Marek: rozdział 27 - Man's talk
Nie, to wszystko nieprawda – pomyślał. – Moje obawy są wyimaginowane. Ona nie bawi się mną. Kocha mnie, ale się boi. To wszystko nie jest takie proste. Ona ma wiele do stracenia, nie jest jak ja. Nie może postawić wszystkiego na jedną kartę. Rodzina to nie zabawa i ona jest tego świadoma. Trzeba czasu. Może z czasem zrozumie, że należymy do siebie...
– Albo ten skurwiel, Tadeusz, wpadnie pod autobus i będę miał go z głowy... – wyburczał złorzeczenie pod nosem i wstał z wilgotnego mchu, otrzepując spodnie. – Kurwa! Tutaj nawet nie mam z kim pogadać...
Wrócił do samochodu i chciał pojechać do domu, ale usilna potrzeba kontaktu z przyjacielem sprawiła, że zamiast odpalić silnik, sięgnął po telefon. Dochodziła 22:00. Wiedział, że nie jest to najlepsza godzina, gdy jest się rodzicem dwójki małych dzieci, ale miał nadzieję, że zostanie wysłuchany, dlatego w swojej komórce wybrał numer ze zdjęciem jasnego blondyna o szerokiej szczęce i śmiejących się oczach.
– No, cześć Stary! Słyszałem, że niedługo do nas wracasz – zabrzmiał radosny głos jego najlepszego przyjaciela w słuchawce po zaledwie dwóch sygnałach.
– Wracam – odpowiedział ponuro.
Po tym jednym słowie nastała dłuższa chwila ciszy.
To był jeden z tych momentów, gdy przychodził niezapowiedziany do ich domu tylko po to, by posiedzieć w ich towarzystwie. Dawid otwierał wtedy piwo i siedział przy nim, czekając, aż powie, co go boli albo czego potrzebuje. Najczęściej była to kwestia zwykłej bliskości, czasem rady, a jeszcze innego dnia po prostu wygadania się drugiej osobie. Teraz Marek czuł pustkę, jaką pozostawiła w jego duszy Klara i chciał ją wypełnić obecnością innej osoby. W normalnych warunkach wybrałby się do klubu. Spotkał dziewczynę i udawał, że jest tą, której potrzebuje. Tylko po to, by dała mu to, czego potrzebował. Dopiero następnego dnia skontaktowałby się z przyjacielem, tylko po to, by ktoś powiedział mu, że nie jest skurwielem i by poczuć, że ktoś go akceptuje takim, jaki jest, w chwili, gdy jedna osoba na świecie więcej obdarzyła go nienawiścią, bo zerżnął ją beznamiętnie, jakby tylko do tego służyła i kazał wyjść z mieszkania chwilę po tym.
– Coś poszło nie tak? – odezwał się pierwszy Dawid, gdy milczenie stawało się nieznośne.
– Chyba wszystko... – przyznał Marek i poczuł, jak ściska mu się serce, a w oczach pojawiają się łzy.
– Sweetheart, take childrens from me and put them to sleep yourself. I have to talk with Mark, OK?2
Usłyszał w słuchawce dziecięce krzyki i głos Aiszy nakłaniającej je, by z nią poszły. Niby normalne dźwięki życia rodzinnego, a jednak jemu rozdzierały ciało na kawałki.
– Dobra, już jestem. Mów, co się stało? – powiedział w końcu jego przyjaciel.
– W tym problem, że nic się nie stało. Ona ciągle się wycofuje. Gdy już poczuję, że jestem w stanie ją odzyskać, ona przypomina mi o swoim mężu.
– Czyli jednak coś się stało. Do której bazy doszliście? W którym momencie ona się wycofała?
– Gdy miałem wejść na Home Run, ale to nieważne. Ona uznała to za błąd i uciekła...
– Eee... no, Marek! To całkiem nieźle. Co ty się użalasz?! Będzie miała teraz o czym myśleć. Jak jej było dobrze, to może nie wytrzyma. Może sama do ciebie przyjdzie po więcej... – zaczął sobie żartować.
Marek wiedział, że próbuje go rozluźnić i robi to w najprostszy znany sobie sposób.
