściągnął koszulę, a potem trampki i skarpetki. Jednak, gdy rozpiął spodnie i chciał je z siebie zsunąć, do wąskiej kabiny łazienkowej weszła jego dziewczyna. Trzymała w rękach zwitek z ubraniami i wciąż była owinięta ręcznikiem. Zachowywała się tak, jakby nie było go w pomieszczeniu. Zsunęła z siebie frotowy materiał i sięgnęła do ubrań. Lekko się nachyliła. Marek wiedział, że gdyby dobrze się przyjrzał, to ujrzałby jej różowe wnętrze.

– Co robisz? – zapytał zamiast tego.

– A na co ci to wygląda? – powiedziała i wsunęła na siebie czarne sportowe stringi z grubą białą gumką, na której był napis Adidas. – Ubieram się.

Przyglądał się, jak zakłada przez głowę czarny sportowy stanik typu bralet z taką samą gumą w dolnej części, a na niego prostą koszulkę w biało niebieskie paski. Obejrzała się na niego jak kotka i uśmiechnęła.

– Rozbieraj się, Marek. W ciuchach się nie wykąpiesz – powiedziała zalotnie. Jak na zawołanie chwycił za brzegi podkoszulka i przełożył przez głowę. Jednak dalej stał oszołomiony. Ona w tym czasie wsunęła na siebie ogrodniczki z krótkimi nogawkami, zapięła je i zrobiła do niego dwa szybkie kroki. Wsunęła mu dłoń w bieliznę i dotknęła włosów na jego podbrzuszu. Pocałowała go, a potem się odsunęła i chwyciła za klamkę ciasnego pomieszczenia. – Niedługo będzie kawa.

Wciąż czuł jej dłoń na podbrzuszu. Chłodną i delikatną. Jej dotyk w tym miejscu był dla niego jednocześnie ekscytujący i niesamowicie przyjemny, a z drugiej strony stanowił gorączkę jego ciała i uświadamiał mu, jak bardzo chciał się z nią kochać. Chciał dać jej spełnienie i sprawić, by jej ciało drżało z rozkoszy.

Ściągnął spodnie i wszedł pod prysznic. Musiał skupić się na myśleniu o czymś zupełnie innym. Na szczęście ciepła woda czyniła cuda. Po dwóch dniach spania w namiocie mógł zmyć z siebie niewidzialny osad. Lubił biwaki, ale uwielbiał też możliwość wymoczenia się w wannie w swoim domu, gdy z nich wracał. Teraz też czuł przyjemność, gdy odetkał zielony korek i poczuł odświeżający zapach na włosach. Woda go obmywała, ale nie oczyściła jego głowy z myśli, że chciałby, aby Klara do niego dołączyła, tak bardzo chciał być niewierny swoim zasadom.

Wyszedł z łazienki odświeżony, a do jego nosa dotarł przyjemny aromat kawy. Jego uwagę odciągnął widok wpatrzonych w niego szarych oczu. Na górnej pryczy leżała Maria. Nie spała, ale wciąż jeszcze była opatulona szczelnie kołdrą. Jej buzia była dużo ładniejsza bez makijażu. Bardziej okrągła, ale też delikatniejsza. Wydawało się, że ma o jakieś trzy, cztery lat mniej niż miała w rzeczywistości. Nie poruszała się jednak i Marek nie był pewny, co powinien zrobić.

– Chodź, pójdziemy na molo. Tam będziemy mogli normalnie porozmawiać – powiedziała Klara, biorąc do ręki dwa kubki kawy i talerz z kanapkami. Ruszył przodem, żeby otworzyć jej drzwi. W tym momencie Maria przekręciła się i odwróciła twarzą do ściany. Wydawała się spać dalej.

– Twoja koleżanka chyba się obudziła – stwierdził niepewnie. – Myślisz, że widziała, że byliśmy razem w toalecie?

– A ma to jakieś znaczenie, Kotek?

Nie miało. W zasadzie to już nie miało to dla niego znaczenia. Chciał być z nią, a ona z nim, to miało znaczenie. To było istotne, ale wciąż chciał, by ludzie go nie osądzili. Nie powiedział jej jednak tego. Zwrócił jej uwagę na coś zupełnie innego.

– „Kotek"? – zapytał.

– No tak. Ja jestem Kicia, a ty Kotek – powiedziała rozbawiona, a on zaśmiał się z tej dziecinnie głupiej formy.

Nigdy nawet nie pomyślał, że będzie się zachowywał jak przesłodzony nastolatek z komediowego sitcomu. To nie była jego bajka. Jednak musiał przyznać, że dobrze się czuł w tej nowej roli.

– Dobrze, Kiciu – parsknął i poklepał ją po pupie.

Usiedli na molo, ściągnęli buty i zamoczyli stopy w wodzie zalewu. Marek zjadł śniadanie i napił się gorącej kawy. Czuł się szczęśliwy i spełniony. Spojrzał na Klarę i zobaczył, jak kruszy małe kawałki bułki i wrzuca je do wody, a potem wytęża wzrok w poszukiwaniu czegoś pod powierzchnią.

– Co robisz? – spytał i odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy, na tyle duży, by odsłonić też zgrabne ucho.

Wsunęła rękę na skroni i spuściła pasmo z powrotem na twarz.

– Co ty masz z tymi uszami? – Spojrzała na niego niepewnie, kiedy wypowiadała te słowa.

– Są seksowne – przyznał szczerze. – Podobają mi się, lubię na nie patrzyć.

– Mam śmieszne uszy.

– Śmieszne? – zdziwił się. – One są podniecające. Nigdy nie sądziłem, że czyjeś uszy będą mi się tak podobać. Niepotrzebnie je zakrywasz. Powinnaś je właśnie pokazać, bo dodają ci urody. 

Uśmiechnęła się niepewnie i założyła włosy za ucho, a on uznał to za zwycięstwo.

– No więc, co robisz? – wskazał na pływające kawałki bułki.

– Zaraz powinny podpłynąć ryby – powiedziała i zaczęła wpatrywać się w taflę wody. Faktycznie tak było. Małe rybki pojawiły się i zaczęły zjadać fragmenty pieczywa, a gdy go zabrakło, zajęły się delikatnym podskubywaniem ich stóp. – To takie zabawne! – zaśmiała się.

Wybranie się trzech dziewczyn do miasta, właściwie czterech, jeśli wliczać w to Patryka, okazało się nie lada wyczynem. Od porannej kawy, która trwała ponad godzinę, bo przebudzenie się nastolatków, którzy pół nocy uprawili seks, nie było takie proste. Poprzez dobieranie odpowiedniej kreacji, jakby wybierali się na pokaz mody, stylizację fryzur i ciągłe zmiany decyzji, w końcu na makijażu poprzestając.

– Nie za mocno – wyszeptał Klarze do ucha, a ona zwęziła powieki, jakby dając mu do zrozumienia, że będzie sama decydować o swoim wyglądzie. Nie chciał jej nic narzucać. Po prostu lubił jej naturalność. Była wtedy najpiękniejsza.

Właśnie wtedy, gdy dziewczyny postanowiły zamaskować swoje niedoskonałości i pokryć swoje twarze pudrem, Patryk odciągnął go na molo, by porozmawiać z nim na osobności.

– Marek, ale to było dziecinnie proste – powiedział zadowolony z siebie i wsunął ręce do kieszeni. – Lucyna jest taka łatwa, że dała mi już pierwszego dnia. Wyobrażasz sobie? Ja się tyle szykowałem, a wystarczyło mieć kutasa między nogami, ładnie poprosić i można ją rżnąć do woli.

– Patryk zachowaj te swoje... – chciał dokończyć, ale przyjaciel mu nie pozwolił.

– Słuchaj, Maryśka powiedziała mi w sekrecie, że ona od dobrych kilku lat rucha się z turystami z domków letniskowych. Bardzo chce znaleźć kogoś, kto nie tylko ją wyjebie w dupę, ale też zrobi jej śniadanie z rana i tu... – Wskazał palcami na siebie. – ...pojawiam się ja. Facet idealny.

– Cieszę się twoim szczęściem – stwierdził sarkastycznie Marek i zaczął zaglądać na drzwi do domku w nadziei, że szybko się otworzą.

– Szczęściem jest to, że ona naprawdę lubi w dupę. – Zaczął bujać się z rękami w kieszeni, jakby właśnie odniósł niezwykły sukces, ale widząc niezainteresowanie z jego strony, zmienił temat. – Z dobrych źródeł wiem, że Maryśka jest na ciebie napalona i...

– Nie ja... – próbował przerwać Patrykowi, ale mu nie wyszło.

– No co ty?! Jest całkiem, całkiem. Co prawda nie ma co od niej uzyskać, ale jej ojciec chce jej zapewnić jak najlepszą przyszłość. Ona sama wychodzi na to, że raczej pójdzie do szkoły pielęgniarskiej niż na studia, więc jak trafi faceta, który ma jakieś umiejętności, to jej ojciec w niego zainwestuje. Marek on ci firmę by otworzył! Nie musiałbyś na kogoś robić, wywaliłby kasę, jakby go Maryśka prosiła. Ustawiłbyś się... – Patryk mówił, ale on go nie słuchał. Drzwi domku otworzyły się i na niewielkiej ławeczce na tarasie usiadła Klara. Patrzyła w ich kierunku i uśmiechała się skromnie. Miała przypiętą torebkę nerkę do pasa i czekała na wszystkich. Uśmiechnął się do niej delikatnie. Chciał podejść i ją pocałować, ale wiedział, żeby tego nie robić. – ...ale ty masz wyższe aspiracje, Marek, co?

– Co? – zdziwił się zachowaniem przyjaciela.

– Klara Kasprzak. Nie powiem. Niezła jest, ale uważaj, stary. Z takiej kobiety można łatwo spaść i nieźle się poobijać.

– Co? – powtórzył Marek i spojrzał na kolegę. Patryk świdrował go wzrokiem. Jedno nieopatrzne słowo i będzie się tłumaczył, dlatego postanowił być ostrożny. – Klara? Nie, to nie tak. Śpimy w jednym namiocie, rozmawiamy trochę. Lubię ją, to fajna dziewczyna, ale to tylko koleżanka.

Uratowały go otwarte drzwi domku letniskowego, z których wyszła Lucyna w pełnym makijażu i Maria w zwyczajowej dla siebie czerni. Wysoka, szczupła blondynka w przepasce na włosach obrzuciła ich pociągłym spojrzeniem i skoncentrowała się na koleżankach.

– Chodźmy – odezwał się Patryk. – Moja pani nie lubi czekać.

Pojechali do miasta samochodem Lucyny, który poprowadził Patryk, bo jak sama twierdziła, to rola męska i gdy ona nie musi, to nie prowadzi. Marek usiadł obok niego, a dziewczyny wcisnęły się na tylne siedzenie. Żałował, że nie może usiąść obok swojej dziewczyny. Przez całą drogę myślał o tym, jak bardzo chciałby chwycić ją za rękę, objąć biodro, albo złapać za pośladek, ale tego nie zrobił. Zamiast tego marzył, że być może ich dłonie lekko się potrącą albo barki otrą o siebie. Cokolwiek, aby się dotknąć. Dlatego, gdy wsiedli do auta, a on uzmysłowił sobie, że nie będzie obok niej, wsunął dłoń w bok siedzenia od strony drzwi i liczył, że siedząca za nim Klara to dostrzeże. Było mu niezwykle miło, gdy jej palce dosięgnęły jego palców i delikatnie je głaskały.

– A ty, Marek, masz prawo jazdy? – zapytała zaciekawiona Maria.

Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo rolę jego mówcy przejął Patryk.

– On to nie tylko ma prawo jazdy, ale uprawnienia na wózek widłowy i uprawnienia na operatora koparki. Potrafi jeździć wszystkim. Inwestycja w takiego faceta to dobra inwestycja – zaśmiał się. 

Przyjaciel starał się zrobić mu zaplecze, o które nie prosił i którego w ogóle nie chciał. Co gorsze ręka Klary zsunęła się i więcej go nie dotknęła.

Zajechali do dużego sklepu Rema 1000 i tam rozeszli się po półkach w poszukiwaniu potrzebnych produktów. Wódki, piwa, papierosów, soku i dużej ilości przekąsek. Jednak Marek poszedł w poszukiwaniu Klary. Znalazł ją, jak wybierała między chrupkami Chio, a Star Foods i objął ją w pasie.

– Co jest? – zapytał.

Odwróciła się do niego. Zrobiła na twarzy dzióbek i spojrzała mu prosto w oczy.

– „Masz prawo jazdy?"

Próbowała udawać, że jest słodka i głupia. W tym celu potrząsnęła włosami, jakby je poprawiała.

– Jesteś zazdrosna? – zaśmiał się.

– Nie jestem – odpowiedziała poważnie.

– Jesteś zazdrosna – powiedział z wyraźną satysfakcją.

Nachylił się do niej i pocałował ją namiętnie. Delikatnie wsunął jej język do ust.

– Domu nie macie? – zapytała ich staruszka, wyraźnie zniesmaczona widokiem dwóch nastolatków całujących się w markecie.

– Przepraszam – wyszeptał niepewnie Marek, ale Klara się tylko zaśmiała i chwyciła za dwie paczki chrupek. Pomachała nimi przed jego twarzą.

– Które? – Wskazał pierwsze lepsze. Nie miało to znaczenia i tak po dużej dawce alkoholu receptory smaku zostaną uszkodzone i „smaczne" będzie dosłownie wszystko. – Dobra. Miałeś zająć się piwem. Co wybrałeś?

– Wybrałem „nie wiem, co lubisz" jasne. Pasuje?

