4. Powinnaś żyć inaczej

Dom Nicole znajdował się po drugiej stronie miasta, na bogatej dzielnicy. Dziewczyna co prawda nigdy nie chwaliła się wysokim standardem życia, ale nie dało się ukryć, że nie narzekała na brak pieniędzy. Zresztą, ciężko było szukać w Malibu ludzi, którzy tej biedy dosięgnęli. Tutaj nawet nie zdarzało się, aby pod galerią czy w parku spotkać bezdomnego. Takie widoki natomiast zaczynały się zaraz po wjechaniu do centrum Los Angeles.

Dom czerwonowłosej przypominał mój, choć zdecydowanie był większy i zbudowany w bardziej nowoczesny sposób. Jej ogród znajdował się przed wejściem, jak i na tyłach budynku. Jednak w całym tym obrazie znajdowały się pewne mankamenty, które rzucały mi się w oczy chyba najbardziej, może też dlatego, że znałam dziewczynę i jej życie prywatne. Mianowicie, choć dom sprawiał wrażenie zadbanego, żywopłot ewidentnie był już bardzo dawno temu przycinany i formowany. Bo teraz większość roślin raczej przybrała postać przerośniętych i wymagała interwencji. Tak samo trawnik, choć akurat w tym przypadku sytuację ratował chodnik pod samą werandę i garaż.

Ojciec Nicole nie wiązał końca z końcem. Odkąd został sam z dziewczyną i jej młodszym bratem, sześcioletnim Chrisem, to jego córka przejęła rolę matki. A ojciec całe dnie spędzał w swojej pracy. W końcu był ordynatorem w Dignity Health Northridge Hospital Medical Center. Matka? No cóż. Była w pogoni za karierą.

Zaparkowaliśmy samochód na trawniku pod drzewami. Wyglądając przez szyby, przypatrywałam się gościom. Tak jak się spodziewałam, większości z nich nie kojarzyłam. Gotowa byłam jednak na widok dość zaprawionej w bojach młodzieży, a przywitały mnie osoby ubrane w koszule, proste sukienki, które alkohol piły raczej z kubeczków niżeli z butelek czy puszek. Chociaż nie wiedziałam, czy ich elegancja nie była tylko przykrywką.

— No chodź. — Z zamyślenia wyrwał mnie głos zniecierpliwionej Ariany, która stała na chodniku i czekała, aż w końcu wygramolę się z auta.

Marcus nawet zdążył otworzyć mi drzwi. Spojrzałam na niego niepewnie, a następnie wysiadłam i wyprostowałam materiał sukienki. Dopiero teraz do moich uszu dotarły wszystkie dźwięki. Muzyka dudniąca z wewnątrz budynku, śmiechy ludzi, którzy stali przy swoich samochodach, lub palili papierosy na werandzie. Przeszedł mnie dreszcz. Możliwe, że nie był on spowodowany moją introwertyczną duszą, a chłodem. Tylko że było jakieś dwadzieścia stopni.

Ruszając z przyjaciółmi w stronę drzwi do domu, zorientowałam się, że obecni tu ludzie wcale nie byli tacy nieznajomi, jak wydawało mi się na początku. Okazało się bowiem, że Ariana i Marcus praktycznie z połową się witali. No tak, wspólny kierunek studiów, praca, praktyki. Nic dziwnego.

Wchodząc do holu, ogarnął mnie mrok. Nicole zadbała o odpowiedni klimat, dlatego światła na korytarzu były przyciemniane i dopiero w oddali dało się zauważyć odbijające się na schodach, ścianie i podłodze reflektory różnokolorowych świateł. Szybko jednak ten widok został przykryty mgłą.

— Widzę, że Nicole trochę odjebało od kaski! — krzyknął Marcus, schylając się do mnie i Ariany.

— Może po prostu chciała zadbać o swój wizerunek. Nie od dziś wiadomo, że ma parcie do bycia w centrum uwielbienia — zaśmiała się różowowłosa, przepuszczając mnie pierwszą w przejściu oddzielającym nas od salonowego zgiełku i jednocześnie epicentrum całej zabawy.

