Dawid: rozdział 42 - Najlepszy przyjaciel
Ustawił nawigację, nie dlatego że trasa była trudna, to była prosta droga, ale dlatego, że nie chciał zawracać sobie głowy myśleniem nad dojazdem, bo uznał, że woli swoją uwagę poświęcić na rozmowę z Klarą i wtedy ruszył samochodem przed siebie. Nie zajechał jednak daleko. Po zaledwie kilku minutach, w pobliżu zjazdu na Kłodzko, przy bramie wjazdowej na prowizorycznym parkingu, obok zalewu w Gorzuchowie, zobaczyli szczupłą blondynkę, która chaotycznie wymachiwała w ich stronę rękami. Ubrana była w ciemnogranatową spódnicę i czarny top, a na włosach miała niebieską opaskę i najwidoczniej znała Klarę, bo zachowywała się tak, jakby usilnie chciała ją zatrzymać.
– Boże! To Lucyna... – westchnęła ciężko Klara i przyłożyła rękę do skroni, jakby chciała się schować.
– Jak chcesz, mogę włączyć wycieraczki i przyspieszyć – zażartował, a ona prychnęła rozbawiona i położyła mu rękę na udzie.
– Nie, zjedź na pobocze, muszę z nią choć chwilę porozmawiać – odpowiedziała, pospiesznie ściągając dłoń z jego nogi, gdy zrozumiała, że zesztywniał na całym ciele.
Nie zrobił tego umyślnie, ale jej osoba sprawiała, że czuł niepokój w sobie. Nie dlatego że ona go wywoływała, ale dlatego, że miał przy niej wrażenie, iż ten gest był całkowicie naturalny. Coś w niej sprawiało, że zapominał o Aiszy, jakby była jego innym życiem. Tym bardziej że Klara nie była „jakąś tam kobietą", a miłością jego najlepszego przyjaciela. To jakby podwójna zdrada...
Nie chciał się nad tym zastanawiać. Zamiast tego zjechał i zaparkował samochód. Klara wysiadła i ruszyła w stronę chudej blondynki. Wziął kilka głębokich wdechów, żeby się ogarnąć. W tym czasie patrzył, jak koleżanka łapie Klarę za buzię i tarmosi ją, jakby była dzieckiem, które jej zaginęło i nagle się odnalazło. Wyglądało to dość śmiesznie. Klara w tej sytuacji wyglądała zabawnie. Wysiadł z samochodu, bo najwyraźniej potrzebowała jego pomocy i ruszył w jej kierunku.
– Boże! Klara, tak się o ciebie martwiłam... Nie sądziłam, że przytrafi ci się coś takiego złego... – dotarł do niego lament blondynki.
– Tylko tak strasznie wygląda... – próbowała uspokoić ją kasztanowłosa kobieta.
– Ja coś czułam, że z nim jest coś nie tak!
Blondynka nie puszczała twarzy Klary, mimo że ta próbowała się wyswobodzić. Dopiero gdy stanął obok niej, jej dłonie poluzowały się, a duże, niebieskie oczy spojrzały na niego.
– O! My się chyba nie znamy...?
– To jest Dawid. Najlepszy przyjaciel Marka. Pomaga mi – przedstawiła go Klara, więc wyciągnął w jej kierunku rękę.
– Co ty nie powiesz? Przecież obie dobrze wiemy, że najlepszym przyjacielem Marka jest Patryk... – odpowiedziała blondynka zaskoczona jej prezentacją jego osoby – ...ale nieważne. Jestem Lucyna, ale wszyscy mówią do mnie Lucy.
Wsunęła w jego dłoń swoją dłoń, lekko zwiotczałą, jakby licząc na jakieś specjalne traktowanie. Uśmiechała się kokieteryjnie i poruszała głową jak kobra, która próbuje zwabić swoją ofiarę. Ona ze mną flirtuje – pomyślał Dawid, uścisnął jej dłoń i wysunął ją, żeby wsadzić do swojej kieszeni. W tym czasie Klara bezgłośnie pokazała mu, że Lucyna zwana Lucy, tak naprawdę przez nikogo nie jest w ten sposób nazywana. Jego towarzyszka z pewnością chciała się pozbyć koleżanki, ale jego zaintrygowała postać Patryka i to tylko wyłącznie z czysto chłopięcej potrzeby rywalizacji.