– Pomogę ci – zaśmiała się. Odwrócił się, żeby pójść do regałów z piwem, a wtedy dziewczyna klepnęła go w tyłek. – Chodź, ty lubieżny, bezwstydny nastolatku! – Zaśmiała się i wyprzedziła go, kręcąc przed nim pupą.

Kto tu jest bezwstydny i lubieżny? – pomyślał i poszedł za nią, patrząc za jej wahadłowymi biodrami.

Po południu zrobiło się już gorąco, więc Marek przewiązał koszulę w niebieską kratę w pasie i nieświadomie wywołał tym zachwyt kilku nastolatek przechodzących w pobliżu. Wywołał też tym rumieniec na twarzy Marii i Lucyny oraz pomarszczył nos niezadowolonej Klary. Chciał ją przytulić. Pokazać wszystkim, że ona jest jego, a on jest jej, ale tego nie zrobił.

Poszli do niewielkiej restauracji, gdzie podawali smażonego dorsza z frytkami i zestawem surówek. Chcieli porządnie się najeść przed wieczorną zabawą, a do tego potrzebowali dużych posiłków serwowanych, właśnie w tym miejscu. Restauracja nazywała się „Bistro u Jagody". Klarę wszyscy dobrze w niej znali, bo często bywała tu z ojcem w niedzielne popołudnia. Miał wtedy wolne i dobry humor, przynajmniej do wieczornego telefonu. Ubierał się wtedy w garnitur i jechał „załatwiać sprawy", choć Klara nie potrafiła już wyjaśnić, co można robić w niedzielny wieczór w pracy.

– Chodzi na dziwki – wypalił z grubej rury Patryk.

– Jest właścicielem, często musi załatwiać coś poza godzinami pracy, często też wyjeżdża – próbowała tłumaczyć ojca dziewczyna, ale na jej policzkach pojawił się rumieniec.

– No to jeździ na dziwki! – zaśmiał się Patryk, który nie zauważył, że wprawił ją w zakłopotanie.

– Co jest z tobą nie tak, Patryk? – poirytował się Marek. – Myślisz czasem, co mówisz? Czy tylko mówisz, o czym myślisz?

– Dobra! Dajcie spokój, nie kłóćcie się. To nie powód. – Przerwała ten bezsensowny spór kasztanowłosa dziewczyna. – Pewnie chodzi na dziwki. Jest dorosły i samotny, ma prawo. Nikogo tym nie krzywdzi.

Oparła dłoń na udzie Marka, żeby dać mu do zrozumienia, że nie musi stawać w jej obronie. Pogłaskała też delikatnie jego nogę, żeby uświadomić mu, że jest mu za to wdzięczna. Nie uszło to jednak uwadze koleżanek, więc zdjęła rękę i delikatnie wsunęła ją między swoje uda.

– O wilku mowa – wyszeptała z uśmiechem na twarzy Lucyna i kiwnęła głową w stronę drzwi wejściowych niewielkiej restauracji.

Wyglądał dokładnie tak samo, jak go Marek zapamiętał z niedzielnych mszy, na które chodzili z matką, gdy był dzieckiem, do momentu aż postanowiła zmienić parafię. Nie był z tego powodu zadowolony. Czuł, że czegoś mu brakowało w nabożeństwach. Jakiegoś doznania anielskości unoszącego się z pierwszej ławki. Jednak widoku Edwarda Kasprzaka mu nie brakowało. Wysoki, smukły mężczyzna. Zawsze w idealnie dopasowanym garniturze. Z zawsze idealnie przystrzyżonymi kasztanowymi włosami i brodą w tym samym odcieniu. Jego oczy były koloru nocnego nieba. Zupełnie jak Klary, ale jego były zimne i zasadnicze.

Wszedł przez wahadłowe drzwi restauracji, zupełnie nie zwracając uwagi na siedzących przy jednym ze stolików nastolatków. Podszedł do lady kasowej i wymienił kilka uprzejmości z przysadzistą kobietą w średnim wieku. Jego córka nie zastanawiała się długo. Wyminęła krzesło Marka tanecznym krokiem i podbiegła do swojego ojca. Chwyciła go za bark, wyciągnęła się na jednej nodze i wyszeptała mu słowa powitania do ucha. Kokietowała go, a to Markowi się nie podobało. Nie spodobało mu się też to, że odwrócił się zaskoczony i objął ją w pasie, pocałował w czoło, a ona zaczęła łasić się do niego jak kotka. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął czarny skórzany portfel. Nie wyciągnął jednego nominału. Zaczął odliczać kolejne nowe zielone banknoty. Marek pomyślał o tym, jak jego matka dawała mu pieniądze. Pukała do jego pokoju i wchodziła, trzymając w ręku złożony dokładnie na pół papierek. Kładła mu na stoliku nocnym, a gdy prosił, by je zabrała, mówiła „zasłużyłeś" i wychodziła. Nigdy nie wyciągnął do niej ręki, dlatego widok Klary, która łakomie czekała na kolejny banknot sprawił, że poczuł w gardle gorycz. Nigdy jej tyle nie da. Nie bez powodu. Nie dla przyjemności. Nigdy go nie będzie na to stać.

Klara wzięła od niego zwitek pięciu banknotów i wsunęła go do kieszeni. Wtedy jej ojciec spojrzał w kierunku stolika, przy którym siedzieli i szczególnie intensywnie skoncentrował się na jego osobie. Twarz miał zimną i srogą, aż Marek poczuł intensywny ucisk w żołądku oraz na pęcherzu. Nie miał ochoty na widok swojej dziewczyny wchodzącej w tyłek swojemu ojcu ani na ocenę ze strony Edwarda Kasprzaka, dlatego wstał i wyszedł do toalety.

Stanął przy bidecie i rozpiął rozporek. Ciepły strumień moczu zalał białą glazurę. To sprawiło, że poczuł ulgę, ale nie zmniejszyło to napięcia. Ktoś wszedł do toalety i skierował się w jego stronę. Każdy mógł wejść i skorzystać z ubikacji, on jednak stanął za nim i czekał, a kiedy dźwięk płynącego moczu przestał dobiegać do ich uszu, ktoś z dużą siłą chwycił go za potylicę i próbował przycisnąć jego twarz do białych kafelek przed nim.

– Masz nie zadawać się z moją córką. Rozumiesz? – usłyszał głos za sobą.

Rozpoznał go. To był Edward Kasprzak i właśnie zabraniał mu kontaktu z kobietą, z którą chciał być do końca życia. Marek chciałby się wyrwać z jego uścisku, ale trzymał w jednej ręce swojego penisa, a drugą zapierał się o ścianę, by uniemożliwić mu przyciśnięcie go do niej. Zdołał tylko przekręcić lekko głowę i spojrzeć, na rozwścieczoną twarz mężczyzny.

– Wybaczy pan, ale nie pan będzie decydować o tym, z kim będę się zadawał.

Mimo że normalnie nie miał w nawyku pozwalać sobie na takie zachowanie, a trzy lata w klasie budowlanej nauczyły go, żeby nie dawać sobą pomiatać, to teraz mimo niekomfortowej sytuacji zdawał sobie sprawę z tego, że mówi do niego człowiek, u którego nie chciał podpaść. Postanowił nie tracić zimnej krwi i być uprzejmy.

– Posłuchaj, synek, moja córka nie jest kobietą dla ciebie. Mówię to pierwszy i ostatni raz. Masz ją zostawić w spokoju. Zrozumiałeś?

– Bo co? – warknął, bo w całej wypowiedzi najbardziej zabolało go nazwanie go „synkiem". Nie był „synkiem" dla nikogo poza swoją matką i tak miało pozostać.

– Pożałujesz, synku, i nikt cię nie obroni.

Groźby i nazywanie go formą, której nie znosił, wywoływało u niego coraz większą furię.

– Nie jestem twoim synkiem – burknął, ale ojciec Klary tylko zaśmiał się szyderczo.

– Ty nawet nie wiesz, czyj jesteś – zadrwił z niego Edward Kasprzak i to był koniec cierpliwości i uprzejmości Marka.

Odwrócił mocniej głowę i spojrzał mu w drżące od wściekłości oczy. Następnie skierował swój wzrok na trzymanego w ręce członka i znów spojrzał na twarz swojego oprawcy. Mężczyzna spojrzał niepewnie w dół, bo nie rozumiał, o co mu chodzi, ale dla Marka było to zwycięstwo.

– Jeśli przyszedłeś tutaj obciągnąć mi kutasa, to powiedz mi, dlaczego jeszcze nie klęczysz?

Nie dostał odpowiedzi, ale jego głowa wylądowała z dużą siłą na łazienkowych kafelkach. Poczuł ból na twarzy i zobaczył błysk przed oczami, ale to było wszystko. Następną rzeczą, jaką usłyszał, to dźwięk zamykanych drzwi. Wyprostował się i zapiął rozporek. W lustrze, przy którym obmył twarz i ręce zobaczył podłużne zaczerwienienie na kości policzkowej. Nie było duże i do jutra powinno zniknąć, ale wiedział, że teraz go przed Klarą nie ukryje, a tym samym nie ukryje zajścia, jakie miało miejsce w łazience.

Zasada 5 z podręcznika „Jak NIE podrywać dziewczyn" brzmiała: „Zrób na jej ojcu piorunujące wrażenie, możesz dla przykładu zaproponować mu seks w restauracyjnej toalecie" i Marek wiedział, że na jego drodze do miłości stanęły ogromne przeszkody. Ludzie będą opowiadać, że jest z nią dla pieniędzy. Nie będzie mógł dać jej takiego luksusu, do jakiego była przyzwyczajona. Jej ojciec był przeciwny, żeby w ogóle się kolegowali, a on chciał być jej mężem. Nie zgodzi się na małżeństwo. Marek był dumnym człowiekiem i uzmysłowił sobie, jak wiele ze swojej dumy musi poświęcić, by być z kobietą swojego życia, a na razie trochę jej zachował dla siebie. Uniósł wysoko głowę, jak miała to w zwyczaju jego matka i wyszedł do przyjaciół. Kelnerka podawała już talerze, dlatego w milczeniu usiadł do stolika i chwycił za sztućce.

– Marek, co ci się stało? – zapytała zmartwiona Klara i delikatnie dotknęła jego policzka. Odepchnął jej rękę. Nie chciał o tym rozmawiać.

– Jedz, Klara – powiedział stanowczo.

– Mój ojciec wszedł za tobą...

– Nie przejmuj się tym... – Przerwał jej dużo spokojniej. – ...a teraz jedz.

Chciała jeszcze raz go dotknąć, ale Patryk dotknął jej ramienia i dał jej do zrozumienia, żeby tego nie robiła. Niepewnie wsunęła frytkę do ust i zaczęła ją przeżuwać. Podeszła wtedy do nich kobieta zza lady kasowej.

– Klara – zaczęła niepewnie mówić. – Twój tata wziął kawę, ale wyszedł zdenerwowany i nie zapłacił. Klara...

– Zapłacę za nią – przerwała jej dziewczyna. – Cały rachunek zapłacę.

Jednak gdy przyszło do płacenia, Marek wciąż był wściekły na siebie, na Klarę i na jej ojca. Nie chciał, by cokolwiek w jego życiu pochodziło z kieszeni Edwarda Kasprzaka, dlatego sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął granatowy portfel zapinany na rzep.

– Płacę za siebie sam – powiedział, a z jego ręki na stół poleciało dwadzieścia złotych. Znacznie więcej, niż kosztował jego obiad, ale nie chciał się rozdrabniać. Wstał i ruszył w stronę wyjścia.

– Marek...! – zawołała za nim niepewnie Klara, ale Patryk ją powstrzymał.

– Zostaw. To męska duma.

Szedł przez wysokie trawy. Nie wiedział, gdzie dokładnie idzie, ale musiał się uspokoić. Klara biegła w oddali za nim. Wolałby, żeby tego nie robiła, bo chciał wszystko przemyśleć na spokojnie sam, ale i tak biegła. Nie rozumiała jego potrzeby izolacji. Była kobietą, miała do tego prawo. Jego matka też zawsze myślała, że wszystko można przegadać, że rozmowa wszystko załatwia.

Zatrzymał się. To było bezsensowne, żeby przed nią uciekał. Poczeka na nią, skoro tego chciała. Odwrócił się i parzył na nią, jak przemierza nieskoszoną łąkę. Zastanawiał się, jak jej powie o sytuacji z jej ojcem. Klara podskoczyła i schowała się poniżej poziomu gęstej trawy. Czekał, aż się wynurzy, ale tego nie zrobiła.

– Aua! Marek! Chodź tutaj! – zawołała.

Podbiegł do niej. Siedziała na ziemi, a jej noga była wykrzywiona i wciśnięta w zagłębienie miękkiej gleby.

– To kreci kopiec – stwierdził. – Wyciągnij ją tylko.

– Ale ja nie mogę, coś ją trzyma.

Patrzyła na niego sarnimi oczami. Była nieporadna jak dziecko. Marek stwierdził, że nie jest pewny, czy mówi prawdę, ale i tak się schylił. Wsunął rękę w spulchnioną ziemię i dotknął jej kostki. Faktycznie była owinięta cienkim korzeniem. Nie taki, z którym nie mogła się uporać sama, ale i tak przerwał go i wysunął jej stopę. Przywarła do niego. Uchwyciła się dłońmi jego głowy i przyciągała ją do siebie.

– Kocham cię, nie zostawiaj mnie – wyszeptała spanikowana.

Wysunął głowę i spojrzał jej w oczy.

– Klara, o co ci chodzi? Kocham cię. Kto powiedział, że cię zostawiam?

