Marek: rozdział 48 - Conversation at the level of family relationship
Wszedł do domu zaraz za swoją matką, ale ona zatrzymała się w pół ruchu, jakby nasłuchując. Chciał ją zapytać, o co chodzi, ale sam się zorientował. Z salonu dobiegały odgłosy miłości. Jego córka jęczała coraz intensywniej, uzyskując coraz większą satysfakcję. Dlaczego musiała być taka głośna? – usłyszał irytującą myśl w swojej głowie. W pierwszym odruchu chciał im przerwać, ale gdy zrobił krok naprzód, matka złapała go za przedramię i przystawiła mu dłoń do ust.
– Ani drgnij – warknęła, przez zaciśnięte zęby.
Piotr chciał wejść do środka, ale go powstrzymała ruchem ręki, a gdy się zorientował, dlaczego oparł się tylko o otwartą futrynę drzwi i czekał, aż pozwolą mu przekroczyć próg.
– Boże! Damian! Jeszcze! Tak mi dobrze! – Usłyszał głos córki. Chciał stracić słuch na ten moment i nie słyszeć jej okrzyków, ale to się nie stało. – Nie kończ jeszcze! Jeszcze! Wytrzymaj!
Męski ryk zagrzmiał w pomieszczeniach kuchni i salonu wymieszany z piskiem ekscytacji Samanty. Daniela zrobiła minę, jakby chciała wykazać swoje uznanie dla erotycznych poczynań nastolatków i zaczekała chwilę, aż zrobiło się w domu zupełnie cicho. Wtedy ściągnęła rękę z ust Marka i wciągnęła swojego przyrodniego brata do wewnątrz. Nienaturalnie głośno trzasnęła drzwiami i zawołała:
– Wróciliśmy!
Krótka chwila ciszy, a potem lekki rumor w salonie i ich oczom ukazał się widok nastolatki w czarnym T-shircie, która biegła w stronę łazienki naciągając od dołu brzegi koszulki i ukrywając swoje zgrabne, długie nogi.
– Uwaga! Jestem bez bielizny! – zawołała rozbawiona tą sytuacją i zamknęła się w toalecie.
Była 10:07. Od siedmiu minut mieli być gotowi, a oni wciąż byli jeszcze w stanie, który można było określić jako poranny. Postanowił mimo to nie wytykać chłopakowi kolejnego błędu, bo jego mina świadczyła o tym, że zdawał sobie sprawę z tego, że stali w przedpokój dłużej niż się do tego przyznawali. Oni znali prawdę i on ją znał, ale żadne z nich nie planowało o tym rozmawiać. Wszedł do kuchni na boso, w czarnych jeansach i dresowej bluzie z kapturem zapinanej na zamek, spod której wystawał mu fragment nagiego, owłosionego torsu. Oparł się o umywalkę i tak by było to, jak najmniej zauważalne uchylił drzwiczki, a następnie wrzucił do kosza pomiętą chusteczkę higieniczną. Jedynym pocieszeniem w tej sytuacji była myśl, że przynajmniej się zabezpieczają.
– Idziesz dzisiaj do kościoła?
Jego matka próbowała wprowadzić normalną atmosferę. Damian opłukał ręce w zlewie, a następnie wilgotną dłoń wsunął we włosy, odgarniając w ten sposób rozwichrzone kosmyki z twarzy. Wyciągnął szyję do góry tak, że jego kręgi wydały głośny odgłos ustawiania się w odpowiednich miejscach.
– Mhm – mruknął w odpowiedzi i mimo że dla Marka było coś niezwykle ordynarnego w tym geście, choć sam nie rozumiał, co go tak drażni, to uznał, że to zignoruje. – Zaniosę jej ubranie – powiedział chłopak i pobiegł na górę.
– Nie zmuszaj go do chodzenia do kościoła – napomniał matkę, ale ona uniosła ręce w geście obronnym.
