Sztuka miłości Cz.4

Francis powoli kończył obraz. Malował go już ponad miesiąc. Odwiedzałem go nie tylko w piątki, ale czasem i w soboty. Mimo moich częstszych wizyt prace nad obrazem nie szły szczególnie szybciej. Najprawdopodobniej dlatego, że połowę czasu, który tam byłem spędzałem na czymś innym niż na pozowaniu. No ale ja na to nie narzekałem.

Na zajęciach nie było wcale tak trudno. Francis doskonale udawał obojętność a ja i tak mogłem do niego wzdychać, bo pół sali to robiło. Jednocześnie czułem się lepszy od innych, bo... No cóż... Te wszystkie panienki mogą sobie na niego popatrzeć na zajęciach i tyle. Ja natomiast... widziałem go nago... i z różnych perspektyw.

Przyznam, że po zobaczeniu obrazu byłem miło zaskoczony. Wyglądałem na nim ślicznie. Być może moje ego trochę się rozrosło, po tym, co zobaczyłem. Ogólnie na nowo odżyłem. Nawet w pracy wykazywałem jako taki entuzjazm. Powoli odkładałem pieniądze, by wkrótce wyprowadzić się od Jacoba. Dobrze mi się z nim żyło, ale nie chciałem być dla niego utrapieniem. W końcu się wkurzy, że tak na nim żeruję. Co prawda dopłacam do czynszu i czasem zrobię zakupy i uzupełnię lodówkę, ale nadal średnio opłaca mu się mieszkanie ze mną. Nie wspomnę już o szkodach psychicznych.

Jacob twierdzi, że mój mały romans mu nie przeszkadza i obiecał, że nie będzie się wtrącał. Rzeczywiście nie komentuje mojego postępowania, a jeśli ma coś do powiedzenia, to zachowuje to dla siebie. Jednak... czasem jak rano jemy śniadanie, a większość część nocy spędziłem poza domem... u wiadomo kogo, to mam wrażenie, że ma do mnie ukryte pretensje. Bo zazwyczaj nasze wspólne śniadania są dość wesołe. Jacob w towarzystwie zawsze jest tym cichym, ale przy mnie jest strasznie wygadany. Więc to trochę niepokojące, gdy tak milczy i tylko przytakuje. Już wolałem, jak narzekał. Naprawdę lepiej by było, gdyby po prostu powiedział co myśli. A pewnie nie myśli o mnie najlepiej.

Bo właściwie... Co jest między mną a Francisem? Nie jesteśmy parą. Więc czym? Właściwie przychodzi mi do głowy pewne sformułowane, ale nie chcę go używać.

W każdym razie przynajmniej miałem dobry humor i nie usychałem z samotności. Podobało mi się to, że Francis mnie lubi. Nawet jeśli tylko mój wygląd. Wciąż to... no ja. Wybrał mnie. Nikogo innego tylko mnie. Nie ważne ile to potrwa. Liczy się, że taki mężczyzna jak on zainteresował się mną. Nie którąś z panienek z jego fanklubu a mną. Dlatego czułem się wyjątkowy. Namalował piękny obraz przedstawiający mnie. Uwiecznił mnie na płótnie. Nie będę kłamać, jestem próżny. Więc przyznam, że byłem tym wszystkim zachwycony. Wszystko jakoś się układało.

Aż któregoś dnia Jacob zdecydował się jednak ze mną porozmawiać.

- Ej Yuta?

- Ta?

Jacob grzebał widelcem w jajecznicy i nie patrzył mi w oczy.

- Bo... wiem, że miałem się nie wtrącać, ale... chciałem się tylko upewnić. Bo... ty i profesor Ronan... to coś w stylu takiego... otwartego związku?

- W jakim sensie?

- No wiesz, chodzi mi i to czy on... umawia się też z innymi?

- Co? Oczywiście, że nie. Bez przesady.

- Och...

- A niby skąd taki pomysł?

- No... ciągle z kimś flirtuje. Sam widziałeś.

- To, że flirtuje to nic złego. Po prostu ma taką osobowość. To nie znaczy, że sypia, z kim popadnie.

- ... Tak myślisz?

Chciałem odpowiedzieć twierdząco, ale nagle się zawahałem. Właściwie to... nie miałem pojęcia. To było dla mnie oczywiste. Po prostu założyłem, że tak jest. Jednak... nie mam żadnego potwierdzenia poza własnym przekonaniem. No bo... Francis jest strasznym flirciarzem, ale wątpię, by był aż tak... bezczelny.

- Nie przesadzaj Jacob. Nie byłby aż takim dupkiem. I jak wypomnisz mi moich byłych, to się zdenerwuję.

