32. Zaczyna się

Czwartkowa zmiana w kawiarni dała mi w kość od progu. Nie spodziewając się zupełnie tak dużych tłumów, miałam ochotę od razu złożyć wypowiedzenie i zrezygnować ze wszystkiego, co do tej pory udało mi się zdobyć dzięki pieniądzom, które zarabiałam w tym miejscu od kilku lat. Przy ladzie zauważyłam reklamę promocyjną śniadań i darmowych mrożonych kaw. Wewnętrznie przewróciłam oczami, gdyż irytował mnie fakt zagrywek Bena. Nie było ludzi do pracy, a on mimo to robił wszystko, aby zwiększyć zyski, kosztem małej obstawy zmian, a co za tym idzie, coraz cięższej pracy.

— Jeśli chcecie coś ze mną omówić, zapraszam teraz, bo po południu mam kilka rozmów kwalifikacyjnych — Rzucił nasz szef w progu przebieralni, jednocześnie też informując o tym resztę personelu, który przechadzał się po korytarzach.

Zerknęłam kątem oka na Arianę, która stała przed lustrem i czesała swoje włosy. Ona jednak wydawała się odległa myślami, więc postanowiłam jej nie przeszkadzać i ruszyłam na swoją zmianę. W międzyczasie dołączyła do nas również Nicole, która ze względu na duży ruch, musiała zająć się kelnerowaniem. Mimo ogromnego tłoku i zamieszania praca przebiegła nam dosyć sprawnie i przyjemnie. Znalazłam nawet moment na to, aby z dziewczynami poobserwować osoby, które przychodziły na rozmowę do Bena. Typowałyśmy, kto mógłby u nas zostać, a kto zupełnie się do tego nie nadawał. Głównie śmiałam się z Nicole, ponieważ Ariana wydawała się nie w humorze. Zastanawiałam się, czy może coś się zmieniło w związku z jej relacją z ojcem. Jednak nie chciałam poruszać tego tematu w pracy i to jeszcze w godzinach z największym ruchem.

Po skończonej zmianie razem wyszłyśmy z kawiarni, odprowadzając Nicole do jej samochodu, zaparkowanego z boku budynku.

— Muszę pojechać do galerii po kilka rzeczy. — Westchnęła dziewczyna jakby zmęczona już na samą myśl o zakupach. Doskonale ją rozumiałam.

— Mogę się z tobą zabrać. Nie chce mi się siedzieć samej w mieszkaniu. — Ariana zrównała krok z Nicole, aby pokazać jej, że chętnie się do niej dołączy.

Nagle rudowłosa odwróciła się do mnie i obdarowała mnie pytającym spojrzeniem.

— Mam wykłady z prawka, a potem teatr — od razu zakomunikowałam.

— Ahh, zapomniałam. Naprawdę nie masz życia. — Skomentowała Nicole, wyraźnie współczując mi obecnej sytuacji.

— Wydaje mi się, że taka do końca samotna to nie jest. — Od razu moje oczy powędrowały na Arianę, która przyglądała mi się uważnie, jednocześnie przybierając postawę, jakby miała do mnie o coś pretensje.

— Nie rozumiem... — Zawahałam się.

— Widziałam cię wczoraj. Z Jasonem. Pod uczelnią. — Zmarszczyłam brwi na jej słowa. Musiał to być niefortunny zbieg okoliczności.

— To jednak coś między wami jest? — Atmosferę pełną napięcia przerwała Nicole, ze swoim piskliwym głosem pełnym radości i nadziei.

— Po prostu się co jakiś czas spotykamy. Dzięki temu nie siedzę sama w domu.

— Podobny efekt uzyskałabyś, gdybyś przyjeżdżała do mnie. Albo spałybyśmy u ciebie. Tak jak kiedyś. — Ariana podkreśliła ostatnie zdanie.

— Ariana. — Spojrzałyśmy na zdenerwowaną Nicole. — Wyluzuj. Może chcą się bliżej poznać. Sami.

— Chciałam spokoju. — Dodałam od siebie z chęcią uspokojenia sytuacji, jednak coś było w tych słowach, co sprawiło, że moja przyjaciółka pękła.

— Nigdzie nie będziesz miała większego spokoju i poczucia bezpieczeństwa niż u nas. U swoich przyjaciół. Tak naprawdę to go nie znasz.

— Zaczyna się — mruknęłam sama do siebie.

— Nie każdy musi być zabójcą — warknęła Nicole, ściszając głos.

