Marek: rozdział 25 - Interrogation of Tadeusz Żuchowski
Tego dnia spadł pierwszy śnieg i zapowiadało się, że Wigilia Bożego Narodzenia będzie wyglądała magicznie, jak z obrazka. Mimo świątecznej aury Marek nie miał dobrego humoru. Ubrany w czarny garnitur i elegancką, białą koszulę zarzucił na ramiona gruby, zimowy płaszcz z szarym szalikiem, a następnie podał granatowy płaszcz żonie, która miała na sobie białą bluzkę z kołnierzykiem i szare wełniane spodnie z wysokim stanem. Ona również była milcząca i poważna. Właśnie jechali na przesłuchanie i nie mieli powodów do zadowolenia. Ustalili już swoje zeznania. Ona miała deklarować pokrewieństwo ze swoim ojcem i jemu nie zaprzeczać, on miał utrzymywać, że nie zna pochodzenia swojego. W akcie urodzenia miał wpisane "ojciec nieznany" i tego się trzymał. Nie znał go. Liczyli na to, że brak dowodów i jakichkolwiek poszlak doprowadzi do zamknięcia sprawy, ale nie mieli złudzeń. Prawdopodobnie ich małżeństwo się tego dnia skończy.
– Powodzenia! – zawołała za nimi jego matka, ale ją zignorował. Miał poczucie, że gdyby tylko zdecydowała się skłamać w sądzie i powiedzieć, że był wynikiem jej chwili słabości z przygodnym mężczyzną, wszystko byłoby klarowne i nikt nie zwoływałby tego przesłuchania. Ona jednak zawsze obruszała się na myśl, o sugerowaniu jej podobnych insynuacji. Nie była kurwą, tak zwykła to interpretować i brzydziła się kłamstwem, dlatego nawet nie zaproponował takiego rozwiązania, mimo że ich prawnik uważał to za dobry pomysł.
*
Przed salą przesłuchań nie byli sami. Gdy Marek zobaczył mężczyznę w brązowej kurtce, z którą zlewał się kolor jego włosów, tak samo nijakiego jak on cały, zrozumiał, że mogą mieć większe problemy, niż sądzili. Tadeusz spojrzał w ich stronę i beznamiętnie odwrócił spojrzenie, jakby ich nie poznawał. Opierał się o ścianę z nisko opuszczoną głową i wyglądał na zamyślonego. Mieli prawo być podczas jego przesłuchania na sali, więc musieli przełamać opór i wejść razem z nim. Usiedli na drewnianych ławkach i czekali, aż zostaną wywołani przez prokuratora. Marek bardzo się denerwował, bo czekał, aż były mąż Klary opowie o zdarzeniach w Gorzuchowie i miał wrażenie, że przez to jego zeznania były nienaturalne. Następnie swoją wersję opowiedziała Klara, która najwyraźniej nauczona prezencji podczas programu telewizyjnego, wykonała swoje zadanie prawidłowo. Potem nastało ostateczne.
– Zapraszam pana... – Mężczyzna o jasnych blond włosach w granatowym garniturze podniósł kartkę i zaczął się jej dokładniej przyglądać. – Tadeus Zukowski... – przeczytał niepewnie.
Były mąż Klary wstał i podszedł do mównicy, a Marek zastanawiał się, czy zna on na tyle angielski, by umieć prawidłowo się komunikować. Nie uważał go za inteligentnego. Co prawda skończył studia, ale to nie zawsze świadczyło o faktycznej wiedzy, a on akurat nie reprezentował się korzystnie.
– Czy może się pan przedstawić? – zapytała czarnoskóra sędzina w czarnej todze, z miną jakby już go osądzała.
– Oczywiście. Nazywam się Tadeusz Żukowski – odpowiedział wyraźnym i poprawnym angielskim bez zająknięcia, czy zastanowienia.
– Czym pan się zajmuje i czy jest pan jakoś spokrewniony lub spowinowacony z panem Markiem Mantisem lub panią Klarą Mantis? – zadała kolejne, podstawowe pytania, które im również zadawano.
– Jestem księgowym w firmie w Białymstoku i nie jestem z nikim z wymienionych osób spokrewniony. Klara jest moją byłą żoną.
