Philippe: rozdział 18 - Il était une fois... (cz.2)
– Podobno w Sait John's mają pójść w górę ceny domów, więc to dobra inwestycja.
Podczas obiadu z Glorią Joseph Le Brun, ojciec Philippe próbował zmienić temat, by odwrócić uwagę żony od zmarłej córki. Był przy tym nienaturalnie uśmiechnięty, co nie wróżyło powodzenia.
– Wątpię, by rodzice chcieli go sprzedawać. Wszystko remontowali samodzielnie, odnawiali meble, które w nim były i dbali o każdy szczegół. Myślę, że się w nim wspólnie zestarzeją – odpowiedziała dziewczyna.
– Ty teraz też przeprowadzisz się gdzieś bliżej Oksfordu – wywnioskowała Meelaaney.
– Nie, będę dojeżdżać – odpowiedziała Gloria.
– Ale to daleko! Ponad dwie godziny jazdy i chyba z cztery przesiadki...
– Tak, ale do centrum będzie woził mnie tato... – Nie zdołała się w pełni wytłumaczyć, gdy jego mama przerwała jej.
– To i tak za daleko! Philippe ma mie...
Spanikował. Nie chciał, aby Gloria wiedziała, że posiada coś więcej. Bał się jej reakcji i dobrze czuł się z myślą, że postrzega go, jako przeciętnego chłopaka z nieco zamożniejszej dzielnicy. Mówienie o ich majętności w niczym nie pomagało, więc nie zważając na delikatność, wymierzył kopniaka pod stołem w łydkę matki. Skrzywił się jednak tata, który zrozumiał jego intencje i wszedł żonie w zdanie.
– Philippe też dojeżdżał! – Zaśmiał się nerwowo.
– Tak, ale on miał pięć minut na przystanek i autobus uczelni, który wiózł go bezpośrednio do Oxfordu.
– Lubię dojeżdżać... – usprawiedliwiła się dziewczyna, a jego mama, najwidoczniej zasygnalizowana przez tatę, przestała drążyć temat.
– Myślałaś już o specjalizacji? Czy najpierw chcesz zorientować się, jak to wygląda? – zapytał Joseph Le Brun, bo przyjął swoją zawodową minę. Widocznie był gotowy doradzać.
– Właściwie, to już wiem. Jeszcze niedawno się wahałam, ale rozmawiałam z babcią i zdecydowałam się na neonatologię.
– Oj! – westchnęła Meelaaney.
– Trudna dziedzina, zwłaszcza jeśli chodzi o przypadki poważnych chorób. Jesteś pewna?
– Tak – odpowiedziała z dużą pewnością siebie, którą w niej podziwiał, bo przypominała mu wtedy jego matkę. – Zależy mi na pomocy tym najmłodszym. Moja babcia wychowała dwóch synów: Ricardo i Paco, ale była w pięciu ciążach. Jeszcze z Emiliano, Carmelą i Robertiną. Może, to kwestia wiary, bo ona obchodzi dia de los Muertos i wierzy, że jej dzieci zawsze są przy niej. Zawsze widziałam ją uśmiechniętą. Tata mówi, że zawsze była pogodna i nigdy nie płakała. Jednak niedawno z nią rozmawiałam i uzmysłowiła mi, że ona wewnątrz siebie nigdy nie przestała myśleć o trójce swoich nienarodzonych dzieci. Codziennie zastanawia się kim byłyby, jak by wyglądały. Wszystkie pochowała i zanosi im pan de muerto, ale mówi, że to nie niweluje bólu. Choć nie wyobraża sobie, by nie mogła się z nimi spotkać choć raz w roku... – zrobiła pauzę. – Mówi, że to by ją zabijało od środka...
Gloria przygotowała tę wypowiedź. Dokładnie, to chciała przekazać jego rodzicom. Dokładnie, to oznaczała mała dłoń na jego udzie. "Powiem to za ciebie" – dała mu do zrozumienia i tak zrobiła. Mogła tymi słowami sprawić, że nie zostanie zaakceptowana. Mogła sprawić im ból albo wprawić ich w złość. Mimo to się odważyła. Była jego bohaterką i zaskakująco stała się wyjątkowa dla jego rodziców. Matka spojrzała na niego i wyciągnęła do niego rękę przez stół. Dotknął jej, a ona chwyciła go i uścisnęła.
– Philippe... – wyszeptała do niego matka. – Tata ją skremował i rozsypał w Château de Caletty. Ona jest w Bauduen... Babcia postawiła w ogrodzie rzeźbę aniołka i przygotowała pamiątkową tabliczkę. Powiedziała, że zamontuje ją, gdy do niej przyjedziemy i...
– ... i dlatego pokłóciłaś się z babcią i od dziesięciu lat jeżdżę do niej sam? – dokończył za nią zdanie.