— Możemy się o tym przekonać. Może za kolejnym razem w końcu ktoś z nas umrze i się obudzicie.

— Jason mi po prostu pomaga i odwozi do domu, na wypadek, gdyby ktoś chciał mi coś zrobić po drodze. Wczoraj pojawił się, gdy Sara się do mnie przyczepiła. Gdyby nie był obok, pewnie siedziałabym już u dyrektorki. — Wyjaśniłam, trzymając nerwy na wodzy, ciągle w głowie powtarzając sobie słowa Jasona.

— Zapytaj się go, czy nie chciałby gdzieś z nami wyjść. Chętnie go poznamy. Może w sobotę. Zależy, jak będzie nam wszystkim pasować. — Dłoń Nicole spoczęła na moim ramieniu, a gdy spojrzałam na jej twarz, obdarowała mnie ciepłym uśmiechem.

— Jest naprawdę w porządku. — Patrzyłam na Arianę, która dalej wydawała się sceptycznie nastawiona, jednak widocznie odpuściła.

— Jedziemy! — Rozkazała Nicole i ruszyła do drzwi kierowcy.

Ariana kiwnęła do mnie głową i poszła w ślady koleżanki, a ja wzdychając, odwróciłam się i ruszyłam w kierunku uczelni.

Wchodząc na salę przeznaczoną na wyprawienie balu, jak zwykle przywitał mnie bałagan i hałas. Tym razem jednak byłam na to gotowa, więc bez wzruszenia ruszyłam do szatni, w której zostawiłam swoje rzeczy i udałam się do stołu, przy którym spędziłam wczorajsze popołudnie. Zostałam zobligowana do malowania postumentów, na których spoczywać będą korony dla tegorocznych zwycięzców. Dołączyłam do grupy, która już przygotowywała inne rzeczy, ale nie minęła minuta, jak do sali wpadła Abigail i praktycznie każdy znieruchomiał. W pierwszej chwili zaczęłam zastanawiać się, jakim cudem ta dziewczyna miała u tych ludzi tyle respektu. Jednak po chwili zorientowałam się, że była wściekła, jak osa. A oni znali ją z tej strony.

— Co się dzieje? — podeszłam do niej, gdy stanęła dwa metry dalej i zaczęła rozstawiać po kątach dwóch chłopaków, przenoszących głośniki. Może to było naiwne, ale czułam, że mogę jej pomóc. Zwyczajnie nie wiedziałam, do czego była zdolna.

— Nie mam nikogo do śpiewania! — warknęła, cała drżąc. Nie sądziłam, że na świecie istnieje jakaś osoba, która przejmowałby się balem na koniec roku akademickiego w takim stopniu, jak Abigail.

— Jak to nie? Wczoraj mieli próby. Ta dziewczyna i Nate...

— Nate zrezygnował. — Odwróciła głowę zupełnie tak, jakby chciała ukryć napływające do jej oczu łzy. Ale ona nie płakała, tylko gotowała się z wściekłości.

— Jak to? Dlaczego? — Nie spodziewałam się takiej decyzji.

— Nie wiem. Powiedział, że w tym roku rezygnuje i wyszedł. Zadufany w sobie dupek! — warknęła. — Co ja mam zrobić... — Schowała twarz w dłoniach.

— Na spokojnie. Został tydzień. Możemy zrobić ogłoszenia i wywiesić na korytarzach. Może ktoś się zgłosi. A jak nie, to muzyka będzie od DJ-a i tyle. — Spojrzałam na dziewczynę, ale ta jakby nie kontaktowała. Po prostu minęła mnie i ruszyła do sceny, aby potem wydrzeć się na osoby, które rozstawiały instrumenty, aby "spierdalały". To cytat.

Stałam w osłupieniu, nie mogąc zrozumieć, jak tak miła i uporządkowana dziewczyna, mogła nosić w sobie tak dużo złości i frustracji. Po chwili dotarło do mnie, że zapewne właśnie tak patrzyli na mnie ludzie w stołówce, kiedy wpadłam w szał. Wróciłam do stolika i zabrałam się za mieszanie farb, słysząc wokół szepty innych, że dzisiaj nie warto się wychylać. Zanim mój pędzel dotknął masy, w kieszeni zawibrował mi telefon. Chciałam go wyłączyć, aby nic nie przeszkadzało mi w pracy, kiedy zobaczyłam wiadomość wysłaną przez Marcusa, na nasz grupowy chat, na którym byłam razem z Arianą i Nicole.

