Samanta: rozdział 17 - Azymut Australia! (cz.3)
Dzień 7. Las Palmas.
– Też macie dziwne wrażenie, że patrzycie na stos rozsypanych klocków LEGO? – zapytał Tymon, gdy dopływali do miasta portowego na Wyspach Kanaryjskich, a wszyscy popatrzyli na niego zaskoczeni.
– Właściwie, to tak! – Zaśmiał się nagle Philippe, a Javer poklepał blondyna po plecach i również przytaknął.
– Nie wiem, nigdy nie miałem klocków LEGO – burknął Damian, odwrócił się na pięcie i wszedł z powrotem do wnętrza jachtu.
Samanta spojrzała za nim zaniepokojona, a pozostali też nie wiedzieli, jak reagować. Poszła za nim i znalazła go w ich wspólnej kajucie.
– Co się stało? O co chodziło z tymi klockami...? – zapytała, podchodząc do ukochanego i delikatnie dotykając jego pleców.
– O nic, nie maiłem klocków... Były za drogie – odparł, jakby właśnie o taką odpowiedź jej chodziło.
– Damian...
– Ale miałem Transformera. Bumblebee. Był mega drogi! Marzyłem o nim, a tata kupił mi go na trzynaste urodziny. To znaczy kupił Optimusa Prime, a jak mu powiedziałem, że to nie ten, to się wściekł i go zniszczył, ale na drugi dzień obudziłem się i miałem Bumblebee... – opowiedział z uśmiechem na twarzy. – Chyba go ukradł... – dodał po namyśle.
– Damian... Przecież w twoje trzynaste urodziny twój tata dowiedział się, że...
– Nie psuj mi tego wspomnienia... – przerwał jej i delikatnie musnął jej policzek wierzchem dłoni. – Nie idę z wami – powiedział, jakby chciał schować tę informację pod miłym gestem.
– Jak to? – zdziwiła się.
– Na plażę. Nie pójdę...
– Dlaczego?
– Bo nie jestem w stanie przełamać się psychicznie, żeby pokazać się publicznie bez koszulki. Kupiłem takie cienkie bawełniane z długim rękawem. Pomyślałem, że może jak posiedzę w cieniu, to nikt nie zauważy, że coś jest ze mną nie tak... ale mi je wyciągnęłaś. Spakowałaś mi koszulki z krótkim rękawem i już nawet nie chodzi o to, że są kolorowe, ale nie pokażę swoich rąk i pleców. Ludzie będą się gapić... Zawsze się gapią...
– Damian... nic z tobą...
– Nie – przerwał jej stanowczo.
– Ale...
– To moja ostatnia odpowiedź. Nie, kochanie.
Absencja Damiana nie obyła się bez rozmów na ten temat. Siedząc na plaży, Samanta nie bawiła się najlepiej. W ciszy słuchała domniemywań znajomych, co do takiego zachowania jej narzeczonego. Tymon, jak zawsze był negatywny, a GG go popierała. Zrobił się z nich duet doskonały. Ciemny blondyn nie mówił tego otwarcie, ale miał "coś" do Damiana już od początku, aż odczuwało się, że jest do niego źle nastawiony. Czyżby opinia przyciągnęła się za nim, aż tutaj? Mało prawdopodobne, bo Tymon tak samo, jak ona, miał dziewiętnaście lat, więc do liceum (a z tego, co się zorientowała) chodzili tego samego, ale nie w tym samym okresie. On poszedł do liceum im. Bolesława Chrobrego w momencie, gdy Damian miał już za sobą życie w nałogu i skupił się na nauce. Mimo to Tymon zachowywał się tak, jakby wiedział lepiej. Javier był dobrym kumplem, ale nawet on uważał, że Damian nie powinien odwracać się do nich plecami, a zwłaszcza od niej. Ku jego zaskoczeniu w obronie "Mrocznego" stanęła Alexis, która najwyraźniej nigdy nie wspomniała chłopakowi o bliznach na Damiana przedramionach i uważała, że ma prawo nie lubić siedzenia na plaży. Gloria nie mogła się zdecydować, po której być stronie, ale znając ją, po prostu było jej to obojętne. W milczeniu siedział też Philippe. Opierał głowę na długich przedramionach, które oplótł o jeszcze dłuższe nogi i słuchał. W końcu wstał i usiadł obok Samanty. Lekko szturchnął ją barkiem, żeby wyrwać z zamyślenia i zapytał:
– Wszystko dobrze?