– Słuchaj, Lucyna. Chciałabym dłużej porozmawiać, ale... – zaczęła Klara nieśmiało i całkowicie nieumiejętnie kłamać.
– Chyba nie planujesz wyjechać bez pożegnania ze mną i Patrykiem?! – oburzyła się blondynka. – No jak to tak?!
– Chciałabym, ale Marek i Samanta są w szpitalu... – zawahała się, bo nie była pewna, ile wie koleżanka.
– Słyszałam! Straszna tragedia! Wpadnij chociaż na herbatę! – upierała się Lucyna.
– Jestem z Dawidem, on chce wrócić do żony... – Klara chciała odmówić, ale dla niego był to moment, w którym mógł się wtrącić.
– Myślę, że jedna herbata nic nie zmieni i tak dojedziemy wieczorem, więc dziś do szpitala nie pójdziemy.
Wrobił Klarę w spotkanie, a ta spojrzała na niego i zmrużyła oczy jak kotka. Uśmiechnął się do niej pod nosem z satysfakcją, że udało mu się ją podejść. Wskazał blondynce swój samochód, a ona machnęła ręką w nieznanym im kierunku.
– Martyna! Chodź – zawołała.
Spomiędzy rzędu samochodów wyszła mała dziewczynka. Na oko dwunasto- lub trzynastoletnia. Ubrana w jeansowe spodenki i różową koszulę w kratę z krótkim rękawkiem. Włosy miała w kolorze ciemnego blondu, z przedziałkiem na środku i kosmykami wsadzonymi za uszy, od których odchodził biały kabel słuchawek od MP3. Buzię miała okrągłą i okraszoną piegami, a oczy prawdopodobnie duże i niebieskie jak u matki, ale nie był w stanie tego stwierdzić, bo na niego nie spojrzała. Ze wzrokiem wbitym w ziemię, ciągnąc stopy po żwirowej powierzchni, ruszyła w stronę samochodu, a gdy go mijała, rzuciła krótkie „dzień dobry" i poszła dalej, trzymając się blisko pleców matki. Jednak, gdy wsiadła i zapięła pasy, uniosła głowę, by poinformować go o swojej przypadłości.
– Będę rzygać.
– Ani mi się waż! – warknęła przez zaciśnięte zęby Lucyna, siadając obok niej na tylnym siedzeniu i uśmiechnęła się do Dawida, jakby to miało przeprosić go za słowa córki.
Ruszył w uliczkę, którą wskazała mu blondynka. Mimo to ustawił lusterko wsteczne tak, by móc obserwować reakcję Martyny. Jechali może z trzy minuty, a twarz dziewczynki była na przemian kredowobiała i szaro-zielona, a gdy zatrzymał się przy białym budynku z ceglaną dachówką, pospiesznie wysiadła i zaczęła wymiotować w zielony pojemnik na śmieci, który stał przy bramie.
Nie minęła chwila, gdy z budynku wybiegł mężczyzna w bojówkach w kolorze khaki i białej koszulce polo. Był średniej budowy ciemnym blondynem z pogłębiającą się łysiną. Zignorował ich i pobiegł w kierunku dziewczynki. Odgarnął jej włosy i pomógł doprowadzić się do porządku, a następnie wciąż nie zwracając na nich uwagi, zaprowadził ją do środka.
– Nie przejmujcie się nim. Zaraz do nas dołączy, tylko roztkliwia się nad Martyną, jakby choroba lokomocyjna była śmiertelna.
– Wybaczcie – odezwał się ciemny blondyn, wchodząc do przestronnego, staromodnego salonu. – Lucyna zrobiła wam już herbaty, to dobrze.
Rozejrzał się po własnym domu, jakby sam go nie poznawał. Był skrępowany i nie wiedział, jak się powinien zachować. Pstryknął palcami, a następnie wybiegł z pokoju, jakby o czymś zapomniał. Wrócił po dziesięciu minutach, niosąc tarę z sernikiem i cztery małe talerzyki na ciasto.
– Usiądź, Patryk – poleciła mu Klara, na którą zerkał nerwowo, bo nie wiedział, jak reagować na jej obecny wygląd.
– A tak, przepraszam... – wydukał, wyciągając rękę w kierunku Dawida. – Nie przedstawiłem się. Patryk.
– Dawid – odpowiedział, ściskając mu rękę. Wtedy ciemny blondyn trochę się uspokoił, bo usiadł na wersalce i oparł dłonie na kolanach.