Specjalnie to zrobiła. Zapewne sama czuła się lekko przytłoczona wszystkimi otaczającymi nas bodźcami. Zdążyłam się jedynie rozejrzeć po kuchni znajdującej się po lewej stronie, z której co chwilę ktoś wychodził i po salonie, przez który miałam wrażenie, nawet nie było szansy przejść, a z tłumu wyłoniła się gospodyni.

Nicole we własnej osobie. Prawdziwa królowa bad girls, ale tylko z wyglądu. Jej naturalnie rude włosy, od nadmiaru koloryzacji i w świetle lamp miały odcień wściekłej czerwieni, która jakby odbijała się swoim blaskiem od ścian. Na jej bladej twarzy odznaczały się czerwone usta, czarne kreski i piegi, których nawet nie próbowała ukrywać. Zjechałam wzrokiem niżej i tak, to chyba było to, po co każdy z męskiego grona gości przyszedł na tę imprezę. Czarna, obcisła sukienka, nie dość, że podkreślała jej krągłości, ale też długie nogi, to jeszcze kolorowe tatuaże znajdujące się na nogach i ramionach.

— Witam moich honorowych gości! — wykrzyczała do nas z szerokim uśmiechem.

— Pięknie wyglądasz — Pochwalił ją Marcus, gdy każdego z nas zamykała w uścisku.

— Dziękuję mój przystojniaku. — Razem z Arianą przewróciłyśmy oczami, gdyż para każde swoje spotkanie zaczynała od prawienia sobie komplementów.

Nie miało to żadnego podtekstu, gdyż na co dzień prędzej by się pozabijali, niż pokochali, ale czasem przechodziły mnie ciarki żenady z ich przerysowanej życzliwości.

Nawet nie zauważyłam, gdy po chwili podszedł do nas jakiś chłopak. Nicole, gdy go zauważyła, mocno chwyciła za ramię i przysunęła do siebie, nie zmieniając przy tym wyrazu twarzy.

— A no tak! Miałam wam przedstawić mojego nowego kolegę. To Louis. Poznałam go na wyjeździe do Kanady. — Popchnęła chłopaka delikatnie w naszą stronę.

Mogliśmy się spodziewać, że gdy dziewczyna przekroczy próg miasta, na pewno zakręcą się wokół niej jacyś chłopcy. I tak właśnie było. A wystarczył tylko wyjazd praktykancki.

Louis chyba zrobił na nas wrażenie, gdyż staliśmy i wpatrywaliśmy się w wysokiego bruneta, który chyba ewidentnie lubił obcować z siłownią. Jego zielone oczy lustrowały każdego z nas.

— Cześć. — Uśmiechnął się do nas i dopiero teraz zauważyłam, że na nosie miał okulary, okalane cienkimi, złotymi oprawkami.

— To Ariana, Marcus i Nina. — Dziewczyna przedstawiła nas po kolei, gdyż żadne z nas nie kwapiło się do odezwania się.

Zaraz potem pierwszy z nas odblokował się Marcus, który od razu pochłonął swoim słowotokiem zarówno Louisa, jak i Nicole. Widząc ich zaangażowanie w rozmowę, chwyciłam Arianę za ramię i oddaliłam się z przyjaciółką w stronę kuchni, gdyż to pomieszczenie zdawało się odrobinę mniej tłoczne. Gdy tylko przekroczyłam łuk dzielący pokoje, od razu podciągnęłam się i usiadłam na drewniany blat. Obok mnie leżały ślicznie udekorowane na złoto babeczki. Nie mogłam się powstrzymać, więc poczęstowałam się jedną. Zaraz zawładnął mną smak wanilii i białej czekolady. Westchnęłam cicho, co spowodowało parsknięcie Ariany, która przygotowywała dla nas kolorowe drinki.

— Fajny ten Louis, co? Taki elegancki, poukładany, inteligentny. — Stwierdziła po chwili, stawiając obok mojego uda szklankę pełną różowego trunku.

— No — odpowiedziałam z pełną buzią, ledwo kształtując słowo.

