40. Staram się iść do przodu

Poranki nigdy nie były dla mnie łaskawe, chyba że w lecie, kiedy skoro świt jeszcze tak nie grzało, a ja miałam cały plan dnia zajęty od a do z. Zazwyczaj czekały mnie wtedy wycieczki piesze po Malibu, wędrówki po lasach, albo biwaki nad wodospadami. Czasami oczywiście zdarzały się zabukowane bilety na zawody surfingu albo po prostu leniwe leżakowanie na plaży.

Ostatnio coraz częściej nad tym rozmyślałam. Jak wyglądało moje życie "kiedyś"? Tak naprawdę, zwyczajnie. Dni zlewały się jeden z drugim, czasami sama siebie karałam, wmawiając sobie, że marnuję czas. Czy było w tym coś złego? Szczerze, uważam, że nie. Młodość rządzi się swoimi prawami, a mi łatwiej było uciekać do ciepłych wspomnień przeszłości tylko z jednego powodu. Przeszłość była dla mnie znana, a przyszłość nie. Kochałam kontrolę, więc z wiadomych przyczyn, bałam się przyszłości. Bałam się stracić to wszystko, co do tej pory udało mi się zdobyć. Jednak z przykrością w którymś momencie dochodziłam do tego, że nic nie zdobyłam. Nic nie miałam. Nic, co byłoby tak cenne, żebym trzymała się tego pazurami. Jedynie było znane. A to mi wystarczało.

— Nina! Mam wiadomość. — Do pokoju wpadła Ariana, mówiąca do mnie co najmniej o pół tonu za głośno.

— Co? — mruknęłam, wygrzebując się spod kołdry.

— Po pierwsze, jest dziesiąta. Wypadałoby już wstawać. Wiem, że miałyśmy ciężki wieczór, ale nie zmienia to faktu, że stracisz wolną niedzielę.

— Dobrze, mamo. — Westchnęłam i ledwo powłócząc za sobą nogami, podeszłam do okna i wcześniej odsłaniając zasłonę, otworzyłam je.

— Nicole zaprasza nas na wypad na plażę.

— Dzisiaj? — Podniosłam jedną brew i odwróciłam się przodem do przyjaciółki.

— Tak. Na dwunastą. Zjemy lunch i pogadamy.

— Nie wydaje ci się to... No nie wiem. Dziwne? — Wahałam się.

— Też o tym myślałam, ale spójrz na to z innej strony. Może po tej akcji w końcu dotarło do niej, że się od nas odsunęła? Poza tym obie wiemy, że za nią tęsknimy. I za Marcusem też, oczywiście — zaśmiała się.

— On też będzie? — To było dla mnie jeszcze większe zaskoczenie.

— Nicole mi napisała, że z Marcusem i przyprowadzą jeszcze gości.

— To nie brzmi jak powrót do starych czasów. To brzmi, jakby Nicole próbowała nas na siłę wrzucić do grupy znajomych, którą sobie Marcus stworzył. — Wyjęłam z szafy pierwszą z brzegu, cienką sukienkę i bieliznę.

— Jeśli tak będzie, to się o tym przekonamy. Nie odmówiłabym im. Głupio tak zaprzepaścić taką przyjaźń.

— Nie sugeruję, żebyśmy odmówiły. Jestem bardzo chętna. Tylko zaznaczam, że to dziwne.

— Też to widzę. Nie przejmuj się. — Zmrużyła oczy, a gdy chwyciłam za klamkę od drzwi łazienki, wysłała mi buziaka w powietrzu i wyszła z pokoju.

