Samanta: rozdział 17 - Azymut Australia! (cz.12)

Dzień 31. Noc. W drodze do Darwin.

Wstała bardzo cichutko i na paluszkach opuściła sypialnię, w której Gloria w aksamitach spodenkach seksownie wypinała tyłek i oddychała ciężko przez sen. Mógł na to wpływać upał, jaki panował na zewnątrz lub jej fantazja pozwalała sobie na więcej, niż sama dziewczyna. W salonie Samanta wyciągnęła z małego schowka – gdzie znajdowały się kamizelki ratunkowe – zestaw, który ukryła tam wieczorem. Biała koronkowa bielizna i elegancka koszula Damiana w odcieniu bladego błękitu. Przebrała się i – tak samo cicho, drepcząc na paluszkach – wsunęła się przez niewielką szparę w drzwiach do kajuty chłopców. Philippe spał na górze, z jedną ręką wsuniętą pod poduszkę, a drugą trzymał na nagim podbrzuszu jego pięknie umięśnionego ciała. Wyminęła go i schyliła się do dolnej części piętrowego łóżka w kształcie litery L, gdzie spał, zwinięty wkłębek, jej narzeczony. Dotknęła jego ramienia i lekko nim potrząsnęła.

– Obudź się – szepnęła. Zerwał się gwałtownie i popatrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem. – To ja... – uspokoiła go, opadł spokojnie na poduszkę. – Chodź... pokażę ci coś...

Damian przetarł dłonią twarz i nałożył okulary. Ciężko wstał ze swojej pryczy, która znajdowała się prawie przy podłodze. Chwyciła go za rękę i poprowadziła przez salon na zewnątrz, do niewielkiego stolika z kanapą, które znajdowały się przy barierce. Usiadła na płaskim blacie i przyciągnęła chłapaka do siebie.

– Co chcesz mi pokazać? – zapytał, wciąż jeszcze zdezorientowany sytuacją.

– Siebie! – Zaśmiała się delikatnie i zaczęła odpinać guziki koszyki, pod którą ukryła koronkową bieliznę. – Nie chcę już czekać...

– A jeśli ktoś zobaczy?  

Nie był przekonany, ale jego oczy zachłannie wędrowały po jej ciele.

– Nikt nas nie zobaczy... Wszyscy śpią... – zaświergotała się perliście.

Objęła Damiana w pasie długimi, smukłymi nogami, którym chłopak nie mógł się oprzeć. Chwycił ją pewnie i się przybliżył. Pragnął ją pocałować, ale ona pochyliła lekko głowę, sprawdzając, gdzie są brzegi jego koszulki. Złapała z nie i przeciągnęła mu T-shirt przez głowę. Poczuła przypływ pożądania, patrząc na nagą pierś. Przesunęła dłonią po jego nagim torsie i sama przyłożyła swoje usta do jego ust. Zaczął ją namiętnie całować. Ich języki tańczyły w energicznym uścisku, walcząc przy tym o dominację. Samanta czuła, jak jego męskość napiera przez dresowe spodnie na jej majtki, więc odchyliła się, wypinając do niego swój biust. Przesunął dłonią po jej policzku, szyi, dekolcie i mocno ścisnął delikatny materiał stanika. Jęknęła, gdy zaczął drażnić jej sutek. Chciała, by był silny i brutalny. Przesunęła jego rękę na swoją szuję i gestem zachęciła go, aby zacisnął dłoń.

– Mocniej... – poprosiła, bo jego palce tylko muskały jej szyję...

– Nie chcę cię skrzywdzić... – niepewnie szepnął jej do ucha.

– Nie zrobisz tego!

Uśmiechnęła się wyzywająco, a on zacisnął rękę tak, że jego palce wbijały się w jej żuchwę.

– Będziesz dochodzić powoli... – Usłyszała jego cichy głos tuż przy swoim uchu.

– Nie! Nie chcę tak! – zaprotestowała, bo już nie mogła doczekać się stosunku, który tak długo odkładali, nie mając okazji lub gdy nieoczekiwanie im przerywano nadarzające się chwile.

– Będzie po mojemu, bo wiem, że tak lubisz najbardziej... Możesz zaprzeczać, ale wtedy krzyczysz najgłośniej...

– Nie, proszę... Nie dam rady... Nie chcę!

I w tym momencie Damian zniknął. Poczuła szarpnięcie na lewym udzie i nie wiedząc czemu, śmignęły jej blond włosy przed twarzą. Zdezorientowana przez chwilę milczała z wciąż rozłożonymi szeroko nogami.