– Tak... – odpowiedziała przeciągle.
– Oni po prostu nie wiedzą – szepnął jej na ucho. – Sam nie wiem wszystkiego. Damian to skryty facet. Nawet w stosunku do braci...
– Nie rozumiem tego waszego bractwa... – przyznała, a pozostali zareagowali na jej słowa, jakby uświadamiając sobie, że cały czas ich słyszy. – Na czym to polega? Nie jesteście faktycznie bractwem...
– Damian ci nie tłumaczył? – Zaśmiał się.
– Tłumaczył, ale po jego tłumaczeniach rozumiałam jeszcze mniej.
– To jakaś sekta? – zainteresowała się Gloria.
– Nie! – zaprzeczył, rozbawiony jej słowami. Na policzku pojawił się Glorii czerwony wypiek wstydu. Zauważył go, więc zaczął tłumaczyć. – Nasz trener, Stanley Schmidt, ma takie zasady, które wpaja wszystkim swoim podopiecznym. Uważa, że możemy być dobrą drużyną tylko wtedy, gdy jesteśmy jednością. Mówi, że wszyscy jesteśmy za siebie odpowiedzialni jak bracia. Wczoraj, dziś i jutro. Na zawsze. Jesteśmy rodziną. Znamy swoje tajemnice, zalety i słabości... i nie osądzamy się nawzajem. Nie ważne, czy jesteś znikąd jak Chad czy z monarchii jak Benjamin...
– Benjamin? – zainteresowała się Alexis.
– Tak, Ben Montgomery. Zapewne nie znasz...
– Znam. – Skrzywiła się przyjaciółka. – To straszny palant i dupek... i głupek...
– Nie! – Zaśmiał się Phil. – Zupełnie go nie znasz...
– Spotykam go w towarzystwie, na "herbatkach". – Alex zrobiła znak dwoma palcami oznaczający cudzysłów. – Jest strasznym snobem...
– Nie, on jest skomplikowany. Ma dwie twarze. Jedną dla ojca, drugą dla braci. To co robi, to gwiazdorzenie, on ma taki sposób szyderstwa. Nabija się z elity poprzez naśladowanie i kpienie z ich zachowań. Szepnij mu kiedyś, że znasz Damiana lub mnie, to zobaczysz, że zmieni do ciebie stosunek. Pewnie nawet nie wie, jaka jesteś i też nazywa cię "snobką".
– Och... – zamyśliła się blondynka.
– I co, jak ktoś skończy studia? Braterstwo się kończy? – wtrąciła się Samanta, wracając do pierwotnego tematu.
– Nie. Braćmi jest się na całe życie, ale nie polega to na spotykaniu się na piwie po pracy, a bardziej na biznesowych sprawach. Studiuję prawo i wiem, że prawdopodobnie zostanę przyjęty do jednego z lepszych biur prawniczych w Londynie, bo rozmawiałem już o tym z jednym z braci na dorocznym spotkaniu. Jest tam wspólnikiem tytularnym i wstawi się za mną. Damian też by nie miał problemu z zatrudnieniem, gdyby nie to, że on z góry będzie pracował dla twojego ojca.
– Czyli to klika.
Gloria zwęziła oczy jak kotka i przyglądała się Philippe, bojąc się kolejnego wyśmiania.
– W sumie tak – przyznał.
– A gdy ktoś w tym biurze każe złamać ci prawo albo zrobić coś niewłaściwego...? – zasugerowała Gloria.
– To niepisany pakt, a nie przysięga krwi. Nie będę łamał dla kogoś prawa, bo jest moim bratem. Dla rodzonego brata też bym tego nie zrobił. Jeśli to będzie oznaczać zwolnienie, to odwrócę się na pięcie i wyjdę bez oglądania się przez ramię. Dla mnie to oczywiste.
– Ach... ok... a dlaczego wybrałeś prawo?
– Bo chcę zarabiać kupę kasy, by mieć na modne adidasy! – zażartował, ale widząc niezadowolony wyraz twarzy Meksykanki, spoważniał. – Mój tata oddaje sześćdziesiąt procent swoich dochodów na pomaganie skrzywdzonym kobietom. Dla mnie medycyna jest nieosiągalna, więc uznałem, że mogę robić to również na drodze sądowej. Chcę w przyszłości brać sprawy probono i pomagać ludziom, dla których świat nie był sprawiedliwy. Zrozumiałem to w Somalii, gdy pierwszy raz pojechałem z mamą na misję. We Francji czy Londynie nie widać, aż tak różnic klasowych...