Tadeusz udzielił kolejnych odpowiedzi, które sprawiły, że Marek zrozumiał, że nie będzie mógł mu zarzucić przeinaczeń lub brak zrozumienia z powodu obcego pochodzenia. Co więcej, zaczął wyglądać bardziej inteligentnie.
– W takim razie głos oddaję panu prokuratorowi – powiedziała sędzina i spojrzała w swoje dokumenty, jakby nie była zainteresowana dalszym przebiegiem przesłuchania.
Jasny blondyn postukał swoimi dokumentami o blat biurka i wstał, aby podejść bliżej mównicy, za którą znajdował się świadek przesłuchania. Widać było u niego pewną zawziętość na twarzy oraz rzetelne przygotowanie do sprawy. Stanął naprzeciwko Tadeusza i odchrząknął.
– Czy pana małżeństwo miało problemy, póki w życiu pana teraz już byłej żony nie pojawił się Mark Mantis?
Normalnie na filmach obrońca krzyknąłby "sprzeciw!", ale jego adwokat milczał, przysłuchując się uważnie sytuacji, mimo że pytanie wydawało się niezwiązane ze sprawą.
– Wydawało mi się, że nie – odpowiedział spokojnie.
– Czyli byliście wzorowo prosperującym małżeństwem, póki nie pojawił się jej partner z dawnych lat? Tak mam to rozumieć? – nalegał prokurator, a Tadeusz wpatrywał się w niego w milczeniu.
– Nie rozumiem, co to ma wspólnego z moim przesłuchaniem dotyczącym domu? – zasugerował świadek, który najwyraźniej lepiej, niż jego prawnik rozumiał, że należy zaprzestać pewnym insynuacjom. Marek zaczął słuchać go uważnie, bo chciał poznać lepiej jego motywy. Mógł ich wsypać od razu. Jednak tego nie robił.
– Proszę przejść do sprawy domu – zasugerowała sędzina, przyjmując protest Tadeusza, jako zaakceptowany, co wyraźnie nie spodobało się prokuratorowi.
– Jest pan właścicielem domu w Gor-zeczow? – blondyn spróbował nieudolnie przeczytać nazwę miejscowości ze swoich dokumentów.
– W Gorzuchowie – poprawił go odruchowo szatyn – ale nie. Dom znajdował się w Ścinawce Dolnej i nie jestem jego właścicielem.
– Ale odziedziczył go pan? – dociekał prokurator, który okazał się w tej dziedzinie nieco mniej przygotowany.
– Nie. Klara go odziedziczyła po ojcu, a ja go sprzedałem.
– Ponieważ rozwiódł się pan z żoną?
– Tak, ponieważ się rozwiodłem – odpowiedział Tadeusz, lekko tracąc cierpliwość.
– Czy sprzedając dom, wiedział pan, co jest na jego terenie?
– Nie, nie wiedziałem. Po rozstaniu z żoną już więcej tam nie wróciłem.
– Czyli nie zdawał sobie pan sprawy z istnienia pokoju na poddaszu?
– Nie, gdy tam przyjechaliśmy, poddasze było zamknięte i nie znaleźliśmy do niego klucza.
– Ale w chwili sprzedaży domu poddasze było otwarte.
– Nic mi na ten temat nie wiadomo.
– O zwłokach na podwórku również pan nie wiedział?
– Nie, nie wiedziałem – prychnął, jakby było to oczywiste.
– Czy w chili rozwodu z żoną wiedział pan o jej pokrewieństwie z panem Mantisem?
To pytanie sprawiło, że Markowi zabrakło tchu w płucach. Tadeusz wiedział i to był moment, w którym wszystko wyjawi. Był tego pewien, ale jego odpowiedź go zaskoczyła.
– Z tego, co się orientuję, to przesłuchanie miało na celu to ustalić, a pan sugeruje mi wynik przesłuchania już teraz.
