Tymon/Damian: rozdział 17 - Azymut Australia! (cz.5)
Dzień 12. Lagos.
Tymon
Nigdy nie było dla niego istotne, kto jest jego ojcem. Pamiętał mamę, która trzymała go za rękę i dziadka, który był dla niego wszystkim. Niski, siwy mężczyzna z wąsem. Zawsze nosił koszulę wsadzoną w spodnie, która opinała jego duży brzuch. Pamiętał babcię, jej uśmiech i czułe ramiona, póki nie zastygła w bezruchu. Zawsze czuł, że ma pełną rodzinę i nie brakowało w niej nikogo. Kiedyś na podwórku uświadomił mu jeden z kolegów, że jest też ktoś taki jak ojciec. Zapytał mamę o niego, a ona powiedziała, że nie żyje. Gdy był starszy, zdradziła mu, że był to mężczyzna na jedną noc. Nie zraniło go to, nie czuł się przez to gorszy. Jego mama zawsze stroiła się w weekendy i zostawiała go pod opieką dziadków. Nie było w tym nic dziwnego, aż pewnego dnia, gdy miał szesnaście lat, stanął w drzwiach ich domu on: Patryk Czerwiński. Jego mama miała wtedy nockę i spała na górze, ale dziadek otworzywszy mu drzwi, powiedział, że ją obudzi. Nie wpuścił go do środka, co było osobliwe, więc Tymon zaczął się przyglądać sytuacji. Jego mama zeszła rozespana w luźnym T-shircie bez stanika i nie zważając na swój strój, wyszła przed dom, co było jeszcze dziwniejsze. Jedyne miejsce, z którego mógł słyszeć, co dzieje się na zewnątrz, była kuchnia. Stanął przy drewnianym blacie i uchylił okiennice. Do dziś pamiętał słowa, które wtedy usłyszał. Wryły się w niego. "Maryś, dlaczego mi nie powiedziałaś? Miałem prawo wiedzieć, że to mój syn...", a więc jego ojciec żył i nie był na jedną noc. Znali się, a ona ukryła przed nim jego istnienie. Nie był zły, ani dobry. Był nieświadomy, ale nie zmieniało to faktu, że jego mama była dla Tymona wszystkim i nie zmienił o niej zdania, nawet gdyby jego życie mogło potoczyć się inaczej. W tym momencie uświadomił sobie, że wcale nie chciał znać prawdy. Jego matka wróciła do domu i weszła do kuchni. Spojrzała na niego i zapytała, a może bardziej oświadczyła: "Już wiesz?". Skinął głową. Miał nadzieję, że jego życie nie wywróci się od tego momentu do góry nogami, ale stało się inaczej. Jego babcia zmarła, a zaraz za nią dziadek, pogrążony w żałobie. Jego mama sprzedała dom i kupiła duże mieszkanie w centrum Polanicy-Zdrój, a Patryk Czerwiński na stałe zagościł w ich życiu. Dowiedział się, że ma siostrę. Z początku podchodził do niej chłodno, ale niewinna dziewczyna była naprawdę w porządku. Cicha i małomówna, ale inteligentna i rezolutna. Dobrze się z nią dogadywał. Jego ojciec okazał się dla jego mamy, kimś na kształt znajomego z dawnych lat. Chodził z koleżanką mamy i jedna pijacka impreza sprawiła, że pojawił się na świecie. Najbardziej urażało jego mamę to, że nic nie pamiętał. To sprawiało, że miała wyrzuty sumienia. To chyba dlatego postanowiła podjąć takie, a nie inne decyzje. Nie jemu było oceniać, czy słuszne. Patryk Czerwiński był lekkim rozczarowaniem. Bardzo starał się wywrzeć dobre wrażenie, a im bardziej się starał, tym gorzej to wychodziło. Chciał mieć z nim wspólne tematy, ale nie znał się na astronomii i często próbował żartować, choć ich poczucia humoru całkowicie się od siebie różniły. Był trochę żałosny. Dawał sobą pomiatać. Piekł dobre ciasta, a gdy się denerwował, plątał mu się język. Gdy nie umiał czegoś naprawić, zaczynał sprzątać w mieszkaniu i dopiero, gdy pomył naczynia lub odkurzył, znajdował rozwiązanie swojego problemu. Jego mama często się na niego irytowała i miała tendencję do pogardy, którą przyjmował z pokorą, a to sprawiało, że był jeszcze bardziej irytujący. Zupełnie jak pies z podkulonym ogonem, nie miał własnego zdania. Tymon nie chciał być jak Patryk Czerwiński. Chciał być jak dziadek, on był jego idolem, ale podobieństwo w lustrze zbyt bardzo przypominało mu, kto jest dawcą sporej części jego DNA.
– Słuchaj, Tymon. Ktoś musi pojechać po zakupy i dobrze by było, żeby nie była to po raz kolejny Samanta w asyście Phila, bo oni są tak samo na wakacjach, jak inni...
Damian zaczął mówić do niego swoim tonem przywódcy. Zachowywał się, jakby miał jakieś prawo do decydowania, a on ciągle widział w nim tego ćpunka, który siedział z papierosem w buzi i książką w ręce, kuląc się pod jakimś murkiem. Absurdalne było to, że jemu jedynemu nauczyciele nie zwracali uwagi na palenie na terenie szkoły. Jakby miał jakieś specjalne traktowanie. Teraz też uważał się za kogoś wyjątkowego. Irytujący typ.
W poczet nowych ludzi w jego życiu pojawiła się dawna przyjaciółka mamy i jej partner, o których nigdy nie wspominała, a teraz zachowywali się tak, jakby spędzili ze sobą większość życia. Co gorsze, Patryk Czerwiński był dobrym przyjacielem niejakiego Marka, który okazał się bogatym kolesiem, który nie zwracał zbytnio uwagi na otoczenie, koncentrując się jedynie na żonie i córce. Jego nowo odkryty ojciec wchodził mu w dupę bez wazeliny i jeszcze się z tego powodu cieszył. Podobno Klarę i Marka łączyła jakaś wielka miłość i tragiczna przeszłość, a jego mama zaczęła gdybać: " Gdyby to wszystko się nie wydarzyło", to byłby teraz najlepszym przyjacielem Samanty. Dziewczyna była wyjątkowo atrakcyjna, nawet jak na białą dziewczynę i niewykluczone było, że mógłby się nawet w niej podkochiwać, ale gdy słuchał jej coraz więcej, to wykazywała się ignorancją, której nie znosił u kobiet. Do tego była ślepo zapatrzona w Ciureja, to świadczyło tylko o tym, że albo była głupia, albo bardzo naiwna. On miał tendencje do przemocy. Nie raz to udowodnił, w szkole i na jachcie, więc będzie musiał się przyjrzeć, czy miłość jej nie zaślepia, bo nawet jeśli była idiotką, to nie zasługiwała na łzy.
– Dobrze! – fuknął bardziej energicznie, niż planował. – Pójdę z GG i tak kapitan powiedział, że będzie cały dzień tankował... Na twoim miejscu zainteresowałbym się, czy tylko w jacht będzie wlewał. Na gębie ma alkoholizm wypisany!
– Co ciebie to interesuje? – oburzył się Damian.
– Widzę, że z racji pochodzenia, masz dużą tolerancję do takich zachowań...
Myślał, że Damian mu odpowie. Obrazi go lub zaatakuje, ale on pochylił głowę i wyszedł z kajuty. Nie rozumiał go. Z jednej strony był bardzo inteligentny, a z drugiej nie znał większego przypadku zmarnowania się człowieka. Wstał i ubrał na siebie kremowe bojówki oraz granatową koszulkę polo i poszedł do kajuty dziewczyn. Zapukał i zaczekał, aż któraś mu otworzy. Ucieszył się, gdy ujrzał duże, czarne oczy na ciemnej, okrągłej buzi.
– Cześć, Timon! – Uśmiechnęła się i kokieteryjnie oparła o framugę.
