Damian/Samanta: rozdział 17 - Azymut Australia! (cz.11)
Dzień 30. Bali.
Damian
– Będziemy mieć dwa dni opóźnienia, to wiąże się z dopłatą – wyjaśnił kapitan Bob Stearn.
– Dobrze – przytaknął. – Proszę wysłać mi rachunek.
Kapitan skinął głową i wrócił na swoje miejsce przy sterze. To jednak skutecznie popsuło Damianowi humor. Wiedział, że wiąże się to z wysokimi kosztami i nie chciał przyznać tego przed narzeczoną, która była pod tym względem beztroska. Dla niej karta kredytowa była skarbnicą bez dna, a on bardzo chciał usamodzielnić się od innych. Zwłaszcza od Marka.
– Gramy? – klepnęła go Alexis i wyrwała z zamyślenia. – Twoja kolej losowania.
Nacisnął czerwony przycisk na telefonie bez większego zastanowienia i przeczył pytanie:
Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość? Co będziesz robił, gdzie mieszkał, kogo kochał?
– Wybuduję dom pod Londynem. Będę architektem i będę miał dwójkę dzieci z Samantą –odpowiedział bez większego namysłu.
– Dokładnie! – Zaśmiała się Samanta, wskakując mu na kolana. – Dom pod Londynem, dwójka dzieci i pies...
– Nie chcę psa, kto będzie z nim wychodził? – zaprotestował.
– Ja...? – odpowiedziała niepewnie.
– Akurat!
– No to bez psa...
– A co chcesz robić w przyszłości? Tylko nie mów, że siedzieć w domu... – zapytał Tymon nietypowo zainteresowany jej życiem, co go jeszcze bardziej zirytowało i dlaczego zaraz myślał, że chce zostać kurą domową. Jak on ją oceniał?
– Będzie studiować ekonomię – odpowiedział mu ostro.
– Właściwie... – zawahała się – ...to złożyłam podanie na religioznawstwo. Jest tam dział okultyzmu, badania magii i religii, więc...
– Miałaś iść na ekonomię – powiedział ostrzej, niż zamierzał, ale nie rozumiał jej decyzji i nie wiedział, dlaczego nie porozmawiała z nim o tym. Dowiedział się razem z innymi, a nie wcześniej.
– Tak, ale...
– Chcesz całe życie gonić duchy? Nie chcę, byś się tym zajmowała...
– Właściwie, to jest tylko czytanie o tym, a nie praktykowanie... Zresztą takie rzeczy nie istnieją, więc to niezbyt racjonalny wybór zawodu, ale Samanta ma prawo sama o sobie decydować.
Tymon stanął w jej obronie, co niezbyt podobało się Damianowi.
– Musisz zawsze podważać to, co mówię? – warknął na niego. – Nawet jeśli rozmawiam z własną narzeczoną o naszym życiu? Nie znasz nas, nie wiesz nic, ale zawsze musisz się wtrącić! Mam cię dość, Tymon!
Wstał, strącając narzeczoną z kolan.
– Idź się naćpać, pedale... – mruknął blondyn, ale Damian zbyt wyraźnie usłyszał jego słowa. Podszedł do niego i chwycił go za kołnierz koszulki polo.
– Nazwij mnie jeszcze raz "pedałem", a przestanę być miły, debilu!
Puścił jego kołnierz i ruszył do wyjścia. W przejściu spotkał kapitana, który się do niego odwrócił, bo słyszał całą ich awanturę.
– Zatrzymujemy się na plaży, czy płyniemy dalej? – zapytał.
– Niech pan zapyta dziewczyny – odparł.
– Płyniemy do Darwin – zadecydowała Samanta.
Wyszedł i ruszył do kajuty. Słyszał kroki narzeczonej za sobą, więc przyśpieszył. Zamknął za sobą drzwi, zasunął zasuwę i oparł plecy o drewnianą powierzchnię. Czuł, jak pulsuje mu głowa. Przed oczami miał wspomnienia, których nie chciał mieć. Ojca, który go bił i nazywał "ciotą", dziadka, który go dotykał i mówił, że kocha... Chwycił się za skronie i osunął się na ziemię. Jego ciało krzyczało, ale on zatkał sobie usta, żeby nikt nie słyszał.
***
Samanta
Dogoniła go przy drzwiach, ale zamknął je przed nią. Usiadła na podłodze i dotknęła dłonią drewna. Próbowała wczuć się w niestabilny oddech, który słyszała po drugiej stronie. Zamknęła oczy, a w jej umyśle mignęły obrazy.