– Daj spokój. – Chciał go powstrzymać przed dowcipami, bo jakby nie patrzeć chodziło o Klarę, ale i tak zaczynały go bawić komentarze kolegi. – Ona nie jest taka. Jej nie chodzi o seks.
– No, nie wiem. Iszka, jak chce mi podokuczać, to zaczyna mówić o twojej niewiarygodnie wielkiej pale! – parsknął rozbawiony.
– Nie jest niewiarygodnie wielka. Jest klasycznie wielka. Po prostu wielka, bez niewiarygodnie... Poza tym odpierdol się od mojego kutasa! – zreflektował się. – Zajmij się małym chujkiem Stevena, tego twojego lizodupca z działu projektowego, który tak chętnie wchodzi ci w dupę. Z nim sobie podziwiajcie fujary.
– No tak, ale szukamy trzeciego do gejowskiego party, bo jak on jest w mojej dupie, to nikt mi chuja nie ssie i pomyślałem, że byłbyś chętny. Masz takie ładne usta...
– Weź, spierdalaj!
Roześmiał się pełną piersią i usłyszał, jak jego przyjaciel wypuszcza powietrze z ulgą. O to mu chodziło, aby przestał myśleć o tym, co go boli. On jednak chciał wiedzieć. Chciał zrozumieć jej postępowanie, dlatego nabrał powietrza i wypuścił je powoli.
– Mówię poważnie. Nie rozumiem, czemu ona tak robi. Dlaczego jedną nogą jest ze mną, a jedną z nim. Ona nawet go nie kocha, a mimo to trzyma się go. Dlaczego?
Głos Dawida w słuchawce spoważniał. Uspokoił się i przestał śmiać. Chwilę myślał. Być może nad odpowiedzią, a być może nad tym, jak mu odpowiedzieć, by nie zranić go za bardzo.
– Słuchaj. Pamiętasz, jak ci mówiłem, o tym kolesiu, z którym Isia chciała wtedy pójść na tej imprezie? – zapytał, a kiedy usłyszał odpowiedź twierdzącą, zaczął mówić dalej. – Gdybym wtedy jej nie zatrzymał, to on by teraz był na moim miejscu i nawet gdyby żałowała tej decyzji, a ja bym się pojawił w jej życiu, to ona jest ta „dobra" w naszym związku. Ona jest tą lepszą połówką i wiem, że gdyby miała wybrać swoje szczęście, czy szczęście jej rodziny, to zawsze wybierze szczęście rodziny. Ja jestem egoistą i gdybym miał żonę i dzieci, a ponownie spotkałbym na swojej drodze Isię, to bym za nią polazł na koniec świata, ale ona jest inna. Twoja Klara też się waha, bo pomimo tego, że cię kocha, to chce uszczęśliwić wszystkich w koło. Być może tobie też pozwala na coś więcej, dlaczego, że chce, żebyś był szczęśliwy. Marek, nie będę cię oszukiwał, nie wiem, co robić w takiej sytuacji. Wiem, co chciałbym, żeby czuła Aisza w takiej sytuacji. Chciałbym, żeby wiedziała, że jej dobro i dobro jej dzieci oraz szczęście jej bliskich jest dla mnie priorytetowe i że będę z nią, nawet jeśli nie mnie wybierze...
– Kurwa, ale z ciebie poeta...
– No raczej! – zaśmiał się Dawid i ponownie przybrał swoją postawę cwaniaka.
Marek usłyszał w słuchawce jeszcze jeden głos, głos swojej przyjaciółki, która rozczulona przemową swojego męża musiała do niego podejść i obdarzać go czułością.
– It was so beautiful, David. I'm so glad you think so. Thank you for not letting me go with Hassan. I love you so much.
– No popatrz, Marek, skubana. Słowem się nie odezwie, niby nic nie rozumie, a tu nagle się okazuje, że nawet jak po polsku rozmawiamy, to wszystko jest na podsłuchu! – zażartował Dawid i Marek uświadomił sobie, że powinien pomału kończyć rozmowę, bo po raz kolejny staje się piątym kołem u wozu.
– Which means „skubana"? – dało się słyszeć w słuchawce słowa przyjaciółki.
– Late, Honey... – powiedział do żony, a potem zwrócił się do niego. – Słuchaj, Marek...
