Marek: rozdział 33 - Plan ewakuacyjny (cz.2)
Rozpoczęły się wakacje. Rok akademicki nareszcie się skończył i Samanta odebrała swój pierwszy w życiu dyplom. Stała wyprostowana i dumna na zakończeniu roku i mimo że nie nawiązała znajomości z żadnym innym studentem, to przez profesora Arinstowa została wyjątkowo gorliwie wyściskana, aż Marek zastanowił się, czy jest to stosowne. Po wszystkim podbiegła i mocno ich przytuliła. Piotr, który stał w białej koszuli i skórzanej kurtce, wręczył jej bukiet herbacianych róż, a Daniela pozwoliła swojemu kamiennemu sercu na łzy i z zaczerwienionym nosem gratulowała wnuczce. Marek był szczęśliwy, gdy trzymał w ramionach swój wyrośnięty skarb i ukochaną żonę.
– Nie ma Damiana... – szepnęła mu wprost w pierś i spojrzała na niego dużymi i niewinnymi oczami.
– Rozmawialiśmy o tym... – mruknął, nie chcąc psuć miłej atmosfery świętowania.
– Wiem, ale nie wiem, dlaczego go nie ma... – wyjaśniła nieśmiało.
– Zdał wszystkie egzaminy we wcześniejszym terminie – odpowiedział.
Pocałował córkę w czoło, aby nie musieć patrzyć jej w oczy, gdy milczał na temat rzeczy, o których nie chciał mówić. Załatwił wszystko. Damian był na przymusowym urlopie. W trakcie rozwiązywania swoich problemów i ponownej walki z nałogiem. Nie chciał poddać się leczeniu, obiecał, że sam sobie poradzi, w sposób, który uzna za stosowny, a on na to przystał, gdy wyjaśnił mu swój plan. Ośrodki walki z narkomanią nie były dla niego, tak mówił... Musiał wiedzieć, co robi, bo od tego zależało jego życie.
– Dobra! Zbierajmy się – oświadczyła Klara, klaskając w dłonie. – Przygotowałam obiad, a Martyna z pewnością już osiwiała! Odkąd bliźniaki zaczęły chodzić, jedna osoba do całej trójki to szaleństwo!
Tak właśnie zrobili. Po powrocie zastali bałagan z zabawek w salonie i śmiechy trzech rozrabiających chłopców, ale nic nie wybuchło, ani świat się nie zawalił. Martyna miała świetną rękę do dzieci i przywitała ich z uśmiechem na ustach, choć włosy miała lekko zwichrzone. Marek miał lekkie poczucie winy, że w ich domu mieszka córka Patryka, a Samantę mają tak daleko. Być może uda im się namówić ją na powrót, by mogli mieć ją na oku. Dobry moment do rozmowy o tym nastał przy obiedzie, gdy ich córka wspomniała, że w mieszkaniu na rogu Paradise Walk i Dilke Street czuje się samotnie.
– Zamieszkaj z nami – zasugerował.
Próbował przybrać swobodny ton, jakby wcześniej nie myślał na ten temat.
– Właściwie... – zaczęła niepewnie, co nieco go rozczarowało, gdyż wiedział, że usłyszy odmowę.
– To chciałam przeprowadzić się do Oksfordu, blisko uczelni i blisko przyjaciół...
– Wspaniale! – zawołał uradowany. – Masz już coś na oku, czy pomóc ci w poszukiwaniach?
– Właściwie... – znów podjęła dyskusję niepewnie. – To muszę coś zarezerwować już teraz, bo wyjeżdżam na wakacje do Szkocji...
– Do Szkocji? – zdziwiła się Klara. – Nie chcesz z nami wyjechać do Grecji? Myśleliśmy, że w tym roku pojedziemy w trójkę i... zrobiliśmy już rezerwację. To miała być niespodzianka...
– Och wybacz, mamo... – Samanta przełknęła ślinę i sięgnęła po porcję pieczeni w sosie, co przykuło uwagę Marka.
– Jesz mięso? – zdziwił się i wskazał na jej talerz.
– Tak... – zaśmiała się nerwowo. – Niektórzy zwrócili mi uwagę, że jestem trochę za chuda. Weganizm mi chyba nie służy...
– Nikomu nie służy! – zaśmiał się Piotrek.