– Nie widać? – zdziwił się Javier.
– Nie, aż tak. Możesz sobie nie wyobrażać, ale dla niektórych ludzi mieszkanie w blaszanym kontenerze to codzienność, a nawet luksus...
– Nie jesteś taki zły, jak myślałam... – powiedziała niepewnie Gloria i ostrożnie usiadła obok Philippe.
– Czyli dziś w nocy mnie przeprosisz? – Zaśmiał się, puszczając do niej oko.
– Jednak jesteś świnią! – prychnęła i oburzona wstała.
Ruszyła w stronę morza, a Phil rozbawiony spojrzał za nią.
– Przecież żartowałem... – mruknął bardziej sam do siebie.
– Ona wszystko bierze dosłownie – odezwał się Javier. – Jak ci się uda ją rozkręcić, to dostaniesz ode mnie złoty medal!
– Czyli mam zielone światło? – Phil odwrócił się do Javiera.
– Tego nie powiedziałem! – ostrzegł go Pérez, wystawiając w jego kierunku palec, ale młody Somalijczyk już wstał i pobiegł do Glorii.
Widać było, jak się śmieje, gdy dziewczyna szarpie się, próbując uwolnić z jego ramion. Philippe zaciągnął ją do wody i zmoczył w całości, a gdy się wyłoniła spod błękitu, jej dłoń zawisła na barku chłopaka. Pozostali również wstali i pobiegli do wody w ślad za wiecznie kłócącą się parą. Samanta przypomniała sobie, widząc koleżankę, jak sama oburzyła się na Damiana, gdy przez przypadek jego dłoń znalazła się na jej ciele. Nie zdenerwowała się wtedy o to, że ją dotknął, ale o to, jak dużą przyjemność jej to sprawiło. Gloria była na tym samym etapie. Tak bardzo bała się zranienia, że odtrącała ludzi, którzy chcieli się do niej zbliżyć.
Grupa młodych ludzi kąpała się w morzu, ale ona została na plaży. Każdy miał kogoś, Samanta była sama. Javi i Alex, GG i Tymon, a nawet Philippe i Gloria. Podciągnęła kolana pod brodę i poczuła smutek. Tęsknotę do osoby, przy której czuła się najszczęśliwsza na świecie. Chciała już wracać.
Po powrocie czekała na nich gotowa kolacja. Wegańska zapiekanka i chlebek marchewkowy. Tym gestem Damian prosił o ułaskawienie, którego udzieliła mu w chwilę po przekroczeniu progu pokładu. Podeszła do niego i objęła go za szyję.
– Jesteś cudowny! – wyszeptała.
– Dziękuję, że nie gniewasz się na mnie – powiedział i pocałował ją w czoło.
– Ale jest mięso? – zapytał, rozczarowany Javier.
– W piekarniku jest pieczeń – przyznał, rozbawiony Damian i uniósł wysoko ręce. – Ale! Uwaga! Na drzwiach naszej kajuty wisi już znacznik i proszę nawet nie myśleć o tym, by ją zajmować! Dzisiejszej nocy kajuta jest tylko moja i narzeczona jest tylko moja! Zrozumiano?!
– Tak! – prychnęła rozbawiona Alexis. – Zjemy kolację, ale wiecie, czego dzisiaj jeszcze nie robiliśmy?
– Czego? – zdziwił się Damian.
– Nie wciskaliśmy guzika i dziś twoja kolej, Mroczny!
– Byle szybko! – przewrócił oczami.
Wszyscy zasiedli do posiłku, a Damiian wygenerował pytanie:
Brunetka? Blondynka? Niska? Wysoka? Szczupła czy gruba? Każdy ma swój idealny kanon piękna,a jaki jest twój?
– A to żadna tajemnica. – Wzruszył ramionami. – Wszyscy wiedzą, że lubię niskie, drobne brunetki o błękitnych oczach.
– Ja lubię szatynów o niebieskich oczach – wtrąciła się Samanta, nie czekając na swoją kolej i odsunęła od siebie talerz, choć nawet nie zaczęła jeść. – Takich wysokich i dobrze zbudowanych, z szeroką szczęką i męskimi rysami twarzy. Konkretnych, z brodą. Lubię typ męskiego mężczyzny, a nie takie artystyczne mimozy!
– O co ci chodzi? – zapytał Damian zdezorientowany.