– Rozumiem – przerwał mu. – Niedługo przyjadę, to pogadamy przy piwie. Bawcie się dobrze...
– To nie tak, że... – próbował się usprawiedliwiać Dawid, ale on w pełni go rozumiał. Nie musiał mu się tłumaczyć, jego wybór był oczywisty. On też wybrałby żonę i czas spędzany wspólnie z nią, dlatego po raz kolejny mu przerwał.
– Rozumiem, Dawid.
– Wszystko będzie dobrze, Marek. Ułoży się. Zobaczysz.
– Mam nadzieję.
– Trzymaj się – powiedział na pożegnanie. Nim zdążył się rozłączyć, usłyszał jeszcze w tle. – Blowjob Isia?
Nacisnął czerwony przycisk słuchawki na swoim telefonie i uśmiechnął się w duchu. Kochał ich i ich pokręcone małżeństwo. Ich czułość i ciepło. Ich wieczne przekomarzanie się. Aisza była starsza od niego o pięć lat, a Dawid o siedem, a mimo to wciąż zachowywali się jak nastolatki. Zakochane w sobie dzieciaki. Uwielbiał ich związek, cieszył się ich szczęściem. Dlatego, mimo że rozmowa nie wniosła wiele do rozwiązania jego problemów, to i tak czuł się po niej, jakby kamień spadł mu z serca. Odpalił silnik samochodu i wrócił do domu. Być może jego matka się wścieknie, ale musiał dokończyć dach i zamiast położyć się spać, przebrał się w strój roboczy, by po 23:00 kończyć remont.
*
Przed 1:00 w nocy pod dom jego matki podjechał radiowóz i pojedynczym sygnałem syreny poinformował go, żeby zszedł na dół. Z samochodu wysiadł jeden mężczyzna. Dobrze mu znany, funkcjonariusz Kapusta, tyle że mocno postarzały. Był sam, czyli wciąż miał nawyk załatwiania spraw po cichu. Ciekawe kto teraz nim steruje?
– Wybacz Marek, ale sąsiedzi skarżą się na hałasy – powiedział z niepewnym uśmiechem na twarzy, jakby dobrze wiedział, co przed chwilą o nim pomyślał.
– Rozumiem. Kończę z robotą. Przeproś w moim imieniu sąsiadów.
– Tak zrobię – powiedział i odwrócił się na pięcie.
Zrobił kilka kroków w stronę samochodu, a potem się zatrzymał i wrócił do Marka.
– Przepraszam cię – powiedział tonem pełnym powagi.
– Za co mnie przepraszasz? – zaśmiał się, nie rozumiejąc sytuacji.
– Przepraszam, że ci nie uwierzyłem. Siedemnaście lat temu. Mówiłeś mi, a ja nie słuchałem. Jestem policjantem. Obiecywałem bronić słabszych, a pomogłem zniszczyć wam życie. Gdybym wiedział...
– Jesteś tylko człowiekiem – przerwał mu. – On potrafił mamić ludzi. Powiedz mi tylko jedno. Pojechałeś wtedy sprawdzić, czy nic jej nie jest?
– Pojechałem – odpowiedział, ku jego zaskoczeniu. – Ona wychodziła z koleżanką. Córką Woźniaka. Edek powiedział, że ona chce się zrelaksować po incydencie z tobą. Wszystko wyglądało tak, jakby to była prawda. Tylko jej wzrok... – zawahał się. – Myślałem, że jest po prostu zbuntowana, jak to nastolatka. Miała tyle złości w tych oczach. Jakby nienawidziła całego świata. Zignorowałem to, a gdy dowiedziałem się, co się stało... Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia, ona krzyczała o pomoc, a ja...
– Nie zadręczaj się. Nikt nie był w stanie tego przewidzieć.
Marek dotknął jego ramienia i nieznacznie je poklepał, próbując go pocieszyć. Policjant podniósł na niego niepewny wzrok.
– Marek wiesz, co się wydarzyło w tym barze? – zapytał.
– Nie wiem. Nikt poza nią tego nie wie.