– Niektórym nie służy cholesterol! – prychnęła Daniela, która bardzo pilnowała swojego partnera w utrzymywaniu odpowiedniego poziomu zdrowia.
– Czyli Szkocja?
Klara zwróciła się w kierunku córki i okazała jej uwagę, której obecnie wymagała.
– Zobaczysz zamek Eilean Donan? Podobno jest jedną z największych atrakcji w Szkocji. Na nim kręcono "Nieśmiertelnego", tata uwielbia ten film!
Do rozmowy postanowiła dołączyć Martyna, co było dla niej rzadkością, gdyż była milkliwa. Musiało ją to najwyraźniej zainteresować, ale Samanta pokiwała przecząco głową.
– Jedziemy do Staxigoe w pobliżu Wick. To stara była wieś rybacka. Raczej nie ma tam czego zwiedzać...
– Jedziemy? – zainteresował się Marek. – Jedziesz z przyjaciółmi?
– Nie bardzo... – zaśmiała się nerwowo. – Jadę tam z resztą ekipy profesora Arinstowa. To wyprawa badawcza.
– Polować na duchy? – zapytała Klara, która podobnie jak on, nie chciała, by córka angażowała się w ten rodzaj aktywności.
– Jesteś pewna, że profesorowi zależy na tobie, a nie na Kornelii? Ona też tam jedzie? – zwrócił się do Samanty, żeby dać wyraz poparcia dla obaw żony.
Dziewczyna namyśliła się i wsunęła przy tym spory kawałek pasztetu z soczewicą do ust, który Klara upiekła z myślą o jej nawykach żywieniowych. Był to oczywiście wybieg, mający na celu oddalenie w czasie odpowiedzi i namyślenie się, aby udzielić ich jak najbardziej dyplomatycznie.
– Ciocia jest podekscytowana wyjazdem... – zaczęła, jakby chodziło o rodzinny wyjazd.
– Tłumaczyłaś profesorowi, że jest socjopatką? – przerwał jej, gdyż czuł lekką irytację, której nie potrafił powstrzymać.
– Nie jest! – sprzeciwiła się z pełnymi ustami i sięgnęła po szklankę, aby popić. – Nie jest socjopatką...
– Nie rozumie zasad społecznych, nie ma wrażliwości i jest gotowa poświęcić innych dla osiągnięcia własnych celów. Jak to nazwiesz?
Uniósł się. Wiedział, że się uniósł, ale nie potrafił przejść do normy ze świadomością, że w życiu jego córki jest złośliwy poltergeist i tego, że wykorzystała jego uczucia do Klary w młodości. Tego nie mógł jej najbardziej wybaczyć.
– Ona nie jest dopplegängerem – powiedziała.
– Nie mam pojęcia, o czym do mnie teraz mówisz – prychnął, a ona zrobiła minę, jakby nie pierwszy raz ktoś jej nie rozumiał.
– Nie jest mamy sobowtórem, nie udaje jej. Ma własne życie...
– Od kiedy?! – prychnął.
– Daj spokój, Marek.
Klara była spokojna, ale widział w jej twarzy irytację. Mieli córkę w domu. Córkę, o której przebaczenie długo zabiegali i w końcu mogli wszystko wyprostować. Zacząć żyć spokojnie. Nie było sensu teraz niszczyć tej cienkiej skorupki zaufania, jaka w końcu zaczęła się formować.
– Po prostu się o ciebie martwimy... – wyjaśnił.
– Nie przejmuj się, tato. Profesor też mówi, żebym się nie nastawiała. Prawdopodobnie spędzimy nudny miesiąc w zimnej Szkocji, gdzie największą atrakcją będą wypady do Wick, a ciocia jak się znudzi, nie będzie się pojawiać, więc...
Wzruszyła ramionami i nałożyła sobie porcję duszonych warzyw. Zaskakująco dużo jadła, muszą częściej zapraszać ją na obiady i może zasugeruje Klarze, żeby szykowała jej jakieś słoiki. Zawsze zakładał, że gdy ma pieniądze, to bez problemu zjada wartościowe posiłki w porządnych restauracjach, ale może lepsze były domowe obiady, które przypominały jej o matce?
– A dlaczego tam jedziecie? – zapytała Daniela, której pytanie wyjątkowo spodobało się Samancie i widać było u niej entuzjazm, który on chwilowo zgasił.
