... ale niektórzy częściej niż inni.
Boli mnie głowa. I gardło. Cholera jak mnie suszy. To jest kac. Potężny kac. Jęknąłem tylko cicho, ale jeszcze nie otwierałem oczu. Dopiero po chwili się do tego zmusiłem. Potrzebowałem chwili, by przyzwyczaić oczy do światła. Moim oczom ukazał się sufit. Gapiłem się na niego dobre dwie minuty. Sufit jak sufit. Biały.
Chwila. Dlaczego jest biały? Czy Jacob urządził remont, gdy mnie nie było? Nie... coś jest nie tak... To nie jest nasz sufit.
Poderwałem się do pozycji siedzącej i poczułem rwący ból w dolnej części ciała. To był zły znak. Jeszcze gorsze było to, że nie wiedziałem, gdzie jestem. To sypialnia... ale nie sypialnia Jacoba. Ta była zdecydowanie za ładna jak na sypialnię Jacoba.
Wszystko dotarło do mnie, dopiero gdy spojrzałem w bok i zobaczyłem śpiącego obok mężczyznę.
Oj... Ja... Przespałem się z nim... O cholera naprawdę się z nim przespałem! Co ja sobie myślałem!? No tak... nie myślałem! Spokojnie... Spokojnie... Muszę stąd uciec.
Ostrożnie, tak by go nie obudzić, wstałem z łóżka. Byłem nagi. Kołdra się trochę zsunęła, więc dostrzegłem, że on też był nagi. Zresztą ubrania walały się po całej podłodze więc...
O cholera... Ja nawet nie wiem, jak on ma na imię. A dałem mu się przelecieć. Upadłem na samo dno. Nie! Najpierw muszę stąd zniknąć, później zastanowię się, kiedy stałem się taki łatwy.
Zacząłem szukać moich części garderoby. Nie znalazłem jednej skarpetki, ale nie było czasu, by dalej szukać. Jakoś się tak w miarę ogarnąłem, zgarnąłem telefon i portfel i byłem gotowy, by się ulotnić.
Nagle mężczyzna się poruszył. Zamarłem w przerażeniu i wpatrywałem się w niego z uwagą. Przekręcił się na bok. Nie wyglądał już na takiego cwaniaczka, gdy spał. Właściwie to miał dość anielską twarzyczkę. Wcale nie wyglądał jak ci podejrzani goście z zaułków. To jednak nie był powód, by iść z nim do łóżka. To znaczy... jest przystojny... Jego zielone włosy rozsypały się po białej poduszce. Wyglądał tak spokojnie. Nie zmienia to faktu, że przespałem się z nim po kilku godzinach znajomości i zbyt dużej ilości drinków.
Wymknąłem się z pokoju i okazało się, że jestem w... hotelu. Świetnie. Miałem jednorazową przygodę w hotelu. Oficjalnie upadłem na dno.
***
Na szczęście hotel znajdował się blisko baru, więc nie miałem problemów z drogą powrotną. Wyglądałem pewnie jak menel. I śmierdziałem. No i czułem się jak szmata. Bardziej wtoczyłem się do domu, niż wszedłem jak porządny człowiek.
- Yuta to ty?
Cholera. Jeszcze nie wyszedł do pracy. Może uda mi się przemknąć...
- Yuta?
Jacob wyjrzał zza ściany i po jego twarzy wywnioskowałem, że naprawdę nie prezentuję się najlepiej.
- Chryste Yuta... widzę, że musiałeś świetnie się bawić.
- ... Ta. W sumie tak.
- I ty tak do białego rana?
- ... Ta.
Zdjąłem buty i ruszyłem do salonu. Na chwilę usiadłem na kanapie, bo powrót tutaj był dość męczący i wiele ode mnie wymagał. Tylko pięć minut, a potem wezmę prysznic. Muszę zmyć z siebie... wszystko.
Cholera co ja najlepszego zrobiłem? Nawet nie pamiętam, co dokładnie się działo. Co prawda podczas drogi powrotnej sporo sobie przypomniałem.