– Pokłóciłam się z nią, bo nazwała mnie "dzikuską bez serca", ale tak... dlatego od dziesięciu lat tam nie pojechałam... Boję się, że gdy powiesimy tę tabliczkę, to stanie się to faktem. Jej śmierć będzie realna... – Po jej twarzy popłynęły łzy, które pospiesznie starła i zastąpiła go delikatnym uśmiechem. – Jeśli bardzo ci na tym zależy, to pojedziemy tam. Zabierz Glorię, pokażesz jej posiadłość babci. Jest tam pięknie o tej porze roku...
– Dziękuję – szepnął. Chciał przytulić matkę, ale nie był w stanie zrobić tego przez stół. W zamian za to uścisnął jej dłoń trzymaną w swojej dłoni i powtórzył. – Dziękuję.
– Dobrze! To skoro już wszystko wiadomo, to może pokażę ci bibliotekę, ślicznotko! Powiedział ci w ogóle mój syn, jak ładnie wyglądasz?
Z miejsca zerwał się ojciec Philippe ze zbyt ekspresyjnym uśmiechem na ustach i wskazał Glorii ręką, aby za nim poszła. Wystawił ramię tak, aby go za nie złapała, co było dość starodawnym gestem, ale w końcu miał już ponad sześćdziesiąt lat i zaczynało być to widoczne w jego ruchach, bo twarz miał dalej czterdziestolatka. Niezbyt ładną i ogorzałą, ale wciąż w miarę gładką, a uśmiechnięte niebieskie oczy odejmowały mu wieku i sprawiały, że ludzie go lubili.
– Nie, nie powiedział... – przyznała nieśmiało Gloria i wsunęła swoją rękę pod jego ramię.
– Ach! To gamoń!
– Co to jest Château de Caletty?
Powie jej! Był tego pewny. Jego ojciec zdradzi teraz jego wszystkie tajemnice. Jeśli Gloria zapyta go, o najbardziej intymne sprawy Phila, to on bez zastanowienia i z uśmiechem na ustach, mając pełną świadomość jego upokorzenia, zdradzi jej wszystkie szczegóły. Ten obiad to była porażka!
Jego uwagę od Glorii odwrócił głos matki i dźwięk ponownie włączanego telewizora, na którym właśnie rozpoczął się program o budowie domów dla imigrantów, gdzie brat dziewczyny jego marzeń uśmiechał się białymi zębami w towarzystwie uroczej Azjatki i kasztanowłosej, zmysłowej kobiety, która była matką jego znajomej i narzeczonej jego przyjaciela i brata. Przez chwilę pomyślał, że matka naprawdę chce to oglądać, ale ona podeszła do gzymsu nad kominkiem i sięgnęła dłonią do srebrnej szkatułki, w której znajdował się czytnik, dzięki któremu można było dostać się do miejsca, gdzie ukryty był pierścionek zaręczynowy jego matki.
– Jest on w rodzinie twojego ojca od pokoleń i przekazywany jest najstarszemu synowi w dniu, kiedy...
– Mamo! – szepnął spanikowany i podbiegł do niej, żeby powstrzymać ją przed wyciągnięciem biżuterii. – My nie jesteśmy parą! Nawet jej nie pocałowałem!
– Ale ją kochasz... – stwierdziła zaskoczona jego reakcją. – Widać to po tobie...
– Ale to nie oznacza, że mam się jej oświadczać. Ona nie czuje do mnie tego samego...
– Gdybyś był dla niej tylko kolegą, nie wspomniałaby o Fra... – Głos jej się załamał. – Tym, co powiedziała.
Posmutniała na chwilę, ale szybko nabrała głęboki wdech i z uśmiechem zaczęła do niego szeptać, jakby konspirowali.
– Planujesz nic nie robić? Być kolegą? Przecież nie jesteś nieśmiały. Kiedy chcesz kogoś poznać to...
– Tak! Biegam po mieście i rucham, co popadnie... Weź... – przerwał jej, a ona się skrzywiła.
– Tego nie powiedziałam, ale... W ogóle, dlaczego nie powiedziałeś jej o swojej rodzinie? Wstydzisz się ich? – zmieniła nagle temat, nie umiejąc wybrnąć z poprzedniego.
– Nie, nie wstydzę – zaprzeczył.
– To o co chodzi?
– Gloria jest skromna. Jej rodzina nie jest biedna, zalicza się do klasy średniej...
– Przecież poznałeś ją podczas rejsu – przerwała mu matka, marszcząc brwi.