Były mąż Klary odwalał całą robotę za jego prawnika, który zachowywał się, jakby płacił mu za bezczynność. Mimo tego, że był wściekły na swojego adwokata, to zaczął uważnie słuchać słów mężczyzny, którego tak nienawidził, za to, co zrobił jego ukochanej. Prokurator też był zaskoczony obrotem sytuacji. Najwyraźniej wezwał go, aby ten ujawnił brudne sekrety byłej żonyi nie spodziewał się, że będzie miał to utrudnione. Marka zastanawiało to równie mocno.
– Ale rozwiódł się pan, ponieważ... – zaczął niepewnie jasny blondyn, chcąc naciskać na prywatne sprawy związane z ich rozstaniem.
– Żona rozwiodła się ze mną, ponieważ ją pobiłem! – Tadeusz podniósł głos, jakby wypluwał prokuratorowi te słowa. – Rozumie pan? Pobiłem własną żonę, a dom mi zostawiła, bo nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Od początku go nie chciała, bo jej ojciec znęcał się nad nią i pobyt w tym domu był dla niej traumatyczny. To ja go chciałem, więc przy rozwodzie mi go zostawiła, żebym ją zostawił ją w spokoju. Zrozumiał pan, że te zdarzenia nie mają nic wspólnego z relacją między Klarą, a jej obecnym mężem?
Prokurator zaniemówił. Stał i wpatrywał się w niego, jakby był zupełnie skołowany tą sytuacją. Zdołał jedynie odchrząknąć i spróbował jeszcze raz zaatakować, ale tym razem tak, jakby sam nie był pewny tego, co mówił.
– Pan podniósł rękę na żonę, bo miała romans... – bardziej stwierdził, niż zapytał, ale jego słowa tylko bardziej rozzłościły Tadeusza.
– Nie! – krzyknął zza mównicy. – Pobiłem żonę, bo ją zdradziłem, a ona się o tym dowiedziała. Dziewczyna, z którą się przespałem zaszła w ciążę i była przekonana, że to moje dziecko, więc próbowała nawiązać ze mną kontakt i wymusić wzięcie odpowiedzialności. Klara się o tym dowiedział i postanowiła ode mnie odejść, więc ją pobiłem. Nie jestem z tego dumny, że wtedy straciłem kontrolę nad sobą, ale tak przedstawiają się fakty i obecnie ich nie zmienię. Mogę jedynie ją przeprosić... – Odwrócił się w stronę byłej żony, która miała zdenerwowany i wystraszony wyraz twarzy i nie wiedziała, jak powinna reagować. – Przepraszam, że ci to zrobiłem.
Nie dał jej czasu na odpowiedź. Odwrócił się w stronę sędziny i opuścił ramiona, wypompowany swoimi zeznaniami. Czarnoskóra kobieta patrzyła na niego z zainteresowaniem i analizowała jego słowa. Prokurator wyraźnie nie wiedział, co powinien powiedzieć. Stracił tego świadka i było to bardziej niż oczywiste.
– No dobrze. – Uśmiechnęła się sędzina, jakby ta sytuacja ją nieco bawiła. – Jeśli pan prokurator nie ma więcej pytań, to możemy zamknąć przewód sądowy, chyba że adwokat strony chciałby o coś zapytać.
– Nie, dziękuję – odpowiedział mężczyzna, któremu najwyraźniej zależało na straceniu pracy.
– Nie mam więcej pytań – odpowiedział jasny blondyn w granatowym garniturze, a Markowi nieco ulżyło – ale... – dodał pospiesznie. – Chciałbym złożyć wniosek o przeprowadzenie badań genetycznych na ustalenie pokrewieństwa państwa Mantis.
Wyciągnął białą kartkę ze swoich dokumentów i podał sędzinie. Jego adwokat wstał i z impetem uderzył dłonią w biurko, za którym siedział.
– Sprzeciw! – krzyknął. – Nie ma konieczności przeprowadzenia badań. Z przesłuchania jasno wynika, że nie ma dowodów na takie pokrewieństwo, więc dalsze ciągnięcie tej sprawy nie ma sensu.
– Chyba nie ma się czego obawiać – odpowiedziała sędzina, z lekkim grymasem rozbawienia na twarzy i chwyciła dokument od prokuratora. – Jeśli państwo Mantis nie są spokrewnieni, to świetna metoda, by to udowodnić. W takim razie zamykam przewód sądowy. Data badania zostanie ustalona i zostaną państwo zawiadomieni o terminie. Dziękuję w takim razie wszystkim za przybycie.
