Marek: rozdział 16 - Spontanic trip (cz.1)
Planowo Maria i Patryk mieli w okresie wakacji być u nich w różnych terminach, ale ostatecznie wyszło, że przyjechali razem pod koniec lipca. Pewnie był to jakiś zamiar Czerwińskiego, by matka jego syna nie mogła – tak jak chciała – od niego odpocząć. Dawny przyjaciel Marka panicznie bał się stracić towarzyszkę życia, która nie postrzegała go w ten sam sposób. Mimo to Maria miała uśmiech na twarzy, a Patryk zapewniał, że tak będzie lepiej, bo Martyna potrzebuje kobiecego wsparcia. W ten sposób – wymigując się dobrem córki – sprawił, że przyjaciółka Klary spędzała rodzinne wakacje, zamiast mieć okazję do samotnego odpoczynku od codziennego życia. Maria przyjechała z Tymonem, ale temu od razu Marek zaproponował przyłączenie się do rejsu, w który płynęli Damian z Samantą wraz z przyjaciółmi. Tak oto, znaleźli się teraz w Portsmoutch, mieście portowym na południowym wybrzeżu Anglii, z którego to wypływał luksusowy galeon o wdzięcznej nazwie Dragonfly, który Marek wynajął na cały miesiąc podróży z Potsmoutch do Darwin w Australii. Córka wraz z narzeczonym przyjechali oddzielnie, ale oni korzystając z okazji, że muszą odwieźć Tymona, postanowili mieć sposobność pożegnać się z dziećmi. Maria koniecznie chciała pomachać synowi, a Patryk zwyczajnie nie chciał opuszczać Marii, więc w piątkę pojechali Marka samochodem, który na szczęście był przystosowany i posiadał tylną kanapę.
Nie byli pierwsi. Na miejscu był już Damian z dziewczyną oraz Abigail, która przywiozła Alexis, Javiera i Glorię. Gdy tylko wysiedli, Samanta podbiegła i wpadła ojcu w ramiona. Uwielbiał, gdy tak robiła. Była wtedy jego małą córeczką. Tymon wysiadł poważny. Chwycił swoją torbę podróżną i bez słowa poszedł na pokład, żeby zostawić swoje bagaże wśród pozostałych. Niesamowicie przypominał dziadka. Biła od niego ta sama energia mężczyzny z zasadami, a Maria zrobiła kawał dobrej roboty, wychowując go samotnie.
– Nie pożegnasz się z mamą, Tysio? – zawołała za nim, a on odwrócił się z wdzięcznym uśmiechem i machną do niej ręką.
– Zaraz do ciebie wrócę, mamuś.
Odwrócił się i ruszył w stronę pomostu. Wtedy wyminęło ich zjawisko o wdzięcznym imieniu Grace Gabriele, czyli po prostu GG. Marek był koło czterdziestki, ale ta osiemnastoletnia dziewczyna robiła na nim wrażenie. Przyzwyczaił się już do niej, a właściwie do jej prowokacyjnego sposobu bycia. Wkroczyła jak diva w białej, obcisłej sukience mini bez ramiączek. Jej pupa falowała to na prawo, to na lewo jak apetyczne arbuzy, na którą opadały dwa długie warkocze z doczepionych syntetycznych białych włosów. Miała na sobie wysokie szpilki, co wydłużało jej – i tak długie – nogi. Wyglądało to tym bardziej kusząco, że jej jasny ubiór kontrastował ze skórą ciemną jak gorzka czekolada.
– Ale nie jestem twoim tragarzem! – Marek usłyszał obok siebie dyszący głos Harrego Jonesa, ojca GG. Był to dość tęgi i niski mężczyzna, łysiejący na czubku głowy o jasnych, niebieskich oczach. Prawnik, który pomógł młodej dziennikarce wywieźć niemowlę z Nigerii i załatwił wszelkie prawne formalności. Mimo swojego tchórzostwa wykazał się bohaterską postawą, a w sądzie walczył niczym lew o prawo do adopcji małej dziewczynki, i w obliczu przeszkody, jaką postawił sąd – dziennikarka Ester mogła uzyskać prawa do dziecka, jeśli wykaże, że zapewni wychowanie GG w pełnej rodzinie – oświadczył się jej. Małżeństwo przypadkowych rodziców miało być tymczasowe, ale okazało się trwalsze, niż nie jedna wielka miłość, przeradzając się w prawdziwe, szczere uczucie. Harry stanął lekko spocony obok Marka, bo przy jego tuszy nie było o to trudno, i wyciągnął rękę z białą walizką w stronę dziewczyny.
– Och! Wybacz, tatko! – Zaśmiała się perliście GG i cofnęła po swoje rzeczy. Ucałowała ojca w policzek i przytuliła mocno. – Do zobaczenia w domu.
– Baw się dobrze, skarbie.
Śliczna Murzyneczka odwróciła się i z kocimi ruchami poszła na pokład jachtu. Nikt nie był w stanie nie usłyszeć, jak grdyka Patryka przełyka ślinę na widok nastolatki.
– Ale ma tyłeczek – mruknął w ojczystym języku, bo inaczej nie umiał.
– Obok stoi jej ojciec, a ty zachowujesz się jak zboczek! – skarciła go Maria.
– Przecież nie rozumie, co powiedziałem – próbował się usprawiedliwić.
– Nikt nie musi cię rozumieć, żeby wiedzieć, co myślisz! Ona ma osiemnaście lat! Jest w wieku twojego syna, a ty patrzysz na nią tak, jakbyś chciał ją przelecieć! – niska blondyna warczała do niego pretensje.
– Nie jest moim dzieckiem...
– Jesteś obleśny!
– Nie przejmuj się, Maryś, Marek też się ślini na jej widok... – szepnęła Klara do przyjaciółki.
– Nieprawda! – zaprotestował, ale spojrzała na niego tak, że jasnym stało się, iż zna prawdę, którą myślał, że umie utrzymać w tajemnicy.
– Faceci. – Maria pokiwała głową z dezaprobatą. – Dobrze, że Tymon taki nie jest.
– Ok, ja muszę jechać jeszcze do pracy – odezwał się Harry po angielsku, a Patryk miał minę, jakby go zaatakował, bo nie rozumiał, o czym mówi prawnik. – Mark, zadzwoń jak wypłyną, a ja będę się zbierał.
Podał rękę i skinął głową w stronę pozostałych. Marek zapewnił go, że to zrobi i skoncentrował się w dalszym ciągu na znajomych i ukochanej.
– Myślę, że Tymek też lubi takie ładne dziewczyny – stwierdził beztrosko Patryk.
– Jest ładna, ale Tymon nie lubi takich dziewczyn! – zaperzyła się Maria. – On lubi niskie, drobne, skromne blondynki. To jest jego gust. Dla niego liczy się, co dziewczyna ma w głowie. Nie jest jak ty.
– To mój syn...
– Ale nie jest jak ty!
Patryk i Maria spierali się, a Marek patrzył, jak blondyn wymija GG i widząc, jak na obcasie męczy się z walizką, oferuje jej pomoc. Zamiast do matki udał się z powrotem na pokład, niosąc za dziewczyną walizkę. Nie znał na tyle Tymona, by stwierdzić, czy jest to kultura osobista, czy podobnie do ojca wywęszył szansę. Może po części jedno i drugie.
– Chyba są już wszyscy – powiedziała Samanta i odsunęła się od ramion ojca. – Kocham was!
– A my ciebie! – powiedziała Klara, przytulając córkę. – Miłych wakacji.
– Zawołaj mi tu jeszcze Damiana – nakazał Marek. – Chcę, żeby wiedział wszystko na temat organizacji. Jest z was wszystkich najbardziej odpowiedzialny.
Samanta skinęła głową, pocałowała go w policzek i pobiegła do pozostałych uczestników rejsu. Jej radość dało się odczuć namacalnie. Spełnili jej marzenie. Było to bardzo przyjemne doznanie dla jego serca.
Po pięciu minutach pojawił się Damian. Mimo że było upalnie, miał na sobie czarne jeansy i bawełnianą bluzkę z trzema guzikami przy szyli, która charakteryzowała się tym, że na końcu rękawów były otwory na kciuk – moda, którą zapoczątkował wokalista Nirvany, naciągając luźne swetry na swoje dłonie. Marek pomyślał, że plusem było to, że nie miał na sobie skórzanej kurtki, w której chodził trzy lata temu w upalne lato. Na nogach miał też lżejsze trampki, a nie ciężkie glany.