Podobała mi się wizja powrotu do przeszłości i wspólnego spędzania czasu z przyjaciółmi. Zwłaszcza że właśnie zaczynały się nasze upragnione wakacje. Problem w tym, że miałam dziwne przeczucie, że nikt z nas już nie jest tą samą osobą. Szykując się do wyjścia, zachodziłam w głowę, co mogło spowodować tak ogromną zmianę. Jeszcze niedawno oglądałam poranione ciała Nicole i Marcusa w szpitalu. Jakby to było wczoraj, widziałam Marcusa, który razem z Arianą mierzył do Victora z broni. Wszystko to działo się tak, jakby wczoraj. A jednak zmieniło się praktycznie wszystko. Nie potrafiłam zaufać ludziom, którzy widzieli, jak zabiłam człowieka? Którzy pomagali mi w realizowaniu najgłupszych pomysłów? A może to ja zawiniłam? Może Marcus odsunął się ode mnie właśnie dlatego, że wyrzucili go przeze mnie z drużyny? Tylko, czy to było aż tak ważne? Nie kazałam mu rzucać się z pięściami na Louisa. A Nicole? Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że chłopak miał w sobie na tyle charyzmy, aby dziewczyna tak ślepo za nim podążyła. Przecież zawsze miała swoje zdanie. Zawsze stawiała na swoim i mówiła głośno, gdy coś jej się nie podobało. Więc jakim cudem Marcus był w stanie tak na nią wpłynąć? I czy musiała w ogóle istnieć jakaś przyczyna? Może nasze drogi rozeszły się same?

Te i inne pytania padały w moich myślach, gdy szykowałam się do wyjścia, a potem przyglądałam się ruchom Ariany, gdy prowadziła auto. Wsłuchiwałam się w ciche pogrywanie radia, w którym szumiał utwór Dove Cameron pod tytułem „Fragile Things". Obrazy za szybą rozmywały się, tworząc unikalną paletę kolorów, tak pięknych o tej porze roku. Pomyślałam sobie wtedy, że byłabym chyba najszczęśliwszą osobą na świecie, gdybym mogła w przyszłości zmieniać swoje miejsce zamieszkania, w stosunku do pór roku. Latem mieszkałabym w Malibu. Jesienią wyjeżdżałabym do Transylwanii albo Rumunii. Zimą do Szwajcarii, a Wiosną do Amsterdamu. I co roku gdzie indziej, aby poznawać świat.

Ariana zatrzymała samochód, a ja zorientowałam się, że byłyśmy już na miejscu. Wysiadłyśmy z auta i ruszyłyśmy w kierunku drewnianych schodów, które prowadziły na plażę.

— Gdzieś konkretnie się umawialiście? — zapytałam przyjaciółkę, gdy zaczęłyśmy brodzić w piasku.

— Mówili, że będą w knajpie, ale widzę Nicole — zaśmiała się, a wtedy i ja dostrzegłam naszą koleżankę.

Jej czerwone włosy powiewały na wietrze, a czarna, haftowana sukienka, jeszcze bardziej podbijała ich kolor. Wyglądała jak Mała Syrenka, tylko w bardziej mrocznej odsłonie, ze względu na ostre rysy tatuaży i mocny makijaż, którego sobie nie odpuściła nawet w taki upał.

— Hej! — Ariana od razu się z nią przywitała, a gdy Nicole nas dostrzegła, uśmiechnęła się od ucha do ucha.

— Trzymam dla nas miejsce. Chłopcy poszli po lody i drinki, a my... — Wskazała na siedzącą na kocu Tiffany, która w białym staniku eksponowała swoje ciało słońcu.

Spojrzałam kątem oka na Arianę i odetchnęłam z ulgą, gdy na jej twarzy dostrzegłam takie samo zaskoczenie. Czyli to są nowi znajomi Marcusa? Nie zdążyłam dokończyć tej myśli, ponieważ sam zainteresowany się obok nas pojawił. Po jego prawej Nate w rozpiętej, wzorzystej koszuli, a po lewej, Zack. Jedyny ubrany na długi rękaw. Ciekawe.

— No takiego zespołu to ja się nie spodziewałam — zaśmiała się Ariana, kręcąc głową.

— Wspomnienia wracają, co? — Dodał Nate.

— Tylko, zamiast Tiffany powinna tutaj być Maddie. — Zauważyłam, przez co Marcus rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie. — Oczywiście nie chodzi mi o to, że z Tiffany jest coś nie tak... — Próbowałam się poprawić.

— Jasne. Ja rozumiem. Nate trochę mi opowiadał o waszych starych czasach. — Obdarzyłam dziewczynę uśmiechem, a ona poklepała miejsce obok siebie, przez co razem z Arianą usiadłyśmy na kocu. Marcus i Nate zajęli miejsca na leżakach, a Zack usiadł w piasku.

