Klara: rozdział 29 - Przeprosiny

Położyła się na łóżku w ubraniach i tak zasnęła. Dokładnie w takim samym stanie obudziła się na drugi dzień. Z tą różnicą, że była przykryta kocem, a obok niej spał Tadeusz. Tak, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Jakby nie pokłócili się dzień wcześniej. Ostrożnie zsunęła się z łóżka, tak żeby nie obudzić męża i poszła na górę do sypialni córki. Chciała zabrać ją nad zalew i porozmawiać z nią jak z przyjaciółką o tym, jakie mają możliwości na to, by potoczyło się ich życie. Być może Samanta na osobności powie jej coś, co przechyli szalę w jedną bądź w drugą stronę. Może wykaże się większą otwartością na możliwość zmiany albo utwierdzi ją w absurdzie tego pomysłu.

Jednak, gdy przekroczyła próg pokoju córki, zobaczyła ją smacznie śpiącą i żal było jej zmienić ten stan, dlatego uznała, że upora się z tym sama. Pójdzie pożegnać się z miejscem, w którym jej życie stało się lepsze, a dzięki cudownemu mężczyźnie w jej brzuchu narodziło się życie i przeanalizuje, co powinna zrobić. W tym celu ubrała się wygodnie, ale nie chciała wracać do stylu kobiety, która tu przyjechała po siedemnastu latach. Chciała przypomnieć sobie o dawnej Klarze, która była pełna zapału i życia pomimo ciężkich przeżyć. Założyła na siebie czerwone, koronkowe stringi i stanik push-up z tego samego kompletu, bo chciała poczuć się seksownie jak kiedyś. Na to narzuciła prosty biały T-shirt z logiem dwóch rewolwerów otoczonych różami i nazwą zespołu Guns n' Roses, rockowa odsłona jej upodobań muzycznych. Na koniec wciągnęła na siebie proste, jeansowe szorty, które wciąż uważała za zbyt obcisłe i nieco przykrótkie, ale które naprawdę podkreślały jej krągłości oraz czerwone Vansy za kostkę i najciszej jak tylko potrafiła, wyszła z domu.

Był środek lata, więc nad zalewem było mnóstwo ludzi. Rodziny z dziećmi, roześmiani nastolatkowie, zakochane pary. Wszyscy cieszyli się słońcem i letnią wodą. Klara potrzebowała ciszy, której to miejsce nie zapewniało. Mimo to udała się do niewielki altanki na środku zalewiska, usiadła przy barierce, opierając głowę o drewnianą powierzchnię i zaczęła przyglądać się bawiącym się dzieciom. Zadała sobie w głowie pytanie: Czego ja chcę? Odpowiedź była oczywista. Chciała być z Markiem. Kochała go. Pragnęła. On i Samanta byli całym jej światem. Samanta, jej córka, była dla niej zagadką. Jej pragnienia były dla niej nieodgadnione. Mówiła jedno, robiła drugie, a myślała trzecie. Jednak jej szczęście było dla niej ważne, tak samo, jak jej własne, a nawet ważniejsze, dlatego nie mogła podjąć tej decyzji bez konsultacji z nią. Do tego był jeszcze Tadeusz, któremu obiecała, że będzie mu wierna i pozostanie z nim do końca. Szala jej dylematów była dokładnie pośrodku. Z jednej strony ona i Marek, z drugiej Samanta i Tadeusz. Czy na pewno jej córka była po stronie ojczyma? Z pewnością traktowała go jak swojego rodzonego ojca, ale ilekroć przychodziła do niej zapytać co dalej z ich życiem czekała na jej decyzję, bez narzucania swojej woli i tak naprawdę Klara nie wiedziała, czego pragnie jej dziecko.

Jej uwagę przykuł widok starszej kobiety bawiące się z małą dziewczynką. Budowały zamek z piasku i dziecko radośnie przynosiło w wiaderku babci wodę, by umocnić konstrukcję budowli. Dziadkowie. Nawet tego nie miała jej córka. Jej ojciec wyrzekł się jej, matka popełniła samobójstwo, a rodzice Tadeusza stawiali na piedestał dzieci Tomasza, młodszego brata jej męża i jego żony, Asi, w efekcie czego Samanta nigdy nie miała kochających dziadków. Jednak teraz była też mama Marka. Być może chciałaby zbliżyć się do wnuczki, ale tak naprawdę nikt nigdy nie dał jej ku temu okazji. Może wystarczyło zapytać ją, czy nie miałaby ochoty poznać Samanty. Tak, tak właśnie zrobi. Pójdzie i z nią porozmawia. Przecież nic nie ma do stracenia. Co najwyżej usłyszy odmowę.

