Samanta: rozdział 23 - Prawdziwy przyjaciel (cz.2)
Stała tak jeszcze przez chwilę, aż postanowiła zebrać swoje rzeczy z ławki i udać się w inne miejsce. Jeszcze nie wiedziała jakie, ale miała ochotę coś zjeść i napić się czegoś ciepłego. Kawiarnia, do której chodził Damian odpadała, bo właśnie skończył się jego trening i z pewnością natrafiłaby na niego, a wolała uniknąć niezręcznej sytuacji. Poza tym kelnerka patrzyła na nią z góry. Głupia cheerleaderka, leciała na niego. Opatuliła się szczelniej płaszczem i zarzuciła niewielki skórzany plecak na ramiona, a następnie z opuszczoną głową, ruszyła wąską ścieżką do wyjścia z ogrodu botanicznego. W bramce zrobił się niewielki tłok, więc zaczęła się przeciskać między ludźmi, aż poczuła na ramieniu czyjś dotyk. Popatrzyła zaskoczona przed siebie i zobaczyła dobrze znaną jej twarz Benjamina Montgomerego, zwanego również Benem. Uśmiechnął się szarmancko swymi białymi jak śnieg zębami i w bardzo krępujący sposób, bo nazbyt czuły, uniósł jej brodę do góry.
– Zaraz walniesz nosem o ziemię! – Zaśmiał się. – Chyba, że umyślnie szłaś, aby się do mnie przytulić!
– Nie, wybacz Ben. Nie patrzyłam... – odparła zakłopotana.
– Właśnie widzę! Co tu robisz?
– Lubię czasem tu posiedzieć, a ty?
– Przechodziłem tędy – wyjaśnił lakonicznie i w charakterystyczny dla siebie sposób zmienił temat na taki, który nie zmuszał go do opowiadania o sobie. – Wybierałaś się gdzieś konkretnie?
– Chciałam coś zjeść i wypić kawę... – odpowiedziała nieśmiało, ale on tylko bardziej się rozweselił i objął ją ciepłym ramieniem.
– W takim razie, zapraszam cię na randkę!
Poprowadził ją ulicami w stronę dobrze znanej restauracji, w której zawsze wspólnie z kolegami spędzał czas po treningu. Gdy to zrozumiała, zatrzymała się niepewnie przed drzwiami wejściowymi.
– Nie ma tam...? – zapytała zakłopotana.
– Nie – odparł, od razu rozumiejąc jej wątpliwości. – Damian ostatnio nie spędza z nami czasu. Izoluje się, to niedobrze. Philippe z żoną poszli do domu, bo mama Glorii nawiozła im tony jedzenia, a Czad i Luis wykorzystali okazję, żeby się ulotnić. Możesz być spokojna.
Skinęła głową i weszła przez otwarte drzwi, a wewnątrz rozległ się gwar i dźwięk dzwoneczka przymocowanego nad wejściem. Usiedli w ich stałym miejscu, choć tym razem nie zajmowali wszystkich stolików, a tylko jeden. Samanta ściągnęła płaszcz i sięgnęła do plecaka po portmonetkę.
– O nie! Traktuj to jako randkę. Ja stawiam! – zażartował Ben i przywołał ruchem ręki, dobrze znaną im kelnerkę.
– Cześć, Ben! – zawołała uradowana, a w jej stronę posłała niespodziewany uśmiech. – Co wam podać?
– Dla mnie Americanę i angielskie tosty, a dla Samanty...
– ...latte z sojowym mlekiem i sałatkę z awokado – dokończyła za niego.
– Dokładnie! – potwierdził chłopak.
Kelnerka odeszła, kokieteryjnie potrząsając głową, a ona zmrużyła zaskoczona oczy, bo nie do końca rozumiała, co stoi za odmianą zachowania dziewczyny.
– Co to było? – zapytała szeptem kolegę.
– A co miało być? – odpowiedział pytaniem, rozbawiony jej zachowaniem.
– Była miła... Zazwyczaj patrzy na mnie, jakby chciała mi oczy wydłubać.
– Najwyraźniej zmieniła zdanie.