– Nic ci nie jest? – zapytał Tymon, patrząc na nią tak, jakby była ofiarą. – Wstałem po szklankę wody i zobaczyłem, jak on cię krzywdzi. Musiałem zareagować, więc...

– Nie! – wrzasnęła wściekle i popchnęła go, wstając ze stołu. Oparła się o kanapę i wychyliła, patrząc na dolną rufę, gdzie poleciał Damian. – Kochanie! Nic ci nie jest? – zawołała, ale od razu zorientowała się, że coś jest nie tak.

Damian leżał i nie poruszał się na brzegu drewnianego pomostu, a jedna noga unosiła się na wodzie. Okulary mu pękły i zsunęły się z nosa, ale nie to było najgorsze. W ciemności dostrzegła coś, co ją zaniepokoiło, cień wydobywającysię spod jego głowy. Pobiegła przerażona w obawie przed najgorszym i jej obawy się ziściły. Czarna plama okazała się szkarłatem. Zaczęła przeraźliwie krzyczeć, wzywając pomocy. Nie wiedziała, co robi, ale nie mogła pozwolić czerwieni wypływać. Ściągnęła z siebie koszulę i zwinęła ją w kulkę, a następnie podłożyła mu pod głowę i mocno przycisnęła.

– ...pociągnij go... – Doleciało do niej, jakby z oddali, więc rozejrzała się panicznie. Zobaczyła w niewielkim okienku naprzeciwko niej twarz kapitana, który odsunął szybę i krzyczał polecenia. –Przyciągnij go, jak najbliżej okna i uciskaj mu ranę! Już wzywam służby ratunkowe!

Bob Stearn zniknął z okienka, a po chwili jacht stanął i zaczął delikatnie bujać się w miejscu. Chwyciła ramię ukochanego i pociągnęła go, aby nie wypadł za burtę. W wodzie nie miał szans. Ponownie przyłożyła mu do głowy koszulę, już nie bladobłękitną, a intensywnie czerwoną, tak jak jej dłonie, uda i koronkowa bielizna. Zobaczyła unoszącą się na czarnym niebie racę. Czerwona gwiazda poszybowała w górę i Samanta miała przez chwilę wrażenie, że wybuchnie tęczą barw, jak fajerwerk. Ona jednak tylko się unosiła, sygnalizując ich pozycję. Spojrzała niżej i ujrzała widma. Ludzkie sylwetki stojące jak manekiny i przyglądające się jej cierpieniu, jej lękowi, że zaraz straci najważniejszą osobę w życiu.

– Pomóżcie... – szepnęła zbyt cicho, by ktokolwiek ją usłyszał i zgięła się w pół, sięgając czołem do twarzy Damiana.

– Zaraz będą tu ratownicy. – Poczuła szorstką dłoń na ramieniu. Podniosła głowę i spojrzała w mętne, jasnoniebieskie oczy kapitana Stearna. – Dobrze, że byliśmy już blisko... – powiedział. Ściągnął z ramion bladozieloną hawajską koszulę w palemki i podał jej, by mogła się okryć. Żaden z gapiów nie pomyślał o tym, że stoi praktycznie naga. Stali i patrzyli.

Kapitan miał rację co do tempa reakcji służb medycznych. W dość szybkim czasie odsunęli ją od ukochanego ludzie w odblaskowych kamizelkach. Przypięli go do noszy, umacniając mu kark i układając go w sztywnej pozycji. Przez głowę przemknęła jej myśl, że nie powinna go przenosić. Mogła uszkodzić mu kręgosłup, ale gdyby wpadł do wody... Mogło stać się coś jeszcze gorszego.

– Nic pani nie jest? – jeden z ratowników chwycił ją za ramię. Była to kobieta o ciemnych włosach związanych w ogon. – Czyja to krew? – zapytała, wskazując na ciało Samanty.

– Nie moja, nic mi nie jest...

– Co się stało? Zażywał coś? Jest na coś uczulony? Przyjmuje jakieś leki? – zarzuciła ją gradem pytań, których nie była w stanie spamiętać. Skupiła się jednak, bo było to ważne.

– Spadł i uderzył głową... Nie, on nie bierze narkotyków, a alkohol pił kilka dni temu... Pali papierosy i nie jest na nic uczulony...

– Jakieś leki?

– Nie, żadnych.

– Dobrze, w takim razie zabieramy go – powiedziała ratowniczka, a Samanta na chwilę oprzytomniała.

– Gdzie go zabieracie?

– Do Royal Hospital w Darwin.

