23

Czy ktoś jeszcze pamięta początek całej tej historii? Mały chłopiec porzucony przez własną matkę bez żadnych oszczędności wręcz desperacko próbujący zdobyć jakąkolwiek pracę, by móc dokładać się do rachunków swoich dobrodusznych przyjaciół, którzy zaproponowali mu wspólne mieszkanie ze sobą?

No cóż, powiedzmy, że staram się o tym zapomnieć tak bardzo jak mogę, niemniej muszę przyznać, że w tamtej chwili nie sądziłem, że moja sytuacja obierze takiego tempa i zacznie zmierzać w kierunku jakiegoś romansu niczym serial na Netflixie. Nie oszukujmy się, raczej nikt w prawdziwym świecie nie idzie do gejowskiego klubu aby odkryć własną orientację i zacząć umawiać się z szefem. Znaczy nikt prócz mnie rzecz jasna, tsa, Eddie Kaspbrak jak zawsze wychodzi poza scenariusz, no nie?

Pamiętacie może ten spokojny czas, kiedy wszystko wydaje się układać, a wszelkie zło jakimś magicznym cudem znika, jakbyśmy posiadali cudowną osłonę, przez którą nie jest w stanie się przebić pomimo wszelkich chęci?

Nie? Na spokojnie, ja też nie.

Jakim cudem z biednego studenta przeszedłem ciężką drogę w objęcia bogatego mężczyzny o szybszym słowie niż myśli(większym interesie niż bym się tego spodziewał) do miejsca, w jakim obecnie się znalazłem?

Nie mam pojęcia, ale BŁAGAM wyciągnijcie mnie stąd, jakim swoim bytem zawiniłem, by skończyć w tym okropnym miejscu?

Ale może wszystko od początku...

Widzisz tego wysokiego mężczyznę, który postawą przypomina agresywnego niedźwiedzia, ale z twarzy coś za dobrze mu patrzy jak na groźnego osiłka będącego w stanie poprzestawiać wszelkie kości w ludzkim ciele? Nie. To nie ja, ale jest to trzecia z najmilszych osób jakie kiedykolwiek poznałem w swoim życiu. Panie i panowie oto przed wami najsłabsza głowa z całego grona, która pada już po pierwszych dwóch bezalkoholowych drinkach, aby później ledwo kontaktując poszukiwać żywych istot, by uczepić się ich jak pijawka i nie puszczać do końca dnia – Big Bill Denbrough!

Jeśli przechylisz swój wzrok nieco w prawo dojrzysz drugiego faceta, Złota aureola, ale to tylko bujne loki i wyraz twarzy, gdzie nie jesteś pewien czy właśnie pluje na ciebie, docenia cię, gardzi tobą lub myśli o tym, gdzie schować twe ciało? Nieee, to też nie jestem ja. To mój najdroższy przyjaciel, a równocześnie chłopak naszej pijańskiej głowy, na którego radzę uważać, gdy jego poziom cierpliwości zacznie osiągać zerowy próg, drodzy państwo jedyny w swoim rodzaju – Stanley Uris!

Nie ważne, gdzie spojrzysz na pewno nie przegapisz kaskady czarnej szopy, skaczącej jak po ostrym kopie w każdym możliwym miejscu, Szeroki uśmiech, rozbawiony błysk w oku i... oh, czyżby to była paczka prezerwatyw w jego dłoni-? Ah, czy tylko ja widziałem ten bestialski uśmieszek? Tak jak zdążyliście się zapewne domyślić – to również nie jestem ja. Z bólem serca (i nie tylko serca, ale to w swoim czasie) muszę wam się przyznać, że ten najbardziej niezrównoważony z całej ekipy facet, który właśnie chyba okrada jakąś starszą panią z jej babcinego berecika (nie, naprawdę, czy chociaż moje gusta nie mogły okazać się na jakimś wyższym poziomie?) jest moim chłopakiem. Drodzy państwo, już bez zaszczytnego przedstawienia tego chodzącego błazna – Richie Tozier to właśnie on.

Spuście trochę wzrok między Billem, a bąkającym się Richiem. Jeszcze troszkę, i jeszcze ociupinkę, hej, ale bez przesady! O tak, teraz znacznie lepiej. Widzisz tego samowystarczalnego człowieka dumnie kroczącego po ulicy, WCALE NIE TEGO KTÓREMU WŁAŚNIE UPADŁA ZAPIEKANKA-. Uh, koniec żartów. Tak ten ZDECYDOWANIE W ODPOWIEDNIM WZROŚCIE JAK NA SWÓJ WIEK, DZIĘKUJĘ, mężczyzna to właśnie ja – Eddie Kaspbrak miło mi poznać, ale może zaczniemy jeszcze wcześniej...?

