Mój dojrzały chłopak Cz.2

Ponad pół godziny później skończyliśmy jeść i jedynie siedzieliśmy przy stole, rozmawiając i popijając wino. Przebywanie z Robertem sprawiało mi ogromną przyjemność. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym... W moim poprzednim związku nie mogłem liczyć na taką randkę.

- Zapomniałem zapytać... jak na uczelni?

Mężczyzna uśmiechał się do mnie i patrzył mi prosto w oczy. Naprawdę interesowało go, jak sobie radzę.

- Dobrze. Nasz wydział organizuje jakąś współpracę międzynarodową. Mają sprowadzić jakichś profesorów zza granicy... ale to dopiero plany.

- Hm... ale interesuje cię to.

- Rzeczywiście. Lubię słuchać ludzi z doświadczeniem. Co innego, gdy mówi do ciebie profesor, który ma wiedzę książkową a co innego, gdy jest to ktoś, kto ma wiedzę z pierwszej ręki.

- W takim razie mam nadzieję, że projekt się powiedzie.

- A co u ciebie Robercie? Jak idzie praca?

- Cóż... niedługo zaczną się wyjazdy służbowe, konferencje... martwię się, że będę miał mniej czasu, aby się z tobą widywać... Dlatego chcę nacieszyć się tobą, póki mogę.

Z jednej strony mówił normalnie, ale z drugiej... spojrzenie miał dość znaczące... A może tylko sobie coś ubzdurałem... Cóż... na pewno nie zaszkodzi, jeśli troszeczkę go... sprowokuję.

Delikatnie musnąłem stopą jego nogę... niby przypadkowo. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja odwzajemniłem spojrzenie. Powoli sączyłem wino, patrząc mu w oczy. No dalej... to moje najlepsze uwodzicielskie spojrzenie...

- Yuta...

- Yhm...

- Tak sobie myślałem...

- Tak?

- Może... chciałbyś...

No dalej Robercie... wykrztuś to z siebie! No dobra... to spróbujemy inaczej.

Opróżniłem kieliszek z resztek wina i odstawiłem go na stół, po czym powoli oblizałem usta. Z satysfakcją zauważyłem, że wzrok mężczyzny powędrował w ich stronę. Z drugiej strony chyba jednak odrobinę przesadziłem, bo mężczyzna wydawał się kompletnie zapomnieć, że właśnie coś mówił. Dobra... najwyżej wyjdę na dziwkę. Albo... Ile właściwie wina wypiłem? Chyba dość sporo...

- Robercie?

- Tak?

- Chyba... chyba odrobinę kręci mi się w głowie...

Dla lepszego efektu położyłem dłoń na czole. Mężczyzna od razu otrzeźwiał, zerwał się z krzesła i zbliżył do mnie.

- Czy jest ci słabo? Może wypiłeś za dużo wina...

- Możliwe... Nie mam zbyt mocnej głowy.

- Może powinieneś się położyć?

Tak!

- pomogę ci dojść do sofy.

Nie! No dobra... jakoś to obejdę. Mężczyzna pomógł mi wstać i poprowadził do części salonowej. Opadłem na dużą miękką sofę.

- Może przynieść ci wody?

- Nie trzeba. Usiądź... muszę tylko chwileczkę... odetchnąć.

Na szczęście, posłuchał mnie i usiadł obok. Przez jakieś dwie minuty udawałem, że alkohol rzeczywiście nieco mi zaszkodził, po czym delikatnie przesunąłem się w bok, opierając się o ramię Roberta.

- Już mi lepiej... dziękuję.

Mężczyzna przez chwile wydawał się bić z myślami.

- Może... może odwiozę cię do domu...

Nie! Nie, nie, nie, nie... Dobra... czas być bardziej bezpośrednim. Przysunąłem się jeszcze bliżej mężczyzny i spojrzałem mu w oczy.

- Nie chcę iść do domu...

Powoli zbliżyłem moją twarz do jego i przymknąłem oczy. No dajesz Robert...