Ciekawe, jak poradzi sobie bez rozebrania się przez miesiąc na jachcie? – pomyślał w duchu rozbawiony tą koncepcją.
– Brakuje jeszcze jednej osoby – powiedział nieco zmartwiony chłopak i rozglądając się na wszystkie strony.
– Sam mówiła, że są wszyscy.
– Bo Philippe powiedziałem o rejsie wczoraj. Powiedział, że nigdzie się nie wybiera na wakacje, więc uznałem, że jedna osoba więcej nie zrobi różnicy. Nie wiedziałem, że Tymon jedzie, ale chyba się pomieścimy...
– To moja wina. Uznałem, że nic się nie stanie, jak weźmiecie ze sobą Tymka.
– To nic. Im więcej, tym weselej. Po prostu Phil jeszcze się nie pojawił. Dzwoniłem do niego, ale nie odbiera...
– Pewnie jest w drodze i nie może – pocieszył go Marek. – Chodź, poznasz kapitana i omówimy plan rejsu.
W niewielkim biurze siedział organizator wycieczki. Niski mężczyzna z wąsem ubrany w białą koszulę i granatowe spodnie. Miał przed sobą plik dokumentów do podpisania i uśmiech na twarzy. Wstał i energicznie uścisnął im ręce.
– Witajcie. Nazywam się Johan Ambrose. Wasz kapitan jeszcze trochę się spóźnia, ale to przez to, że jedzie do nas autobusem, a komunikacja miejska jeździ, jak chce. Proszę się nie martwić, niedługo będzie.
– To nic, od nas też się ktoś spóźnia – uspokoił go pogodnie Marek.
– W takim razie zacznijmy bez nich! – Zaśmiał się organizator rejsu. – Mogę państwa zapewnić, że nasz kapitan pomimo młodego wieku jest jednym z bardziej doświadczonych w naszej załodze. Odbył służbę w Królewskiej Marynarce Wojennej i od dziecka pływał w trudnych warunkach. Ma doświadczenie podczas sztormów – zrobił krótką pauzę i spojrzał na ich reakcję – których nie przewidujemy podczas wycieczki po Oceanie Atlantyckim, a już w szczególności Indyjskim. Przewidujemy piękną pogodę i miłą zabawę!
– Mam nadzieję! – Zaśmiał się.
Wtedy przez oszklone drzwi wpadł jak burza wysoki i postawny chłopak ubrany również w granatowe spodnie i białą koszulę, a na jego ramiach widniały trzy złote gwiazdki, które nic nie oznaczały, ale były częścią ubioru firmy wycieczkowej.
– Przepraszam, autobus się spóźnił. Nazywam się Jørgen... – Zatrzymał się zaskoczony na widok Damiana. Znali się i Marek dobrze o tym wiedział. Norweg jednak był profesjonalny. Udał, że nie zaskoczył się znajomymi twarzami i przeszedł do konkretów. – Nazywam się Jørgen Olafsson i będę waszym kapitanem. Przejdźmy do planu wycieczki. Rozpoczniemy w Portsmouth i dopłyniemy do Saint-Nazaire we Francji, chyba że chcecie zwiedzać Bordeaux, ale mamy ograniczony czas i sporą trasę do przepłynięcia...
– Nie! – krzyknął Damian i wstał z miejsca, co zbiło wszystkich z tropu.
– Nie chcecie zwiedzać Bordeaux, czy...?
Kamitan spojrzał na niego zaskoczony.
– Nie popłynę z tobą! – Damian ponownie podniósł głos, tym razem bardziej histerycznie.
– Ja nie... – Jørgen próbował się usprawiedliwiać.
– Damian, nie przesadzaj... – Marek chciał załagodzić sytuację.
– Nie! Cenię sobie prywatność i nie mam ochoty, żeby po wakacjach cały wydział opowiadał o tym, co robiłem a czego nie!
– Jørgen jest dyskretny – zapewniał go Johan Ambose, ale bezskutecznie.
– Znam dyskretność Jørgena! Nigdzie z nim nie popłynę! – Spojrzał w kierunku Marka i zwrócił się do niego. – Przeproś ode mnie Samantę, ale wracam do domu...
– Zaczekaj! – Złapał go za nadgarstek, a on zatrzymał się w pół ruchu. – Z pewnością można to jakoś rozwiązać.
– Mamy też innego kapitana, który mógłby popłynąć, bo jest na miejscu... – powiedział niepewnie organizator wycieczki – ...ale on lubi zajrzeć do kieliszka, więc nie wysyłamy go na tak długie trasy. Nie będzie pił w pracy, ale...
– Mam gdzieś czy pije czy nie! To jego sprawa. Z Jørgenem nie płynę.
– Dobrze, to zadzwonię do niego... – Johan sięgnął po telefon i spojrzał smutnym wzrokiem na Norwega. – Przykro mi. Przejmiesz wycieczki Boba...
Jørgen wstał i klepnął mężczyznę w ramię. Wyszedł z pochylonym karkiem i miną zbitego psa. Markowi było go szkoda, ale nie mógł nic poradzić na wolę Damiana. To był jego błąd. Wiedział, że może to tak się skończyć. Zaryzykował i nie wyszło.
Wycieczkę przejął Bob Stearn. Mężczyzna w podeszłym wieku, który wyglądał na zmęczonego życiem. Na szczęście w tym samym czasie, w którym przybył nowy kapitan, na nabrzeżu pojawił się chłopak w brązowych spodenkach, błękitnej koszulce i fioletowej bluzie przewiązanej w pasie. Na ramię miał zarzuconą granatową podróżną torbę, a na głowie czapkę z daszkiem w kolorze musztardowym – tak samo, jak jego matkowe, sportowe burty.
– Boże Wszechmogący! Dobiegłem... – wydyszał, łapiąc się za kolana.
– Dlaczego biegłeś? – zdziwił się Damian, podchodząc do kolegi i pomagając mu ściągnąć torbę.
– Wysiadłem na złym przystanku i musiałem dotrzeć na piechotę... – odpowiedział, przecierając pot z czoła.
– Mogłeś zadzwonić, podjechałbym po ciebie.
– Fuck! – Spojrzał na Damiana mętnym ze zmęczenia wzrokiem. – Nie pomyślałem...
– W ogóle, dlaczego nie powiedziałeś, że nie ma cię kto przywieźć? Mogłeś zabrać się z nami.
– Lubię autobusy! – Zaśmiał się ciężko Philippe i wyprostował z widocznym trudem.
Gdy pojawili się wszyscy i już były uzgodnione szczegóły, mogli wyruszyć. Pożegnania zawsze są ciężkie. Zwłaszcza, gdy chodzi o dziecko. Przez miesiąc nie będzie z nią kontaktu. Samanta będzie się świetnie bawić, a oni myśleć, czy nic jej nie jest. Perspektywa możliwości kontrolowania trasy Dragonfly była marną pociechą, ale zawsze jakąś. Musieli mieć tylko nadzieję i być dobrej myśli. Tak wyglądało dorastanie, a rodzice powinni już do tego być przyzwyczajeni, gdy ich dziecka nie ma przy nich. Nigdy nie była jednak tak daleko.
Z powrotu do domu ucieszył się jedynie Patryk, bo Marek rzucił mu kluczyki od Damiana forda mustanga i mógł zrealizować swoje marzenie o przejażdżce szybkim samochodem.
– Ma dotrzeć w jednym kawałku! – Zaśmiał się na widok entuzjazmu przyjaciela.
– Wiele rzeczy robię kiepsko, ale nie należy do tego prowadzenie samochodu! – odpowiedział mu i była to prawda. Trzeba było przyznać, że ciemny blondyn z powodu choroby lokomocyjnej córki jeździł zniesłychaną płynnością i precyzją. Zupełnie, jakby się sunęło po gładkiej tafli lodu.
Klara wsiadła do dużego pickupa męża, a jej przyjaciółka do sportowego wozu narzeczonego Samanty. Nawet mu to odpowiadało. Lubił być tylko z Kicią. Wtedy czuł, że nie musi nikogo udawać. Mógł być sobą, prawdziwym sobą.