Rozmawialiśmy. Długo. Stawiał kolejne drinki, a ja piłem, bo... było naprawdę miło. Opowiadał coś o swoim byłym, a później ja jak już stałem się odrobinę odważniejszy po tych wszystkich drinkach, to opowiedziałem mu o swoich miłosnych zawodach. I tak jakoś... było po prostu fajnie. Koleś był śmieszny. Wydawał się rozumieć moje problemy. No i był sympatyczny. Nie do końca wiem jak ale w pewnym momencie wyszliśmy na zewnątrz. Chyba chciał zapalić. Tak. Więc wyszliśmy na zewnątrz do kącika palaczy. No i byliśmy sami. I jakoś tak zaczęliśmy się bardzo namiętnie całować. Jakoś wylądowaliśmy w hotelu. No i... pamiętam... mniej więcej co robiliśmy. Trochę to się wszystko zlewa... niemniej doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że puściły mi wszystkie hamulce. O tak... nie powstrzymywałem się.
Cholera co ten typ musi sobie o mnie myśleć? Zresztą w niczym mi nie ustępował. Też nie wydawał się zbytnio hamować. W sumie... nie wiem, czy moja ocena jest wiarygodna, bo byłem najebany w trzy dupy... ale chyba był całkiem dobry. Nie no na pewno był dobry. Kogo próbuję oszukać. Ughhhh... To jeszcze bardziej frustrujące jak sobie pomyślę, że świetnie się bawiłem... dając dupy kolesiowi, którego imienia nie znam.
- Yuta? Dobrze się czujesz?
- Nie.
- No cóż, musisz jakoś przetrwać kaca.
Mój fizyczny kac to pikuś z moim kacem moralnym, ale nie przyznam tego głośno. Chyba wolę, żeby Jacob nie wiedział. No ale on i tak znając życie, w końcu się dowie. Zawsze wszystko mu mówię. Nie wytrzymam długo. Zwłaszcza że on będzie wiedział, że coś jest nie tak i będzie drążył, a ja się w końcu poddam. Zawsze tak jest. No i co ja mam zrobić?
- Yuta? Może idź i się zdrzemnij. Całą noc nie spałeś.
- Wiesz... To nie do końca tak.
- ... Zatrzymałeś się u kogoś znajomego?
- Więc... tak jakby.
- ... Mam wrażenie, że jest coś, co bardzo chcesz mi powiedzieć, ale nie wiesz jak.
A nie mówiłem. Mam czasem wrażenie, że Jacob zna mnie lepiej niż własna matka. Tak w sumie to nawet prawdopodobne. Bardzo dużo ukrywam przed moją matką. A przed Jacobem... w sumie nic.
- Okej, ale... obiecaj, że nie będziesz mnie... pouczał. Ja już i tak wiem, że źle zrobiłem, nie musisz mnie dobijać.
- ... Nie mów, że zdemolowałeś coś po pijaku.
- Nie. Tego jestem dość bardzo pewien.
- Yuta przecież wiesz, że wszystko możesz mi powiedzieć.
- No to... byłem w barze... dla gejów.
- Okej... już czuję, w jakim kierunku to zmierza. Więc co? Poznałeś tam kogoś.
- No... w sumie tak.
- Teraz mi powiesz, że to twoja nowa miłość życia.
- Wcale, że nie!
- Nie?
- Nie. Ja w sumie praktycznie nie znam tego gościa. Gadaliśmy sobie i piliśmy razem, ale przez to drugie nie bardzo kojarzę to pierwsze.
- No dobrze... Okej. To w czym tkwi problem?
- Bo ja... przespałem się z nim.
Po twarzy Jacoba nie wiele dało się wywnioskować. Z jednej strony wyglądał, jakby się zawiesił, a jednak z drugiej coś w jego oczach mówiło mi, że w jego głowie zachodzą bardzo skomplikowane procesy myślowe.
- ... Więc... Przespałeś się z jakimś gościem po pijaku... i nawet go nie znasz.
- No... w zasadzie to tak. Dokładnie tak.
- Yuta... ja myślałem, że po Ronanie się ogarniesz...
- Och Jacob nie zachowuj się, jakby to było specjalnie! Ja naprawdę... Ja nie wiem, co mi odbiło! Piłem i nagle budzę się w hotelu! Ja... jakbym mógł, to bym się cofnął w czasie i trzepnął się. Naprawdę mocno. I teraz... czuję się z tym źle Jacob.