– Do niczego go nie zmuszam. On sam chodzi. Zawsze chodził. Zresztą jego ojciec też. Wiara chyba była ważna dla jego mamy i obaj szanują to właśnie w taki sposób.
Zaskakujące. Próbował wyobrazić sobie Pawła w kościele, ale ciągle widział faceta z przetłuszczonymi włosami, w dresowych spodniach z lampasem i brudnej lub podartej koszulce. Nie był w stanie zobaczyć go, w swojej głowie, jak się modli. Nie pasowało to do niego.
W tym czasie zszedł Damian, trzymając w rękach złożone w kostkę ubrania. Minął ich bez słowa i otworzył drzwi do łazienki.
– Chodź dać buzi Pysiu... – zamruczała uwodzicielsko Samanta i dało się słyszeć przy okazji szum odkręconego kurka. Kąpała się. Zresztą jak w każdy niedzielny poranek.
– Ale nie chlap mnie, ok?
Damian wszedł i było, aż nazbyt oczywiste, że dał się złapać w pułapkę. Po chwili usłyszeli plusk i było jasne, że chłopak został wciągnięty przez nią do wanny. Kolejne pół godziny mieli z głowy, a o 10:00 mieli być gotowi...
Była 10:45, gdy nastolatek w białym ręczniku pobiegł schodami na górę, a jego córka wyszła z łazienki ubrana w luźne, jeansowe chinosy z wysokim stanem przepasane grubym, skórzanym paskiem, białą koszulkę z portretem jednorożca wsuniętą w spodnie i gruby, zapinany na guziki szary sweter swobodnie zarzucony na ramiona. Na szyi miała zawieszony złoty łańcuszek. Zbyt delikatny i dziewczęcy jak na jej gust, więc musiała go dostać od chłopaka. Wyglądała schludnie i ładnie. Tak jak lubił, bez zbędnego seksapilu. Za ten wybór Damian dostał od niego plusa. Podeszła do niego i przytuliła się z całych sił. Jego mała córeczka.
– Cześć tatusiu. Przepraszam, że wczoraj zaspałam.
Pocałował ją w czubek głowy. Nie gniewał się. Jakoś nie potrafił być na nią długo zły. Wystarczyło, że znalazła się w jego ramionach i nazwała „tatusiem", a już go sobie zjednywała. Przechodziły mu wszelkie nerwy.
Po schodach zbiegł Damian. Ubrany w obcisłe jeansy rurki, z łańcuchem przewieszonym przez prawe biodro i gruby, czarny, wełniany sweter z szerokim golfem. Podbiegł do drzwi i zaczął wkładać ciężkie glany.
– Piotrek zawieziesz mnie? Nie zdążę już na autobus – zawołał.
– Jasne – odpowiedział partner Danieli i podszedł do wieszaka po swój płaszcz.
– Gdzie jedziesz? – zapytała zaskoczona Samanta, nie odkrywając się od ramion Marka.
– Do kościoła – powiedział, zakładając na sweter skórzaną kurtkę. Dziewczyna popatrzyła na niego, mrużąc oczy, a on uśmiechnął się do niej rozbawiony jej reakcją. – Poważnie mówię. Idziesz?
– Tak! – odsunęła się od niego i zaczęła ubierać błękitną, pikowaną kurtkę oraz granatowe buty do trekkingu. – Na razie babciu i tato.
– Do zobaczenia ciociu. – Damian uśmiechnął się do jego matki. – Do widzenia panie Marku – powiedział tym razem oficjalnym tonem.
Damian chwycił Samantę za rękę i razem wyszli na zewnątrz. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, Marek spojrzał na matkę.
– Ty jesteś „ciocią", Piotrek „Piotrkiem", a ja „panem Markiem"?
– Co ja ci poradzę? Bądź dla niego bardziej dostępny. – Wzruszyła ramionami.
– W dupę wchodzić mu nie będę – obruszył się.