– Nikt... – przyznała – ...ale uznałam, że skoro jesteś na mnie zły i na mojego ojca, to nie chcesz...

– Kicia... – Spojrzał na nią czule i wsunął rękę w jej włosy. – Jestem zły nie tylko na ciebie i na twojego ojca, ale też na siebie. Przede wszystkim na siebie. Dałem dupy, kochanie. Na całej linii.

Opadł ciężko plecami na trawę. Jego ręka wysunęła się z jej włosów i umiejscowiła obok niego. Patrzył w bezchmurne niebo. Czuł, jak kładzie się na niego, jak wciska łokcie w jego tors i mości się na nim, jak go całuje. Uwielbiał to uczucie, gdy ją czuł blisko siebie. Jej ciężar był czymś, co pragnął czuć zawsze. Objął ją w pasie i przycisnął do siebie.

– Kocham cię, Marek, ale powiedz mi szczerze. Dlaczego właściwie jesteś na mnie zły? Wiem, że jesteś, ale nie wiem, co właściwie zrobiłam źle.

– Klara, Kiciu... – powiedział i wydał z siebie gardłowy warkot. Nie chciał jej mówić, ale obiecał jej szczerość. – Nie podoba mi się, jak zachowujesz się względem ojca. Kokietujesz go, przymilasz się tylko po to, żeby dał ci pięć stów. Jesteś mądrą dziewczyną. Nie musisz zachowywać się, jakbyś nie miała innych atrybutów jak seksapil. Ty nie jesteś taka, więc się szanuj. Musisz też zrozumieć, że ja ci nigdy nie zapewnię takiego życia. Zapewnię ci godne życie, ale nigdy na takim poziomie...

Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale go pocałowała. Zaskoczył się, ale jej na to pozwolił.

– Marek, zatrzymaj się – wyszeptała, gdy ich usta się oddzieliły. – Po pierwsze to, nie podeszłam do niego dla pieniędzy. On mi je po prostu dał. Chciałam się przywitać. Wiesz, on tak zachowuje się tylko przed ludźmi. My tak zachowujemy się tylko przed ludźmi. W domu on jest inny. Od śmierci mamy on mnie nie przytula. W ogóle unika kontaktu fizycznego ze mną. Jak byłam jeszcze mała, to próbowałam podchodzić do niego i go przytulać, ale on zawsze się odsuwał. Nie odpychał mnie ani nie mówił tego wprost, ale gdy podchodziłam i go przytulałam, on odsuwał mnie delikatnie od siebie i mówił, że musi „coś" załatwić. W końcu przestałam się starać, ale przy ludziach on odgrywa ten swój teatrzyk. Zawsze mnie przytuli i pocałuje w czoło, jak wzorowy ojciec, więc korzystam. Wiem, że to głupie, ale tylko wtedy, gdy udaje dobrego rodzica, mogę poczuć, że jest nim naprawdę.

– To nie jest głupie, kochanie, to tak naprawdę smutne – powiedział i przygarnął jej głowę do swojej klatki piersiowej. Ułożyła się na nim wygodnie. – A po drugie? – zapytał.

– Nikt mi nigdy nie dał więcej niż ty. Twoja obecność znaczy więcej niż jakiekolwiek pieniądze świata. Mój ojciec daje mi pieniądze, bo w ten sposób ma mnie z głowy na jakiś czas. Im da więcej, tym kupuje sobie więcej czasu.

– Ale pięćset złotych? Moja mama nawet tyle nie zarabia... Nie możesz odmówić?

– Ja mu nie odmawiam, Marek. – Spoważniała, gdy to mówiła. – Nie sprzeciwiam się. Nie złoszczę się przy nim. Nie płaczę. Nie mogę odstawać od normy. Nie mogę zrobić nic, co mogłoby świadczyć o mojej niepoczytalności. On najbardziej się tego obawia, że będę jak ona, dlatego muszę pokazywać, że jest wszystko idealnie. Muszę być idealna.

– Przy mnie możesz się złościć, płakać i pokazywać emocje, Klara...

– Wiem. – Uśmiechnęła się do niego szeroko. – Ty pozwalasz mi na wszystko. Przy tobie jestem wolna. Dajesz mi swobodę, to jest cenniejsze niż pieniądze, a życie z tobą będzie najcudowniejsze na świecie – zaśmiała się i pocałowała go namiętnie.

Wsunęła mu do buzi język i pieściła nim jego podniebienie. Głaskała go po twarzy, ale gdy przesunęła palcem po jego kości policzkowej, lekko się wzdrygnął. Wciąż czuł, że jest obita. Spojrzała na niego badawczo.

– Co się wydarzyło w tej łazience? – zapytała.

Popatrzył na nią niepewnie, ale wiedział, że musi jej powiedzieć.

– Dałem dupy z twoim ojcem. Nawaliłem. On nie chce, by taki przybłęda jak ja, się z tobą zadawał. Dał mi to jasno do zrozumienia, a ja być może zasugerowałem mu, że nie wszedł do tej łazienki, żeby ze mną rozmawiać...

– A co mu zasugerowałeś? – zdziwiła się.

– Klara... sikałem. Stałem tam z członkiem na wierzchu. Co mu mogłem zasugerować?

Był sobą poirytowany. Znowu czuł do siebie złość za swoją porywczość i niewyparzony język. Kasztanowłosa dziewczyna tylko się zaśmiała i spojrzała na niego z rozbawioną miną.

– Musiałeś go nieźle rozzłościć! On nie jest przyzwyczajony do tego, że nie ma ostatniego słowa. Chciałabym móc zobaczyć jego minę!

– To nie jest śmieszne. On mnie nie zaakceptuje, a co dopiero mówić o polubieniu.

– To nie tak! – Wciąż się śmiała, co sprawiało, że Marek nie wiedział, jak powinien reagować. – To prawda, że teraz będzie trudniej, ale on lubi ludzi o silnych charakterach. Może nie od razu, ale się dogadacie.

Znowu go pocałowała. Jej usta były słodkie i miękkie, a gdy nerwowość zaczęła Marka opuszczać, zrozumiał, że napływa do niego inny rodzaj napięcia. Zsunął ręce na jej pośladki i zaczął je delikatnie masować. Klara otworzyła usta z zaskoczenia i spojrzała mu w twarz, ale nie protestowała. Zaczęła wydawać z siebie ciche sapnięcia, które znaczyły, że odczuwa przyjemność. Nie wiedział jeszcze, jak bardzo sobie pozwoli na pieszczoty, ale wiedział, że nie będą się tylko całować. Zrobi krok. Zrobi coś, by dać jej rozkosz i samemu się zaspokoić. Jego ciało sygnalizowało mu, że tego potrzebuje a jej, że tego pragnie.

– Skończyliście się już ruchać w tej trawie?! – rozległ się donośny i roszczeniowy głos Lucyny. – Jak tak, to przydałoby się pomóc w przygotowaniach!

Wystawili stolik i krzesła na taras, a potem ustawili na nim przekąski i schowali wódkę i piwo do lodówki. Dziewczyny zrobiły kanapki i sałatkę, a on i Patryk przygotowali radio i głośniki. W zasadzie nie wymagało to wielkich poczynań, a naprawdę czasochłonne okazały się przygotowania dziewczyn do imprezy niż samej imprezy, dlatego wzięli sobie po piwie i wyszli na ławkę przed domkiem letniskowym, żeby zaczekać, aż kreacje zostaną włożone, a modelki się w końcu w nich pojawią.

– Słuchaj – zaczął mówić Patryk i potarł końcówkę nosa – to nie moja sprawa, ale co wy robiliście w tej trawie?

– Klarze ugrzęzła noga w dziurze i pomagałem jej ją wyciągnąć – wyjaśnił. Była to częściowa prawda, więc mógł zachować tę wersję zdarzeń.

– Tyle czasu? – nie ustępował.

– Rozmawialiśmy jeszcze o naszych sprawach.

– O waszych sprawach? – zdziwił się Patryk. – Macie „wasze sprawy"? Jesteś pewny, że to tylko koleżanka?

– Jestem pewny i tak, mamy „nasze sprawy". Klara to dziewczyna, z którą można porozmawiać o poważnych rzeczach. Lubię z nią rozmawiać, tylko tyle.

– Marek, mi to brzmi poważnie. Nie myślałeś, że może się z tego coś zrobić więcej? – powiedział jego przyjaciel i pierwszy raz brzmiał poważnie. Wyglądał wtedy jak swój ojciec i Markowi ciężej przyszło okłamywanie go.

– Nie wiem. Nie myślałem o niej w takich kategoriach, ale kto wie, co przyniesie jutro. Może mnie już tu nie będzie po wakacjach. Kto wie?

– Planujesz coś? – zainteresował się.

– Nie wiem. Życie pisze różne scenariusze. Nie wiem, co przyniesie jutro.

– Pamiętaj, że jej ojciec to sukinsyn jakich mało! – zaśmiał się i stał się na powrót tym starym, dobrze mu znanym Patrykiem.

– Zauważyłem – powiedział rozbawiony i upił spoty łyk piwa.

– Pamiętaj, że cię ostrzegałem!

Marek może, by powiedział coś jeszcze, ale drzwi się otworzyły i zobaczył, jak wychodzi z nich kasztanowłosa dziewczyna. Był właśnie w trakcie brania kolejnego łyka alkoholu i poczuł, jak chmielowy trunek wlewa mu się do tchawicy. Odkrztusił je, ale nie obyło się bez intensywnego bólu w piersi i mocnego kaszlu. Patryk poklepał go po plecach.

– Aż tak?! – zaśmiał się przyjaciel.

Aż tak! – pomyślał Marek. Klara stała przed nim w czarnej sukience. Jej jasne ciało kontrastowało z kolorem ubrania. Kłusa, czarna spódniczka trzymała się na grubej gumie, a z jej przodu odchodził pas materiału, który zahaczał o pierś, na której się krzyżował, zakręcał na jej szyi i wracał w dokładnie ten sam sposób. Efektem tej konstrukcji był widoczny nagi pępek na brzuchu, dekolt i odkryte plecy. Nie wspominając o całych nogach, a gdy się poruszała, jej pośladki ładnie się odbijały na delikatnym materiale sukienki. Miała na sobie japonki, co sprawiało, że jej nogi wydawały się jeszcze bardziej odsłonięte. Delikatnie podkreśliła oczy kocią kreską i pomalowała rzęsy tuszem. Wiedziała już, że Marek woli ją bez makijażu i nie nałożyła go dużo. Jednak najbardziej podobała mu się jej fryzura. Wygładziła włosy i wypuściła pejsy z obu stron twarzy, a na głowie uformowane miała dwa symetryczne koki. W całej tej fryzurze najbardziej podobało mu się to, że jej uszy były odsłonięte. Kusiły go jej małe małżowiny, a to, w jaki sposób odstawały, sprawiało, że była najdelikatniejszą i najbardziej uroczą istotą na świecie. Nie powiedział jej jednak o wszystkich swoich odczuciach, gdy ją ujrzał, bo w głowie pojawiła mu się myśl. Nieznośne uczucie, że nie chce, by kto inny widział ją taką.

– Nie zapomniałaś czegoś założyć? – zapytał i oparł przedramiona na kolanach. Obserwował ją spode łba, bo nie chciał, by widziała, że czuje się zazdrosny.

– Nie – odpowiedziała ze śmiechem. Czekała na komplementy od niego, ale on nie planował jej ich dawać.

– A nie będzie ci zimno? – zasugerował, a ona domyśliła się, o co mu chodzi i popatrzyła na niego z politowaniem.

– Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że wyglądasz zajebiście! – wtrącił się Patryk. – Choć gdy przyjdzie Lucyna, to zmienię zeznania i wyprę się swoich słów, ale dla mnie to tym strojem wygrałaś wszystko.

Uśmiechnęła się do niego i położyła rękę na piersi, żeby okazać mu wdzięczność. Na Marka zaś znowu spojrzała z politowaniem.

– Można? Można.

Nic jej nie odpowiedział. Wstał i stanął obok niej. Był od niej wyższy o głowę i górował nad nią. Spojrzała na niego niepewnie. Była krucha. Pociągnął tylko kolejny łyk piwa i patrzył w jej wielkie oczy. Chciał, by odczytała z jego twarzy jego myśli. Chcesz bym był jak on? – próbował jej przekazać. Dotknęła tylko jego klatki piersiowej i poklepała ją trzy razy, ale w jej buzi zobaczył zawód. Starała się dla niego, a on jej nie docenił.

Resztę wieczoru jedli, pili, tańczyli i świetnie się bawili. Marek uwielbiał trzymać ją w ramionach i czuć zapach kokosa unoszący się z jej skóry. Przydały mu się lekcje, jakie serwowała mu matka, zmuszając go, by tańczył z nią w ich małym salonie w niedzielne popołudnia. Twierdziła, że dobrze jest po obiedzie poruszać się, a do tego ta umiejętność przyda mu się w przyszłości. „Twoja żona będzie zadowolona" mówiła, a on się krzywił, bo zupełnie nie myślał o sprawach damsko-męskich. Nie interesował się kobietami, choć potrafił ocenić ich urodę. Szczególnie pociągające wydawały mu się szatynki o niebieskich oczach, zwłaszcza gdy ich usta były namiętnie. Wybierał kobiety o średnich budowach ciała i lubił, gdy miały szerokie biodra, ale był to jego gust. Nie kochał się w żadnej i żadnej nie planował podrywać. Jedyny wyjątek od reguły stanowiła dla niego dziewczyna o kasztanowych włosach, która wraz z koleżankami przychodziła po lekcji jeździectwa do sklepu jego matki na lody. Była jednak tak samo niedostępna jak aktorki z ekranu telewizora, dlatego tylko patrzył, jak poruszała biodrami, kręcąc się między półkami i nie wykonywał żadnych kroków. Teraz mógł trzymać ją w ramionach i dziękował matce w duchu, że nauczyła go tańczyć.