Podobało mu się w niej wszystko. To, jak przekręcała jego imię i to, jak się poruszała. Miała na sobie białe poszarpane szorty, które odsłaniały jej pupę, jaskraworóżowy sportowy stanik i luźną limonkową koszulkę typu tank wsuniętą w spodenki, która odsłaniała jej błyszczącą i niezwykle wciętą talię. Kobieta, dla której można było stracić głowę. On z pewnością nie planował pozostać bierny. Nawet jeśli zamknie się w friendzonie, to warto zrobić wszystko, by być z nią blisko. Sam nie wiedział, skąd w nim taka potrzeba i siła do uzyskania tego, co pragnął. Nie sądził, że poznając kobietę wyjątkową, będzie miał tyle w sobie pewności i odwagi, by zdobyć jej serce i zaufanie.
– Cześć. Damian chce, żebyśmy wybrali się na zakupy. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
– Nie mam.
Skinęła głową.
– Dobrze, bo mieliśmy dzisiaj przesiedzieć cały dzień na plaży i nie wiem, czy...
– Planowałam się opalić, bo jestem trochę blada! – Zaśmiała się.
– Żartujesz? Prawda? – upewnił się, bo nie był pewny, a ona wybuchnęła głośnym śmiechem i dotknęła jego ramienia, żeby się na nim podeprzeć.
– Tak, Timon. Żartuję! Zabawny jesteś!
Kapitan Bob Stearn wpierw podpłynął do portu przy plaży Tarkwa Bay, gdzie wysiedli wszyscy poza Tymonem i GG. Potem popłynął do doków. Mógł znaleźć miejsce nieco niżej, ale postanowił wpłynąć do najdalszego portu tak, aby nie musieli przedostawać się z jednej wyspy na drugą, i aby znaleźli się bezpośrednio na kontynencie. Zasadniczo miło z jego strony. Poinformował go również, gdzie wynająć samochód oraz gdzie znajduje się centrum handlowe. Był mrukliwy i wyglądał, jakby chciał, jak najszybciej pozbyć się ich, ale i tak zaskoczył go swoim zainteresowaniem, bo jak do tej pory, kapitan był duchem. Zupełnie nieobecny na pokładzie, najczęściej ustawiał automatycznego pilota i wracał do swojej kajuty. Damianowi to odpowiadało, ale dla niego było to nieodpowiedzialne i budzące obawę zachowanie. Co, jeśli coś się wydarzy, a kapitan Stearn będzie pijany jak bela? Mimo to teraz pokierował ich do oddalonego o dwadzieścia kilometrów centrum handlowego Ikeja City Mall, a podczas trzydziestominutowej przejażdżki, Tymon miał okazję porozmawiać na osobności i swobodnie z dziewczyną swoich marzeń.
– GG to skrót, prawda? – zagadnął, chcąc dowiedzieć się o niej jakichś konkretów.
– Tak – westchnęła. – Moje pełne imię to Grace Gabriele, ale wydaje mi się to takie wyrafinowane, a ja nie jestem w ogóle wyrafinowana. Kiedyś, gdy skończę prawo i będę musiała brzmieć wyniośle, to pewnie będę przedstawiać się pełnymi imionami, ale na razie wolę GG.
– A po prostu Grace ci nie odpowiada? – zainteresował się.
– Grece to imię, które nadała mi matka... – zrobiła krótką przerwę. – Właściwie to kobieta, która mnie urodziła i oddała, więc wolę Gabriele, bo to imię nadali mi rodzice, ale Gabriele dalej brzmi bardzo poważnie...
– W Polsce na Gabrielę mówi się Gabi.
– Podoba mi się. – Uśmiechnęła się słodko i kokieteryjnie, a on za każdymrazem zastanawiał się, czy robi to świadomie. – Jeśli chcesz, możesz mówić do mnie Gabi. Gabi do mnie pasuje.
– Gabi, to piękne imię... – powiedział niepewnie i od razu zechciał zmienić temat. – A z jakich przyczyn mama cię oddała? – zawahał się na chwilę i dodał w pośpiechu. – Jeśli można wiedzieć.
– Pamiętasz, jak Philippe nazwał mnie czarownicą?
– Tak, nie było to zbyt miłe z jego strony...
– Nie chciał mnie obrazić – przerwała mu. – W wielu afrykańskich państwach różne anomalie rozwojowe traktuje się jako omeny, znak wiedźmy i należy takie dziecko złożyć w ofierze. –Przełknęła głośno ślinę. – Zabić po prostu... Są różne fundacje, które skupują takie dzieci, aby uratować im życie, ale ja na taką nie trafiłam. W czwartym miesiącu wyrżnął mi się ząb u góry i mój nigeryjski ojciec uznał to za znak. Poinformował plemię i postanowili mnie zabić. Na szczęście moja mama, brytyjska mama, Ester... moja mama ma na imię Ester... robiła reportaż o slumsach w Lagos...
– Jesteś z Lagos? – zaskoczył się.
– Tak, z zachodniej części. Tam są slumsy...
– Rozumiem. – Skinął głową, bo nie chciał pokazać, że widzi jej skrępowanie tym faktem. – Twoja mama robiła reportaż...
– Tak! – wróciła do pierwotnego wątku. – Moja nigeryjska mama podrzuciła mnie do niej. Powiedziała, że mam na imię Grace i uciekła. Podobno szukał mnie ojciec, bo obawiał się klątwy, jeśli przeżyję, więc moja mama mnie ukryła i wywiozła. Właściwie, to nielegalnie mnie przewiozła. Pomógł jej przypadkowo spotkany mężczyzna, mój tata, który już wtedy był gruby i łysiejący... i pocił się jak wieprz! – Zaśmiała się na tę myśl. – Podobno bardzo panikował, pomagając mamie, ale nie wyobrażał sobie, by postąpić inaczej. Potem były lata walk w sądzie! Ciągle przebywałam z rodzicami, którzy nawet pobrali się, abym miała pełną rodzinę, ale w sądzie jeszcze długo musieli udowadniać, że wywiezienie mnie było jedynym możliwym i słusznym posunięciem. Na szczęście tata jest prawnikiem...
– Twoi rodzice nie pobrali się z miłości? – zaskoczył się, bo z tego co zauważył, GG, a właściwie Gabi, bardzo podziwiała małżeństwo rodziców.
– Myślę, że się w sobie zakochali podczas tej wspólnej przygody, ale tata był typowym otyłym prawnikiem, a mama jest naprawdę śliczną kobietą. – Wyciągnęła zdjęcie z portfela, na którym był potężny mężczyzna o czerwonych policzkach i szczupła blondynka o dużych, niebieskich oczach i eleganckiej brytyjskiej twarzy. Nie pasowali do siebie, ale trzymali na rękach około dwuletnią dziewczynkę z dwoma pomponami na głowie utworzonymi na skutek związania jej włosów w dwa kucyki. – On się bał zrobić konkretny krok, a ona nie chciała mu się narzucać, więc długo oszukiwali się, że chodzi tylko o mnie, ale wiesz! – Roześmiała się rubasznie. – Oni wciąż uprawiają seks! Raz albo nawet dwa razy w tygodniu sobie dogadzają i niestety słychać to w moim pokoju! Wiesz, jak to jest!
W całym swoim rozbawieniu tym, co opowiadała, położyła mu rękę na udzie. To dobrze, że czuła się w jego towarzystwie swobodnie, ale jej zgrabne palce z pomalowanymi na różowo paznokciami oplotły się wokół jego nogi i zacisnęły lekko, a on poczuł świdrowanie w żołądku i zobaczył przed oczami parę niecenzuralnych klatek z nią w roli głównej. Otrząsnął się, bo kobiety wymagały szacunku i z doświadczenia jego mamy, zbyt wielu mężczyzn myślało tylko o jednym.