– Nie musisz, ale to, że ty nie czujesz do kogoś negatywnych odczuć i nawet go lubisz, nie oznacza, że będzie zaraz to czuł. Zwłaszcza gdy nie starasz się tego okazywać Edek.
– Nie porównuj mnie do niego! – warknął na matkę z odrazą.
– On też bardzo kochał swoje dzieci, a jak bardzo odczuliście to z Klarą? Nie popełniaj jego błędów.
– Marek wyjdź przed dom, żeby dziewczyny wiedziały gdzie podjechać – poleciła mu matka.
Ubrał się i wyszedł przed metalowa furtkę od podwórka. Miał na sobie czerwoną, pikowaną kurtkę, czarny szalik i ciemnobrązowe buty do chodzenia po górach. Normalnie paliłby teraz papierosy, ale już nie mógł, więc dłubał stopą w dziurze w chodniku i trzymał ręce w kieszeniach granatowych jeansów. Po chwili podbiegł do niego Piotr. W swoim brązowym, krótkim płaszczu, jasnokremowym szaliku i ciemnych traperach Wranglera.
– Poczekam z tobą – zaproponował. Stanął obok z rękami w kieszeniach i zaczął również bawić się butem. – Jak ci się układa z Klarą?
– Dobrze – odparł lakonicznie.
– Nie kłócicie się?
– Nie ma par, które się nie kłócą, ale się kochamy i rozmawiamy ze sobą.
– O co najczęściej? – dopytywał Piotr, a Marek wzruszył ramionami.
– O bzdury. Klarze skaczą hormony. Trochę denerwuje się bez powodu, czasem płacze bez przyczyny. A czasem wkurza się, bo dałem ciała. Zwłaszcza na początku. Ciężko było mi się przestawić z bycia singlem na bycie partnerem i ojcem. Nigdy z nikim nic nie konsultowałem ani przed nikim się nie tłumaczyłem. Wracałem do domu, kiedy chciałem i wychodziłem, kiedy chciałem. Myślałem, że jak odgrzeję sobie obiad to nic się nie stanie, ale Klara patrzy na to inaczej. Ona lubi być z kimś, a nie tylko przy kimś. Lubi czas spędzany razem. Martwi się, gdy nie wie co się ze mną dzieje... – Zamyślił się, a następnie zaśmiał od ucha do ucha. – Na szczęście szybko się uczę!
– A jak przebiegł rozwód?
– Na szczęście spokojnie. Ktoś mu chyba wytłumaczył, żeby się nie stawiał. Pojechałem z Klarą, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo, ale on nawet słowem się do niej nie odezwał poza rozprawą. I dobrze.
– Dobrze, dobrze... – wyszeptał niepewnie Piotr.
Popatrzył na niego w oczekiwaniu, aż ten powie w końcu, o czym tak naprawdę chciał porozmawiać. Przegląd z jego sprzeczek z Klarą już znał wcześniej. Jego partnerka dobrze dogadywała się z jego matką, która była dla niej niezwykle miła i często rozmawiały, więc tak naprawdę nic co mówił, nie było dla Piotra nowością. Rozmowa o jego relacji z matką jego dziecka była chyba wstępem do rozmowy o tym, co łączyło go z Danielą.
– A tobie jak układa się z moją matką?
– Dobrze – odparł, wzruszając ramionami.
– Ale...?
– Ale nie ma między nami fizyczności.
– Przecież często u niej bywasz, obejmujecie się, trzymacie za rękę, sypiacie razem...
– Ale nic więcej – przerwał mu Piotr. – Nie zrozum mnie źle. Twoja matka to cudowna kobieta, kocham ją, ale jestem dorosłym facetem, mam swoje potrzeby.
– Próbowałeś z nią o tym rozmawiać? – zasugerował.
– Próbowałem, ale ona się zacięła. Wiem, że ją pociągam tak samo, jak ona mnie, że nasza miłość nie jest miłością do brata, a jednak ma opory. Właściwie, to nie chcę tego wiedzieć, ale jak to robił twój ojciec? Co sprawiało, że się z nim widywała?
