Marek: rozdział 11 - Bechelor Party: Las Vegas (cz.2)

Dzień 2. Sobota.
Od dawna Marek tak dobrze nie spał! To było objawienie. Noc bez wstawania do małych dzieci, bez dźwięków płaczu z elektronicznej niani, bez przewijania pieluch, bez pobudki przez trzylatka, który skakał po głowie, a przede wszystkim spał, ile chciał.

Obudziło go dopiero ciche buczenie telefonu i to tylko dlatego, że i tak już wstawał. Podniósł powieki i zobaczył nastolatka grzebiącego w plecaku obok łóżka. Starał się zachowywać cicho, a gdy zobaczył, że Marek nie śpi, uśmiechnął się niepewnie.

– Sorry, nie chciałem cię obudzić.

– Nie obudziłeś – odpowiedział. Usiadł w pościeli i się przeciągnął. – Wyspałem się za wszystkie czasy!

– Chociaż ty! – Zaśmiał się chłopak.

Marek przyjrzał się dokładnie Damianowi i zobaczył, że wygląda niezbyt korzystnie. Miał lekko popuchnięte, zaczerwienione oczy i był dość blady, jak na jego karnację. Przespał jedenaście godzin w samolocie i położył się o tej samej godzinie, co on. O której w takim razie wstał?

– Źle się spało w obcym łóżku? Jak będziesz miał dzieci...

– Nie o to chodzi – przerwał mu, pocierając nieśmiało nos. – Śpisz jak Samanta... – wyjaśnił.

– To znaczy? – zapytał zdziwiony Marek.

– To znaczy, że w nocy kładziesz się na osobę, z którą śpisz, a nie ważysz pięćdziesięciu sześciu kilogramów jak Samanta.

– Nie spałem na tobie... – zaprotestował niepewnie. – Klara, by mi powiedziała, gdybym na niej spał...

– Nie wiem, jak śpisz z Klarą, ja obudziłem się w środku nocy, jak się na mnie uwaliłeś.

– Wybacz... – Marek sam nie wiedział, co powinien powiedzieć w takiej sytuacji.

– Trudno. Przynajmniej rano byłem na siłowni i pobiegałem. Bardzo zakłócę koncepcję męskiego wypadu, jak zadzwonię do Samanty, zanim pójdziemy do tej sauny? – zmienił nieoczekiwanie temat.

– Nie. Od razu powiedz jej, żeby zadzwoniła do mamy i przekazała, że u mnie też wszystko dobrze. – Uśmiechnął się, ale Damian nie odwzajemnił tego gestu. – Idziemy do sauny?

– Tak. O trzynastej jest zbiórka przy basenie. Idziemy na saunę, potem na obiad, ja wracam do hotelu, a wy idziecie do klubu – opowiedział mu o planie dnia.

– A ty nie idziesz do klubu, bo...?

– Nie mam dwudziestu jeden lat.

– No tak... Szkoda...

*

Koniec marca oferował w Nevadzie osiemnaście stopni Celsjusza i lekką mżawkę. Mimo to Marek usiadł na leżaku obok Sebastiana, którego od deszczu chroniło szerokie rondo kapelusza i czekali na pojawienie się gospodarza tej rozrywki, bo tylko go brakowało. Piotrek stał pod zadaszeniem razem z Sidneyem i Simonem, Javier rozmawiał z ojcem, a Damian jak zwykle palił papierosa gdzieś w oddali. Irytowało go to. Nie wiedząc czemu, stał się hipokrytą pod względem nałogu tytoniowego i widząc papierosa w ustach chłopaka, miał ochotę go skarcić, że niszczy sobie zdrowie. Nawet Klara była bardziej wyrozumiała, twierdząc, że skoro ich córce to nie przeszkadza, to jemu też nie powinno, ale on zastanawiał się, w jakim stopniu zależało mu na Damianie, a w jakim stopniu po prostu chciał zabrać mu z ręki papierosa tylko po to, żeby samemu się nim zaciągnąć?

Dawid szedł niespokojnie w ich kierunku, pisząc pospiesznie coś na telefonie. Rzadko kiedy można było spotkać jego najlepszego przyjaciela z tak poważną miną i z tak zaciętym wyrazem twarzy. Marek widział go takiego tylko raz, gdy dowiedział się o tym, że pod wpływem środków odurzających zaczął dwuznacznie traktować jego żonę. Wtedy puścił to w niepamięć, ale co teraz mogło nim powodować?

– Co jest? – zapytał i przysłonił twarz, bo zza chmur wyszło nieoczekiwane słońce i zaczęło osuszać mokrą okolicę, ukazując lekką tęczę na tle czerwonych skał kanionu.

– Nie wiem – odpowiedział nerwowo Dawid. – Isia robi mi awanturę, bo ktoś sypnął jej, że idziemy wieczorem na dziwki i teraz pisze, że wynajmie striptizera na wieczór panieński Klary i też go przeleci!

– Dlaczego tak twierdzi?

– Nie wiem! Mówiłem jej, że będziemy szli do klubu, ale nie ze striptizem i nie na dziwki, tylko zwykłego klubu! Skąd ona ma takie informacje?!

– Nie wiem, stary. Kto mógł jej to przekazać? Nikt tutaj nie rozmawiał ze swoją...

Nagle zatrzymał się w pół zdania. Spojrzał w stronę Damiana, który uważnie przysłuchiwał się ich rozmowie. Kąciki jego ust lekko się unosiły, prawie tak, jakby miał się uśmiechnąć. 

Damian? – zdziwił się na samą myśl, że chłopak mógłby komukolwiek zrobić kawał. Samanta, tak. Lubiła się wygłupiać, ale Damian? On był najpoważniejszym człowiekiem, jakiego Marek kiedykolwiek poznał. Rzadko się uśmiechał i nigdy nie żartował. To było do niego zupełnie niepodobne. Poza tym wątpił, by spoufalał się z Dawidem.

– Co wiesz na ten temat? Dlaczego zamilkłeś? – Z amoku wyrwał Marka głos przyjaciela.

– Nic – odpowiedział.

Przeniósł wzrok na blondyna o twarzy chłopaka z boys bandu, ale on zorientował się, że wcześniej patrzył w stronę kogoś innego. Odwrócił się i spojrzał na Damiana, który bezradnie rozłożył ręce i zaśmiał się w całe gardło.