Sanitariuszka odwróciła się i weszła na pokład pontonu ratowniczego, którym przypłynęli. Samanta jeszcze długo patrzyła za znikającym punktem w ciemność, nie rozumiejąc jeszcze do końca sytuacji, w której się znalazła. Kapitan delikatnie poklepał ją po plecach.

– Pójdę do siebie – mruknął i odszedł z pochyloną głową.

– Samanta, chodź do mnie... – zawołała ją niepewnie Alexis i wyciągnęła w jej kierunku otwarte ramiona.

Miała uczucie niezwykłej ciężkości, jakby ktoś naciskał na jej barki i mocno chciał wcisnąć ją w ziemię. Podeszła do przyjaciółki, bo nie wiedziała, co w takiej sytuacji się robi. Chciała zrobić wiele rzeczy. Płakać, lamentować, złościć się i jak najszybciej zasnąć, by przespać wszystkie złe chwile i obudzić się w swojej sypialni w ramionach Damiana. Powiedzieć mu "dzień dobry" z rana i zobaczyć jego uśmiech. Teraz czuła, jak jego krew zasycha na jej ciele, czuła zapach tanich perfum i cygar na koszuli kapitana oraz wielki ból i strach o to, co stanie się z Damianem.

– Już dobrze.

Poczuła czyjś dotyk, ktoś głaskał ją delikatnie po włosach, ale głos należał do Javiera. Nie znała go z tak czułej strony i nie potrafiła połączyć impulsów, które do niej docierały. Stanęła naprzeciw blondyna, który stał z otwartymi szeroko oczami i dygotał lekko na ciele z przerażenia.

– Nie chciałem... – szepnął do niej po polsku.

– Przepuść mnie, Tymon – warknęła do niego, ale się nie poruszył.

– Zrozum, ja... – Chwycił ją za przedramię. – ...on cię przecież...

– Co mnie?! – krzyknęła mu prosto w twarz. – Co myślisz, że mi robił?!

– On cię bił, idiotko!!! A ty go bronisz jak głupia! Myślisz, że nie widziałem, jak cię dusił i zmuszał do rzeczy, których nie chciałaś?! Kretynka!!!

Samanta stała i patrzyła, jak poczerwieniał na twarzy, a z ust sączyły mu się kropelki śliny, które wylatywały i opryskiwały lekko jej twarz. Przez ułamek sekundy byli tylko ona i on. Naprzeciwko siebie jak zawodnicy w ringu. Czuła, jak pulsują jej skronie, a z mózgu odpływa krew. 

Co zrobiłby Damian? – pomyślała i wiedziała, jaka była odpowiedź. Jej narzeczony przeszedłby obok tych słów, próbując udawać, że nie wywarłyna nim wrażenia. Damian zignorowałby to. Miał postawę nastawioną na nieagresję. Porywczość nie leżała w jego naturze, ale ona nie była Damianem. Była Samantą. Dziewczyną z Białegostoku, która nie pozwala na brak szacunku względem niej. Miejscem jej kształtowania było blokowisko, a tam inaczej rozwiązywano takie sytuacje. Zacisnęła pięści, aż pobielały jej knykcie, a jej usta pokazały białe zęby w kpiącym uśmiechu. Pociągnęła lekko nosem i zrobiła to, co zrobiliby jej znajomi z podwórka. Machnęła ręką, celując prosto w jego policzek i z całej siły uderzyła go w twarz. 

Świat nagle przyspieszył, a jej instynkt i adrenalina, jaka w niej nabuzowały, dodawały jej wigoru. Nos, oko, kość policzkowa. Cios za ciosem. Tymon się nie bronił. Pozwalając, by jej pięści pokrywały jego twarz. Chciał się odsunąć, ale plecami naparł na szklaną szybę drzwi do salonu. Słychać było krzyki GG i poczuła stalowy uścisk na ramionach. Silne ręce Javiera ciągnęły ją do środka, ale ona nie pozwalała, by ktoś ją powstrzymywał przed jej wendetą. Zaczęła się wyrywać, więc chwycił ją mocno w pasie i uniósł ponad głowę. Przerzucił ją przez ramię jak worek kartofli. Była skrępowana. Mimo że krzyczała, wierzgała nogami, próbowała kopać i drapała go po karku, Javier jej nie puścił. Niósł ją jak swoją własność, aż posadził ją pod prysznicem kajuty naprzeciwko schodów i włączył strumień zimnej wody. Poczuła lodowaty dreszcz i cała złość jej przeszła w mgnieniu oka. Wrócił ból i strach o to, co dzieje się z jej ukochanym.

– Opanuj się! Nic mu nie będzie. Rozbił głowę i stracił przytomność, ale przeżyje.