Dziewczyna patrzyła na mnie przez chwilę.

— Z takim nastawieniem to ty nigdy nie znajdziesz sobie faceta! — warknęła, ale sama wyciągnęła rękę w stronę patery pełnej słodyczy.

Podniosłam na nią wzrok.

— Kochana, żyjemy w nowoczesnym świecie. Nie muszę mieć faceta, żeby być szczęśliwa. — Poruszyłam zabawnie brwiami, wycierając jednocześnie palce w papilotkę.

— Pogadamy, gdy w końcu pojawi się ten jedyny.

— Nie ma jedynych. Po prostu nigdy z żadnym facetem nie będziesz czuła się tak samo, jak z poprzednim. Bo każdy jest inny.

— No wiadomo, bo co innego mogłabyś powiedzieć... — mruknęła, upijając łyk mieszanki.

— Wolę to, niż zachwycać się tym, że facet jest inteligentny, stwierdzając to po czym? Po jego wyglądzie czy tym, że miał okulary? — Podniosłam jedną brew, na co dziewczyna wystawiła w moją stronę język.

— Hej... — Znieruchomiałyśmy, gdy usłyszałyśmy znajomy głos.

Odwróciłyśmy się w kierunku wejścia do kuchni. W progu stał Louis, przeskakując wzrokiem z Ariany na mnie.

— Cześć! Chodź do nas! — Przyjaciółka jakby z marszu wpadła w niepokojącą euforię.

Zaczęła machać do chłopaka, więc ten zbliżył się do nas i wpierw zerknął na cierpiącą na ubytki wieżę z babeczek, a następnie na puste już szklanki.

— Niezła zabawa — zaśmiał się, spoglądając również na mnie.

Siedząc na blacie, byłam idealnie zrównana z jego głową. Dzięki temu patrząc na mnie, od razu zerkał prosto w moje oczy. Czułam się niezręcznie, dlatego kiwnęłam głową i delikatnie zsunęłam się z mebla.

— Miałeś już dosyć Marcusa co? Tą swoją gadaniną potrafi zmęczyć nawet największego ekstrawertyka — kontynuowała Ariana.

— W zasadzie to chciałem się zapytać, czy Nina nie miałaby ochoty zatańczyć. — Odwrócił głowę w moją stronę, delikatnie się przy tym uśmiechając.

W sekundę miałam wrażenie, jakby przytkały mi się uszy. Zaskoczył mnie tą propozycją. I nie tylko mnie, bo różowowłosa najpierw otworzyła szeroko oczy, ale w sekundę po tym wyszczerzyła się do mnie triumfalnie i zaczęła znacząco mrugać oczami. W duchu westchnęłam, ale nie mogłam odmówić. To nie tak, że Louis w ogóle mnie nie interesował. Nie... Louis w ogóle mnie nie interesował, ale nie grzeszył urodą. Wydawał się też całkiem miły i ciekawy. Poza tym nic mi nie zaszkodzi taniec.

— Pewnie — krzyknęłam, uśmiechając się do niego i ruszyłam w stronę wyjścia z kuchni.

Wtopiłam się w tłum, licząc na to, że może Louis zrezygnuje. Szczerze, wydawało się to idiotycznym pomysłem, ale nie myślałam zbyt jasno po drinku Ariany. Jak zwykle składał się w dziewięćdziesięciu procentach z wódki. Brunet, niczym lew zaczajony na antylopę, podążał kilka kroków za mną, a gdy zaczęłam delikatnie poruszać biodrami w rytm muzyki, chłopak położył dłonie po bokach mojego ciała i odwrócił mnie do siebie tyłem.

— Nie wiedziałem, że przyjaźnisz się z Nicole. Marcusa i Arianę już gdzieś widziałem, ale ciebie... — zaczął, mówiąc mi do ucha, gdyż chyba to był jedyny sposób na porozumiewanie się z tak głośną muzyką w tle.

W sumie, po co rozmawiać? Są od tego inne spotkania. Na przykład spacer albo kolacja. To tak, jakby umówić się z kimś do kina, aby obgadać ważne tematy.