Nie była to odpowiedź, która by go ucieszyła. Zdawał sobie sprawę z tego, że mogło to oznaczać najgorsze. Jednak jedyne co zrobił, to skinął głową na znak zrozumienia i ruszył ponownie w stronę swojego radiowozu. Otworzył drzwi i ostatni raz spojrzał w stronę Marka.
– Śliczną masz córkę – zawał do niego.
– Najśliczniejszą – odparł z dumą, jaką potrafił mieć tylko kochający ojciec.
Wyczekał do 3:00 nad ranem, aby zobaczyć czy Samanta pojawi się na Facebooku. Jednak przy jej zdjęciu nie pojawiła się zielona kropka. Uznał to za częściowy sukces. Chciał mieć pewność, że jego dziecko śpi. Być może był to najmniej odpowiedni sposób, ale miał coraz mniej do stracenia. Spośród swoich kontaktów wyszukał najnowszy – „Klara" i wykreował wiadomość SMS:
Marek: Cześć Klara, mam nadzieję, że nie śpisz albo że cię nie obudzę, ale mogłabyś sprawdzić, czy Samanta śpi?
Odpowiedź dostał prawie natychmiastowo, co oznaczało, że ona również nie spała. Być może głupie gadanie Dawida, że będzie miała teraz o czym myśleć, nie było wcale takie głupie. Albo po prostu miał nadzieję, że oznaczało to coś więcej.
Klara: Poczekaj, sprawdzę.
Napisała SMS-a, a po chwili wysłała kolejnego.
Klara: Jest w swoim łóżku. Śpi jak zabita. Nawet chrapie.
Wiedział, że nie powinien zaczynać z nią rozmowy, ale potrzeba kontaktu z nią była silniejsza.
Marek: Mam nadzieję, że się nie gniewasz na mnie za to, co się wydarzyło dzisiaj. Propozycja przyjazdu jest, oczywiście dalej aktualna. Obiecuję nigdy więcej nie dopuścić do takiej sytuacji.
Klara: Nie, nie gniewam się. Właściwie to wszystko było moją winą i to ja powinnam cię przeprosić. Przyjadę z Samantą na pewno. Masz to jak w banku.
Marek: Tylko ty i Samanta?
Klara: Ja i Samanta na pewno. Co postanowi Tadek, to już zależy od niego.
Marek: Jesteś pewna, że nie będziesz miała z tego powodu problemów?
Klara: Jestem pewna, że przestało mnie to martwić.
Po tej wiadomości postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Musiał wiedzieć, jakie ma możliwości, dlatego odważył się zapytać.
Marek: Klara, jest szansa, że kiedyś będziemy razem?
Klara: Obecnie niczego nie jestem pewna.
Marek: W takim razie chciałbym, żebyś wiedziała, że bardzo cię kocham i jestem gotowy czekać na ciebie, ile tylko będziesz potrzebowała czasu.
Klara: Wiem, zawsze to wiedziałam. Mogę ci tylko powiedzieć, że nigdy nie przestałam cię kochać, ale nie wiem, czy to coś zmienia w moim położeniu.
Marek: Mam nadzieję, że tak.
Klara: Nie wiem. Powinniśmy się przespać. Dobranoc, Marek.
Marek: Dobranoc, Kicia.
Miała rację, powinni się przespać, ale jego serce łomotało tak bardzo z ekscytacji, że zaśnięcie równało się z niemożliwym. Wciąż powtarzał w myślach słowa, które mu napisała „nigdy nie przestałam cię kochać". W tym momencie zrozumiał, że trzytygodniowa przerwa w spełnieniu seksualnym właśnie się kończy. Czuł, jak w jego lędźwiach buzuje płynąca krew. Wsunął rękę w swoje spodnie i zaczął się masturbować do momentu, w którym przeżył jedno z najlepszych uniesień, jakie miał od wielu lat, a następnie zasnął twardym snem, który od dawna u niego nie zagościł. Nie było to dla niego naturalne zachowanie. Nawet jako nastolatek te sprawy były załatwiane w nieco subtelniejszy sposób i nie były wynikiem nagromadzenia tak silnych emocji, pragnień i napięć. Teraz czuł, że pragnie się z nią kochać. Nawet jeśli tylko w jego marzeniach i nie miał poczucia winy za to, że zaspokoił się myślą o jej pięknym ciele. Może powinien, ale nie miał...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top