Gdy zbliżała się do sklepu, zwolniła kroku, bo zobaczyła nie tylko Danielę stojącą z założonymi rękami w progu, ale również Marka idącego nieświadomie w tym samym kierunku i na domiar złego Samantę, która wybiegła, trzymając pod pachą czteropak piwa Warka. Klara poczuła wstyd za swoje dziecko, więc nie podeszła, by pytać o ich relacje rodzinne, ale po to, by przeprosić za zachowanie córki. Zbliżyła się do kobiety, która swoje piękne, kręcone włosy, pomimo że już siwe, spięła w ciasny kok.

– Przepraszam za nią. Nie wiem, co w nią wstąpiło. Ona ma różne głupie pomysły, ale nigdy nikomu nic nie...

– Nie przejmuj się – zaśmiała się Daniela, jakby nic się nie stało. – To tylko piwo. Kolega ją do tego nakłonił, dlatego udawałam, że nie widzę.

– Trzeba było zwrócić jej uwagę. Nawet jeżeli robiła to za czyjąś namową, to powinna mieć własny rozum. Nie tak ją wychowałam...

– Daj spokój. Nie przejmuj się. Nastolatki takie już są. Marek też mi wynosił piwo ze sklepu i wpisywał je na straty.

– Nic nie wynosiłem – usłyszała za plecami. – To są jakieś pomówienia.

Marek miał radosny głos. Obawiała się, że ich wcześniejsze spotkanie będzie dla niego bolesne i przez jakiś czas będzie to odchorowywał, ale teraz nic na to nie wskazywało, albo bardzo chciał przed nią to zamaskować. Ubrany był w jeansowe spodnie z paskiem z metalową klamrą, ciężkie skórzane buty i czerwoną koszulę z krótkim rękawkiem, na której na plecach i pod pachami były ciemniejsze plamy potu. Jego strój roboczy. Pracował. Tego Klara mogła być pewna.

– Przyszedłeś po... – zaczęła mówić jego matka, ale szybko jej przerwał.

– Nie! – zawołał i obdarzył matkę wzgardliwym uśmiechem, którego się po nim nie spodziewała w stosunku do rodzicielki. Skierował wzrok w jej kierunku, a jego uśmiech zmienił się w ciepły i pogodny. – Ślicznie wyglądasz – powiedział zadowolony. Nachylił się do niej, a jego ręka wsunęła się pod biały T-shirt i oparła na jej biodrze. – Fajne masz trampki – wyszeptał jej do ucha.

Klara dostrzegła tym razem pogardliwy uśmiech na twarzy jego matki i zrozumiała, że walczą między sobą. Ich niegdyś doskonała relacja opierająca się na wspólnym wsparciu nie była teraz obecna. Musieli nieraz pokłócić się o to, co wydarzyło się nad zalewem. Szczególnie musieli kłócić się o nią, dlatego nie chcąc być przyczyną nieporozumień między synem a matką, chwyciła za jego dłoń i delikatnie odepchnęła od swojego ciała. Nie protestował. Jego ręka bezwiednie opadła za jej plecami, ale nim znalazła się z powrotem obok jego nogi, delikatnie musnęła jej pośladek. Wiedziała, że nie zrobił tego przypadkowo, ale tym razem to ona nie zaprotestowała.

– Dziękuję – odpowiedziała tylko.

– A tak właściwie, to o czym sobie tutaj rozmawiamy? – zapytał pogodnie Marek, najwidoczniej nieświadomy całego zajścia.

– O Samancie – odparła ponuro, wciąż zawstydzona uczynkiem swojego dziecka.

– To znaczy...? – popatrzył na matkę, szukając u niej odpowiedzi.

– Nic wielkiego. Wdała się w ojca i wynosi piwo z mojego sklepu.

– Poważna sprawa – powiedział sarkastycznie – ale ja nie wynosiłem piwa z twojego sklepu.

– A kto zawsze zabierał w sobotę cztery piwa i szedł z Patrykiem na ognisko?

– Byłem pełnoletni, a ty mi nie płaciłaś. To piwo mi się należało, jako zadośćuczynienie – prychnął rozbawiony.