Marcus rozdał napoje i lodowe przekąski i choć bałam się, że zawita do nas niezręczna cisza, tak się nie stało.

— Nawet nie macie pojęcia, jaka była mina Luka, gdy zobaczył, jak strzelam ostatniego gola i wygrywamy mistrzostwa uniwerku. — zaczął przechwałki Marcus.

— On tylko o tym gada — zaśmiał się Nate.

— Daj mu się nacieszyć. Marzył o tym od dawna — zawtórowała mu Nicole, szczerząc się.

— A ty Zack, wróciłeś do drużyny? — zapytałam i po raz kolejny, po moim pytaniu zapadła cisza. Tak, jakbym miała złą passę w odzywaniu się na przyjacielskich spotkaniach. Choć według mnie to nie była moja niezręczność towarzyska, tylko po prostu chęć prawdy. Nie miałam siły na kolorowanie rzeczywistości, już i tak na co dzień musiałam to robić.

— Dogadałem się z trenerem i dał mu szansę. Przychodzi na spotkania, stara się, a ja mogę być dumny. — Odpowiedział za niego Marcus, a Zack wysłał mu delikatny uśmiech.

— Staram się iść do przodu. — W końcu usłyszałam głos Zacka.

— Ale gorąco. — Westchnęła nagle Ariana i postanowiła zdjąć z głowy apaszkę, która udawała, że chroni jej głowę. Zamachnęła nią na tyle, że wytrąciła ona z dłoni Tiffany butelkę wody, która to wylała się na ręce Zacka. — Przepraszam! — zaczęła, swoim piskliwym głosem, ale Zack machnął ręką i zaczął się śmiać, że woda wyschnie.

Ku mojemu zaskoczeniu, zdecydował się podwinąć rękawy, a gdy to zrobił, dostrzegłam na jego skórze ślady po nowych wkłuciach. Spodziewałam się tego, choć nie sądziłam, że będą świeże. Co obala teorię Marcusa o tak oddanej pracy naszego kolegi, narkomana. Nikt jakby oprócz mnie tego nie zauważył, bo Nicole zaczęła swoje dywagacje na temat wyglądu i zachowania niektórych ludzi na balu. Temat ten mnie nie interesował, więc głucho wsłuchiwałam się w jej opowieści i dodawane do tego smaczki od Tiffany. Delikatnie się uśmiechnęłam, gdy Nate zaczął mi dogryzać, że nawet Zack pojawił się na balu, a ja dalej tkwiłam w swoim podejściu wiernie. Czekałam, aż Nicole zacznie temat sobotniego wesela, ale ani nie przeszło jej to przez myśl, ani też nikt o to nie pytał. Zamiast tego Tiffany oddawała się swoim opowieściom o tym, gdzie można się wybrać w te wakacje, Nate sugerował różnego rodzaju koncerty, a Ariana dopytywała o szczegóły, przynajmniej do momentu, aż nie dostała SMS-a od Bena o porannej zmianie w poniedziałek i zbiórce pieniędzy na wieniec pogrzebowy dla Johna. Ja również dostałam ten SMS.

— Idę zapalić. — Dotarł do mnie głos Zacka, który otrzepał się z piasku i ruszył gdzieś w stronę budek z jedzeniem.

— Chodźmy popływać. — Zaczęła Tiffany, a gdy Nicole też się podniosła z koca, obie udały się do wody, przy czym Nate i Marcus już od jakiś pięciu minut brodzili w oceanie.

— Idę zapomnieć o tym gównie, które nas jeszcze czeka. — Podsumowała Ariana i pobiegła do dziewczyn, przez co zostałam sama.