– Nie wiem – przyznał szczerze. – Moja mama nigdy nie przyprowadziła żadnego mężczyzny do domu. Mój ojciec był pierwszym, którego mi przedstawiła... Ona to załatwiała na mieście...
– Ona jest samotna, prawda?
– Tak. – Skinął na znak potwierdzenia. – Wychowywała mnie razem z dziadkami, a potem ja pomagałem jej przy dziadkach...
– Jak to było z twoim tatą? – zapytała zatroskanym głosem, więc opowiedział jej wszystko na tyle, o ile znał historię. Słuchała jej z zainteresowaniem i ani na moment nie ściągnęła ręki z jego uda. Dopiero gdy skończył, uniosła ręce w geście przeprosin. – Nie obraź się i nie chcę podważać decyzji twojej mamy. Zrobiła, co uważała, że jest dla ciebie najlepsze, ale... – Zawiesiła głos i spojrzała, czy może mówić dalej. Mogła, nie osądzi jej, ani nie skrytykuje za jej własną opinię, miała do niej prawo. – Uważam, że powinna była mu powiedzieć. Wyjebałby się na ciebie, trudno. Przynajmniej by wiedziała, że nie warto, ale z tego, co mówisz, to miałbyś ojca, gdyby mu powiedziała. Pomagałby jej...
– Myślę, że chodziło o wstyd... – przyznał niepewnie i poczuł, że pierwszy raz rozmawia z kimś zupełnie otwarcie na ten temat. Pierwszy raz mówił rzeczy, które zawsze pozostawały tylko w sferze jego teorii. – On był wtedy zajęty, bardzo pijany i powiedział jej coś, cos prawiło, że zapomniała się na tę chwilę... Potem czuła wstyd, on nic nie pamiętał i łatwiej jej było uciec, niż zmierzyć się z tym. Świadomie wybrała samotne macierzyństwo, ale nie oznacza to, że było jej łatwo i nie potrafię pojąć, jak on mógł nigdy nie domyślić się, że jestem jego... Podobno była żona, powiedziała mu, że syn mojej mamy jest jakiegoś przypadkowego kolesia z baru, czy klubu i on uwierzył. Nie wnikał. Ona jest blondynką, ja jestem blondynem... nikt nie doszukiwał się podobieństwa do kogoś innego...
– Ikeja! – Zaśmiała się na widok nazwy centrum handlowego i wskazała palcemna duży, czarny szyld z białym napisem.
– Właściwie, to nie chodzi o szwedzki sklep budowlany. Dalej na północ jest miasto o nazwie Ikeja i to bardziej z tego powodu...
– Oj! Wiem! – przerwała mu machnięciem ręki. – Ale i tak brzmi zabawnie!
– Faktycznie, jest w tym coś zabawnego... – przyznał i spojrzał na rozbawioną buzię. Musi mniej rzeczy braćna poważnie.
Wyluzuj, Tymon! – skarcił się w duchu. – Na bycie nerdem jej nie poderwiesz!
Wysiedli z samochodu i rozejrzeli się dookoła. Ruch na Wall Street to była betka, przy tym, co działo się tutaj. Ludzie tłoczyli się jeden obok drugiego, więc podszedł do niej i dla bezpieczeństwa dotknął jej pleców.
– Tłumy, co? – zauważyła.
– Lepiej trzymaj się blisko mnie i pilnuj portfela.
Czuł się dobrze, mogąc ją prowadzić i mając świadomość, że ludzie dookoła postrzegają ich jak parę. Taka prosta czynność jak zakupy, sprawiała mu radość. U niego w domu żywność zazwyczaj się pojawiała. Jego mama jechała sama i wracała z gotowymi torbami, które tylko pomagał jej wnieść do domu, a odkąd w ich życiu pojawił się Patryk, raz w tygodniu wykorzystywała go do dźwigania. Siedział zazwyczaj z Martyną w domu i grał na PlayStation. Siostra opowiadała mu o jakichś ciekawostkach, których dowiedziała się w ciągu tygodnia. Zupełnie, jakby dopiero przy nim mogła się wygadać. Nie opowiadała nigdy o koleżankach, więc albo ich nie miała, albo nie były dla niej istotne. Lubił jej szczebiotanie, bo nie lubił w domu zostawać sam, a na sugestię jego ojca, by pojechali wszyscy razem, jego mama wykręcała się chorobą lokomocyjną Martyny i brakiem czasu, dlatego teraz wyjątkowo dobrze się czuł. Gabrysia była zabawna. Cieszyła się z prostych rzeczy, jak na przykład nietypowy kształt pomidora i pakowała wszystkie rzeczy, jakie miała na liście z niezwykłą łatwością. Podczas pobytu w sklepie spożywczym Shoprite dowiedział się, że śliczna dziewczyna uwielbia gotować, a jeszcze bardziej jeść.
– Nie widać po tobie – przyznał otwarcie.
– Po mnie? – prychnęła rozbawiona. – Widziałeś mój tyłek?!
– Masz śliczny tyłek – wyrwało mu się z ust, co przyciągnęło uwagę Gabi, więc zaczął się tłumaczyć. – To znaczy, miałem na myśli to, że jest w porządku. Moja mama w młodości miała tendencje do tycia. Niby twierdzi, że po ciąży bardzo schudła, ale widzę, że do dziś uważa, co je i ile...
– To źle? – Zaśmiała się kokieteryjnie i popatrzyła na niego wielkimi, czarnymi oczami.
– Ja lubię kształtne kobiety...
– Jak ja?
Coraz bardziej odczuwał, że z nim flirtuje, ale robiła to najprawdopodobniej dla zabawy, dlatego tylko skinął głową.
– Jak ty.
Gdy tylko zapakował zakupy do bagażnika i wsiadł na miejsce kierowcy, został na swój sposób zaatakowany. Gabrysia przyszykowała się z grzebieniem i tubką żelu do włosów, a gdy zapiął pasy, wczepiła się w jego głowę i zaczęła układać mu grzywkę, jakby była jego matką. Może by zaprotestował, ale w pozycji, w której się znaleźli, jej biust był wprost naprzeciwko jego twarzy, a jego rozmiar sprawił, że ocierała się nim lekko o jego nos. Znieruchomiał z rękami na kierownicy i modlił się, aby po wszystkim jego spodnie nie zdradziły, co czuł w tym momencie. Po wszystkim usiadła dumna z siebie i uśmiechnęła się pewne.
– Już! Tak lepiej!
Spojrzał we wsteczne lusterko i zobaczył siebie w nieco modniejszej odsłonie. Podobał się sobie. Nigdy nie przywiązywał uwagi do wyglądu i nie miał u siebie takich rzeczyjak żel do włosów. Mama od zawsze ścinała go tak, aby miał prostą męską fryzurę z grzywką na prawą stronę. Gabriela nieco je uniosła i sprawiła, że włosy opadały na skroń z nieco większego łuku. On by tego nie potrafił, a jej zdolności sprawiły, że poczuł się dużo pewniej.
– Podoba mi się – przyznał szczerze.
– Tacy jak ty, nigdy nie dbają o takie szczegóły – zaświergotała.
– Tacy jak ja? – zdziwił się jej słowami.
– Pomyślmy! – Przyłożyła palec do ust i udawała, że nad czymś się zastanawia. – Pewnie jesteś dobry z przedmiotów ścisłych, lubisz gry komputerowe i obejrzałeś wszystkie filmy z superbohaterami!
– Masz mnie! – prychnął rozbawiony. – Jestem nerdem! I tak. Jestem bardzo dobry z przedmiotów ścisłych, gram w PlayStation i nie lubię filmów z superbohaterami. Chyba że to Batman... jaram się Harley Queen.
– W zeszłym roku na Halloween byłam przebrana za Harley Queen! – Zaśmiała się, a on zmrużył oczy, próbując ją sobie wyobrazićw czerwono-niebieskich lateksach i tenisówkach, ale poczuł jedynie kuksańca w ramię. – Jesteś zboczony!