– Marek to nie jest śmieszne – wtrąciła się Klara, bo zrozumiała, że bagatelizuje tę sytuację na rzecz uszczypliwości puszczanych w kierunku swojej matki. Daniela nie widziała go siedemnaście lat, a on się z nią kłócił. Choć przy Klarze starał się obracać to w żart, to i tak było to widoczne. – Ona ma szesnaście lat i kradnie piwo, żeby upić się z kolegami. Nie można temu pobłażać...

– Rozumiem – przyznał ze smutkiem i zmarszczył brwi, gdy na nią spojrzał. – Jednak dopiero, co ją poznałem. Nie chcę być tym złym. Chcę, aby mnie lubiła.

– Nie musisz. Ja będę tą złą, choć też dopiero co się na mnie otworzyła i zaczęła mnie traktować jak przyjaciółkę, ale to ja ją wychowuję, nie ty. To mój obowiązek – powiedziała.

Opuścił głowę i poszurał butem po betonowej nawierzchni chodnika. Dobrze wiedziała, że sprawiła mu tymi słowami przykrość. Nie było jego winy w jego absencji podczas jej dorastania, ale tak niestety wyglądała rzeczywistość.

– Zapłacę za to piwo, pani Danielo – dodała, nie chcąc przedłużyć tej niezręcznej rozmowy, ale usłyszała protesty z obydwu stron.

– Nie trzeba! – zawołała nagle starsza kobieta.

– Nie będziesz za nic płacić! – oburzył się Marek.

– Ale chciałabym, jakoś wynagrodzić... – próbowała nalegać, ale jej przerwał.

– Napij się ze mną piwa i będziemy kwita! – Uśmiechnął się uwodzicielsko.

– Marek... – ostrzegła go srogo matka przed konsekwencjami takich propozycji, ale ona ją zaskoczyła swoją odpowiedzią.

– Dobrze – zaświergotała, jak nastolatka, a on uśmiechnął się zadowolony i wbiegł do sklepu.

– Klara, on chce...

– Wiem, czego on chce – odparła i podążyła wzrokiem za pośpiesznie wychodzącym ze sklepu Markiem, który trzymał w jednej ręce cztery butelki jabłkowego piwa Somersby.

– Chodźmy – wydyszał jak rozpędzony parowóz.

– I dalej wynosisz mi ze sklepu... – odezwała się z pretensją matka.

– Zapłaciłem twoje faktury!

– Nie musiałeś... – powiedziała zaskoczona tym faktem.

– Widziałem je. Uwierz mi. Musiałem.

Machnął jej na pożegnanie, a ona niepewnie podniosła rękę. Miała na twarzy wypisaną troskę. Klara chciała jej wszystko wytłumaczyć, ale nie wiedziała, co mogłaby tak naprawdę powiedzieć. Nic, co przyszło jej do głowy, nie było odpowiednie. Zamiast tego odwróciła się i poszła razem ze swoim ukochanym.

– Gdzie spożyjemy ten zacny trunek? – zaśmiał się, podnosząc rękę z butelkami piwa.

– Miałam nadzieję, że u ciebie w domu... – przyznała Klara i wsunęła ręce do kieszeni jeansowych szortów.

Spojrzał na nią zaskoczony, bo nie spodziewał się po niej tak śmiałej propozycji. Ona zaś uśmiechnęła się do niego kokieteryjnie i wtuliła swój bark w jego ramię. Od razu zrozumiał, o co jej chodzi, więc bez zbędnych pytań objął ją w pasie i ostrożnie wsunął dłoń pod jej bluzkę, tak jak chciał to zrobić na początku ich spotkania. Tym razem go nie odepchnęła, choć zdawała sobie sprawę z tego, że mama Marka dostrzegła ten gest i pewnie nie była nim zachwycona.

Gdy weszła po raz drugi w swoim życiu do domu Danieli Modliszki, poczuła coś na kształt melancholii za tym miejscem. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo za nim tęskniła. Domem, gdzie pierwszy raz w życiu poczuła się jak u siebie. Do tego wnętrza pomieszczeń w ogóle się nie zmieniły, jakby zatrzymały się w czasie.

– Wstawię je do lodówki, żeby się schłodziły. – Marek wyminął ją, otworzył lodówkę i schował butelki piwa. – Chcesz może herbaty? – zapytał i sięgnął po czajnik elektryczny, nieznaczny akcent nowoczesności.

