Klara: rozdział 35 - Konfrontacja
Jak dobrze, że był z nimi Piotr – to było pierwsze, o czym pomyślała wspólnie z Danielą, gdy uzmysłowiły sobie, że ktoś musi usiąść za kierownicą ogromnego, granatowego samochodu, a żadna nie była chętna do prowadzenia tego kolosa. Dla dawnej miłości Marka mamy był to jednak chleb powszedni. Na widok auta powiedział jedno słowo „fajny" i chętnie usiadł na miejscu kierowcy. Daniela usiadła z Klarą na tylnym siedzeniu, żeby dodać jej wsparcie i zamienić ostatnie zdania.
– Masz mój numer, kochanie? – zapytała.
– Nie – odpowiedziała.
Lewą ręką sięgnęła do prawej kieszeni po telefon i wyciągnęła go. Zobaczyła gęstą pajęczynkę pęknięć na ekranie. Zrobiło jej się bardzo przykro, bo miała go zaledwie kilka dni i był prezentem od Marka.
– Nie przejmuj się. Kupi ci nowy – stwierdziła beztrosko jego matka. – Sprawdź lepiej, czy działa.
Po naciśnięciu przycisku on/off pod uszkodzeniem wyświetlił się normalny obraz, co sprawiało, że mogła go bez większych problemów używać. Dlatego zapisała numer telefonu stacjonarnego pani Danieli, która poleciła jej zadzwonić od razu, gdy będzie gotowa do wyjazdu.
– Mogę mieć jeszcze jedną prośbę? – zwróciła się do starszej kobiety. Sięgnęła ręką do lewej kieszeni i wyciągnęła z niej bransoletkę, którą Marek podarował jej na urodziny. – Pomogłaby mi pani ją zapiąć?
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się Daniela i wzięła od niej biżuterię. – Widzę, że mój syn ma niezły gust i to nie tylko do pięknych kobiet.
Gdy wysiadła, Piotr otworzył boczną szybę, oparł przedramię na drzwiach samochodu i spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem.
– Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym z tobą tam poszedł?
– Tak. Proszę się nie martwić. Nic mi nie będzie – odpowiedziała i zauważyła, że Piotr ma w sobie coś urzekającego.
Tak, Marek niezwykle go przypominał. Mieli to samo ciepło.
Weszła do domu, który wydawał się opustoszały. Pierwszy raz od dawna poczuła, jaka ciężka panuje w nim atmosfera. Jak bardzo źle się w nim czuła. Chciała wpierw wziąć prysznic i przebrać się w wygodne ciuchy, ale usłyszała szum wody w łazience i domyśliła się, że jest w niej Tadeusz. Usiadła na skórzanej kanapie, bo uznała, że wpierw wyjaśni wszystko z mężem. Ostatecznie się z nim rozstanie, a następnie umyje się, przebierze, spakuje i na zawsze opuści swój dom rodzinny, pozostawiając w nim wszystkie przykre wspomnienia.
Myślała nad tym, co powie Tadeuszowi. Jak mu to wszystko wytłumaczy, by nie zranić go zbyt mocno. Jak uniknąć awantury i rozejść się w pokojowych nastrojach. Pierwszą rzeczą, jaką wykonała, było zsunięcie obrączki z palca i pozostawienie jej na drewnianym stole kawowym. Ona już do niej nie należała. Już nawet jej nie chciała.
Jej rozmyślania przerwał charakterystyczny dźwięk. Coś na kształt piknięcia, który zawsze irytował ją, gdy słyszała go podczas posiłków lub oglądania telewizji z córką. Sięgała wtedy po telefon i jej uwagę całkowicie pochłaniała rozmowa ze znajomymi na Facebooku. Tadeusz nie miał Facebooka, a Samanta nigdzie nie ruszała się bez telefonu. Piknięcie ponowiło się, więc podążyła za źródłem dźwięku i wyciągnęła ukryty w zagłówku kanapy telefon. Należał do jej męża. Sięgnęła po niego, a przez jej głowę przemknęła myśl. Słowa Marka „kochanki nie ukrywam". Wciąż była jego żoną, dlaczego więc nie mogła zobaczyć, kto do niego napisał? Miała przecież do tego prawo. Wcisnęła guzik, aby włączyć ekran i zobaczyła, że wymagane jest hasło. Przypomniała sobie, jak kiedyś powiedział do niej, że to zaledwie trzy litery, a nikt nigdy go nie odgadnie. Dla niej umysł męża nie był taką zagadką, jak on sam twierdził, więc wpisała trzy litery w kolejności: a-g-a. W tym momencie zawartość telefonu stanęła przed nią otworem i zobaczyła, że ma zainstalowanego Facebooka oraz Messengera. Ted Żuchwa. Takim imieniem i nazwiskiem był opatrzony profil bez zdjęcia. „Żuchwa" było szkolną ksywą jego brata i również pod nią można było znaleźć go na profilu społecznościowym. Tyle że tam był opisany jako Tom Żuchwa. Tadeusz musiał zgapić to od brata myśląc, że w ten sposób będzie fajniejszy. Tylko dlaczego nigdy jej nie powiedział, że posiada ów profil? Przecież nigdy mu nie zabraniała ani tego nie krytykowała.