— Można powiedzieć, że raczej podążam utartymi ścieżkami, w przeciwieństwie do przyjaciół. Wiesz, uczelnia, praca, dom... — Właściwie, po co ci się tłumaczę?

— Masz dwadzieścia lat. Nie szkoda ci czasu na takie życie? Po trzydziestce będziesz mogła się ustatkować i żyć według planu, a teraz... — Odsunęłam się od chłopaka i zaczęłam tańczyć naprzeciwko niego.

Kim ty właściwie jesteś, że stwierdziłeś, że najlepszym pomysłem na zaczęcie znajomości, będzie mówienie mi, że źle żyję?

— Ja ciebie też nie widziałam — krzyknęłam.

— Dopiero od niedawna zdecydowałem się na złożenie papierów do waszej uczelni.

— A studiowałeś wcześniej w Kanadzie?

— Tak, jednak wydaje mi się, że u was jest wyższy poziom nauczania. I też jest większa możliwość praktyk, zwłaszcza z policją — zaśmiał się.

— To, co tak właściwie studiujesz?

— Medycynę sądową. — Uśmiechnął się do mnie ciepło, a przeze mnie przeszedł nieprzyjemny prąd. — A ty? Bo chyba nie kryminalistykę. — Parsknął śmiechem, sugestywnie kiwając głową w stronę kuchni.

— Psychologię.

— Dużo słabych studentów medycyny decyduje się na ten kierunek, jeśli nie radzą sobie po pierwszym roku...

— Ale ty zapewne jesteś najlepszym studentem na roku? — wypaliłam nagle ze zdenerwowania.

Louis zmarszczył brwi i spojrzał na mnie niezrozumiale.

— Ja...

— Przepraszam. — Westchnęłam i wycofałam się, aż w końcu odwróciłam się i ruszyłam w stronę schodów na piętro.

Gdy tylko dotarłam do łazienki, wpadłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Oparłam się o skrzydło, zamykając na chwilę oczy, aby zatrzymać zawirowania w głowie spowodowane wypiciem zbyt dużej ilości alkoholu. Gdy doprowadziłam się do porządku, zapaliłam światło przy lustrze, znajdując włącznik już na pamięć. Spojrzałam w swoje odbicie, stwierdzając, że oprócz rozpalonej skóry na twarzy, nic innego mi nie dolegało.

Usiadłam na krawędzi zabudowanej wanny i westchnęłam cicho. Zachowałam się niedorzecznie, ale już nie mogłam wytrzymać. Louis zapewne nie miał nic złego na myśli, ale jak tylko zaczął od pouczania mnie, a następnie zasugerował, że mój kierunek studiów jest dla słabiej uczących się ludzi, coś we mnie nie pozwoliło kontynuować tej rozmowy. Jeśli chłopak w taki sposób podrywał każdą dziewczynę, to nie dziwię się, że jest sam.

Schowałam twarz w dłoniach, aby zaprzestać z negatywnym myśleniem. Może to ja nie byłam dobrze nastawiona na całą tę imprezę. Poza tym nie z każdym człowiekiem trzeba się dogadywać.

— Nina... — Usłyszałam nagle cichy szept za drzwiami.

Zajęło mi chwilę, aby rozpoznać głos.

— Żyję — odparłam, od razu wstając z ramy wanny i podchodząc do drzwi, aby je otworzyć.

— Chodź. — Uśmiechnęła się do mnie Ariana, gdy tylko wyszłam na korytarz.

Od razu ruszyłam za nią, spodziewając się, że zejdziemy na parter. Dziewczyna jednak ruszyła korytarzem w lewo, gdzie znajdował się pokój Nicole. Otworzyła drzwi, a w środku ujrzałam gospodynię imprezy i Marcusa.

— A co to, jakaś narada? — zaśmiałam się, zdziwiona obecnością wszystkich.

— Ariana nas zwołała — odpowiedziała od razu czerwonowłosa, składając walające się po podłodze ubrania, które zapewne wyrzuciła z szafy, gdy szukała odpowiedniego stroju na imprezę.