Ułożyłam się więc na kocu i przykryłam oczy i głowę ręcznikiem. Ciepło promieni słonecznych otuliło całe moje ciało. Czułam, jak palę skórę, ale to było tak przyjemne uczucie, że nawet nie zamierzałam martwić się o swoje zdrowie. W tle słyszałam szum fal, krzyki dzieci i śmiechy młodych ludzi, którzy niedaleko stąd grali w piłkę plażową. Cudownie było czasem właśnie w taki sposób spędzać czas. Oddać się chwili, odetchnąć i skupić na tym, co dzieje się w obecnym momencie. Poleżałam tak może z dziesięć minut, a potem przyjaciele znowu zaczęli uskuteczniać nad moją głową wszelkiego rodzaju rozmowy, które wytrącały mnie z odpoczynku. Po dwóch godzinach takiego plażowania udaliśmy się na obiad, który również przebiegł bez problemów. Wręcz musiałam przyznać, że z godziny na godzinę rozmowa coraz bardziej nam się kleiła. Chociaż sama odzywałam się raczej sporadycznie.

Wszystko, co jednak dobre i przyjemne, szybko się kończyło, to też niedługo po posiłku, Nate i Tiffany wykruszyli się z naszej grupy, co spowodowało oficjalne zakończenie spotkania.

— Dzwońcie do mnie. — Nicole uśmiechnęła się do mnie i Ariany, a potem dłużej zatrzymała na nas wzrok, przez co zaczęłam czuć lekkie skrępowanie.

Marcus w tym czasie zbijał piątkę z Zackiem. Chłopak machnął do nas ręką i ruszył w kierunku wyjścia z plaży, więc i my zaczęłyśmy zmierzać do parkingu, zostawiając za sobą Marcusa i Nicole.

— Zack, jedziesz do domu? Może cię podwieźć? — Zagadałam do chłopaka, którego szybko dogoniłyśmy.

— Nie! Nie trzeba. Jeszcze mam do załatwienia kilka spraw. — Obdarzył mnie wymuszonym uśmiechem i gdy tylko wdrapaliśmy się schodami na górę, skręcił w przeciwną stronę od parkingu.

— No co ty! Dla nas to żaden problem. Chodź! — Zachęcałam go, przez co spotkałam się z podejrzliwym spojrzeniem Ariany.

— Nagle takie koleżanki? — Odwrócił się do nas. Ariana się cała napięła.

— A przepraszam, masz teraz jakieś pretensje? Ja ci tylko proponuję podwózkę, w dobrej mierze. Po co masz się szlajać po mieście? — Wzruszyłam ramionami.

— Bo mogę? To moje życie, Nina.

— Czemu odbierasz moją propozycję, jako atak?

— Nina... — Ariana dotknęła mojego ramienia, jakby chciała, żebyśmy już poszły.

— Odpierdol się, Elev — warknął i ruszył przed siebie.

— Ty go też trochę zaatakowałaś — skomentowała przyjaciółka.

— Oczywiście, że tak. Bo ćpa.

— Skąd wiesz? — Zmarszczyła brwi. Ruszyłyśmy do auta.

— Bo miał ślady po świeżych nakłuciach. Poza tym, widzisz, jak wygląda. Jest trochę niechlujny, włosy przydługie, zarost. Wychudzony. Nie wyobrażam sobie, że chodzi tak często na te treningi z Marcusem. Nie chciałoby mu się. Poza tym, szybko nabrałby trochę tłuszczu, a jego skóra przestałaby być taka szara, jakby w ogóle na słońce nie wychodził.

— Nicole mi powiedziała, że przychodzi w kratkę na spotkania, ale oczywiście Marcus się do tego nie przyzna. — Przewróciła oczami.

— Więc mówię...

— Nie widzę powodu, żeby się w to wtrącać. — Przerwała mi, a gdy zamknęłyśmy za sobą drzwi do samochodu, dziewczyna odpaliła silnik.

— Nie chcę się w to wtrącać. — Wzruszyłam ramionami. — Chciałam tylko wejść w jego plany, żeby chociaż tym razem niczego nie wziął.

— Pamiętasz, jak go Marcus z Nicole ratowali? Victor i Justin rozliczali Zacka z towaru.

— Jak większość tego miasta. — Zaczęłam bawić się materiałem sukienki.

— Więc im mniej się wtrącasz, tym lepiej. — Zakończyła ze mną dyskusję.