– Niech się dziewczyny zabawią! – zawołał.

Marek pierwszy raz go takim widział. Wydawał się taki "normalny". Nastolatek. Bez trosk i problemów. Bez traumatycznych przeżyć. 

Zupełnie jak nie on. Czyli potrafił być taki. Czyli takim widziała go Samanta. Taki był w stosunku do Dawida, w stosunku do innych. Dlaczego nie był taki przy nim? 

Mógł się jeszcze nad tym zastanawiać, ale Dawid wybuchł podobnym, głośnym śmiechem.

– Ty pieprzony gówniarzu! Pożałujesz!

Przyjaciel zerwał się z miejsca i pobiegł w stronę chłopaka, który śmiejąc się, uciekał przed nim. To był dobry widok. Markowi urosło serce na myśl, że Damian jest szczęśliwy i jednocześnie poczuł żal, że sam nie potrafił wywołać u niego takiego uśmiechu na twarzy. Może w przyszłości jego synowie mu dadzą, to czego teraz mu brakowało ze strony narzeczonego córki, a może nie. Być może to w nim było coś, co sprawiało, że stwarzał dystans...

Rozmyślania przerwał plusk do wody. Damian pośliznął się na brzegu basenu, wokół którego gonił go Dawid i wpadł do zbiornika. Miał na sobie czarne jeansy, eleganckie buty, jedwabną koszulę lekko połyskującą w odcieniu butelkowej zieleni (choć nadal była czarna) i skórzaną kurtkę. Wszystko na nim zostało do cna przemoczone i wywołało śmiech ze strony obserwujących go mężczyzn. Miotał się niezgrabnie, próbując stanąć na nogach, a Dawid miał satysfakcję, że przez przypadek wygrał potyczkę.

Damian jednak zbyt długo nie potrafił złapać równowagi i Marek poczuł niepokój. Szybko zrozumiał, że nie powinno to tak wyglądać. Zerwał się z leżaka i podbiegł do brzegu basenu. Miał nadzieję dosięgnąć go od strony drabinki, nie wchodząc do wody, ale nie było to możliwe. Musiał się zamoczyć. Wskoczył do basenu za Damianem i chwycił go szamocącego się pod pachy. 

– Już dobrze, mam cię... – wyszeptał w stronę Damiana, a ten się uspokoił.

– Nie umiem pływać... – wydyszał, przerażony.

Marek wyciągnął go na brukowaną kostkę wyłożoną na strefie basenowej Red Rock, a ten położył się na plecach i zaczął ciężko oddychać, łapiąc rześkie powietrze w płuca. Obaj byli przemoczeni do suchej nitki. Dawid stanął nad nimi, tworząc cień i ze skołowaną miną uśmiechnął się niewinnie.

– Mieszkałeś nad zalewem, jak możesz...?

– Daj spokój... – przerwał mu zmęczony nadmiarem wody w ubraniu Marek. – Chodź, Damian. Przebierzemy się.

Wstał i podał rękę chłopakowi. Zazwyczaj w takich sytuacjach odtrącał ją, ale tym razem pewnie chwycił jego dłoń i się podciągnął. Poszli wspólnie do pokoju hotelowego. Marek od razu wiedział, co na siebie włożyć. Był przygotowany na różne okazje, ale Damian przeszukiwał swoją torbę tak, jakby sam nie wiedział, co się w niej znajduje i ciężko wzdychał.

– Samanta... Samanta... – szeptał pod nosem.

Marek spojrzał na niego niepewnie.

– Nie możesz się zdecydować?

– Nie o to chodzi. Nie wiem, co mam... – urwał w pół zdania i ponownie ciężko sapnął.

– Nie wiesz, co masz w torbie? Sam się nie pakowałeś?

– Pakowałem, ale jakiś domowy chochlik przepakował mnie w nocy. Nie mam połowy ubrań, które chciałem zabrać, a mam jakieś, w których nigdy nie planowałem chodzić. Jak to coś... –Wyciągnął z torby szary, długi sweter. – Nawet nie wiem, jak to się nazywa...

– To kardigan – wyjaśnił. – Nigdy nie widziałem cię w kardiganie – przyznał, korzystając z okazji, że chłopak na niego nie patrzy i zmieniając przy nim ubrania na suche.

– I nie zobaczysz – prychnął, wsadzając ponownie sweter do torby. – Boże! Nic tu nie ma...

– Pokaż – powiedział i podszedł do torby chłopaka. Damian zaskoczył się, widząc go w nowych ciuchach, ale nic nie powiedział. Odsunął się, pozwalając mu zajrzeć do środka. – Masz mnóstwo ciuchów – zauważył.

– Ale one wszystkie nie są...

– ...czarne? – dokończył za niego, a on skinął głową. – Dlaczego chodzisz tylko w czarnych ubraniach? – zainteresował się spontanicznie.

– Tylko w nich nie czuję się niekomfortowo – wyjaśnił.

– Kolor ma na to wpływ?

– Nie wiem, ale w czarnych mam wrażenie, że mogę się schować.

– Nie chcesz być zauważony?

– Mama kiedyś kupowała mi dużo czerwonych ubrań. Mówiła, że ładnie mi w nim, ale dziadkowi też się podobałem w czerwonym... Nie lubię zwracać na siebie uwagi...

Marek miał ochotę go przytulić, ale tego nie zrobił. Puścił wybraną wcześniej czerwoną koszulę w kratę i podmienił ją na biało-czarną. Podał chłopakowi ciemne jeansy, białą koszulkę z długim rękawem i trzema guzikami przy kołnierzyku oraz flanelową koszulę.

– Nie narzekaj. Masz jakąś kurtkę?

– Poza skórą nic nie wziąłem.

– Nie ważne. Coś wymyślę. Idź, się przebierz.

Po dziesięciu minutach zobaczył Damiana z powrotem. Wyglądał naprawdę dobrze, choć zapiął guziki koszuli, a on pozostawiłby ją rozpiętą. Był inny, odmieniony. Nienaturalnie jasny. Jakby lekko błyszczał. Naprawdę coś w nim sprawiało, że stawał się zauważalny. Jego skóra ładnie kontrastowała z bielą. To była korzystna zmiana. Damian nie powinien był nosić czerni. Nie służyła jego urodzie. Podał mu czarną, jeansową kamizelkę, żeby miał coś na wierzch.

