Rozdział IV - Cześć, jestem Lily

- Mam dla ciebie propozycję. - McGonagall splotła palce u dłoni i oparła się o biurko, patrząc na przeglądającą się w lustrze Hermionę. Ta odwróciła się i zamieniła się w słuch. - Mogę przydzielić cię do jednego z domów i przedstawić jako nową uczennicę.

To nie głupi pomysł, pomyślała dziewczyna, jednak w jej głowie nagle pojawiły się negatywne myśli.

- Ale ja nie mam nic. Ani książek, ani przyborów! Nawet głupiego pióra nie mam... - westchnęła, ponownie odwracając się do lustra. Dopiero teraz mogła przyjrzeć się dokładniej młodszej wersji siebie. Pamiętała, jakie miała kompleksy ze względu na ogromne zęby i nieokiełznane włosy. To był zdecydowanie najgorszy okres w jej życiu.

- Mogę zapewnić ci to wszystko - odpowiedziała jej profesor. - Mam szafkę z używanymi podręcznikami i przyborami, zostawione przez naszych absolwentów. - Wytłumaczyła. Hermiona odwróciła się do niej pełna nadziei.

- Dziękuję pani... Naprawdę dziękuję - wyjęknęła, a jej oczy zalały się łzami. Zawsze starała się ukrywać cierpienie, jednak w tej sytuacji było to niemożliwe. Były ogromne szanse, że nie wróci już do własnego świata i to ją najbardziej przerażało. 

Nauczycielka uśmiechnęła się do niej ciepło i ze zrozumieniem. Wierzyła jej. Nie było innego wytłumaczenia na to, że takie dziecko wie praktycznie wszystko. To nauczycielka była w tym momencie jedynie wspomnieniem... Bardzo dziwnie się z tym czuła.

- No, już późno - stwierdziła profesor, zerkając na wiszący zegar. - Możesz iść do dormitorium, a ja poślę rano skrzata, żeby podał ci rzeczy i harmonogram. Ach, zapomniałabym. Do jakiego domu należysz?

- Do Gryffindoru... Ale mam pytanie. Czy mogłabym jeszcze raz przymierzyć tiarę? - Zapytała z ciekawością. Zawsze chciała zrobić to drugi raz.

- Jeżeli to dla ciebie takie ważne. - Odpowiedziała nauczycielka. - Accio tiara.

Za moment w jej dłoniach ukazał się stary kapelusz, który Hermiona dobrze pamiętała. Dziewczyna usiadła na krześle, a profesor nałożyła jej magiczną tiarę.

- Hmmm, ciekawe - mruknął przedmiot. - Umysł krukonki... Posiadasz wiedzę niejednego uczonego. Ale brawura, jaką w sobie nosisz pasuje do tylko jednego domu. GRYFFINDOR!

Hermiona uśmiechnęła się.

- Dobrze, zmykaj już... Hermiono - powiedziała McGonagall, ściągając jej tiarę. - Znasz drogę do dormitorium?

- Pani profesor, uczęszczam do tej szkoły już ponad siedem lat. Znam drogę nawet do Komnaty Tajemnic. - Dziewczyna uśmiechnęła się i wyszła za drzwi. 

Profesor usiadła i chwyciła się za głowę.

- Nigdy więcej piwa kremowego przed patrolem... Nigdy!

*

- Nie wiem, kto to - rozległ się cichy, dziewczęcy głos, który przerwał Hermionie błogi sen. Chciała skarcić Ginny, że ta budzi ją tak wczas. - Pierwszy raz ją widzę.

Hermiona momentalnie przypomniała sobie o sytuacji, która miała miejsce. Pomyślała jednak, że musiał być to koszmar. Powoli otworzyła oczy i podniosła się z łóżka. Spojrzała na sąsiednie posłanie, gdzie miała nadzieję zobaczyć Ginny, jednak w jednym momencie ją zatkało. Owszem, dziewczyna była ruda, jednak to nie była jej przyjaciółka. Była o wiele młodsza. W innych łóżkach dostrzegła także blondynkę oraz jakąś brunetkę. Hermiona zamrugała zdezorientowana, uświadamiając sobie, że to chyba nie był tylko koszmar.