– Chcę, ale daj... – Podeszła do niego i wyciągnęła mu z rąk czajnik. – Ja zrobię herbatę, a ty zmień koszulkę, bo się zgrzałeś.

Podeszła do zlewu i odkręciła wodę, żeby napełnić czajnik. Wtedy poczuła, jak ostrożnie odsuwa jej włosy z ramienia, nachyla się nad nią i całuje ją w szyję.

– Dziękuję – wyszeptał.

– Za co mi dziękujesz? – Odwróciła się i zobaczyła, że stoi przed nią bez koszuli. Podobało jej się jego ciało, ale nie była jeszcze gotowa na ten krok.

– Dziękuję, że tu jesteś.

Dotknęła jego nagiej piersi, pogłaskała jego włosy na torsie, a wtedy poczuła, jak mocno bije mu serce. Był gotowy, żeby się z nią kochać, ale ona potrzebowała czasu.

– Proszę cię, załóż koszulę – powiedziała łagodnie i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Skinął głową na zgodę i poszedł po schodach do pokoju na górze.

W tym czasie Klara zdążyła zrobić herbatę dla niego i zaparzyć sobie kawę. W nastoletnim odruchu, który zawsze denerwował Tadeusza, usiadła na stole kuchennym i zaczęła pić swój gorący napar. Jednak kiedy zszedł na dół w rozpiętej koszuli, przypomniała sobie, że nie jest to jej dom i nie powinna sobie pozwalać na wchodzenie na meble, dlatego ostrożnie zsunęła się z powrotem na ziemię. Bez słowa podszedł do niej. Chwycił ją jedną ręką w pasie, a drugą za nogę i z łatwością, jakby była lekka jak piórko, posadził ją z powrotem na blacie. Objęła jego biodra udami, a on nachylił się do niej, chcąc ją pocałować, ale chwyciła poła jego koszuli i zaczęła zapinać mu guziki. To sprawiło, że pochylił głowę zawiedziony i bez słowa sięgnął po kubek z herbatą. Upił duży łyk, od którego otworzył szeroko oczy i z wyrazem bólu na twarzy odłożył kubek z powrotem na stole.

– Uważaj, jest gorąca.

– Poczułem – zaśmiał się.

Spojrzał na nią, nie wiedząc, co powinien zrobić dalej. Pozostawał w objęciach jej nóg, ale ona nie pozwalała mu zainicjować nic więcej, dlatego tylko stał w milczeniu.

– Marek, nie powinieneś kłócić się z mamą. Masz tylko ją i chciałabym, żeby Samanta miała z nią kontakt.

– Ona zachowuje się tak, jakby nie chciała mieć kontaktu z Samantą. Denerwuje mnie, bo mówi mi, jak powinno wyglądać moje życie, a sama robiła, co chciała i nie pytała mnie o zdanie. Chciałbym, żeby było inaczej, ale ona chyba nie potrafi – wyjaśnił, a w jego głosie słychać było rzeczywisty smutek.

– Marek, spróbuj ją zrozumieć.

– Tu nie ma co rozumieć. To jej wnuczka, jedyna. Od kilku lat mnie naciska, żebym się ustatkował, bo chciałaby mieć wnuki, a ją odtrąca. Nie pozwolę jej na to. Kto tak się zachowuje? – upierał się i patrzył na nią, jakby powinna była go zrozumieć i poprzeć w jego ocenie.

– Marek, nie wiem, jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji... – zaczęła niepewnie. Zaskoczył się tym stwierdzeniem i popatrzył na nią zaciekawiony tym, co miała na myśli. – Ona dowiedziała się o ciąży w nietypowych okolicznościach. Do tego na drugi dzień wyjechałeś i nawet nie miała okazji z tobą porozmawiać. Mnie też już więcej nie widziała. Nawet nie miała gwarancji, że urodziłam. Może łatwiej jej było nie zastanawiać się nad tym, co się ze mną i dzieckiem stało. Może jej dystans jest spowodowany czymś innym niż niechęcią do Samanty. Nikt tak naprawdę jej nie zapytał, czy chce ją poznać, a sama może nie czuje się upoważniona, by ją zagadywać. W poniedziałek wracamy do Białegostoku, a ty wracasz do Londynu i nikt jej nie daje gwarancji, że teraz nie widziała wnuczki po raz ostatni. Może to jest jej sposób na zniwelowanie bólu, bo jak jej nie pozna, to nie będzie za nią tęsknić. Próbowałeś pomyśleć o tym w ten sposób?