– To Sebastiana – zauważył.

– Tak, dzwoniłem do niego. Jest chudy i najbliżej mu do twojej sylwetki. Poza tym zaraz po Sidneyu i Simonie ma tu najwięcej ciuchów. Chyba, że chcesz jakiś kardigan Sida, bo on też jest niski jak ty...

– Nie! – Zaśmiał się Damian. – One w ogóle są męskie? Mam wrażenie, że to damski sweter. W domu dziecka jedna opiekunka takie nosiła...

– Chyba są męskie. Też mam kilka. Są fajne na chłodne wieczory...

Damian popatrzył na Marka niepewnie, a on wzruszył tylko ramionami. Może to kwestia posiadania trójki małych dzieci, ale w domu cenił bardziej wygodę niż wygląd, więc gdy wstawał w środku nocy, by pomóc narzeczonej przy synach, to wkładał swój granatowy kardigan, który stał się stałym elementem na fotelu w sypialni. Nastolatek jak do tej pory tego nie rozumiał, ale Marek był pewny, że z czasem też zostanie ojcem i wtedy pozna uroki rodzicielstwa. Wtedy przestanie się przejmować czy ktoś go będzie oceniał za wygląd. Choć tu były raczej tylko pozytywne komentarze.

*

Podszedł do Damiana w szatni sauny i nachylił się dyskretnie.

– Jak nie chcesz się cały rozbierać, to nie musisz. Nikt cię za to nie skrytykuje – szepnął, żeby upewnić się, że u niego wszystko w porządku.

– Jest dobrze – przyznał chłopak. – Miałem czas, żeby się z tym oswoić, poza tym wszyscy będziemy nadzy. Prawda?

– Tak – odpowiedział i klepnął go po ramieniu.

Wnętrze pomieszczenia było wyłożone drewnem sosnowym i było na tyle przestronne, by nikt nie musiał się zbytnio stykać. Dawało to pewien rodzaj komfortu. Mimo to Marek usiadł obok narzeczonego swojej córki. Miał w tym ukryte cele. Jednym z nich było emocjonalne zbliżenie się do chłopka, a drugim, bardziej prymitywnym, była chęć sprawdzenia, czy plotki o nim są prawdziwe. Samanta z dumą wspominała o dużym przyrodzeniu chłopaka, ilekroć ktoś nazwał go "małym". Damian przyjmował to średnio entuzjastycznie, ale zachowywał się tak, jakby nie były to tylko przechwałki. Teraz miał okazję to sprawdzić, bo ciekawość i męskie ego mówiły mu, że jak na chwilę spojrzy, to nic złego się nie stanie. Jego dziewiętnastocentymetrowy penis był znany żonie Dawida, co wykorzystywała do droczenia się z mężem i czemu nawet jego przyjaciel nie zaprzeczał. Narzeczony Samanty słynął z oczka wyżej, ale czy to prawda przy tak drobnej sylwetce?

Damian nie był taki drobny, jak wskazywała na to jego postura. Pod ubraniami miał wyraźnie zarysowaną pierś, smukły, ale nie umięśniony brzuch, lekko nakreślony biceps, a jego łydki wydawały się stworzone z kamienia. Był mężczyzną, a nie chłopcem, jak zdawało się wcześniej Markowi. Zaskoczeniem był dla niego również Sebastian. Jego ciało było naprawdę w całości pokryte tatuażami. Łącznie z pośladkami i wnętrzem ud. Rysunki w tak wrażliwych miejscach musiały boleć.

– Pamiętacie taką grę z młodości "pytanie, czy zadanie?" – zapytał Dawid, kładąc się na ręczniku wyłożonym na deskach siedziska.

– Boże! Dawid coś ty wymyślił?! – jęknął, bo nie znosił tej zabawy.

– Dobra! Marek zna! – Zaśmiał się blondyn. – Ale chodzi mi o to, że przypomniałem sobie o niej, bo Isia szukała gier na dzisiejszy wieczór z dziewczynami i zastanawiałem się, czy graliście w nią kiedyś?

– Na gejowskich imprezach często się w nią gra – przyznał Simone.

– A na jakich gejowskich imprezach ty bywasz? – fuknął na niego Sid.

– Kotek! Nie znam cię całe życie! Poza tym na ostatniej, na której byliśmy razem też w to grali. Po prostu my ruchaliśmy się na piętrze!

– Tak? – Wzruszył ramionami Azjata, a jego partner przytaknął.

– Poznałem matkę Javiera w podstawówce i od tej pory moje życie seksualne zatrzymało się w miejscu – przyznał rozbawiony Paco, co było jednoznaczne z zaprzeczeniem.

– Moja pierwsza żona lubiła zadawać niestosowne pytania – przyznałsię Piotr.

– Ile ich miałeś? – Zaśmiał się ponownie Dawid. – Zrób ewidencję!

– Trzy. Miałem tylko trzy żony. To wcale nie tak dużo! – obruszył się mężczyzna.

– To nie jest gra z moich czasów. – Javier wybronił Piotra od kontynuowania rozmowy o mnogości jego małżonek.

– Z moich też nie, ale słyszałem o niej – przyznał Damian.

– W moich czasach grali w nią, ale ja grałem na komputerze, a kobieta to był potwór z innej galaktyki! – zażartował Sebastian, który całą swoją młodość był nerdem i wciąż nim pozostał, choć córki bliźniaczki skutecznie mu to utrudniły i częściej pił herbatkę w tiarze wspólnie z Barbie i Staciey, niż siedział przy komputerze.

– A ty Dawid? – zainteresował się Marek, bo przyjaciel jako jedyny uniknął odpowiedzi i chętnie słuchał innych.

– Byłem nastolatkiem z nadwagą! – prychnął. – Nikt nie chciał ze mną w to grać!

– Nic nie straciłeś. Dziewczyny grają w to tylko po to, aby wyciągnąć od chłopaków rozmiar penisa i nie wyjść na lafiryndę!

– Nie wyobrażam sobie Klary grającej w tę grę – powiedział Dawid. – Ona jest cicha jak moja żona kiedyś...

– Kiedyś była jak twoja żona teraz!