– Nie było tam samych bogatych dzieciaków. Ojciec Glorii pracuje dla ojca Samanty. Przyjaźnią się, a Samanta koleguje się z Glorią, więc została zaproszona. Dobrze się z nią dogadywałem, choć zaliczyłem parę wpadek podczas tych wakacji i dużo rozmawialiśmy. Ona założyła, że też należę do klasy średniej. Myśli, że tata ma prywatną praktykę, a nie własną klinikę i nie chcę, aby nabrała do mnie dystansu, wiedząc, że... Nie wiem... Dobrze mi z myślą, że nie leci na kasę i widzi we mnie zwykłego chłopaka...
– Rozumiem. – Uśmiechnęła się ciepło. – Tata też, jak mnie zawiózł do swojej mamy, to trochę zataił rozmiar ich majątku i przyznam, że gdy zobaczyłam zamek w Bauduen, też byłam przejęta, ale musi się dowiedzieć...
– Tata jej powie. – Skrzywił się. – Pochwali się pamiątkowymi zdjęciami i opowie jej parę historyjek, a ja oberwę!
– Nie wygląda na złośnicę...
– Jest Meksykanką i temperamentem kogoś bardzo mi przypomina! – Zaśmiał się.
– Nie wiem kogo... – Zrobiła niewinną minę, ale słysząc kroki po schodach, dotknęła tylko srebrnej szkatułki. – Pierścionek na ciebie czeka. Możesz go wziąć, kiedy tylko będziesz chciał.
Skinął głową i spojrzał w kierunku wnęki prowadzącej na korytarz. Ku jego zaskoczeniu Gloria i jego tata już tam stali.
– Znowu oglądasz swojego kochanka? – zażartował ojciec, kokietując w ten sposób swoją żonę, podczas gdy w telewizji wciąż leciał program "Your peaceful home".
– Kochanka? – zdziwiła się Gloria.
– Samanty ojca – wyjaśnił jej. – Mama odkąd go poznała, rumieni się, gdy jest przez pięć sekund w czołówce jako sponsor.
– No, a Marek zawsze gustował w... – zawahała się. – ...w kobietach o ciemniejszej...
– W Murzynkach! – wybroniła ją z opresji matka. – Jestem Murzynką.
– No, tak...
Skinęła nieśmiało głową.
– Jak to gustował w Murzynkach?! – zreflektował się nagle ojciec. – Przecież jego żona jest biała! Myślałem... Sądziłem...
– Że nie mam u niego szans? No, to się pomyliłeś! – zatriumfowała zadowolona Meelaaney.
– Teraz będę zazdrosny! – prychnął rozbawiony. – Dobra, kochani! Muszę wracać do pracy!
– Poczekaj! Jadę z tobą! Muszę coś załatwić na mieście, podrzucisz mnie... – zawołała za nim żona, ale wyglądało to dość sztucznie, bo jego mama nie umiała kłamać i stało się oczywiste, że chce pozostawić im dom do dyspozycji.
Joseph Le Brun założył letnie palto, a jego mama, Meelaaney, długi sweter z owczej wełny i opatuliła się nim szczelnie. Wyszli razem w objęciach, jak zawsze i szeptali coś między sobą, a gdy drzwi za nimi się zamknęły. Gloria odwróciła się i rozłożyła szeroko ramiona.
– To teraz możemy kochać się do woli!
– Możemy... – odpowiedział zdezorientowany, a ona wybuchła gromkim śmiechem, co jasno ustawiło jego miejsce w szeregu. Wbiegła po schodach na górę i stojąc na ich szczycie, odwróciła się do niego.
– Zauważyłeś, że Javier dziwnie mówi w programie?
– Nie...
– A ja tak. Nigdy nie jest taki opanowany. On jest chaotyczny i porywczy...
– Z pewnością jest porywczy i chyba mnie nie lubi.
– Nie przejmuj się nim. Bardziej powinieneś obawiać się mojego taty. Był snajperem w Armii Meksykańskiej – powiedziała, tylko po to, aby beztrosko wbiec do pokoju.
– Żartujesz? Prawda? – zawołał za nią, by znowu na miękkich kolanach, tym razem z powodu strachu, wejść na górę. Znowu siedziała na jego biurku z założoną nogą na nogę i uśmiechała się niewinnie. – Żartowałaś? – ponowił pytanie.
– Że tata był snajperem? Nie – zaprzeczyła. – Że powinieneś się go obawiać? Tak! Javiera też się nie bój, on cię lubi, ale jest ostrożny z okazywaniem uczuć. Zawłaszcza tych pozytywnych.
– Ok – odsapnął i ciężko opad na łóżko.
Gloria sięgnęła po leżący na jego biurku Kodeks Cywilny i zaczęła przeglądać. Chciał jej powiedzieć, że ma w nim zaznaczone karteczkami istotne paragrafy, więc żeby uważała, ale się powstrzymał.
Trudno, najwyżej poszuka ich na nowo – uznał.