– Właściwie to w pobliżu Staxigoe, na jego obrzeżach dokładnie, znajduje się posiadłość, która przez wiele lat stała opuszczona. Teraz kupili ją nowi właściciele Chcą otworzyć tam pensonat, ale uskarżają się, że w nocy pojawiają się w ich domu mokre ślady stóp, które prowadzą od holu przez salon do tylnego wejścia prowadzącego do ogrodu. Ponoć istnieje tam miejska legenda o utopionej dziewczynie, która była córką byłych właścicieli domu. Podobno w każdą rocznicę jej śmierci, jej ducha widać na skałach, a teraz jej aktywność wzrosła i coraz więcej mieszkańców opowiada o zjawie. Pojedziemy to sprawdzić. Profesor mówi, że mogą to być kwestie spadkowe, albo komuś nie odpowiadają nowi lokatorzy. Według niego to zawsze jest mistyfikacja i dlatego jakiś czas temu postanowił skończyć z wyprawami, ale po sytuacji z Jackobem profesor odzyskał stary zapał i poprosił mnie o pomoc! – Uniosła triumfalnie podbródek. – Jestem najmłodszą osobą, z jaką współpracował. Nigdy nie zabiera ze sobą osób z pierwszego roku. Nawet po drugim nigdy nikogo nie zatrudniał. Mówi, że będę jego medium.
– Tłumaczyłaś mu, że to nie takie proste? – zapytała Klara z zatroskanym wyrazem twarzy.
– Tłumaczyłam mu, że w swoim życiu miałam kontakt z trzema duchami, a jeden lub dwa, bo nie jestem pewna, zaledwie mi mignęły i, oprócz Jacoba, wszystkie były członkami rodziny. Opowiedziałam mu o cioci, która przez swoje moce może przybrać postać poltergeista. Nie wierzył mi, póki nie zrzuciła mu książek z półki i nie zaczęła udawać psa, pytając jakie sztuczki jeszcze ma wykonać... – zaśmiała się i wzruszyła rękami. – Oczywiście, to drugie tylko ja widziałam, ale i tak było zabawnie...
– Ale wytłumaczyłaś mu, że tego nie kontrolujesz i naraża cię tym na niebezpieczeństwo?
Jego głos przybrał chłodny ton, żeby zrozumiała, że nie jest to zabawa.
– Tak, powiedziałam mu, że nie wiem, jak dokładnie działają moje moce i że póki, co udało mi się jedynie ptaka zabić podczas napadu złości...
– Mogę cię o coś prosić...? – odezwała się niepewnie jego żona.
– Będę na siebie uważać! – zaświergotała radośnie Samanta.
– Nie to chciałam... To znaczy to też... – poprawiła się natychmiast – ...ale chciałam, żebyś przekazała coś Kornelii...
Samanta spojrzała dziwnie ponad głowę matki i uśmiechnęła się ciepło.
– Co takiego? – zapytała.
– Powiedz mojej siostrze, żeby opiekowała się tobą, jak swoją własną córką i że żałuję, że nie miałam okazji jej poznać. Powiesz jej?
Klara dotknęła nagle swojej klatki piersiowej tuż poniżej szyi i pogłaskała się, jakby była nieobecna, a Samanta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Już jej to powiedziałaś, mamo. Obiecała, że dopilnuje, żeby włos nie spadł mi z głowy i cię przytuliła, chyba poczułaś...
Kasztanowłosa piękność przed Markiem otworzyła szeroko oczy i ponownie dotknęła miejsca na swoim ciele, ale tym razem z nutą rozczarowania. Może powinien uznać, ten moment za szczególny, ale poczuł niezwykły dyskomfort z faktu przebywania Kornelii w jego pobliżu.
– A ode mnie powiedz jej, żeby wynosiła się z mojego domu! – burknął, ale jego córka tylko się zaśmiała i pokiwała głową.
– Może, gdybyś nie gmerała mu przy rozporku dwadzieścia lat temu, to by teraz nie był taki zrzędliwy! – prychnęła z rozbawieniem, a Piotr zakrztusił się ziemniakiem z koperkiem i zaczął się również śmiać pod nosem, choć udawał, że odchrząkuje.
– Natychmiast! – warknął. – I ma się nigdy więcej nie pojawiać w moim domu!
– Oj! Myślę, że i bez ciebie poradziliby sobie, nawet jeśli tata był ugrzecznionym prawiczkiem!