- Hej... - zaczęła Hermiona, która wiedziała, że będzie musiała się jakoś usprawiedliwić. Zdenerwowana próbowała poprawić jakoś włosy, które po całej nocy były roztrzepane na każdą możliwą stronę. 

Inne dziewczyny popatrzyły na siebie zmieszane.

- Nazywam się Hermiona Granger - kontynuowała dziewczyna, udając chęć zakolegowania się. Kiedy reszta uczennic nadal na nią jedynie patrzyły, ta stresowała się bardziej. - Pewnie nie widziałyście mnie tu wcześniej? - Zapytała, jednakże w duchu skarciła się za to. Nie ma to jak dobry początek.

- No nie - odpowiedziała rudowłosa, poprawiając włosy.

- Jestem z Ameryki - usprawiedliwiła się, a resztę dziewczyn wmurowało.

- Ale skoro jesteś z Ameryki, to dlaczego nie chodzisz do tamtej szkoły magii? - Zapytała blondynka, krzyżując ręce na piersi. 

- W dodatku masz angielski akcent - dodała ruda, mrużąc podejrzliwie oczy.

- Czy ja powiedziałam, że jestem z Ameryki? - Hermiona podrapała się po głowie. - Jestem z Anglii, po prostu mieszkałam w Ameryce dwa lata. Rzeczywiście z początku miałam chodzić do tamtej szkoły, ale mój tata ponownie dostał propozycję pracy w Londynie - tłumaczyła, mając nadzieję, że te jedenastolatki nie będą za bardzo podejrzliwe. - Wiecie, oni są mugolami i trochę zajęło im przepisanie mnie do tej szkoły.

Ruda, nie odzywając się, wstała ze swojego łóżka i podeszła do Hermiony, która miała nadzieję, że ta jej uwierzyła. Kiedy dziewczynka przystanęła tuż obok posłania Granger, uśmiechnęła się promiennie.

- Cześć, jestem Lily. - Dziewczynka podała dłoń do zdziwionej Hermiony. Ta chwyciła ją i potrząsnęła lekko. - Lily Evans. Też jestem mugolaczką.

Granger wyszczerzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Czyli tak wyglądała matka Harry'ego. Miała dokładnie te same zielone oczy, co jej syn. Nie mogła uwierzyć w to, że mogła z nią porozmawiać... pomimo tego, że była jedynie wspomnieniem.

- Ja jestem Alicja Adelais. - Blondynka również podeszła do Hermiony i przedstawiła się, podając jej dłoń. Hermionie zajęło krótką chwilę, aby rozpoznać dziewczynę. - Czysta.

Prawdopodobnie była to mama Neville'a Longbottona, jednakże jeszcze z panieńskim nazwiskiem, którego Hermiona nie znała. Przynajmniej tak jej się wydawało.

- Bardzo mi miło - odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem, jednak ze smutkiem w oczach. Wiedziała, jaki los przydarzy się tym niewinnym dziewczynom. 

- A ja jestem Nora Rowling - przywitała się trzecia, jednak jej imienia Hermiona nie kojarzyła. - Półkrwi. 

- Więc jak ci się tu podoba? - Zapytała Lily.

- Cóż... jeszcze nie zdążyłam wiele zobaczyć, ale myślę, że ta szkoła mi się spodoba - odpowiedziała Hermiona. - Wydaje mi się, jakbym już tutaj kiedyś była.

- Miałam dokładnie to samo! - Odpowiedziała jej ruda. - Hogwart śnił mi się i rzeczywiście tutaj jest dokładnie jak w moim wyobrażeniu. Pewnie dlatego, bo mój przyjaciel wiele mi opowiedział o magii. Wspominał też coś o Dementorach, Azkabanie i strasznych potworach.

Dwie dziewczynki przysłuchiwały się z zaciekawieniem, jednak Hermionę nudziły te fakty. Nie miała w końcu jedenastu lat, żeby się tym tak ekscytować... Przynajmniej teoretycznie.