– O nic mi nie chodzi, opisuję swój ideał mężczyzny – odburknęła i sięgnęła po talerz. Wsunęła do ust spory kęs zapiekanki i wskazała widelcem na Alexis. – Mów – powiedziała z pełnymi ustami.
– Ogólnie to lubię mężczyzn z ciemną karnacją – odpowiedziała blondynka, próbując ignorować gęstą atmosferę, jaka powstała. – Ciemne włosy i oczy. Dobrze zbudowanych, ale bez przesady... Javier jest doskonały, ale nie ma jednej cechy, która mnie bardzo pociąga. Lubię mężczyzn tajemniczych... Choć cieszę się, że Javi taki nie jest, bo zazwyczaj zagadkowi mężczyźni mają swoje mroczne tajemnice, a ja lubię, gdy w życiu jest prosto...
– A ja lubię takie laleczki jak ty i nic bym w tobie nie zmieniał. – Uśmiechął się Meksykanin i pocałował ją, mimo że właśnie wsunęła do ust chlebek.
– W zasadzie, to już parę dni temu powiedziałem, jakie dziewczyny lubię. – przyznał Tymon. –Lubię czarnoskóre dziewczyny o kobiecych kształtach.
– A ja blondynów o niebieskich oczach! – GG zaśmiała się w odpowiedzi na słowa Tymona.
– Lubię ciemne kobiety, ale nie muszą być czarnoskóre – zaczął ostrożnie Philippe. – Gdy mają złote oczy jak mama, ona ma oczy jak płynna lawa. Nigdy w życiu nie widziałem drugich takich oczu, one żyją... Nie potrafię tego wyjaśnić i chyba nie ma drugich takich, dlatego zadowalam się podobnymi.
– To prawda! – Roześmiała się Samanta. – Mój ojciec nawet przeczytał jej książkę, bo nie mógł oderwać wzroku od oczu z okładki!
– Twoja mama napisała książkę? – zainteresowała się Gloria.
– Tak, ale się nie sprzedała... – Pochylił głowę. – Bo wyjechaliśmy. Moja mama jest niesamowita. Niezłomna. Chciałbym spotkać taką silną i pewną siebie kobietę...
– Nie spotkałeś jeszcze? – zapytała nieśmiało Meksykanka, a na jej twarzy pojawiły się wypieki.
– Nie, takiej jak ona, nie...
– A ja nie wiem, czy mam jakiś ideał... – powiedziała nieśmiało Gloria. – Nie, jeśli chodzi o wygląd. To znaczy, są mężczyźni, którzy mi się podobają, a którzy nie, ale nie wiem, czy mają jakiś wspólny mianownik... Chcę, by był dobrym człowiekiem...
– Jak miałaś siedem lat, kochałaś się w Willu Smicie! – wypomniał jej brat.
– Miałam siedem lat! – oburzyła się dziewczyna. – I dlatego, że lubię jego pozytywne nastawienie. Chciałabym być taka swobodna i lubię dowcipnych mężczyzn...
– Nie wierzę! – Zaśmiał się Phil, a ona obdarzyła go poirytowanym spojrzeniem, co po raz kolejny w tym tygodniu ostudziło jego zapał.
– Skończyliśmy? – warknęła Samanta, bardziej niż powiedziała, co nie było jej zamiarem. – To ja idę do łóżka. Jestem zmęczona.
Położyła się w białej pościeli i nakryła kołdrą po uszy. Miała na sobie długi, biały T-shirt do spania i bawełniane figi. Nie planowała dawać Damianowi powodów do zachęty. Nie miała ochoty na zbliżenie. Ciągle uwierało ją w serce, to co powiedział. Czuła się nieatrakcyjna. Wielu mężczyzn dałoby się pokroić, żeby tylko móc być blisko niej, ale ten jeden, na którym jej zależało, pragnął zupełnie innej kobiety.
Usłyszała, kiedy wchodzi do kajuty, ale nie zareagowała. Udawała, że śpi. Miała nadzieję, że on również się położy i zaśnie. Zamiast tego poczuła jego dłoń na talii i usta na karku. Całował jej szyję i masował jej podbrzusze przez koszulkę. Starała się nie poruszać i nie reagować.
– Sam... kochanie... – szepnął jej do ucha. – Nie śpij...
Jego dłoń powędrowała pod koszulkę i zaczęła ugniatać jej pierś, a gdy nie reagowała, delikatnie uszczypnął sutek.
– Nie śpij, kwiatuszku... mam na ciebie ochotę...