Wszystko zaczęło się w zasadzie niewinnie.

Obudziłem się w ramionach faceta, który początkowo był dla mnie zupełnie obcy, a przez ostatni ciąg zdarzeń stał się bliższy niż ktokolwiek wcześniej w tym samym czasie. Na tym etapie nie wyobrażałem otworzyć rano oczu i nie ujrzeć obok siebie na wpół nagiej, rozwalonej sylwetki mężczyzny, który za każdym razem wydawał się rozwalić na łóżku jeszcze bardziej niż uprzednio. Jakby poważnie, czy ten koleś w trakcie snu nagle pozbywa się wszelkich kości?

Westchnąłem cicho, nie mając ochoty wstawać z łóżka. W zasadzie czekał nas całkiem miły, luźny dzień. Richie załatwił nam nawet wolne w pracy pomimo dużego ruchu, jaki ostatnio zdawał się tam niemalże zadomowić. Bar w ostatnich tygodniach pękał w szwach. Doczekaliśmy się nawet takiego momentu, w którym obawiałem się, że spotka nas jakiś kryzys. Klienci zdawali się napływać z każdej strony, a moje ręce nawet po takim czasie nie były przyzwyczajone do tak szybkiej obsługi jak tamtego dnia. Okularnik w pewnym momencie był zmuszony poprosić niemalże wszystkich swoich pracowników, byśmy dali radę uporać się z tym przed zamknięciem.

Oczywiście chwila spokoju nie mogła trwać długo. Szczególnie, jeżeli już zgodziło się przebywać w jednym łóżku z Richiem Tozierem, istną bombą energii i słownikiem tysiąca słów, o których istnieniu nawet nie miało się pojęcia.

Nawet nie zdążyłem dobrze się rozbudzić, kiedy jego chude, kościste ramiona mocniej owinęły się wokół mojej talii, a nos bruneta wbił się ponad obojczyk, gdy przyciskał się do mnie jak małe dziecko. Trochę łaskotało, szczególnie, gdy wziął głęboki wdech, jakby zaciągał się moim zapachem. Prychnąłem i próbowałem oderwać od siebie każdą z jego kończyn, ale z każdym moim ruchem jedynie zacieśniał się bardziej jak jakaś ogromna ośmiornica. Chyba za bardzo wziął sobie do serca, gdy powiedziałem mu, że lubię się przytulać, od tamtego momentu wprost nie mogę odkleić się od tego idioty... nie, aby jakoś szczególnie mi to przeszkadzało, ale trzeba robić jakieś pozory.

Po piętnastominutowej walce wreszcie udało mi się od niego uwolnić. Z ogromną satysfakcją zrzuciłem ten worek kości z łóżka, jako mały akt zemsty za tak długi czas robienia za darmową przytulankę i kompletnie nie zwracając uwagi na jego jęki, i próby wzbudzenia we mnie jakiejkolwiek litości skierowałem się w stronę kuchni, aby przygotować jedzenie dla naszej dwójki z ogromną nadzieją, że mój najlepszy przyjaciel, i jego chłopak będą w stanie przymknąć oko na nasze spóźnienia. Chociaż patrząc po Stanie i jego humorkach bardzo możliwe, że przekona Billa, aby spełnić swój dzienny plan bez zbędnych opóźnień noszących łatkę z naszym imieniem.

Oczywiście przez nasz piękny zapłon nie zdążyliśmy zjeść żadnego śniadania, bo co i rusz musiałem poganiać Richie'go by w końcu coś na siebie założył, aby przypadkowo nie wyszedł w samych bokserkach. Wierzcie lub nie, ale ten kretyn już dwukrotnie pokazał się w takim stroju publicznie, raz omal nie przyleciał tak do pracy, ale na szczęście udało mi się go zawrócić na czas. Wylecieliśmy z domu niemalże równo mając niemalże ten sam nieład na głowie. Przez ostatnie kilka miesięcy znacznie mi się zarosło, bo nie miałem okazji ani chęci, by pójść do fryzjera, a zarówno okularnik, jak i Bill zachwycali się powoli tworzącymi lokami na mojej głowie, więc zwlekam z tym tak długo jak się da, chociaż kosmyki stają się coraz bardziej uciążliwe, szczególnie, gdy muszę coś zrobić, ale czego się nie robi dla paru słodkich komplementów.

Zatrzymaliśmy się dopiero na światłach, gdzie w zasadzie mieliśmy chwilę, aby faktycznie na siebie spojrzeć i właśnie w tym momencie naprawdę zacząłem żałować, że nie zerknąłem wcześniej ani na lustro, ani na swojego partnera... chociaż jeśli chodzi o to drugie nikt raczej nie spodziewa się, że ubierze się normalnie. Nawet będąc szefem jednego z popularniejszych barów w całym mieście.