– Było tyle krwi... tyle krwi... – skomlała jak małe, ranne zwierzę, wijąc się pod prysznicem.

– Wiem, było jej sporo, ale Damianowi nic nie będzie! Słyszysz? – Chwycił ją za brodę i zmusił, aby na niego spojrzała. – Słyszysz?

– Javier! – Rozszlochała się i zawiesiła mu ramiona na szyi.

Przytulił ją, nie zważając na fakt, że teraz i na niego leciał strumień zimnej wody, i zaczął delikatnie gładzić ją po plecach. Jego dłonie były niezwykle czułe i czuć było od nich troskę. To jego dłonie dotykały ją wcześniej. Teraz była tego pewna.

– Dobra, Sam... Wystarczy, bo jesteś... półnaga... – Zaczął powoli wysuwać głowę z jej objęć. –Alex się tobą zajmie.

Spojrzała ponad głowę chłopaka i ujrzała zatroskaną twarz przyjaciółki. Trzymała w rękach biały, frotowy ręcznik i jej szary dres z krótkim rękawkiem. Javier wstał i przeczesał dłonią mokre włosy, a Alexis pochyliła się nad nią i zaczęła delikatnie ściągać z niej mokrą koszulę kapitana Stearna.

– Już dobrze... umyjemy cię... – Uniosła rękę do pokrętła gałki prysznica i zmieniła wodę na przyjemnie letnią. – Co on ci tu puścił? – mruknęła, jakby była jej troskliwą matką.

Nie pamiętała dobrze, co robiła z nią Alexis. Pamiętała miękką gąbkę, która obmywała jej ciało i strumień różowej wody płynącej do odpływu oraz kremowy zapach szamponu. Była skołowana i zdezorientowana, była w szoku. Przyjaciółka pomogła jej założyć miękki dres i wejść do łóżka, w którym spała z Javierem. Otoczył ją delikatny zapach miłości uprawianej pod pościelą i lekko słodka woń, którą zazwyczaj roztaczała w ich mieszkaniu Rosa, gdy delikatnie się spociła. Absurdalnie w tej chwili nabrała ochotę na słynne chili pani Pérez.

– On... – szepnęła, ale Alexis ją powstrzymała.

– Cii... Nie myśl teraz o tym.

Alexis pogłaskała ją po mokrych włosach. Samanta zamknęła oczy, ale zamiast zasnąć, jej słuch się tylko wytężył, więc słyszała przez lekko uchylane drzwi filigranowe kroki bosych stóp.

Gloria... – pomyślała, bo tylko ona poruszała się z taką gracją. Jej szept tylko potwierdził, że była to siostra Javiera.

– Ej, Javi... Tymon mówi, że Damian ją bił...

– Nie bądź głupia – odparł jej cicho brat. – Nigdy jej nie skrzywdził.

– Wiem, ale on mówi, że wstał w nocy napić się wody, bo było duszno i zobaczył, jak Damian ją dusi, a ona błaga, by tego nie robił. Mówi, że odepchnął go od niej i Damian spadł przez przypadek...

– Dobra! Koniec!

Samanta usiadła na łóżku, co zaskoczyło wszystkich, bo najwyraźniej byli przekonani, że usnęła. Rozejrzała się po pokoju i zlokalizowała w nim Meksykankę. Stała w żółtej męskiej bluzie Adidasa ze złotymi lampasami, która sięgała jej do pół uda, a z dołu wystawała jej bordowa piżama.

– Gloria. Zbierz, proszę, wszystkich w salonie. Muszę coś wyjaśnić raz na zawsze.

– Ale... – zaprotestowała Alexis.

– Nie! To musi dzisiaj się skończyć.

Usiadła na małej kanapie w salonie w pozycji kwiatu lotosu, a pozostali zgromadzili się naprzeciwko Samanty. Tymon siedział z workiem lodu przystawionym do twarzy, a GG rozckliwiała się nad nim zatroskana, bo opuchlizna coraz bardziej się rozprzestrzeniała. Samanta spojrzała w przekrwione oko blondyna, na jego pękniętą wargę i nie była w stanie sobie przypomnieć ciosów, które mu zadawała. Nie zdawała sobie sprawy z powagi obrażeń. Obok czarnoskórej koleżanki usiadła Alex i jej narzeczony. Philippe oparł się z założonymi rękami o ścianę, żeby Gloria mogła usiąść, ale ta tylko przysiadła jedną nogą zagłowie. Była przez to bardzo blisko Phila.

– Mów.