– O czym mi nie mówisz? – dociekała, bo wiedziała, że coś jest na rzeczy, ale on tylko wzruszył beztrosko ramionami i spokojnie zaczął jej tłumaczyć.
– Kobiety mają taką niezdrową tendencję do obwiniania się nawzajem. Jak widzą fajną parę, to zaczynają dostrzegać wszystkie wady dziewczyny w tym związku i idealizować chłopaka. Z czystej zazdrości, bo "ona ma, a ja nie". Do momentu, aż facet sprawi, że zacznie go inaczej postrzegać...
– No tak, ale nie rozumiem... – przyznała, a on mlasnął, jakby z lekkim poirytowaniem.
– Nie obraź się, ale wyglądasz, jakby cię autobus rozjechał. Chodzisz smutna i posępna, garbisz się... a Damian zachowuje się jak ostatni debil... Dziękuję, Sue... – przerwał swoją wypowiedź, bo kelnerka przyniosła im kawę i postawiła koszyczek ze sztućcami. Jednak tylko, gdy się oddaliła, zaczął mówić dalej: – Gdy przyszliśmy tu ostatnio Sue była dla niego wyjątkowo miła i niby przypadkiem zapytała o rozstanie z tobą, a on się wściekł i kazał jej się od siebie odczepić. Zrobił to w bardzo niekulturalny sposób, choć w pełni go rozumiem. Teraz Sue musi postrzegać cię przez pryzmat ofiary...
– Damian nigdy mnie źle nie potraktował... to ja... – zaczęła go niezgrabnie tłumaczyć.
– Mi tego nie musisz mówić, Damian ze mną rozmawiał na ten temat... a przynajmniej ja próbowałem rozmawiać z nim, ale jak mówiłem, on się separuje.
Po chwili na ich stoliku pojawiło się jedzenie i przez kilka pierwszych kęsów zapanowała cisza, którą postanowił przełamać Benjamin. Łykając kęs chleba z jajkiem, spojrzał na nią badawczo i zapytał:
– Możesz mi powiedzieć: dlaczego?
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Tak, dlaczego od niego odeszłaś? To zrujnowało was oboje. Nie widzę żadnych plusów tej decyzji. Ty tęsknisz za nim, a on za tobą... Dlaczego?
Nie spodziewała się, że ich rozmowa zejdzie na ten tor. Być może została zaproszona na lunch tylko po to, by pomóc przyjacielowi z grupy biegaczy, a może Ben szukał odpowiedzi na trapiące go samego pytania. Sam był zagorzałym singlem i nie kochał nikogo na poważnie. Może chciał zrozumieć istotę miłości, a właściwie jej kruchości, żeby samemu nie ulec takiej pokusie. Nie była pewna, ale jej osobiste przekonania były na tyle silne, że nie bała się ich wyrażać.
– Po pierwsze to Damian mnie notorycznie okłamywał i zawsze miał jakąś tajemnicę. Niby nic, ale kumulowały się i stworzyły ostatecznie dysonans w naszym związku, a po drugie, to jesteśmy spokrewnieni na tyle blisko, a teraz wiemy, że jeszcze bliżej, że uniemożliwia to nam świadome decydowanie się na zakładanie rodziny bez ryzyka kumulacji wad genetycznych. Nie będę ryzykować posiadania chorych dzieci tylko dlatego, że mam taką zachciankę. To egoizm.
– Mhm... – mruknął i wsunął do ust ostatni kęs tosta, a następnie otrzepał dłonie z okruchów.
– Co "mhm"? – zapytała, lekko oburzona jego zachowaniem.
– Mhm... nie, nic – odparł, wzruszając ramionami.
– Jak chcesz coś powiedzieć, to mów, a jak nie to zapłacę za siebie i wrócę do swoich zajęć.
– OK. Powiem, ale żeby było jasne, to ja zaprosiłem cię na śniadanie i mówiąc, że za ciebie zapłacę, nie chcę, byś obrażała mnie, wyciągając portfel, jasne?
– Jak sobie życzysz.
Tym razem to ona wzruszyła obojętnie ramionami.