– Ty pierdolona cioto! – krzyczał Paweł, unosząc nad Damianem rękę.
– Kocham cię, Damianku... – szeptał dziadek, głaszcząc jego udo.
Czuła jego strach. Lęk przed bólem fizycznym i psychicznym. W jego oczach był słaby, marny i bezbronny... Nie godziła się z tymi emocjami, ale aby pozostać w kontakcie musiała pozwolić im trwać. Zacisnęła mocniej powieki i czekała, aż znowu coś zobaczy. Nie trwało to dłużej niż chwilę, gdy przed oczami zobaczyła szczupłe przedramię. Ściskało zielone banknoty, a druga ręka trzymała spory kawałek szkła. Czuła jego motywację. Chciał to zrobić, miał wręcz z tego satysfakcję. Cierpienie dawało mu siłę i sprawiało mu przyjemność. Poczuł, że ma władzę. Teraz to on decydował o sobie. Przyłożył szkło i wbił je tuż przy nadgarstku. Z początku wyglądało tak, jakby ręka była z gumy, a potem pojawiły się pierwsze krople krwi. Zrozumiał, że dzieje się to, czego pragnął. Za chwilę będzie wolny! Głębiej... Mocniej... Szarpnął szkłem wzdłuż przedramienia. Było mnóstwo krwi. Wyciekała z niego w zatrważającym tempie. Samanta poczuła się słabo, przed oczami zrobiło jej się ciemno, tak jak on czuł, że ucieka z niego życie i tak jak on żegnała się z nim. Zrozumiała jak był blisko... Wcześniej było to dla niej nierealne. Biała blizna wzdłuż ręki i świadomość, że miał próbę samobójczą, ale właściwie nie do końca rozumiała, co ona oznaczała.
Otworzyła oczy i wciąż widziała krew. Wszędzie wylewał się szkarłat. Zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Jej pisk niósł się po pokładzie i ostatnie, co poczuła to, że jest w jego ramionach.
– Samanta... – wyszeptał, nim ostatecznie straciła przytomność.
*
Miała wrażenie, że śnił jej się bardzo straszny koszmar. Koszmar, którego nie była w stanie zapomnieć, choć był już tylko wspomnieniem. Otworzyła lekko powieki. Leżała w objęciach Damiana w niewielkiej kajucie chłopców. Prawą ręką obejmował ją w pasie. Spojrzała na jego przedramię. Spod podwiniętego rękawa białej bawełnianej bluzki błyszczała się jasnoróżowa kreska ciągnąca się od nadgarstka, aż po zgięcie w łokciu. Dotknęła jej palcami i przesunęła wzdłuż blizny.
– Obudziłaś się! – ucieszył się i mocno przytulił ją do siebie. Poczuła pocałunek na czubku głowy, który po chwili zelżał. – Co się tam stało?
– Chciałam zrozumieć, co czujesz... – wyjaśniła. – Jak ty sobie z tym wszystkim radzisz?
– Żyję z tym od dawna...
– Myślałeś o samobójstwie...
– Nieprawda... – zaprzeczył niepewnie.
– Widziałam to.
– Przemknęło mi to przez myśl, ale się nie bój. Nie zrobię sobie krzywdy. Tamten etap już jest za mną, teraz mam dla kogo żyć.
– Obiecujesz?
– Obiecuję.
– Czy to, co powiedział Tymon... aż tak bardzo bolało?
– Nie chodzi o to, co powiedział, ale o to, jak się przez niego czuję. On sprawia, że zaczynam przeżywać na nowo wydarzenia z przeszłości. On patrzy na mnie tak samo, jak patrzyli na mnie kiedyś... jak na śmiecia, i czuję się wtedy nic niewart...
– To nieprawda – zaprzeczyła.
Damian był dla niej wszystkim. Był jej przyszłościąi nadzieją. Był miłością jej życia. Był mężczyzną, który zapierał jej dech w piersiach, który sprawiał, że żyła pełnią życia. Tylko przy nim czuła się szczęśliwa.
– Mam taką nadzieję, ale Tymon sprawia, że wątpię...
– Chcę sprawić, byś czuł się wyjątkowy... kochany...
– Nic trudnego, rozłóż nogi! – zażartował.
Szturchnęła go łokciem, ale nie czuła się urażona. Właściwie, to przyszła jej do głowy pewna myśl. Opcja, o której nie pomyśleli, i która mogła się udać.
– Wymyślę coś... – szepnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top