Spojrzałam na przyjaciółkę pytająco, ale ta wskazała mi łóżko Nicole. Usiadłam więc bez protestów, spoglądając również na Marcusa, który chyba najbardziej ignorował całą sytuację. Kręcił się na krześle obrotowym, przeszkadzając przy tym gospodyni w zbieraniu ubrań z puchatego dywanu.

— Uważam, że jeśli poważnie nie zaczniemy tego tematu, Nina nigdy nie zdecyduje się podjąć konkretnych kroków. — Rozpoczęła różowowłosa, a ja otworzyłam szeroko oczy.

— Zwariowałaś chyba? To nie czas i to jeszcze na imprezie?! — Od razu się uniosłam, gdyż momentalnie wytrzeźwiałam.

— O widzicie, jak reaguje? — odparła dumnie, nawet na mnie nie patrząc.

— Ale o co właściwie chodzi? — Nicole zmarszczyła nos i odłożyła ubrania na białe biurko.

— Nina nie chce powiedzieć swojemu ojcu, że zbiegły Victor jej groził — opowiedziała na jednym wdechu.

— Co? — zaśmiał się Marcus, ale widząc moją nietęgą minę, od razu spoważniał. — Serio? — zapytał.

— Coś tam zasugerował, ale to nic znaczącego. Rozumiem, że się o mnie martwisz, ale naprawdę nic się nie stanie. — Zwróciłam się do Ariany.

— On uciekł Nina. Gdyby go złapali... okej. Może tak być, ale on uciekł. — Podkreśliła ostatnie słowo.

— Ariana ma trochę racji. Czemu nie chcesz powiedzieć o tym ojcu? — Nicole usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.

— Bo uważam, że jest to bez sensu. Nic się nie wydarzyło i nie wydarzy się. Będę panikować, gdy koleś jest w innym stanie — warknęłam.

— A jeśli się wydarzy? Będziesz interweniować martwa? — Spojrzałam na Arianę, która założyła ręce po bokach bioder.

— Może po prostu trzymajmy się razem. Przynajmniej przez jakiś czas. Nie ma co też panikować, bo nie widzę powodu, dla którego Nina miałaby być dla nich jakimś sensownym celem. — Odezwał się w końcu Marcus, za co w duchu mu podziękowałam.

— Właśnie. Możemy trzymać się razem. Dobrze nam to zrobi, bo ostatnio rzadziej się spotykaliśmy — wyszczerzyłam się, chwytając się rozpaczliwie propozycji chłopaka, łudząc się, że moja przyjaciółka ustąpi.

Ariana jednak westchnęła i pokręciła głową.

— Wyluzuj. Będziemy mieć oczy dookoła głowy. Na ich nieszczęście Nina ma armię przyjaciół zaznajomionych z kryminalnymi tematami. — Nicole starała się ją uspokoić. — A teraz chodźmy na imprezę! — zaśmiała się, a od razu za nią wybiegł też Marcus.

Zmierzyłam Arianę wzrokiem i czekałam dzielnie, jak mała dziewczynka, aż usłyszę wyrok, zwany szlabanem.

— Louis o ciebie pytał. — Wyprostowałam się, zbita z tropu.

— No... Powiedzmy, że musiałam od niego odpocząć. I nie bardzo widzi mi się wizja schodzenia na dół. — Skrzywiłam się, na co różowowłosa parsknęła śmiechem.

— Aż tak źle?

— No nie jest zawodowcem, jeśli chodzi o podryw — zawtórowałam jej.

— Uważam jednak, że wcale nie musisz spędzać z nim czasu.

— Tak? Wiesz, co będzie, jak zejdę na dół?

— Tym zajął się już Marcus. A przynajmniej mam taką nadzieję. — Puściła do mnie oczko i pociągnęła mnie za rękę do drzwi.