– Natychmiast!
Nie wytrzymał i uderzył ręką w stół. Samanta się ponownie zaśmiała i spojrzała w jego stronę ze łzami w oczach.
– Ona naprawdę uwielbia, gdy się złościsz. Mówi, że przypomina jej to o tym, jakim jesteś porządnym facetem i cieszy się, że mama ma cię w swoim życiu...
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Jednocześnie się z nią zgadzał i jednocześnie irytowało go, że nie może jej nawtykać osobiście. Sam nie był pewny, co czuje do Kornelii, z jednej strony jej nie znosił, a z drugiej jej szaleństwo było magnetyczne i dziwnie pociągające, czego nie chciał przyznać sam przed sobą. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo odezwało się jego dziecko.
– Chciałabym jeszcze posiedzieć... ale umówiłam się z Alexis i Glorią. Będziemy świętować zakończenie szkoły, więc będę się już zbierać.
– Nie zostaniesz na deser? Mama upiekła szarlotkę... – zainteresowała się Daniela, ale dziewczyna pokiwała przecząco głową.
– Nie, ale zostawcie mi duży kawałek. Pomyślałam, że jak skończymy, to wpadnę do mieszkania po parę rzeczy i wrócę tu na noc. Co wy na to?
– Koniecznie! – zaśmiała się Klara, a Marek wstał, żeby pożegnać córkę.
Przytulił ją z całej siły i ucałował w busz gęstych, kręconych włosów pachnących lawendą.
– Pamiętaj, że to także twój dom i jesteś tu zawsze mile widziana.
– Kocham cię, tato...
*
Zasadniczo nie musiał czekać na Samantę, ale i tak siedział w salonie i popijał mocne espresso. Robił to instynktownie, chciał wiedzieć, że bezpiecznie położyła się do łóżka, tylko tyle. Myślał, że będzie oglądał seriale na Netflixie i podjadał z lodówki, ale o 23:15 drzwi frontowe się otworzyły i weszła przez nie nieco zmęczonym krokiem jego córka. Zrzuciła botki na obcasie i rzuciła je w stronę szafki na buty, a srebrny, satynowy płaszczyk na lato odwiesiła na wieszaku. Podszedł do niej z założonymi rękami i zaczął jej się przyglądać.
– Wszystko dobrze? – zapytał niepewny tego, jak się czuje.
– Tak – odpowiedziała beztrosko. – Wypiłyśmy z dziewczynami butelkę wina, zjadłyśmy tonę ciastek i poplotkowałyśmy. Nie musiałeś na mnie czekać...
– Chciałem... – powiedział, mrużąc oczy i próbując dostrzec drugie dno w jej wypowiedzi.
– Coś się stało?
– Nie! – Rozluźnił się i wsunął niepewnie dłoń we włosy. – Po prostu myślałem, że będziesz bawić się nieco dłużej i myślałem, że coś się wydarzyło...
– Nie. To nie była jakaś szalona impreza. Siedziałyśmy z dziewczynami, pośmiałyśmy się, a Javier i Philippe grali na PlayStation w Fifę... – Wyprostowała się i ruszyła w stronę salonu, a on podążył za nią. – ...ale mam nowiny!
Opadła ciężko na białą kanapę i zajrzała do pustej już filiżanki po kawie.
– Zrobić ci? – zapytał, wskazując na stolik.
Samanta skinęła głową i przetarła dłońmi twarz.
– Wypiłam tylko kieliszek wina, ale i tak kręci mi się w głowie...
– To może się połóż – zasugerował.
– Nie, wolę zjeść ciasto i napić się kawy!
Wstawił dwie szklanki pod dozownik ekspresu i włączył opcję na caffè latte. Sięgnął po talerzyki, aby ukroić szarlotkę, którą chciał podgrzać w mikrofalówce i nałożyć im duże gałki lodów zabajonych.
– Co to za nowiny? – zagadnął, gdy niósł już przygotowaną tacę do salonu.
Samanta sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła z nich białą prostokątną kopertę z wizerunkiem dwóch złotych obręczy i niewielkim gołąbkiem nad nimi oraz odręcznym opisem "Marek i Klara Mantis".