Javier wzruszył ramionami i założył ręce na piersi. Miał zaczerwienione oczy. Musiał być zmęczony i pewnie chciał położyć się spać. Samanta odgarnęła mokre włosy na bok i spojrzała ponownie po wszystkich.

– Chciałam wyjaśnić, że Damian nie robił mi krzywdy, jak twierdzi Tymon...

– Nie jestem głupi! Wiem, co widziałem. Dusił cię. Możesz być zakochana, ale... – zaczął ją moralizować, ale mu przerwała.

– Tak, Tymon! On mnie dusił – oznajmiła, a wszyscy nabrali powietrza do płuc i rozejrzeli się zaskoczeni po sobie. – Ale tylko dlatego, że tego chciałam.

– Jak to chciałaś? – zdziwiła się Alexis. – Przecież masz złe doświadczenia i nie lubisz przemocy...

– Mam złe doświadczenia, ale nigdy nie powiedziałam, że nie lubię... – zawahała się, bo nie podobało jej się słowo "przemoc" – ...dominacji.

– Sadomasochizm? – zapytała przyjaciółka.

– Nie posuwałabym się, aż tak skrajnie w fetysze, ale lubię, gdy któreś z nas decyduje. Częściej to Damian jest osobą uległą, bo nieszczególnie przepada za dominacją, on jest typem romantyka...

– Romantyka?

Tymon uniósł zdrową brew z niedowierzaniem, ale w jego głosie nie było słychać kpiny.

– Tak, on lubi romantyzm... a to, co słyszałeś... jak prosiłam, żeby "tego nie robił", dotyczyło właśnie tego. On mi szeptał do ucha, że będzie czuły i będzie ze mną długo się kochał...

Poczuła, jak rumieni się na twarzy.

– Co w tym złego?

GG mrugała oczami, jakby nie do końca rozumiała jej słowa.

– Nic... ale wtedy pobudziłabym was wszystkich, bo Damian naprawdę potrafi...

– Nie rozumiem! – powiedziała szczerze Alexis. – Lubisz brutalny seks, ale jak Damian jest romantyczny, to masz spektakularny orgazm i tego też nie lubisz...? Gdzie tu logika?

– Damian mówi, że się spieszę... że jestem narwana i dlatego...

– Ale skoro możesz mieć naprawdę udany seks i szybki numerek... to dlaczego wybierasz szybki numerek?

– Nie wiem... – pierwszy raz dotarło do niej, że naprawdę działa w sposób irracjonalny, zupełnie zaprzeczając swoim potrzebom.

– No, to ja już wiem, dlaczego Damian zawsze milczy, gdy przy piwie gadamy o dziewczynach! –Zaśmiał się Philippe, na którym najmniejsze wrażenie wywarła jej spowiedź o sposobie uprawiania przez nią miłości.

– Rozmawiasz o takich rzeczach z kolegami? – prychnęła Gloria.

Phil rozłożył bezradnie ręce, nie umiejąc udzielić jej odpowiedzi dla niej satysfakcjonującej, ale na pomoc przyszedł mu Javier.

– Daj spokój, Gloria. O czym innym teraz rozmawiamy.

– No, ok. Lubicie urozmaicony seks. Niczyja sprawa. – Gloria wzruszyła ramionami. – Tymon się pomylił. Nic dziwnego, że opacznie to zinterpretował, tylko szkoda, że tak niefortunnie się to skończyło, ale nie musiałaś go od razu bić...

– Wiem, przepraszam, Tymon... – poczuła ukłucie wstydu za swoje zachowanie, ale blondyn tylko skiną głową.

– To nic. Byłaś w szoku, a ja jestem winny temu wypadkowi. Nic dziwnego, że twoja złość skupiła się na mnie. Tylko u licha! Gdzieś ty nauczyła się tak bić?!

Teraz Samanta poczuła prawdziwy wstyd. Jej policzki zapłonęły ogniem i czuła, jak jej ciało staje w płomieniach. Przełknęła lepką ślinę w zasuszonym gardle i niepewnie popatrzyła po znajomych.

– Nie zawsze byłam Samantą Mantis...

– No wiemy... – zdziwiła się Alexis. – Wszyscy znamy tę historię. Twoi rodzice zostali rozdzieleni i wychowywałaś się z ojczymem gdzieś na wschodzie Polski...

– Tak, ale nikt nie wie... że wcześniej wyglądałam, mówiłam i zachowywałam się inaczej...

– Co znaczy inaczej? – zdziwiła się GG.

– Mieszkałem na blokowisku i...

– Byłaś... Nie wiem, jak to powiedzieć... – zawahał się Tymon, bo nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa po angielsku, dlatego użył polskiego określenia – ...blacharą?