– Nie wiem – przyznał szczerze. – Ona zawsze do niego dzwoniła. Spędzaliśmy wspólnie niedzielę, było miło, a ona nagle się zatrzymywała i szła po niego zadzwonić, albo wystarczyło, że on zadzwonił, by odłożyła wszystkie nasze plany na potem. Wtedy uciekałem z domu... – Zamyślił się na chwilę. – Nie wiem. Może myślała, że da mi w ten sposób pełną rodzinę, a może sama jej pragnęła...
– A teraz już ją ma. Ma syna, synową, jedną wnuczkę i wnuczka w drodze... – rozżalił się Piotr i chwycił nieświadomie za swoje prawe przedramię.
– Nie rozczulaj się Stary. – Poklepał go po plecach. – Ona cię potrzebuje jak prawej ręki. W końcu się przełamie i będzie dobrze.
– Myślałem, że już to się stało... – odpowiedział tajemniczo.
Marek popatrzył na swojego wujka zaskoczony, ale nie zdążył go o nic zapytać. Z naprzeciwka jechał samochód o krwistoczerwonym odcieniu lakieru na niemieckich rejestracjach. BMW serii 6 w wersji cupe. Marek wyciągnął rękę, aby dać znać o swojej obecności, a auto podjechało pod dom, z którego wyszła Daniela, najwyraźniej również dostrzegając nietypowy kolor karoserii. Drzwi otworzyły się i wysiadła z niego drobna, niska blondynka z włosami do połowy szyi w fioletowo-białej, sportowej kurtce Helly Hansen, jasnych jeansach i białych adidasach z futerkiem. Urocza. Tak można było ją najtrafniej opisać. Niepewnie stanęła obok samochodu i zaczekała na siostrę. Zaraz za nią wysiadła wysoka kobieta, którą po postawie i sposobie poruszania z początku można było pomylić z mężczyzną. Miała krótkie włosy z dłuższą, kręconą grzywką na górze. To nie była damska fryzura. Dość podobna do tej, którą nosił Piotr. Jej ubiór też nie przejawiał cech kobiecych. Męskie, eleganckie, brązowe spodnie i biała koszula z kołnierzykiem, a na to narzucony beżowy prochowiec do połowy łydki. W pierwszym odruchu odwróciła się i pochyliła, żeby włożyć do ust papierosa, jakby od dawna go potrzebowała. Schowała brązową paczkę Davidoff'ów do kieszeni płaszcza, a jej głowa przeciągnęła się, rozprostowując kark i wypuszczając chmurę białego dymu. Marek aż poczuł ulgę, jaką odczuwa się, gdy w końcu można zapalić upragniony zwitek tytoniu i upomniał się w duchu za to uczucie. Czy już zawsze będą go prześladować myśli o papierosach? Czy zostanie to z nim do końca życia? Nie wiedział, ale wiedział, jak bardzo pomylił się odnośnie do wyglądu kobiety w momencie, gdy się odwróciła. Miała bardzo kobiece rysy twarzy. Duże, migdałowe oczy z długimi, czarnymi rzęsami i namiętne, naturalnie czerwone usta. Jej biodra były krągłe i opinały męskie spodnie, a jej biust był duży jak dojrzałe melony i wystawał spod rozpiętego guzika koszuli.
Obydwie siostry ruszyły w ich kierunku. Młodsza Anette, wystraszona poruszała się za starszą Rosalią, której twarz z początku poważna z każdym krokiem zdawała się wyrażać coraz większe zaskoczenie. W końcu wyrzuciła palonego papierosa i zatrzymała się w miejscu.
– Scheiße1, ja pierdolę! Nie wierzę! – zawołała.
Podbiegła do Piotra i zawiesiła się mu na szyi, przywarłszy do niego obfitym biustem. Zareagował spontanicznie. Uniósł wysoko ręce i spojrzał przepraszająco na Danielę.