- No dobra. Tylko wiesz... Chodzi mi o to, żebyś nie dał się oszukać.

- Spokojnie. Sam dam sobie radę.

- Jesteś pewien?

- Tak. Nie martw się. Ja... pogadam o tym z Francisem.

- Jak coś to wiesz... Jestem tu. Dla ciebie.

- Jacob tym razem jak coś się stanie, to sam sobie poradzę. Jestem już duży.

- Po prostu się martwię.

- Ciągle się martwisz.

- Ktoś musi się o ciebie troszczyć.

- Ha. Dzięki mamo.

- Nie nazywaj mnie mamą. To dziwne.

- To przestań zachowywać się jak moja matka.

- Nie tym tonem młody człowieku.

Rzuciłem mu gniewne spojrzenie, a on zawturował tym samym. Przez chwilę patrzeliśmy na siebie groźnie, nim obaj wybuchnęliśmy śmiechem.

***

Siedziałem i starałem się wyglądać dostojnie, gdy Francis malował. Twierdzi, że dzisiaj powinien skończyć. Przyznam, że przez Jacoba czułem się dość... dziwnie. Z jednej strony byłem pewien, że Francis naprawdę nie byłby w stosunku do mnie aż tak podły. Z drugiej strony... no na własnej skórze doświadczyłem już podłości mężczyzn. Niby ta sama płeć a jakby inna mentalność. W każdym razie nie dawało mi to spokoju. Dlatego w końcu nie wytrzymałem.

- Francis?

- Jeszcze tylko kilka minut. Wytrzymaj.

- Nie. Nie planowałem się skarżyć. Chciałem o coś zapytać?

- Słucham więc.

- Mówiłeś, że nie jesteś w związku, ale... masz może kogoś?

Blondyn zamarł z pędzlem w ręku i spojrzał na mnie lekko zaskoczony.

- Wybacz mój drogi, chyba nie rozumiem.

- Spotykasz się z kimś?

- Cóż... Tak. Z tobą czyż nie?

- Ale czy... z kimś jeszcze. Bo wiesz... nigdy nie uzgodniliśmy żadnych... zasad. Więc... trochę nie wiem czego oczekiwać.

- ... Rzeczywiście nie uzgodniliśmy żadnych zasad. Czy to ci przeszkadza?

- Nie. Po prostu... Nie mam nic przeciwko związkowi bez zobowiązań, ale... Mimo wszytko wolałbym nie dowiedzieć się, że w każdy dzień tygodnia przychodzi tu ktoś inny.

Francis zaśmiał się i posłał mi ten zabójczy uśmiech.

- Och Yuta. Naprawdę myślisz, że sprowadzałbym tu kogoś innego, gdy mam ciebie?

- Ja... sam nie wiem. Po prostu... masz wielu adoratorów.

- Jednak ty jesteś jedyny w swoim rodzaju. Jesteś moją muzą. Nawet gdybym miał kilka kochanków i kochanek... Tylko ty jesteś moją inspiracją.

- ... Więc... Jestem wyjątkowy?

- Tak. Jak mówiłem... jedyny w swoim rodzaju. Moja piękna muza.

Cóż... podobała mi się ta odpowiedź. Bycie traktowanym jako ktoś wyjątkowy jest fajne. Zrobiło mi się tak cieplutko na serduszku. Jestem jego muzą. Jego inspiracją. Nawet jeśli sypią z kimś innym... bo w zasadzie nie zaprzeczył temu tak wprost... to w sumie bez znaczenia. Bo to mnie uwiecznił na obrazie. To ja inspiruję go to tworzenia. Dlatego nie zżerały mnie już wątpliwości. Byłem pewny siebie.

Dlatego reszta dnia minęła mi dobrze. Francis skończył obraz, a przynajmniej tę część ze mną. Nie dokończył jeszcze tła, ale twierdził, że to już zrobi sam i nie muszę dla niego pozować. Dlatego resztę wieczoru spędziliśmy wspólnie na czymś zupełnie innym.

Francis otwierał dla mnie coraz to kolejne nowe drzwi. Na przykład nigdy bym się nie spodziewał, że seks na podłodze może być taki dobry. Poza tym znów zostałem poczęstowany winem. Tak więc do mieszkania wróciłem nieco wstawiony. Ku memu zaskoczeniu Jacob nie spał, tylko oglądał telewizję w salonie.

- Hej Jacob. Dlaczego nie śpisz?

- Nie mogłem zasnąć, więc oglądam jakiś beznadziejny film.

- Jaki?

- Dwugłowy rekin atakuje.

- ... Toć to perełka kinematografii.