– Dawid jest najlepszym przyjacielem Marka – zaświergotała jego żona, jakby robiąc w ten sposób przytyk mężowi.
– Najwyraźniej – odparł beznamiętnie Patryk, wzruszając ramionami.
Nie trzeba było być szczególnie mądrym, żeby zauważyć w tym geście smutek. Gospodarza domu najwyraźniej bolał fakt, że nie jest dla Marka tym, za kogo się uważał, a Dawid nawet nie mógł wspomnieć, że jego przyjaciel kiedykolwiek opowiadał mu o koledze z dawnych lat, bo nigdy to nie miało miejsca.
– Bo wiesz... – Lucyna chwyciła go za przedramię i przysunęła się niebezpiecznie blisko. – Marek i Patryk spędzali kiedyś ze sobą bardzo dużo czasu. W soboty chodzili na ognisko i pili wspólnie piwo. Marek często nocował u Patryka, a Przemek, ojciec mojego męża, był mu jak ojciec. Kiedy poznałam Patryka, też byli razem na obozie, więc w sumie są trochę jak bracia...
– Ok – odparł Dawid, nie wiedząc, co właściwie powinien powiedzieć i pod pretekstem odłożenia szklanki z herbatą ostrożnie wysunął przedramię z ucisku szczupłej dłoni, która uparcie nie chciała go puścić. Ciemny blondyn jednak nie potwierdzał słów swojej małżonki, a jedynie pochylał głowę i z zaciśniętymi wargami w cienką kreskę pozostawał nadal milczący.
– Marek i Patryk... – próbowała kontynuować Lucyna, ale jej mąż przerwał jej, poirytowany zachowaniem żony.
– A może zamiast rozmawiać o przeszłości, zapytamy się Klary, co planuje w swojej przyszłości? – Uniósł głowę i spojrzał wprost na kasztanowłosą kobietę. – Rozumiem, że rozwód, ale co dalej?
Klara poprawiła sukienkę i uśmiechnęła się niewinnie. Być może Patryk próbował zmienić temat na bardziej odpowiedni, ale nie był on szczególnie komfortowy dla towarzyski Dawida. Mimo to spróbowała odpowiedzieć.
– Chcę wyjechać do Marka i z nim założyć rodzinę, tak jak planowaliśmy to dawno temu. Obawiam się, bo nie znam języka i będę zaczynać wszystko od nowa, ale Marek jest dobrej myśli. Ma dom w Hampstead i jeszcze nie wyszedł ze szpitala, ale już wszystko planuje...
Uwagę Dawida przykuło wyrażenie „dom w Hampstead". Przypomniało mu się, że pięć lat temu Aisza poprosiła Marka, żeby obejrzał z nią dom, który niesamowicie jej się spodobał, ale chciała oceny osoby, która popatrzyłaby na posiadłość fachowym okiem. Jego przyjaciel uświadomił Isię, że dom jest w zawyżonej cenie. Mimo to jego żona postanowiła go kupić. Przez trzy miesiące licytowali się o niego z tajemniczym kupcem, który ostatecznie podbił cenę do takiej stawki, że postanowili odpuścić. Dwa lata później udało im się kupić inną parcelę w tej dzielnicy. Nieco mniej okazałą i z mniejszym ogródkiem. Codziennie jadąc do pracy, mijał wymarzoną posiadłość żony, ale nikt nigdy się do niej nie wprowadził. Teraz wiedział, dlaczego i czekał z niecierpliwością, kiedy w obecności Marka poinformuję żonę, że ich najlepszy przyjaciel podkupił im dom marzeń. Ich miny będą bezcenne...
Nie był jedyną osobą, która doszukała się własnych rewelacji w wypowiedzi Klary. Lucyna zamrugała oczami, jakby czegoś nie zrozumiała.
– Czekaj, Klara, czy ty właśnie mówisz, że chcesz żyć z Markiem, jakbyście byli małżeństwem – zapytała zaskoczona.
– Chcieliśmy się pobrać... – próbowała się wytłumaczyć, ale koleżanka znowu jej przerwała.
– Jak to pobrać? Chcecie się pobrać? Może jeszcze mi powiesz, że mieć ze sobą dzieci?! Przecież to wbrew prawu i naturze!
– Lucyna, my chcemy mieć więcej dzieci...