– Zrobiłeś to specjalnie – stwierdziła, gdy opowiedział jej o zajściu w kantynie organizatora wycieczki.
– Dlaczego tak myślisz? – zapytał, ale bardziej retorycznie.
– Zawsze sprawdzasz załogę. Jeśli ten Jørgen był u ciebie na rozmowie o stypendium, to wiedziałeś, że zna Damiana.
– To prawda – przyznał. – Wiedziałem, że nie dogaduje się z Damianem, ale pomyślałem, że mogliby się zakolegować. Nie wiem... – Wzruszył ramionami. – ...dać sobie po razie i porozmawiać, ale się dogadać.
– Po co? – zdziwiła się Klara.
– Nie wiem, ten Norweg nie jest zły. To pracowity chłopak i ma taką nadzieję w oczach... Jakby na czymś bardzo mu zależało.
– Nadzieję? – Klara nie zrozumiała, o czym mówi, ale szybko się to zmieniło. Przejeżdżając obok przystanku autobusowego, zobaczyli wysokiego i dobrze zbudowanego chłopaka w białej koszuli i granatowych spodniach. Siedział, opierając głowę o ścianę z pleksi.
– To on.
Wskazał Klarze brodą w stronę przystanku.
– On? Przypomina mi kogoś...
– Kogo?
– Ciebie... – szepnęła. – Nie z wyglądu, ale z postawy...
Do domu dojechali idealnie na obiad. Matka zrobiła zupę marchewkową i upiekła cielęcinę w rosole z warzywami. Młode ziemniaki z koperkiem i surówka z białej kapusty i selera dopełniła kompozycję swoją świeżością. Wszyscy wspólnie usiedli do stołu i zajadali się ze smakiem, kiedy Patryk zaczął wspominać.
– Pamiętam, jak zawsze w wakacje jechaliśmy z ojcem na biwak. Był to mój ulubiony czas z tatą...
– Twój ulubiony? – zdziwił się Marek. – Zawsze byłeś naburmuszony...
– Tak, ale teraz mi tego brakuje. Kiedyś wkurzało mnie to, że zawsze mnie krytykował. Nic nie robiłem dobrze i miałem się od ciebie uczyć. Było to irytujące... ale prawda jest taka, że nigdy nie poświęcał mi więcej uwagi niż wtedy.
– Jak to? – zapytała zdziwiona Maria. – Twój tata był zawsze...
– Nie było go wcale... – prychnął. – Wszyscy widzieli w nim idealnego mężczyznę. Wzór, ale on po pracy siedział i planował kolejną wyprawę. Nie było go w domu, w niczym nie pomagał mamie, wszystko było na jej głowie i tylko ciągle pieniędzy brakowało...
– Brakowało? – Klara zmarszczyła brwi. – Mój ojciec dobrze płacił jak na tamte czasy. Zawsze cenił dobro pracowników...
– Tak! – przerwał jej. – Ale u nas znikały pieniądze na rachunki i pojawiał się sprzęt wspinaczkowy. Potem mama kombinowała, jak przeżyć do końca miesiąca.
– Często brała na zeszyt... – przyznała nieśmiało Daniela, potwierdzając jego słowa.
– A niby dziadek taki ideał! – powiedziała Martyna, wsadzając do ust kartofla i udając, że nic nie powiedziała. Maria zmarszczyła brwi i zamyśliła się, patrząc na Patryka.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś? – zdziwił się Marek.
– Podziwiałeś go. Nie chciałem jeszcze ja cię rozczarowywać... On cię uwielbiał. Bardziej niż mnie i tylko gdy byłeś obok zaczynał dostrzegać mnie. Może zabrzmi to strasznie, ale za to lubiłem cię najbardziej.
– To smutne... – stwierdziła Maria.
– Nie tak bardzo! – Zaśmiał się, rozluźniając atmosferę. – Miał rację. Byłem pozerem, ale się zmieniłem i szczerze mówiąc, chętnie pojechałbym na biwak!
– Da się to ogarnąć, jeśli chcecie – stwierdził poważnie.
– Tak? – Patryk miał nadzieję w oczach.
– No, może nawet Aisza i Dawid pojadą. Kiedyś mi marudzili, że chcieliby, ale jak pomyślałem, że mam zabrać ze sobą dwóch wielkomiejskich pasażerów, to mi się odechciewało!
– A sprzęt? – zapytała Maria. – My nic nie mamy...
– Wszystko można kupić.
– "Wszystko jest na sprzedaż..." – zaśpiewała rozbawiona Klara.
– "Nawet wtedy, gdy chcesz inaczej..." – zawtórowała jej Maria.
– "Bo zawsze jest ktoś..."
Patryk spojrzał na Marka i liczył, że dokończy piosenkę, ale nie potrafił.
– Nie wiem, co to – przyznał.
– De Mono! – Zaśmiała się Klara. – Jak możesz nie znać?
– Nie znam niczego, co powstało w Polsce po dziewięćdziesiątym piątym.
– "...kto chce zapłacić" – bardziej wyrecytował Piotr, a jego matka uśmiechnęła się ciepło. Ona też znała tę piosenkę.
– Zajmiemy się chłopakami, jak chcecie jechać.
– Dziękuję, mamo!
*
W piątek, po czterech godzinach jazdy, trafili do Parku Narodowego Dartmoor w stanie Devon. Mogli się tam zatrzymać na weekendowy biwak bez konieczności korzystania z publicznych campingów, które o tej porze roku były zatłoczone i pozbawione prawdziwego survivalowego klimat. A przecież o to im chodziło! Nie było tu jeziora, a jedynie górskie potoki. Trawa była niezwykle zielona, a duże kamienie porastał miękki mech. W powietrzu czuć było wilgoć, choć przyjemnie świeciło słońce. W oddali pasły się kuce i owce. Anglia, jaką pamiętali starzy ludzie. Anglia, jaką inspirował się Tolkien, pisząc o przygodach małych hobbitów. Wieś – coś, czego brakowało Markowi od dawna. Nie Gorzuchów, ale wieś, jaką wyobrażamy sobie, gdy czytamy baśnie.
Marek był przekonany, że pomoc w rozłożeniu namiotów uzyska od Klary i Marii. Aisza z pewnością będzie się starać, ale nie oczekiwał od niej wiele. Martyny, którą zabrali ze sobą, nie liczył, choć miło go zaskoczyła, wykonując każde polecenie z dużym zaangażowaniem. To, czego był pewny to to, że Dawid i Patryk staną i będą gadać. Dawid swoje filozofie, a Patryk swoje głupoty. Zupełnie nie spodziewał się, że przyjaciel z dawnych lat od razu weźmie się do pracy. Zupełnie jak z pamięci ustawił namioty w miejscach, gdzie miały być rozłożone i zaczął zbierać duże kamienie na palenisko. Poinstruował o czymś córkę, a ta pobiegła i zaczęła znosić patyki na opał. Patryk pamiętał wszystko, czego nauczył go ojciec i choć kiedyś stałby z założonymi rękami, rozprawiając o dużych biustach aktorek lat dziewięćdziesiątych, to teraz Marek zauważył schemat. Przypomniał sobie, jak wojskowym tonem Przemysław Czerwiński wygłaszał synowi pouczenia, i choć Marka to motywowało do nauki, to syn stawał ojcu kantem i udowadniał, że miał rację co do niego w każdym aspekcie krytyki. Był to pozór. Patryk czuł się przegranym, ilekroć jego tata nazwał go przegranym. On nie może popełnić tego błędu przy swoich dzieciach. Można mieć zasady i przekonania, ale trzeba zwracać uwagę na potrzeby swoich pociech.
Tą osobą, która go nie zaskoczyła, okazał się jego najlepszy przyjaciel. Dawid stanął z instrukcją rozłożenia namiotu i tak zastygł na najbliższe pół godziny, póki do niego podszedł i pomógł mu w rozszyfrowaniu skomplikowanego planu, jaki przerósł architekta.
– Podaj śledzie – powiedział do przyajciela, gdy już początkowa konstrukcja stała opodal niewielkiego, płaskiego głazu, który mógł służyć za stolik.
– Zaczynamy od wódki? – Zaśmiał się Dawid i niepewnie rozejrzał wśród wielu elementów namiotu. Marek spojrzał na niego poirytowanym wzrokiem, bo aż nazbyt kojarzyło mu się to z głupotami, które kiedyś wysłuchiwał od Patryka.