- O tak. I ma jeszcze kilka części.

- Chyba żartujesz.

- No właśnie nie. Może nie warto dzisiaj spać. Chyba poszukam tego w necie i zrobię sobie maraton. Chcesz dołączyć?

- Nie. Sorry. Jestem padnięty. Muszę spać.

Jacob dopiero teraz oderwał wzrok od telewizora i na mnie spojrzał. Zmarszczył brwi i dotknął swojego podbródka palcem wskazującym.

- Coś tu masz.

Przez chwilę dosłownie spanikowałem. Dosłownie piętnaście minut temu w samochodzie robiłem coś, co mogło pozostawić pewne ślady. Swoją drogą to był pierwszy raz, gdy robiłem coś takiego. Do tej pory myśl o wzięciu tego do ust mnie odpychała. Francis i te kilka kieliszków wina mnie do tego przekonali. Jacob jednak doprecyzował.

- Coś niebieskiego.

- Och... to farba.

- Acha. A nie miałeś tylko pozować?

- Pozowałem.

- Okej... Na ręce też masz farbę. I we włosach.

- Gdybyś wiedział, w jakich jeszcze miejscach mam farbę...

- Co?

- Nie nic. Idę wziąć prysznic.

Jak powiedziałem, tak też zrobiłem. Naprawdę miałem farbę wszędzie. Woda, która ze mnie spływała była prawie tęczowa. Francisa poniosło i zaczął malować palcami na mojej skórze. Było w tym coś podniecającego i frywolnego więc... w sumie było fajnie. Zwłaszcza gdy malował po moich plecach, a jednocześnie... No cóż. Było przyjemnie.

Po prysznicu zawlekłem się do pokoju i od razu padłem na mój prywatny materac. Zasnąłem szybko. Byłem padnięty i lekko wstawiony. Nie wiem, kiedy Jacob skończył swój maraton i wszedł do sypialni. Nic nie było w stanie mnie dobudzić.

***

Miałem szczęście i obudziłem się bez kaca. Najwyraźniej nie wypiłem aż tak dużo. To znaczy... wystarczająco dużo by uprawiać seks oralny w aucie na parkingu przed blokiem, ale nie wystarczająco dużo by mieć kaca. Chociaż... w pewnym sensie wolałbym nie pamiętać wszystkiego, co wczoraj robiłem. Francis nie miał chyba żadnych hamulców. Na swój sposób to fajne. Tyle nowych... doświadczeń. A z drugiej strony czuję się coraz bardziej... no... mniej niewinny. Mam wrażenie, że jeszcze trochę i stracę resztki niewinności. Jeśli jeszcze jakieś zostały.

Miałem trochę wyrzuty sumienia, że robię takie rzeczy z kimś, kogo jedynie pożądam i lubię, ale... nie kocham. Pamiętam mój pierwszy raz z Kevinem. Pamiętam, jak się denerwowałem i jak dziwnie się czułem, gdy było po wszystkim. Oczywiście pomijając sam fakt, że było okropnie i bolało jak cholera... no to mimo wszystko to było takie... duchowe doświadczenie. Owszem fizyczne, ale głównie emocjonalne.

Teraz... właściwie to był tylko pusty seks. Może i było ciekawie i ekscytująco, ale w głębi serca tęskniłem za chociażby tym, co było między mną i Robertem. Wtedy czułem, że to wszystko wynika z miłości, a nie tylko z pożądania. Chyba... chyba tęskniłem za byciem kochanym.

Po takich ponurych myślach z rana oczywiście nie miałem apetytu i dostałem burę od Jacoba, bo myślał, że to przez kaca nie mogę jeść. Może lepiej niech tak myśli. Przez resztę dnia trochę się pouczyłem, bo tak... czasem to robię. Oczywiście z notatek Jacoba. Jego są doskonałe uporządkowane, czytelne i dokładne. Moje to przypadkowe słowa i mnóstwo bazgrołów. Jednak nie mogłem pozbyć się tych myśli z rana.

Lubiłem Francisa. Nie liczyłem na coś poważnego, ale... może by choć trochę pchnąć to do przodu. Po prostu im dłużej o tym myślę, tym bardziej czuję się jak... rzecz. Ładna rzecz, ale nadal rzecz. Uświadomiłem sobie, że Francis chyba naprawdę widzi we mnie tylko ładną laleczkę. To trochę... przykre.