- Może zejdziemy na śniadanie? - Zaproponowała Hermiona, zerkając na zegar na ścianie. Wszystkie zgodnie pokiwały głowami i za dziesięć minut były gotowe, żeby udać się do wielkiej sali. Granger rzeczywiście znalazła wszelkie potrzebne jej ubrania i przedmioty w szafce przy łóżku.

Hermiona szła pewnie przed siebie, nawet się nie rozglądając. Tuż za nią podążały dziewczynki, dziwiące się, gdzie ich koleżanka idzie.

- Hogwart jest taki wielki, że można się tu zgubić - powiedziała Lily do swojej nowej koleżanki. - Hermiono, do stołówki idzie się tędy. - Dziewczyna wskazała na schody, które zaraz miały zmienić kierunek.

- Zaufaj mi, tędy jest o wiele szybciej - odpowiedziała pewnie. - Twoją trasą musiałybyśmy minąć klitkę Filcha, a tylko nam brakuje, żeby zepsuł nam dzień. Tamte schody na końcu korytarza prowadzą praktycznie od razu do jadalni. - Wytłumaczyła. Dziewczyny popatrzyły na nią zdziwione.

- I ty tu nigdy nie byłaś! - Stwierdziła podejrzanie Lily.

- Widziałam Hogwart we śnie, tak samo jak ty - odpowiedziała spokojnie. 

Po krótkiej chwili dziewczyny dotarły do wielkiej sali, gdzie roiło się od uczniów, pałaszujących swoje śniadanie. Nauczyciele również spożywali posiłek przy swoim stole. Hermiona z daleka dostrzegła McGonagall, która wydawała się nie spać całą noc. Siedziała oparta o stół z zamkniętymi oczami. 

Dziewczyna nie mogła uwierzyć w młody wygląd swoich nauczycieli. Było również kilku innych, których kojarzyła jedynie z portretów ze ścian. Niektórzy z nich w jej czasach są już martwi.

Kiedy dziewczyny usiadły przy stole Gryfonów, Lily poderwała się i podbiegła do części Slytherinu. Hermiona obserwowała ją uważnie. Ruda podbiegła do samotnie siedzącego chłopca, na którego Granger natknęła się w nocy na szkolnym korytarzu i zaczęła z nim rozmawiać. Ten od razu zestresował się, co można było poznać po jego trzęsących się rękach i nieobecnym spojrzeniu. Prawdopodobnie Ślizgoni już wyżyli się na nim za utracone punkty. Widać było, jak patrzą na niego z pogardą.

Po dobrej minucie Gryfonka wróciła do stołu.

- Kto to był? - Zapytała Hermiona, chociaż po części znała już odpowiedź.

- Ach, to Severus. Mój przyjaciel, o którym ci opowiadałam - odpowiedziała dziewczyna, zakładając kosmyk swoich rudych włosów za ucho.

- Masz przyjaciela Ślizgona? - Dopytywała, chcąc wiedzieć więcej o przyjaźni matki Harry'ego z ich okropnym nauczycielem eliksirów.

- Tak. Może jest Ślizgonem, ale ma wielkie serce - westchnęła ruda, chwytając za tosta, który pojawił się na tacy tuż przed nią. - Do tego jest bardzo mądry i wie praktycznie wszystko o eliksirach. Często mi pomaga. - Dodała, nalewając sobie soku dyniowego.

- Mówiłaś o mnie? - Do grupki dziewczyn przysiadło się czterech chłopców, prawdopodobnie również z pierwszej klasy. Hermiona, pijąc sok dyniowy, o mało się nie popluła. Miała wrażenie, że na przeciwko niej usiadł sam Harry. Jedyne, co się nie zgadzało, to jego brązowe oczy.

- Odczep się, James - mruknęła ruda, próbując nie zwracać uwagi na wkurzającego kolegę.

Czyli to jest ojciec Harry'ego, pomyślała zadziwiona Hermiona. Spojrzała na jego kolegów i dostrzegała w nich pewne podobieństwo. Czy to byli.. Huncwoci?