Godziny płynęły wolno, a moje samopoczucie pogarszało się wraz z upływającym czasem. Chyba dopiero teraz, gdy siedziałam w mieszkaniu i przebierałam w propozycjach serialowych, dotarło do mnie, co tak naprawdę wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Zaczęłam martwić się tym, czy aby na pewno Ben nic o tym nie wiedział. Ale jak inaczej miałabym się o tym dowiedzieć jak nie od samego zainteresowanego, właśnie jutro rano. Dodatkowo też zbliżał się termin egzaminu praktycznego na prawo jazdy. Po raz kolejny nawet nie zauważyłam, kiedy minęło tyle czasu, a ja już niedługo miałam legalnie usiąść za kierownicą. Robiłam się coraz bardziej dorosła.

Dźwięk przychodzącego powiadomienia sprawił, że na chwilę znieruchomiałam. Odłożyłam miskę popcornu i sięgnęłam po telefon, jednocześnie zatrzymując oglądany przeze mnie drugi odcinek serialu „Griselda". Spojrzałam na wyświetlacz i choć spodziewałam się praktycznie wszystkiego, od SMS-a z pogróżkami, po jakieś intymne wiadomości od Simona, to jednak zaproszenie do znajomych na Snapchacie mnie zszokowało. A nawet wytrąciło z równowagi. Sprawdziłam tożsamość osoby, która mnie zapraszała i jakie było moje zaskoczenie, gdy zorientowałam się, że była to Hannah. Czemu nie zaprosiła mnie na Facebooku? Tylko akurat tutaj? Co prawda, nie przeszkadzało mi to, gdyż byłam jedną z tych niewielu osób, które uwielbiały zbierać pamiątki w postaci zdjęć, więc moje "Wspomnienia" były wypełnione po brzegi. Ale Hannah? Zaakceptowałam jej zaproszenie i od razu wyświetlił mi się od niej Snap. Wstawiła zdjęcie widoku z balkonu willi, gdzie wokół turkusowego basenu porastały różne odmiany palm i krzewów kwitnących. Dodała podpis: „Moje wymarzone życie w Dubaju...". Westchnęłam cicho, wpatrując się w widok, a potem odłożyłam telefon i zatrzymałam wzrok na rozmazanej scenie z serialu. To życie było tak nierealne, a ja miałam je na wyciągnięcie ręki. I po co?

— Power mi odpisał! — Usłyszałam pisk z balkonu.

— I co? — Odwróciłam się do przyjaciółki.

— Zgodził się na praktyki. Zabierze mnie do Nowego Jorku, bo mają tam jakąś sprawę.

— Kiedy?

— Jeszcze nie napisał. Myślę, że w ciągu miesiąca. — Uśmiechnęła się do mnie.

— A tak na niego narzekałaś. — Pokręciłam głową.

— Bo nie nadaje się na wykładowcę. Powinien prowadzić praktyczne zajęcia albo być opiekunem praktyk i tyle. A tak to trzeba się z nim użerać. — Przewróciła oczami i wróciła na kanapę na balkonie.

Widząc powolny zachód słońca, przypomniał mi się piątkowy wieczór. Pokręciłam głową, aby jednak nie pozwalać myślom zaprzątać sobie czasu i wróciłam do serialu. Z zaciekawieniem zaczęłam rozszyfrowywać nazwy broni, jakiej bohaterowie używali i doszukiwać się dziwnych smaczków z życia ludzi, na podstawie których został zekranizowany serial. Zanim się obejrzałam, salon wypełniał tylko blask z telewizora, a z balkonu snuła się wiązka światła z laptopa Ariany. Powoli zbliżał się czas, w którym powinnam zbierać się do spania i powrotu do normalności. Jakiej normalności? Nie miałam pojęcia, bo wszystko mogło się zmienić w ciągu sekundy.

Rumor na klatce schodowej wyostrzył moje zmysły słuchu. Jakby intuicyjnie, wyłączyłam dźwięk w telewizorze, a gdy do środka zajrzała Ariana, pokazałam, aby się nie odzywała. W ciszy czekałyśmy na najgorsze, czyli nagły łomot w drzwi. Obie jakby trzęsłyśmy się w rytm uderzającej pięści. Chwila ciszy i znowu dudnienie. Tym razem przyprawione o soczyste przekleństwa i bełkot, który wyjawił nam najważniejszą tajemnicę. Gdy Ariana usłyszała głos swojej matki, złapała się za głowę, jakby chowając zawstydzenie. Już miała ruszać do drzwi, kiedy do niej doskoczyłam i zatrzymałam wpół kroku.