– No to, OK. Uważam, że zachowujesz się jak małe dziecko. Nastolatki mają w zwyczaju krzywdzić siebie, aby zwrócić na siebie uwagę. Taki Chad na przykład. Ułożył się, dopiero jak znalazł kochającą matkę. Wcześniej ćpał i imprezował. Nawet nie potrafił zaakceptować własnej orientacji, więc prawdopodobnie miał więcej kobiet ode mnie... Absurdalne zachowanie. Przecież nikogo nie obchodził, więc kogo tym ranił? Tylko siebie i po co? By udowodnić sobie, że jest nic nie wart, tak jak mu wmawiało otoczenie? Swojej obecnej matce też przysporzył kłopotów i zmienił się, dopiero gdy zrozumiał, że dla niej jest kimś ważnym. Ona całkowicie mu się poświęciła, rezygnując praktycznie z siebie, ze swojego szczęścia. Myślisz, że jest samotna z wyboru? Jest piękną kobietą, ale nie opuści syna... Nawet wtedy, gdy on opuści ją. Chad to wie i kocha ją za to...
– Co to ma wspólnego ze mną? – zapytała, bo miała wrażenie, że przestał mówić o niej, a zaczął zbiegać na zupełnie inny tor.
– To, że twoje zachowanie nie ma na celu ochronić twoich genów, ani nie jest powodowane jakimiś kłamstewkami Damiana. Zresztą, do których miał prawo, bo nie ma obowiązku spowiadać ci się z każdej chwili i decyzji w swoim życiu. Związek polega na zaufaniu, a nie na kontroli...
– Spec od związków się znalazł! – przerwała mu i ofuknęła się, ale on ją zignorował i mówił dalej.
– Twoje zachowanie to typowa próba zwrócenia na siebie uwagi. Rodzice ci czegoś nie powiedzieli, czujesz się odtrącona, chłopak cię okłamał... życie Samanta! Ty zaś postanowiłaś zniszczyć całe swoje szczęśliwe życie, aby pokazać wszystkim w koło, jaka jesteś nieszczęśliwa i wmawiasz sobie te wszystkie bzdury, bo tak jest ci łatwiej. Zamiast przyznać się, że masz szczerą i wielką nadzieję, że rodzice zmienią całe swoje życie dla ciebie, aby pokazać ci, że jesteś dla nich najważniejsza. Chcesz ich unieszczęśliwić tak, jak sama się unieszczęśliwiasz. Wychowałem się w domu, gdzie zamiast miłości jest terytorium wojny o władzę i wpływy. Nie funduj tego własnym braciom. To nic fajnego i zacznij być dorosła. Nie rób z siebie ofiary, którą nie jesteś. Nikogo to nie obchodzi, co robią twoi rodzice w zaciszu swojego domu, więc nie epatuj tym we własnym życiu i zacznij sięgać po to, co sprawia radość tobie. Takie mam zdanie. Dorośnij.
– OK. – Pokiwała głową niezadowolona. – Twoje zdanie. Ono też nikogo nie interesuje i chyba tata o jeden raz za dużo uderzył cię w głowę.
To miała być złośliwość, ale on tylko wybuchnął gromkim śmiechem i przytaknął twierdząco.
– Może tak być! – zażartował. – Nie przyszliśmy tu rozmawiać o sprawach egzystencjalnych. To miała być randka! Więc może zacznijmy od początku... Powiedz mi, jaki dobry film ostatnio oglądałaś?
– "Lot nad kukułczym gniazdem" – odpowiedziała z powagą, a Ben zrobił duże oczy.
– Ambitny!
– Oglądałam go po raz dwudziesty pierwszy i być może świruję, ale zaczęłam go rozumieć!
– Bardzo prawdopodobne! Niestety ja mogę się tylko pochwalić, że po raz setny oglądałem "Crazy stupid love" z Ryanem Goslingiem! – Zaśmiał się.
– Lubisz komedie romantyczne? – zdziwiła się. – Nie uważasz, że są infantylne i głupie?