Uśmiechnął się na wspomnienie nastoletniej Klary, ale musiał przyznać przed sobą, że wolał ją ćwiczącą jogę i medytującą, niż opalającą się topless w kusym stroju (nie)kąpielowym.

– Nie widzę tego!

– Gdyby był tu Patryk, to by ci potwierdził!

– Dzwoniłem do niego, ale nie mógł przyjechać. Pracuje. Na jego miejscu pierdoliłbym robotę za tysiąc dwieście złotych. Co to w ogóle jest za pieniądz?!

– Ma córkę. Nie może sobie pozwolić na wybrzydzanie – wyjaśnił Marek, ale prawda była taka: przykro mu było, że nie ma Patryka z nimi. Dawny przyjaciel dużo zyskał u niego w ostatnim czasie. Brak pieniędzy sprawił, że spoważniał i dorósł emocjonalnie, więc jeśli nie próbował robić z siebie cwaniaka jak kiedyś, to był naprawdę w porządku facetem.

– Będzie w ogóle na ślubie? –zainteresował się Dawid.

– Będzie, ale przyjeżdża z Marysią tylko na trzy dni, bo ona ma dyżur w szpitalu i na więcej jej się nie udało wziąć urlopu.

– Co ich w ogóle łączy? Nie jestem w stanie tego ogarnąć! – wtrącił się Sebastian. – Oni są ze sobą czy nie są?

– Nie są. Mają wspólne dziecko i Patryk kręci się koło niej, ale ona nie jest nim zainteresowana – wyjaśnił, a wytatuowany chłopak skinął głową ze zrozumieniem.

– Mierzyliście sobie kiedyś fiuty? – wypalił z grubej rury Dawid i zamknął wszystkim na chwilę usta. – Pytam z czystej ciekawości. Marek powiedział, że laski grają w tę grę, żeby poznać rozmiar fiuta, ale jaką mają gwarancję, że koleś nie kłamie? I czy w ogóle, nawet jakby chciał powiedzieć prawdę to czy faktycznie mierzył fiuta, żeby wiedzieć, ile ma?

– A ty mierzyłeś sobie fiuta? – Marek zaśmiał się z absurdu tego tematu.

– Nie wiem... – odparł niepewnie Dawid.

– Jak to nie wiesz? Nie wiesz, czy mierzyłeś?

– Nie wiem, czy chcę powiedzieć... – przyznał. – Mierzyłeś sobie, Marek?

– Tak – prychnął.

– Po co?

– Nie wiem. Simone kiedyś stwierdził, że mam dużego. Sam naćpana powiedziała, że mam dziewiętnaście centymetrów i potem Klara przyznała, że...

– Co? – Usłyszał obok siebie głos zdziwionego Damian. Spojrzał na niego, a ten mrugał szybko zaskoczony. – Powtórz.

– Że mierzyłem penisa? – Nie zrozumiał, o co mu chodzi.

– Nie, dlaczego Sam uważa, że masz dziewiętnaście? Skąd ona niby mogłaby to wiedzieć?

– Była naćpana. Zresztą ty ją wtedy naćpałeś. Zapomniałeś?

– Pamiętam, ale dlaczego mierzyła ci penisa?

– Damian, odpuść! Nie wiedziała wtedy, kim jestem. Byłem dla niej kolegą jej matki. Buntowała się. Chciała zrobić wszystkim na przekór!

– Ale dlaczego z tobą? – zapytał chłopak i mocno pociągnął nosem, odchylił głowę i oparł ją o boazerię za sobą.

– Bo...

– Marek – przerwał mu Sidney z rozbawioną miną. – Mamy tu klasyczny przykład focha, bo nie z nim Samanta chciała się buntować!

– Serio? – zdziwił się. – Przecież miałeś wtedy dziewczynę.

– Duże słowo "dziewczyna". Chciała to była... – odpowiedział naburmuszony, a Marka jego postawa zaczęła bawić i zaczął rozumieć, że podstawy jego zachowania leżą głębiej.

– Daj spokój, przecież nie zakochałeś się w niej od pierwszego wejrzenia, jak jakiś Romeo – próbował wyjaśnić sytuację.

– Skoro tak mówisz...

Kolejny raz pociągnął nosem i to go zastanowiło.

– Kiedy zakochałeś się w Samancie? – zapytał go z powagą.

Dopiero wtedy Damian na niego spojrzał. Przełknął głośno ślinę i z powrotem odchylił głowę, żeby położyć ją na sosnowe deski.

– Rozładowałem towar w sklepie i siedziałem na ławce, bo było na niej cieplej niż w środku, a ona szła chodnikiem w moim kierunku. Miałem wrażenie, że na mnie patrzy. Pierwszy raz w życiu widziałem doskonałość. Była jak objawienie, taka anielska. Potknęła się o krzywy chodnik i zaczęła kląć jak szewc. Naprawdę puściła niezłą wiązankę. Rozbawiło mnie to, bo "ideał sięgnął bruku". Uśmiechałem się do niej jak debil, a ona wyminęła mnie, jakby nawet mnie nie dostrzegła. Stanąłem na uszach, żeby jakoś ją poznać, bo serce mi przy niej waliło jak szalone, aż mnie paliło od środka. Poprosiłem Rafała, żeby do niej zagadał, bo zawsze był na tyle głupi, żeby nie mieć skrępowania. Poza tym nie byłem pewny, czy ja się w ogóle odważę. Przytłaczała mnie. On zorganizował spotkanie, ale jak zwykle dał dupy i powiedział o nim Justynie, która postanowiła mnie przypilnować. Chociaż, pewnie zrobił to specjalnie. Szykowałem się jak frajer. Myślałem, że uda mi się z nią jakoś porozmawiać, że mnie wtedy dostrzegła i zwróci na to uwagę, ale ona mnie kompletnie nie kojarzyła. Minęła mnie godzinę wcześniej, a potem udawałem, że ja też ją widzę pierwszy raz w życiu. To było gorsze od kopniaka w jądra...

– Co ona na to teraz?

– Nic. Nie wie o tym – wyszeptał onieśmielony swoją opowieścią. – Potem nie było okazji. Nigdy nie zapytała, kiedy się w niej zakochałem. Wiem, że ona nie zakochała się od razu, ale nie sądziłem... – Przetarł oko i urwał w pół zdania. Marek miał ochotę go przytulić, ale nago w saunie nie było to stosowne.