- Syriusz, słyszałeś ją? - James szturchnął chłopaka obok, a Gryfonkę z przyszłości zamurowało. - Chyba mi grozi.

- Mówiłam o Severusie. Ty nawet nie dorastasz mu do pięt - odgryzła się Lily.

- Miałaś może na myśli Smarkelusa? - James wraz z Syriuszem śmiali się na głos. Hermiona w tym momencie spojrzała na pozostałych chłopców. Jeden z nich był ciut gruby i posiadał ogromne przednie zęby. To musiał być ten zdrajca, Pettigrew.

Jej wzrok przeniósł się na zmarnowanego chłopaka, który ledwo oddychał. Na jego twarzy widniały liczne zadrapania i miał podkrążone od wycieńczenia oczy. To musiał być Remus Lupin. Hermiona przypomniała sobie, że tej nocy panowała pełnia.

- Jesteście tacy niedojrzali - odpowiedziała Lily.

- Spokojnie, Syriusz, one nie poznałyby prawdziwego faceta, gdyby nawet podsunęliby im go przed nos - odpowiedział James. Hermiona zaśmiała się na to stwierdzenie.

- Faceta? - Zachichotała nieświadomie. Wzrok wszystkich chłopców przeniósł się na nią.

- A ty to kto? - Zapytał Potter.

- To długa historia - odpowiedziała im ze sztucznym uśmiechem. 

- Tak długa, jak smarki w nosie Smarka? - Zadrwił Syriusz. Hermiona oburzyła się. Ci chłopcy w przyszłości zostaną bohaterami, a teraz zachowują się jak rozpuszczone bachory. Praktycznie jak sam Draco Malfoy.

- Nie poznaję was... - wyszeptała nieświadomie Hermiona.

- Co? Jak to "nie poznajesz" nas? - Dopytał James, mrużąc oczy.

- Myślałam, że Gryfoni mają więcej szacunku do innych ludzi. Nie sądziłam, że będą się tak puszyć - odpowiedziała, po czym ugryzła swojego tosta. 

Przez chwilę zapanowała cisza, w której grupa dzieci jadła swoje śniadanie.

- Dlaczego tak bronisz tego frajera? - Zapytał James po chwili. - Przecież on skończy jako śmieć.

- Zamknij się, James! - Lily podniosła się z miejsca i uderzyła w stół. Hermiona aż podskoczyła. Na sali panował gwar, przez co jej krzyk nie rozniósł się dalej. 

- Lily, uspokój się. Snape... znaczy Severus i tak tego nie słyszy, nie musisz go bronić - stwierdziła Hermiona. Wiedziała, co mężczyzna zrobi w przyszłości. Nie miała do niego litości, nawet do jako młodego chłopaka.

- Jak to nie muszę go bronić? To mój przyjaciel! - Odpowiedziała oburzona, siadając. Hermiona przekręciła oczami.

Ciekawe, czy dalej będzie twoim przyjacielem, kiedy wyda cię Voldemortowi, pomyślała. Spoglądnęła na Petera i oburzyła się jeszcze bardziej. Miała ochotę rzucić na tę kanalię Avadę, jednak musiała się powstrzymać. W końcu jej czyn mógł mieć wpływ na przyszłość. Jej wzrok ponownie przeniósł się na Lupina, który cały się trząsł i okrutnie męczył ze zjedzeniem zwykłej owsianki. Jego oczy były całe zaczerwienione od nieprzespanej nocy. Zapewne nie istniał jeszcze eliksir Tojadowy, który pomagałby mu zmniejszyć skutki przemiany.

- Wiecie, nie jestem głodny - stwierdził Remus, wstając od stołu. Jego przyjaciele popatrzyli na niego smutno, a Syriusz poklepał go nawet po plecach. Prawdopodobnie wiedzieli o jego tajemnicy. Udał się w stronę wyjścia, a Hermionie zrobiło się go jej żal. Ona znała doskonale przepis na ten eliksir. Nie wiedziała jednak czy dobrym pomysłem będzie pomoc mu... w końcu jeden czyn może tyle zmienić.