— Udajemy, że nas nie ma. — Patrzyłam na nią znacząco.

— To nic nie da.

— A masz lepszy pomysł?! Otwieranie jej, gdy jest w takim stanie, to dopiero głupota.

Naszą wymianę zdań przerwała awantura na klatce. Jedna z sąsiadek zaczęła wygarniać matkę Ariany, krzycząc, że dzieci nie mogą spać, a jeśli ta nie przestanie, wykona telefon do straży. Kobieta oczywiście nie dała za wygraną i dalej wyzywała, nie tylko nas, ale też awanturującą się sąsiadkę, ale ta nie miała cierpliwości i zaczęła ostentacyjnie sugerować, że dzwoni na policję. Chyba już nawet poszły pierwsze sygnały, co sprawiło, że intruz od razu wyniósł się z budynku. Pobiegłyśmy na balkon, aby sprawdzić, gdzie kobieta się uda, ta jednak zataczając się, ruszyła w kierunku centrum miasta.

— Musimy się w końcu od tego uwolnić. Tak jak to zrobiłyśmy z Johnem — warknęłam.

— Słucham?! — Spojrzałam na zszokowaną przyjaciółkę.

— Nie! Nie chodziło mi o śmierć! — Poprawiłam się. — Mam na myśli, że trzeba ją zamknąć.

— Czemu policja nic z tym nie robi? — Westchnęła, chowając twarz w dłoniach.

— Musieliby zrobić zasadzkę. A żeby to zrobić, trzeba dowiedzieć się, gdzie ona przebywa.

— Nie będę jej śledzić! — pisnęła, jakby od razu czytając mi w myślach.

— No a co to zmieni? Dowiesz się czegoś więcej.

— Boję się tego miasta — wysyczała mi w twarz.

— Okej. — Kiwnęłam głową i wróciłam do mieszkania, od razu chwytając telefon.

— Co ty robisz? — warknęła. — Nie dzwoń do nich!

Próbowała do mnie podejść, ale uciekałam.

— Halo?

— Dzwonię, żeby powiedzieć, że planuję wyjść z domu. — Usłyszałam, jak Simon parsknął śmiechem. Ariana przewróciła oczami i usiadła nadąsana na kanapie.

— Nocna pora to zawsze najlepszy wybór. — Skomentował, dalej pozostając w poważnym tonie.

— Matka Ariany u nas była i stwierdziłam, że będziemy ją śledzić. — Ariana zaczęła pukać się w czoło.

— Jeszcze jakieś błyskotliwe pomysły?

— Spierdalaj — warknęłam. — Mogę zadzwonić na policję. Czy coś to da? — Ariana patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.

— Już wyszłyście?

— Nie.

— No to poczekajcie. Kręcimy się niedaleko. Zaraz będziemy. — Rozłączył się.

— I co?

— Przyjadą tu.

— No i po chuj? — warknęła.

— Spokojnie no...

— Nie chcę zadawać się z mordercami.

— No to chyba pora na moją wyprowadzkę. — Ariana zatrzymała na mnie wzrok, a potem tylko westchnęła i udała się do swojego pokoju.

Odruchowo udałam się do okna, aby je zamknąć, a następnie wyłączyłam telewizor i posprzątałam porozrzucane przeze mnie jedzenie. Zamknęłam na chwilę oczy, aby zebrać myśli i uspokoić emocje, które we mnie narastały z każdą upływającą minutą. Dlaczego zadzwoniłam? Co chciałam osiągnąć takim zachowaniem? Co miało nam dać śledzenie tej chorej kobiety? Po co to wszystko?

Simon zaraz wysłał do mnie SMS z informacją, że już stoją na parkingu pod kamienicą. Ariana, jak na zawołanie, wróciła z pokoju i przekładając przez szyję torbę, zaczęła wkładać buty.

— Tak naprawdę to nie musisz z nami jechać, jeśli jest to dla ciebie zbyt trudne.