*
Marek był wściekły. Jego prawnik nie zrobił nic. Podszedł do niego po przesłuchaniu, które okazało się dla nich wyrokiem i chwycił go lekko za ramię.
– Słuchaj, McCoy! Płacę ci kupę forsy, a ty nie jesteś w stanie nic zrobić, by to powstrzymać? Były mąż Klary był lepszym adwokatem niż ty.
– Uspokój się, Mark – powiedział lakonicznie starszy mężczyzna, który miał być osobą zaufaną i najlepszą w prowadzeniu takich spraw. – On nie wiedział. Umyślnie nie przedstawiłem w sprawie, że były mąż Klary pobił swoją żonę, gdy zobaczyłem, że został wezwany na przesłuchanie. To zbiło go z tropu, gdybym się sprzeciwiał, sędzia uznałaby, że czegoś się boimy. Gdyby ten facet świadczył na waszą niekorzyść, wyciągnąłbym to z rękawa i udowodnił, że ma powody, by was zniesławiać, ale on zachował się wyjątkowo w porządku.
– Dobra. – Uspokoił się nieznacznie. – Ale następnym razem mów mi, co planujesz. Nie ukrywaj nic przede mną.
– Nie ma sprawy, ale nie wiem, dlaczego Williams jest taki cięty na tę sprawę, chyba szuka rozgłosu. Zazwyczaj da się z nim dojść do porozumienia. Nie ukrywasz nic przede mną? Łączy cię z nim coś?
– Nie, nie znam go – odpowiedział szczerze. – Jak on się nazywa?
– Billy Williams. Potrzebujesz coś jeszcze?
Spojrzał na stojącą nieopodal Klarę, która nieśmiało przysunęła się do barczystego mężczyzny z jego prywatnej ochrony. Czekało ich wyjście z sali sądowej, gdzie na zewnątrz już ustawiała się chmara żądnych sensacji fotoreporterów, a Patryk czekał na nich z kolejnym ochroniarzem przy samochodzie.
– Nie, dzięki.
Przebicie się przez dziennikarzy nie było łatwe. Światła fleszy ich oślepiały, a krzyki pytań wyjątkowo przerażały jego ukochaną, tym bardziej że niektóre były dość niestosowne, wręcz wulgarne. Jednak, gdy usiedli na tylnym siedzeniu, poczuł ulgę. Wrócą do domu, do rodziny i jeszcze przez jakiś krótki czas będą małżeństwem, nim sąd postanowi inaczej. Badania genetyczne ujawnią prawdę i nie było od nich odwrotu. Nie mieli ochoty ze sobą rozmawiać. Klara nad czymś się zamyśliła, zresztą go też męczyło, prawdopodobnie to samo pytanie: "dlaczego?". Dlaczego Tadeusz stanął w ich obronie?
Odpowiedź mógł dostać szybciej, niż się spodziewał, bo przez szybę samochodu dostrzegł mężczyznę idącego uliczką, z pochyloną głową i z rękami w kieszeniach brązowej kurtki. Poczuł impuls tego, co powinien zrobić. Poprosił Patryka, aby się zatrzymał i go wypuścił, a potem odwiózł jego ukochaną bezpiecznie do domu.
– Nie rób mu krzywdy – poprosiła Klara, gdy zorientowała się, co robi.
– Niczym się nie martw – odpowiedział i pocałował ją w czoło.
*
Uchylił się, gdy dotknął jego ramienia. Zupełnie tak, jakby się spodziewał ciosu, a gdy ten nie nastąpił, patrzył na niego z niezrozumieniem.
– Chciałem z tobą porozmawiać – wyjaśnił, bo najwidoczniej należało to wyjaśnić.
– Nie mamy, o czym – odpowiedział, gdy zorientował się, że to nie podstęp i nie oberwie, gdy tylko opuści gardę i straci czujność.
– W zasadzie, to chciałem ci podziękować. Chodźmy na jakieś piwo...