*Marcus*

Nate przyznał mi się dzisiaj, że to on zrzucił Louisa z urwiska.

*Nina*

Wiedziałam.

Wyłączyłam telefon i odruchowo rozejrzałam się dookoła, aby sprawdzić, czy nikt nie widział wiadomości. Zastanawiałam się, dlaczego chłopak mi nie powiedział. Zamiast tego mydlił mi oczy, że jest po naszej stronie. Może i jest, ale w bardzo pokraczny sposób. Tak miły, jak Abigail, dopóki ktoś nie zmieni jej planów. Tak miły, jak ja, dopóki ktoś nie wjedzie na mój honor.

Wychodząc z budynku, pierwsze co, to rozejrzałam się dookoła, aby wyłapać ewentualną obecność Ariany. Domyślałam się, że wczorajszego popołudnia zapewne była u jednego z wykładowców, w ramach skontaktowania się w sprawie projektu i to, że widziała mnie z Jasonem, było czystym przypadkiem. Jednak od teraz wiedziałam, że będę musiała być w szczególny sposób czujna. Skoro ona nas widziała, mógł nas równie dobrze każdy zobaczyć. Nawet Victor, który, byłam pewna, cały czas mnie obserwuje. Biorąc pod uwagę jego wcześniejszą aktywność, aż dziwne, że dalej nie pojawił się w moim życiu. Jeśli moje podejrzenia co do Ericka były słuszne, czemu nie dostałam SMS-a, albo telefonu z pogróżkami? Czemu do mnie nie zadzwonił, gdy dowiedział się o śmierci dwóch przestępców, którzy gonili mnie i Jasona? Na pewno o tym wszystkim wiedział. Ciężko mi było to przyjąć do wiadomości, ale brak Victora napawał mnie lękiem. Z jednej strony, żyłam w ciągłym niepokoju, bo nie wiedziałam, kiedy mogłabym się go spodziewać. Z drugiej jednak strony jego obecność, o ironio, dawała mi pewność bezpieczeństwa. W końcu tak miało być. Miał mnie chronić. Albo on, albo jego ludzie. Równie dobrze, znając branżę chłopaka, mógł już nie żyć.

Moje myśli uciekły gdzieś w przestrzeń, gdy dojrzałam w oddali zaparkowany samochód Jasona. Nieubłaganie zbliżał się moment powrotu rodziców do domu. Chciałabym, żeby go poznali. Jednak ich powrót też sugerował, że nie będziemy mogli spędzać ze sobą tyle czasu sam na sam. Nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić. Tak bardzo się do niego przyzwyczaiłam. Był jak narkotyk. Gdy nie mogłam się w nim zatracić, wracały wszystkie lęki.

— Cześć. — Uśmiechnęłam się do Jasona, gdy otworzyłam drzwi od strony pasażera i wyślizgnęłam się do środka auta.

— Jak minął dzień? — Pochylił się w moją stronę i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Przez sekundę, poczułam ciepło, rozlewające się po całym ciele.

— Całkiem dobrze. Dalej żyję, więc chyba jest okej. — Żartowałam, ale żadne z nas się nie zaśmiało. Nie do wiary, że ten mężczyzna był już tak bardzo wtajemniczony w mój świat.

— Gdzieś chcesz zajechać? — zapytał i skupiając się na widoku z lusterek, włączył się do ruchu. Zatrzymałam wzrok na jego dłoniach. Rana na jednej z nich na tyle się zagoiła, że już nie nosił bandaża.

— Chcę do domu. Jestem zmęczona. — Westchnęłam i odchyliłam głowę na zagłówek.

Na szczęście Jason nie naciskał, dzięki czemu mogłam bez skrępowania, w ciszy przyglądać się widokowi zachodzącego słońca za górami, a potem i oceanem. Tu naprawdę było pięknie. Czasami nie potrafiłam się tym nacieszyć. Czasami też nie potrafiłam opisać tego, co widziałam. Wpatrywałam się w bezkres, jednocześnie wsłuchując się w melodię utworu G-Eazy i Halsey o tytule „Him & I". Bywały momenty, gdy słuchając radia, doznawałam szoku, uzmysławiając sobie, jak bardzo stare niektóre piosenki były, a ja pamiętałam czasy, w których dopiero stawały się hitami.