Tajemnica rozwiązała się, gdy doszło do niej trzecie piknięcie, a na ekranie wyskoczyło niewielkie okrągłe zdjęcie z małą czerwoną cyferką „3". Wiadomość pochodziła od Agnieszki Żuchowskiej. Jego byłej żony, z którą najwyraźniej utrzymywał kontakt częstszy niż tylko spotkania rodzinne. Weszła, aby przeczytać, co do niego napisała, ale ich rozmowa była co najmniej dziwna.
Ted Żuchwa: Znowu do mnie pisała. Nie wiem co robić. Ona jest nienormalna.
Wiadomość została wygenerowana jakieś trzydzieści minut wcześniej i najwidoczniej nie uzyskując odpowiedzi, jej mąż poszedł się wykąpać. Dopiero teraz ex-żona Tadeusza napisała kilka prostych zdań.
Agnieszka Żuchowska: Wybacz, że musiałeś czekać. Musiałam pozbyć się Tomka.
Agnieszka Żuchowska: Nie odpisuj jej, tak będzie najlepiej.
Agnieszka Żuchowska: I na Boga! Skończ z tą nastolatką.
Klara niewiele domyślała się z tych wiadomości. Jedyne czego mogła być pewna to, to, że mąż ma przed nią tajemnicę. Jednak skoro owa nastolatka pisała do niego w niedawnym czasie, to być może wciąż nie skasował tego, co do niego wysłała. Dlatego weszła na główną stronę Messengera i zobaczyła, kto do niego pisał. Jej uwagę przykuło imię Iwona. Zupełnie jak koleżanki Samanty. Weszła w wygenerowaną godzinę wcześniej wiadomość i zobaczyła zdjęcie szesnastoletniej dziewczyny o utlenionych, krótkich włosach, z kolczykiem na środku nosa, która nago siedziała w szerokim rozkroku i pokazywała swoje intymne miejsca mężczyźnie, który mógłby być jej ojcem. Pod zdjęciem widniała krótka konwersacja:
Iwona Iwona: Tęsknię za twoim kutasem. Chciałabym, żebyś mnie zerżnął jak wtedy w hotelu.
Ted Żuchwa: Proszę, nie pisz do mnie więcej. To wydarzyło się tylko raz, byłem pijany, a ty udawałaś, że jesteś dorosła. To był błąd, który już się nie powtórzy.
Iwona Iwona: Ten błąd już się powtórzył, gdy tydzień później ssałam ci fiuta w twoim garażu.
Ted Żuchwa: Czego ty chcesz dziewczyno? Ja mam rodzinę. Żonę. Dziecko.
Iwona Iwona: Ze mną też będziesz miał dziecko. W hotelu się nie zabezpieczyłeś i teraz jest tego efekt.
Ted Żuchwa: To jest niemożliwe. Jestem bezpłodny.
To był koniec rozmowy. Więcej do niego nie napisała. Musiała zrozumieć, że wybrała nieodpowiednią osobę, by wrobić ją w dziecko lub straciła orientację, z kim mogła je mieć. Nie miały jednak znaczenia jej pobudki. Najważniejsze było to, że Tadeusz uprawiał seks z dziewczynką w wieku Samanty. Było to coś, co dla niej jako matki, było poza skałą tolerancji. Była w stanie zrozumieć jego kontakty z byłą żoną. Jego tajemne konto na Facebooku. Była w stanie zaakceptować kontakty fizyczne z innymi kobietami, ale z kobietami... a nie dziećmi.
Nie musiała długo czekać, by się z nim rozmówić. Stanął tuż nad jej głową w samych dresowych spodniach i wyciągnął z jej dłoni swój telefon.
– Nie wolno ci grzebać w moich prywatnych rzeczach – powiedział ze spokojem w głosie, ale mimo to poczuła, że jest na nią bardzo zły.
– Chcesz to wyjaśnić? – zapytała.
– Nie ma co. Ty się pieprzysz z innymi. Ja też. – Miał zaciśnięte usta, a jego ton był coraz bardziej ostry. Wstała, bo nie wytrzymała tego, że zawisł nad nią jak jakaś zmora.
– Na Boga! Ona ma szesnaście lat! To koleżanka Samanty! Jak mogłeś? To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że naprawdę muszę się z tobą rozwieść...