– Lubisz studiować prawo?
– Nie wiem, wolę studiować prawo niż medycynę. Tata chciał, żebym odziedziczył klinikę w przyszłości i żebym po studiach pracował z nim, ale nie lubię widoku krwi... Mam uraz...
– Z powodu zamachu?
– Mhm...
– Co oznacza "anatocyzm"?
– Co? – zdziwił się, gdy zmieniła temat.
– Anatocyzm. Tak tu jest napisane i nie rozumiem, o co chodzi.
Zsunęła się z biurka i trzymając książkę w ręce, usiadła w nogach łóżka.
– Pokaż... – powiedział, siadając obok niej. Anatocyzm, czyli procent składany, są to odsetki naliczane od odsetek. Dobrze to wiedział, ale poczuł intensywny zapach róży i ucisk w żołądku. Odwróciła do niego głowę i patrzyła w oczekiwaniu na odpowiedź. – Jest to... jest to...
Nie mógł się skoncentrować. Odsunęła kosmyk swoich długich, błyszczących włosów za ucho i dalej mu się przyglądała. Pochylił się nad książką, a literki rozmazały się, jakby niedowidział. Podniósł ponownie głowę, a wtedy jej zęby uderzyły o jego i odsunął się zaskoczony. Gloria przysłoniła zarumienioną twarz dłonią i upuściła na ziemię Kodeks, z którego powypadały kolorowe karteczki.
– Wybacz... ja... – wyszeptała zawstydzona.
Dopiero wtedy domyślił się, że próbowała go pocałować.
– Nie, to ja...
Wsunął dłoń pod jej dłoń, opartą o nasadę nosa i ostrożnie przyciągnął jej twarz do swojej. Przyłożył swoje wargi do jej ust i delikatnie pocałował. Odwzajemniła pocałunek, a nawet więcej. Oparła mu rękę na udzie i lekko ścisnęła, a jej język znalazł się w jego buzi. Podnieciło go to. Ujął jej głowę i zaczął namiętnie okazywać jej swoje uczucia. Ich języki tańczyły, a dłonie próbowały dosięgnąć nieznanych rewirów. Jej wsuwały się pod kołnierz koszuli, dotykając jego obojczyków i karku, a jego głaskały jej plecy przez delikatny złoty materiał sukienki. Wiedział, że jeszcze chwila, a będzie zbyt podekscytowany, by spokojnie przerwać tę czułość, więc powoli zaczął się odsuwać, ale ona mu na to nie pozwoliła. Pociągnęła go, sama kładąc się na łóżku. Ułożył się obok niej, bo nie chciał być zbyt bezpośredni, ale mimo to jego ręka powędrowała wzdłuż jej dekoltu i wyczuł, że nie ma na sobie stanika. Jego dłoń przesunęła się znów na górę i zaczął delikatnie pieścić jej drobną pierś przez materiał sukienki.
Była przyjemna, mała i jędrna. Pozwalała się miętosić, a jej sutek robił się coraz twardszy. Chciał go poczuć na skórze, dlatego ostrożnie wsunął palce pod dekolt. Chwyciła go za rękę i przerwała ich pocałunek. Przesadził.
– Masz prezerwatywę?
Zaskoczyła go pytaniem i zrozumiał, że jej nie spłoszył, a jedynie chciała mieć pewność, do jakiego stopnia mogą się posunąć.
– Chcesz się kochać?
Był zdezorientowany.
– Jeśli masz prezerwatywę.
– Jesteś pewna?
– Jestem.
Uśmiechnęła się do niego, a on skinął głową.
– Ok.
Wyciągnął się na łóżku i chciał sięgnąć ręką do szuflady, ale długie ramiona nie zawsze gwarantowały, że dosięgnie się do wszystkiego. Pospiesznie wstał i okrążył mebel. Zaczął grzebać w szufladzie szafki nocnej, ale długo nie wyciągał z niej kondomów, choć wiedział, że ma jeden zagrzebany między jego szpargałami: aparatem na zęby na noc, długopisami, okularami do czytania i stertą zapisanych kolorowych karteczek. W tym czasie Gloria wierciła się na jego łóżku, a on cieszył się, że ma nałożoną nową elegancką, granatową pościel i nie znajdzie na niej żadnych żenujących niespodzianek. Znalazł jasnoniebieskie opakowanie prezerwatyw Durex i wyciągnął jedną z pudełka. Odwrócił się w kierunku dziewczyny i zobaczył, że leży naga, a jej ubrania rzucone są na podłogę. Była doskonała. Miała opalone ciało, wąskie ramiona, mały szpiczasty biust zakończony czerwonymi sutkami, na jej płaskim brzuchu tworzyły się dwie zmarszczki oddzielające drobne fałdki. Jej biodra były niezwykle kształtne, zamieniały się w smukłe nogi, między którymi był gęsty czarny trójkąt błyszczących włosów. Na ten widok w jego spodniach zabrakło miejsca i poczuł ucisk na rozporek.