Zanim się obejrzałam, Jason zaparkował samochód w tym samym miejscu, co zawsze. Wyłączył silnik i spojrzał na mnie z pytającym wyrazem twarzy. Dopiero po chwili się otrząsnęłam i wcześniej rozglądając się po okolicy, na wypadek sąsiadów lub kręcących się nieznanych mi ludzi, wysiadłam z auta. Wpuściłam nas do domu i pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam swoją torbę na małą pufę w przedpokoju. Rozciągnęłam się i ruszyłam do okien, aby chociaż na chwilę otworzyć te tarasowe.

— Coś się dzieje? — Odwróciłam się do Jasona, który zdjął swoją skórzaną kurtkę i powiesił ją na wieszaku.

— Nie. Wszystko okej — zaśmiałam się, choć dręczyło mnie kilka ciągłych spraw. Prawdę mówiąc, poważnie zastanawiałam się nad tym, czy nie powiedzieć o wszystkim Jasonowi. O wszystkim.

— Kiedy wracają twoi rodzice? — Oparł się o krzesło.

— W niedzielę. — Kiwnął głową. Zastanawiałam się, czy miał do mnie żal o to, że od razu mu tego nie powiedziałam. — Jesteś jakiś smutny. — Zauważyłam, ruszając w jego stronę. Gdy stanęłam obok, chwyciłam za jego ramię, pokryte czarnymi smugami tuszu.

— Mam dużo na głowie. — Westchnął. Widziałam po jego twarzy, że był zmęczony, na pewno bardziej niż ja.

— Zrobić ci coś do jedzenia? Możesz położyć się u mnie w pokoju i odpocząć. Albo wracaj do domu. Poradzę sobie...

— Nina. — Schował twarz w dłoniach. — Przestań. — Niepokoił mnie jego stan.

— Chcę ci pomóc. Ty dużo dla mnie robisz, a ja dla ciebie nic.

— Wystarczy, że jesteś — odparł i schował mnie w swoich ramionach. Zaskoczyło mnie jego zachowanie, przez co nie bardzo wiedziałam, jak powinnam zareagować.

— Zrobię nam obiad. — Próbowałam się wyswobodzić z jego objęć, ale ścisnął moje ramiona i wpił się w moje usta.

W pierwszej chwili czułam, jakby próbował odciągnąć mnie na siłę od obowiązków, ale zaczął całować głębiej, zjeżdżając na moją szyję, co spowodowało, że ugięły się pode mną nogi. Zanim się zorientowałam, podniósł mnie i zaniósł na piętro. Gdy zamknął za nami drzwi od mojego pokoju, rzucił mnie na łóżko i podciągając koszulkę do góry, zaczął składać mokre pocałunki na moim brzuchu, a potem coraz niżej. Wyłączyłam mózg, który praktycznie krzyczał, że coś jest nie tak. Pożądanie stało się silniejsze. Oddałam się jego dotykowi, a gdy sfinalizowaliśmy wszystko orgazmem, nawet nie miałam siły na nic więcej, niż tylko leżenie. Jason odwrócił się do mnie plecami i podkładając sobie pod głowę dodatkową poduszkę, wtulił się w jej krawędź i zamknął oczy. Był spięty, zmęczony, a mimo to wolał nacieszyć się moim ciałem, niż położyć się w spokoju spać. Przez moment przyszło mi do głowy, że może to dlatego, że do tego mu służyłam. Do zaspokajania potrzeb. Gardło ścisnęło mi się w krtani i musiałam przełknąć kulę powietrza, bo czułam, że do moich oczu napływały łzy. Czemu wariowałam? Czy aż tak bardzo potrzebowałam ciągłego zapewniania o uczuciu? To chyba problem do przerobienia na terapii. Westchnęłam, próbując jakoś uspokoić oddech, a potem delikatnie wtuliłam się w jego plecy. Przyłożyłam policzek do wypukłych blizn, a dłonią wykonywałam okrężne ruchy na jego skórze. Jeszcze niedawno wzdrygnąłby się na ten dotyk, teraz jednak nawet nie drgnął. Bałam się odezwać, ponieważ nie chciałam go męczyć, a z drugiej strony, czułam się w pewien sposób tak pozostawiona sama sobie, że potrzebowałam czegokolwiek, aby poczuć się lepiej.

— Ojciec mi to zrobił. — Usłyszałam drgania jego głosu w ciele. Moja ręka zatrzymała się w miejscu, a mnie oblała fala zimna.