Rozejrzał się po okolicy, szukając jakiegoś pubu. Było ich, aż nadto.
– Nie masz mi za co dziękować. Nie skłamałem dla ciebie.
– Ale nie powiedziałeś... Chociaż na kawę?
W pobliżu, co prawda nie było żadnej kawiarni, za to na każdym rogu był pub, ale kawę tam też można było zamówić. Tadeusz namyślał się przez chwilę, by nieznacznie skinąć głową.
– I tak miałem teraz iść na obiad.
Szatyn beznamiętnie wzruszył ramionami i pokierował się w stronę pobliskiej restauracji. Uznał to za zgodę i ruszył za nim. Usiedli przy niewielkim stoliku z ciemnego, lakierowanego dębu i zamówili napoje. Marek zamówił średnie piwo, ale Tadeusz konsekwentnie wziął tylko kawę i zamówił sobie do jedzenia mięsną lasagnię. Postanowił przejść do konkretów, bo po to tu przyszedł.
– Dlaczego? – zapytał bezpośrednio.
– Co dlaczego? – zdziwił się szatyn, odsuwając w tym czasie niewielki biszkopt i cukier z podstawki, aby mu nie przeszkadzały.
– Dlaczego o nas nie powiedziałeś?
– To nie moja sprawa – ponownie wzruszył ramionami. – Możesz mi nie wierzyć, ale na co dzień nie jestem człowiekiem, którego wtedy poznałeś.
– Nie rozumiem, co masz na myśli – przyznał, bo w twarzy Tadeusza widział, że jest coś, o czym nie chce mu powiedzieć.
– To głupie, ale tam się zmieniłem. Nie rozumiałem tego, ale czułem ciągłą złość. Coś jakby nie dawało mi spokoju.
– Coś? – Spojrzał zaskoczony na rozmówcę. – Masz na myśli coś konkretnego?
– Nieważne, nie zrozumiesz...
Szatyn musiał poczuć się atakowany, bo spochmurniał na twarzy.
– Chodzi o to, że... – zaczął spokojnie, bo sam nie chciał wyjśćna wariata. – W te wakacje Klara odkryła, że miała siostrę bliźniaczkę, która zmarła przy narodzinach. Z tego co się okazało, jej matka była kimś w rodzaju medium i mimo że mąż jej nie powiedział, to ona cały czas widziała drugą córkę.
– Klara miała bliźniaczkę? – zapytał, a Marka zaskoczyło, że tylko to przykuło jego uwagę. – Ale to nie to... – dodał po namyśle.
– O czym mówisz?
– Dużo rozmawiałem o tym zdarzeniu z Iwoną...
– Z tą Iwoną? – zaskoczył się, słysząc imię byłej przyjaciółki Samanty.
– Tak, wiesz... my jakby jesteśmy razem... – wyjaśnił, a w jego głosie słychać było tłumaczenie.
– Jakby? – zapytał zaintrygowany.
– Jakby, bo jakby chciała odejść, to w zasadzie jest wolna.
– Wiesz, że to nastoletnia nimfetka?
– Wiem – odpowiedział niepewnie – ale już nią nie jest. Jej życie było bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje. W sumie to my z Klarą też nie bardzo orientowaliśmy się, kim ona jest. Wydawała się zwykłą nastolatką, Samanta często do niej chodziła, ale ona nigdy do nas. Wiedziałem, że mieszkała z babcią, ale jej babcia zmarła i wróciła do matki, która sporo piła. Mieszkali u konkubenta jej matki, który często podnosił na nią rękę. Iwona mówiła, że często też przychodził do niej w nocy, gdy jej matka była pijana. Musiała sobie jakoś radzić, bo często miała pustą lodówkę, więc robiła, co uważała za konieczne. Gdy zaszła w ciążę, wiedziała, że zostanie pogoniona z domu, więc chwytała się każdej okazji. Ona powiedziała mi, że wtedy na tej imprezie pracowniczej się nawet ze mną nie przespała. Spotkała mnie pijanego i pomogła mi dojść do pokoju hotelowego. Uznała to za dobrą okazję. Położyła się ze mną i porobiła nam kilka sugestywnych zdjęć, a potem zaczepiała mnie... a ja...no, nieważne. W każdym razie jej matka wyrzuciła ją z domu i tułała się najpierw po koleżankach, a potem po przytułkach dla matek z dzieckiem, w zasadzie była bezdomna. Spotkałem ją, gdy Agnieszka uciekła, bo żona mojego brata zabrała pieniądze ze sprzedaży domu i wyjechała, chyba za granicę, ale nie wiem. Nie zostawiła nawet kartki. Iwona miała stary wózek i wyglądała, jakby potrzebowała pomocy, a jej synek...