– Nie znam jej! Przysięgam Aniołku! Nie znam jej! – krzyknął, a potem nieco ciszej zwrócił się do kobiety. – Nie znam cię...
– Róża – powiedziała, odrywając się od Piotra i delikatnie kładąc mu dłoń na policzku. – Nasza mama mówiła do mnie Róża.
Odwróciła się od niego i ruszyła w stronę bramy, by przywitać się ze stojącą w progu gospodynią. Anette zaś podążył za nią, obdarzając ich jedynie niewinnym uśmiechem. Marek patrzył jak Rosalia przedstawia młodszą siostrę jego matce i jak Anette wchodzi z Danielą do domu. Klepnął zszokowanego Piotra w plecy i sam poszedł do domu. Minął stojącą w progu brunetkę w prochowym płaszczu i zaczął się rozbierać. Jego wujek chciał zrobić dokładnie to samo, ale Rosalia oparła się o futrynę i opierając but na wysokości swojego uda o drewnianą ramę, zagrodziła mu drogę. Piotr chwycił ją za kolano i nacisnął na nie tak, aby zsunęło się z powrotem na ziemię i wszedł do środka.
– Jesteś taka jak ona – warknął pod nosem, a Marek uzmysłowił sobie, że pierwszy raz widzi Piotrka zdenerwowanego.
– Wiem. Z urody bardzo ją przypominam – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
– To nie był komplement – burknął znowu i podszedł do Danieli.
Dyskretnie dotknął jej biodra i schował twarz w jej włosach. Potrzebował jej bliskości, ale ona go zignorowała i zajęła się gośćmi. Rosalia przeszła obok Marka ciągle z tym samym uśmiechem na ustach. Panoszy się – takie subtelne doznanie miał, gdy zobaczył jej zachowanie.
Meble w salonie zostały przesunięte tak, aby zrobiło się w nim bardziej przestronnie i zostały dostawione dwa krzesła, bo zabrakło miejsc do siedzenia. Na środku został postawiony stolik kawowy z pokrojonym drożdżowcem z wiśniami oraz talerzyki na ciasto. Wszystko zostało przygotowane tak, aby mogli swobodnie rozmawiać.
– Opowiedzcie nam o sobie – poprosiła jego matka. Piotr siedział na krześle blisko wyjścia. Lekko naburmuszony przyglądał się kobiecie, która podawała się za jego siostrę i to ona przemówiła w imieniu delikatnej Anette.
– Nasza mama... – Zatrzymała się na chwilę, nie chcąc zrobić gafy. – ...i twoja Danielo, oczywiście! Wyjechała z rodzicami do Niemiec, do Lipska. Tam dziadek dostał stanowisko prokuratora za wybitne osiągnięcia w Polsce. Zlikwidował gang i zaproponowano mu pracę...
– Nasza matka była tym strasznym gangiem. Dziewięcioletnia dziewczynka... – wtrącił Piotrek, bo nie podobała mu się forma, w jakiej opowieść została przedstawiona.
– Dziadek przeprowadził się do Lipska, nieważne z jakich powodów... – Rosalia założyła nogę na nogę i spojrzała podejrzenie na starszego brata. – Jednak Gretchen źle się czuła. Miała depresję. Jego też męczyły wyrzuty sumienia za pewne decyzje. Chciał znaleźć... – zawahała się. – Mówił o niej „dziecko, któremu nie pomogłem, bo miała odwagę spojrzeć mi w oczy i nazwać mnie potworem".
– Diabłem – Piotr ponownie poprawił Rosalię. – Nazwała go Diabłem i nie „dziecko, któremu nie pomogłem", a „dziecko, któremu groził, że jak ją ponownie spotka, to zamorduje ją i jej dziecko". Ona się go panicznie bała i całe życie przed nim uciekała. Dlatego nazywasz się Górniak, a nie Ciureja.