– Co się stało? – zaniepokoiła się dziewczyna.
– Nic – otrząsnął się. – Jesteś piękna.
– Masz?
– Mam.
Pokazał jej owiniętą w sreberko silikonową gumkę.
– To się rozbierz...
Nie musiała powtarzać. Pospiesznie rozpiął koszulę i odpiął pasek u spodni, a potem opuścił je w dół, ukazując jej swoje gabaryty, ale nie miał się czego wstydzić. Był sztywny, więc był okazały. Na szczęście pod tym względem był bardziej czarny niż biały. Na jej oczach założył prezerwatywę. Delikatnie rozchyliła nogi, ale nie na tyle, by mógł cokolwiek dostrzec. Ściągnął resztki odzieży, jaką miał na sobie i umiejscowił się między jej udami, tak by musiała zadrzeć nogi wyżej i rozłożyć je szerzej, ale zrobiła to bez większego problemu. Wsunął jej jedną rękę pod plecy i chwycił za kark. Zaczął ją ponownie całować, drugą ręką pieścił jej pierś, ale największą przyjemność dawało mu delikatne ocieranie się członkiem między jej nogami. Mimo prezerwatywy czuł, że jest gotowa, a jednak nabrał ochoty, by sprawdzić, jak smakuje. Jego usta zaczęły schodzić powoli na jej szyję, dekolt, piersi i brzuch...
– Zrobię ci... – szepnął i pocałował jej udo od wewnątrz. Chciał powiedzieć, co planuje jej zrobić, ale go powstrzymała ruchem ręki.
– Zaczekaj...
– Coś się stało? – zdziwił się.
– Nie. Po prostu chciałam, abyś najpierw we mnie wszedł. Chcę nie być dziewicą...
– Kochamy się, bo nie chcesz być dziewicą? Mówiłaś, że czekasz na odpowiedniego...
– Ty jesteś odpowiedni – przerwała mu. – I nie kochamy się, bo chcę przestać być dziewicą, ale dlatego, że chcę przestać być dziewicą z tobą.
– Więc dlaczego...?
Nie potrafił dobrać myśli w odpowiednie słowa, ale ona go zrozumiała.
– Podobno jest to najmniej przyjemna część i stresuje się nią najbardziej. Pomyślałam, że gdy będę mieć ją z głowy, to cała reszta będzie przyjemniejsza...
– No dobrze... – odparł niepewnie.
Uświadomił sobie, że nigdy nie był z dziewicą. Znał teorię. Ojciec nazbyt dobrze go wyedukował. Wiedział, co zrobić, aby zminimalizować jej ból.
Powoli wsuń się od góry – usłyszał w swojej głowie i zrobił tak, jak powinien.
Rozszerzyła delikatnie oczy, a jej usta się rozwarły. Był w niej. Przyszło mu to łatwiej, niż zakładał podręcznik.
– Phil... – wyszeptała.
– Wszystko w porządku? Bolało? – zaniepokoił się.
– Nie, jest idealnie... Nie przerywaj...
Przyłożył usta do jej ust i delikatnie ją pocałował. Zaczął poruszać się w niej, wpierw powoli, ale z czasem nieco szybciej. To co czuł, było dla niego czymś nowym. Nie spodziewał się tego. Napięcie sprawiło, że zaparło mu dech w piersi. Przesunął twarzą po jej kości żuchwy i zaczął wąchać zapach za jej uchem. Tu mocniej przebijał się przez wodę różaną jej naturalny słodki, migdałowy aromat. To tylko wzmogło uczucie podniecenia, a właściwie euforii, bo nie do końca czuł się klasycznie pobudzany. To bardziej przypominało chwilę, gdy biegał i moment zwycięskiego przekroczenia mety. Sukces, radość, uniesienie, czuł chyba wszystko naraz, a z jego gardła zaczęły wydobywać się pomruki przyjemności, które zamieniły się w stęknięcia. Zupełnie do niego niepodobne. Zawsze kochał się jedynie przy akompaniamencie kobiecych jęków, a te, które wydobywały się z ust Glorii, nie pomagały mu, by się opanowanował. Miła przyjemny głos słowika, a dźwięki jej podniecenia brzmiały, jak melodia, której chciał słuchać zawsze. W końcu wszystko skumulowało się do tego stopnia, że jedyne, co czuł to drętwota w dolnych kończynach. Opadł ciężko i zaczął oddychać miarowo. Miał niesamowitą ochotę zasnąć. Nigdy nic tak go nie wyczerpało, jak ta chwila, w której chciał pozostać. Dziewczyna głaskała go delikatnie po karku jakby pocieszająco.