– Marek dobrze się rusza – stwierdziła Lucyna, gdy wszyscy usiedli, żeby odpocząć.

Wzruszył tylko ramionami. Nie wiedział, coby miał odpowiedzieć na taki komplement. Bardziej jego uwagę zwrócił fakt, że Patryk wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Marek nie był uzależniony, ale często zdarzało mu się popalać na budowach. Nie dlatego, że to lubił, ale dlatego, że było to normą, a odstawanie było źle widziane. Jego matka nie chciała, by wybierał tę drogę i przestrzegała go przed używkami. Nie chciał jej zawieść, ale nie spędziła ani jednej minuty na budowie i nie rozumiała jego sytuacji, dlatego pewne sprawy zachowywał dla siebie. Teraz jednak na widok niebieskiej paczki Cameli poczuł ssanie w żołądku. Na szczęście przyjaciel wpierw wyciągnął kartonik w jego kierunku.

– Nie przy mnie, bo się porzygam! – zaprotestowała Klara.

To sprawiło, że odruchowo odmówił. Patryk zmarszczył brwi, bo nieraz popalali wspólnie, ale nic nie powiedział. Skierował paczkę w stronę dziewczyn, a one chętnie chwyciły za białe bibułki wypełnione tytoniem i udały się na bezpieczną odległość, tak by dym nie docierał w pobliże tarasu. Patryk poszedł za nimi, a on został z dziewczyną o kasztanowych włosach sam.

– Nie lubisz, jak ktoś pali? – zapytał badawczo, choć było to absurdalne pytanie, zważając na jej wcześniejszą reakcję.

– Mój ojciec pali Camele – wyjaśniła. – Nie znoszę ich zapachu. Zapachu żadnych papierosów nie znoszę.

– Ale twój tata pali? – bardziej stwierdził, niż zapytał. Chciał wiedzieć, jakie ma możliwości.

– Tak, ale nigdy przy mnie. Wychodzi do ogrodu. Nawet w zimie. Mój przyszły mąż nie może palić. Nie chcę w domu tego zapachu. Rozumiesz?

– Rozumiem – przyznał.

Jego mama też nie tolerowała papierosów i nie pozwalała palić w domu. Rozumiał to, ale poczuł unoszącą się w powietrzu aurę kłamstwa. Nie powiedział jej prawdy o sobie, choć powinien. Było mu wstyd teraz przyznać się i w głębi serca obiecał sobie, że już nigdy więcej nie weźmie do ust papierosa. Tym właśnie usprawiedliwiał to, że nie musi zdradzać ciążącego mu sekretu i przez to właśnie czuł się usprawiedliwiony. Klara przysunęła się do niego, korzystając z nieuwagi pozostałych i delikatnie wsunęła między zęby jego małżowinę uszną.

– Jest nas tutaj o trzy osoby za dużo – wyszeptała.

Jej język delikatnie pieścił płatek jego ucha, a on poczuł ucisk na pęcherz.

Patryk i dziewczyny wrócili, rozmawiając o nowej piosence Madonny, więc jego dziewczyna odsunęła się od niego. Jej dotyk zniknął, ale uczucie bólu w podbrzuszu pozostało.

– Przepraszam. Muszę skorzystać – powiedział, wstając.

Lekko się zachwiał. W głowie zaczęło mu się kręcić i zrozumiał, że dla niego przygoda z alkoholem już się skończyła.

– Wybacz, ja pierwsza!

Lucyna wyminęła go i wbiegła do domku. Poszedł więc na giętkich nogach wokół tarasu. Chciał skierować się w stronę pobliskich krzaków. Zobaczył jednak, jak Patryk przekłada między barierkami rękę, w której trzyma paczkę papierosów. Doborze wiedział, co robi. Klara nie była w stanie zobaczyć, że podaje mu dyskretnie nikotynową używkę. Cholera! – pomyślał i z rezygnacją złapał za pudełko. – Ostatni. Pożegnalny.

Wszedł za domek i wsunął biały rulonik do ust. Zapalił i się zaciągnął. Sprawiło mu to przyjemność. Postarał się, by dobrze zapamiętać tę chwilę. Miała być ostatnią taką w jego życiu. W pęcherzu jednak dalej go uciskało. Nie tylko nerwy i podniecenie na niego naciskały. Stanął twarzą do drewnianej ściany domku i zaczął oddawać mocz. Jego ciało było ciężkie, a umysł zmęczony, więc ta czynność fizjologiczna wydawała mu się niezwykle uwalniająca. Skupił się na niej i na dymie nikotynowym w swoich płucach.

– Poprosiłam Patryka o papierosa. – Usłyszał głos Klary za swoimi plecami i uzmysłowił sobie, że ma kłopoty. – Powiedziałam, że chcę spróbować. Nigdy nie słyszałam tylu wymówek na raz – zaśmiała się.

– Już dzisiaj jeden Kasprzak rozmawiał ze mną w ten sposób – powiedział gorzko Marek.

Był zły bardziej na siebie niż na nią. Nie wiedział, jak ukryć trzymanego w ustach papierosa. Wstydził się go bardziej niż trzymanego w dłoni członka.

– Ale w przeciwieństwie do niego, ja przyszłam tu, żeby ci obciągnąć. – Jej słowa sprawiły, że męskość trzymana w dłoni momentalnie mu stwardniała. Położyła mu rękę na ramieniu i przysunęła wzdłuż niego. Zatrzymała się na jego nadgarstku. – Nie powiedziałeś mi, że palisz.

– Bo nie palę. Tylko czasem w pracy na budowie i z Patrykiem do towarzystwa... – zaczął się usprawiedliwiać. Ona jednak wsunęła dłoń na jego penisa i zaczęła nią przesuwać po jego powierzchni. Trochę zbyt delikatnie i zbyt niepewnie, ale dla Marka i tak było to najprzyjemniejsze doznanie seksualne, jakie czuł do tej pory. – To ostatni, obiecuję – wydyszał ciężko.

– W takim razie się odwróć. Naprawdę chciałam zrobić ci dobrze ustami.

Nie zastanawiał się długo. Oparł się plecami o domek i zaciągnął się ponownie papierosem trzymanym w ustach. Popatrzyła na niego z widoczną krytyką, ale nic nie powiedziała. Przetarła kolana i uklękła przed nim na miękkiej trawie.

– Jesteś pewna? – zapytał przezornie.

Nie chciał, by robiła coś, czego w pełni nie chce. Nie musieli się spieszyć, mogli robić wszystko powoli. Mieli całe życie.

– Mogę przestać, jeśli chcesz – wyszeptała, ale też chwyciła w swoje drobne dłonie nasadę jego penisa i ostrożnie polizała żołądź na jego czubku.

– Nie przestawaj – wychrypiał podniecony.

Tym samym zaparł się mocno na nogach, bo czuł, jak mu miękną kolana. Jeżeli jeszcze przed chwilą myślał, że to, co robiła, było czymś wyjątkowo przyjemnym, to teraz wiedział, że powinien się przygotować na zwielokrotnienie tego uczucia.

Spojrzała na niego wielkimi, niebieskimi oczami i uśmiechnęła się zalotnie. Wyglądała jak jelonek Bambi w tej fryzurze i tak patrząc na niego. Rozchyliła delikatnie wargi. Dotknął jej jasnego policzka, który teraz się rumienił i Marek nie wiedział, czy jest to wynik alkoholu, czy wstydu. Straciło to jednak dla niego znaczenie. W oddali usłyszał trzask łamanego pod ciężarem czyichś stóp patyka i niezdarne kroki po miękkiej trawie. Ktoś szedł w ich stronę.

– Klara, przestań – powiedział spanikowany. Chwycił ją za ramię i pomógł pospiesznie wstać. Nie rozumiała, co się dzieje, więc wyjaśnił jej szybko, wsadzając opierającego się członka z powrotem do spodni. – Ktoś idzie – szepnął.

Momentalnie się wyprostowała i otrzepała kolana z trawy. Z początku przywarła do piersi Marka, a on ją objął w pasie, ale po chwili się wysunęła i stanęła obok niego. Patrzyli w jednym kierunku, aż w końcu zza domku wyłoniła się Maria.

– Co tu razem robicie? – zapytała.

– Palimy! – odpowiedziała Klara i wyciągnęła Markowi z ust resztkę papierosa. Zaskoczył go widok tego, jak bierze między swoje wargi pomarańczowy filtr, a cień na jej brodzie powiększa się nieznacznie i wciąga w siebie dym nikotynowy. – Na spółkę, bo ja całego nie spalę.

Może była to hipokryzja z jego strony, ale nigdy nie sądził, że będzie czuł, by ktoś tak bardzo nie powtarzał tego, co przed chwilą zrobił, ale to właśnie myślał, gdy zobaczył swoją dziewczynę w objęciach papierosowego dymu. Nie chciał widzieć jej nigdy więcej z papierosem w ręce. Nie pasowały do niej. To po prostu źle wyglądało.

– Właściwie to chuj mnie to obchodzi, ale Patryk zastanawiał się, gdzie was razem posiało. Chodźcie – powiedziała i weszła z powrotem za róg domku letniskowego.

– O, fuj! – Skrzywiła się i rzuciła na ziemię żarzący się niedopałek, który zdeptała butem. – Marek, nie pal tego więcej...

Podszedł do niej, objął ją w pasie i pocałował.

– Dziękuję – wyszeptał jej do ucha.

– Za co? Nie zdążyłam nic zrobić.

– Dziękuję za to, że chciałaś to zrobić – mówił, a jego głos wciąż chrypiał.

– Och, Kotek. To nie było nic takiego. Kocham cię. Jak wrócimy do namiotu, to dokończę.

– OK.

Poczuł przyjemne mrowienie w podbrzuszu na myśl o tym, co mu właśnie obiecała. Musieli jednak w końcu powrócić do towarzystwa i znowu udawać, że ich relacja jest nieco mniej dynamiczna. Oparta na przyjaźni, że dopiero się poznają i nie czują do siebie nic poza sympatią, że ich własna cielesność jest dla nich wciąż jeszcze czymś odległym i nieodgadnionym, że wciąż jeszcze nie zrobili kroku w swoją stronę, że ich tajemnice wciąż są tylko ich tajemnicami. Musieli udawać, że się nie kochają.

Znalazł Patryka stojącego na molo. Nie wyglądał, jakby na niego czekał. Wręcz przeciwnie. Wydawało się, jakby chciał zostać sam.

– Co jest? – zapytał, stając obok niego.

– Co ma być? – zdziwił się przyjaciel.

– Szukałeś mnie.

– Ja? – Wskazał na siebie zaskoczony. – Maryśka pytała o ciebie, ale twierdziłem, że nie wiem, gdzie jesteś. Klara też się zapodziała, więc uznałem, że może warto nie wnikać, gdzie jesteście.

– Czyli kłamała – podsumował Marek. – Co tu robisz sam?

– Chciałem odetchnąć. Jeszcze długa noc przed nami, a ja muszę podołać. Ty też już przystopowałeś.

– Tak. Nie chcę się schlać jak świnia. Klara dobrze się bawi, więc niech ona się czuje swobodnie, a ja dopilnuję, żeby była bezpieczna.

– Gentleman! – zaśmiał się Patryk.

– Tak jakoś wyszło. – Poklepał go po ramieniu z rozbawieniem. – Chodź lepiej do dziewczyn.

Bawili się jeszcze kilka godzin. Klara w końcu zmarzła i ku jego zadowoleniu włożyła bluzę, którą przyniósł. Wyglądała w niej ślicznie. Sięgała jej do połowy ud, zupełnie jak sukienka, którą miała pod spodem, więc sprawiała wrażenie, że pod nią już nic nie ma. Rękawy podwinięła do łokci, żeby jej nie opadały, a kaptur otaczał jej drobne obojczyki. Sukienka, którą założyła na dzisiejszy wieczór, była seksowna, ale naprawdę podniecał go widok jej ciała ukrytego pod jego ubraniem.

Klara piła chętnie i dużo, a Marek zastanawiał się, jak bardzo odchoruje nadmiar alkoholu. Nie miało to jednak dla niego większego znaczenia. Dobrze się bawiła, a jej uśmiech, gdy tańczyła, był jak promyk słońca w pochmurny dzień. Dawał ciepło, za którym się tęskni całe życie. Dopiero po chwili zorientował się, że od dłuższej chwili są sami na tarasie, a ich znajomi, jak weszli do domku, tak nie wychodzą. Klara zerknęła przez niewielkie okno i zaczęło machać do niego ręką.

– Kotek, chodź tutaj szybko – wybełkotała. – Chyba już nie jesteśmy im potrzebni.

Marek podszedł i spojrzał w okienko tuż nad głową swojej dziewczyny. Miała rację. Stali się piątym kołem u wozu. Na rozłożonej wersalce siedział Patryk. Miał opuszczone do kostek spodnie. Nad nim całowały się, po części roznegliżowane dziewczyny. Maria miała ładny, duży biust, który bardzo odpowiadał jego przyjacielowi i chętnie go dotykał. Ona zaś, chętnie pieściła jego przyrodzenie. Lucyna postępowała bardziej egoistycznie, bo całując się z koleżanką, wsuwała dłoń pod swoją spódnicę i zaspokajała się sama.