Ruszyłam za dziewczyną, a gdy tylko moja stopa dotknęła podłogi w salonie, znowu zostałam wciągnięta w wir imprezy. Przyjaciółka od razu wcisnęła mi w dłoń kubeczek z alkoholem, który jednym haustem opróżniłam, a następnie zaczęłam poruszać się w rytm muzyki. Nie wiadomo skąd, znalazła się obok nas Nicole i kilku jej znajomych płci męskiej. Otoczyli naszą trójkę i razem z nami oddali się rytmom muzyki. Co jakiś czas miałam olśnienia, że ktoś mi się przygląda. Próbowałam złapać ostrość w tłumie, ale im więcej piłam, tym bardziej było to niewykonalne. Gdy już czułam, że nogi się pode mną uginały, złapałam nadgarstek Ariany i wyciągnęłam ją spomiędzy dwóch napakowanych typów. Dziewczyna coś do mnie piszczała, ale ja nie zważałam na jej protesty i dalej trzymając ją za rękę, głównie na potrzebę zachowania równowagi, wyszłam na werandę. Na szczęście nikt nie zajmował miejsca przy balustradzie. Ludzie rozeszli się po całym podwórzu, ale większość bawiła się w środku.

— Odbierasz mi jedyną szansę na dobrą zabawę. Zawsze tak jest. A Nicole sobie korzysta! — Dąsała się, siadając na sofie.

— Mogłam ci się wyrzygać na buty. Twój wybór. — Pochyliłam się nad balustradą.

— Dziewczyny, widziałyście gdzieś Marcusa? — Z domu wyjrzała do nas Nicole.

Nie wyglądała najlepiej. Jej mętny wzrok nie mógł się zdecydować, na której z nas zatrzymać spojrzenie. Od razu odwróciłam się do Ariany, czekając na odpowiedź, gdyż sama byłam ciekawa. Nie tylko, gdzie podział się Mark, ale też Louis.

— Nie mam pojęcia. Mówił, że zabierze go na spacer. — Wzruszyła ramionami.

— Czyli już są martwi. — Stwierdziłam może zbyt poważnie, gdyż dziewczyny patrzyły na mnie z przerażeniem w oczach.

W tym samym momencie w bramie na posesję stanęło dwóch mężczyzn, którzy stanowili główny temat naszej rozmowy. Od razu się wyprostowałam i jakby na zawołanie cały alkohol ze mnie wyparował. Przecisnęłam się obok Nicole i wpadłam do salonu. Przedarłam się przez tłum i już miałam udać się na piętro, gdy poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Nicole kiwnęła głową w stronę kuchni, więc ruszyłam za nią.

— Jeśli już nie chcesz się z nim widzieć, to na coś innego się przydasz. Ariana zaraz do ciebie dołączy. — Wskazała w kierunku blatu, na którym rozłożone były miski i różne przekąski.

Czyli miałam być gosposią. Świetnie. Tylko dlatego, że zachciało mi się unikać jakiegoś chłopaka. Moje myśli szybko jednak rozproszyła Ariana, która zakropiła naszą pracę alkoholem. A potem już nie do końca pamiętałam, co się działo. Raz byłam w salonie i tańczyłam, śpiewając na całe gardło teksty znanych mi piosenek, a za chwilę zajadałam się przekąskami, dławiąc się i śmiejąc z odgadywanych przez Arianę i Nicole ludzi. Jednak nasz beztroski śmiech przerwał w pewnym momencie dzwonek mojego telefonu, który schowany miałam w biustonoszu.

Wyjęłam go, a gdy spojrzałam na wyświetlacz, miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

— To mój ojciec. — Zakomunikowałam, jednocześnie zerkając na godzinę i z przykrością stwierdzając, że rozmowa na pewno nie będzie należała do najprzyjemniejszych.

Podeszłam do lodówki i wciągnęłam głęboko powietrze, zanim odebrałam.

— Halo?

— Czemu cię tak długo nie ma? Dochodzi pierwsza. Dziecko, kiedy ty się nauczysz odpowiedzialności?! — Słychać było, że ojciec ledwo powstrzymywał się od krzyku.

— Już miałam się zbierać. — Westchnęłam.

— Jeśli nie będzie cię za pół godziny w domu, zawiadomię policję — warknął i się rozłączył.

Może Louis miał rację? Może to nie ja narzucam sobie wszelkie ograniczenia i zasady, a właśnie mój ojciec?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top