– Ja tylko... – próbował się wytłumaczyć, ale nie miało to większego sensu. – Wracamy do portu, czy robimy coś jeszcze?
– Nie wiem. Nie chcę jeszcze wracać...
Znowu go kokietowała. Uchyliła lekko usta i spojrzała na niego dużymi oczami. Miał ochotę ją pocałować, ale nie zdobył się na ten gest. Zbyt bardzo bał się perspektywy, że może jedynie się z nim droczyć. Taka dziewczyna jak Gabriela mogła mieć każdego mężczyznę.
– Może chciałabyś zobaczyć miejsce, z którego pochodzisz? – zapytał niepewny jej reakcji. – Póki masz taką okazję...
– No, nie wiem... – Skrzywiła się lekko. – Kapitan mówił, żeby nie zapuszczać się do slumsów...
– Myślę, że jak tylko przejedziemy zobaczyć, jak to naprawdę wygląda, to nic złego się nie stanie. Pytanie, czy ty tego chcesz?
– Nie wiem, czy chcę, ale przejedźmy się, bo nie chcę jeszcze wracać do reszty...
Slumsy Lagos prezentowały się tak, jak się można było tego spodziewać, a miejscami jeszcze gorzej. Wszędzie były stosy śmieci, po których ludzie chodzili, jakby to były chodniki. Przeważały mikro budowle z blachy i słomy, choć dużo też było murowanych. Wiele z nich było polepionych błotem, a obok nich staływraki starych zdemontowanych samochodów. Od zewnętrznych stron ludzie najczęściej czymś handlowali, owocami, warzywami, ubraniami, a przeważnie własnoręcznie robionymi paciorkami. Obok stoisk wystawały dzieci w podartych i brudnych ubraniach z wydętymi brzuchami i smutnymi oczami. Widok przykry, a jeszcze gorzej musiała czuć się jego towarzyszka na myśl, że mogła być jednym z nich. Ona jednak przejęła się czymś zupełnie innym.
– Ananasy, ale jakie! – krzyknęła rozradowana i odwróciła tym samym jego uwagę od jezdni. Nie zauważył, gdy małe stworzenie, w czerwonej koszulce przetoczyło się po masce wynajętej hondy accord. Zatrzymał się z piskiem opon i w panice wyskoczył z samochodu. Mały chłopiec leżał na chodniku i z trudem usiłował się podnieść. Ruszył w jego stronę, ale nim dotarł, usłyszał gwizd innego chłopaka, w białym T-shircie i brązowych, krótkich bojówkach. Zwrócił głowę w jego stronę. Siedział na drewnianym podeście i pił gazowany napój w czerwonej puszcze.
– Tau! – krzyknął Nigeryjczyk, a potem zawołał coś w swoim ojczystym języku. Mały chłopiec wstał pośpiesznie z chodnika i uciekł w zakamarki slumsów tak szybko, jak się pojawił. –Uważajcie na portfele! – zawołał do Tymona perfekcyjnym angielskim.
– Ale on wpadł mi na maskę... – wydukał oszołomiony Tymon, ale chłopak tylko się zaśmiał.
– A potem buchnąłby ci portfel! Nie przejmuj się, Tau nic nie jest.
– Yyy... dzięki – odpowiedział, bo nie wiedział, co powinien powiedzieć w takiej sytuacji, Nigeryjczyk skinął głową i napił się łyk coca-coli.
– Skoro już się zatrzymałeś, to może kupię te ananasy... – zasugerowała nieśmiało Gabrysia i oparła ramię na barkach Tymona. Szeptała mu te słowa do ucha tak, że czuł jej oddech na karku i nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej bliskość sprawiała mu przyjemność. Musi wymyślić sposób, by zachować tę kobietę przy sobie, bo ciężko mu będzie się z nią rozstać, gdy wrócą do Londynu.
– Dobrze. Przeparkuję samochód – odpowiedział, czując, jak całe ciało mu zesztywniało.
Wsiadł do auta i stanął na poboczu. W międzyczasie obserwował, jak Gabi wybiera duże owoce na przydrożnym straganie. Przed nią stała kobieta, lekko pochylona i zmęczona życiem. Nie była stara. Nawet może zbyt młoda, może z trzydzieści pięć lub trzydzieści osiem lat, a już widać było, że nie ma na wiele rzeczy siły. Przytłoczona dziećmi, domem... przytłoczona biedą. Spłoszyła się na widok jego koleżanki i zamiast kupić ananasa, postanowiła odejść z kolejki. Wyłączył silnik i wysiadł z samochodu. Zamknął go kluczykiem i upewnił się, że we wszystkich drzwiach zamek zadziałał prawidłowo. Podszedł do Gabrieli i czekał, aż zdecyduje. Podawała mu kolejne owoce. Jeden, drugi, trzeci. W końcu wyrwała się z zamyślenia.
– Dziwna kobieta... – stwierdziła. – Gdy mnie zobaczyła, zachowała się, jakby się wystraszyła. Może faktycznie jestem czarownicą! – prychnęła rozbawiona.
– Może po prostu nie przywykła do widoku Europejki.
– Nie pasuję tu? – Zaśmiała się.
– Z pewnością odstajesz...
– Możliwe... – szepnęła, ale zerwała się, wsadzając mu do rąk kolejnego ananasa, co zaczęło sprawiać mu trudność w ich utrzymaniu i krzyknęła w stronę samochodu. – Ej! Ty! Odejdź od niego! A sio! Uciekaj! – krzyczała, wymachując rękami.
Ta sama kobieta, ubrana w szatę koloru ciemnej cegły robiła coś przy masce samochodu. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że jeśli będzie musiał pokryć koszt uszkodzenia, to Damian go zabije, bo jedyną opcją będzie opłata jego kartą, ale kobieta spojrzała w stronę biegnącej w jej kierunku Gabrieli inatychmiast uciekła, pozostawiając na srebrnej masce jedynie małe zawiniątko. Gabi podeszła do niego i podniosła je z maski, a następnie obejrzała i z brązowo-zielonej chusteczki wyciągnęła sznur pomarańczowych korali. Przyglądała mu się bez zrozumienia, a z pomocą przyszedł jej Nigeryjczyk w białym T-shircie.
– To plemienny naszyjnik – wytłumaczył.
Tymon zapłacił za ananasy i podbiegł do bagażnika, aby je schować. Wolał być blisko koleżanki, w razie, gdyby musiał interweniować. W końcu to on był mężczyzną.
– Dlaczego mi je dała? Kim była? – zapytała chłopaka, a on podrapał się po głowie i uśmiechnął niepewnie. Miał nietypową urodę. Na swój sposób był ładny, duże oczy i proporcjonalne rysy twarzy, a do tego wyglądał, jakby cały czas się uśmiechał.
– Nie musisz się jej obawiać, nie chciała cię wystraszyć. Myślę, że chciała ci tylko dać naszyjnik.
– Ale dlaczego? – dociekała.
– Może po prostu chciała, byś go miała. One materialnie nie są wiele warte, ale mają ogromną wartość sentymentalną, są w rodzinach od pokoleń.
– Więc dlaczego ja? – zapytała, ale tym razem z naciskiem.
Tymon stanął obok niej, aby ją wesprzeć swoją obecnością. Dostrzegł mało widoczny tatuaż na jego ciemnym przedramieniu. Miał wyraźnie napisane jej imię... Grace. Czy może był to przypadek i był to tylko angielski wyraz "łaska"? Lepiej było uważać na chłopaka, może tylko pozornie był sympatyczny i pomocny.
– Biały? – zapytał z lekką pogardą, wskazując na Tymona ręką, aby po chwili wzruszyć ramionami. – Z resztą, jak wolisz, Grace.
Gabrysia zesztywniała, a Tymon odruchowo objął ją w pasie. Spojrzała na Nigeryjczyka wielkimi oczami, aby po chwili wypuścić powietrze i się opanować.