– Wracajmy do namiotu. Tam też ci zrobię dobrze – wybełkotała zabawnie Klara.

– Wracajmy, ale odpuścimy sobie robienie dobrze, któremukolwiek z nas.

– Dlaczego? Kocham cię. Chcę się z tobą kochać! Masz takiego dużego penisa, chcę go poczuć w środku.

– Miło mi – zaśmiał się na jej słowa.

Nie wiedział, co innego miałby zrobić i objął ją w pasie, żeby zaprowadzić do namiotu. Przydała się jego pomoc, bo nogi na schodach zaczęły jej się plątać i przewróciłaby się, gdyby jej nie złapał. Szła, ciężko stawiając kroki, wtulona w jego pierś. Słyszał, jak oddycha. Miał nadzieję, że zdoła samodzielnie dotrzeć, a potem szybko zaśnie. Jednak idąc przez gęste łąki, coś w niej się przebudziło. Wyswobodziła się z jego objęć i pobiegła przed siebie. Jej nagie nogi plątały się wśród traw, odwracała się do niego i śmiała głośno. Wiedział, że jest totalnie zalana, ale i tak podobała mu się jej beztroska i szczęście. Chciał ją taką widzieć częściej. Tyle że bez pomocy alkoholu.

– Złap mnie, Marek! – wolała do niego. – Goń mnie!

– Nie będę za tobą biegać! – zaśmiał się z jej pomysłu i dalej szedł, obserwując, jak pląsa po łące jak sarenka. Przez swoją fryzurę i zabawnie skoczny bieg przypominała mu to zwierzątko. Była miłością jego życia. Niczego nie był tak pewny, jak tego. Wyskoczyła do góry, ale nie wylądowała na nogach. Upadła jak długa, a jej ręce poszybowały w górę. Podbiegł zobaczyć, co się stało, ale leżała na trawie i śmiała się do rozpuku.

– Wstawaj, Kicia – zaśmiał się i podał jej rękę, ale ona zaczęła przecząco kiwać głową.

– Nie, Marek. Już nie dam rady wstać. W głowie mi się kręci i nie mam siły iść. Przytul mnie... Popatrzył na nią z politowaniem, uniósł prawą brew, gdy wyciągnęła w jego kierunku ręce, ale i tak się nad nią pochylił, bo gdy ją zaniesie, dotrą do namiotu szybciej. Zarzuciła mu ręce na szyję, nogi owinęła wokół jego tali i to wszystko. Czekała, aż ją podniesie. Tak jakby on nie był po alkoholu i jakby był jakimś sztangistą. Nic nie powiedział. Zaparł się porządnie i wyprostował. Nie była taka ciężka, jak zakładał. Nie ważyła więcej niż pięćdziesiąt kilka kilogramów. Wtuliła się w niego. Jak dziecko, które obejmuje rodzica, gdy niesie je do łóżka. Przysunęła twarz do kołnierza jego koszuli. Czuł jej oddech i delikatne pocałunki w szyję. Gdyby tylko nie była pijana – pomyślał, bo czuł, jak bardzo pragnął się z nią kochać.

Rozpiął zamek błyskawiczny namiotu i położył ją na śpiworach, a następnie sam powrócił na zewnątrz. Ściągnął koszulę, podkoszulek i włożył biały T-shirt. Ściągnął spodnie, ale żeby założyć dresy, w których spał, musiałby wejść do wnętrza namiotu, a widział, że Klara wciąż jeszcze szamoce się w środku, dlatego został w samych obcisłych bokserkach. Poczekał, aż ruchy w środku ustaną, a wtedy przekroczył próg.

Dziewczyna o kasztanowych włosach leżała spokojnie w śpiworze i bawiła się latarką. Uśmiechała się naiwnie. Poświeciła mu prosto w twarz, a gdy przysłonił ją ręką, skierowała strumień światła na jego nagie nogi i na czarną bieliznę.

– Rozbierz się – wyszeptała. Kucnął przy niej i rozpiął śpiwór. Zobaczył, jak leży na srebrnym materiale zupełnie naga. – Ja już jestem rozebrana – zaświergotała zadowolona z siebie. Była tak samo piękna co nietrzeźwa, dlatego nie patrzył na jej ciało, a na rozbawioną twarz.

– Nie licz na nic, Klara. Nie będę się z tobą kochał.

– Nie podniecam cię? – zapytała rozczarowana.

– Podniecasz, dlatego właśnie się ubierz.

– Marek – westchnęła. – Chcę być naga... Połóż się koło mnie.

– Dobrze – powiedział. – Ale bez dotykania. Do niczego tej nocy nie dojdzie. Zrozumiałaś?

Pokiwała głową na znak, że rozumie, dlatego powoli wsunął się do śpiwora i ułożył obok niej. Czuł przyjemny kokosowy zapach wymieszany z aromatem jasnego piwa. Mimo że przed chwilą zgodziła się na jego warunki, gdy tylko ich ciała dotknęły się, Klara przysunęła się i zaczęła go całować. Pozwalał jej na drobne pieszczoty swoim językiem, ale ona chciała więcej. Gdy zaczął ją delikatnie od siebie odsuwać, ona zaparł się i całym swoim ciałem położyła się na nim. Czuł przy tym ogromną przyjemność, ale wiedział, że nie chce, by tak wyglądał ich pierwszy raz.

– Klara, prosiłem cię – wyszeptał.

Nie słuchała go. Wsunęła rękę między nich i dotknęła jego podbrzusza. Poczuł napływającą falę podniecenia, ale nie planował jej ulegać, dlatego złapał ją za ręce i ułożył je na swoje piersi. Oparła głowę na swoich dłoniach i westchnęła ciężko.

– Marek, kochanie. Nic nie rozumiesz. Chcę, byś był tylko mój, a ja chcę być tylko twoja. Chcę, byś został moim mężem. Chcę mieć z tobą dzieci. Dużo, dużo dzieci. Chcę być z tobą na zawsze. Chcę mieć pewność, a nie umiem ci inaczej okazać, jak bardzo mi na tobie zależy. Obiecaj, Marek, że będziesz się ze mną kochał, może nie teraz, gdy jesteśmy pijani, ale chcę, byś był moim pierwszym i ostatnim jednocześnie. Obiecaj mi, Marek, że gdy do tego dojdzie, postarasz się, by było wyjątkowo. Chcę, aby było wyjątkowo. Chcę zapamiętać ten moment. Obiecujesz?

– Obiecuję – powiedział prosto w jej włosy i ucałował czubek jej głowy.

Nie wiedział, jak jej powiedzieć, że jej słowa znaczą dla niego wszystko, że myśli podobnie i pragnie tego samego, dlatego nie powiedział nic.

– Mogę cię tylko o coś prosić, Marek? Jeśli nie chcesz się ze mną kochać, to chociaż, pogłaszcz mnie po plecach, kiedy będę zasypiać. Lubię, gdy mnie dotykasz, uspokaja mnie to.

Nic nie odpowiedział, ale dotknął jej ramienia i zaczął delikatnie głaskać ją po obojczyku. Przesuwał palce wzdłuż jej kręgosłupa. Od linii ramion, aż po zagłębienie na lędźwiach, a potem wspinał się na wysoki szczyt jej pośladków i z tamtego punktu wędrował z powrotem tą samą drogą. Czasem pozwalał sobie, aby zatrzymać się na jej kości ogonowej, którą subtelnie masował. Cicho mruczała, gdy to robił. Jej delikatna skóra dawała mu tyle samo przyjemności, co on sprawiał jej. Starał się jednak o tym nie myśleć, a ona to zauważyła.

– Marek? – zaczęła niepewnie. – Twój członek jest sztywny...

– Zignoruj to – powiedział otwarcie.

– Czy to oznacza...?

– To oznacza tyle, że dotykam nagą kobietę, którą kocham. Nie myśl o tym teraz i idź spać Klara.

– Lubię, gdy jest sztywny – stwierdziła, ale to były ostatnie słowa tej nocy.

Chwilę później Marek usłyszał ciche pochrapywanie. Nie chciał, by zmarzła, więc jedną ręką sięgnął po swoją bluzę, która leżała niedaleko. Kaptur nałożył jej na głowę, ale resztę musiał potraktować jak okrycie, bo nie był w stanie zrobić nic więcej, aby zakryć jej nagość. Owinął dłonie wokół jej talii i sam zamknął oczy. Sen przyszedł prawie natychmiastowo.

Dzień 4. Sobota.

Stała naga w wysokiej trawie. Jej ciało było niezwykle ponętne. Długie, kasztanowe włosy przysłaniały jej piersi. Coś mówiło mu, że to nie Klara. Ona nie miała tak długich włosów. Coś mówiło mu też, że to jego wyobraźnia, że pragnął ją taką widzieć, bo taka mu się najbardziej podobała. Nie był jednak pewien tego, jaka jest prawda, dlatego zapytał:

– Kim jesteś?

– Dobrze wiesz, kim jestem. Jestem twoja od zawsze – odpowiedziała pokrętnie.

Może powinien głębiej zastanowić się nad tą odpowiedzią, ale taka mu na razie wystarczyła. Zwłaszcza że był to tylko jego sen i z niewyjaśnionych przyczyn zdawał sobie z tego sprawę.

– Chodź, kochaj się ze mną – wyszeptała, a Marek ruszył w jej kierunku.

Zaczęła uciekać, śmiać się i wołać, by ją złapał, by ją dogonił. Zupełnie jak Klara. Do złudzenia przypominała Klarę, ale było w niej coś dzikiego, nieokrzesanego. Coś, czego Klara była pozbawiona w swojej delikatności. Kasztanowłosa dziewczyna biegła jednak z wdziękiem gazeli. Co chwilę odwracała się na niego. Na jej twarzy widniał uśmiech, jednak zaczął się on zmieniać i coraz mocniej widać w niej było niepokój. W końcu przeobraził się w strach.

– Biegnij, Marek – krzyczała. – Biegnij, on nas goni.

Odwrócił się, ale nikogo za nimi nie było. Dookoła rozprzestrzeniała się łąka. Wszędzie były wysokie trawy i nikogo za sobą nie zobaczył. Dziewczyna zaczęła krzyczeć coraz głośniej, przeraźliwie krzyczeć. Chciał do niej podbiec i ją uspokoić, ale ona coraz szybciej uciekała i coraz głośniej krzyczała:

– On nas zabije, Marek! Za wszystko, co się stało, on nas zabije!

Odwrócił się ponownie, ale i tym razem nikogo nie zobaczył. Zobaczył za to, jak spanikowana dziewczyna przewraca się w wysokie trawy. Pospieszył jej z pomocą, ale prócz połamanej trawy przylegającej do ziemi, jakby ktoś jeszcze przed chwilą na niej leżał, nikogo nie zobaczył. Stał samotnie w wysokich trzcinach i rozglądał się dookoła, ale nie było śladu po kasztanowłosej dziewczynie. Oddychał ciężko i był zmęczony biegiem. Zamknął oczy i...

...otworzył je w namiocie. Klara leżała naga i piękna wtulona w niego. Była bezpieczna, nic jej nie groziło. To był tylko sen – pomyślał – tylko sen.

Było już południe, kiedy wyszła z namiotu. Ubrana była w Marka bluzę i jego dresowe spodenki. Włosy miała rozpuszczone. Kiedy odwinęła różki, na głowie utworzyły jej się loki. Przez to miała jakby jeszcze więcej włosów i trochę tą fryzurą przypominała mu matkę. To nie było złe skojarzenie, wręcz przeciwnie, była niesamowicie piękna. Nawet z opuchniętymi i zaczerwionymi oczami. Nawet z wielkimi cieniami pod dolnymi powiekami wyglądała niesamowicie.

– Dzień dobry. Wyspałaś się? – zapytał i wstał, żeby ją pocałować, ale się odsunęła.

– Możesz mi wyjaśnić, dlaczego obudziłam się rozebrana do naga? – W jej głosie słychać było poddenerwowanie, dlatego uznał, że nie będzie się z nią droczyć.

– Byłaś rozebrana, bo się rozebrałaś. Do niczego nie doszło Klara. Byłaś zbyt pijana, żeby cokolwiek z tobą robić. Wybacz, jeśli cię rozczarowałem.

– Nie – przyznała. – Nie rozczarowałeś. Właściwie to jestem ci cholernie wdzięczna, że zachowałeś się jak gentleman. Urwał mi się film i niewiele pamiętam z ostatnich momentów imprezy. Szkoda byłoby stracić w ten sposób dziewictwo.

– Nie musisz się tym martwić, ze mną jesteś bezpieczna – powiedział i odgarnął pasmo jej włosów za ucho. Uśmiechnęła się do niego niepewnie.

– Dziękuję, Marek – wyszeptała i wtuliła się w niego. – Jak dobrze, że to ty byłeś przy mnie tej nocy.

Przytulił ją. Jej kruchość go urzekła. Zupełnie niepodobna do dzikości, jaką przejawiała kobieta z jego snów. Miał wrażenie, że były dwiema zupełnie różnymi osobami, dlatego w jego głowie zrodziła się myśl i odważył się na kontrowersyjne pytanie:

– Klara? Miałaś może bliźniaczkę?

– Nie – zdziwiła się. – Dlaczego o to pytasz?

– Nieważne. Tak tylko zapytałem.

Poczuł się niezwykle głupio, że poruszył tę kwestię. Była tylko wytworem jego wyobraźni, kobietą bardziej ponętną i bardziej agresywną. Kobietą bardziej pasującą do jego snów erotycznych, choć ostatnimi czasy ciężko było je nazwać erotycznymi. Budziły lekką grozę i wstawał bardziej zaniepokojony niż podniecony.