– Te zakrzywione, metalowe gwoździe. Są po to, aby namiot ci nie odleciał... – powiedział, wyciągając w jego stronę rękę.
– Bo ten plan jest dziwny... – usprawiedliwił się przyjaciel, ale on uznał to za najgłupsze wytłumaczenie, jakie kiedykolwiek słyszał.
– Jesteś architektem, Dawid! Czytanie planów to twoja praca, ten rysunek wcale nie jest skomplikowany!
– Żyłka ci wyszła! – zażartował blondyn. – No to spierdalam! – oznajmił i naprawdę uciekł od rozkładania namiotu, który miał być dla niego i żony.
– Pomogę ci.
Podbiegł do niego Patryk i zaczął naciągać od swojej strony ciemnozielony materiał tropika.
Dwie godziny później wszystko było naszykowane. Namioty rozstawione, czarny i największy, bo z dwoma pomieszczeniami dla Marii, Martyny i Patryka, granatowy dla Marka i Klary, a zielony dla Dawida i Aiszy. Ognisko i kiełbaski przyszykowane, a piwo bezpiecznie chłodziło się w turystycznej chłodziarce. Marek ułożył się na trawie i z wyciągniętymi rękami odpoczywał. Czuł, jak mu kręgosłup się odkształca z pochylonej pozycji do wyprostowanej. Zamknął oczy i pomyślał o cichym dźwięku obracanego się kołowrotka.
– Pomału – szepnął mu do ucha Przemek Czerwiński. – Nie spiesz się...
Poczuł na czole ciepły pocałunek dobrze znanych mu ust i wiedział, że woli rzeczywistość niż przeszłość.
– Chodź, wielkoludzie. Rozpalisz ognisko...
Podźwignął się i chwycił żonę za rękę. Uśmiechnęła się. Spojrzała na niego tym samym wzrokiem kokietki, którym patrzyła na niego dziewiętnaście lat temu. Była zniewalająca i wciąż potrafiła poruszyć tę samą nutę w jego sercu, która sprawiała, że tańczył tak, jak mu zagrała i kochał to w niej. Wesołą, radosną Klarę Kasprzak, która oszałamiała swoim widokiem. Pociągnęła go za sobą i doprowadziła do reszty obozowiczów. Patryk męczył się z ogniskiem, które nie chciało się rozpalić.
– Ty jesteś jakimś wybitnym beztalenciem w tej dziedzinie! – Zaśmiał się, gdy zobaczył desperację w oczach dawnego przyjaciela.
– Nie wiem... Niby robię wszystko tak jak ty, ale... – próbował się usprawiedliwić.
– Daj, zrobię to!
Klęknął i zaczął zgarniać drobne patyczki do wewnątrz ogniska.
– Patrz, Martynka, to będziesz kiedyś umiała – zasugerował jej ojciec, więc Marek poklepał trawę obok siebie. Nastolatka zgarnęła proste blond włosy i wsunęła je pod kołnierz liliowej bluzy, a następnie uklękła obok. Spojrzała ciekawie mu w twarz i zaczęła przyglądać się jego ruchom.
Z tak bliskiej odległości buzia Martyny wydawała się atrakcyjniejsza. Jej nos był lekko zadarty, a piegi na nim układałysię w delikatną kompozycję skrzydeł motyla. Miała duże, niebieskie oczy matki, ale nie było w nich tego samego chłodu, co u Lucyny. Były mądre i powściągliwe. Ostrożnie wydymała wąską, czerwoną wargę i zmarszczyła brwi.
– Tata wsadza za dużo. Nie ma powietrza i dlatego się nie pali... – przeanalizowała na głos.
Była inteligentna.
– Właśnie tak – przyznał jej rację, a ze stosu drewna zaczęła tlić się smużka białego dymu.
Dawno nie jadł kiełbasek z ogniska. Właściwie, to ostatni raz jadł je z Klarą. Potem nie miał okazji. Dogoniło go życie i skończyła się jego młodość. Wtedy przestał koncentrować się na swoich potrzebach i ciężko pracował, aby przetrwać w miejskiej dżungli. Teraz było inaczej. Miał wszystko, o czym cały czas marzył i czego pragnął. Jedynie pozostało mu cieszyć się swoim szczęściem. Przygarnął ukochaną do siebie, a ona wtuliła się w materiał jego wełnianego swetra z szerokim golfem.
– Pamiętasz, w co graliśmy ostatnio, gdy byliśmy w takiej sytuacji? – zapytała i pociągnęła duży łyk piwa. Alkoholu nie piła od kilku lat, ale właśnie odstawiała bliźniaków od piersi, a wyjazd był na to dobrym sposobem. Gdy nie będzie dostępu do ich ulubionego mleka, małe nicponie chętnie wezmą butelkę. Teraz cieszyła się pierwszym piwem od dawna i szybko ją chwytało, ale to nic. Zadba o nią, a ona w jego ramionach mogła czuć się bezpiecznie.
– Tak...
– Wiesz, że jest tego nowa wersja w formie aplikacji na telefon? Graliśmy w nią podczas mojego wieczoru panieńskiego. – Spojrzała w stronę drobnej Egipcjanki. – Masz ją jeszcze?
– Mam! – zawołała radośnie Aisza. – Możemy zagrać!
– Dobrze!
Jako pierwszy zgodził się Dawid, a dziewczyny chętnie mu przytaknęły. Patryk nie wyraził żadnej emocji, a Marek wręcz przeciwnie.
– Nie!!! – jęknął.
– Daj spokój... będzie fajnie! – Zaśmiała się Klara, bardziej moszcząc się w jego ramionach. Na argumenty jej ciała nie miał odpowiedzi. Musiał się zgodzić. – Tylko jedna rundka.
– Dobra, ale Martyna nie gra – postanowił Patryk, a jego córka wzruszyła ramionami, jakby było to całkowicie oczywiste. – I załóż słuchawki, żebyś nie słyszała. Wszystkiego nie musisz wiedzieć.
– O tobie i tak wiem wszystko – prychnęła, ale wsunęła małe różowe kuleczki na białym kablu do uszu.
Po chwili wyciągnęła je z powrotem i spojrzała wymownie na ojca.
– Wiesz, że i tak połowę będę przez nie słyszeć?
– To dla mojego komfortu psychicznego, a nie twojego. Załóż je.
Aisza wyciągnęła swojego smartfona i odpaliła aplikację.
– Przeczytam zasady – oznajmiła łamanym polskim, bo taki język ustalili jako formalny. Patryk nie rozumiał po angielsku, a ona była w stanie się dogadać, więc tak było wszystkim łatwiej. Odchrząknęła i zaczęła czytać. – W grę "Truth or dare" można grać na kilka sposobów. W parach mieszanych lub przy jednej płci. Co wybieramy?
– Pary mieszane! Nie będę całował Marka! – Zaśmiał się Dawid.
– No to musimy usiąść naprzemiennie, chłopak-dziewczyna, albo nadać pikanterii zabawie i...
– Nie, nie będę całował Dawida! – Tym razem zaśmiał się Marek.
– To jestem ja, Dawid, Klara, Marek, Maria, bo Martyna nie gra, Patryk i znowu ja... czyli ok... –przeliczyła i spojrzała ponownie na zasady. – Osoba wciska czerwony przycisk na środku ekranu i wyświetla się pytanie lub zadanie. Na pytanie odpowiadają wszyscy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, chyba że w pytaniu lub zadaniu będzie inne polecenie. Czyli zaczynamy.
Wcisnęła ekran smartfona i zaczekała na wynik:
Kiedy ostatni raz uprawiałeś/aś seks?
Gdzie i z kim?
– Banalne! – jęknął zawiedziony Dawid.
– No niestety, wyjdziemy na nudnych, kochanie... Wczoraj wieczorem, w łóżku z mężem.
– Potwierdzam. – Dawid wydymał dolną wargę.
– Nie będziemy lepsi! – Zaśmiała się Klara. – Dziś rano, pod prysznicem.
– Ściemniasz! – prychnął Marek. – Potem było jeszcze na umywalce!
– No, ale to dalej łazienka i w sumie tylko ciąg dalszy...
– Dla ciebie ciąg dalszy, dla mnie szczyt możliwości!