– "bla..." co? – zdziwiła się Alexis.

– Chavette... – wyjaśniła Samanta i kolejna fala gorąca ogarnęła jej ciało.

– Jaja sobie robisz! – Zaśmiał się Javier, bo bardziej go to bawiło, niż przejmowało.

– To wiele by wyjaśniało... – zauważyła jej najlepsza przyjaciółka.

– Co takiego? – zdziwił się Javier i zmarszczył brwi.

– Gdy poznałam Sam w kuchni mieszkania Marka, gdy podjadałam ciasteczka, zostałam przez nią dość ostro potraktowana... Była wulgarna i agresywna... Mama powiedziała mi, że to pewnie przez nowe otoczenie i brak znajomości dobrze języka... więc zignorowałam to...

– Wybacz...

– Nie ważne. – Machnęła ręką Alexis. – Ważne, że to przeszłość. Kto o tym wiedział?

– Moja mama... i tata, ale on mówił, że miałam złe towarzystwo. Dla Marka zawsze winne jest towarzystwo, nie ja... Babcia chyba nie zna tej terminologii, ale mówiła na mnie "kłopoty", więc ona też to zauważyła... no i Damian – westchnęła ciężko. – On mnie zaakceptował w pełni. Właściwie taką mnie pokochał...

– Nie obraź się, Samanta, ale czego się po nim spodziewasz? Przecież on tylko wśród takich się obracał... – zapytał poważnym tonem Tymon.

– Nieprawda! – zaprzeczyła. – Nie znasz go! On jest wrażliwy i delikatny. Podziwia delikatne i wrażliwe kobiety... jak jego mama. Ona była... nie taka jak ja... Była zupełnie nie jak ja... Rozumiesz?

– Więc dlatego tak bardzo zależy ci na jego akceptacji? – zauważył Philippe.

– Skąd taka myśl? – zdziwiła się.

– Przez cały rejs robisz mu afery o to, że nie mówi, że jesteś jego ideałem, choć wielokrotnie dawał ci to do zrozumienia – wyjaśnił.

– On chciałby mnie widzieć inną. Nie narzuca mi tego, ale wiem, że gdy ubiorę się dziewczęco, to bardzo mu się podobam. Damian jednak każe mi być sobą...

– I dobrze.

Uśmiechnął się do niej Philippe, dając jej znać, że nie musi się przed nim tłumaczyć.

– Wiesz o tym, że jego mama nie miała w szkole dobrej opinii? – zapytał niepewnie Tymon. Zaskoczył ją tym stwierdzeniem i zrobiła zdziwioną minę.

– Jak to? Damian mówił, że była uśmiechnięta, sensualna i bardzo radosna. Uprawiała kwiaty na balkonie, kochała rockową muzykę i zawsze się wygłupiała z jego tatą...

– Nie wiem, co było potem, ale w szkole podstawowej była autsajderką. Tylko że nie taką klasyczną. Była dziwaczką. Mama mówiła, że koledzy z klasy przezywali ją "Wednesday" i twierdzili, że zakopuje martwe zwierzęta w ogrodzie. Nie podejrzewałbym jej o to, ale ubierała się na czarno, była znerwicowana i ponura. Nie wiem, może macierzyństwo ją zmieniło...

– Damian nigdy, nic takiego nie mówił... nie wiem. Zawsze przedstawiał ją tak, jak powiedziałam – westchnęła, nie umiejąc mu odpowiedzieć nic sensownego. – Może, też zamknęła pewien rozdział w życiu i nie chciała do niego wracać... jak ja i Damian...

– Ty kiczowatych torebek, a on narkotyków? – zasugerował blondyn, który musiał bardzo chcieć zrozumieć sytuację, bo widocznie nic w jego życiu nie mogło być niejasne.

– Ja może i kiczowatych torebek, ale Damianowi bardziej chodziło o przemoc w jego życiu...

– Nikt mu nie kazał mieszkać z ojcem. Zawsze mógł przeprowadzić się do dziadków. Jego dziadek, to porządny człowiek. Był wychowawcą mojej mamy w szkole i...

– On nie jest porządnym człowiekiem, a Damian jest wrażliwym chłopakiem, którego łatwo zranić – weszła Tymonowi w słowo, ale wywołała tym tylko słowną przepychankę.

– Dlatego zaczął mnie szarpać kilka dni temu?

Blondyn podniósł lekko głos i poczuła się atakowana.

– Niepotrzebnie nazywałeś go tymi słowami? – prychnęła.