– Klara, na Boga! Przecież wy jesteście rodzeństwem! Całe Gorzuchowo o was trąbi, że siedemnaście lat temu zaszłaś w ciążę z własnym bratem i dlatego on wyjechał do Anglii, a ty zniknęłaś! Ja rozumiem, że wtedy mogliście o tym nie wiedzieć i to straszne, że dowiedzieliście się w takich okolicznościach, ale kobieto! Nie mów mi, że tobie to nie przeszkadza? Ty się lepiej ciesz, że wasza córka nie jest jakimś ułomkiem, bo mogło tak się zdarzyć!
– Nie każę ci mnie rozumieć... – odparła cicho, ale stanowczo Klara. Nie zdołała jednak dokończyć, bo Patryk przerwał jej wypowiedź.
– Skończ pierdolić! – warknął i choć mogło się wydawać, że zwraca się do koleżanki, to głowę miał skierowaną w stronę żony. Wstał i wycelował w nią palcem. – Przestań kłapać swoją niewyparzoną jadaczką! Sama roznosisz te plotki! Mam dość twojego głupiego gadania. Chodzisz i opowiadasz, jakim to jestem przyjacielem z Markiem, a prawda jest taka, że od prawie dziesięciu lat, gdy znalazłem go na Facebooku, próbuję do niego zagadnąć, a on mnie permanentne od dziesięciu lat olewa. Wiesz, kto był jego prawdziwym przyjacielem? – zadał pytanie, ale nie czekam na odpowiedź i samodzielnie jej udzielił. – Mój ojciec! Po tym, jak Marek wyjechał, przez pół roku pracował na dwa etaty, żeby zarobić na bilet do Londynu, bo chciał go znaleźć i sprowadzić z powrotem. Nigdy nie uwierzył w to, że wyjechał dobrowolnie. Powiedziałem mu, że jak chce sprowadzić Marka, to najpierw musi znaleźć Klarę, a on poszedł do Kasprzaka, pobili się i mój ojciec wylądował z ręką w gipsie. Szkoda tylko, że zrobił mu się zator żylny i dostał wylewu. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Marek jest takim zajebistym przyjacielem, że gdy wrócił, to nawet o niego nie zapytał. On nawet nie chciał przyjechać na to pierdolone ognisko, ale zasugerowałem mu, że będzie Klara i nagle mu się odwidziało, a ja, jak jakiś debil od piętnastu lat próbuję mu powiedzieć, że mój ojciec nie żyje!
Patryk zapowietrzył się, a następnie rozejrzał chaotycznie po salonie. Nie planował wylać wszystkich swoich smutków przy gościach i teraz czuł się z tym niekomfortowo.
– Klara, miło było cię spotkać, a ciebie, Dawid, poznać. Napijcie się herbaty, poczęstujcie sernikiem i porozmawiajcie z Lucyną, ale ja mam bardzo dużo pracy na dzisiaj i muszę jeszcze posprzątać śmietnik, bo jest ciepło i jak skiśnie, to będzie śmierdzieć. Wybaczcie, ale muszę iść...
Patryk odwrócił się na pięcie i pospiesznie wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając po sobie niezręczną ciszę. Jego żona nie planowała jednak, by miał ostatnie zdanie, więc nie zważając na ich obecność, krzyknęła za mężem:
– Uciekaj, pieprzona królowo dramy, bo to umiesz robić najlepiej! Narobić wstydu i uciec! – Spojrzała w ich kierunku i uśmiechnęła się przepraszająco, jakby nie wiedziała, co trapi jej męża. – Nie przejmujcie się nim. On już tak ma, że nie potrafi się zachować.
Machnęła ręką i sięgnęła po mały porcelanowy talerzyk.
– Sernika? Sama upiekłam...
– Nie – odpowiedziała Klara, wstając z fotela. – My też już pojedziemy...
– Chyba nie dlatego, że Patryk...?
Lucyna próbowała być słodka i uprzejma, a do tego uśmiechała się beztrosko, robiąc przy tym wielkie oczy, ale nawet dla Dawida, który jej nie znał, było jasne, że to tylko pozory, które kryją bardzo podłą i zepsutą osobowość.
– Nie, to nie przez Patryka. My i tak mieliśmy już wyjeżdżać. Wpadliśmy tylko na herbatę, ale nie planowaliśmy zostawiać na dłużej, więc jeśli pozwolisz, pojedziemy.