- Dobrze... Spokojnie. Już... uspokój się, bo zaraz mi się tu popłaczesz. No więc... Coś takiego... zdarza się. W sumie... każdemu może się zdarzyć.
- Tobie nie. Ty jesteś mądry. Powinienem był zabrać cię ze sobą.
- Tak. Powinieneś. No ale nic teraz na to nie poradzimy. Mleko rozlane. Grunt, że... zabezpieczaliście się. Przynajmniej nie musisz się bać o swoje zdrowie.
- ...
- Bo... zabezpieczaliście się... Prawda?
- No... Tak. Pamiętam. Tylko...
W sumie wcześniej o tym nie myślałem. Za bardzo przejmowałem się moimi szkodami emocjonalnymi. Jednak teraz gdy Jacob o tym wspomniał... Na pewno koleś używał prezerwatywy. Pamiętam, że ją zakładał. Na pewno miał na sobie gumkę jak to robiliśmy... za pierwszym razem. Ale czy później to robił? Bo... w sumie nie pamiętam. Jakoś tak wszystko szybko się toczyło. Ja jakoś o tym nie myślałem... chyba. A czy on o tym myślał? Skoro założył ją na początku to później pewnie też. Aczkolwiek... Nie jestem w stanie powiedzieć, że na sto procent to zrobił. Nie wydaje mi się by... doszedł we mnie. W sensie... zauważyłbym to po przebudzeniu. Jednak... jeśli doszło do czegoś bez odpowiedniej ostrożności...
- Yuta?
- No nie wiem no!
- Jak to nie wiesz?!
- Na początku na pewno się zabezpieczaliśmy! Później... pewnie też.
- Na ile pewny jesteś?
- Tak na... Siedemdziesiąt... dwa procent.
- Yuta... ile ty masz lat?
- Byłem pijany!
- To nie zmienia faktu, że przespałeś się z jakimś kolesiem, którego nie znasz i nie jesteś nawet pewien czy się poprawnie zabezpieczaliście.
- Ja... Och już nie przesadzaj! Sam mówiłeś. Każdemu się mogło zdarzyć. Nie jestem dziewczyną. Nie zajdę w ciążę. W sumie... co złego może się stać?
- HIV.
- ... Jacob ja nie chcę umierać.
Mój przyjaciel zrobił wielkie oczy głównie dlatego, że resztki mojego opanowania prysły, a konsekwencje moich działań uderzyły we mnie jak kula armatnia. Tak więc wpadłem w malutką histerię.
- Jacob ja jestem za młody! Błagam, zrób coś!
- Yuta spokojnie! Nic się nie stało, to nie tak... To nie tak, że jesteś chory czy coś. Po prostu... istnieje pewne małe... bardzo niskie prawdopodobieństwo, że ten koleś na coś chorował, ale... Najprawdopodobniej nie.
- Z moim szczęściem za miesiąc umrę!
- Yuta na to nie umiera się w miesiąc.
- ... Czy to miało mnie pocieszyć?
Jacob wziął moje pytanie na poważnie, bo zaczął analizować, to co powiedział.
- Cóż... to zawsze coś...
- Jacob!
- Yuta spokojnie. Uspokój się. Nie panikuj. Najprawdopodobniej się zabezpieczaliście. Więc... nic pewnie się nie stało. No ale wiesz... możemy na wszelki wypadek... przejść się do lekarza.
- Mam iść do szpitala... i zbadać się na HIV? Żeby się na mnie gapili jak na degenerata?
- Yuta jestem pewien, że dużo osób się bada... profilaktycznie.
- Na przykład narkomani.
- Na przykład.
- ... Jacob coś chujowo ci dzisiaj idzie pocieszanie.
- Przepraszam. Możliwe, że jestem odrobinę... poddenerwowany.
- Jacob ja nieeeee chceeeeę!
- Yuta nie zmuszę cię, ale... jeśli jest nawet jakieś małe... mikroskopijne prawdopodobieństwo... to może lepiej się upewnić.
- ... On nawet trochę wyglądał jak ćpun. A może po prostu jestem dupkiem i każdego gościa, który wygląda jak członek garażowego zespołu rockowego, biorę za ćpuna.