– Alexis prosiła, aby wam to przekazać. – Wyciągnął rękę, aby wziąć od niej zaproszenie, nieco zaskoczony sytuacją, bo był przekonany, że planują ślub dopiero za kilka lat. – Tak nieoficjalnie, bo wszystko jest raczej w pośpiechu...
– W pośpiechu?
– Tak. Planują ślub na koniec sierpnia.
– Za półtora miesiąca?
Zakrztusił się kawałkiem ciasta i musiał mocno odchrząknąć.
– Tak. Nie planują nic wielkiego i zapraszają tylko najważniejsze osoby w ich życiu. To będzie skromna uroczystość. Nie bez pompy, bo to Alexis, ale co uda im się załatwić, to będzie. Zdają się na spontaniczność.
– Co na to Brandon? Nie będzie zachwycony...
– Właściwie, to robią to dla niego, on umiera. Alex chciała, by był na jej ślubie i zdążył odprowadzić ją do ołtarza.
– Och, nie wiedziałem...
– Nikt nie wiedział – powiedziała z żalem Samanta, a następnie ponownie sięgnęła do kieszeni i nieśmiało podała mu drugą, identyczną kopertę, na której był napis: Damian Ciureja. – Alexis próbowała się do niego dodzwonić, ale jego telefon jest wyłączony i podobno usunął wszystkie swoje konta społecznościowe... jakby zniknął... a bardzo jej zależy. To on namówił jej tatę, by powiedział jej o chorobie, więc jakbyś mógł mu to przekazać w pracy...
Samanta mówiła przerywanymi zdaniami, jakby brakowało jej tchu, gdy wspominała o Damianie, jakby sprawiało jej to niezwykłą trudność. Wyciągnęła w jego stronę kopertę i liczyła, że odbierze ją od niej. Chciał to zrobić, ale chyba przyszedł czas, by jej wyjaśnić kilka spraw związanych z Damianem, które starał się przed nią ukrywać. Nie mógł więcej trzymać przed nią tajemnic.
– Przekazałbym mu, ale Damiana nie ma w firmie... – zaczął niepewnie.
Spojrzała na niego, jakby nie rozumiała, co próbuje jej przekazać.
– Jak to nie ma...?
– Jest na przymusowym urlopie. Musi załatwić parę spraw, nim wróci...
– Wróci? – Jej oczy zrobiły się naprawdę wielkie i niewinne. – Skąd wróci...?
– Nie wiem, miał ogarnąć swoje sprawy.
– Tato... on wyjechał... – jęknęła, a jej ciało wydało mu się nagle bardzo drobne, jakby skurczyła się w sobie.
– Tak, ale wróci...
Nie rozumiał, co się właśnie dzieje. Koperta w jej ręce nagle opadła na podłogę, a jej ręka wciąż pozostawała wystawiona. Samanta wydawała się skamienieć. Jej twarz nie poruszała się, a jedynie podbródek delikatnie się trząsł, jakby nie potrafiła go opanować. Nie był pewny, co powinien zrobić, więc zrobił to, co wydawało mu się pocieszające. Przygarnął ją do siebie i mocno przytulił. Z jej płuc wydobył się szloch. Mocno do niego przylgnęła, jakby próbowała opanować się przed upadkiem.
– On zniknął! Zniknął... – zdołała jedynie wymówić i ponownie wtuliła twarz w jego pierś.
Spazmatycznie oddychała, nie potrafiąc złapać tchu, aż wystraszył się, że się udusi.
– Oddychaj – szepnął i zaczął głaskać ją po głowie. – Oddychaj, kochanie...
– Zniknął... już nigdy go nie zobaczę! On zniknął...
– Nie! – zaprzeczył natychmiastowo, gdy zrozumiał, czego obawia się jego dziecko. Odsunął ją od siebie i przytrzymując za ramiona, spojrzał w załzawioną twarz córki, zmuszając by i ona na niego spojrzała. – Nie! To taki męski wyjazd w poszukiwaniu siebie. Pomogłem mu go zorganizować, bo nie chciał iść na odwyk...
– ...nie wierzy w nie... – wydukała, pociągając nosem.
– Tak, dlatego pojechał w podróż, aby odnaleźć siebie...
– Gdzie...?
Nie umiał odpowiedzieć na pytanie. Gdzie go nogi poniosą, gdzie poczuje zew. Tam, gdzie serce go zaprowadzi... ale lokalizacji nie znał. Wzruszył ramionami, a jego córka ponownie wpadła w histerię.