Pokręciłem tylko głową totalnie ignorując fakt, że mój partner wygląda co najmniej jak klaun, a ja zapewne jego mniejsza wersja, jedynie poprawiając na szybko włosy i wsuwając ręce w rękawiczki, które zabrałem wyższemu chłopakowi, kiedy ten próbował ubrać spodnie. Samochody się zatrzymały, a my szybko przemknęliśmy w miejsce naszego spotkania i oh, oczywiście, że Stanley i Bill już tam byli Właśnie otwierałem usta aby jakoś usprawiedliwić nasze okropne nie wyrobienie się w czasie, ale jak zwykle ktoś inny musiał mnie w tym wyprzedzić.

- Wybaczcie za spóźnienie, totalnie zapomniałem jak rano ciężko rozbudzić interes Eddiego – ledwo udało mi się stłumić wewnętrzny jęk, poważnie, jak poznawałem tego faceta miałem zupełnie inne wyobrażenia o nim.

- Jestem pewien, że ani Bill, ani Stanny nie mają takiego problemu – odwarknąłem jedynie, bo nie ważne jak człowiek się stara złość jedynie pobudza tego idiotę do działania.

- Wiesz w zasadzie jest sposób, by się tego dowiedzieć...

- Nie, absolutnie nie zgadzamy się na żaden wspólny- - zaczął Stan, ale jego własny chłopak szybko go wyprzedził.

- krąg miłości

- walkę na miecze!

- bardziej zaawansowane słoneczko

- seks, miałem na myśli seks – westchnął blondyn, już zmęczony przebywaniem w naszym gronie, cóż, jego błąd, że dopuścił nas wszystkich do siebie.

Zaraz po tym obrócił się na pięcie i zaczął kierować się w stronę galerii, do której początkowo mieliśmy w planach wejść, aby rozejrzeć się za jakimiś nowymi rzeczami do dekoracji, i tak już całkiem przyozdobionego baru, który jak na mój gust i tak w niektórych miejscach był już aż zbyt przesadzony, ale weź tu się wykłócaj z człowiekiem, który zamówił ponad trzydzieści sztuk foremek do lodu z różnymi wzorami kopulujących się zwierząt, bo przecież to takie tematyczne, a dzieła sztuki nie mogą się marnować na jakiś wyszukanych stronach internetowych. Niewiele myśląc ruszyłem za nim, starając się stłumić śmiech w rękawie kurtki.

- Oj Stan, daj spokój! Skąd wiesz, że miałem to proponować? - wykrzyknął wspomniana przeze mnie wcześniej, wspaniała, biznesowa głowa, zaraz dołączając do nas w trzech krokach, by zaraz zawiesić na kędzierzawym swoje długie ramiona. Kiedy nikt mu jednak nie odpowiedział zaraz nadąsał się, wydymając policzki jak małe dziecko. - Oh, spierdalajcie. Chcę tylko abyście wiedzieli, że zupełnie straciliście okazję na zobaczenie najlepszego sprzętu jaki kiedykolwiek mielibyście okazję zobaczyć.

- Przepraszam Richie, ale chyba wiesz skąd Bill zdobył swój przydomek? - wtrącił Stan, zrzucając z siebie dłonie okularnika.

- Nie jest wcale taki duży

- Jest – wtrąciłem się bez głębszego namysłu co oczywiście szybko odbiło się przeciwko mnie.

- Huh? Eds? Jak możesz mnie tak zdradzić? - nawet nie wiem kiedy Richie znalazł się tak blisko mnie, wyciągając już ręce, aby zapewne znowu móc szczypać moje policzki, gdy nagle się zatrzymał, a sens mojej wypowiedzi naprawdę do niego trafił. - Zaraz- Skąd o tym wiesz?

Wzruszyłem jedynie ramionami. Dobra, skłamię, jeśli powiem, że nie zrobiłem tego, by tylko bardziej się z nim drażnić, ale naprawdę niewiele miałem okazji, w których to w końcu ja mogłem stanąć po zwycięskiej stronie i ponabijać się trochę z bruneta, który szybko zmienił swoje nastawienie. To było nawet urocze, gdy był zaborczy... ale ja tego nie powiedziałem.

- Powiedzmy, że miałem okazję zobaczyć dwie strony – rzuciłem od niechcenia.

- Że co miałeś-? - wtrącił się Stan, o którym szczerze mówiąc zapomniałem w całej tej rozmowie.