– Ale dlaczego? – zaśmiała się. Nie rozumiała, skąd wpadł na ten pomysł. Marek wstydził się teraz wyznać jej prawdę, ale i tak opowiedział jej o swoich snach. Miała zaczerwienione policzki, kiedy o nich słuchała i widać było, że jest nimi skrępowana, ale on krępował się ich tak samo. Właściwie to czuł, że nie ma nad nimi kontroli. Niepokoiło go, że kobieta w jego głowie miała w oczach szaleństwo, jakby była jakimś alter ego Klary.

– Nie jestem nią – wyszeptała z lękiem jego dziewczyna.

– Wiem – przyznał. – Ciebie kocham, a ona mnie niepokoi. W każdym tego słowa znaczeniu.

– Myślisz, że chce ci coś przekazać?

– Nie wiem. Nie wierzę w takie rzeczy. Moja matka czasem mówi, że są na tym świecie rzeczy, których nie da się wyjaśnić, ale ja się nigdy nad tym nie zastanawiałem. Dla mnie to tylko sny. Ona jest tylko snem. To ty jesteś moją rzeczywistością. – Pocałował ją z czułością, a ona odwzajemniła pocałunek. To był dla niego koniec tematu. – Powiedz mi, kochanie, lepiej, co planujesz robić dzisiejszego dnia?

– Planuję odsypiać kaca. Jeśli pozwolisz... u ciebie... – Uśmiechnęła się do niego zalotnie i oparła brodę na jego piersi. Pogłaskał ją po głowie i założył jej włosy za uszy.

– Jasne – odpowiedział. – Jeśli chcesz, to przyniosę ci jakieś twoje rzeczy z domku, a potem możemy spędzić cały dzień razem.

– Jesteś najlepszy – wyszeptała mu czule.

– Nie przyzwyczajaj się! – zaśmiał się i poklepał ją po pupie.

Zapukał do drzwi domku letniskowego po drugiej stronie zalewu. Otworzyła mu Lucyna. Ubrana była w turkusowe spodnie od piżamy, białą koszulkę polo i miała związane włosy. Marek pierwszy raz widział ją w kucyku. Wyglądała jeszcze bardziej nijak niż zazwyczaj, bo uszy jej odstawały. Była blada, a pod oczami miała fioletowe sińce. Ona też chyba nie wszystko pamiętała z imprezy.

– Mógłbym prosić cię, abyś dała mi parę rzeczy Klary? – zapytał nieśmiało.

– Chodź i weź sobie – powiedziała i przepuściła go w drzwiach.

– Wolałbym nie grzebać w jej torbie – zasugerował niepewnie, przekraczając próg.

– Ja mam grzebać w jej torbie? – prychnęła.

– Jesteś dziewczyną, jej koleżanką. Może...

– Może zrobisz to sam, a ja się pójdę w tym czasie wyrzygać, bo nie mogę już słuchać twojego pierdolenia – powiedziała z agresją i skierowała się w stronę łazienki.

– Nie przejmuj się nią – powiedział wchodzący przez drzwi wejściowe Patryk. – Głowa ją boli po wczorajszej balandze i ciężko to znosi. A jak się czuje Klara?

– Podobnie, ale lepiej to znosi. Planuje przespać cały dzień. Przyszedłem tylko po parę rzeczy dla niej.

– Ta granatowa torba pod łóżkiem jest jej. Zrobię wam kawę do termosu, pewnie nie pogardzicie – powiedział i nalał wody do czajnika. Marek pokazał na niego palcem wskazującym i z uśmiechem powiedział:

– Pierwszy raz mówisz coś mądrego! A jak wy się czujecie po wczorajszym?

– Samopoczucie Lucyny słyszałeś przed chwilą, Maria jeszcze śpi, a ja, jak widać. Znasz mnie, zawsze odnajdę się w sytuacji. – Patryk spojrzał na niego badawczo. – Ty to pewnie nawet nie masz kaca. Jak zwykle jako jedyny się nie schlałeś.

Marek rozłożył ręce, jakby nie wiedział, o co chodzi, ale prawda była taka, że Patryk miał rację. Nigdy nie pił na umór ani nie urwał mu się film. Po prostu w pewnym momencie w jego głowie przełączał się pewien przycisk, który mówił mu, że już wystarczy. Taki już był, nigdy nie tracił kontroli. Nie miał nic więcej do powiedzenia, dlatego podszedł do dolnej pryczy piętrowego łóżka i wyciągnął spod niej granatową torbę. Rozpiął ją i zobaczył niesamowity bałagan. Wszystkie ciuchy były skłębione i powrzucane bezładnie. Żeby cokolwiek znaleźć, musiał najpierw nieco w niej poukładać. Zaczął wyciągać poszczególne ciuchy i naprędce układać je w kostkę. Nie potrzebował wiele czasu, by wszystko było w miarę estetycznie ułożone. Przynajmniej był w stanie się w nich zorientować. Obejrzał je i zrozumiał, że będzie mieć dużo większy problem ze znalezieniem dla niej odpowiednich ciuchów niż w dniu, kiedy szykował się na imprezę. Do swojego plecaka spakował dobrze już znany mu różowy dres i biały podkoszulek, w którym zawsze u niego spała. Wziął ciepłe skarpetki i wygodne trampki. Tych rzeczy był pewien.

– Klara, gdzie masz szczoteczkę do zębów? – wyszeptał sam do siebie, ale ku jego zaskoczeniu dostał odpowiedź.

– Weź całą jej kosmetyczkę, to ta srebrna, niewielka torebka zamykana na zamek. Tam ma wszystkie przybory, których używa z rana – usłyszał głos Marii z górnej pryczy. Odwróciła się w jego stronę. Miała zapuchnięte, czerwone oczy i rozmazany makijaż. Widać było, że płakała, ale próbowała udawać, że wszystko jest w porządku.

– Jak się trzymasz? – zapytał Marek i wsunął niewielką, srebrną saszetkę do swojego plecaka.

– W przeciwieństwie do nich, mi film się nie urwał i to jest chyba najgorsze. Wiem, co się wydarzyło wczoraj. Oni zachowują się, jakby to wszystko nie miało miejsca. – Jej głos był ponury. Słychać było w nim, że żałowała wczorajszego zajścia, ale nie miała już od niego odwrotu. Popełniła błąd, ogromny błąd.

– Przykro mi – powiedział tylko, bo właściwie nie wiedział, co mówi się w takiej sytuacji, a prawda była taka, że było mu to zupełnie obojętne. Była tylko koleżanką Klary i nie interesowało go, co robiła z własnym ciałem. Nikt z tej trójki nie był bez winy.

– Późnym popołudniem wybieramy się popływać na rowerze wodnym. Trzeba korzystać z wakacji, prawda? – mruknęła to i wytarła wierzchem dłoni rozmazane oko. To tylko pogorszyła sprawę, ale o tym nie wiedziała, a Marek nie planował jej uświadamiać. – Weź Klarze ten żółty komplet. Krótkie spodenki i bluzka zawiązywana z przodu. Jeszcze w nim nie chodziła, a wygląda naprawdę świetnie, kiedy go ubierze... i strój kąpielowy. Nie ważne, który i tak w każdym wygląda zjawiskowo. Perfekcyjna Klara Kasprzak – dodała z goryczą. Położyła głowę na poduszce i mocno przyciągnęła kolana do siebie. – Jest coś ładnego we mnie, Marek? – zapytała.

Nie musiał jej okłamywać, by odpowiedzieć na to pytanie.

– Oczywiście, że jest. Niepotrzebnie się malujesz, wyglądasz młodziej i delikatniej bez niego, do tego masz ładne oczy... i naprawdę niezły biust – dodał z rozbawieniem. Te słowa sprawiły, że pojawił się uśmiech na jej twarzy. Niewielki rumieniec oblał jej policzki, jakby nigdy wcześniej nie usłyszała komplementu od chłopaka. Prawdopodobnie właśnie tak było. – Spotkasz kogoś, Maria. Kogoś odpowiedniego dla ciebie.

– A nie sądzisz, że to, co zrobiłam, czyni ze mnie... – zawahała się, bo nie chciała wypowiedzieć tego słowa. Wyraz „kurwa" utknął jej w gardle. Marek jednak wiedział, co miała na myśli. Ostrożnie chwycił ją za dłoń, która leżała bezwiednie na materacu i leciutko uścisnął.

– Nie, nie czyni – powiedział i szybko wypuścił jej rękę, bo drgnęła wystraszona i zrozumiał, że to też było obce jej doznanie, a nie chciał robić jej nadziei.

– Bieliznę ma w prawej kieszeni. O niej też nie zapomnij – westchnęła ciężko.

Rozsunął zamek torby w miejscu, gdzie znajdowały się jej najintymniejsze części garderoby. Nie mógł znaleźć niczego, co nie składałoby się z małego trójkąta i wąskich pasków.

– A gdzie ma te normalne majtki? – zapytał poirytowany i zawstydzony.

– To są normalne majtki Klary. Ona nie ma nic innego. Tylko stringi – prychnęła.

Przez chwilę wydawało się, jakby chciała mu jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Podejrzewał, że było to coś krytycznego. Coś, co miało naznaczyć ją jako kobietę, ale w obecnej sytuacji postanowiła zachować to dla siebie. Kilka godzin temu przespała się w trójkącie z chłopakiem swojej koleżanki. To jakie Klara nosiła majtki, nie sprawiało, że czuła się przez to lepiej.

– Weźcie sobie sałatki z kurczakiem i pomidorami. Jeżeli jej nie zjemy, zepsuje się – powiedziała i obróciła się w stronę ściany.

Marek zrozumiał, że dla niej to był koniec rozmowy. Nie planował protestować. Jej samopoczucie w żaden sposób na niego nie wpływało. Zabrał potrzebne rzeczy z granatowej torby i odwrócił się w stronę aneksu kuchennego. Patryk już zapakował dla nich kilka wczorajszych kanapek, a teraz przekładał do pojemnika sałatkę i zawinął w papierowe ręczniki dwa widelce. Jego przyjaciel zaskakująco dobrze sprawdzał się w zajęciach domowych. Być może po prostu nie nadawał się do fizycznej pracy i był tego bardziej świadomy niż inni. Szkoda tylko, że zachłanność i lenistwo pchały go w sidła najprostszych rozwiązań.

– Chodź ze mną na werandę – szepnął Marek do Patryka, gdy miał już wszystko spakowane w plecaku. – Pogadajmy.

Usiedli na niewielkiej ławeczce przed domem. Marek spojrzał na przyjaciela badawczo i zastanawiał się ile, tak naprawdę Patryk pamięta z wczorajszej nocy.

– W którym momencie urwał ci się film? – zapytał.

– Ostatnie co pamiętam to to, jak rozmawialiśmy na molo. Już wtedy czułem, że nie daję rady. Miałem nadzieję, że głębszy oddech świeżego powietrza mi pomoże, ale nie wiem, co działo się potem. Dziewczyny dziwnie się zachowują. Lucyna jakby jest zła, a Maria chyba płacze. Stary, naprawdę nie wiem, co się wczoraj wydarzyło! Powiedziałem coś?

– Raczej przeleciałeś kogoś, a właściwie to nie poprzestałeś na jednej. Patryk, Maryśka chyba była dziewicą. Kurde! Raczej napewno była dziewicą. Słaby pierwszy raz, nie sądzisz?

Popatrzył na niego wielkimi oczami. Był zaskoczony tym, co mu właśnie powiedział Marek. Potarł ręką nieogoloną twarz. Mówił prawdę. Nie wiedział. Nie pamiętał tego momentu. Był kompletnie nieświadomy, że wykorzystał dziewczynę. Choć właściwie, że został wykorzystany przez dziewczynę. Nie zmieniało to jednak faktu, że to on był mężczyzną i to on powinien to jakoś załatwić. Powinien pokazać, że ma jaja.

– Myślisz, że Lucyna wie? – zapytał niepewnie – Twierdzi, że nie pamięta, jak się kochaliśmy, ale mówi, że to nieważne, bo i tak jesteśmy razem, a ona bierze tabletki, więc o ciążę się nie martwimy, ale myślisz, że ona wie, że ja i Maria? Że z nią również?

– Nie wiem, Patryk, nie znam jej. Skoro jesteście razem, a ona twierdzi, że nie pamięta, to musisz założyć, że nie pamięta. Być może ta wersja jest po prostu dla niej łatwiejsza. Bądź z nią po prostu szczery, bo o to chyba chodzi w związku. No i pogadaj z Marią. Przeproś ją. Może to trochę załagodzi sytuację.

Poklepał przyjaciela po ramieniu, bo tylko tyle mógł zrobić. To był jego grzech, jego ciężar. To on musiał się z nim uporać. Marek wolał wrócić do Klary i nie myśleć o ludzkich upokorzeniach. Wziąć swoją dziewczynę w ramiona i przytulić. Nawet trzymanie jej włosów, kiedy rzygała od nadmiaru alkoholu, wydawało mu się dużo bardziej atrakcyjne, niż przeżywanie dramatu nastoletniego trójkąta.

– Co tak długo ci zabrało? – zaśmiała się Klara na jego widok.

Siedziała opatulona śpiworem i wyciągała w jego kierunku ręce. Była spragniona jego bliskości, dlatego usiadł obok niej i przygarnął ją do siebie. Wtuliła się w jego silne ramiona i oddychała ciężko. Musiało ją mdlić, ale nie był w stanie jej na to nic poradzić. Mógł tylko odpowiedzieć na jej pytanie.