Marek przyglądał jej się w milczeniu. Głośno przełknął ślinę, gdy skończyła mówić. Otworzył buzię po to, tylko żeby ją zamknąć. Analizował jej słowa, a właściwie już wiedział, że miała rację.

– Może jutro, zanim wyjedziecie, przyjedziecie do nas, to będą mogły się poznać. Porozmawiam z matką, to może...

– Dobrze – przerwała mu i zeskoczyła ze stołu.

W tym celu musiała przylgnąć do jego ciała, co sprawiło, że cały zesztywniał, ale zaraz po tym wyminęła go, więc ponownie obejrzał się na nią zawiedziony.

– Na górze jest twój pokój? – zapytała zaintrygowana.

– Tak – odparł niepewnie.

– Chcę go zobaczyć. Ty widziałeś mój, ja chcę zobaczyć twój! – oświadczyła i wbiegła schodami na górę.

Zatrzymała się przed drzwiami i zaczekała na Marka, który szedł za nią.

– Luksusów się nie spodziewaj.

– Zmienił się coś od czasów twojego wyjazdu?

– Nie – zaśmiał się. – Moja mama uczyniła z niego sanktuarium. Nawet papierek po gumie został tam, gdzie go położyłem. Chyba nawet go przecierała z kurzu.

Otworzył przed nią drzwi i przepuścił w progu, a jej oczom ukazał się niewielki pokój na poddaszu. Rozłożona wersalka z niebieską, świeżą pościelą z kory w morskie akcenty. Stolik nocny ze starodawną lampką. Niewielka szafa i spora komoda z dużym lustrem, a przy łóżku niski regał z książkami. Z rzeczy, które dopiero co się tu pojawiły, była to otwarta walizka i trzy koszule oraz pokrowiec na marynarki zawieszone na wieszakach na drzwiach szafy. To, co Klarę zaskoczyło to brak jakichkolwiek plakatów czy czasopism świadczących o jego upodobaniach. Rozejrzała się i usiadła na łóżku. Zobaczyła, że Marek skrępowany stoi w progu, jakby niepewny czy może dołączyć do niej podczas zwiedzania.

– Gdzie trzymałeś „świerszczyki"? – zaśmiała się i zajrzała pod wersalkę, chcąc go rozśmieszyć.

– Nie trzymałem – odparł poważnie, ale wąsy z prawej strony twarzy się lekko uniosły.

– Nie oglądałeś „świerszczyków"?

– Nie. – Pokiwał przecząco głową.

– To gdzie masz plakat Pameli Anderson albo Cindy Crawford?

– Nie mam – odpowiedział z coraz większym rozbawieniem.

– To kto był obiektem twoich nastoletnich westchnień podczas nocnych masturbacji? – zapytała i wybuchła śmiechem.

– Była taka jedna, ale nie było jej na plakatach. – Uśmiechnął się.

Klara zrozumiała, że tak jak ona myślała tylko o nim podczas sytuacji intymnych, tak on też wyobrażał sobie ją w takich momentach.

– Ciężko mi tutaj stwierdzić nawet jaką muzykę słuchałeś w tamtych czasach... – powiedziała z żalem.

– Nirvanę, Aerosmith, Pink Floyd i Guns n' Roses. – Wskazał ręką na jej koszulkę. – Jeśli chcesz coś wiedzieć, o moich faktycznych zainteresowaniach z tamtych czasów, to za sobą masz wszystko na ten temat. Lubiłem czytać.

Odwróciła głowę i spojrzała na regał z książkami. Pozycje, jakie tam znalazła, wprawiły ją w oniemienie. „Wojna i pokój", „Anna Karenina" Tołstoja, „Zbrodnia i Kara" Dostojewskiego, „Oliver Twist", „David Copperfield" oraz „Klub Pickwicka" Charlesa Dickensa, „Polowanie na Czerwony Październik" Toma Clancy'ego, „Wyspa skarbów" Roberta Stevensona, „Tajemnicza wyspa", „Dzieci kapitana Granta", „W 80 dni dookoła świata" Juliusza Verne i wiele innych z klasyki literatury światowej.