Blondynka skinęła głową na znak zrozumienia i podeszła do Klary. Uścisnęła ją mocno na pożegnanie, prosząc o utrzymywanie kontaktu. Następnie podeszła do Dawida i choć zbędnym była czułość z jej strony względem niego, to przytuliła go i pocałowała w policzek. W tym momencie poczuł muśnięcie na lewym pośladku. Zrozumiał, co ono oznacza, ale na razie zachował to dla siebie.
Wyszli na zewnątrz, kierując się w stronę samochodu. Przed bramą zobaczyli Patryka zanurzonego głową do połowy w zielonym śmietniku, który zawzięcie go szorował. Jednak gdy tylko zobaczył ich na podwórku, ściągnął gumowe rękawiczki i podbiegł do nich.
– Klara, zaczekaj! – zawołał. – Posłuchaj, przepraszam za swoje zachowanie. Nie powinienem był tego mówić w waszej obecności. Mamy ostatnio z Lucyną kryzys i nie dogadujemy się najlepiej, ale to nie wasza sprawa i nie powinienem był mieszać was w nasze problemy. Przepraszam.
– Nie przejmuj się, Patryk. Z niczym nie kłamałeś i może to dobrze, że z siebie to wyrzuciłeś. Mogę śmiało powiedzieć, że z doświadczenia wiem, iż nie warto kumulować takich spraw w sobie, a z Lucyną na pewno się ułoży...
– Nie wiem, jak będzie z Lucyną. Zasadniczo ślub z Lucyną to była pomyłka. – Zaśmiał się nerwowo i przeciągnął ręką po przerzedzonych włosach. – Człowiek był młody i głupi. Nic nie umiałem, a chciałem w szybki sposób się dorobić. Tłumaczyłem sobie, że w ten sposób pomogę matce, ale tak naprawdę chciałem pomóc tylko sobie. Teraz żałuję, ale cóż! Mam chociaż Martynę. Tyle z tego dobrego. Dzieci to jednak dar...
– Więc dlaczego zajmujesz się tylko jednym? – zapytała niepewnie Klara, a Patryk popatrzył na nią, jakby czegoś nie zrozumiał.
– Mam tylko jedno...
– Patryk, Maria ma syna...
Klara próbowała go nakierować, ale on zmrużył oczy i próbował pojąć jej słowa.
– No tak... ale, co to ma wspólnego ze mną?
– Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Marią?
– Po tej imprezie. Przeprosiłem ją za to, co się między nami wydarzyło, ale ona twierdziła, że do niczego poważnego nie doszło. Lucyna też mówiła, że...
Poszurał nogą po żwirowej nawierzchni i zapatrzył się w ziemię. W końcu zebrał się w sobie i spojrzał pewnie na koleżankę z lat młodości.
– Klara, czy ty mi mówisz, że Maria zaszła wtedy ze mną w ciążę?
– Jak mogłeś tego nie wiedzieć? – zdziwiła się kobieta.
Patryk wzruszył tylko ramionami.
– Oni się wyprowadzili z Gorzuchowa. Maria z rodzicami. Jakieś pół roku po tym, jak wyjechaliście. Sprzedali dom jakiemuś Niemcowi i przeprowadzili się do Polanicy-Zdroju. Naprawdę nie wiedziałem... W tamtym okresie mój ojciec zmarł i dużo wyjeżdżałem do pracy do Niemiec z teściem...
– Nie tłumacz się mi, Patryk. Lepiej porozmawiaj z Marią.
– Tak zrobię... – Ciemny blondyn przyciągnął do siebie Klarę i przytulił z niezwykłą czułością. – ...dziękuję, że mi powiedziałaś.
– Nie byłam pewna czy powinnam...
– Dobrze zrobiłaś. – Ostrożnie odsunął ją od siebie i zaskakująco szybko zmienił temat. – Zapakuję wam sernik.
– Nie trzeba! – zaoponowała Klara, ale on przecząco pokiwał głową.
– Zapakuję wam, bo u nas się popsuje. Jem go tylko ja i Martyna, a cała blacha to dla nas za dużo. To przepis pani Danieli, dała go kiedyś mojej matce, ale ja dodaję skórki pomarańczowej i kardamonu zamiast rodzynek, bo Martyna ich nie je...
Nie czekał na ich odpowiedź. Pobiegł tylnym wejściem do kuchni, a po chwili wrócił z zapakowanym sernikiem. Chojnie spakował im pół blachy i wręczył Klarze.