— Wolę tam być na wypadek, gdybyś planowała znowu coś odjebać — warknęła, przez co mimowolnie zrobiłam krok w tył i w milczeniu wcisnęłam na stopy trampki.

Gdy byłyśmy gotowe, zamknęłyśmy za sobą drzwi do mieszkania i wyszłyśmy przed budynek. Przez chwilę obawiałam się, jak w ciemnościach znajdę samochód Simona, ale o bagażnik jednego z aut opierał się Victor, w zębach trzymając papierosa.

— Jeszcze tego palanta brakowało — mruknęła cicho Ariana, ale gdy podeszłyśmy bliżej, jej nastawienie do chłopaka zmiękło.

— Moje życie przestało być nudne, przy tak idiotycznych pomysłach, jak twoje. — Victor śledził mnie spojrzeniem, aż otworzyłam drzwi samochodu od strony pasażera.

— Jestem zadowolona z twojej pracy. Anusz, może spotka cię za to oddanie jakaś sowita nagroda. — Puściłam mu oczko i wsiadłam do auta.

— W ogóle nie powinno nas tu być — mruknęła nadąsana Ariana za moimi plecami, przez co wzrok Simona od razu powędrował do lusterka wstecznego.

— No może jestem trochę impulsywna, ale nie zaszkodzi sprawdzić, gdzie spędza noce. — Wzruszyłam ramionami.

Coraz bardziej czułam szereg wątpliwości co do własnego pomysłu. Prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, po co się w to pakowałam. Po co zawracałam dupę Simonowi.

— To gdzie mam jechać? — zapytał kierowca, kiedy Victor wsiadł do auta.

— W kierunku centrum. W takim stanie, w jakim była, raczej daleko nie odeszła.

I miałam rację. Jakieś dwie przecznice dalej, natrafiliśmy na kobietę, która, ku mojemu, ale nie tylko mojemu zaskoczeniu zmierzała w kierunku ulicy pełnej nocnego życia. Tej, na którą zapuściłam się z Arianą ostatnim razem.

— Przecież to było oczywiste — zaśmiał się Victor.

— Że co, niby? — warknęła Ariana.

— No narkomanka przyszła do królestwa narkomanii w Malibu. Tutaj urzędują gangi, które rozprowadzają towar po klubach.

Simon zaparkował samochód i wyłączył silnik. W tym samym momencie mój telefon za wibrował, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu kolejnego Snapa od Hannah.

— Patrz, co twoja siostra mi wysyła. — Odwróciłam się do Victora i pokazałam mu ekran, na którym widniało zdjęcie, na którym dziewczyna trzymała kieliszek czerwonego wina nad suknią ślubną z plamą po trunku. I dopisek „Zabierz mnie z tego cyrku".

— Do reszty jej odbiło. — Westchnął, a ja wyszczerzyłam się, jak głupia.

— To nie jest Zack? — Przerwała nam Ariana, przez co od razu uniosłam głowę znad telefonu.

— No to pięknie — mruknęłam, obserwując chłopaka, który wszedł do tego samego budynku, zza którego drzwiami chwilę temu zniknęła matka Ariany.

— Ta kobieta ma takie długi, że dziwię się, że jeszcze żyje, szczerze mówiąc. — Skomentował Victor.

— Może podejdziemy bliżej? — zapytała Ariana z niepewnością w głosie.

— Możesz z nią iść. — Stwierdził Simon. — Ja z Niną wejdziemy do klubu dla niepoznaki. Jakby coś się działo, daj mi sygnał.

Victor kiwnął głową i wysiadł z samochodu, a za nim ruszyła Ariana. Gdy oboje zaczęli kierować się w stronę bocznego budynku, otworzyłam drzwi po swojej stronie.

— Myślisz, że to bezpieczne?

— To nasz teren.

— Jeszcze niedawno słyszałam, że Ugo. — Obserwowałam, jak wysiadł z auta i zablokował drzwi przyciskiem na pilocie.

Udaliśmy się do neonowego napisu „Red Glass". Mimowolnie zerknęłam na swój strój, którym były dżinsowe szorty i koszulka na krótki rękaw, którą ukradłam z kompletu od piżamy.