Maria nie odpowiedziała na pytanie tak szybko. Zaczęła myśleć i coś liczyć, a Patryk patrzył na nią uważnie.
– Tydzień temu – powiedziała po namyśle, a dla jego przyjaciela było to, jak wymierzenie mu policzka. Widocznie myślał, że odkąd jest w jej życiu, to nie była z innym mężczyzną. – W jego samochodzie, ale jego imienia nie pamiętam... Nie wiem, chyba się nie przedstawił.
– O! Mamy ostrą konkurencję! – zażartował Dawid, przyprawiając Marię o rumieniec.
– Przestań! Zawstydzasz ją... – skarciła go żona.
– Dlaczego? – zdziwił się. – Uwielbiam silne i niezależne kobiety!
Ta krótka wymiana zdań pozwoliła na dwie rzeczy. Po pierwsze, Patryk miał czas, by przełknąć gorzką pigułkę usłyszanej prawdy, a po drugie mógł przygotować swoją odpowiedź, ale gdy wszyscy na niego spojrzeli, wciąż nie był gotowy. Drapał materiał swoich bojówek na kolanie i nad czymś mocno się zastanawiał.
– A chuj! – stwierdził po chwili i nabrał głęboki wdech. – Siedemnaście lat temu, w łóżku z Lucyną – powiedział na wydechu.
– Siedemnaście lat? – zdziwił się Dawid, a Maria popatrzyła na ojca swojego syna z ukosa, tak żeby nie zauważył, że mu się przygląda.
– Tak. Potem ona zaszła w ciążę i już nie chciała – wyjaśnił.
– Mogłeś po rozwodzie – zasugerowała Maria niepewnie.
– Nie mogłem... – burknął i pochylił niepewnie głowę.
Marek zorientował się, że zaczęło go to przytłaczać, a przecież odpowiedział na zadane pytanie i dalsze dociekanie było zbędne. Klepnął Dawida w nogę, a ten szybko zabrał telefon żony i wcisnął czerwony przycisk:
Kim byś był, gdyby twoje życie potoczyło się inaczej?
– Ale beznadzieja! Dlaczego ja trafiłem takie pytanie? – pożalił się przyjaciel. – Ok. Pewnie, gdybym nie wyjechał do Anglii i nie wybrał architektury, to poszedłbym na prawo i pracował z matką w jej kancelarii.
– I był starym kawalerem! – dokuczyła mu Aisza.
– Pewnie tak i ważyłbym ze sto pięćdziesiąt kilo – odpowiedział z powagą, bo zdawał sobie sprawę z tego, że była to smutna prawda.
– To trudne... – Klara zmarszczyła brwi. – Nie wiem. Nie widzę się w innej roli...
– Byłabyś Królową Kostki Brukowej! – powiedział z dumą Marek, a jego żona spojrzała na niego podejrzliwie. – Miałaś pójść na studia i przejąć fabrykę po ojcu.
– Tak, ale on nie chciał, bym robiła to sama. Chyba chciał, żebyś mi pomagał...
– Ja? – zdziwił się.
– On dziwnie się zachowywał. Rozmawiałam z twoją mamą. Był wściekły, że poszedłeś do zawodówki. Chyba chciał zrobić z ciebie kierownika, czy coś takiego... Twoja mama mówiła, że chciał, żebyś złożył podanie do niego o pracę... Chyba chciał cię wciągnąć jakoś w fabrykę, ale ty nie chciałeś u niego pracować...
– W życiu! – Zaśmiał się, ale wątpił, by kiedykolwiek przyjął pomocną dłoń od Edwarda Kasprzaka. Może, gdyby zgodził się na jego związek z Klarą. Tylko tym mógł go do siebie przyciągnąć, ale on postąpił zupełnie inaczej.
– Nawet, gdybym poszedł na studia, to z pewnością nie w kierunku przedsiębiorczości.
– A co? – zdziwiła się Maria.
– Filologia! – odpowiedzieli wszyscy pozostali zgodnie i jednomyślnie.
– Tak! – Uśmiechnął się, bo przyajciele go znali. – Chciałbym być wykładowcą literatury.
– Naprawdę? A co lubisz czytać?
– Nie pytaj go o to! – zawołał Dawid i przytkał profilaktycznie usta Marka ręką. Klara też to zrobiła, dlatego ich dłonie spotkały się i zetknęły.
– Nie pytaj! Naprawdę – zasugerowała żona i zsunęła rękę z jego ust. – Marek będzie o tym opowiadał godzinami!
– Dobra. To nie było pytania. – Uśmiechnęła się przepraszająco Maria. – Czyli moja kolej. Myślę, że gdyby moje życie potoczyło się inaczej, to zostałabym lekarzem, jak chciał mój tata, ale ja w siebie nie wierzyłam. Miałam kiedyś dużo kompleksów.
– A ja wiem, co bym robił! – odpowiedział dumny z siebie Patryk. – Chciałem uczyć fizyki. To po mnie Tymon jest taki mądry!
– Chciałbyś! – prychnęła Maria. – Po moim tacie. Ty nigdy nie byłeś mądry.
– Nieprawda... dostałem się... – mruknął, podciągając kolana pod brodę. Patryk stawał się coraz większą ofiarą tej gry, a było to dopiero drugie pytanie.
– Gdzie się dostałeś? – fuknęła przyjaciółka Klary, nie widząc lub ignorując, że sprawia mu to przykrość.
– Na politechnikę... we Wrocławiu... – wymruczał w swoje kolana.
Aisza spojrzała pytająco na męża, bo nie zrozumiała jego słów, a on szepnął jej do ucha słowa tłumaczenia.
– Skoro się dostałeś, to dlaczego nie poszedłeś?
Maria nie planowała Patryka traktować ulgowo.
– Tata mi nie pozwolił – wyjaśnił. – Mama dała mi swoje oszczędności, żebym złożył wniosek, bo miała nadzieję, że jak zostanę przyjęty, to zmieni zdanie, ale nie zmienił. Potem ojciec Lucyny zabrał mnie do Niemiec.
Niska blondynka odwróciła głowę bez słowa i zagryzła dolną wargę. Żałowała, że potraktowała go oschle, ale nie planowała przepraszać, a Patryk najwyraźniej nie uważał, że powinna.
– Moja kolej – powiedział Marek, żeby zmienić temat i sięgnął po telefon. Po naciśnięciu przycisku pojawiło się zadanie:
Pocałuj osobę po swojej prawej stronie. Pocałunek ma być w usta i trwać co najmniej pięć sekund. Po tobie całuje się osoba, którą przed chwilą pocałowałeś, aż zatoczycie pełny krąg.
– No super! – sapnął niezadowolony Dawid, który pozornie tylko czekał na takie zadanie.
– Ok... – powiedział Marek i przysunął się do Marii.
– Nie patrzę na to! – Zaśmiała się Klara i zasłoniła ręką oczy.
Pocałunek z Marią go nie zaskoczył. Obaj byli wystarczająco skrępowani, by stało się to niezbyt przyjemne. Trochę, jakby pocałował przypadkową osobę. Nawet zauważył, że rozczarował blondynkę, która się kiedyś w nim kochała. Widocznie spodziewała się coś poczuć, a brak tego utwierdził ją tylko w świadomości, że nie było to prawdziwe. Potem Maria nachyliła się do Patryka, a ten bez zastanowienia i korzystając z okazji, wsunął dłoń w krótkie włosy kobiety i pocałował, lekko wsuwając jej język do ust. Nie zdążyła zaprotestować, bo doskonale wyczuł moment, kiedy skończyć. Zaskoczona spojrzała na Patryka.
– To ja miałam pocałować cię, a nie na odwrót... – poskarżyła się, ale dumny z siebie Patryk odwrócił się już do Aiszy.
– Jeżeli pocałujesz moją żonę tak, jak Marię, to ci przyłożę! – ostrzegł go Dawid, ale on się tylko zaśmiał.
Pocałował Egipcjankę jak kuzynkę na imieninach u cioci. Zrobił to niezgrabnie i nieśmiało, zachowując odpowiedni dystans między nimi. Przez lata był zdradzany. Nie zrobiłby czegoś podobnego innemu mężczyźnie. Miał swój honor, który nie pozwalał mu na kontakty z zajętymi kobietami.