— Dlaczego? — Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego normalnego dźwięku, bez drżenia.

— Test wytrzymałości. — Mówił to bez żadnych emocji w głosie.

— To potwór. — Znieruchomiałam, gdy po moich słowach, Jason odwrócił się na plecy. Odwrócił głowę i przez chwilę wpatrywał się w moje oczy.

— Ufasz mi? — Znowu zadał to pytanie.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i na chwilę schowałam twarz w dłoniach. Nicole i Ariana skutecznie zaszczepiły we mnie mnóstwo wątpliwości. Może to i dobrze, tylko problem polegał na tym, że w tej chwili wolałabym zostać zabita przez niego, niż przez kogokolwiek innego. W tym momencie poczułam na swoich nagich plecach jego dłoń.

— Powinnaś więcej jeść. Musisz być silna. — Znieruchomiałam na jego słowa, jednocześnie czując mrowienie na skórze w miejscach, gdzie przesuwała się jego dłoń. Po kręgu.

Nagle coś mi zajaśniało. Krótka myśl. Przelotna. On coś wie. A potem wybił mnie dźwięk powiadomienia z telefonu. Sięgnęłam do stolika nocnego. Najpierw wyświetlił mi się SMS od mamy, która wysłała serię zdjęć z Miami. Jednak, gdy skasowałam to powiadomienie, wyświetliło się inne. SMS od Victora.

*Victor*

Oscar spierdolił z ośrodka.

— O kurwa... — Wyszeptałam, a moje dłonie zaczęły drżeć do takiego stopnia, że wypadł mi z dłoni telefon. Podniósł go Jason i przeczytał wiadomość.

— Kto to? — zapytał tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— To jeden z moich prześladowców. Tylko ten akurat mnie broni... Dla innego — mruknęłam, w sposób złośliwy. — A Oscar to chłopak, z którym prowadziłam spotkania, aby zaliczyć przedmiot na studiach. Z tym że dowiedziałam się dzięki temu, że pracuje dla tego, który do mnie napisał. Pewnie nic nie rozumiesz. — Westchnęłam i zabrałam chłopakowi telefon.

*Nina*

Erick też?

— To dobry pomysł, żeby mu coś odpisywać? Skoro jest prześladowcą, to chyba powinnaś trzymać się od niego z daleka. — Zauważył, przez co podniosłam na niego wzrok. Oczywiście, że miał rację.

— To bardziej skomplikowane, niż może ci się wydawać. W pewien bardzo pokraczny sposób, mu ufam. — Jason wstrzymał na chwilę oddech.

— A to coś ważnego? — Kiwnął w stronę telefonu, na którym w tym samym momencie wyświetliła się wiadomość.

*Victor*

Wiadomo, że mu pomagał. Doskonale o tym wiedziałaś. Nie pierdol.

Jason podniósł na mnie wzrok z uniesionymi brwiami ku górze, zupełnie tak, jakby sprawdzał, czy zachowanie osoby, z którą pisałam, jakoś na mnie wpływało.

— Nie mam pojęcia. Zależy, jak się rozwinie, ale na pewno będę przesłuchiwana. — Zaczęłam z nerwów dłubać w pościeli.

— Wtedy możesz ich wsypać. — Kiwnął głową w stronę telefonu.

— Pomyślę — mruknęłam pod nosem, bo też sama nie wiedziałam, co mogłabym więcej dodać. Wątpiłam w to, że wszystko wyśpiewam, ale Jason wydawał się na tyle przejęty, że nie chciałam go denerwować.

Chłopak wziął mój telefon i odłożył na stolik, po czym chwycił mnie w talii i pociągnął do siebie w taki sposób, że mogłam wtulić się w jego bok i położyć się na jego klatce piersiowej.

— Myślałem o tym wszystkim długo... — zaczął, jednocześnie gładząc moje ramię kciukiem. — Może chciałabyś pojechać do mojego domu? W sobotę. — Podniosłam na niego wzrok. Zupełnie nie spodziewałam się takiej propozycji. — Mojej siostry nie będzie w domu. Będziemy mogli pogadać.

— Pogadać byśmy mogli i z twoją siostrą. — Zauważyłam, podnosząc do góry jedną brew.

— Chcę, żebyś czuła się komfortowo, okej? — Uśmiechnął się pod nosem.

— Dobrze. Możemy umówić się na sobotę. — Obdarzyłam go uśmiechem i złożyłam pocałunek na jego ustach. — Ja też mam dla ciebie propozycję.