– Nazywam się Gottesanbeterin, a ten „Diabeł" uratował mi życie, kiedy rodzony brat mnie porzucił – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
– Nikt cię nie porzucił. Dla mnie nigdy nikim nie byłaś.
Kobieta odruchowo zagięła ręce w pięści i chciała znowu coś powiedzieć, ale uniemożliwia jej to siostra.
– Anschlag! Stoppt euch beide! Dies ist nicht die Zeit zu streiten. Rosa?!1 – powiedziała uniesionym głosem Anette. Najwidoczniej drobna blondynka, podobnie jak jego przyjaciółka Aisza, doskonale wszystko rozumiała, tylko brakowało jej odwagi, by się komunikować. Rosalia popatrzyła na siostrę, zagryzła wargę i najwyraźniej przeskoczyła duży fragment z historii, który dotyczył jej osoby.
– Zostałam adoptowana formalnie przez dziadków, ale faktyczną opiekę nade mną sprawowała Gretchen. Powiedziała mi, że miała kiedyś córkę, a ja swoją urodą bardzo ją przypominam. Była dla mnie mamą i przyjaciółką jednocześnie. Miała bardzo wyzwolone podejście do życia i pomogła mi zrozumieć siebie. Potem poznała tatę i za niego wyszła. Chyba nie z miłości, ale żeby dać mi pełną rodzinę. Potem urodziła się Anettre. Ja byłam już jedną nogą poza domem, znałam swoją aktualną żonę. Jestem z nią od trzydziestu jeden lat...
– Żonę? – zdziwił się Piotr.
– Tak, Judith. Jest szefem kuchni w berlińskiej restauracji. Przeszkadza ci to?
– Nie, po prostu masz prawo nienawidzić mężczyzn – powiedział jej brat łagodnym głosem, tym samym zdradzając jej mroczne sekrety.
– Chyba zawsze wolałam dziewczyny – przyznała.
– A ty szefem czego jesteś? Strasznie się panoszysz, więc jesteś czegoś szefem... – zapytał zaciekawiony, chyba pierwszy raz osobą Rosy.
– Policji. Nie widać po mnie? – zaśmiała się, wskazując na swój ubiór. – Podobno mam „glina" wypisane na czole. To dzięki dziadkowi. On mnie zainspirował, by kroczyć tą drogą – przyznała, najwyraźniej zapominając, że jeszcze przed chwilą był on powodem konfliktu. Musiała się jednak zreflektować, bo po chwili zmieniła temat. – Anette zaś pracuje w banku.
– Rosalia jak to się stało, że zostałaś adoptowana przez dziadków? – zapytała Daniela, spoglądając na Piotra i dając mu do zrozumienia, że ma się nie kłócić.
– Po śmierci mamy Piotrek zrzekł się jakichkolwiek praw do nas. Był naszą jedyną rodziną i to on decydował. Podpisał dokumenty, żeby mogli nas rozdzielić i poddać adopcji tajnej. Takiej gdzie ukrywana jest tożsamość rodziców adopcyjnych i utrudnione jest odnalezienie takich dzieci...
– To była dla was szansa na nowy dom. Na adopcję – usprawiedliwił się Piotr. Naprawdę wierzył, że robił dobrze.
– Dla większości z nas było to wyjście. Wojtek jest teraz dentystą i ma rodzinę. Julia została stewardessą, a Tomek, który miał pół roku, nawet nie wie, że był adoptowany, więc z nim nie rozmawiałam. Jest informatykiem. Ma żonę i córkę, a w weekendy gra jako basista w miejscowej kapeli. Ma talent. Filipa wywieźli do USA, jest pilotem w Air Force. Sary nie znalazłam. Przepadła jak kamień w wodę... możliwe, że podzieliła mój los...
– Twój los? – zapytała zaskoczona Daniela.