– Kocham cię... – wyrwało mu się z ust, choć wiedział, że nie jest dobrze wyznawać takie uczucia zaraz po stosunku.
– Dobrze... – zawahała się – ...ale jest mi ciężko...
– Wybacz...
Stoczył się z niej i szybkim ruchem pozbył się prezerwatywy, którą wrzucił pod łóżko, żeby później ją dyskretnie posprzątać. Chwyciła za narzutę leżącą w nogach łóżka i okryła ich nią. Wtuliła się w niego i spojrzała wielkimi migdałowymi oczami, aby spuścić wzrok i przyjrzeć się bliżej narzucie z wyszytym słoniem na tle zachodzącego słońca.
– Ale piękna... Wygląda jak ręcznie robiona...
– Jest ręcznie robiona. Wyszyły ją dla mnie dziewczynki z misji, które moja mama uczyła francuskiego. Chyba się we mnie kochały! – zażartował, ale ona przestała już zwracać uwagę na narzutę i patrzyła na niego swoimi smutnymi oczami.
– To nie było tylko dla przyjemności... prawda? Będziemy to powtarzać? – zapytała poważnie.
– Mam nadzieję! – rozbawiły go jej pytania.
– To znaczy, że jesteśmy razem, prawda?
– Tak... – Nabrał powietrza do płuc. – Miałem nadzieję, że to oznacza, że jesteśmy razem. Zakochałem się w tobie, gdy tylko ujrzałem cię po raz pierwszy...
– Nieprawda! Za pierwszym razem nawet mnie nie dostrzegłeś i podrywałeś GG! – Położyła się na jego brzuchu i oparła łokcie mu na torsie. Miał prawe udo między jej nogami, więc ugiął lekko w kolanie nogę, żeby czuła przyjemność, gdy będzie się poruszać. Zakręciła zmysłowo pupą i spojrzała na niego prowokacyjnie. – Nie zauważyłeś mnie...
– Miałaś na sobie biały T-shirt wsunięty z przodu w jeansowe szorty. Byłaś zniesmaczona moim komentarzem do GG i pomyślałem, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Taką poza moją ligą. Planowałem się zabawić na jachcie, a nie zakochać! Weź! Nie podrywasz na wakacjach idealnej kandydatki na żonę i matkę!
Westchnęła ciężko i znowu poruszyła biodrami. Tym razem z większą świadomością tego, dlaczego to robi. Wysunęła ramiona do przodu i objęła go za szyję.
– A dobrą historię ma ten pierścionek?
– Jesteś sroka! – Zaśmiał się nerwowo i dotknął palcem jej zadartego w górę nosa, ale ona się nie śmiała. Spoważniał i przytulił ją mocniej. – No dobrze. Wiesz kim jest Charles Le Brun?
– Nie...
– To francuski malarz i architekt z XVI wieku. Był nadwornym malarzem Ludwika XIV, jego kojarzysz?
–Tak. Król Słońce, oglądałam "Człowieka w żelaznej masce" z Leonardo DiCaprio.
– Wiesz, że ta historia jest zmyślona?
– Pytałeś, czy go kojarzę, a nie czy znam historię.
Wzruszyła ramionami.
– Fakt. To Charles Le Brun otrzymał ten pierścionek w darze od króla i jest od tego czasu w naszej rodzinie, przekazywany z pokolenia na pokolenie.
– Czyli jest sporo wart?
– To srebro i szafir, ale jest cenny.
– I trzymacie go w szkatułce nad kominkiem? Każdy może go ukraść...
– Właściwie, to w szkatułce jest czytnik linii papilarnych, które odsuwają obraz, gdzie ukryty jest sejf.
– I ot tak mi o tym mówisz? – zdziwiła się.
– Właściwie, to nie powinienem... Planujesz mnie okraść?
Spojrzał na nią rozbawiony, a ona prychnęła ze śmiechem.
– Tak! Przyjdę tu z całym meksykańskim gangiem!
Szturchnęła go rozbawiona, a on zaczął się bronić, łaskocząc ją po plecach i pod pachami. Wygięła się w łuk i śmiała do rozpuku. Wtedy zapragnął kochać się z nią znowu. Była spełnieniem jego marzeń i miał ogromną nadzieję, że jego przyszłością. Chwycił ją pewnie i przewrócił na plecy.
– Kocham cię, Gloria – wyszeptał, patrząc jej prosto w oczy.
– Też cię kocham...
Te słowa dały mu ulgę i wiarę w niemożliwe. Ponownie zaczął ją całować. Jej usta, brodę i szyję, jej drobne piersi z małymi sutkami, jej brzuch, podbrzusze...