– Ona powiedziała, że tego dnia ruchałeś tę Justynę w lesie... – przypomniał mu, bo nie był pewny, co do szczegółów, a to, co opowiadał, niezbyt pokrywało się ze słowami jego córki.

– Wziąłem ją na bok, bo chciała się kochać. Mówiłem jej, żeby przestała mnie obmacywać, a ona stała i jęczała, jakby do czegoś między nami doszło. Powiedziałem jej, żeby przestała, ale ona była tylko głośniejsza. Zerwałem z nią wtedy, a ona się popłakała. Gdy wróciliśmy, ona wciąż się do mnie kleiła, próbując coś naprawić. Powiedziałem, że muszę na stronę i poszedłem za domek. Siedziałem tam i próbowałem doprowadzić się do emocjonalnego porządku. Wtedy przyszedłeś i wszyscy spierdolili. Wróciłem się po Samantę, a resztę już znasz... – Pochylił głowę i schował ją między kolanami. – Dałem wtedy dupy... Gdybyś był wtedy jakimś zboczeńcem... Nie byłem w stanie jej obronić...

– Nie przejmuj się... Nie zawsze...

– Łatwo ci mówić!

Podniósł się i oparł łokcie na kolanach.

– Nie tak łatwo. Też nie obroniłem Klary. Miałem tylko dziewiętnaście lat i też pozwoliłem na zło, które się wydarzyło, bo byłem za słaby – przypomniał mu.

– Ja pierdolę! – przerwał Dawid. – Ja tylko zapytałem, czy fiuty sobie mierzyliście!

– Po co w ogóle o to pytać?

Damian przetarł twarz wierzchem dłoni i spojrzał na blondyna.

– Oj, Boże! – sapnął ciężko. – Podobno wśród nas jest czarny koń zawodów i jestem ciekawy, czy to prawda, a nie chciałem pytać bezpośrednio, czy masz faktyczne dwudziestocentymetrową pałę!

– Mam – odpowiedział bez chwili wahania.

– Ale tak faktycznie mierzyłeś? Czy to na oko?

– Samanta mi zmierzyła, bo się uparła i ma dwadzieścia centymetrów i sześć minimetrów.

– O kurwa! Ma dziewczyna ujeżdżanie! – Zaśmiał się Dawid, a na twarzy chłopaka pojawił się cwany uśmiech. Musiał interweniować.

– Stop! Mówicie o mojej córce! – zawołał i klasnął w dłonie.

– A tobie w końcu ile wyszło? Przyznaj się!

Dawid ciągle się śmiał.

– Dziewiętnaście i osiem. Klara też chodzi zadowolona! – prychnął i sam zwątpił w to, co powiedział, bo nigdy nie był taki wylewny w tych tematach, więc uznał, że zdradził za dużo. – A ty Carter, ile masz, że tak każdego wypytujesz?

– Nie wiem! Nie produkują takich małych miarek! Wziąłem sobie małą żonę, żeby mój fiut wydawał się większy!

– Młody też coś wie na ten temat! – zawtórował mu Simone, mając na myśli Sebastiana. – Nawet usiadł obok Sida, żeby wyglądać korzystniej!

Sidney szturchnął swojego partnera w bok, a wszyscy zaczęli się śmiać z ich przekomarzeń.

– Nie wiem, dla kogo jest to bardziej smutne, Simone!

– Jestem z tobą z miłości!

– No dobra! To skoro już wiemy, to teraz ty zadawaj pytanie! – zawołał Dawid, kierując swoje słowa do Damiana.

– I ma być o seksie? – upewnił się chłopak.

– No raczej, nie inaczej! – prychnął Simone.

– No, ok. To, czy jest coś, co wam nie odpowiada u waszych partnerek podczas seksu?

Damian mówił powoli, cedząc każde słowo. Nie wstydził się. Po prostu dobierał odpowiednie wyrazy tak, aby nie zdradzić się, że ma coś na myśli. Starał się ukryć swoje intencje, ale Marek je dostrzegał.

– To pytanie do konkretnej osoby czy do wszystkich? – doinformował się Dawid.

– Do wszystkich.

Piotrek siedział zaraz obok chłopaka, więc jako pierwszemu przyszło udzielić odpowiedzi:

– Że go nie ma – powiedział oczywiste dla wszystkich słowa.

– U mnie podobnie – przyznał Paco, zaskakując syna i Javier popatrzył na ojca przymrużonymi oczami. – Nie planowaliśmy Pabla i Marìi. Po czwartej ciąży Rosa uznała, że lepiej będzie, jak nie będzie między nami tak częstej bliskości...

– Ale tato! – obruszył się młody Pérez, a ojciec powstrzymał go ruchem ręki.

– Jest dobrze między mną i mamą. Po prostu samego stosunku u nas nie ma, ale są inne formy. Spokojnie, Javi.

– Zdradź lepiej mroczny sekret swojej blondyny! – Szturchnął go w ramię, siedzący obok Dawid.

– Nie wiem. Jest ekstra... tylko nie mamy gdzie! Rodzice czasem przymykają oko, jej mama czasem pozwala mi nocować, gdy wychodzi na wieczór, ale to nie to samo, co Damian i Samanta, że się nie ograniczają!

– Skąd ty masz takie informacje?! – Zaśmiał się Damian.

– Alexis mi mówiła, że... – zaczął mówić, ale nie dokończył, widząc posępny wyraz twarzy chłopaka.

– Alexis wlazłaby do kibla, jak ktoś sra, bo chciałaby tylko coś powiedzieć! – burknął, a Javier się wycofał z dyskusji, bo wiedział, że chłopak ma rację.

– A ty, Dawid? Co jest nie tak z Isią? – Tym razem to Marek mógł przybrać głupi uśmiech na buzi.

– Właściwie, to nic. Tylko większość pozycji jest u nas niewykonalna. Gdy jestem na górze, to w większości przypadków jest przygniatana, na stojąco seks jest praktycznie niewykonalny, ale i tak jest najlepsza!

– Sofie też niczego nie brakuje, ale chciałbym czasem to ja przejąć kontrolę. Ona lubi dominować.

– To dobrze! – Zaśmiał się Sidney. – Osobiście lubię, jak Simone przejmuje kontrolę, a to, co mi przeszkadza, to że za często strzela fochy i traci ochotę w trakcie seksu.