– Kim jest ta kobieta? – jej głos przybrał zimną i twardą barwę.
– Chyba już wiesz, to twoja matka – odpowiedział jej pogodnie, jakby była to normalna rozmowa.
– A ty kim jesteś? I dlaczego masz imię Gabi wytatuowane na ręce? – zapytał Tymon, bo chłopak przestał mu się podobać.
– Ona też jest moją matką. A napis: "Always remember about Grace" wytatuowałem, aby pamiętać, że ten świat jest pełny przemocy z powodu niewiedzy, z którą należy walczyć.
– Czyli jesteś moim bratem? – pisnęła rozczulona.
– Mam na imię Amamihe. Tutaj mówią do mnie Ami, a w Bostonie Mike.
– Mieszkasz w Bostonie?
– Studiuję medycynę na Harvardzie. Tutaj przyjeżdżam na wakacje, odwiedzam matkę i pomagam w miejscowym szpitalu. – Wskazał ręką w południowo-zachodnim kierunku. – Teraz, teoretycznie mam przerwę, ale jeśli chcecie, to mama robi dzisiaj na obiad gulasz z koziny...
– Nie! – odpowiedziała nagle Gabrysia, jakby otrząsnęła się z amoku.
– Ucieszy się... – Ami rozłożył bezradnie ręce.
– Porzuciła mnie.
– Uratowała cię... Ona nigdy o tobie nie zapomniała... Zrozum...
– Nie – przerwała mu. – Musimy wracać, czekają na nas...
Gabriela zaczęła powoli się wycofywać, a on wstał z podestu, najwyraźniej chcąc ją jakoś zatrzymać, ale nie zdecydował się za nią iść.
– Zaczekaj – zawołał za nią. – Nie chciałem cię wystraszyć! Zostaw chociaż swój numer, żebyśmy mogli się jakoś skontaktować. Nie widziałem cię od dziewiętnastu lat... Byłaś moją małą siostrą... Trzymałem cię na rękach! Zaczekaj...
Jego słowa przynosiły odwrotny skutek do zamierzonego. Zamiast ją zatrzymać, uciekała coraz bardziej, a jej buzia wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Zatrzymała się przy samochodzie i pochyliła głowę, ale nie wsiadła. Sięgnęła do portfela i wyciągnęła małą, białą wizytówkę. Odwróciła się i szybkim krokiem podeszła z powrotem do Nigeryjczyka.
– Masz! – przycisnęła mu do piersi wizytówkę, a on odruchowo przytrzymał ją za rękę. Wyglądał tak, jakby go przeraziła swoim zachowaniem, albo jakby nie wiedział, jak reagować na jej zachowanie. – Numer do mojego ojca! Sprawdzi cię, jeżeli nie jesteś oszustem, to może się odezwę... – Wysunęła dłoń z jego objęć i chciała odejść, ale złapał ją za łokieć.
– Zaczekaj! Naszyjnik! Jeśli go nie chcesz, to go schowaj, ale błagam! Nie wyrzucaj go, to najcenniejsza rzecz, jaką miała nasza matka! Jesteś Igbo. Jest w rodzinie od pokoleń, przekaż go córce. Ona codziennie modliła się, by mieć okazję ci go dać. Jej modlitwy zostały wysłuchane, ale oby nie były daremne...
Wyrwała mu ramię i skinęła głową na znak zgody, a następnie wróciła do samochodu i wsiadła do środka. Tymon wsiadł zaraz na nią. Miała załzawione oczy, a pod nosem błyszczało się od wilgoci.
– Jedź, proszę – wyszeptała, zakładając rękę na rękę. – Chcę wracać do domu...
– Przepraszam, że cię na to namówiłem – powiedział, odpalając silnik.
– Dziękuję, że mnie na to namówiłeś...
Gabrysia od razu po wejściu na pokład schowała sięw kajucie Samanty. Być może skusiło ją duże łóżko i możliwość popłakania sobie pod pierzyną, a może po prosty fakt, że była to kajuta na wprost od schodów i gdy po nich zeszła pobiegła właśnie naprzeciwko. Nie przeszkadzał jej. Jego matka często zachowywała się w ten sposób, a po śmierci dziadków jeszcze wzmogły się jej napady. Wiedział, że kobiety potrzebują przestrzeni do żalu, dlatego wypakował zakupy i samodzielnie je poukładał w lodówce, choć nie był pewny, czy zrobił to prawidłowo. Zawsze go intrygowało, o co chodzi na przykład z pomidorami. Dlaczego należy je pozostawić na wierzchu, a inne warzywa schować. Dlaczego mleko, choć stało w zgrzewce w garażu, zawsze się psuło, gdy zostawił je otwarte na blacie? Mama i dziadkowie go rozpieścili. Miał duże braki w podstawowych czynnościach życiowych. Nie umiał nastawić pralki i ugotować prostego posiłku. Pewnie dlatego mama tak bardzo martwiła się jego przeprowadzką do Warszawy na studia. Musi je nadrobić. Dać mamie poczucie, że sobie poradzi, by skupiła się na własnym życiu. Zasługiwała na szczęście, a samotne macierzyństwo w pewnych sferach odebrało jej możliwości. Patryk o nią zadba. Był jak pies z kulawą nogą, który wraca im bardziej się go goni, ale ta wierność mogła być przydatna. Przynajmniej nie będzie sama. Spojrzał na zegarek. Za godzinę kapitan podpłynie do portu przy plaży i zabierze wszystkich. Powinien z Gabi zrobić kolację dla reszty, ale nie chciał jej fatygować. Zrobił to, co umiał najlepiej. Kanapki z chleba tostowego z serem i szynką. Poukładał je na talerzu w wielkim stosie, a do dwóch dzbanków nalał sok z pomarańczy i grejpfruta. Dla urozmaicenia pokroił jednego ananasa w cząstki. Nigdy nie miał w domu ananasa w całości, ale poszedł na żywioł i całkiem nieźle mu to poszło. Pomijając fakt, że zaciął się nożem, ale to była u niego norma, więc babcia zawsze goniła go z kuchni. Zaparzył herbatę w dużym kubku i wziął jedną kanapkę ze stosu, położył ją na talerzu, a obok trzy kawałki ananasa i z takim zestawem poszedł do kajuty Damiana i Samanty. Zapukał dyskretnie, a gdy usłyszał ciche zaproszenie, wszedł do środka.
– Przyniosłem ci kolację, bo pomyślałem, że nie masz nastroju na towarzystwo.
GG usiadła na łóżku i spojrzała na niego. Położył talerzyk na nocnym stoliku i postanowił wyjść, ale złapała go za nadgarstek.
– Zaczekaj, Timon – powiedziała, po czym wstała i stanęła naprzeciwko niego, ale nie puściła jego ręki. – Chcę ci, Timon, podziękować.
– Nie ma za co, to tylko kanapka z serem...
– Chcę ci podziękować za dzisiaj – przerwała mu – i za wczoraj i za przedwczoraj... Chcę ci podziękować za to, że jesteś dobrym przyjacielem. Nie poznałam nigdy takiego chłopaka. Widzisz mnie zupełnie inną niż pozostali i za to ci dziękuję, że umiałeś dostrzec mnie... Prawdziwą mnie...
Przywarła do niego i objęła mocno. Ściskała w dłoniach brzeg jego koszulki i naciągała materiał. Jej twarz wtuliła się w jego pierś i już tak pozostała, bez słowa. Owinął ramiona wokół jej pleców i tali. Chciał pocałować ją w głowę, ale nie był pewny, czy powinien to zrobić. Nie chciał, aby uznała, że bierze ten gest za przyzwolenie. Chciał uszanować ją jako kobietę i jako ludzką istotę. Choć jej zapach słodkich migdałów sprawiał, że w głowie buzowało mu ciśnienie i wpływało na niepożądane reakcje organizmu.