– Miałam jedenaście lat, byłam ofiarą kilku gwałtów. Nikt nie chce takiego dziecka. Nie miałam szans na adopcję. Myślałam, że Piotrek to rozumie i zabierze mnie ze sobą... chociaż mnie... – W jej głosie było słychać żal i zaczęła kciukiem pocierać wnętrze dłoni. – Dogadywaliśmy się...
– Nie prawda. Zamieniliśmy może z dwa zdania w życiu i nie miałem gdzie cię zabrać. Pracowałem na czarno, wynajmowałem kawalerkę i byłem po wyroku. Gdzie cię miałem zabrać? – uniósł się, najwyraźniej czując się oskarżony, a być może był to przejaw wyrzutów sumienia, których nie chciał do siebie dopuścić. Miał też rację. Nikt nie dałby mu dziecka pod opiekę. Rosalia musiała to rozumieć, ale dziecięce wyobrażenia mogły być w niej bardzo głęboko zakorzenione, skutkując teraz niesłusznym osądem.
– Nie wiem – przyznała jego siostra. – Ale cokolwiek było lepsze od...
– Od czego? – warknął wciąż uniesiony. – Przecież ubóstwiasz faceta, który wymordował ci pół rodziny!
– Od prostytucji... sprzedali mnie...
– Kto? – zapytał, bo nie rozumiał jej słów.
– W domu dziecka. Była tam opiekunka. Wydra...
– Miła kobieta – przyznał Piotr.
– Nie jest miła – odezwał się nagle Damian. – Udaje miłą. Michał kazał na nią uważać.
– Michał? Twój współlokator? – zapytała Daniela, a on skinął głową.
– Podobno w każdym domu dziecka, w którym jest, giną dzieci – dodał chłopak.
– To legendy...
– Rachela też to mówiła – przyznał zamyślony Piotr. Miał zmarszczone brwi. – Myślałem, że wymyśla bajki.
– W każdym razie... – zaczęła ponownie opowiadać Rosalia. – Przyszła do mnie w nocy i powiedziała, że zawiozą mnie do nowego domu. Miałam wtedy trzynaście lat, byłam zaspana, a ona powiedziała słowa, na które czeka każde dziecko bez rodziców, że będzie mi tam dobrze i że będę bezpieczna. Poszłam. Wywieźli mnie do jakiegoś lasu, a potem załadowali do samochodu z innymi dziewczynkami. Wtedy już wiedziałam, że Wydra kłamała, ale było za późno. Pamiętam, że spojrzałam na księżyc i wiedziałam, że długo nie zobaczę światła, ale to się zmieniło. Ciężarówka stanęła i słychać było strzały, a potem na tyły samochodu wskoczył dwóch policjantów i powiedzieli, że będziemy uwolnione. Był tam mężczyzna. Ubrany inaczej. Miał broń i kamizelkę kuloodporną, ale nie był policjantem. Współprowadził akcję. Wydawał się zimny, ale gdy mnie zobaczył, jego wyraz twarzy się zmienił. Zapytał mnie po polsku o imię i nazwisko, a następnie zabrał od innych dzieci i wsadził do swojego samochodu. Zapytał, jak nazywała się moja matka. Powiedziałam, że Marianna Górniak. On dopytywał o kobietę nazwiskiem Ciureja. Nie wiedziałam, o co chodzi. Zawiózł mnie na komisariat i załatwiał jakieś formalności, a następnie zawiózł mnie do swojego domu. Nie rozumiałam. Przez kilka tygodni wszyscy chodzili wokół mnie na palcach i słyszałam tylko fragmenty rozmów. Pewnego dnia dziadek przyjechał i rozmawiał z mamą. Powiedział jej, że moja matka nie żyje, a ta się rozpłakała, jakby ją znała. Przyszła do mnie w nocy i się przytuliła. Powiedziała, że się mną zaopiekuje jakbym była jej własną córką i tak było. Dziadek był najlepszym dziadkiem na świecie, a babcia jak to babcia, była czuła i piekła pyszne ciasta. Byłam z nimi szczęśliwa.