Nie myśląc dłużej, już biegła w stronę Lupina, który smutno stąpał po korytarzu szkoły.

- Lupin..! Znaczy Remus! Stój! - Krzyczała za nim, a ten odwrócił się i posłał jej pytające spojrzenie.

- Skąd znasz moje imię? Nie przedstawiałem ci się - mruknął.

- Lily mi je zdradziła - skłamała, podbiegając do chłopaka.

- Jeśli zamierzasz się ze mnie wyśmiewać, to możesz sobie odpuścić. Miałem... gorszą noc - stwierdził, prawie szepcząc. Hermiona rzuciła zaklęcie wyciszenia tak, że nikt nie mógł ich podsłuchać.

- Co ty..? - Zaczął, jednak dziewczyna nie dała mu dokończyć pytania.

- Słuchaj, chcę ci pomóc - stwierdziła. Remus zmarszczył czoło.

- Niby w czym? W dojściu do dormitorium? - Zapytał ironicznie. - Dziękuję, sam trafię.

- Słuchaj - powiedziała, kiedy chłopak ponownie zamierzał iść w stronę dormitorium. - Wiem, że jesteś wilkołakiem. - Zwierzyła się, a Remus odwrócił się z oczami wielkości galeonów. 

- Ćśś! Nie mów tego głośno! - Skarcił dziewczynę. - Kto ci powiedział? James czy Syriusz? A może Peter, on nigdy nie potrafi dotrzymywać tajemnic. - Powiedział, a Hermiona w myślach przyznała mu rację. Ten mały szczur dopuści się wielu złamanych obietnic.

- Sama się domyśliłam. Widząc twoje trzęsące się dłonie, blizny. Typowe skutki uboczne przemiany w wilkołaka - tłumaczyła Hermiona, a chłopak zakrył jej usta.

- Ciszej!

- Weź tę rękę - powiedziała Hermiona, odsuwając się od niego. - Zresztą i tak nikt nas nie słyszy. Rzuciłam zaklęcie wyciszające. - Kiedy Remus wycelował w nią różdżką, prychnęła. - Nie znasz zapewne żadnego podstawowego zaklęcia. Więc weź tę różdżkę, bo co najwyżej wydłubiesz mi oko.

- Jak się niby domyśliłaś? - Mruknął do siebie.

- Nie ma czasu na wyjaśnienia - odpowiedziała. - Chcę ci powiedzieć, że znam przepis na eliksir, który by ci pomógł znieść przemianę lepiej.

- Bardzo mi przykro, ale ten eliksir jest dopiero w fazie tworzenia - stwierdził smutno. - Nawet doceniam, że chciałaś mi pomóc. Albo się ze mnie pośmiać.

- Ufasz mi? - Zapytała.

- Co?

- Pytam się czy mi ufasz - powtórzyła. Chłopak zamrugał.

- Znamy się ledwo pięć minut i nawet nie znam twojego imienia - stwierdził. - Niby dlaczego miałbym ci ufać?

- Jestem Hermiona Granger - podała mu dłoń, a ten z nieśmiałością podał jej swoją. - Czy teraz mi zaufasz? Chcę ci jedynie pomóc.

- A skąd mam mieć pewność, że dla śmiechu nie podasz mi eliksiru na porost włosów czy zębów? - Zapytał dociekliwie. 

- A skąd miałabym wiedzieć o twojej tajemnicy? To los mnie tutaj przysłał, żeby ci pomóc. - Uśmiechnęła się. Bardzo chciała pomóc swojemu ulubionemu nauczycielowi w tym cierpieniu.

- Jeszcze to przemyślę. - Chłopak rzucił jej ostatnie spojrzenie i odszedł w stronę dormtorium.

Hermiona cofnęła zaklęcie i ponownie udała się w stronę wielkiej sali, gdzie chciała dokończyć śniadanie. 

Całej tej rozmowie przyglądał się chłopak o kruczoczarnych włosach, który dokładnie wiedział, jak złamać zaklęcie wyciszające. W tej chwili bardzo mu się to przydało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top