Chwycił ją jedną ręką za biodro, a drugą rozchylił jej szeroko nogi. Jej łono było malinowego koloru i nabierało coraz intensywniejszej czerwieni. Miała mięsiste płatki swojego kwiatu i delikatną, ale wyraźnie zarysowaną kuleczkę u góry. Przesunął językiem po jej wrażliwych miejscach. Poczuł słono-słodki smak jej nektaru. Opadła na poduszkę i zaczęła ciężko oddychać. Wsunął delikatnie w nią palec wskazujący i całował jej kobiecość, aż nie doprowadził jej do orgazmu.
Leżała wyczerpana i szczęśliwa, a on zaczął ponownie przeszukiwać szufladę nocnej szafki, bo w pudełku była jeszcze jedna prezerwatywa. Czekała na niego gotowa na przyjęcie w siebie jego członka, głaszcząc go po torsie i brzuchu, który musiał jej się bardzo podobać, bo w oczach miała pożądanie.
Nagle rozległ się głośny dźwięk klaksonu samochodowego i jego ukochana zerwała się z łóżka, owijając się wyszywaną narzutą.
– Co się stało? – spojrzał na nią zdezorientowany.
– To Javier! – wyjaśniła mu spanikowana. – Cholera! Już jest osiemnasta?!
– Chyba tak... – Zrozumiał, że nie ma, co szukać kolejnej prezerwatywy. Wstał i chwycił ją za ramiona. – Uspokój się. Otworzę mu, a ty spokojnie się ubierz.
– Nic nie rozumiesz! On jest przewrażliwiony i prosił, bym nie pozwoliła ci na nic na pierwszej randce. Teraz będzie robił mi wyrzuty...
– Ubierz się! Zajmę go przez chwilę rozmową. Nie zorientuje się...
Pospiesznie wsunął na siebie spodnie i zarzucił na ramiona koszulę. Wyszedł z pokoju i przymknął drzwi, tak aby zasłonić ubierającą się Glorię. Zbiegał po schodach, zapinając guziki, a gdy uznał, że nie wygląda najgorzej, otworzył drzwi. Javier nie czekał na zaproszenie. Wszedł do jego domu, wymijając go w progu.
– Gdzie ona jest? – zapytał bez większych ceregieli.
– W toalecie na górze. Wejdź, proszę do salonu. – Wskazał ręką kierunek. – Rozgość się. Chcesz coś do picia?
– Wybacz mu... – Do wewnątrz weszła również blondynka z lekko zakręconymi włosami. Nie zauważył, że Javier przyjechał z narzeczoną, więc Alexis również weszła bez zaproszenia, ale czuła przy tym dużo większy dyskomfort. – Pokłóciliśmy się o mieszkanie. Było co prawda bardzo malutkie, ale nowoczesne i funkcjonalne. Podobało mi się, ale Javier stwierdził, że to skandal płacić pięć tysięcy funtów miesięcznie za kawalerkę.
– Bo to zdzierstwo! – wtrącił się Meksykanin, wchodząc do salonu. – O! Ja pierdolę! Masz waginę na ścianie!
– Jesteś idiotą Javerze Antonio Pérez! – usłyszeli wszyscy karcący głos jego siostry, która dumnie schodziła po schodach. – To lilia, taki kwiat.
– Właściwie... – próbował wtrącić się nieśmiało, ale rodzeństwo nie dawało nikomu wchodzić w ich potyczki.
– To cipka jest! Głupia jesteś, że nie wiesz, jak cipka wygląda!
– Jesteś rąbnięty w głowę! Kto wiesza waginy na ścianach?!
– Właściwie, to... – ponowił próbę swojej ingerencji.
– Weź, powiedz jej, skoro już ją przeleciałeś, że się ośmiesza!
– Myśmy nie... – próbował się usprawiedliwić, ale Alexis uśmiechnęła się niepewnie i wskazała palcem na jego kołnierzyk.
– Masz krzywo zapiętą koszulę...
Spojrzał w dół i faktycznie miał poprzestawiane guziki. Rozpiął ją i zaczął zapinać na nowo. Alexis zrobiła zaskoczoną minę i zasłaniając lekko twarz, podeszła do narzeczonego.
– Więc? – ponaglił go Javi.
– Co "więc"? – zapytał zdezorientowany i nieco przestraszony.
– Obraz? Co na nim jest?
Javier stanął przy malowidle i wskazał ręką.
– Właściwie to wagina...
– I co? Głupio ci, młoda?
Chłopak nie krępował się okazywać satysfakcji, że wygrał z siostrą, a ona spojrzała na niego, unosząc lekko brew.