– Nie mówiłeś mi... – zdziwił się Simone i widać było, że naprawdę miał ochotę się obrazić, ale mógł się zrewanżować partnerowi swoją odpowiedzią i chętnie to uczynił. – Nie żartowałem. Naprawdę masz małego.

– Nieprawda! Jest normalny... Jak na Japończyka mam...

– To dalej mało, kochanie, ale na szczęście to ja jestem aktywny! – próbował go pocieszyć.

– Ty? – zdziwił się Dawid. – Myślałem, że na odwrót.

– Pozory mylą, co? – Simone przesłał mu buziaka, a Dawid udał, że go złapał. W odpowiedzi pokazał mu środkowego palca i obaj się zaśmiali.

Dalej były już tylko drzwi od sauny, a po przeciwnej stronie siedział Marek. Teraz mu przyszło odpowiedzieć na pytanie.

– Jej kompleksy – przyznał. – Raz jest super, a czasem bez podania przyczyny gasi światło albo nie chce ściągnąć jakiejś części garderoby. Męczy mnie ciągłe uświadamianie jej, że jest piękna. Ostatnio powodem był jakiś ranking, a innym ktoś jej coś powiedział. Nie wiem, jak sprawić, żeby nie wstydziła się siebie...

– Iśka twierdzi, że jestem jedynym facetem, dla którego jest atrakcyjna. To absurdalne, ale kobiety tak mają. Jedne twierdzą, że wszyscy na nie lecą, a inne uważają, że nikt.

– Dlaczego twoja żona tak uważa? – zdziwił się Damian.

– A co? Lecisz na nią? – zażartował blondyn.

– Twoja żona jest bardzo atrakcyjną kobietą – odpowiedział z powagą, a Dawid przestał się uśmiechać.

– Masz dwadzieścia lat, ona czterdzieści trzy...

– To nie zmienia faktu, że potrafię ocenić jej urodę. Mam oczy.

– Ona jest w twoim guście? – zdziwił się Dawid.

– Akurat ona jest bardzo w moim guście i...

– Weź, nie pierdol! – przerwał mu. – Już mi się nie podoba ta gra... Lepiej odpowiedz na pytanie i kończymy głupie zabawy.

– Nie wiem, czy chcę znać odpowiedź... – powiedział niepewnie Marek.

– To nic takiego – uspokoił go Damian. – Samanta się spieszy. Chce szybko uzyskać satysfakcję, a ja wolę, żeby to trwało nieco dłużej...

Ich czas się skończył. Zabawa też dobiegła końca. Nie do końca zadowoleni swoją szczerością, udali się pod prysznice, by spłukać z siebie pot i oczyścić umysł.

Na obiad zafundowali sobie ogromne T-bony z masłem rozmarynowym i sałatką ze świeżych warzyw. Najedli się do syta i zaczęli szykować na wieczorną imprezę. Damian musiał zostać, bo Dawid nie sprawdził, że nie ma ukończonych dwudziestu jeden lat. Rok się zgadzał, ale nie miesiąc. Narzeczony jego córki nie był tym szczególnie przejęty. Miał okazję w zaciszu hotelowego pokoju pouczyć się do poniedziałkowego egzaminu. Marek nałożył na siebie elegancką, łososiową koszulę, spodnie w kant w kolorze jasnego orzecha włoskiego, kamizelkę z kompletu z ciemnografitową poszewką i czerwony krawat. Kiedyś tak ubrałby się na imprezę, żeby pokazać przychodnym panienkom, że ma gruby portfel. Teraz zrobił to dla poczucia komfortu, który będzie odczuwał, gdy inne kobiety będą na niego zwracać uwagę. Nie planował dać żadnej szansy nazbliżenie się, bo jedyną kobietą, z którą chciał mieć kontakt, właśnie szykowała się na swój wieczór panieński.

Dawid zaprowadziłich do klubu. Stanęli przed budynkiem, który przypominał swoim monumentalizmem greckie budowle. Kolumny na wzór korynckich oraz zdobne gzymsy, fryzy i architrawy. Miało się wrażenie, że w środku tego pustynnego miasta, na betonowym parkingu postawiono rezydencję prosto z czasów gladiatorów. Jedno, co świadczyło o tym, że budynek jednak jest nowoczesnej architektury, to szyld nad wejściem. Trzy czerwone konie z uniesionymi kopytami, jakby zostały spłoszone. To nie był taki nocny klub, jaki Dawid obiecywał żonie. To był nocny klub ze striptizem. Jego najlepszy przyjaciel powodowany zazdrością postanowił zmienić plany na wieczór i nie być takim grzecznym chłopcem, jakim zamierzał pozostać na początku.

– Twoja żona się wścieknie – ostrzegł blondyna.

– Mojej żonie odpłacę pięknym za nadobne – odparł z szerokim uśmiechem na ustach i zacierając ręce, ruszył w stronę wejścia.

Wewnątrz wynajęli oddzielną salę, gdzie na środku znajdował się kwadratowy podest z rurą do tańca, a wokół niego czarne skórzane fotele i niewielkie stoliki kawowe. Mieli przypisany własny bar oraz barmankę, a także kilka kelnerek w białych podkoszulkach z nazwą klubu. Czarny napis widniał na sztucznych biustach i z perspektywy Marka, ośmieszał indiańskiego wodza. Crazy Horse, klub dla gentlemanów, był mało "gentle", a bardzo wulgarny ze swoimi czerwonymi neonami i z porządnymi mężczyznami miał niewiele wspólnego. Mimo to nie było przeszkód, by napił się piwa i popatrzył na dziewczyny. Z resztą nie będzie jedyny, a to nie będzie jego pierwszy raz w burdelu. Usiadł na jednym z foteli i zaczekał, aż inni też się usadowią.

Gdy na podeście zaczęła kręcić zgrabnym tyłkiem szczupła Azjatka, zrozumiał, że nie chciał na to patrzeć. Potarł dłonią nasadę nosa i pomyślał o własnej córce na konkursie tanecznym pole dance.

– Chyba jestem na to za stary – szepnął do osoby obok siebie, nie będąc pewny czy jest to Paco, czy Javier.

– Mnie to nie dotyczy, ale Alexis lepiej tańczy... – odpowiedział mu młody Pérez. – Poza tym wolę blondynki.