- ... Yuta z kim ty na miłość boską wczoraj byłeś?
- Nie wiem! Zresztą... nieważne. Więc... mówisz, że powinienem iść do szpitala i... zrobić jakiś test czy coś... na HIV? Ja nawet nie wiem, jak to wygląda.
- Cóż... są też inne... choroby.
- Jacob?!
- No co! Zawsze uważałem na edukacji seksualnej. Możesz mi zarzucić, że nie mam praktyki, ale znam teorię.
- Taaa... Świetnie się dobraliśmy. Ja się puszczam, a ty mu mówisz jaki syf mogłem złapać.
- Yuta to... to nie tak. Miałeś chwilę słabości. Ten facet nie powinien... Nie powinien cię tknąć. Byłeś pijany. Nieświadomy tego, co robisz. Ktoś odpowiedzialny wsadziłby cię do taksówki i wysłał do domu.
- ... Nigdy więcej się nie upiję. A przynajmniej nie gdy ciebie nie ma obok mnie.
- Mam taką nadzieję. A może muszę cię po prostu nie wypuszczać bez opieki co?
- Może i tak. Boże Jacob, jaki ja jestem głupi.
- Yuta... nie. Po prostu... działasz pod wpływem emocji. To... Ja zawsze to w tobie lubiłem. To, że działasz sercem, a nie rozumem.
- Wiesz co Jacob... na pewno nie używałem wczoraj mózgu... ale nie jestem pewien czy aby serca słuchałem. Podejrzewam, że bardziej tego, co mam w spodniach.
- To też się zdarza.
- Nie tobie. Czy ty jesteś aseksualny?
- Co? Nie. Skąd taki pomysł?
- Nigdy nie widziałem cię z dziewczyną.
- Ja... po prostu czekam na właściwą osobę.
- ... Jesteś święty Jacob. Mówiłem ci to już? W Niebie trzymają dla ciebie specjalne miejsce. Będziesz później karał takich grzeszników jak ja.
- Nie przesadzaj Yuta. Będzie dobrze.
- ... Może i tak. Ej Jacob... Pójdziesz ze mną do szpitala?
- Oczywiście. Jeśli tego chcesz to... możemy iść odrazu jak wrócę z pracy.
- Dzięki Jacob. Ja... jeśli pójdę sam, to stchórzę. Po prostu za bardzo będę się wstydził.
- Jasne. Rozumiem. Poczekaj na mnie i jak wrócę, to wybierzemy się razem.
- ... To będzie podejrzanie wyglądać.
- To znaczy?
- No wiesz... dwóch facetów...
- Bez przesady. Nikt nawet nie zwróci uwagi.
- Tak myślisz?
- Jasne. A nawet jeśli... to co?
- No wiesz... może coś sobie pomyślą. Żaden facet chyba nie chce być wzięty za geja.
- Jakoś mi to obojętne.
- Naprawdę?
- Ta. I tak nie znam tych ludzi, więc co mnie obchodzi, co o mnie pomyślą. Zresztą... uczę się od ciebie. Zawsze jesteś taki pewny siebie. Chodzisz z wysoko uniesioną głową. Nie ukrywasz tego, kim jesteś.
- ... Dzięki Jacob. Naprawdę. Zawsze jak robię coś głupiego, to jesteś obok. Dla mnie. Pomagasz mi. A ja tylko od ciebie biorę.
- No co ty Yuta. Jesteśmy przyjaciółmi. Ty... jako jedyny do mnie zagadałeś. Gdyby nie ty spędziłbym moje smutne studenckie życie w samotności.
- Och bez przesady. Znalazłbyś lepszych przyjaciół.
- Nie chcę lepszych.
- ... Wiesz co Jacob, naprawdę źle dzisiaj dobierasz słowa. Nie wiem, czy jest mi miło, czy mam się czuć obrażony.
- Bo ja... W sensie... Nie o to...
Zaśmiałem się, słysząc, jak szatyn się peszy i jąka. Wstałem i poklepałem go po ramieniu.
- Jasne Jacob. Wiem, że nie chciałeś mnie urazić. Jesteś słodki. Kocham cię.
Poczochrałem go po włosach, które już i tak były w niezłym nieładzie i w końcu poszedłem do łazienki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top