– Proszę... – szepnął, zamiast wykonać jakikolwiek gest. Gabrysia przywarła do niego jeszcze mocniej i zaczęła lekko dreptać w miejscu nogami, jakby coś ją martwiło.
– Kochaj się ze mną... – wyszeptała w odpowiedzi. Jej słowa go sparaliżowały i sprawiły, że poczuł parcie na rozporek.
– To nie jest dobry pomysł – powiedział, choć całe ciało krzyczało, aby to zrobił. Uznał, że zasługuje na wyjaśnienia. – Jesteś naprawdę piękna i marzę, żeby się z tobą kochać, ale twoje obecne wzburzenie świadczy, że nie tego teraz oczekujesz. Nie wykorzystam sytuacji, żeby...
Wybił go z kontekstu jej rubaszny śmiech. Spojrzał na niego dużymi, czarnymi oczami, które w tych okolicznościach były wyjątkowo radosne. Nie do końca rozumiał, co się właśnie dzieje.
– Właśnie dlatego się ze mną kochaj!
– Nie jestem "na raz", Gabrysiu... Jeśli to zrobię, to będę chciał czegoś więcej, czegoś poważnego...
– Właśnie dlatego kochaj się ze mną, Timon! – Zaśmiała się ponownie. – Właśnie dlatego! Uwielbiam cię! Chcę tego i mam nadzieję, że po wszystkim zostaniesz...
– Zostanę... – wyszeptał i spontanicznie ją pocałował.
Jej usta były słodkie, a jej język ciepły i delikatny. Zrobił to, o czym marzył odkąd ją zobaczył, zsunął dłonie na jej pośladki, które okazały się zaskakująco twarde i zacisnął. Wskoczyła na niego okrakiem, a on położył ją na pościeli. Zaczął całować jej szyję i dekolt. Był jednocześnie pobudzony i przerażony, ale podobał mu się ten stan. Pragnął więcej. Gabriela sięgnęła do jego rozporka. Rozpięła go i wsunęła rękę w jego bieliznę. Momentalnie zesztywniał i to nie z nerwów. Podniecenie ogarnęło jego ciało, ale ostatkami woli odsunął się od niej lekko, tak aby spojrzeć jej w twarz.
– Nie mam prezerwatywy, a ty? – zapytał, a ona pokiwała przecząco głową.
– Jedyną, jaką miałam, zużyłam w Portugalii... ale biorę tabletki. Możemy kochać się bez...
– Nie chcę być niemiły... ale nie powinnaś kochać się bez prezerwatywy z przypadkowymi mężczyznami... – powiedział, bo jego matka wpoiła w niego więcej, niż chciał z edukacji seksualnej.
– Głupek! – Zaśmiała się, ale jej uda nie poluźniły uścisku, w jakim go trzymały. – Z tobą chcę się kochać bez! Nie jesteś przypadkowy, przecież jesteś moim chłopakiem, prawda?
Jestem jej chłopakiem. Jesteśmy razem, jesteśmy parą... – pomyślał i uznał, że niesamowicie dobrze to brzmi. Pokiwał twierdząco głową i uśmiechnął się do niej.
– Tak, jesteśmy ze sobą... – przytaknął. – Tak, masz rację...
– Strasznie dużo gadasz! – szepnęła kokieteryjnie, podciągając mu granatowe polo do góry. Pomógł jej ściągnąć swoją koszulkę, a ona wplotła dłonie w jasny zarost na jego piersi. – Masz włosy na klacie! Idealnie! Podnieca mnie to! – wyznała i mocniej zacisnęła dłoń na jego genitaliach. Spiął się i zrozumiał, że ma bardzo ważny cel. Wytrzymać jak najdłużej, bo jej dotyk usilnie sprawiał, że chciał się rozluźnić, a to nie było korzystne zbyt wcześnie.
– Mój ojciec dużo gada i większość bez sensu. Odkąd go poznałem, myślałem, że to irytujące... Chyba tak plecie, gdy się denerwuje. Musi się przy mnie mocno stresować...
– Bardzo chętnie poznam twojego tatę. – Zrobiła rozbawioną minę i zatkała mu dłonią usta. – Ale nie w tej sytuacji. Ściągaj spodnie, Timon!
Pokiwał nerwowo głową i zaczął odpinać guzik jej białych spodenek. Gabrysia w tym czasie przeciągnęła przez głowę swoją limonkową koszulkę i różowy sportowy stanik. Jej piersi były duże i kształtne, lekko odchylały się w kierunku boków, pokazując kościsty mostek. Zawiesił na nich wzrok oczarowany, ale wiedział, że pragnie więcej, dlatego otrząsnął się i ściągnął jej szorty razem z bielizną. Rozłożyła przed nim nogi, a pięty oparła o brzeg łóżka. Była doskonała. Jej nagie łono rozchyliło się, ukazując jego wnętrze, ciemnoczerwone i błyszczące od wilgoci. Chwycił za boki spodni i szybko je obniżył do kostek. Chciał od razu w nią wejść, ale wewnątrz jego głowy pojawił mu się obraz. Jego matka z anatomicznym rysunkiem kobiecego ciała, która mimo jego protestów tłumaczy mu, gdzie, co się znajduje. Łechtaczka! Tam kobiety odczuwają największą przyjemność. Wiedział, gdzie jej szukać i jak powinna wyglądać. Klęknął przed dziewczyną i postawił na całkowity żywioł. Zaczął pieścić ustami jej pochwę, słuchając, jak Gabrysia pojękuje. Poczuł w końcu pod językiem coś na kształt ziarenka grochu i na tym miejscu się skoncentrował. Jej krzyk poniósł się po całym pokoju, aż odepchnęła lekko jego głowę i zrozumiał, że dla niej to koniec.
– Dobrze ci było? – zapytał, oblizując usta i pomagając jej przesunąć się na środek łóżka. Objęła ramionami go za szyję i spojrzała mu głęboko woczy. Wydawała się bardzo poruszona.
– Pieprz mnie, Tim... – wyszeptała. – Błagam, pieprz mnie!
– Ok... – odparł niepewnie.
Chwycił za swoje prącie i próbował znaleźć wejście do jej pochwy, ale ciągle czuł opór. Szybko zabrała mu członka z ręki i bez problemu wprowadziła go wewnątrz siebie. Była ciepła, wilgotna i uciskała go przyjemnie. Czuł się w niej dziwnie bezpiecznie. Zaczął delikatnie się w niej poruszać w górę i w dół ciągle czując coraz większy przypływ ciśnienia i podniecenia. Jęczała z otwartymi szeroko oczami, więc patrzył w nie i nie potrafił powstrzymać wydobywających się z niego stęknięć. Nie trwało to długo. Może z półtorej minuty. Onanizacja zazwyczaj trwa znacznie więcej, ale nie zdołał dłużej się powstrzymywać. Mimo to ulga była o wiele mocniejsza, a jego orgazm intensywniejszy. Miał tylko nadzieję, że nie rozczarował partnerki.
– Przepraszam... – wyszeptał nieśmiało.
– Za co? – Zaśmiała się i przeczesała palcami jego grzywkę.
– Chyba nie trwało tyle, ile powinno...
– A ile powinno?
– Nie wiem, dłużej...
– Było bardzo dobrze jak na pierwszy raz. – Uśmiechnęła się do niego szeroko. – Już nie mogę doczekać się kolejnego... – Znowu wsunęła dłoń w jego włosy i je poprawiła. – Lubię twoje nowe uczesanie.
– Nie przyzwyczajaj się, wyłysieję jak ojciec...
– To nic. Mój tata łysieje, odkąd go znam... Zawieś zawieszkę na drzwiach. Chcę spędzić z tobą całą noc.
Nie protestował. Pobiegł i szybko wykonał polecenie, a następnie wrócił do łóżka, gdzie jego dziewczyna (Och! Jak dobrze to brzmiało!) siedziała, już oparta o zagłowie i zajadała kanapkę z szynką i serem. Gdy tylko wrócił, oddała mu połowę i zajęła się ananasem. Była doskonała i cała jego. Nerda i fascynata astronomii... to był całkowity odlot!