– Ćpunem? Ćpał, więc nic nie przekręcam, czy pedałem? Nie wiem, czy wiesz, ale on ma opinię lubiących obydwie płcie. To jak traktował tego kolegę, który tu był, świadczy...

– O czym niby, kurwa? – Philippe założył ponownie ręce na pierś i zrobił krok w stronę Tymona. Gloria położyła mu dłoń na brzuchu, żeby go powstrzymać przed niepotrzebnym atakiem na blondyna. On jednak tylko zsunął swoją rękę i pogłaskał jej dłoń, a potem cofnął się na swoje poprzednie miejsce.

– Tymi słowami sprawiłeś mu okropną przykrość, Tymon! – Samanta skierowała się w stronę blondyna.

– Nie przesadzajmy, że poszedł się popłakać... – zaprzeczył.

– Poszedł się popłakać... – Spuściła wzrok. – Tymon, on poszedł się popłakać, bo tymi słowami sprawiłeś, że wróciły do niego wspomnienia, których nigdy nie zapomni, ale które stara się zamknąć w swojej przeszłości...

– Sam... – Usłyszała cichy głos Glorii. – Było ciemno, ale jak zabierali Damiana, to zobaczyłam i nie wiem, czy to dobry moment, ale co on miał na rękach? To wyglądało, jakby on się ciął...

Popatrzyła na Glorię i zastanawiała się, czy powinna powiedzieć przyjaciółce i pozostałym prawdę. Philippe wiedział, skąd są blizny, Alexis widziała jego ręce, ale nie wzięła takiej opcji pod uwagę. Teraz również ona przyglądała się Glorii. Javier wyglądał na zaskoczonego, a Tymon zamrugał zdrowym okiem, jakby coś bardzo mu się w tej całej historii nie zgadzało.

– On się okaleczał – przyznała, kiwając głową.

– A ta długa? To... – wyszeptała Alexis.

– Tak, to z próby samobójczej. Na szczęście tata bardzo go kocha i uratował mu życie...

– Kocha? To on go bił... Mógł zamieszkać z dziadkiem, a nie robić sobie krzywdę! – oburzył się Tymon, który wciąż niewiele rozumiał. – Jego dziadek jest...

– Powiedz, że jego dziadek jest "dobrym człowiekiem", a przysięgam, że tym razem Javier mnie nie odciągnie! – krzyknęła wściekła. – To jego dziadek jest winny! Jego dziadek... – urwała i zamilkła, bo uzmysłowiła sobie, że powiedział za dużo.

– Co mu robił dziadek? – Javier zmarszczył brwi.

– Jego dziadek... – zaczęła niepewnie, bo nie miała zielonego pojęcia, co chce powiedzieć. –Przez pięć lat, gdy mieszkał u dziadków, jego dziadek... On lubi dzieci... ale nie jako wychowawca...

– Mówisz o...?

Alexis rozwarła szeroko usta.

– Tak, jego dziadek jest pedofilem... – powiedziała i poczuła, jak po policzkach spłynęły jej łzy, których nie chciała, więc pośpiesznie je przetarła.

– Moja mama... – szepnął pod nosem Tymon. – Kurwa! – krzyknął, przyłożył rękę do ust i wyszedł w pośpiechu na zewnątrz. Gloria zrobiła głęboki wdech i z oczami sarny wtuliła się w nagą pierś Philippa. Zaskoczyło go to, ale objął ją i odruchowo pocałował w czubek głowy. Alexis siedziała, nie poruszając się i chyba zapomniała też o mruganiu, za to Javier przyciągnął ją do siebie.

– Idźcie spać... – westchnęła ciężko Samanta. – Już chyba wszystko jest jasne...

Wstała i poszła w stronę szklanych drzwi wyjściowych prowadzących na zewnątrz, ale nie wyszła, bo koleżanka złapała ją za rękę.

– Nie krzycz na niego więcej... – poprosiła GG.

– Chcę tylko z nim porozmawiać.

Tymon opierał się blady o barierkę i wyglądał, jakby miał ochotę wymiotować lub jakby przed chwilą to zrobił. Spojrzał na nią i przepraszającym wzrokiem dał jej znać, żeby podeszła.

– Nie wiedziałem... – szepnął.

– Nikt w tamtym pomieszczeniu nie wiedział. Damian nie chciał, by patrzono na niego przez pryzmat jego przeżyć. Nie lubi, gdy ktoś się nad nim użala – wyjaśniła.

– Teraz wszystko ma zupełnie inne światło... Jego zachowanie, narkotyki, blizny... Nie potrafię sobie wyobrazić, co czuje... A moje słowa...

