Samanta: rozdział 17 - Azymut Australia! (cz.6)

Dzień 15. W drodze do Kapsztadu.

Obudziło ją lekkie potrząsanie barkiem. To był nowy i nieznany dotyk, nie potrafiła go zidentyfikować. Silny, ale delikatny. Trochę nerwowy. Otworzyła oczy i spojrzała na wystraszonego Philippe.

– Obudź się, Damianowi coś się stało!

Nie spali ze sobą od kilku dni. GG i Tymon zajmowali ich sypialnię. Chciała nawet protestować, ale jej narzeczony zaśmiał się i przypomniał jej, jak to było z nimi, gdy przyjechała za pierwszym razem do Damiana w odwiedziny. Zresztą za każdym razem, gdy odwiedzała go w Gorzuchowie ich relacja była intensywna, bo byli stęsknieni siebie. Nie było sensu odmawiać teraz tego koleżance i jej nowemu chłopakowi, tym bardziej że zapowiadało się na coś poważnego. Teraz jednak nie zaprzątała sobie tym głowy, dotarły do niej słowa kolegi i spojrzała na niego pytająco.

– Jak to "coś się stało"?

– Nie wiem... Miota się przez sen i nie mogę go obudzić. Wygląda to na jakiś atak...

– Nie, to koszmar... Ma je od dawna... – powiedziała i pośpiesznie wstała z łóżka. – Zostań tu, ja do niego pójdę i mu pomogę.

– Dlaczego...? – zaczął niepewnie, ale zbyła go ruchem ręki.

– Nie mogę mówić...

Pozostawiła Philippe razem z Glorią w pokoju. Zapomniała mu powiedzieć, że około piątej nad ranem koleżanka wstanie do toalety i musi być gotowy na nieprzychylną reakcję z jej strony. No nic, być może upora się z tym i wróci do pokoju, więc pruderyjna Gloria, która śpiąc, wyglądała mało skromnie, bo długą ciemną nogę wyciągnęła spod kołdry, a czerwone spodenki z poliestru podwinęły się, ukazując połowę jej nagiego pośladka, nie zrobi awantury. Odsłaniała również nagie ramię, z którego zsunęło się ramiączko letniej piżamy. Phil nie zwracał na to uwagi. Usiadł na łóżku Samanty i przetarł rękami twarz. Trzeba było przyznać mu jedno, był gentlemanem.

Wewnątrz ciasnej kajuty chłopaków Damian spał na dole piętrowego łóżka ułożonego w literę L, tak że nogi jednego z pasażerów znajdowały się w luce pod głową drugiego.Niezbyt wygodny układ, ale małe pomieszczenie nie pozwalało na więcej, a do tego łóżka były nieco węższe niż u dziewczyn. Nie miała czasu się rozglądać. Damian wyglądał, jakby naprawdę dostał jakiegoś ataku. Ręce miał pozaciskane w pięści, a na purpurowej twarzy wychodziły mu ciśnieniowe żyły. Jęczał i płakał. Od razu przywarła do niego klatką piersiową i zaczęła go głaskać po włosach.

– Już dobrze, kochanie, jestem przy tobie... – szeptała mu do ucha.

Sama nie wie, jak długo to trwało, ale czuła się już wyczerpana, a jej starania nie przynosiły efektu. Nie wiedziała dlaczego. Zazwyczaj pomagało, teraz jakby nie zdawał sobie sprawy z jej obecności lub jego sen był zbyt głęboki, by mogła do niego dotrzeć. Uniosła oczy ku górze i chciała prosić Boga, w którego nie wierzyła o pomoc, bo był to jego Bóg i nim mógłby się zainteresować...

– Możesz mu pomóc... – usłyszała głos za sobą i odwróciła się gwałtownie, bo miała krępujące uczucie, że głos zbytnio ingerował w jej osobę. Rozejrzała się po pokoju i ujrzała cień kobiety w kącie, który falującym krokiem podszedł do łóżka na górze i bez problemu usiadł na nim po turecku. Wyglądała zupełnie jak jej mama, ale dobrze wiedziała, że nią nie była. Miła na sobie zwiewną męską koszulę i chyba nie nosiła bielizny. Czuła, że powinna się jej obawiać, ale jej zmarła ciotka powiedziała coś, co było dla niej ważne.

– Jak? – zapytała przerażona.

To nie takie trudne, jak myślisz... Możesz zobaczyć jego sen i sprawić, by był lepszy...