– Co musisz? Powtórz, bo nie dosłyszałem... – Przyłożył rękę do ucha i nachylił się do niej z uśmiechem ignorancji na twarzy.
– Rozwieść się. Doborze słyszałeś, Tadek. – Nabrała pewności siebie, bo zachowanie jej męża zaczęło ją irytować. – Odchodzę od ciebie. To koniec, a teraz nawet nie chodzi o Marka. Gdybym wiedziała, że masz skłonności do dzieci, nigdy za ciebie bym nie wyszła. Myślałam, że przyjadę tu i wysłuchiwać będę o tym, jaka jestem zboczona, ale ty jesteś o wiele bardziej. To, co zrobiłeś z tą dziewczyną, było obrzydliwe. Nie mamy o czym rozmawiać.
– Klara, kochanie...
Wyciągnął w jej kierunku rękę, jakby chciał dotknąć jej buzi. Na twarzy miał wyraz zatroskania, dlatego nie spodziewała się, że chwyci ją za włosy, a jego oczy zmienią się i staną się wściekłe jak u rozjuszonego byka.
– Ty pierdolona kurwo! Myślisz, że możesz ode mnie odejść?!
Szarpnął nią i zmusił, aby uklękła. Zrozumiała, że się pomyliła. Piotr dostrzegł w jej mężu coś, czego ona nie widziała przez ponad piętnaście lat. Teraz było za późno. Spróbowała sięgnąć po telefon, by wezwać pomoc, ale wyrwał jej go z ręki i rzucił nim o drzwi wejściowe. Urządzenie uderzyło w niewielki witraż na drzwiach, przebijając się na drugą stronę. Klara oniemiała. Znalazła słaby punkt zabezpieczeń antywłamaniowych w domu. Przez chwilę przez jej głowę przemknęła myśl o dniu, gdy Marek usilnie próbował dostać się do środka, by uratować ją z rąk jej ojca. Dlaczego nie stało się to siedemnaście lat temu? Czy ich życie musiało się właśnie tak potoczyć? – zamyśliła się na chwilę, zapominając o zagrożeniu, jakie miała przed sobą.
– Słuchasz mnie, dziwko? Kurwa! Ty mnie nawet nie słuchasz! – wykrzyczał, a na jej twarz opadł pierwszy cios.
Jego dłoń zaciśnięta w pięść uderzyła z niesłychaną siłą, a ona przestała rozumieć co się z nią dzieje. Skrzyżowała ręce na brzuchu i skuliła się, modląc się w duchu tylko o jedno: Błagam, nie w brzuch. Wszędzie, tylko nie w brzuch. Jeżeli rodziło się w niej życie, to za wszelką cenę chciała je uchronić. Oszołomiona upadła na podłogę i leżała na niej, czekając, aż skończy, a jego nogi kopały ją po plecach, nerkach i głowie. Słyszała jego krzyki.
– Ty bezużyteczna kurwo! Dałem ci wszystko! Nie miałaś nic, byłaś nikim, a ja ci dałem wszystko! Dałem ci dom! Dałem ci pieniądze! Dałem ci jeść! Powinnaś była zdechnąć tego dnia! Ty i ta twoja przeklęta córeczka! Pierdolcie się obie!
Spadło na nią jeszcze kilka ciosów, które przestały już wywierać na niej wrażenie, bo istotne było tylko przetrwanie. Zerwał z jej ręki bransoletkę, krzycząc, że sprzedała się za drogie błyskotki i próbowała przed nim to ukryć, ale on nie jest głupi i się domyślił... a następnie wszystko ustało.
W domu zapanowała cisza i dotarło do niej, że to już koniec. Była wolna. Musiała tylko przeżyć, choć nie było to łatwe, bo prawdopodobieństwo, że ktoś znajdzie ją na tym odludziu, było znikome. Wyprostowała się i spojrzała w sufit.
Ujrzała blask. Z początku myślałam, że to promienie słońca wpadające przez okno, ale jasność zaczęła ogarniać wszystko wokół niej. Jakaś postać pochyliła się nad nią. Szybko ją rozpoznała. Jej bladą cerę. Długie, rude włosy. Jasne, zielone oczy. Jej delikatny uśmiech i piękne usta, które miała po niej.
– Mamusiu... – wyszeptała rozczulona.
– Już dobrze, kochanie. Jestem przy tobie. Zawsze byłam i będę.
Jej ciało zaczęło się unosić jakby za sprawą niewidzialnej siły. Blask nasilił się i ogarnął nawet widoki jej matki. Gdy straciła ją z oczu zrozumiała, jak bardzo za nią tęskniła. Tak bardzo, że nie zważając, co to może oznaczać, chciała zachować jej obraz przy sobie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top