– Słuchaj, Patryk – powiedział, bo chciał, aby ten coś zrozumiał o ich wspólnym przyjacielu. – Jeśli chodzi o Marka, to nie miej mu za złe. On chciał się odciąć od całej przeszłości. Moja żona z trudem go przekonała, żeby rozmawiał z matką. Sam fakt, że przyjął cię na Facebooku, świadczy o tym, że jesteś dla niego kimś ważnym.
Patryk wsunął niepewnie ręce w kieszenie spodni i skinął głową. Nie było sensu przedłużać tej rozmowy. Dawny przyjaciel Marka z pewnością chciał wiele przemyśleć w tym momencie, a on chciał w końcu wrócić do żony. Wsiedli w samochód i odjechali.
Nie zajechali daleko, gdy usłyszał, jak Klarze burczy w brzuchu i uzmysłowił sobie, że sam też jest głodny. Zbliżała się pora kolacji, a oni byli bez obiadu. Weszli do niewielkiej restauracji i zamówili dla siebie posiłek. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie, a rozmowa szła im gładko. Gdyby była to randka, miałby pewność, że zakończy się w łóżku. Była to jednak partnerka przyjaciela, a on miał żonę i bezpieczniej było nie gdybać nad sumą prawdopodobieństwa.
– Nie wiem, czy Patryk jest takim wybitnym przykładem głupoty męskiej, ale nie mogę pojąć, jak mógł się nie domyślić?! – świergotała Klara podekscytowana, a po kieliszku czerwonego wina jej oczy błyszczały wyjątkowym pięknem.
– Ciężko powiedzieć – zaśmiał się. – Podczas mojego studenckiego imprezowania też mogłem paru bękartów zasiać.
– Wolę nie myśleć, co zasiał Marek!
– O niego byłbym spokojny, on nawet pijany do nieprzytomności ma fanaberie na punkcie zabezpieczenia.
– Nie wiem.
– Nie kochaliście się? Przecież macie córkę! – zapytał żartobliwie, aczkolwiek zdziwiony.
– Nie zabezpieczyliśmy się.
Jej słowa go zaskoczyły, bo od tej strony nie znał przyjaciela. Marek był typem rozważnym i odpowiedzialnym. Mimo że babcia Aiszy mówiła mu, żeby podjął wszelkie środki, to nie spodziewał się, że będzie gotów zrobić jej dziecko tylko po to, żeby z nim została. Uznał więc, że nie pociągnie tego tematu, żeby przez przypadek nie wyciągnąć na wierzch jakichś brudów, których przyjaciel, by mu nie wybaczył.
– A jak myślisz, Watsonie, jak zakończyła się sprawa sernika?
– Sprawa sernika? – zdziwiła się Klara.
– No tak, kto go upiekł?
– Patryk! Daj spokój, to było proste. Jedynie co piekła Lucyna, to dupę na plaży.
– Właściwie, to szkoda mi faceta – przyznał z nieskrywanym współczuciem. – Żona go zdradza, a on lata, sprząta śmietniki i piecze ciasta. Trochę to słabe...
– Chciał tego – odparła beztrosko Klara.
– Może nie wiedział, czego chce.
– Możliwe – przyznała, biorąc do ust kolejny łyk wina. – Dlaczego uważasz, że ona go zdradza?
– Bo macała mnie po tyłku! – zaśmiał się, a ona zrobiła zdziwioną minę, więc sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej to, co spodziewał się w niej zastać. Mała, biała karteczka z notesika, a na niej napis „Lucy" i numer telefonu komórkowego. Klara prychnęła rozbawiona i upiła kolejny łyk wina. On go nie pił, bo prowadził, ale miał wrażenie, że też na niego działa.
– Zawsze była z niej dziwka – Klara odparła bez ogródek i dopiła wino do końca.
Gdy ruszyli w dalszą drogę, Klara szybko zasnęła. Być może od nadmiaru alkoholu, a być może ze zmęczenia. Wyglądała bardzo młodo, gdy spała i do tego miała nałożoną na brzoskwiniową sukienkę granatową bluzę Marka z młodości, co jednocześnie przypominało mu, że jest to partnerka jego przyjaciela, a tym samym kojarzyła mu się z Aiszą, gdy zabrał ją z tamtej feralnej imprezy. Jego zagmatwany tok rozumowania jednocześnie go podniecał i niepokoił, dlatego chciał jak najszybciej wrócić do domu i zanurzyć się w ramionach żony. Przypomnieć sobie jak bardzo ją kocha, bo to żonę kocha... tego był pewny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top