– Jak? – ponagliła ją ostro.

Kornelia uśmiechnęła się tylko, jakby nie lubiła, gdy jej przerywano i skinęła lekko głową.

– Skup się na jego oddechu...

– On krzyczy!

– Zamknij oczy i skup się na tym, jak oddycha. Pomyśl, że jesteś częścią tego oddechu. Poczuj, jakbyś wchłaniała jego uczucia...

– Dobrze... – Samanta odetchnęła ciężko i spróbowała się skoncentrować.

– Nie denerwuj się... może to chwilę potrwać...

Słuchała jego spazmatycznego dyszenia. Czuła, jak jego ciało się trzęsie, jak woła o pomoc. Zamknęła oczy, więc wszędzie panował mrok. Zaczęła obawiać się, że tylko się łudzi, gdy nagle zobaczyła promyk światła. Jasną, żółtą kreskę. Spojrzała w jej kierunku i zrozumiała. Otworzyły się przed nią drzwi, a w utworzonej szparze pojawił się cień. Smukły mężczyzna, a przynajmniej jego zarys, wsunął się powoli, zasłaniając światło w drzwiach. Dopiero teraz Samanta zaczęła rozpoznawać kształty, jakby jej oczy dopiero przyzwyczaiły się do panującego mroku. To był pokój. Chyba dziecięcy. W rogu stało łóżko, a obok niego nocna szafka. Było tam biurko i komoda oraz obszerna szafa, a na podłodze leżał dywan w szaro-błękitne pasy. Okna były zasłonięte grubymi zasłonami w delikatne białe stokrotki. Gustowny, ale nie to przyciągnęło jej uwagę. Pod jasnoniebieską pościelą spał mały chłopiec, ściskając w rękach białego pluszowego misia w brązowych ogrodniczkach. Właściwie to nie spał, a leżał i z mocno zaciśniętymi powiekami dygotał ze strachu. Cień chwilę stał we framugach drzwi, nim postanowił je przekroczyć, a gdy to zrobił, Samanta ujrzała mężczyznę w okularach. Miał elegancką, męską fryzurę, ale mimo to było widać szare pasy siwizny po bokach. Stał w białych slipkach i podkoszulku, a w rękach trzymał małą lampkę nocną. Był bardzo blady na twarzy i miał niezwykle błękitne oczy. Mogła powiedzieć, że jest nawet przystojny. Miał łagodny i przyjemny wyraz twarzy człowieka, któremu od razu się ufa. Inteligenty i zrównoważony. Nie znała tego mężczyzny, ale patrząc na niego, od razu wiedziała, kim jest. Damian odziedziczył po nim wiele cech wyglądu, zaskakująco wiele. Może to dlatego twierdził, że nie lubi swojego odbicia w lustrze, a może to coś innego...

– Nie! – krzyknęła, wyciągając przed siebie ręce, ale mężczyzna jej nie widział, ani nie słyszał.

– Nie jesteś w stanie w żaden sposób ingerować w jego sen – powiedziała stojąca obok niej Kornelia. Nie wiedziała, czy pojawiła się teraz, czy była wcześniej, ale mogła być źródłem informacji.

– Więc, co mogę zrobić?

– Obserwować... a potem pokazać mu drogę...

– Nie rozumiem...

– Poczekaj...

Mężczyzna wszedł do pokoju spokojnym krokiem i położył nocną lampkę na stoliku obok. Pogłaskał chłopca po głowie, a on jeszcze mocniej zacisnął dłonie na misiu.

– Jesteś już za duży na spanie z przytulankami – powiedział dziadek i wysunął chłopcu pluszaka z rąk. Zaskakująco łatwo, zważywszy na to, że jeszcze przed chwilą misiowi omal nie urywano głowy. – Chodź, nie śpij... – wyszeptał mężczyzna, nachylając się nad małym Damianem. – Usiądź obok mnie...