***
Damian
Javier był nerwowy. Gloria i Philippe gdzieś się zapodziali. Wracali wszyscy na jacht, gdy przestał ich zauważać. Samanta uspokajała go, że pewnie chcieli spędzić trochę czasu tylko we dwoje, ale to rozjuszyło go jeszcze bardziej. Chodził nerwowo po pokładzie i mruczał pod nosem coś po hiszpańsku. Od dawna nie wplatał ojczystych słów swoich rodziców w zdania. Od chwili, gdy zrozumiał, że reprezentatywność jest teraz bardzo ważna w jego życiu i lansowanie się na meksykańskiego muchacho jest w świecie brytyjskiej burżuazji niemile widziane. Teraz jednak się nie powstrzymywał, charczał pod nosem takie słowa jak "bruja", "puta" czy "lo mataré". Trochę ostre, ale Javier był bardzo przewrażliwionym i nadopiekuńczym bratem. Zwłaszcza jeśli chodziło o Glorię, w której pokładał wielkie nadzieje i oczekiwania, i dla której był gotów wiele poświęcić ze swojego szczęścia. W końcu dostrzegł zawieszkę na drzwiach sypialni i nie był w stanie przypomnieć sobie, czy wisiała ona już wcześniej, czy pojawiła się niedawno.
– Uspokój się! – zirytowała się w końcu Alexis. – Twoja siostra ma prawo robić, co chce i z kim chce! Nie bądź hipokrytą!
– Chcę po prostu wiedzieć, gdzie jest! I gdzie jest ten przeklęty francuzik!
– Tu jestem – usłyszeli za sobą pogodny głos Philippe, więc wszyscy się odwrócili. Stał zaintrygowany i rozbawiony, a w ręku trzymał truskawkowego loda rożka.
– Co się głupio cieszysz? Gdzie moja siostra?!
– Chowa lody do zamrażarki...
Meksykanin wyminął Phila ostentacyjnie i poszedł na górę, gdzie na pierwsze słowa Javiera, jakie wypowiedział do siostry, usłyszeli jedynie potok meksykańskich krzyków kobiecych strofujących brata za jego zachowanie. Damian dobrze znał kolegę i wiedział, że teraz młody Pérez do końca dnia będzie miły i potulny, bo płeć piękna w jego życiu stanowiła wartość większą od złota i diamentów, a matkę, żonę i siostrę należało szanować. Koniec, kropka. Gdy wrzaski umilkły, Philippe wciąż lizał swojego loda w milczeniu, ale po chwili uśmiechnął się szeroko i wskazał ręką na schody.
– Uwielbiam tę dziewczynę! – Zaśmiał się beztrosko.
– Uważaj! Właśnie to cię czeka, jeśli interesujesz się Glorią – prychnęła Samanta.
– Nie jak twoja mama, ona jest niesamowicie spokojna... – zauważył Damian, bo bardzo polubił panią Le Brun i jej melancholijny sposób bycia.
– Mama? – zdziwił się i zrobił duże oczy. – Ona jak krzyczy, to właśnie jak Gloria! Mam po niej radosne usposobienie, ale charakter introwertyka mam po tacie.
– Nigdy bym o niej nie powiedział... – zauważył Damian i wskazał na schody. – Idziemy zjeść kolację?
– Mhm... A tak w ogóle, to kto jest w sypialni?
– Wychodzi na to, że Tymon wyszedł z grona prawiczków! – zażartowała Samanta i chwyciła Damiana w pasie. Przełożył ramię nad jej głową i również ją objął.
Kolacja była prawie gotowa, ale widać było, że Woźniak sam się nad nią utrudził. Damian nastawił opiekacz, aby zrobić z kanapek grzanki i dorobił sałatkę z pomidorów i cebuli z vinaigrettem oraz wystawił butelkę sosu BBQ. W międzyczasie Philippe nacisnął czerwony przycisk, bo czekali z tym na GG i Tymona, ale oni zajęli się nieco ciekawszymi zabawami, więc grali teraz bez nich.
Każdy w końcu traci niewinność. Opowiedz o tym, jak ty utraciłeś/aś swoje dziewictwo.
Damian usłyszał pytanie czytane przez przyjaciela i zesztywniał z nożem kuchennym w ręce. Oczami wyobraźni zobaczył, jak delikatnie uchylają się drzwi jego dziecięcego pokoju i wlewa się do niego odrobina światła z przenośnej lampki nocnej. Zacisnął powieki i się uspokoił. Opowie inną historię, tak ustalił z Samantą. Nikt nie musi znać prawdy, ale nie był jedyną osobą, która źle zareagowała na czytaną treść.
– O fuck! – zapowietrzył się Javier. Spojrzał na niego i zobaczył, że z przestrachem przygląda się swojej dziewczynie. – Miałaś nigdy się tego nie dowiedzieć...
– Daj spokój! – Zaśmiała się z niego i poklepała go po udzie. – Nie może być, aż tak źle!
– Nie jest dobrze!
– I tak opowiadasz po Philippe, bo to pytanie nie jest do Glorii...
– Skąd wiesz, Alex?! – zapytała rozbawiona Meksykanka, a Javier poczerwieniał na twarzy.
– O czym ty mówisz? – zapytał poważnie.
– O tym, że spadłam z huśtawki, jak miałam pięć lat i wpadłam w krzaki. Pamiętasz, Javi?
– Tak, ale co to ma wspólnego z utratą dziewictwa? – zdziwił się.
– A to, że w krzakach była metalowa barierka i jak na nią upadłam, to doszło do uszkodzenia pewnych części ciała...
– Nie można tak stracić dziewictwa! Co ty opowiadasz?!
– Właściwie, to można... – przyznał Phil. – Jeżeli doszło do urazu, to błona mogła pęknąć...
– Skąd wiesz, że pękła? Nie masz gwarancji! – oburzył się Javi.
– Wiem, bo mama jak mnie przebierała w łazience, to zobaczyła krew na bieliźnie i bardzo ją to poruszyło, ale nikomu nic nie powiedziała.
– To się nie liczy – skwitował jej brat. – Dalej jesteś dziewicą.
– Mentalnie tak, ale fizycznie nie. – Zaśmiała się i pokazała mu język.
– Wymyślasz...
– Lepiej niech Philippe nam opowie o swoim pierwszym razie!
Gloria uśmiechnęła się i kokieteryjnie puściła do niego oko. Flirtowała z nim, co było w jej przypadku dużym krokiem naprzód.
– To nic szczególnego... Po przyjeździe do Anglii moje drogi z przyjaciółką, którą znałem większość swojego życia się rozeszły i czułem się rozżalony. Mama chciała mnie pocieszyć i mówiła, że jeszcze kogoś takiego poznam, żebym się nie załamywał, ale nikogo nie poznałem. Gdy miałem siedemnaście lat, Tiffany napisała, że jest w Londynie i chciałaby się spotkać...
– Twoja przyjaciółka? – doinformowała się Gloria, choć dla innych to było raczej oczywiste. Phil tylko skinął głową.
– Spędziliśmy razem dzień. Było jak kiedyś. Nie pytałem, co właściwie robi w Londynie, to były wakacje... Miała wynajęty pokój w motelu. Poszliśmy do niej, pocałowała mnie i wylądowaliśmy w łóżku. Po wszystkim wyszedłem...
– Jak to wyszedłeś? – prychnęła Gloria, bo była najciekawsza tej historii.
– Normalnie. Powiedziała, że jest w ciąży i ma zamieszkać z ojcem dziecka i jego rodzicami. Odpowiedziałem tylko "ok" i wyszedłem.
– Wykorzystała cię... – podsumowała Samanta smutno, bo sama nie miała weselszej opowieści do przekazania.