Nie były to książki, które czytał przeciętny nastolatek. Ona sama, mimo że była wzorową uczennicą, wiele z nich znała tylko ze słyszenia i w życiu nie odważyłaby się wziąć ich do ręki. Uklękła na kolanach na jego łóżku i z otwartą buzią zaczęła przeglądać tytuły na jego regale z książkami. Była pełna podziwu dla jego intelektu.

– Marek, przeczytałeś to wszystko? – wymruczała z nabożną czcią w głosie.

– Moja ulubiona to ta Hermana Melville'a – powiedział i stanął tuż za nią.

Ostrożnie wsunął rękę pod jej bluzkę i zaczął głaskać ją po plecach. Gdy przesuwał palcami wzdłuż jej kręgosłupa, czuła przyjemne ciarki na całym ciele. Pomimo że zazwyczaj w takich sytuacjach miała obawy, a przed oczami stawały jej brudne kafelki barowej toalety, to teraz miała poczucie komfortu, bo przyjemność, jaką jej dawał ukochany, całkowicie niwelowała poczucie strachu.

Spojrzała na półkę, szukając wybranej pozycji, ale nie potrafiła skojarzyć autora z żadną ze znanych jej książek.

– On napisał... – zaczęła niepewnie, a Marek najwidoczniej domyślając się, że nie zna odpowiedzi, dokończył za nią.

– „Moby Dicka".

– To jest o wyprawie wielorybniczej, tyle wiem – przyznała niechętnie i poczuła, że jej licealna piątka na maturze była zupełnie niezasłużona.

– Nie do końca – powiedział, a jego druga ręka włączyła się do pieszczot, dotykając jej bioder, ud i pośladków. – Jest o dorastaniu. Stawaniu się mężczyzną i podążaniu za marzeniami. Nawet jeśli są nieuchwytne i doprowadzają do naszej zguby, bo w życiu nie chodzi o to, by osiągnąć cel podróży, ale o to, by się nie poddawać w dążeniu do jego osiągnięcia.

Klara przekręciła głowę i spojrzała na niego, zastanawiając się, jak to możliwe, że zdecydował się ukończyć tylko zawodówkę. Czy naprawdę potrzeba zdobycia pieniędzy musiała u niego przewyższyć nad intelektualnym spełnieniem? I jak bardzo musiał czuć się samotny w otoczeniu ludzi, z którymi nie mógł na ten temat porozmawiać. Ona sama była go w stanie jedynie wysłuchać i podziwiać, nie wnosząc nic poza swoją uwagą. On jednak bardziej skupiał się na jej pośladkach niż na tym, czy go słuchała. Obserwował jej ciało, jakby nigdy wcześniej nie widział niczego równie pięknego.

– Marek... – wyszeptała, gdy zrozumiała, że być może nigdy nie poczuje się w pełni gotowa, by zdradzić męża, ale też nigdy nie poczuje się bardziej pożądana i kochana, niż w tym momencie. Zatrzymał się i chwycił ją zdecydowanie za biodra. Popatrzył w jej kierunku, a gdy zorientował się, że ich wzrok się spotkał, oświadczył z powagą:

– Klara, chcę się z tobą kochać. Chcę, żebyś mi się oddała. Nie do połowy. Nie chcę, żebyś się wycofała w trakcie. Zróbmy to. Proszę cię. Zgódź się...

Wysunęła się z jego objęć, odwróciła się i usiadła na łóżku. Zobaczyła w jego oczach zawód, gdy uznał to za odmowę.

– Dobrze, zróbmy to – Uśmiechnęła się do niego, lekko rozkładając nogi. Z początku nie zrozumiał, bo nie poruszył się nawet o minimetr. – Poważnie mówię. Zróbmy to.

Wyciągnęła w jego kierunku rękę, żeby go zachęcić do przybliżenia się. Wyglądał, jakby teraz to on się wahał, ale jego niedowierzanie nie trwało długo, bo gdy tylko dotknął koniuszków jej palców, obudziło się w nim pożądające spełnienia zwierzę. Ułożył się między jej nogami, przywarł do niej całym ciałem i zaczął całować z namiętnością godną najlepszych francuskich kochanków. Klara zrozumiała, że zaraz przeżyje najbardziej intensywny stosunek w swoim życiu i miała nadzieję, że uda jej się za nim nadążyć i sprostać jego oczekiwaniom.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top