– Ludzkie dramaty – parsknął ze śmiechem. – Maria płacze, bo straciła dziewictwo z Patrykiem, a ten o niczym nie pamięta. Wychodzi na to, że Lucyna ma jakieś prześwity i coś może kojarzyć, ale wypiera tę myśl z głowy. Porobiło się, Klara. Dobrze, że nas tam nie było.

Pokiwała głową na znak zrozumienia, ale widać było, że problemy jej koleżanek tak samo nie miały dla niej znaczenia jak dla Marka. Właściwie to nie interesowało jej to, co działo się w domku nad zalewem. Istotne było dla niej to, co działo się w ukrytym obozowisku, z którego był doskonały widok na ów domek.

– Myślałam o tej kobiecie z twoich snów. Mówisz, że wyglądała jak ja, ale że nie była mną, tak? – zainteresowała się.

– Oj, Klara, niepotrzebnie. To tylko wytwór mojej wyobraźni. Co wieczór mościsz swój seksowny tyłek na moich lędźwiach. Wiesz o tym, nie? A ja naprawdę jaram się twoim tyłkiem! Poza tym ślicznie pachniesz, a twoje włosy są na całej mojej twarzy. Głaszczesz mnie po przedramieniu, aż mi włosy dęba na ręce stają. Moja dłoń jest blisko twoich piersi, a czasem na nich. Myślisz, że to nie wpłynie na moje sny? Mam dziewiętnaście lat. Jestem prawiczkiem. Hormony mi buzują. Wybacz, ale tak to już jest z facetami. Pewne rzeczy są od nas niezależne.

Patrzyła na niego z lekkim rumieńcem na twarzy. Widać było, że nie postrzegała tego w ten sposób. Ciężko było Markowi ocenić, czy krytykowała go za to wyznanie, czy po prostu nie zdawała sobie sprawy z jego odczuć. W jej twarzy rodziło się wiele pytań, na które chciała znać odpowiedź, ale które chyba wstydziła się zadać. Próbowała ułożyć zdanie, żeby sformułować je tak, aby powiedzieć wszystko to, co miała na myśli, ale chyba sprawiało jej to trudność. Najwidoczniej temat, który chciała rozpocząć, dotyczył bardzo intymnych spraw, dlatego dotknął jej twarzy i pogłaskał delikatnie policzek, żeby dać jej do zrozumienia, że nie musi niczego się obawiać.

– Marek – wyszeptała niepewnie. – Kiedy właściwie zrozumiałeś, że mnie kochasz?

– Właściwie to... – zawahał się, bo nie było to w te wakacje nad zalewem. Kochał ją od zawsze. Nie pamiętał, by kiedykolwiek jej nie kochał. Tego lata po prostu sobie to uświadomił, że nigdy nie interesował się innymi kobietami, tylko dlatego że w jego życiu od zawsze była ona. Nie szukał, bo on już znalazł, a właściwie nigdy nie musiał szukać. – Klara, ja... nie pamiętam, kiedy cię nie kochałem. Może to brzmi dziwnie, ale odkąd pamiętam, jesteś dla mnie kimś wyjątkowym.

Serce mu łomotało po tym wyznaniu. Czuł, że jeszcze przed nikim się tak nie otworzył. Właśnie sobie uświadomił, że było to coś, o czym nie wiedział nikt, poza nim. Z wszystkich jego sekretów ten był najgłębiej skrywany. Z wszystkich jego sekretów ten był w stanie najmocniej go zranić. Czekał na jej odpowiedź, aż da mu jakiś znak. Ona jednak wpatrywała się w niego uważnie i delikatnie przygryzała dolną wargę.

– Wiem, że cię kocham od szóstego roku życia – powiedziała niepewnie. Zrozumiał, że miała dokładnie takie same odczucia co on. Bała się, bo to wyznanie miało ogromną siłę, by zadać jej cierpienie. – Pamiętam, że zrywałam kwiatki na przykościelnym trawniku. Podeszła do mnie matka i zapytała się, co robię. Powiedziałam jej wtedy, że zbieram je dla ciebie. Myślałam, że będzie się śmiać, ale ona popatrzyła na mnie i zaczęła mi pomagać. Mówiła, że wyglądasz na fajnego chłopaka, tylko że muszę oduczyć cię dłubania w nosie podczas kazania. Pamiętam, że całą mszę trzymałam ten bukiet, aż cały opadł i nie wyglądał tak, jakbym chciała. Po nabożeństwie mama powiedziała, żebym podeszła do ciebie i dała ci te kwiaty. Zrobiłam krok w twoją stronę, ale byłam strasznie nieśmiała. Stanęłam w połowie drogi. Stałeś przy głównej bramie i czekałeś na matkę, a ja starałam się zrobić kolejny krok... i kolejny, ale kiedy już prawie do ciebie podeszłam, twoja mama złapała cię za ramię i powiedziała do ciebie, że musicie wracać do domu. Nie zwróciła na mnie uwagi. Nie widziała, że stałam z bukietem. Też wtedy nawet na mnie nie zwróciłeś uwagi, a ja poczułam straszne rozczarowanie. Mój wielki podryw nie wyszedł. Kwiatki zwiędły, a ja je wyrzuciłam pod murem kościelnym. Głupie co, Marek?

– Nie, nie jest to głupie. To nawet całkiem romantyczne, wiesz? Nie pamiętam tego, być może nawet wtedy uznałem, że to niemożliwe, byś podchodziła do mnie albo twoja matka znowu mnie zaaferowała. Ona zawsze była taka niecodzienna, jakby nie należała do gatunku ludzkiego. Zawsze wydawało mi się, że jest aniołem. Była niesamowicie piękna. Miała w sobie coś mistycznego, jakąś magię. Nigdy nie umiałem tego określić, ale niesamowicie mnie to pociągało. Takie jej odrealnienie.

– Była szalona – powiedziała Klara, jakby to wszystko wyjaśniło.

– Nie, to nie to. To nie było szaleństwo. Ty też to masz, Klara. To właśnie w tobie kocham najbardziej. Tą twoją niebiańskość. Jesteś niesamowicie podobna do matki. Być może macie inny kolor oczu i włosy masz po ojcu, ale wyglądasz zupełnie jak ona. Wiem, że ty ją widziałaś w innych sytuacjach, ale dla mnie ona zawsze była idealna. Jednak bardzo ulotna, a ciebie czuję. Zawsze mnie skręcało na twój widok, ale i tak uwielbiałem na ciebie patrzyć.

– To dlaczego nigdy nic nie powiedziałeś? Nic nie zrobiłeś. Tylko patrzyłeś mi w oczy przy ladzie kasowej i marzyłeś o mnie?

Spoglądała na niego, jakby nie rozumiała, że on był biednym chłopakiem z nizin społecznych, a ona była córką bogatego przemysłowca. Jak mogła nie widzieć, jaka dzieliła ich granica? Jak mogła nie dostrzegać, jak wiele przeszkód postawi im na drodze życie? Była taka naiwna w swoim przekonaniu, że ich miłość wystarczy, by nie byli oceniani przez ludzi, by ich uczucie nie zostało wystawione na próby. Nie chciał teraz rozmawiać o problemach, dlatego odpowiedział pytaniem na pytanie.

– A dlaczego ty nie podeszłaś do mnie kolejny raz?

– Bo tego dnia w tę niedzielę wieczorem wywieźli moją matkę w plastikowym worku – odpowiedziała ze smutkiem i goryczą w głosie, a on poczuł się jak skończony idiota. Zastanawiał się nad opinią społeczną, a dla niej tego dnia skończyło się dzieciństwo.

– Wybacz, Klara, nie wiedziałem – powiedział i przytulił ją do siebie. Wsunął twarz w jej włosy i wąchał ich aromat, całując ją przy tym delikatnie w czubek głowy.

– To nic, Marek. Nie wiedziałeś. Rodzice strasznie pokłócili się tego dnia. Ojciec nawet chciał od niej odejść. Spakował nas i powiedział, że to koniec, że się wyprowadza, że on sobie poradzi, bo był z nią tylko ze względu na jej chorobę. Mówił, że już dawno powinien był to zrobić, że to nie jest jego życie, że jego życie jest gdzieś indziej. Pamiętam, że krzyknęła do niego, że on nigdy od niej nie odejdzie. Nie dopuści do tego, by to on ją zostawił i zamknęła się w sypialni. Ojciec się do niej nie chciał odzywać. Czekał, aż sama wyjdzie. Czekał, aż się uspokoi. Pierwszy raz nie robił nic, by złagodzić jej atak. W końcu uznał, że znudził się czekaniem i powiedział do mnie, żebym poszła się z nią pożegnać. Miałam sześć lat. Nie rozumiałam, co się wtedy działo, więc skoro mój ojciec kazał, to poszłam. Myślałam, że to tylko wycieczka, że pocałuje mnie i każe dobrze się bawić, ale gdy przekroczyłam próg sypialni, ona tam wisiała. Nigdy nie widziałam potworniejszego widoku. Nie wiem, czy wiesz, Marek, ale gdy ktoś się wiesza, to wszystkie jego zwieracze puszczają. Nie dość, że jej kark był wygięty pod dziwnym kątem, oczy były puste, a język wpadł jej do gardła i utworzył taką wypukłą gulę na szyi, jakby coś tam złożyło jaja. Patrzyła na mnie i wyglądała, jakby się uśmiechała. Jakby się śmiała ze mnie. Nie dość, że wyglądała jak jakiś potwór, to spomiędzy jej nóg wypływały resztki kału i moczu. Po dziś dzień pamiętam ten okropny zapach. Słyszę dźwięk jej bransoletki, którą nosiła na nodze. Dwóch niewielkich dzwoneczków, które dzwoniły, gdy chodziła. Nigdy jej nie ściągała i w tamtym momencie również dzwoniły. Nie wiem, co się wydarzyło potem. Oprzytomniałam dopiero w salonie, gdy byłam opatulona kocem termicznym, a lekarz podawał mi jakieś leki uspokajające. Coś mi wstrzyknął, a ja czułam się jak naćpana i zaraz potem zasnęłam. Obudziłam się dopiero na drugi dzień. Ojciec spał na wersalce, na której usiadł wieczorem, czekając, aż moja matka wyjdzie z sypialni. Wiem, że to on musiał wezwać pogotowie i to on musiał mnie wyciągnąć z sypialni, ale wtedy wydawało mi się, że nie ruszył się z miejsca. Oczy miał opuchnięte od płaczu. Wyglądał jak tysiąc nieszczęść. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Po dawce leku, jaki mi podali, właściwie nie docierało do mnie, co się wydarzyło dzień wcześniej. Jedyne co chciałam, to aby tata się uśmiechnął, więc poszłam do kuchni i zrobiłam mu śniadanie. Zaparzyłam jego ulubioną kawę i zrobiłam tosty. Miałam tylko sześć lat, ale chciałam go jakoś pocieszyć. Jednak gdy to zobaczył, popatrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym robiła coś źle. Już nigdy więcej nie spojrzał na mnie tak, jak patrzył kiedyś. Śmierć matki musiała go złamać do tego stopnia, że już nigdy nie był tym samym człowiekiem. Ja też już nie byłam tamtą dziewczynką, która wspólnie z matką nazrywała kwiatków i już nigdy nie przekroczę progu tamtej sypialni.

Przylgnął do jej drobnego ciała i bujał się rytmicznie. Próbował przełknąć gorycz, jaka utworzyła mu się w gardle. Nie potrafił wyobrazić sobie, co czuje dziecko, które tyle przeszło. W jakim musiała być szoku. Jak musiała się okropnie czuć, gdy zamiast pocieszenia została odrzucona. To ona potrzebowała pomocy, a nie jej ojciec. To jego obowiązkiem było zająć się nią, a nie na odwrót. To ona powinna dostać śniadanie, nie on. Była niesamowitym człowiekiem. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak była silna. Niejedna osoba straciłaby od tego rozum, ale ona wyrosła na wspaniałą kobietę. Bez niczyjej pomocy, choć może czasem potrzebowała rady matki, która by jej powiedziała, czego powinna się wystrzegać, a na czym powinna się skupić. Wiedział jednak, że to był najmniejszy problem. Poradzi sobie z jej niezrozumieniem kobiecej seksualności, bo teraz rozumiał, dlaczego czasem była zbyt nieświadoma, a czasem zbyt wyzywająca, bo nie była wychowywana przez nikogo. Wszystkiego uczyła się sama. Była jednak jego i taką ją pokochał z całym jej bagażem doświadczeń.

– Nie trzeba mi... – próbowała mu wyjaśnić, ale jej przerwał.

– Ale mi trzeba – powiedział i przytulił ją jeszcze mocniej.

W pewnym momencie dała mu do zrozumienia, że uciska jej brzuch i już dłużej nie wytrzyma. Gdy tylko ją puścił, pobiegła w pobliskie krzaki i tam zwróciła zawartość swojego żołądka. Wróciła do niego blada jak papier i oznajmiła, że musi się położyć. Mijając go, wplotła swoje smukłe palce w jego włosy. Nie musiała nic mówić. Wstał i poszedł za nią. Równie mocno pragnął jej bliskości. Położył się obok niej i czekał, aż zaśnie, a potem sam zamknął oczy.

Wynurzył się z zielonych wód zalewu i rozejrzał dookoła, ale dookoła nie było nic poza wodą. Nieogarnięty ogrom wody. Nigdzie nie było widać brzegu, mimo to nie czuł lęku. Po chwili obok niego wynurzyła się ona. Patrzyła na niego dzikimi oczami. Podpłynęła i usiłowała go pocałować, ale się odsunął.

– Kim jesteś? – zapytał.

– Wiesz, kim jestem. Jestem twoja, twoja na zawsze – odpowiedziała i zawiesiła mu ramiona na szyi. 