– Mi Azjatki akurat się podobają. – Zaśmiał się Sebastian, jako jedyny zainteresowany poczynaniami dziewczyny. – Marek czy mój ojciec i twoja matka sypiają ze sobą? – zapytał, pochylając się nad jego barkiem, tak aby inni go nie słyszeli.

– Nie wiem, chyba nie... W saunie mówił, że nie. A co?

– Bo jeśli nie sypiają, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebym ufundował staruszkowi prywatny taniec, prawda?

– Nie wiem, chyba nie... a jesteś pewny, że on chce? – zapytał niepewnie.

– Znam go na tyle, że wiem, że od dawna brakuje mu seksu.

– Jeżeli go to nie urazi... – Marek wzruszył ramionami.

– Najwyżej nie skorzysta.

Sebastian wstał z miejsca i od razu przysiadł go Dawid. Musiał na to tylko czekać. Był to dobry moment, by okazać wdzięczność przyjacielowi. Być może nie wszystko zorganizowałby tak samo, ale starania, aby był to niezapomniany weekend, były znacznie ważniejsze.

– Dzięki, Dawid – powiedział. – Jesteś najlepszym drużbą na świecie.

– I najlepszym bratem!

Uśmiechnął się Dawid. Miał rację, najlepszym.

– Tak. Jesteś najlepszym bratem, jakiego mam!

– Zawsze będę cię kochał, stary!

– A ja ciebie!

– Brzmicie strasznie pedalsko! – wtrącił się Javier, a Simone w seksownej, brokatowej sukience zatrzymał się i złapał go za ramię.

– Nawet pedały nie wchodzą sobie tak w dupę! – zażartował i potarł swoją gęstą, naoliwioną, jasną brodę.

– Właściwie to, gdzie dokładnie poznali się rodzice Alexis? – zapytał Javier, a przyjazny transwestyta zrozumiał, że to koniec żartów i szybko ulotnił się w stronę swojego partnera Sidneya, któremu usiadł na kolanach i szeptał coś kokieteryjnie na ucho.

– W Las Vegas... – odparł Marek, nie wiedząc do końca, jakiej odpowiedzi oczekuje chłopak.

– Tak, ale ona była striptizerką i ciekawi mnie, gdzie tańczyła. Abby bezpośrednio przecież nie spytam – wyjaśnił młody Pérez.

– Ona tańczyła w roku dziewięćdziesiątym czwartym w Crazy Horse. Podobnym do tego, ale nieco starszym. Tego chyba jeszcze nie było... Miała pseudonim artystyczny Cherry, a on ją dostrzegł i tak mu się spodobała, że poczekał, aż skończy zmianę. Była zmęczona, więc pozwalała mu za sobą iść, a on sobie wychodził. Dlaczego pytasz?

– Nie wiem. Ciężko mi rozszyfrować ojca Alex... lubię go... ale nie rozumiem tego jego zadęcia. Mam wrażenie, że jest...

– ...wyuczone? – dokończył za niego, a on skinął głową. – Też mam wrażenie, że został nauczony bycia snobem i wcale nie jest taki z góry uprzedzony, ale całe życie był tchórzem. Matka kazała mu zrezygnować z Abby, a on się poddał jej woli i radził sobie z tym po swojemu. Potem starucha zmarła, a on obudził się z ręką w nocniku.

– Ale ją zdradzał... – Zamyślił się Meksykanin, który ostatnimi czasy nie mówił po hiszpańsku i podkreślał swoje brytyjskie obywatelstwo, co jeszcze bardziej irytowało jego ojca niż poprzednia postawa.

– Zdradzał – przyznał. – Podobno teraz ma jakieś konsultacje z seksuologiem, który twierdzi, że to nie była jego wina i musi z tym walczyć, ale mi się wydaje, że on podświadomie chciał, żeby to Abby go znienawidziła i odeszła. Tak było łatwiej być posłusznym Howardowej. Jak ci się w ogóle układa z Alexis?

– Dobrze. Czasem robi mi awantury, że za dobrze dogaduje się z jej ojcem...

– To znaczy?

– W niektórych sprawach się zgadzamy i to ją złości.

– W jakich?

– W tym, że nie powinna publicznie tańczyć. Nie zabraniam jej trenować, ale wolę, żeby nikt poza mną jej nie oglądał na rurze. O tym, że dobrze jest, żeby poszła na studia na historię sztuki. Wiem, że marzy o projektowaniu ciuchów, ale może się tym zająć, gdy będzie wiedziała, czym zarządza. Ja jej przecież tego nie zabronię. Ma pretensje, że mówię jej, aby czasem podeszła z większym dystansem do dziewczyn z klubu golfowego, do którego należy jej ojciec. Albo, że nie musi kłócić się z każdym, kto powie, że jestem z nią dla pieniędzy... Takie małe rzeczy...

– Boże! – Zaśmiał się Marek. – Jesteś młodą, meksykańską wersją Brandona Howarda!

– Po prostu jestem rozsądny...

– On też, by tak powiedział!

– A ja jestem z ciebie dumny – szepnął mu nad uchem ojciec i poklepał go po ramieniu.

– A ja jestem znudzony, bo dziewczyna przede mną nie jest moją żoną! Cholera! Myślałem, że będę miał satysfakcję, robiąc jej na złość, a jakoś myślę tylko o tym, aby przenieść imprezę do hotelu. Przynajmniej Młody się jeszcze pobawi.

– Jest pierwsza w nocy, nic nie stoi na przeszkodzie – odpowiedział Marek. – Gdzie jest Piotrek?

– Rozmawia ze striptizerką o meandrach życia i hodowli Golden Retrieverów – odpowiedział mu Sebastian. – Powiedział jej, że ma wnuczkę w podobnym wieku do niej, która zajęła trzecie miejsce na konkursie pole dance i tak się zaczęło, więc śmiało możemy wracać.

Weszli do pokoju, robiąc sporo hałasu. Byli wstawieni i pobudzeni. Damian siedział z nogami przy brodzie opatulony szarym kardiganem, którego miał nigdy nie zakładać i wpatrywał się w otwarty podręcznik do historii architektury europejskiej. Na stoliku obok stał pusty już kubełek z KFC, karton soku jabłkowego i paczka Marlboro Light oraz zapełniona popielniczka. Zobaczył ich i zaczął zbierać swoje rzeczy.