Dawid nie miał takich problemów. Choć to żona miała go pocałować, to zarzucił Aiszy ramię na szyję i pocałował ją namiętnie, zaznaczając swoją własność. Zachowanie, które drażniło Marka u najlepszego przyjaciela. Następnie Dawid odwrócił się w stronę Klary. Marek poczuł dyskomfort i zrozumiał, że wcale nie ma ochoty podzielić się ukochaną. Nawet na chwilę i dla zabawy. Nie chciał, by ktokolwiek inny ją dotykał. Położył dłoń na ustach Klary i niby w żartach nie pozwalał jej się zbliżyć do przyjaciela. Żona jednak rozbawiona zsunęła jego rękę i dała Dawidowi delikatnego, ale czułego całusa. Jego przyjaciel odwrócił się i zapatrzył w przestrzeń, a Klara zagryzła wargę. Szybko się zreflektowała i przyłożyła swoje usta do ust Marka. Zapomniał o całej zazdrości, która się w nim nagromadziła. Jej słodycz załagodziła resztki goryczy. Poczuł, jak subtelnie pieści jego język swoim językiem. To sprawiło, że rozporek mu się uwypuklił i pora była skończyć przyjemność. Pogładził Klarę po policzku i oderwał swoje wargi.
– Kocham cię, Kiciu – szepnął do niej lekko zachrypniętym głosem.
– A ja ciebie, Kocurku...
– Co za słodycz! – Zaśmiał się Dawid.
Jego ukochana wzięła telefon i wcisnęła czerwony przycisk na ekranie. Wygenerowane zostało zadanie, ale formę miało, tak naprawdę, pytania:
Prawdziwa miłość nie rdzewieje! Opowiedz o swojej pierwszej miłości.
– No to... – Wtuliła się mocniej w Marka ramiona i zaczęła opowiadać. – Wszyscy już to znają, ale... Nie wiem, kiedy się w nim zakochałam. Był w moim życiu od zawsze. Nawet nie wiem, jak się poznaliśmy, chyba po prostu zawsze przebywaliśmy gdzieś w swojej obecności. Dłubał w nosie w kościele i...
– Miałem jakąś alergię! – oburzył się, bo nie lubił, gdy przypominano mu o dziecięcym nawyku.
– Na kościół chyba! – wyśmiał go Patryk.
– Na perfumy starej Waleckiej! Zawsze siedziała przede mną! – bronił się rozbawiony, ale wiedział, że nie była to prawda.
– Ej, to moja historia... – skarciła go Klara.
– Nie, to nasza historia! – Uśmiechnął się i wtrącił jej w zdanie. – Siedziała w pierwszej ławce. Zawsze miała czerwoną kokardę we włosach. Słońce padające przez okno oświetlało jej twarz. Była doskonała.
– Ale nic z tym nie zrobiłeś! Przez dziewiętnaście lat nawet nie dałeś po sobie poznać, że mnie dostrzegasz...
– Jak bym mógł? Byłaś córką Króla Kostki Budowlanej, a ja zwykłym chłopakiem...
– ...dopiero w ostatnie wakacje przed dorosłością postanowiłam, że muszę zaryzykować. Podpłynęłam do niego, gdy łowił ryby ich ciałam, aby zwrócił na mnie uwagę, ale zamiast tego zawinęłam się w żyłkę i zaczęłam topić. Uratował mnie! Mój bohater!
– Zamiast podziękować, zaczęła na mnie krzyczeć i nazwała zboczeńcem!
– Ale przeprosiłam i spędziliśmy razem najpiękniejsze wakacje w moim życiu, a dziewięć miesięcy później urodziła się nasza córka...
– Żeby to wszystko, tak pięknie się ułożyło... – westchnął Marek, a ona wsunęła mu dłoń we włosy i spojrzałana niego dużymi, ciemnoniebieskimi oczami.
– Jest dobrze.
– Klara, jesteś moją przyjaciółką, ale jak was słucham, to naprawdę strasznie słodzicie! –prychnęła Maria, a Dawid się dołączył.
– Prawda?! Aż zbiera się człowiekowi na wymioty!
Wszyscy się zaśmiali, ale przyszedł czas na Marię i Marek obawiał się, że może być to historia przyjaciółek, które kochały się w tym samym chłopaku i to bez happy endu...
– Przestawiliście kolejkę – zauważyła Maria, wskazując na nich ręką. – Marek powinien być po Klarze z losowaniem pytań.
– To prawda, przepraszam – przytaknął jej.
– Dobra, nie ma to znaczenia... –skinęła głową blondynka.
– Opowiadaj! – pogoniła ją Klara z ciepłym uśmiechem.
Maria wplotła dłoń w dłuższą grzywkę na czubku głowy i się zamyśliła.
– Nie wiem – przyznała. – Nigdy naprawdę nie byłam zakochana...
– Byłaś zakochana w Marku – przypomniała jej Klara, a ona się skrzywiła.
– Tak, ale nie naprawdę...
– Opowiedz – zachęcił ją Dawid.
– No, dobrze. Jak miałam jakieś piętnaście lat mój ojciec i ojciec Klary zaczęli głupio gadać, że już jesteśmy dorosłe i niedługo będziemy oglądać się za chłopakami. Pan Edek zaczął mnie wypytywać, który mi się podoba i gadać, że Marek taki pracowity, przystojny i byłby dobrym mężem, więc zaczęłam przyglądać się Markowi. Miałam piętnaście lat... łatwo było mi coś wmówić, a gdy miała dziewiętnaście, zrozumiałam, że tak naprawdę, nigdy nic do niego nie czułam. Po prostu mi go wmówiono...
– A...? – zaczął niepewnie Patryk.
– Co?
Popatrzyła na niego lekko poirytowana.
– Nic, przepraszam... – urwał, bo od początku nie był pewny, czy chce zadać swoje pytanie.
– Twoja kolej – fuknęła delikatnie naburmuszona Maria.
– To było szesnaście lat temu! – odpowiedział radośnie Patryk, przyciągając ciekawe wzroki pozostałych uczestników biwaku, ale Marek domyślił się, że historia nie będzie mówić o kobiecie. – W szpitalnej sali dali mi na ręce takie małe zawiniątko. Była najsłodszą istotką na świecie, jaką kiedykolwiek widziałem. Pierwszy raz w życiu wiedziałem, że jestem w stanie za nią oddać życie i zrobić wszystko, by Martynka była szczęśliwa. Wtedy zrozumiałem, czym jest miłość.
– Tak, to i ja mogłam odpowiedzieć – pożaliła się Maria.
– W zadaniu jest mowa, o pierwszej miłości. Nie jest napisane, że musi to być miłość damsko-męska...
– To prawda – przyznał Marek.
Martyna ściągnęła na chwilę słuchawki i spojrzała na ojca.
– To było urocze, tato. Dziękuję.
– Miałaś udawać, że nie słyszysz! – zganił ją Patryk, ale miał przy tym wyraz twarzy pełen wdzięczności.
– A kobiety? – zapytał Dawid.
Ciemny blondyn tylko wzruszył ramionami.
– Tata kocha się w Marii – odpowiedziała za niego córka.
– Ja nie... – próbował się wytłumaczyć, choć przyjaciółka Klary udawała, że go nie słucha.
– Po każdej wizycie u niej, tata spędza resztę dnia w łóżku i ma głupi wyraz twarzy. Wstaje tylko, jak trzeba coś zrobić.
– Martyna! Załóż te przeklęte słuchawki! – Patryk krzyknął na swoje dziecko zaczerwieniony na policzkach. Nie potrafił później spojrzeć na Marię, ale ona też nie odwracała w jego stronę głowy.
– Dobrze, kochanie! Opowiedz, jak na studiach mnie poznałaś! – rozpogodził się Dawid, a na jego buzi pogłębiły się dołeczki.
– Nie opowiem o tobie! – powiedziała, rozbawiona jego zachowaniem Aisza.
– Jak to? – zdziwił się.
– No, nie o tobie! – prychnęła.
– A o kim?
– Jak miałam dziewięć lat, byłam na wakacjach u babci, na obrzeżach Kairu. Wtedy dużo czasu spędzałam z moim kuzynem Hassanem...
– Co ten debil ma wspólnego z twoją pierwszą miłością?!
Dawid spojrzał na żonę nerwowo, a z jego twarzy zniknął uśmiech.