— Jesteś tu VIP-em, więc nie musisz się przejmować, jak wyglądasz. — Simon zauważył moje wątpliwości i puścił mnie przodem, gdy przed drzwiami ochrona odsunęła się, aby wpuścić nas do środka.

Nawet nie podniosłam na nich wzroku. Byłam tak zaskoczona tym, co działo się wokół mnie.

— Jeśli jestem VIP-em tylko dlatego, że prowadzę się obok ciebie niczym prostytutka, to żaden to zaszczyt. — Skomentowałam, gdy chłopak zrównał ze mną chód i oboje ruszyliśmy w kierunku baru.

— Prostytutki nie ubierają się, tak jak ty — zaśmiał się, przez co rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie. — To chyba powinna być zaleta. — Wzruszył ramionami.

Usiedliśmy przy barze i od razu podeszła do nas barmanka, którą kojarzyłam z ostatniego pobytu w tym miejscu.

— Szef osobiście u nas? To chyba ważne wydarzenie musiało się odbyć. — Uśmiechnęła się do niego. — Co podać?

Simon spojrzał na mnie, a gdy wzrok barmanki padł na mnie, zaczęła przyglądać mi się z zaciekawieniem.

— Nic nie potrzebuję. Może wodę.

— To dam z lodem, bo dzisiaj taki upał. A dla szefa?

— To samo. Prowadzę.

— Jasne. — Udała się do pracy.

— Coś jest inaczej. Nathan mnie ostrzegał przed tym miejscem, jakby każdy chciał mnie tu zabić. — Zaczęłam rozglądać się dookoła, ale każdy zajmował się swoimi sprawami.

— No właśnie. Szefostwo nam się zmieniło. — Dołączyła do mnie dziewczyna, przez co prawie podskoczyłam na siedzeniu, gdyż wydawało mi się, że nasza rozmowa była prywatna. Podała nam nasze zamówienia, a przy tym na jej nadgarstku dojrzałam wytatuowany sztylet. Zaintrygował mnie ten widok, gdyż taki sam tatuaż, choć w innej konfiguracji, widniał na plecach Simona.

— Nolan jest na górze? — zapytał mężczyzna obok mnie.

— Tak. Wprowadza się do biura — zaśmiała się. — To, co się zmieniło? — Spojrzała podejrzliwie na Simona i oparła się o blat, przez co jej piersi były bardziej widoczne. Nie wiedziałam, czy robiła to specjalnie, czy po prostu tak dobrze dogadywała się z chłopakiem.

— Nie powinnaś się tym interesować Roxi.

— A ja? — Przerwałam im, przez co Simon zatrzymał na mnie wzrok.

— Grayson — odpowiedział mi tylko, jakby wychodząc z założenia, że będę wiedziała, o kogo i o co chodzi.

— Tylko tajemnice i tajemnice, ale ja się i tak dowiem. — Uśmiechnęła się i odeszła od nas ze względu na kolejkę po drinki.

— Odebraliście ten klub Ugo? — Drążyłam dalej.

— Tak.

— Więc będzie się mścił.

— Jeśli Grayson wykonał dobrze zadanie, to powinien się przestraszyć. Przynajmniej na chwilę. — Wzruszył ramionami.

— Nie podoba mi się to.

— Robię to dla ciebie. — Patrzył mi w oczy.

— Sprowadzając przez to jeszcze większe zagrożenie — dokończyłam.

— A kto zabił Johna? — Otworzyłam szeroko oczy.

Znikąd, za plecami Simona wyrósł nagle Victor. Roxi od razu się do niego wyszczerzyła i zaczęła krzyczeć, witając się z nim. On jednak jakby w ogóle jej nie słyszał.

— Musimy się zbierać. Odjebało się.

— Co zrobiłeś? — warknął Simon.

— Ja nic. Zabili matkę Ariany, bo za bardzo się do nich rzucała. A ten Zack też wkręcił się w jakieś układy. Ukradł im działkę i spierdolił, nie dali rady go złapać i zabić. Jakaś strzelanina, nie wiadomo, co...

— Czekaj, czekaj. Zabili ją?! — Byłam zszokowana.

— Tak.

— Gdzie Ariana? — Wstałam od razu na równe nogi.

— W samochodzie. Kiepsko z nią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top