– Ona cię przypadkiem nie wykorzystuje? – przerwał mu, bo zauważył pewną zależność, której najwyraźniej Tadeusz nie umiał się oprzeć.
– W pewnym sensie oboje się wykorzystujemy. Ona potrzebuje pieniędzy i rodziny dla dziecka, a ja nie znoszę pustki w domu. To jasny układ. Jeśli ona kogoś znajdzie i postanowi odejść, to odejdzie. Ja nie jestem ojcem dla jej dziecka... ale chyba nie odejdzie. Dobrze się dogadujemy. O ile Klara zawsze była przy mnie cicha i posłuszna, co kiedyś wydawało mi się dobre, o tyle z Iwoną jest zawsze głośno. Głośno się śmiejemy, głośno się kłócimy i głośno się...
Na jego twarzy wystąpił uśmiech, który jasno dał do zrozumienia, co miał na myśli. Na jego twarzy pojawiło się coś jeszcze, czego nie widział, gdy był z Klarą. Pojawiło się szczęście. W jakimś stopniu odkrył swoje miejsce i odnalazł miłość. Może to i dobrze...
– To dzięki Iwonie zacząłem patrzyć na pewne sprawy inaczej. Potrafiła naprawdę na spokojnie mi wytłumaczyć pewne zależności. Dziś bym nie powiedział i nie zrobił wielu rzeczy, ale nie byłbym teraz z Iwoną. To ona namówiła mnie, bym tak zeznawał, by pewnych rzeczy nie powiedzieć i nie zrobić wam problemów, to jej powinieneś podziękować.
– W takim razie... – Skinął głową z uznaniem. – Może kupimy z Klarą coś dla jej dziecka...?
– Lepiej nie. Ktoś to może odkryć i uznać, że zostałem przekupiony, ale przekażę jej, że jesteście wdzięczni.
– Dziękuję.
– Rozmawiałem też z nią, o tym, co wydarzyło się w tym domu. – Wzdrygnął się, jakby dopiero, co przypomniał sobie kontekst swojej wypowiedzi. – Ona zawsze siedzi przed telewizorem i bardzo ekscytuje się wiadomościami. Krzyczy: "Co za skurwysyn bije malutkie dzieci?" albo "Zobacz, Tadek, pociąg się wykoleił". Nie wiem, kto tak bardzo ekscytuje się wiadomościami, ale podawali w wiadomościach o tych zwłokach znalezionych na podwórku. To podobno jakiś facet, który był agresywny, niezrównoważony i...
– To on zgwałcił Klarę – przerwał mu, a Tadeusz zrobił wielkie oczy. – Jej ojciec chyba chciał jakoś odpokutować, to co jej zrobił. To on go na nią nasłał i chyba chciał się za Klarę zemścić.
– Oo... nie wiedziałem... W każdym razie, Iwona dziwnym trafem powiązała to z jakimś filmem z Jackiem Nicholsonem o nawiedzonym hotelu.
– "Lśnienie", na podstawie książki Stephena Kinga.
– Tak, ja go nigdy wcześniej nie widziałem...
– Nie? – Zdziwił się Marek. – Przecież to klasyk.
– Nie widziałem, bo nie lubię horrorów, więc z Klarą nigdy nie oglądaliśmy, bo ona też nie przepadała... – wytłumaczył.
– To prawda – musiał przyznać mu rację.