– Porozmawiaj z nim, przeproś go. – Uśmiechnęła się delikatnie. – On w sposób absurdalny wszystkim wybacza...

– Jemu też?

– Czasem mam takie wrażenie... Usprawiedliwia go jakimiś zaburzeniami, jakby był chory i nie była to jego wina. Myślę, że w jakiś sposób chce, aby dalej pozostawał jego dziadkiem.

– Nie rozumiem – przyznał szczerze.

– Też tego nie rozumiem – poklepała go po ramieniu. – Pójdę porozmawiać z kapitanem. Podziękuję mu za pomoc.

– Dobrze... – westchnął. – Jeszcze trochę tu zostanę... Muszę ochłonąć. Wciąż jest to dla mnie trudne do przyswojenia.

Kapitan Bob Stearn miał kajutę po drugiej stronie łodzi i przechodziło się do niej przez maszynownię. Zapukała dwa razy i uchyliła za klamkę. Zobaczyła, jak mężczyzna siedzi na łóżku i trzymając w ręku zdjęcie w ramce, pociąga z półlitrowej butelki. Wystraszył się jej obecnością i schował alkohol do wysuniętej szuflady, po czym dokładnie ją domknął.

– Ja-ja dojadę do jutra... – wydukał speszony.

– Udam, że nie widziałam, bo zależy mi na dotarciu do Darwin – przyznała. – Nie przyszłam jednak po to. Chciałam podziękować. To pana córka? – zainteresowała się.

Na zdjęciu uśmiechała się młoda dziewczyna w okularach o pociągłej twarzy i długich jasnobrązowych włosach.

– Tak, to moja córka... – pokiwał głową.

– Pewnie tęskni.

– Nie żyje – odpowiedział posępnie.

– Oj, przepraszam. Nie wiedziałam.  

Samancie zrobiło się głupio.

– Skąd miałaś wiedzieć? – mruknął.

– Co się stało? – zapytała i odruchowo usiadła obok niego na łóżku.

– Miała siedemnaście lat i była niesforna. Trochę ją przypominasz. Kłóciła się z matką i piła alkohol. Nie potrafiliśmy jej powstrzymać przed robieniem głupstw. Moja żona nie lubiła pływać, ale uparłem się, że wspólna podróż nas zjednoczy. Byliśmy na Pacyfiku, gdy rozpętał się sztorm. Naprawdę duży. Kazałem im iść do kajuty i stamtąd nie wychodzić. Nie wiem, o co się pokłóciły, ale Florence wybiegła na zewnątrz. To był moment, fala ją zmyła i już nigdy jej nie zobaczyliśmy. Szanse na jej uratowanie były zerowe. Mogłem tylko patrzyć...

– A pana żona?

– Kilka dni później wróciłem do domu i zobaczyłem, że nie ma jej rzeczy. Zostawiła mi karteczkę, nie list, a karteczkę, abym jej nie szukał... Nie wiem, ale kochałem ją i uznałem, że uszanuję jej wolę. Może popełniłem błąd.

– Dlatego pan pije? – zapytała, a w głowie pojawił jej się obraz Pawła, ojca Damiana.

– Zacząłem pić, bo je straciłem, ale piję, bo jestem pijakiem. Rozumiesz? Nie ma na to usprawiedliwienia.

– Rozumiem – przytaknęła. – Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.

– Mam nadzieję, że twój chłopak wydobrzeje. – Poklepał ją po udzie i pospiesznie zabrał rękę w obawie przed oskarżeniami. – Przepraszam... – szepnął skrępowany.

– W porządku. Pójdę już spać. Wszystkim przyda się sen.

Wracając, Samanta natknęła się na Javiera, który nie poszedł spać, tylko postanowił z Philem posiedzieć i przypilnować Tymona przez dwie godzinki, aby upewnić się, że nie ma urazu ani wstrząsu. Powiedział jej, że będą obgadywać dziewczyny, więc nie jest mile widziana, ale przytulił i pocałował w czoło, czego nie miał w zwyczaju, mówiąc jej tym samym "dobranoc". Posłał ją do swojej kajuty, gdzie miała czekać na nią Alexis, ale zastałatam też Glorię oraz GG w czarnych bokserkach i biało-czarnym T-shircie z Batmanem. Wszystkie wyciągnęły do niej ręce i mogła się wtulić w ich ciepło, otulić się ich czułością. Zasnęły wszystkie w jednym łóżku, co nie gwarantowało komfortu spokojnego snu, ale gwarantowało poczucie bezpieczeństwa, którego jej w tym momencie brakowało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top