– Zamknij się i słuchaj – skarciła go. – Z Hassanem spędzałam wtedy dużo czasu, bo babcia chciała, żebyśmy kiedyś w przyszłości zostali małżeństwem i gdyby Marek tak się nie spieszył z kolejnym pytaniem, to bym mogła powiedzieć, kim bym była, gdybym nie poznała Dawida.
– Jezu! Faktycznie! Nie opowiadałaś! – Zaśmiał się Marek.
– Właśnie! – prychnęła, oburzona na niby. – Gdybym nie poznała Dawida, byłabym teraz żoną Hassana. Bogatego przemysłowca naftowego i miałabym swoją śliczną rezydencję koło Kairu.
– Nosiłabyś hidżab, abaję i nikab. Chodziła do meczetu i posłusznie dawała dupy na zawołanie, a jak nie to... – powiedział ze złością w głosie blondyn, ale żona mu przerwała.
– Hassan nie bije Afrah i nie jest taki zasadniczy, jak myślisz. W Londynie to on zaproponował, żebyśmy poszli na imprezę i powiedział, że nie muszę ubierać tradycyjnego stroju. – Aisza uśmiechneła się z pobłażliwością z powodu zazdrości męża.
– To dlaczego Afrah zawsze jest taka spięta...?
– Afrah jest spięta, odkąd pamiętam. Przypuszczam, że to ona jest bardziej zasadnicza w ich małżeństwie, niż Hassan.
– To trzeba było...
– Przestań! Gdybym była z Hassanem nie byłabym z tobą i nie mogłabym być lekarzem, to ciebie wybrałam, nie Hassana, więc przestań wściekać się za każdym razem, gdy usłyszysz jego imię!
– Nie znoszę go, jest dupkiem...
– Jest przy tobie dupkiem, bo z tobą przegrał i wciąż go to boli, bo o Hassanie trzeba wiedzieć jedno, uwielbia wygrywać. Więc trzydzieści cztery lata temu, gdy miałam dziewięć lat, spędzałam z Hassanem wakacje. On lubił ryzyko i rywalizację, a luksusy domu babci mu tego nie dawał. Wymykał się do miasta i grał z biednymi chłopcami w piłkę. Był świetny, jak mały Cristiano Ronaldo. Kiedyś go przyłapałam, gdy uciekał przez tylną bramę. Obiecał, że jak nikomu nie powiem, to pokaże mi, co robi. Podziwiałam jak gra, gdy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek. Chciał ukraść mi bransoletkę, ale zahaczył się o zapięcie i go poczułam. Pech, jak na małego złodziejaszka, bo gdyby moja babcia się dowiedział, to by poruszyła niebo i ziemię, żeby chłopiec pożałował swojego uczynku. Popatrzyłam na niego i miał najpiękniejsze dołeczki na buzi, jakie w życiu widziałam, ale był przerażony. Ściągnęłam bransoletkę z ręki i mu ją dałam. Nie wiem dlaczego. Po prostu uznałam, że tak trzeba. Wziął ją i uciekł, a ja pobiegłam za nim. Wymienił bransoletkę na pieniądze, za które kupił chleb i ryby. Zaniósł je do domu. To znaczy, do miejsca gdzie mieszkał. Było to zwykłe zadaszenie. Mieszkał z matką i malutkim dzieckiem. Nie mieli nic. Zobaczył mnie i ponownie się wystraszył. Ściągnęłam z siebie wszystko, co miałam cennego i im oddałam. W zamian zaprosili mnie na kolację, a potem spędziłam z Zakim wieczór. Opowiadał mi o swoich marzeniach. Chciał być pilotem i "latać po niebie jak ptak" – zacytowała z pamięci, wpatrując się w przestrzeń – a potem podziękował mi i pocałował w usta. Taki niewinny, dziecięcy pocałunek, ale dla mnie był czymś wyjątkowym. Zaki sprawił, że wiedziałam, czego pragnę od chłopka, jaki powinien być. Nowy kolega ledwo poszedł, a zza rogu wyłonił się Hassan. Powiedział, że odprowadzi mnie do domu. Nie rozumiałam, dlaczego skoro wszystko widział, pozwolił mi na ten mały romansik. Odpowiedział, że nie chce, bym musiała go poślubić, ale chce, bym chciała. On po tym dniu wiedział, że zrobi wszystko, bym za niego wyszła, bo mam dobre serce, a on tylko tego oczekuje od przyszłej żony.
– Pierdol się! To nieprawda! – krzyknął na Aiszę, oburzony Dawid.
– O co ci chodzi?! – warknęła na niego.
– Hassan to nie jest jakiś pierdolony superbohater z bollywoodzkiego filmu! Nie rób z niego ideału!
– Ale tak było... Hassan zawsze o mnie dbał, gdy był w pobliżu... Dawid...
– Dlaczego słyszę, o tym pierwszy raz w życiu?!
Zaczął nerwowo szukać paczki papierosów po kieszeniach, ale Aisza zbliżyła się i wtuliła w jego ramiona.
– Bo odkąd cię poznałam, tamte zdarzenia nie miały dla mnie absolutnie żadnego znaczenia... Liczyłeś się tylko ty! To, czego Hassan nigdy w sobie nie miał, bo wszystko zawsze dostawał jak na tacy, a co dostrzegłam w Zakim i w tobie, to ambicje i poczucie, że zrobicie wszystko, by nie stracić ukochanych ludzi, że jesteście gotowi się dla nich poświęcić i... te cudowne dołeczki!
Dotknęła złotą dłonią jego policzka i pogładziła go.
– A Hassan?
– On był pewny, że to, co zyska, należy do niego, a ja nigdy nie będę do nikogo należeć. Pragnęłam wolności, chciałam "latać po niebie jak ptak" i ty mi to dałeś. Za to cię kocham!
– Zapamiętaj sobie, jakie szczęście cię spotkało! – niby dla żartów, ale nerwowo powiedział Dawid i mocno przytulił Aiszę.
– Opowiedz lepiej, jak kochałeś się w studentce medycyny na studiach – powiedziała słodkim głosem.
– Ha! Ty też nie byłaś moją pierwszą miłością... – przyznał, a żona popatrzyła na niego pytająco. – Ale moja historia będzie krótka i nieszczęśliwa. W podstawówce zakochałem się w koleżance z klasy, a gdy zdecydowałem się jej o tym powiedzieć, to wyśmiała mnie i nazwała śmierdzącym grubasem. Od tej pory mam uraz do rudych!
– Ja jestem ruda! – zauważyła Klara.
– Twoje włosy są ciemne, jej były marchewkowe. To co innego...
– Nie wiedziałam, że pociągają cię rude... – zauważyła niepewnie Aisza. – Myślałam, że...
– Tylko ciebie kocham! – Pocałował ją w usta, żeby ją uciszyć. – Wciskaj guzik, Maria!
Maria uśmiechnęła się rozbawiona jego zachowaniem i wzięła smartfona od Klary. Przycisnęła płaską powierzchnię ekranu i skrzywiła się lekko.
– Zadanie – powodziła i przeczytała je wszystkim na głos:
Uszereguj osoby płci przeciwnej (chyba że twoje preferencje są inne) wg poziomu atrakcyjności. Te, które są najładniejsze, wymieniasz w pierwszej kolejności, aż do osoby najmniej atrakcyjnej. Udział w rankingu biorą tylko osoby z zabawy.
– No, to... – Spojrzała na Egipcjankę i dotknęła się w pierś. – Wybacz Aisza, po prostu lubię blondynów. Dawid, Marek i Patryk.
– Bez urazy. Tak samo wybiorę.
Skinęła głową Aisza.
– Jestem blondynem – pożalił się Patryk, rozczarowany oceną matki swojego dziecka.
– Łysiejesz... – prychnęła Maria, co skutecznie go uciszyło. – Twoja kolej.
– Nie wiem. Wszystkie jesteście piękne i macie zupełnie różną urodę, ale jak muszę, to wybieram Maria, Klara i Aisza. – Spojrzał na kobietę po swojej prawej i niepewnie się uśmiechnął. –Przepraszam, jesteś naprawdę ładna...
– W porządku! – Poklepała go po ramieniu. – Ja też umieściłam cię na końcu, a wcale nie uważam za nieatrakcyjnego. Dawid?
Dawid się zawahał. Spojrzał na Klarę i zobaczył lekko dostrzegalny ruch jej głowy.