Jego usta przeniosły się na dekolt, a dłoń powędrowała ku bieliźnie. Wiedziała, że teraz się zdradzi w swoich odczuciach. Jego pieszczoty sprawiały jej przyjemność, a między nogami była już mokra od namiętności, ale nie planowała ustąpić. Czuła się upokorzona jego słowami i nie planowała udawać, że jest inaczej. Nie zasługiwał na jej ciało, skoro nie było dla niego piękne. Wsunął palec wskazujący między jej nogi i odetchnął ciężko.
– O Boże! Ale jesteś wilgotna!
Poczuła napór jego bioder na swoje pośladki i twardość przyrodzenia między nimi.
– Chcę się kochać, Sam! Obuć się, proszę... Wiem, że też będziesz tego chciała, bo jesteś taka wilgotna...
– Z pewnością tego chcę, bo jestem wilgotna... wiem... – mruknęła posępnie Samanta, nie otwierając oczu.
Zesztywniał na całym ciele. W kilka sekund odsunął się od niej i nastała w kajucie bardzo długa chwila ciszy. Niepokojąca. Odwróciła się, żeby spojrzeć, czy w ogóle jeszcze w niej przebywa. Stał obok łóżka i zatykał sobie usta dłońmi z przerażenia, jakby bał się, że zacznie krzyczeć. W oczach, z których spływały drobne łzy, miał strach, a źrenice dygotały mu panicznie.
– Przepraszam... – wyszeptał łamiącym się głosem. – Przepraszam... ja nie chciałem, żeby to tak brzmiało... nie chciałem... Przepraszam...
Dopiero teraz dotarło do niej, o czym mówi. Jej ukochany powiązał swoje słowa ze słowami Rafała, który kiedyś mówił do niej podobnie, usiłując ją zgwałcić. Zrobiło jej się go żal. Nie chciała wywierać na nim, aż takiej reakcji. To była zbyt wielka kara i na nią nie zasługiwał. Wyciągnęła w jego stronę ramiona i uśmiechnęła się lekko.
– Chodź – powiedziała spokojnie.
Wpadł w jej ramiona i przytulił ją z całej siły, wręcz ścisnął.
– Nie chciałem... Nigdy więcej tego nie zrobię... Przepraszam...
Chciała go jakoś uspokoić i pocieszyć. Mimo wszystko kochała go nad życie i jego szczęście było dla niej niezwykle ważne, a że w jego bieliźnie wciąż była spora wypukłość, która świadczyła o wcześniejszym podnieceniu, to położyła na niej rękę i ostrożnie zaczęła ją masować. Od razu zareagował. Jęknął z podniecenia i spojrzał czerwonymi od łez oczami. Nie pytał o nic więcej. Chwycił ją za kark i zaczął namiętnie całować. Był bardzo napalony i pragnął jej. Dawno nie mieli przyjemności odczuwać takiego pożądania. Pośpiesznie zsunął z niej bieliznę, a ona rozłożyła przed nim nogi. Spojrzał na jej dół z podziwem i uśmiechnął się lubieżnie. Czuła, że pragnie spełnienia.
– Wejdź we mnie – poprosiła.
Nie czekając na dalsze instrukcje, wsunął się w nią z niezwykłą łatwością i precyzją. Poruszał się i pojękiwał, jak rzadko mu się zdarzało. Wtulił twarz w jej obojczyk. Jego dłonie powędrowały na jej pośladki i przycisnęły ją mocno do siebie.
– Boże, Sam... jak mi jest dobrze! Jesteś taka ciepła w środku...taka... przyjemna... – szeptał do jej szyi.
Samanta leżała, obejmując go nogami w pasie i głaszcząc po potylicy, ale zamiast cieszyć się chwilą, nie potrafiła wyrzucić sprzed oczu widoku Justyny siedzącej na molo w Gorzuchowie. Jej smukłego drobnego ciała, małego biustu, długich, czarnych włosów i niesamowicie niebieskich oczu. Miła taką jasną cerę... zupełnie jak nie Samanta. Jej szybko nabierała brązowej barwy. Wystarczyła odrobina słońca i już przestawała być blada. Jej biust kiedyś mógł mu się podobać, ale urósł do dużego rozmiaru i nie był filigranowy, a ciało pokrywały tatuaże ukrywające blizny i błędy przeszłości. Tylko że Damian wyjątkowo nie lubił wytatuowanych kobiet. Jej oczy nie były jak laguna, a jak nocne niebo, a usta miała namiętne i prowokacyjne, co ujmowało jej delikatności. Co w takim razie w niej widział?