Po chwili mężczyzna złapał mnie za ramiona, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Tak! Oddałem pocałunek i rozchyliłem usta, wpuszczając jego język do środka. Poczułem uderzenie gorąca i przyjemne dreszcze na całym ciele. Ręka Roberta spoczęła na mojej talii, ja z kolei wsunąłem dłonie w jego gęste włosy. Gdy po chwili mężczyzna się ode mnie odsunął, byłem... lekko zawiany. Chyba jednak alkohol uderzył mocniej, niż myślałem... a może to on tak na mnie działa?

- Yuta... nie chcę... działać za szybko. Jeśli jeszcze nie zaleczyłeś złamanego serca... poczekam.

Martwił się o mnie... jakie to słodkie... Położyłem rękę na jego udzie i nachyliłem w jego stronę.

- Wylecz moje złamane serce.

Brunet delikatnie położył dłoń na moim policzku i przyciągnął mnie do siebie, ponownie łącząc nasze usta w pocałunku. Dobrze całował... bardzo... delikatnie, czule... nienachalnie. Nagle poczułem, jak jego dłoń zsuwa się z mojej talii do krawędzi spodni. Zatrzymał się jednak i odsunął ode mnie. Dlaczego? Chcę więcej...

- Sypialnia.

Och... Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę pokoju. Zapalił światło i nawet nie przejmował się zamykaniem drzwi. Zaczął ściągać z siebie koszulę, a ja nie pozostawałem w tyle. Zacząłem od spodni. Martwiłem się, że zdjęcie ich zajmie mi tyle, co wbicie się w nie... ale nie było tak źle.

Położyłem się na miękkim podwójnym łóżku i przyjrzałem się Robertowi. Właśnie zdejmował spodnie, ale jego tors widziałem w pełnej okazałości. Miał dobrą figurę, musiał ćwiczyć. Nie był umięśniony... ale na płaskim brzuchu dało się zauważyć zarys mięśni.

Po chwili mężczyzna dołączył do mnie i zaczął rozpinać guziki mojej koszuli, jednocześnie składając delikatne pocałunki na mojej szyi. W końcu ściągnął ze mnie koszule i rzucił ją gdzieś na podłogę. Przenosił pocałunki niżej, na moją klatkę piersiową dłońmi natomiast powoli sunął po moim ciele a każde miejsce, którego dotykał, płonęło.

W końcu jego palce zawędrowały do moich bokserek. Zatrzymał się na moment, jakby sprawdzając, jak zareaguję. Ja jednak nie miałem zamiaru go powstrzymywać. Ściągnął ze mnie ostatni skrawek materiału i nieco się odsunął. Jego wzrok błądził po moim ciele i zatrzymał się na oczach.

- Jesteś taki piękny...

Jego spojrzenie przesunęło się na moje usta i doskonale wiem, co myślał, bo sekundę później tę myśl zrealizował. Pocałował mnie, a ja wykorzystałem to, że jego ciało było tak blisko mojego i sięgnąłem do jego bokserek. Byłem w trakcie ich ściągania, gdy nagle zamarłem, uświadamiając sobie pewną rzecz. Robert musiał to wyczuć, bo przerwał pocałunek.

- Coś się stało?

- Ja... nie przygotowałem się...

Mężczyzna chyba przez chwilę analizował moje słowa, po czym uśmiechnął się delikatnie.

- Spokojnie... przygotuję cię.

Ręka bruneta powędrowała w stronę szafki nocnej i z szuflady wyjął butelkę żelu. On ma zamiar... ale... zawsze sam to robiłem... Jak zahipnotyzowany patrzyłem na jego ruchy. Jęknąłem cicho, gdy poczułem w sobie jego palce. Nie zaniedbywał też innych części mojego ciała. Całował mnie, dotykał... To była tylko gra wstępna... a ja już po chwili musiałem zagryzać wargę, aby powstrzymać jęki.

- Yuta... dlaczego się powstrzymujesz?

- Bo... jęki mężczyzny są...

- Lubię twój głos. Chcę go słyszeć.

Kevin tego nie lubił... mówił mi, że to go... nie podnieca. No ale nie powiem tego Robertowi. Zresztą... to z nim teraz jestem.

- Myślę, że wystarczy...

Robert zaczął zakładać prezerwatywę. Hm... był większy od Kevina... Stop! Muszę przestać ich porównywać. To... nie przystoi.