– Nie jesteś Klarą?

– Nie, nie jestem – zaśmiała się i pocałowała go namiętnie. – Ale czy to ma jakieś znaczenie? I tak będziesz mnie kochał... gdzieś, kiedyś... – powiedziała i zaczęła odpływać.

– Nie będę. Kocham tylko Klarę – zaprzeczył i zaczął płynąć za nią, bo chciał, żeby była tego świadoma. – Słyszysz mnie?! – krzyczał. – Kocham tylko Klarę! Jest jedyną kobietą w moim życiu, którą będę kiedykolwiek kochał! Słyszysz mnie?!

Odwróciła się do niego gwałtownie. Jej twarz była wykrzywiona z gniewu. Chwyciła go za ramiona i wepchnęła pod wodę. Miała niesamowicie dużo siły albo to on był niesłychanie słaby, bo z łatwością przytrzymywała jego głowę pod wodą. Poczuł, jak w jego płucach zbiera się woda. Czuł słodki smak w ustach. To był tylko sen, ale czuł, jakby topił się naprawdę. Puściła go, a on wypłyną na powierzchnię. Miał nadzieję, że zniknie, ale ona dalej tam była. Patrzyła na niego ze złością.

– Co zrobisz, gdy mnie stracisz? – krzyczała. – Gdzie odnajdziesz spokój, gdy mnie w twoim życiu zabraknie?

Nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Próbował jej wytłumaczyć, że jej nie zna, ale to rozwścieczyło ją jeszcze bardziej. Najwyraźniej utożsamiła się z Klarą pomimo świadomości, że nie są tą samą osobą. Może chciała usilnie nią być. Ponownie wepchnęła go pod wodę i przytrzymała, aż omal nie stracił przytomności. Potem kolejny raz go puściła.

– Myślisz, że musisz mnie znać, żeby mnie kochać? – Śmiała się jak opętana. – Jestem twoja, tylko twoja na zawsze i to dla mnie będziesz gotów poświęcić wszystko! Wiem to! Gdzieś musi być to prawda.

Trzeci raz wepchnęła go pod wodę. Przytrzymywała go do granic wytrzymałości, aż w końcu jej smukłe białe ramiona zanikły i był w stanie przebić zieloną taflę wód zalewu, żeby nabrać oddech. Zachłysnął się powietrzem...

...a gdy tylko zamrugał, zorientował się, że wcale nie jest w wodzie. Leżał w śpiworze, w namiocie Patryka. Obok siedziała Klara i z apetytem jadła sałatkę. Wyglądało, że czuła się już całkiem dobrze.

– Obudziłeś się – powiedziała z pełnymi ustami i szybko przełknęła spory kęs. – Miałeś jakiś koszmar? Spałeś niespokojnie.

– Nie, to tylko...

– Znowu ci się śniła... – stwierdziła z lekką goryczą. – Była chociaż dobra?

– Topiła mnie – zaśmiał się i oparł na łokciach. – Jesteś zazdrosna, Klara?

– O dziewczynę z twoich snów? Nie, skądże, tylko rucha mi chłopaka, podczas gdy ja wciąż jestem dziewicą – odparła z ironią.

– Można szybko to zmienić – zaśmiał się, a ona szturchnęła go w bark.

– Jesteś idiotą, Marek. Mówił ci to ktoś kiedyś? – parsknęła rozbawiona.

– Nie, ale bardzo często sam to stwierdzam. – Usiadł, wsunął rękę w jej włosy i pocałował. – Tamta lubieżna trójka... – Wskazał w stronę, gdzie znajdował się domek letniskowy. – Planuje iść późnym popołudniem popływać. Dołączymy do nich, czy zostajemy tutaj?

Dołączyli. Klara chciała się rozruszać i nie była to zła decyzja. Świetnie się bawili. Grali w siatkówkę, w którą jego dziewczyna była świetna, pływali na rowerze wodnym, a na środku zalewu jego miłość wskoczyła do wody i mimo że Marek miał dość na dzisiaj zanurzenia się w zielonych topielach, to i tak podążał za nią, bo gdy tylko zanurzyli się pod powierzchnią, podpływała do niego i całowała go tak, by nikt nie widział. Potem wynurzali się i chlapali jak dzieci. Lucyna robiła tego dnia mnóstwo zdjęć. Będą mieli pamiątkę – pomyślał Marek. – Gdy będą opowiadali wnukom, jak dziadek poznał babcię.

Dzień 5. Niedziela.

Jej usta były tak blisko jego ucha, że dolną wargą dotykała jego małżowiny. Czuł jej ciepły oddech na karku i delikatne mrowienie we wszystkich kończynach. Podnieca go ta pozycja, choć nie był w stanie stwierdzić, co robią ich ciała. Właściwie nawet ich nie widział. Czuł tylko przyjemność, jaką dawała mu jej bliskość.

– Chodź ze mną, pokażę ci coś – wyszeptała. Oddaliła się trochę i pocałowała go w usta.

– Chodź ze mną, pokażę ci coś. – Znów się odsunęła i tym razem smukłą dłonią dotknęła jego brody.

– Chodź ze mną, pokażę ci coś. – Wyciągała w jego kierunku rękę, ale nie była już w stanie go dosięgnąć. Z każdym kolejnym krokiem widział coraz więcej jej nagości...

– Chodź ze mną, pokażę ci coś. – ...jasne ramiona...

– Chodź ze mną, pokażę ci coś. – ...zgrabne piersi...

– Chodź ze mną, pokażę ci coś. – ...lekko odstający brzuch...

– Chodź ze mną, pokażę ci coś. – ...długie nogi i odsłonięte łono.

– Chodź ze mną, pokażę ci coś. – Odwróciła się. Zobaczył jej okrągłe pośladki.

– Chodź ze mną, pokażę ci coś. – Zwróciła głowę w jego kierunku, a jej sylwetkę oświetlił jasny blask.

– Marek, chodź, pokażę ci coś.

– Zostaw mnie – zdołał odpowiedzieć. Pochyliła się lekko. – Nie nawiedzaj mnie więcej.

– Marek, obudź się, to ja... i chodź ze mną, pokażę ci coś.

Otworzył szeroko oczy i zobaczył, że dziewczyna przed nim wcale nie jest naga. Ma na sobie różowe spodnie od dresu i biały podkoszulek trzy czwarte. Świeciła mu w twarz latarką, dlatego zdawało mu się, że jest okalana blaskiem. W jakiś sposób kobieta z jego snu przeistoczyła się w jego dziewczynę. Wyciągnął rękę przed siebie, a wtedy Klara obniżyła promień latarki. Oparł się na łokciach i przetarł ręką twarz.

– Wybacz, myślałem, że to... – zawahał się. – Zresztą nieważne. Daj mi chwilę, zaraz wstanę. Tylko się dobudzę.

Tak naprawdę to już był rozbudzony, ale chciał zaczekać, aż sztywność w jego kroczu trochę minie. Mimo że była to naturalna reakcja, to nie chciał, by Klara pomyślała, że jest to efekt jego snu – i tak już czuła się nimi zaniepokojona. Nie chciał dokładać jej wątpliwości. Opadł ciężko na plecy i czekał, aż jego organizm się uspokoi. Jego dziewczyna w tym czasie bawiła się na zewnątrz latarką. Patrzył, jak żółte błyski oświetlają namiot.

– Która właściwie jest godzina? – Rozejrzał się, wychodząc z namiotu, ale wydawało się całkiem jasno.

– Jest prawie 3:00 nad ranem, ale jest widno, jakby była już 6:00 – przyznała.

– To gdzie mnie właściwie prowadzisz? – zapytał i objął ją ręką w pasie.

Wsunął dłoń delikatnie pod gumkę jej dresowych spodni, tak aby trzymać jej nagie biodro. Zwróciła na to uwagę, bo nie spodziewała się tak odważnego gestu. Nie zaprotestowała jednak. Wtuliła się w jego bok i poprowadziła do miejsca, które tak bardzo chciała mu pokazać.

– Kojarzysz tę drewnianą altankę na środku zalewu, do której prowadzi niewielki pomost? – zapytała. Przytaknął. Ciężko było jej nie zauważyć, w końcu jej ustawienie sprawiało, że przyciągała wzrok. – Obudziłam się jakieś pół godziny temu, bo było tak jasno, że myślałam, że to już ranek, a wyspałam się w środku dnia i nie mogłam już zasnąć. Postanowiłam się przejść, żeby zając sobie jakoś czas. Poszłam do tej altanki i zobaczyłam niesamowity widok. Od razu pomyślałam, że muszę ci go pokazać, nawet jeśli jest środek nocy, bo rano już go nie będzie.

Oparli się o drewniane poręcze zadaszenia. Księżyc na niebie był niezwykle blisko i przez to wydawał się niesamowicie duży. Niebo nie było koloru czerni, miało barwę oczu Klary, dokładnie taką samą. Kasztanowłosa dziewczyna wskazała palcem na taflę wody, na której tle odbijało się ogromne srebrne koło. Zupełnie tak jakby księżyc schował się pod powierzchnią i utopił w zalewie, a teraz leżał niczym wielki głaz. Marek był oczarowany. Nie do końca widokiem, który wskazywała mu Klara, ale napewno był oszołomiony widokiem ukochanej dziewczyny, która patrzyła na ten obraz jak zaczarowana. Spojrzała na niego, jakby mówiąc „a nie mówiłam, że warto?". Skinął głową i przysunął się do niej. Objął ją w pasie i pocałował.

– Kocham cię, Klara – wyszeptał.

– Też cię kocham. Już nie mogę doczekać się, aż stanę się Klarą Modliszką – wyznała, a on poczuł lekki dyskomfort i nie chodziło o to, że przypisała sobie jego nazwisko, ale o to, że jego nazwisko źle mu się kojarzyło.

– Możesz zostać przy swoim nazwisku, jeśli chcesz... – zasugerował. – Albo ja mogę przyjąć twoje.

– Nie chcesz być Modliszką? – zdziwiła się. – Czy to ze względu na twojego pradziadka, tego prokuratora?

– Nie lubię swojego nazwiska... – Skrzywił się. – ...ale nie ze względu na to, kim byli moi przodkowie. Tylko ze względu na mamę, a właściwie na to, co o niej mówią. Ze względu na nazwisko i sytuację, w jakiej jest. Wiesz, ludzie są okrutni, a ja nie mam ojca i krąży taka plotka o mojej matce, że... – zawiesił głos.

– ...odgryzła mu głowę po stosunku, bo tak robią modliszki – dokończyła za niego. – Wiem, słyszałam o tym, ale to straszna bzdura, Marek! – prychnęła rozbawiona.

– Wiem, ale to wydaje mi się takie obraźliwe, a ona po prostu głupio pokochała jednego faceta.

– Cieszę się, że to zrobiła – przyznała Klara. – Dzięki temu mam ciebie... i wiesz, ja chcę być Modliszką. Dlatego proszę cię, nie zmieniaj nigdy nazwiska – powiedziała z powagą, ale po chwili jej twarz przybrała inny wyraz. Rozbawiony. – A wiesz, czego ludzie nie wiedzą o modliszkach? – zaśmiała się i podbiegła do przerwy między barierkami. Szeroko rozparła ręce i złapała się za dwa drewniane filary. – Ludzie gadają głupoty o twojej matce, a nie wiedzą, dlaczego modliszki odgryzają głowy swoim partnerom. Ty wiesz dlaczego, Marek? – Uśmiechnęła się do niego zalotnie. Nie wiedział. Spojrzał na nią badawczo i zrobił niewielki krok naprzód, a ona pośpieszyła mu z wyjaśnieniami. – Modliszki odgryzają głowy swoim partnerom tylko wtedy, gdy przeżywają niezwykle silne doznanie seksualne. Wiesz, to znaczy, że twój ojciec musiał być bardzo dobry w...

Popatrzyła na niego z drapieżnością w oczach. Rozwarła usta w lekkim uśmiechu satysfakcji i zaczęła kręcić biodrami, jakby właśnie stymulowała stosunek. Z jej gardła wydobywały się ciche posapywania, które z każdą chwilą nabierały na sile tak, jakby zaraz miała dostać orgazm. Marek poczuł, jak z każdą chwilą jego członek coraz bardziej sztywnieje. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo go tym podniecała, jak bardzo chciał widzieć ją w takiej sytuacji, jak bardzo chciał być w tym momencie dokładnie między jej nogami.

Nie miał przy sobie żadnego zabezpieczenia i gdyby zdecydował się na seks z nią, musiałby być bardzo ostrożny, a nie był pewny, czy jest gotowy na takie ryzyko, dlatego podbiegł do niej i pchnął jej biodra, tak że zaskoczona wpadła do wody.

– Ochłoń – powiedział i zaczął się śmiać, gdy tylko wynurzyła głowę ponad powierzchnię tafli zalewu.

***

Nie był w stanie myśleć o tym, co wydarzyło się później, bo jego serce rozsypałoby się w drobny mak, a i tak codziennie starał się skleić je do kupy. To był moment jego życia, w którym zakończył swoje dzieciństwo, w którym stał się mężczyzną. Najszczęśliwszy moment jego życia. Jedyny, jaki został mu ofiarowany. Spojrzał na Klarę, która siedziała z założonymi rękami za zasłoną dymu z ogniska, przyglądała się mu. Być może nawet myślała o tym samym. Popatrzył też na Samantę siedzącą obok niej. Bawiła się telefonem i sprawiała wrażenie, jakby nie słuchała. Być może nie tę historię chciała usłyszeć, którą opowiadał Patryk tylko tę, o której myślał Marek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top