– Dlaczego? – wymknęło jej się słowo, które nie miało paść na głos.
– Co dlaczego? – zapytał i spojrzał na nią badawczo.
Nie wiedział tego, ale zawsze w takim momencie jego twarz nabierała purpurowej barwy, a na szyi wychodziły mu grube żyły tętnicze. Minę też miał zaciętą i nie przestawał sprawiać sobie w niej przyjemności.
– Dlaczego ze mną jesteś? – szepnęła nieśmiało.
– Co to za pytanie? – zatrzymał się i zaczął ciężko oddychać. Nie wyszedł z niej i chyba nie skończył, ale przestał się poruszać. – Kocham cię, czy to nie jest oczywiste?
– Ale skoro nic ci się we mnie nie podoba...
– Boże! Samanta! – jęknął i stoczył się z na drugą stronę łóżka. – O co ci znowu chodzi? Od tygodnia masz jakieś wyimaginowane problemy. Chciałem się tylko z tobą kochać, bo tęsknię za bliskością! Pozwolenie innym na spanie w naszej kajucie to był zły pomysł. Brakuje mi ciebie, a ty szukasz dziury w całym. Po co?!
– Teraz to moja wina? – mruknęła i poczuła, jak po policzkach płyną jej łzy.
– Nie bierz mnie na litość! – Skrzywił się Damian. – Powiedz mi po prostu, o co ci chodzi...?
– Nie mogę przestać myśleć o Justynie...
– O Justynie? – zdziwił się. – Co ona ma do tego?
– Ona wyglądała...
– W dupie mam jak ona wyglądała! Farbowała włosy, była blondynką... nie była idealna. Ty jesteś, ale tego nie dostrzegasz. Dlaczego?
– Przecież nie wyglądam jak...
– I co z tego?! Nie wyglądasz jak mój ideał, ale okazuje się, że wcale nie musisz. Uwielbiam, jak się poruszasz. Kocham twoje włosy. Masz niesamowicie seksowne usta i nogi. Masz piękne oczy... a twoja skóra jest jak aksamit, niezwykle delikatna. Podnieca mnie twój zapach i smak, a jednocześnie sprawia, że jestem spokojny i szczęśliwy. Twój temperament pobudza mnie do życia, dzięki tobie chcę wstawać rano. Wyrwałaś mnie z mroku. Jesteś moim aniołem i kocham cię za to, a ty się pytasz: "Dlaczego z tobą jestem"? Czy ty jesteś poważna?
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie sądziła, że myśli o niej w takich superlatywach i widzi w niej tyle zalet. On też nie odzwierciedlał wizualnie takiego mężczyzny, za którym odwróciłaby się na ulicy, a jednak odkąd go poznała, nie wyobrażała sobie, by mógł być dla niej ktoś bardziej atrakcyjny. Lubiła w nim dosłownie wszystko i niczego nie chciała zmieniać. Lubiła zapach jego dłoni, po tym jak malował i pachniał farbą. Uwielbiała to, jak na nią patrzy, to jak ją całuje i dotyka. Polubiła niedzielne msze i widok złotego łańcuszka na jego ciemnym karku. Uwielbiała jego siwe włosy i to, że czesał się dokładnie tak, jak chciała. Czuła się bezpiecznie w jego ramionach i przy nim wiedziała, że nikt nie kochał jej nigdy bardziej. Dlaczego więc nachodziły ją takie wątpliwości? Czy absurdalna gra mogła, aż tak namieszać jej w głowie? Czy może ona również za nim tęskniła, bo podzielenie się swoją kajutą faktycznie nie było dobrym pomysłem? Brakowało jej go i miała poczucie, że ciągle ma zbyt mało atencji z jego strony. Nawet gdy było inaczej.
– Chcesz się dalej kochać? – zapytała niepewnie.
– Nie wiem... – przyznał. – Jeśli ty tego chcesz, to nie mam problemu, ale nie rób nic na siłę. Chcesz dalej się kochać, Samanta?
– A możesz mnie tylko przytulić?
Położyli się razem. Czuła jego oddech na szyi, a jego ramię obejmowało ją w pasie. Dłoń zacisnęła się mocno na jej koszulce, by szybko się rozluźnić. Usłyszała, jak lekko pochrapuje. Zasnął. Samanta też zamknęła oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top