No bo... Jacob na przykład ma gdzieś, to jak wyglądam. Zadaje się ze mną, bo... w sumie nie wiem, dlaczego się ze mną zadaje. Nie mam zbyt bogatej osobowości. No i cały bukiet wad. W każdym razie Jacob lubi mnie, za to, kim jestem. Podejrzewam, że lubiłby mnie, nawet gdybym wyglądał jak trol. Naprawdę nie wiem skąd ta jego sympatia do mnie. Ja lubię go, bo jest miły, nieco niezdarny, ale przy tym uroczo zabawny, troskliwy i opiekuńczy. Ja natomiast... właściwie nie wiem, czy mam cokolwiek poza ładną buzią.

Te wszystkie myśli mnie dobijały. Nie wiedziałem co z tym począć. Dlatego pomyślałem, że może powinienem wykonać jakiś krok. Bo w końcu... miło spędza mi się czas z Francisem. Jemu ze mną chyba też. A może gdybyśmy tak spędzili ze sobą trochę więcej czasu. Tylko tym razem na rozmowie. Bo do tej pory głównie siedziałem w bezruchu i w ciszy a on malował albo uprawialiśmy seks. Więc... może by tak porozmawiać. Trochę poważniej.

Stwierdziłem, że to może być dobry pomysł. Dlatego pod wieczór powiedziałem Jacobowi, że wychodzę i wrócę późno. Najpierw wstąpiłem do sklepu i kupiłem wino. Nie to najtańsze. Trochę się wykosztowałem. Następnie udałem się prosto do pracowni Francisa. Stwierdziłem, że na pewno tam jest. W końcu miał jeszcze chyba pracować nad obrazem.

Gdy dotarłem przed budynkiem, zobaczyłem światło w oknie, więc już wiedziałem, że tam jest. Byłem odrobinę podekscytowany. Liczyłem, że to będzie miła noc. Przez to wszystko może trochę za mocno zapukałem do drzwi. Nic się nie działo, więc zapukałem jeszcze raz. Trochę minęło, nim w końcu drzwi się otworzyły. Gdy Francis mnie zobaczył był wyraźnie zaskoczony.

- Yuta? Co ty tu robisz? Przecież... nie umawialiśmy się na dzisiaj. Nie musisz już pozować.

- No wiem, ale kupiłem wino... i pomyślałem, że możemy się razem napić. No i z chęcią popatrzę, jak malujesz.

- Tak tylko... Widzisz ja... teraz muszę się skupić. Rozumiesz prawda?

Kiedyś może i dałbym się spławić. Jednak już raz zostałem zdradzony, więc można powiedzieć, że nabrałem doświadczenia w wyczuwania, gdy ktoś wciska mi kit. Kiedyś nabrałem się na delegacje. Teraz nie jestem aż tak naiwny.

- Rozumiem. Następnym razem przejrzyj się w lustrze, nim otworzysz. Masz ślad szminki na szczęce.

Blondyn przez chwilę był zaskoczony, ale szybko odzyskał rezon. Chciał coś powiedzieć, zapewne jakąś wymówkę, ale wziąłem go z zaskoczenia i wepchnąłem się do środka. Nie dałem się powstrzymać i wparowałem do głównego pomieszczenia.

Nie zdziwiłem się tym, co tam zastałem, ale dziewczyna, która siedziała na szezlongu w samej bieliźnie, była bardzo zaskoczona. Podszedłem bliżej, ale nie do dziewczyny a do płótna. Ponownie nie byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem niemal ukończony obraz półnagiej kobiety.

- Niech zgadnę... jesteś jego muzą?

Dziewczyna zrobiła wielkie oczy, ale nie odezwała się. Chyba jeszcze nie wyszła z szoku. Kojarzyłem ją. Była na tym samym kierunku, ale na niższym roku. Ponadto zastanawiałem się, czy to tylko zbieg okoliczności, że jak ja miała wyraźnie azjatyckie pochodzenie. Francis zdążył już otrząsnąć się z szoku i podszedł do mnie z oczywistym celem. Chciał załagodzić sytuację.

- Yuta to nie...

- To nie tak jak myślę? Pytałem, czy masz kogoś oprócz mnie, a ty bezczelnie kłamałeś w żywe oczy.

- Ale... czy nie sam mówiłeś, że to by ci nie przeszkadzało...

- Kłamałeś. A ja mam dosyć kłamców.

- Yuta... Nie złość się. Przecież... dobrze nam razem. Po co to psuć.

- Więc co, dzisiaj prześpisz się z nią, a na jutro umówisz się ze mną?

- Cóż... możesz do nas dołączyć.

Uśmiechnął się do mnie w ten typowy dla siebie sposób. Ponadto... mówił całkowicie poważnie. Cóż... wypadałoby odpowiedzieć jednoznacznie tak by tym razem nie było żadnych wątpliwości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top