- B-bez nerwów, proszę. T-teraz wzajemnie się nakręcacie – mruknął Bill, już podchodząc do swojego chłopaka, widocznie próbując trochę złagodzić jego napiętą posturę.

Stan jednak szybko go odrzucił wpatrując się we mnie z zimnym spojrzeniem, od którego po kręgosłupie przeszły mi dreszcze. Dobra, może trochę rozumiem czemu Richie tyle razy dopytuje czy będę z nim na spotkaniach, chociaż i tak wydaje mi się, że ich stosunek do siebie znacznie ochłonął i to nie tylko w godzinach pracy.

- Bo chcemy wiedzieć o czym jeszcze nie wiemy.

- Pieprzyłeś się z Billem? - spytał Richie, wskazując na Billa z taką miną, że omal nie parsknąłem śmiechem, co mogłoby być obraźliwe w kierunku Jąkały, gdyby nie było takie zabawne.

Przewróciłem oczyma, bo chociaż cała ta słodka zazdrość, która zaczęła tlić się pod okularami Toziera była nawet urocza to nie zamierzałem doprowadzać do fałszywego kręgu oskarżeń tej grupki ludzi.

- Nie, po prostu ani Ty ani on nie umiecie mieć gaci na dupie podczas nocnych wędrówek – westchnąłem, łapiąc za dłoń bruneta i splatając z nim palce cmoknąłem go lekko w policzek.

Prawie jak na zawołanie ramiona chłopaka opadły, ale i tak posłał Billowi groźne spojrzenie, nim poczochrał mi włosy na co jęknąłem nie zadowolony, chcąc je szybko poprawić, jednak zanim zdążyłem chociaż podnieść ręce ten szybko objął mnie w pasie i przycisnął do siebie. Zarumieniłem się lekko, bo chociaż mieliśmy na sobie drugą warstwę ubrań (ja zapewne znacznie więcej, bo oczywiście Richie musiał być tym typem osoby co niechętnie nosi grube, zimowe kurtki, ale jakoś nie wygląda, by zimne powietrze jakość szczególnie mu przeszkadzało) to dalej mogłem wyczuć co tak naprawdę chciał mi przez to przekazać. Trzepnąłem go w rękę i szybko uwolniłem się z jego uścisku zanim zdążyłby sprawić, że dostanę publicznego powstania, bo widocznie właśnie do tego próbował mnie doprowadzić czego nawet nie musiałem wyczytywać po tym złośliwym uśmieszku i fałszywym wzruszeniu ramion, jakby myślał, że dam się nabrać na ten kłamliwy pokaz obojętności. Okrutny drań, od którego zapewne nie ucieknę dzisiejszego dnia i będę zmuszony męczyć się przez najbliższe lata... nie żebym narzekał.

Cmoknąłem powietrze i pomachałem mu właśnie w ten sposób, jak te wszystkie dziunie i inne lasencje, nawet nie odwracając się, aby złapać jego zdziwiony wyraz twarzy, gdy podbiegłem do odchodzącej już od nas pary.

- To obrzydliwe, Billy – mruknął Stan, zapewne nawiązując jeszcze do poprzedniej rozmowy, na co Jąkała jedynie wzruszył ramionami.

- Ciesz się, że jego wyczyn jest jedynie coś takiego. To się nawet nie umywa do ostatniej rzeczy z listy Toziera.

Spotkałem się jedynie z krótkim 'nie chciałem tego wiedzieć' od Stana i zaciekawionym spojrzeniem Billa, który zapewne chciałby dowiedzieć się czegoś więcej, ale nie zdążył nawet o to zapytać, gdy niespodziewanie usłyszeliśmy głośny krzyk nikogo innego niż samego Richiego. Całą trójką spojrzeliśmy na siebie zastanawiając się czy mamy w jakiś sposób zareagować, czy może zwyczajnie to zignorować, ale głośne 'Eds, ratuj, Twój poziom krasnoluda już jest na tyle wysoki, by móc rozmawiać z innymi przedstawicielami Twojej rasy' nawet nie musiałem się zastanawiać, kiery zaciągnąłem na głowę kaptur i zszedłem po schodach do galerii.

Jeden normalny wypad.

Czy proszę o tak wiele?

---

...

Nie mam usprawiedliwienia, po prostu tak wyszło.

Okropnie odzwyczaiłam się od pisania, więc zapewne trochę mi zajmie zanim się w nie od nowa wdrożę, więc nie skreślajcie mnie zbyt szybko kochani, bo na spokojnie to rozkręcę. Nie planuję zbyt dużej ilości rozdziałów – w końcu to kontynuacja, ale postaram Was jakoś zaskoczyć zakończeniem c:

Ciao.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top