– Czyli ostatecznie dobrze na tym wyszłaś – burknął Piotr pod nosem.
– Oni wszyscy zostali sprzedani. To były opłacane adopcje. Piotrek ogarnij się! Do tego pojęcia nie mam, co się stało z Sarą! – Rosalia krzyknęła i stanęła nad swoim bratem jak cień poczucia winy, którą chciała w nim wzbudzić.
– Co miałem zrobić?! Nie znałem ich! Pojęcia nie mam, która to była Sara! Czego ty ode mnie chcesz?! Na co liczyłaś?! – Stanął naprzeciwko niej, nie pozwalając, by przejęła kontrolę nad sytuacją.
– Że się mną zaopiekujesz! Wystarczyło, żebyś mnie odwiedzał, a już baliby się mnie wywieźć!
– Odwiedzać?! Ciebie?! Unikałem cię po tym, jak przyszłaś do mnie w nocy i chciałaś mi zrobić loda?!
Nastała cisza, po której siostra wymierzyła mu siarczysty policzek i mimo że kreowała się na silną osobę, to wykazała się w ten sposób cechami niezwykle kobiecymi. Piotr powiedział więcej, niż planował. Sam zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien był poruszać tej kwestii. Co mogła pomyśleć molestowana dziewczynka, która chce być pokochana przez brata, którego łączyła seksualna relacja z inną kobietą, która również była jego siostrą? Najprawdopodobniej chwyciła się ostateczności, a on nie potrafił tego zaakceptować jako zwykłego nieporozumienia widząc w Rosali obraz matki, która obrała tę drogę jako metodę zarobkową prawdopodobnie z tego samego rodzaju bezradności. Kobieta chciała wybiec po tym incydencie z domu, ale Piotr chwycił ją za przedramię i powstrzymał. Wyszarpnęła się, bardziej w odruchu niż dlatego, że poczuła jakikolwiek ból.
– Co?! – krzyknęła na niego.
– Róża przepraszam!
– Za co?
– Za to, że zostawiłem cię zupełnie samą. Za to, że uciekłem przed problemem. Za to, że po ciebie nie wróciłem. Za to wszystko, co przeszłaś. Za to, że skoncentrowałem się na sobie i próbowałem zapomnieć o tobie. Przepraszam.
Rosalia nie odpowiedziała. Rzuciła się bratu na szyję i rozpłakała. Przytulił ją mocno, głaszcząc po tyle krótko ostrzyżonej głowy.
– Ja też przepraszam – wyszeptała.
– I znajdziemy Sarę. Razem. Obiecuję. Która to była? – zaśmiał się niepewnie.
– Miała trzy i pół roku i takie intensywnie zielone oczy. Pamiętasz?
– Ta, co zrobiła kupę na środku mieszkania matki?
– Dokładnie ta! Miała rozwolnienie! Pamiętasz ją! – zawołała rozentuzjazmowana.
– Jej nie, ale sprzątanie po niej było traumatyczne!
Zaczęli się razem śmiać, a wtedy kobiecie zmienił się wyraz twarzy i nabrała powagi wymieszanej z optymizmem.
– Mam coś! – Dotknęła nagle twarzy Piotra. – Pokażę ci!
Wybiegła z domu w radosnym nastawieniem i udała się do bagażnika swojego samochodu, a następnie wróciła, niosąc w obydwu rękach sporej wielkości karton na dokumenty. Położyła go na zwolnionym przez Piotra krześle i otworzyła. Wewnątrz były jakieś stare teczki, pewnie akta, ale ona wyciągnęła stary zeszyt w skórzanej oprawie. Trochę podobny do tego Damiana, ale bardziej zniszczony. Podała go bratu zadowolona z siebie.
– Co to?
– Pamiętnik twojego ojca.
– Skąd go masz?
– Ze swoich starych akt personalnych.
– Dlaczego go miałaś? – zdziwił się.
– Żeby ci oddać, gdy mnie ze sobą zabierzesz!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top