– Lubie wierzyć, że niektórzy znajdują swoje szczęście i mam nadzieję, że i ja się doczekam.
– Nie sądziłam, że jesteś romantykiem.
– Wielu rzeczy o mnie nie wiesz!
Od tego momentu już tylko rozmawiali o rzeczach przyjemnych. Śmiali się i żartowali. Ben był wygadany i otwarty, choć zawsze wydawał jej się mrukliwy. Zrozumiała, na czym polega jego urok i co widzą w nim te wszystkie, uganiające się za nim dziewczyny. Potrafił dobrze słuchać i był dobrym przyjacielem. Po spędzonym z nim przedpołudniu czuła z nim niezwykłą bliskość. Mogła się wręcz oszukiwać, że nie przeżywa ostatnio spadku emocjonalnego. Poczuła się jak zwykła, naiwna nastolatka, którą kiedyś była. Odzyskała cząstkę siebie, o której zapomniała. On zrezygnował dla niej z wykładu o makroekonomii, a ona z zajęć praktycznych z filozofii. Chociaż na nie i tak nie planowała chodzić, bo dogadała się profesorem, że zrobi projekt indywidualny na zaliczenie, gdy okazało się, że żadna z grup nie chce jej przyjąć. Teraz to nie miało znaczenia, nic nie miało znaczenia. Czuła się tak, jakby to była prawdziwa randka i być może właśnie dlatego popełniła taki niewybaczalny błąd.
Gdy Ben opłacił rachunek i postanowił ją odprowadzić pod katedrę, gdzie miała mieć wykład i nachylił się, aby ją przytulić, niepostrzeżenie dla nich obu, przyłożyła usta do jego ust i delikatnie go pocałowała. Wyprostował się i ostrożnie odsunął od niej. Nic nie powiedział, ale jego mina mówiła sama za siebie, a wzrokiem unikał kontaktu z nią.
– Przepraszam... – zdołała jedynie wydukać, gdy zrozumiała swoją pomyłkę.
– Nie przepraszaj, nic się nie stało... – odparł niepewnie i chciał odejść, wciąż na nią nie patrząc.
– Przepraszam, Ben... Ja się pomyliłam... Myślałam...
– Sam! – Chwycił ją za ramię i dopiero wtedy spojrzał jej prosto w oczy. – Uspokój się. Udawajmy, że nic się nie stało. Nie jesteś w moim guście i jesteś narzeczoną mojego przyjaciela, a ja nie jestem spełnieniem twoich marzeń. Nie oszukujmy się. To spotkanie to była pomyłka. Moja i bardzo cię za to przepraszam, a teraz wracaj na zajęcia, a ja wrócę do swoich zajęć. Żegnaj.
Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem odszedł. Stała tak jeszcze chwilę, oszołomiona, nie potrafiąc wyjść z szoku, pozostawionym po wstydzie, jaki sobie przysporzyła i czuła, jak do jej gardła napływa gorycz z nabierających w jej oczach łez. Sięgnęła po telefon i wybrała numer Patryka.
– Cześć, co tam? – usłyszała radosny głos przyjaciela jej ojca.
– Przyjedź po mnie! Nie chcę tu być! Było za wcześnie... za wcześnie! Nie chcę tu być... przyjedź po mnie, proszę! – lamentowała w słuchawkę, ale Patryk był zaskakująco milczący. – Jesteś tam?
– Jestem, ale jestem szoferem Dawida, nie twoim. Moim zadaniem jest zawozić cię na zajęcia, bo mogę przy okazji zabrać Martynę, ale w ciągu dnia mam inne obowiązki. Teraz Dawid jest na spotkaniu, a ja razem z nim. Odebrałem tylko dlatego, że aktualnie mam chwilę wolnego, ale nie mogę po ciebie przyjechać. Zadzwoń do Marka, załatwi ci kogoś...
– Pierdolę mojego ojca i jego łaskę! Ty też się wal! – krzyknęła w słuchawkę i się rozłączyła. Wybrała numer taksówki i cała we łzach i nerwach ponownie zaszyła się w zaciszu swojego mieszkania... Mieszkania jej ojca...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top