Chłopiec posłuchał dziadka i wykonał jego polecenie. Chude nóżki, jak wątłe patyczki wyłoniły się spod kołdry. Był również w białym podkoszulku i dziecięcych białych slipkach. Na jego twarzy malował się strach, ale nie protestował. Czekał na kolejny ruch dziadka, który objął go ramieniem i nakłonił, by przeniósł się na jego kolana. Samanta zaczęła dokładnie rozumieć, na co będzie musiała patrzeć i łzy napłynęły jej do oczu. Nie chciała tego widzieć, nigdy w życiu. Czuła, że to zmieni jej świat na zawsze, ale mimo to stała bez ruchu. Mężczyzna w tym czasie zaczął całować chłopca po szyi i głaskać otwartą dłonią po klatce piersiowej. Damian siedział z kamienną twarzą i nie reagował, jakby jego ciało było bezwładne. Dziadek przesunął rękę z jego torsu na szyję i delikatnie odwrócił mu głowę. Przysunął usta do jego ust i ostrożnie wsunął mu język do buzi. Samantę zemdliło, ale nie była w stanie nic poradzić. Usiadła bezwiednie na podłodze i zaczęła płakać. Mimo to widziała całą sytuację, dziejącą się w dziecięcym pokoju.

– Proszę... – szepnął delikatnie chłopiec, ale dziadek pokręcił przecząco głową.

– To ja cię proszę, Damianku. Zrób to dla dziadka... – powiedział mu cicho do ucha, a chłopiec zaczął bezwiednie poruszać ustami, odwzajemniając odrażający pocałunek.

Mężczyzna zsunął wtedy dłoń na dół i wsadził ją do bielizny chłopca. Po małej buźce popłynęły słone krople, a jego usta wykrzywił grymas. Nie sprawiało mu to przyjemności, bo jakby mogło? Bolesne tarcie... tak odczuwała to Samanta, gdy dotykał jej Rafał. Mały Damian musiał postrzegać to podobnie, ale dla jego dziadka nie miało to znaczenia. Zaczął poruszać biodrami z chłopcem na kolanach i zrobił się bardziej ożywiony.

– Nie! – zawołała Samanta, choć nikt jej nie słyszał.

– Podoba ci się... – szeptał poruszony mężczyzna i zaczął zsuwać z siebie bieliznę. – Czuję, że ci się podoba...

– Nie! – krzyknęła znowu Samanta i się rozszlochała.

Przez mokre od łez oczy widziała rozmazany obraz, jak dziadek napiera na chłopca i się na niego kładzie. To był okrutny obraz gwałtu na niewinnym ciele i jej psychika znosiła to ciężko. Wiedziała, że długo tego nie zapomni. Jego mała twarz wciśnięta w poduszkę i drobne piąstki ściskające jej brzegi. Był jak kukła, a jego dziadek sprawiał mu niewyobrażalne cierpienie. W końcu mężczyzna opadł wyczerpany i zaczął ciężko dyszeć. Stoczył się z chłopca i podciągnął bieliznę. Ostatni raz pocałował chłopca w głowę i przeczesał dłonią jego włosy.

– Pamiętaj, Damianku, że dziadek bardzo cię kocha... a teraz śpij, bo jutro jest szkoła.

Wstał i wyszedł z pokoju, zabierając ze sobą nocną lampkę. Chłopiec zaczekał, aż jego cień zniknie za framugami drzwi, aby powoli i niezgrabnie podciągnąć swoją bieliznę, a potem jego ciało zaczęło spazmatycznie się poruszać. Drobna rączka wychynęła spod kołdry i wciągnęła leżącego na podłodze misia. Prawdopodobnie jedynego przyjaciela Damiana w tym czasie.

– Teraz – powiedziała Kornelia, kucając obok niej. – Teraz możesz mu pomóc.

– Jak?

– Zamknij drzwi do pokoju, a potem otwórz je na nowo.

Było to mało logiczne, ale nie wiedziała, co mogła zrobić innego. Wstała i podeszła do otwartych na oścież drzwi. Chwyciła za klamkę i spojrzała przed siebie. Naprzeciwko w otwartej łazience stał dziadek Damiana. Rozebrany od pasa w dół, w jednej ręce trzymał swoje genitalia, a w drugiej długą brzytwę do golenia. Z jego ust płynęły słowa modlitwy:

Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej

w ogrom swej litości zgładź nieprawość moją.

Obmyj mnie zupełnie z mojej winy

i oczyść mnie z grzechu mojego.

Uznaję bowiem nieprawość moją,

a grzech mój jest zawsze przede mną.

Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem

i uczyniłem, co złe jest przed Tobą,

Abyś okazał się sprawiedliwy w swym wyroku

i prawy w swoim sądzie.

Oto urodziłem się obciążony winą

i jako grzesznika poczęła mnie matka.

A Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie,

naucz mnie tajemnic mądrości...*

– Szkoda, że nigdy tego kutasa sobie nie urżnął – usłyszała za sobą głos ciotki, w którym było więcej satysfakcji, niż powinno. Na błękitne kafelki trysnęła krew, a dziadek Damiana upuścił brzytwę i rozszlochał się, opadając na kolana. Z jego uda spływała czerwień, a on sięgnął po biały ręcznik i przycisnął go do wnętrza nóg. – Zamknij drzwi...

Wykonała polecenie. Popchnęła jesionowe drzwi, które lekko trzasnęły, a następnie pociągnęła za klamkę i otworzyłaje na nowo. Za nimi nie było już korytarza, który prowadził do łazienki naprzeciwko. Poczuła lekką jesienną bryzę na twarzy i zapach jodu unoszący się w powietrzu oraz charakterystycznych mokrych glonów. Po drugiej stronie była znana już jej plaża.

– To... – zaczęła niepewnie.

– Jego azyl – odparła beztrosko. – Mówiłam ci już. Wejdź do niego i zaczekaj, aż sam zauważy...

Przekroczyła próg i szerzej otworzyła drzwi. Stała i zastanawiała się, czy ma to w ogóle sens, gdy zobaczyła małego chłopca w białym podkoszulku i białych slipkach po drugiej stronie. W jednej ręce trzymał misia, który jedną nogą ciągnął się po podłodze.

– Przyszłaś po mnie... – powiedział i rzucił jej się w ramiona. Schyliła się i objęła go z całej siły. Pachniał dokładnie tak samo, jak duży Damian. To było niesamowite i sprawiło, że zaczęła kochać tego chłopca tak samo, jak jego dorosłą wersję.

– Zawsze po ciebie przyjdę – obiecała mu do ucha.

– Poszukaj klucza – zasugerowała Kornelia, wciąż stojąc po drugiej stronie. – Musi mieć go przy sobie.

– I co potem? – zapytała zdezorientowana.

– Zamknij drzwi dokładnie i pozbądź się klucza, tak żeby nie można było już nigdy więcej otworzyć tych drzwi.

– A ty?

– Ja się jeszcze trochę tu zabawię... – uśmiechnęła się jak maniaczka i obejrzała przez ramię tak, jakby ktoś tam na nią czekał, a następnie zamknęła za sobą jesionowe drzwi.

Damian dotknął jej ramienia drobną rączką i podał jej pluszowego misia. Z kieszonki w jego ogrodniczkach wystawał mały, złoty kluczyk. Wsadziła go do zamka i przekręciła, a następnie podała Damianowi. Chłopiec odłożyłgo z powrotem na miejsce kluczyk i rzucił pluszakiem w piasek. Utworzył się wir, ale mały Damian rzucał tak samo nieporadnie, jak duży, więc Samanta popchnęła ręką zabawkę, żeby ta została pochłonięta przez piaskowe bagno.

– Co ta pani będzie robić z dziadkiem? – zapytał lekko zaniepokojony.

– Lepiej nie wiedzieć... – odparła i jeszcze raz go przytuliła.

Zamknęła oczy i nabrała głęboki wdech, a gdy je otworzyła, była ubrana w czarną zwiewną sukienkę w drobne kwiatki i siedziała w objęciach mężczyzny. Miał na sobie granatowe jeansy i koszulę w kratkę z podwiniętymi rękawami. Damian siedział i wpatrywał się w przestrzeń przed nimi, gdzie w dużym oddaleniu bawił się na piasku chłopiec w zielonej wiatrówce i czerwonej czapce z daszkiem. Nie była w stanie dostrzec jego twarzy, bo odległość była zbyt duża, ale to chyba nie miało znaczenia. Było to jego pojęcie szczęścia, marzenie, a nie rzeczywistość.

– Tak jest idealnie... – wyszeptał do niej, całując ją w obojczyk.

– Chcesz mieć tylko jedno dziecko? – zdziwiła się i spojrzała na niego pytająco.

– Masz rację! – Zaśmiał się beztrosko i wskazał w drugim kierunku, gdzie z wiaderkiem i łopatką w ręce biegł drugi chłopiec w czerwonej wiatrówce i zielonej czapce. Podbiegł do pierwszego i zaczęli razem się bawić.

– Nie chcesz córki?

– Dziewczyny to kłopoty! – prychnął rozbawiony. – Spójrz na Marka!

– Dowcipniś! – Wybuchła głośnym śmiechem i objęła jego szyję ramionami, a on pochylił się i zaczął ją namiętnie całować...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Miserere, Psalm 51 - psalm pokutny z Księgi Psalmów w Biblii Tysiąclecia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top