Brunet delikatnie rozchylił moje nogi i zaczął powoli we mnie wchodzić. To było... dziwne patrzeć mu prosto w twarz, ale... podobało mi się. Był delikatny... łagodny. Na początku poruszał się powoli, abym mógł się przyzwyczaić. Każdy ruch mężczyzny sprawiał mi coraz większą przyjemność.

To było... zupełnie nowe doznanie. Do tej pory uważałem seks za coś... co trwa krótko i wiąże się z bólem. Robert kochał się ze mną powoli i delikatnie, jakbym był czymś cennym. Nie czułem bólu, nie wstrzymywałem głosu, krzyczałem i wiłem się w satynowej pościeli. Ale najwspanialsze było to... że czułem się kochany.

***

Nacisnąłem odpowiedni przycisk i patrzyłem, jak puszka spada z łoskotem. Sięgnąłem po mój zakup i natychmiast otworzyłem. Napiłem się i odetchnąłem, czując orzeźwiający smak pomarańczy. A może powinienem kupić jeszcze batona? Mam trochę drobnych...

- Yuta... Dobrze się czujesz?

- Oczywiście Jacobie. Dlaczego pytasz?

- Bo ciągle nucisz pod nosem.

Zerknąłem na mojego przyjaciela z ukosa. Stwierdziłem, że jednak nie mam ochoty na batona i nie mam zamiaru wydawać więcej kasy w tym cholernym automacie. Już za wiele razy straciłem pieniądze w tym szmelcu. Spokojnym krokiem ruszyłem w stronę mojego mieszkania, a Jacob nie odstępował mnie na krok.

- Nucę pod nosem, bo jestem szczęśliwy.

- Yhm... ja też jestem szczęśliwy, że w końcu łaskawie postanowiłeś poświęcić mi trochę swojego cennego czasu.

- Oj nie przesadzaj...

- Od prawie tygodnia mnie zbywasz. Rozumiem, że chcesz spędzić trochę czasu ze swoim nowym chłopakiem, ale...

- Ale co?

- Nie olewa się kumpli.

- ... Dobrze. Przepraszam. Obiecuję, że nie będę cię olewał.

- Przyjmuję przeprosiny.

- No widzisz. Obejrzymy jakiś fajny film. Robert wyjechał w delegację więc mam sporo czasu.

- ... Czyli zaprosiłeś mnie do siebie, bo twojego chłopaka nie ma w mieście?

- ... Nieeee... zaprosiłem cię, bo jesteś moim najlepszym przyjacielem i stęskniłem się za tobą!

- Nie potrafisz kłamać Yuta. Nigdy nie potrafiłeś.

- ... Och dobra! Smutno mi, bo Robert znowu wyjechał.

- Wyjeżdża dość często. I chyba na długo?

- Nie zawsze. Czasem jeden dzień... Chociaż rzeczywiście raz wyjechał na prawie tydzień.

- To ile już jesteście razem?

- W przyszłym tygodniu będą trzy miesiące.

- Trzy miesiące... I wszystko jest w porządku?

- W jak najlepszym porządku.

- ... Cieszę się.

Zerknąłem na Jacoba. Spoglądał gdzieś przed siebie. Czasem nie potrafiłem go rozgryźć. No cóż. Każdy ma jakieś swoje sekrety. Może Jacob po prostu w głębi serca nie lubi słuchać o moim życiu miłosnym. Może jest zazdrosny? Może powinienem mu kogoś znaleźć? Jest kilka fajnych dziewczyn na naszym roku... Muszę poważnie to rozważyć. Jestem pewien, że któraś z nich rozważyłaby randkę z Jacobem.

- Jacob?

- Ta?

- Jaki typ dziewczyn lubisz?

- ... Brunetki.

- Hm... coś jeszcze?

- Szczupłe, naturalne, o jasnej cerze...

- Wysokie? Niskie?

- ... Twojego wzrostu.

- Hm...

Mamy taką dziewczynę na kierunku? Albo, chociaż na roku? Nie wydaje mi się... Chociaż... wydaje mi się, że mijałem kiedyś taką na korytarzu... Muszę popytać.

- Spokojnie Jacob. Znajdziesz swoją idealną dziewczynę.

Chłopak spojrzał na mnie i wydawał się średnio przekonany.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top