– I ona pokazała mi ten film i obejrzeliśmy go razem. Może się tylko usprawiedliwiam, ale naprawdę miałem wrażenie, że oglądam o sobie. Nigdy nie nadużywałem alkoholu, a tam miałem wieczną ochotę, jakbym był uzależniony, czułem ciągłą złość, zazdrość, furię. Czułem się niespełniony, jakby ktoś na mnie wpływał, a opis tego Seweryna Bielskiego pasował do tego jak ulał... Nigdy nie wierzyłem w duchy, ale ten dom sprawił, że przestałem być taki pewny.
– W tym domu podobno była matka Klary i jej siostra, ale nigdy Samanta nie wspomniała o kimś jeszcze...
– Samanta? – zdziwił się.
– Tak, ona w tym domu zaczęła przejawiać pewne zdolności. Bała ci się powiedzieć, bo twierdziła, że uznasz ją za wariatkę.
– I tak by pewnie było – przytaknął Tadeusz. – A robiliście jej jakiś rezonans mózgu? Sprawdzaliście, czy wszystko jest dobrze?
– Chcieliśmy, ale mając siedemnaście lat, powiedziała, że nie chce. Może mogliśmy ją zmusić, ale uznaliśmy, że jest wystarczająco duża, aby sama o sobie decydować – wyjaśnił, ale prawda była taka, że sam do końca nie wierzył w swoje wyjaśnienia. Tak naprawdę nie chciał mieć z nią spięć, bo dopiero się poznawali, a on pragnął być najlepszym ojcem na świecie.
– Ja bym jej zrobił – przyznał były mąż Klary, ale wzruszył ramionami z obojętnością. – A co u niej? Jak ona znosi tę całą sytuację?
– Nie znosi – powiedział, mając poczucie winy. – Nie powiedzieliśmy jej i dowiedziała się tuż przed całą aferą. Nie zniosła tego najlepiej. Była na nas wściekła, właściwie do tej pory się nie odzywa. Zerwała zaręczyny z chłopakiem i zamknęła się w sobie.
– Chłopcy to nie problem. – Zaśmiał się, odkładając widelec do żaroodpornego naczynia po lasagni. – Z tego, co mi mówiła Iwona, to ona zawsze mogła przebierać w chłopakach, tylko tego nie zauważała. Znajdzie sobie kogoś odpowiedniego.
– Ten był odpowiedni – mruknął, nieco zawiedziony jego reakcją. – Traktowałem go jak własnego syna. Już zawsze będzie członkiem rodziny i chyba nie zaakceptuję tak kogoś innego. Przy nim wiedziałem, że Samanta będzie zawsze najważniejsza. Nie wiem, czy zaufam komuś innemu.
– Ona jest twoim dzieckiem, nie on. – Położył sobie ręce na kolanach i nieznacznie odsunął się od stolika. Było to jasnym sygnałem, że ich rozmowa jest zakończona. – Dobra, ja wracam na lotnisko. Mam lot za dwie godziny. Pozdrów Samantę, jak już będziecie w dobrych stosunkach i poproś ją, aby czasem odezwałasię do Iwony, jak ma ochotę. Ona nie zerwała znajomości, bo chciała. W jej życiu też się wiele pozmieniało, a teraz czyta wszystko, co tylko znajdzie w prasie o Samancie i cieszy się, że ją znała. Zapewne się ucieszy...
Marek skinął głową i wstał razem z nim. Odruchowo sięgnął do portfela, żeby opłacić cały rachunek, ale Tadeusz go wyprzedził i położył pieniądze na stoliku z wyrazem twarzy, jakby zrobił coś nietaktownego.
Wszystkich chcesz kupić?, zabrzmiały mu w głowie słowa żony, która również irytowała się tym nawykiem.
Zamówił mu taksówkę i sam złapał sobie jedną, gdy już były mąż Klary odjechał. Po powrocie do domu planował znaleźć spokój. Nie na swoim podjeździe, bo tam dalej czekali dziennikarze, ale w środku. Niestety, gdy tylko przekroczył próg, zobaczył zatroskany wyraz twarzy swojej ukochanej.
– Dzwonili z uczelni i prosili, by któryś z rodziców przyjechał jutro porozmawiać z Samanty profesorem. Podobno dzieje się coś niepokojącego i mimo że jest pełnoletnia, proszono nas o konsultację.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top