– Może... – odparł niepewnie i szybko rozwarł usta w szerokim uśmiechu. – Ale potem było mnóstwo świetnych imprez i jeszcze więcej pięknych pań!
– Niestety nie zrobiłem tego z przyjaciółką – powiedział Javier i nabrał głęboki wdech. Spojrzał na Alexis, która skinęła głową, dodając mu otuchy. Damian też skończył szykować kolację i położył na stole miskę z sałatką, aby usiąść obok narzeczonej. – Kochałem się w liceum w takiej Belli, ładna... blondynka... ale mnie zostawiła i byłem w rozsypce, to był mój pierwszy, wielki zawód miłosny. Pod koniec roku był bal i dowiedziałem się, że Bella przespała się ze swoim nowym chłopakiem. Upiłem się i poszedłem do... – Znowu nabrał powietrza i popatrzył w sufit, bardzo przeżywając to, co miało według niego nastąpić. – Na kurwy! – Sapnął ciężko, jakby z serca zszedł mu wielki ciężar. – Na kurwy poszedłem... Zawsze wyglądałem dojrzalej, więc nie zapytała mnie o dowód. Chyba nawet jej to nie interesowało. Poszliśmy do jakiegoś zaułka i przeleciałem ją od tyłu. Nie pomogło mi. Czułem się jeszcze gorzej... tyle.
– Cholera, Javi! Poważnie?! Ojciec o tym wie? – oburzyła się siostra, a Javier spuścił głowę ze wstydu.
– Czy to ważne, Gloria? – fuknęła na nią Alexis, zaskakując tym swojego chłopaka. – Było, minęło. Zrobił błąd i tyle. Nie wiesz, o co chodzi, bo sama się nigdy nie pomyliłaś. Po prostu wolisz być święta!
– Ja nie... – Gloria zaczęła niepewnie się tłumaczyć.
– Dobra, nie kłóćcie się...
– Po prostu... – Alexis spojrzała na swojego chłopaka i delikatnie pocałowała go w usta. –Nic strasznego się nie stało. Też nie mam wesołej historii. Kochałam się w chłopaku. Byliśmy parą przez dwa lata. Namówił mnie, żebyśmy spróbowali, a ja się zgodziłam. Nie wiem dlaczego, nie chciałam, ale bałam się go stracić. Po miesiącu powiedział, że coś się zmieniło i już nie czuje tego, co wcześniej. Powiedział, że chciał poczuć coś tego dnia, ale to tylko utwierdziło go w przekonaniu, że to koniec. Nie chciał, żeby wyszło, że chciał mnie przelecieć, więc kontynuował nasz związek, ale zaczął się męczyć. Potem już trafiałam na samych palantów. Miesiąc, dwa i zrywałam. Potem poznałam Javiera i był inny. Czułam, że dba o mnie przez cały wieczór i nie potrafiłam się z nim rozstać, więc gdy odprowadził mnie do domu i po godzinie rozmawiania pod drzwiami zapytał, czy może tylko skorzystać z toalety. Zgodziłam się. Został, zrobiłam mu herbatę...
– I zostałem na śniadanie! – Zaśmiał się Javier, dumny z siebie.
– To brzmi strasznie, ale naprawdę, to było spontaniczne i takie dobre... – rozmarzyła się Alexis.
– Mój Pączuś! – Młody Pérez uścisnął dziewczynę i wycałował po twarzy, a ona śmiała się do rozpuku, bo zaczął ją również łaskotać.
– Przestań! Sam teraz opowiada...
Blondynka wyrwała się z uścisku i wyprostowała.
– No to, moją historię dużo osób już zna. Zakochałam się w takim Kamilu, a on wykorzystał to, żeby mnie przelecieć. Byłam naiwna i mu dałam. Koniec.
– Dziękuję, Javi! – Rozweselił się Damian, a ten ściągnął brwi w jedną kreskę, nie rozumiejąc, o co chodzi. – Myślałem, że tylko ja będę mieć opowieść o prostytutce, ale mnie uprzedziłeś.
– Proszę! – prychnął Meksykanin i rzucił w niego kawałkiem opieczonego chleba. Damian strącił okruch z koszuli i spoważniał.
– Miałem czternaście lat...
– Czternaście? – zdziwiła się Gloria.
– Tak, czternaście – potwierdził. – Ojciec uznał, że to już odpowiedni wiek, więc zabrał mnie do burdelu. Dali mi ładną, drobną blondynkę... Trochę podobną do Alex...
– Dzięki! – prychnęła, myśląc, że to żart.
– Nie, poważnie była do ciebie podobna, ale po niej nie byłem z żadną blondynką...
– Byłeś z Justyną – wypomniała mu Samanta.
– Ona farbowała na czarno... No nic, w każdym razie, było miło...
– Twój ojciec jest debilem! – oburzyła się Alexis.
– Dlaczego? – zdziwił się.
– Czternastolatka zabrać do burdelu? Czy on poważny?!
– Nie no, mój tata chciał, abym stał się mężczyzną... – próbował się wytłumaczyć, ale oskarżenia koleżanki względem ojca go bolały.
– Poważnie?!
– Alex, Damiana ojciec trochę jest debilem... fakt, ale odpuść Damianowi...
– Mój tata chował się w trudnych warunkach, bez wzorców – powiedział z opuszczoną głową, bardziej usprawiedliwiając go przed sobą, niż pozostałymi. – Moja mama zmarła i nie wiedział, co robić, chciał dobrze. Chciał postąpić słusznie...
Próbował to sobie wmówić, ale przed oczami miał obraz ojca w gabinecie z jakąś kobietą. Zgrabną blondynką o dużych niebieskich oczach. Miała na sobie długą zwiewną sukienkę i lawendowy szal. Krzyczała na ojca.
***
– Paweł! Czyś ty oszalał?! On jest dzieckiem, kretynie! Dlaczego nie przyszedłeś z tym do mnie?! W życiu bym na to nie pozwoliła!
– Bartek pozwolił – odpowiedział jej szorstko. – I nie mów mi, jak wychowywać dzieci skoro sama ich nie masz!
W jego stronę poleciała jej ręka i otwartą dłonią, z całej siły uderzyła go w twarz. Nastąpiło głośne plaśnięcie i ojciec odwrócił głowę, żeby ponownie na nią spojrzeć. Nic nie odpowiedział. Rzucił jej w twarz plikiem pieniędzy, których nie podniosła, a on wyszedł z pokoju i podszedł do Damiana, łapiąc go za kołnierz skórzanej kurtki.
– Paweł... – usłyszał łamiący się głos kobiety.
– Spójrz na siebie. Jesteś kurwą! Coś ty z siebie zrobiła? – ojciec odpowiedział jej bardziej z żalem, niż złością i wyprowadził go z budynku.
Nigdy więcej nie pojechali do tego miejsca, ale tego dnia ojciec wyszedł wieczorem z mieszkania i przez trzy dni nie wracał, a gdy się pojawił, był brudny, śmierdzący i pijany jak bela i przez dwa tygodnie nie wyszedł z tego stanu, aż w pewną niedzielę obudził Damiana z rana i powiedział, że trzeba iść do kościoła.
***
– Damian? Wszystko ok? – dotarł do niego głos Samanty i otrząsnął się z zamyślenia.
– Tak, przypomniało mi się... – chciał powiedzieć, ale uświadomił sobie, że nie zrobi tego przy wszystkich.
– I dlatego jestem dziewicą! – oświadczyła Gloria. – Bo żadne z was nie zrobiło tego świadomie i odpowiedzialnie, a ja chcę z miłości i pewności, że ten chłopak jest tego wart, że nie odwidzi mu się za miesiąc lub chce mnie tylko przelecieć. Muszę mieć pewność, że to ten jeden, jedyny i że ja też jestem jedyna dla niego! A teraz! – Wstała i ukłoniła się delikatnie jak służąca z pokoju hotelowego, która ma zakaz kontaktu wzrokowego z rezydentem. – Pozwolicie, że pójdę spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top