– Mama kupiła go, aby uczcić swoją rekonstrukcję. Znalazła malarkę zajmującą się takimi obrazami i kupiła od niej jeden – wyjaśnił, a jego dziewczyna (był szczęśliwy, mogąc używać tego określenia) skinęła głową na znak zrozumienia. – Wybacz za...
Pokazał ręką na guziki, a Gloria podeszła do niego, przesunęła dłonią wzdłuż nich i pocałowała go w usta.
– To nic. Właściwie, to dobrze, że ten imbecyl już wie i mamy to z głowy...
– Nie bądź tego taka pewna! – prychnął Javier.
– Gloria... – zaczął niepewnie, bo właśnie przyszło mu coś do głowy. – Zwróciłaś się do Javiera dwoma imionami, a jakie jest twoje?
– Nigdy ci tego nie powiem! – Zaśmiała się. – Nieznoszę go!
– Ja mam Étienne. Philippe Étienne Le Brun, a babcia mówi do mnie Éti. Jak polecimy do Francji...
– Ładnie... – przerwała mu i dotknęła z czułością jego twarzy. – ...ale mojego nie poznasz.
– Dlaczego?
Poczuł rozczarowanie.
– Brzmi jak postać z Disneya... strasznie infantylne i przesłodzone...
– Ale...
– Nie... – szepnęła i podeszła do brata, żeby dać mu do zrozumienia, żeby nie naciskał.
Był to jasny sygnał, że jest to już pożegnanie. Ruszyli do drzwi, które uchylił im, aby ich odprowadzić. Wychodząc, Gloria ponownie go pocałowała, a on już zaczął tęsknić za jej obecnością.
– Polecisz ze mną do Francji, prawda? – zapytał, a ona skinęła głową.
Javier wychodził jako ostatni i nie planował tylko wyjść. Musiał umyślnie zwlekać z opuszczeniem jego domu, bo gdy dziewczyny zaczęły wsiadać do samochodu, on stanął w progu i odwrócił się w stronę Philippa.
– Nie zrań jej, bo naprawdę cię lubię i nie chciałbym obić tej ładnej mordki.
Nie był pewny, czy bardziej mu groził, czy prosił, ale potaknął.
– Kocham ją.
– To dobrze, dobrze... – Kiwał głową, jakby na czymś się zastanawiał. – Esi... po babci. Na drugie imię po babci, Esmeralda.
Éti i Esi... zabawne – uznał i przyglądał się, jak Javier po raz kolejny odpala silnik. Coś szwankowało mu z zapłonem i stanowczo go to irytowało. Właśnie w tej sekundzie zrozumiał, że nie chce być z Glorią na pół gwizdka. Chciał być z nią zawsze, budzić się przy niej i zasypiać trzymając jej nagie ciało w ramionach. Pragnął tego już, a nie za jakiś bliżej nieokreślony czas. Podbiegł do samochodu i zapukał w szybę. Uchyliła ją i spojrzała na niego zaskoczona.
– Zamieszkaj ze mną – wypalił z grubej rury. – Mam mieszkanie w Oksfordzie. Zazwyczaj je wynajmuję, ale w tym roku chciałem w nim zamieszkać, żebyśmy mieli własną przestrzeń. Nie chcę jednak dzielić jej z tobą tylko chwilami, więc zamieszkajmy razem.
– Nie wiem... – odparła zdezorientowana tą nagłą propozycją. – Nie wiem, co powiedzieć...
– Właściwie, to... – Przyszedł mu na myśl jeszcze bardziej szalony plan. – Właściwie, to jest to duże dwupiętrowe mieszkanie z dwiema sypianiami. Urządzone jest w stylu ranczerskim, ale są to meble robione na zamówienie i stylizowane, a tak ma wysoki standard i moglibyśmy zamieszkać tam wszyscy. Javier byłby o ciebie spokojny, ty byś miała blisko na uczelnię. Myślę, że Alex się spodoba i...
– Bierzemy! – zawołała blondynka z przedniego siedzenia.
– Zaraz! Wiesz, ile będzie takie mieszkanie kosztować?! Nie stać mnie! Opłacam studia swoje i siostry, mam kredyt, a program jest nakręcany przez trzy miesiące w roku. Poza nim dalej jestem zwykłym magazynierem...
– Dogadamy się z ceną na tyle, ile będzie cię stać – zapewnił go, co sprawiło, że Javier zamknął usta zaskoczony i przyglądał się dalszemu rozwojowi sytuacji. – Gloria...?
– Zaskoczyłeś mnie, ale tak! – Zaśmiała się i wystawiła głowę przez szybę, żeby ponownie go pocałować.
Philippe uwielbiał ją całować...
– No dobra, zdzwonimy się – powiedział Javier i odpalił silnik.
Patrzył, jak odjeżdżają i już tęsknił... O rety! Ależ on za nią tęsknił...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top