– Nie rozumiesz, prawda?! – wyjęczała, ponownie wpadając mu w ramiona. – On zniknął! Usunął swoje konta społecznościowe, wyciągnął kartę z telefonu, nikt nie wie, gdzie jest... On zniknął i już nigdy więcej nie wróci! Chciał odejść... Chciał zniknąć... Chciał, bym cierpiała po jego stracie i całe życie zastanawiała się, gdzie jest... Chciał mnie zranić! O Boże! Jak on mnie musi nienawidzić!
Marek otworzył zaskoczone oczy i nie rozumiał połowy z tego, co mówiło jego dziecko. To nie miało sensu, ale z Samantą nigdy nie było do końca wiadomo, jak postąpić. Była lotna jak wiatr, była tchnieniem jak Kornelia i równie destrukcyjna i nieobliczalna. Musiał ją uspokoić. Objął ją i rozejrzał się po pomieszczeniu, zastanawiając, jak jej pomóc. W wejściu do salonu stała Klara i przyglądała się im, machnął ręką w jej kierunku, bo ona miała większe zdolności w uspokajaniu Samanty, jako kobieta radziła sobie lepiej. On potrafił jedynie działać. Wtedy przypomniał sobie, że dał Damianowi telefon satelitarny, aby w każdej chwili mogli się skontaktować. Nawet gdyby był poza zasięgiem sieci i potrzebował pomocy.
– Zaczekaj tu – nakazał, odzyskując przez chwilę straconą kontrolę. – Udowodnię ci, że nic mu nie jest!
Wstał i pobiegł do swojego gabinetu na piętrze, gdzie miał drugi taki sam telefon do połączeń, gdyby to on musiał skontaktować się z chłopakiem. Tylko wtedy czuł, że może go bezpiecznie puścić na samotną wyprawę w głąb nieznanego. Wyciągnął telefon z sejfu i nie zastanawiając się, czy dobrze domknął skrytkę, zbiegł na dół. Wyjaśnił córce, co trzyma w dłoni, a ona uspokoiła się momentalnie i zaczęła wpatrywać się w urządzenie wielkimi oczami. Gdy wcisnął numer kontaktowy ukryty pod przyciskiem numer 5, rozległ się dźwięk sygnału i trwał tak, aż nie dotarło do nich, że nikt nie odbiera z drugiej strony.
Samanta znowu się rozpłakała, a on trwał w osłupieniu, którego nie by w stanie ogarnąć umysłem. Czy miała rację? Czy faktycznie Damian zaplanował tak swoje zniknięcie? Czy było to konieczne? Potrzebne, czy może był to objaw wielkiej głupoty lub strachu, nieporadności. Ile razy on w młodości marzył, by po prostu zniknąć? Nie potrafił zliczyć, więc dlaczego uznawał, że nikt inny tak nie myślał?
Jako pierwsza odezwała się Klara. Wstała i pomagając Samancie również się podnieść, zwróciła się do niego:
– Położę ją spać, nie ma sensu siedzieć i dumać...
Łkająca Samanta mijała go i wtedy do niego dotarło, co właśnie zrobi. Chwycił ją za łokieć i spojrzał jej głęboko w oczy.
– Odnajdę go, obiecuję ci...
Pokiwała twierdząco i ruszyła za matką.
*
Siedział i nasłuchiwał głuchego sygnału, gdy kilka godzin później do salonu weszła jego żona. Usiadła obok niego i wtuliła się w jego pierś.
– Nawaliłem... – wyznał, przytulając ją do siebie mocno.
– Nie mogłeś tego przewidzieć.
– Powinienem był.
– Jeśli naprawdę odszedł, to zrobiłby to z twoją pomocą lub bez niej. Nie obwiniaj się...
– Samanta...
– Ona cię nie wini... – przerwała mu i pocałowała w policzek – ...i ty też się nie wiń.
Wstała i ruszyła w kierunku schodów na piętro.
Jeśli Marek planuje znaleźć Damiana, będzie musiał opuścić żonę na chwilę. Już tęsknił, ale musiał naprawić swoje błędy. Od tego zależała przyszłość jego córki, a dla niej poruszy niebo i ziemię. Pragnął by była w końcu szczęśliwa i tak naprawdę oboje z Klarą w ciszy podjęli tę decyzję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top