– Przeniosę się do pokoju – oznajmił.

– Wróciliśmy dla ciebie! – Zaśmiał się Dawid, podnosząc dwie butelki whisky w górę.

– Muszę się jeszcze pouczyć... – Damian zaczął niepewnie wymigiwać się od zabawy.

– Na co ty się tak uczysz?! – obruszył się Dawid.

– W poniedziałek mam egzamin.

– U kogo?

– U profesora Sideburnsa z historii architektury europejskiej...

– Pff!!! – prychnął Dawid, jakby został nagle oświecony. – Weź olej naukę! Przerobiłeś już gotyk?

– Już dawno. Profesor bardzo na niego naciska – przytaknął.

– Bo to jego konik. Zobaczysz, że dziewięćdziesiąt procent zadań będzie z niego, a teraz odłóż książkę i zabaw się z nami.

– Uczył cię profesor Sideburns? – zapytał Damian.

– Tak! Miałem u niego poprawkę, bo nie znoszę gotyku!

Dawid sięgnął po szklanki w barku i nalał do jednej z nich sporo ponad połowę. Podszedł do chłopaka i wręczył mu do ręki.

– Nie wiem, czy powinienem... – powiedział, niepewnie spoglądając w stronę Marka.

– Powinieneś nadrobić, żeby nas dogonić!

Wsunął mu do ręki szklankę z alkoholem. Marek podszedł do stolika i sam nalał sobie trochę. Wiedział, że nie powinien za dużo pić. Ba! W ogóle nie powinien pić, bo nerka z pewnością w końcu mu o sobie przypomni, ale chciał napić się z przyszłym mężem swojej córki.

– Za Klarę i Samantę!

Stuknął w brzeg szklanki chłopaka.

– Za nie wypiję.

Uśmiechnął się niepewnie Damian i upił mały łyk whiskey. Marek normalnie nie pochwalałby swojego zachowania, ale tym razem przytrzymał chłopakowi palcem szklankę tak, że nie był w stanie odchylić jej na dół, a gdy zobaczył, że już jej nie puści, zrozumiał, jaki jest jego cel i duszkiem dopił sporą ilość alkoholu. Gdy skończył, wszyscy zaczęli się cieszyć i klaskać, Dawid dolał Damianowi więcej trunku.

– I za wszystkie nasze ukochane kobiety! – Wzniósł toast i tym razem wszyscy wypili ze swoich szkla

Dzień 3. Niedziela.
Impreza trwała do samego rana i zakończyła się dopiero, gdy uznali, że są głodni. Zeszli do bufetu śniadaniowego. Każdy nabrał sobie tego, co chciał. U Dawida na talerzu zagościła porcja fasolki w sosie pomidorowym, tosty z szynką oraz sporo bekonu, który w okresie weekendu jadł w ilościach nienormowanych przez żonę, która liczyła mu i wytykała poziom cholesterolu. Damian wypił koktajl warzywny i zjadł bagietkę z pieczenią, sałatą, pomidorem i sosem tysiąca wysp, a Piotr wypił kawę i wziął kawałek ciasta marchewkowego. Marek chwilę się wahał. Nie lubił miksowanych warzyw w postaci napojów, bo za bardzo kojarzyły mu się z mięśniakami na siłowni, którym – odkąd urodziły mu się dzieci – nie był, ale musiał pamiętać o nerce, o którą powinien dbać. Ostatnio wypił stanowczo za dużo płynów, które nie służyły zdrowiu. Wziął sałatkę z wołowiną i awokado, ale zamiast kalorycznego sosu polał ją odrobiną oliwy, do tego sok pomarańczowy i pieczywo czosnkowe.

Usiedli przy stolikach i w milczeniu, wywołanym zmęczeniem i kacem, każdy jadł swój posiłek. Jedynie radosny blondyn z boys bandu rozszerzył usta w szerokim uśmiechu, a na jego twarzy pogłębiły się dołeczki.

– Wiecie, co jest najlepsze na kaca? – zapytał z entuzjazmem, ale też wcześniejsza noc dawała mu się we znaki.

– Jak powiesz, że ciężka praca, to idę utopić się w basenie... – przyznał Javier, wkładając do ust zawinięte w tortillę grillowane warzywa.

– Nie... – odparł niepewnie Dawid, bo najwyraźniej planował rzucić dokładnie tym komentarzem – ...ale jest coś lepszego! Skały, piasek, palące słońce i grzechotniki!

– Zajebista perspektywa – mruknął Simone, który prawdopodobnie nie spakował butów na płaskiej podeszwie. – Coś ty wymyślił?

– Wiem panowie, że to weekend kawalerski, ale być w Nevadzie i nie zwiedzać to grzech! Zaraz po śniadaniu idziemy zobaczyć jeden z cudów natury, kanion Red Rock! Co wy na to?!

– Spoko... – mruknął Sebastian, a jego ojciec pokiwał głową na zgodę.

Ogólnie poza tym, że nikt nie przespał nocy i wszyscy byli wykończeni, to najlepszym punktem weekendu była właśnie ta wycieczka. Zaskakujące było to, że właśnie wtedy najmocniej się zjednoczyli. Niczym grupa przyjaciół wędrowali po górach, oglądali zwierzęta charakterystyczne dla regionu, śmiali się i wszyscy czuli się jak jedna wielka rodzina. Zrobili sobie niezliczoną ilość zdjęć, aby zachować wspomnienia o dobrych chwilach, i o tym, że byli razem szczęśliwi. Marek miał tylko jedno wewnętrzne przeczucie, i prawdopodobnie wszyscy myśleli podobnie: że doskonałość osiągnęliby wtedy, gdyby mieli przy boku żony, narzeczone, dziewczyny, synów i córki. Mimo to męski wypad do rezerwatu przyrody był jednym z najlepszych, jakie Marek przeżył w życiu i stwierdził, że jeszcze kiedyś musi to powtórzyć. Zabrać Klarę, dzieci, matkę, Piotra i Damiana, aby wspólnie spędzić czas razem. Wspólne wakacje.

Wrócili do resortu spieczeni słońcem, głodni i jedyne, co mogli zrobić, to zjeść ostatni posiłek w restauracji hotelowej, wykąpać się i wymeldować, bo nieuchronnie przyszedł czas powrotu do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top