Dawała mu sygnały, ale po co? – zdziwił się Marek. Po chwili jego najlepszy przyjaciel udzielił odpowiedzi.
– Aisza, Maria i Klara.
– Marek, Patryk i Dawid – wyrecytowała jego żona, jakby już wcześniej przemyślała odpowiedź. Wiedział, że nagięła prawdę. Umieściła Patryka wyżej, tylko po to, aby nie był za każdym razem na dole listy. Jego dawny przyjaciel to wiedział, skinął jej z wdzięcznością. On nie miał potrzeby kłamać. Wszyscy wiedzieli, jak odpowie.
– Klara, Maria i Aisza – Wyciągnął szerokie i długie ramię i sięgnął czarnowłosej głowy. – Sorry, mała! Jesteś jak siostra!
– Nie chcę być złośliwa, Marek, ale sypiasz z siostrą – zauważyła Maria i wszyscy się zaśmiali. Poza nim. Nie bawiło go to. Wtulił twarz w kasztanowe włosy i przełkną gorzką pigułkę prawdy.
Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz w swoim życiu, co by to było?
Dawny przyjaciel przeczytał pytanie, a on nawet nie zauważył, kiedy nastąpiła zmiana. Dobrze, że było to ostatnie pytanie. Miał dość szczerości.
– Muszę to przemyśleć – stwierdził Patryk i zaczął coś analizować pod nosem. – Zawsze którąś tracę. Myślę, jak sprawić, by tak nie było... – szeptał sam do siebie. – Ok, wiem! Wybrałem córkę. Mimo wszystko wyszedłbym za Lucynę, ale chciałbym wiedzieć wcześniej o Tymonie. Chciałbym mieć możliwość uczestniczenia w jego życiu. To bym zmienił.
– Nikt ci nie zabraniał... – burknęła Maria.
– Nikt mi o nim nie powiedział... – postawił się, ale niepewnie.
Blondynka mimo to opuściła wzrok i pochyliła lekko głowę.
– Przepraszam – wyszeptała.
– Chciałabym być bardziej rozrywkowa na studiach – wyznała Aisza. – Poświęciłam się im bez reszty, a i tak życie napisało mi inny scenariusz.
– Byłbym bardziej odważny i zamiast umawiać się ze współlokatorką, od razu zagadałbym do dziewczyny z walkmanem, która ciągle się uczyła w swoim pokoju.
– Jak miło!
Egipcjanka uśmiechnęła się i wtuliła drobne ramiona w tors męża.
– Zaufałabym przyjaciółce – powiedziała Klara i wyciągnęła rękę do Marii, która uścisnęłają mocno. – Gdybym powiedziała komuś o problemach, być może uzyskałabym pomoc w ich rozwiązaniu i wszystko potoczyłoby się inaczej.
– Zjechałbym do Polski... żeby znaleźć Klarę i dziecko. Chciałbym się nie bać – odpowiedział ze smutkiem Marek.
– Gdybyś zjechał, nie byłbyś teraz milionerem – zauważyła jego żona.
– Pieniądze nie mają znaczenia – szepnął jej do ucha.
– Nie byłbyś milionerem! – Zaśmiała się Klara i wzruszyła rękami, jakby czegoś w jej wypowiedzi nie zrozumiał.
– Kobiety! Im w głowie tylko jedno! – Dawid uniósł się udawaną dumą i wszyscy wybuchli śmiechem.
Przyszedł moment odpowiedzi Marii. Zagryzła wargę i niepewnie wzruszyła barkami.
– Nie wiem, czy jest to ode mnie zależne, ale chciałabym, aby mój syn miał pełną rodzinę. Chciałabym mieć męża, a przede wszystkim pokochać kogoś, bo chyba tego mi najbardziej w życiu brakowało. Miałam wielu partnerów, ale żadnego nie kochałam. Boję się, że Tymon też nie będzie umiał, bo skoro u mnie tego nie widział, to...
– Ej! – wtrącił się Patryk. Przysunął do blondynki i objął ją ramieniem. – Wychowałaś syna na wspaniałego mężczyznę, odwaliłaś kawał świetnej roboty i to zupełnie sama. Tymon widział twoich rodziców, oni zawsze się kochali.
– Moja mama od wielu lat była sparaliżowana. Jedyne, co zna, to opiekę nad niedołężną kobietą. Boję się, że go tym zniechęciłam. Wiesz... – Spojrzała na Patryka dużymi szaroniebieskimi oczami. – Nie zauważyłam, żeby on oglądał się za dziewczynami.
– GG bardzo chętnie pomagał! – zauważył od razu Marek.
– On każdej dziewczynie pomógłby z walizkami, brzydkiej też... Poza tym on lubi skromne dziewczyny. Nie mam nic do tej GG, ale ona jest...
– Intensywna... – zauważył Dawid, który pozornie nie powinien kojarzyć nastolatki, a Patryk wraz z nim pokiwali twierdząco głowami. Blondyn skrzywił się z bólu, bo Aisza mocno szturchnęła go w bok. Żona Dawida zmierzyła go wzrokiem, jakby właśnie chciała go spoliczkować.
– A ty skąd wiesz?! – oburzyła się.
– Mam Samantę w znajomych na Facebooku – wyjaśnił. – Wiem, jak wyglądają jej koleżanki, a ta ma taką urodę, że musiałbym sobie oczy wydłubać, żeby nie zauważyć!
– Która to? – zainteresowała się Aisza.
– Ta!
Marek nakreślił rękami symbol klepsydry, a jego przyjaciółka pokiwała głową na znak zrozumienia.
– Faceci to myślą tylko o jednym... – mruknęła. – Martynka, ty sobie poszukaj kogoś przyzwoitego.
Nastolatka wzruszyła tylko ramionami i wysunęła słuchawki z uszu, żeby jej rozmówczyni nie miała poczucia, że ją ignoruje.
– Martyna akurat... – Patryk próbował odpowiedzieć za swoją córkę, ale mu przerwała.
– A ty tam wiesz akurat! – fuknęła na ojca, wykazując objawy klasycznego nastoletniego buntu.
– Kochasz się w kimś? – zapytała zaciekawiona Aisza.
– To nierealne, on nawet mnie nie zauważa... – powiedziała, wpatrując się w ziemię.
– Kto taki?! – zaskoczył się ojciec.
– Oj, daj spokój! To nie ma znaczenia...
– Znam go?
– Znasz...
– Ile ma lat?
Patryk najwyraźniej rozpoczął przesłuchanie.
– Osiemnaście.
– Ty masz szesnaście. Niestety, ale...
– Przecież powiedziałam, że to nierealne!
Chciała ponownie wsunąć słuchawki do uszu, ale powstrzymał ją ruchem ręki.
– Który to...?
– On nawet mnie nie zauważa! Tato! Widuje go tylko czasem, jak wraca z pracy, bo odkąd zaczął pracować w Škodzie...
– Jastrzębski! – warknął Patryk. – Lepiej, że na ciebie nie zwraca uwagi...
– Widzisz?! I po co męczysz dupę?! Mówiłam, że to nierealne! – krzyknęła na ojca i poszła do swojego namiotu obrażona.
– Nie wiem, jak wy – powiedział Marek, wstając ciężko – ale ja też już idę się położyć. Ognisko...
– Zajmę się nim – odezwał się Patryk – I tak muszę dać jej czas, żeby się uspokoiła, zanim będę mógł z nią normalnie porozmawiać.
– Jastrzębski to jest... – Nachylił się do dawnego przyjaciela, tak żeby tylko on go usłyszał. – ...ten, który zaatakował Samantę?
– Nie. To znaczy tak... ale ona mówiła o Remiku, tym młodszym. To dobry chłopak, ale nie wiesz, co się teraz w ich domu dzieje. Jedna wielka melina... Jego brat pije, ćpa, a ta jego dziewczyna chodzi już z brzuchem... Szkoda gadać...
– Będzie dobrze...
Poklepał Patryka po ramieniu, bo nie wiedział, co powinien w takiej sytuacji odpowiedzieć i poszedł do swojego namiotu, gdzie czekała Klara w różowym dresie, który kupiła specjalnie na biwak i kokieteryjnym uśmiechem.
– Może w końcu zrobimy to w namiocie! – zaświergotała zachęcająco.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top