— Jaką? — Dalej nie mógł przestać się uśmiechać.

— Moi przyjaciele chcieliby cię poznać — odparłam, na co Jasonowi zrzedła mina.

— Wiedzą o mnie?

— Niewiele, ale wiedzą, jaka jest u mnie sytuacja i wiedzą, że ty również o tym wiesz. To moi przyjaciele. Martwią się o mnie.

— To twoi przyjaciele. Ja nie muszę im ufać. — Ewidentnie był zirytowany. Nie rozumiałam tego, ponieważ nawet nigdy ich nie poznał. No może oprócz tego krótkiego momentu na stołówce.

— Jason... Oni mi uratowali życie. Ariana, jako jedyna potrafi uspokoić mnie w szale. Byli ze mną w takich momentach, o jakich nawet ci się nie śni. — Przed oczami zobaczyłam nas, leżących na tyłach kontenerów w wesołym miasteczku, albo gdy Marcus i Ariana wspierali mnie podczas spotkania z Victorem, który otwierał przede mną czarny worek ze zwłokami.

Jason westchnął i na chwilę zamknął oczy.

— Rozumiem to, ale nie czuję się na siłach.

— Nie musimy teraz. Może w niedzielę. Może w następnym tygodniu. — Zaczęłam mu proponować, ale Jason schował twarz w dłoniach, a następnie wygrzebał się z pościeli i zaczął się ubierać. — O co ci chodzi? — Odwrócił się do mnie przodem i wsunął na siebie bokserki.

— O nic.

— Przecież widzę, że jesteś wkurwiony — warknęłam, na co podniósł jedną brew.

— Nie bardziej niż ty. — Odpysknął i zniknął za drzwiami do łazienki.

Irytował mnie. Coraz bardziej. Coraz więcej rzeczy zaczęłam zauważać w jego zachowaniu. Albo on coraz bardziej zaczął mi pokazywać, jaki jest naprawdę. Z pewnością coś zaczynało się między nami zmieniać. Pod pewnymi względami pozytywnie, gdyż wiedzieliśmy o sobie więcej rzeczy, ale jednocześnie, te rzeczy nie były czymś, co byłoby w jakikolwiek sposób przyjemne. Powoli do mnie docierało, że może i Jason był bardzo romantycznym i odważnym mężczyzną, ale jednocześnie był uparty i może nawet czasami zbyt pewny siebie. Arogancki. Miał ciężki charakter, co nie powinno być dla mnie szokujące, mając konkretną wiedzę psychologiczną i mając świadomość o jego niektórych doświadczeniach. Pod wieloma względami nawet niewiele różnił się od Victora. A gdy doszła do mnie ta myśl, wryło mnie w ziemię.

— Przepraszam. — Aż wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam głos chłopaka, gdy wyszedł z łazienki i stanął po drugiej stronie pokoju. Podniosłam na niego wzrok. — Jest chujowo. Strasznie. Wariuję. — Przez tę jedną chwilę, wydawał się bezbronny.

— Kiedy mi powiesz, co się dzieje? — Nie dałam jednak za wygraną, co zaskoczyło Jasona.

Cisza, która między nami zapadła, sprawiła, że zaczęłam się coraz bardziej bać. Może ja wcale nie chciałam znać prawdy? Dlatego go o nic nie pytałam? Wolałam żyć w niepewności, w niewiedzy. Niż dowiedzieć się o czymś, co mogłoby zniszczyć nas oboje.

— W sobotę — odpowiedział beznamiętnie i nasze spojrzenia się spotkały. — Wiem, że mi ufasz i ja tobie również ufam. — Podkreślał to tak często, że miałam wrażenie, jakby bał się, że tak nie jest.

— Ufam ci.

Piątkowy poranek był dla mnie jak kubeł lodowatej wody. Na głowie miałem kilka niezbędnych spotkań i mnóstwo wątpliwości. Jedynym tego pozytywem był fakt, że dzisiejszego dnia nie planowałem widzieć się z Niną. Mimo że bez niej czułem się jak dziecko we mgle, miałem zamiar powiedzieć jej prawdę, a patrzenie na jej nieświadomość o rzeczywistości, było dla mnie jak wbijanie w ciało gwoździ. Wczoraj byłem na skraju wyczerpania. Dobijała mnie jej dobroć i otwartość. A jednocześnie czułem, że zaczęła się domyślać. Oczywiście robiłem wszystko, aby nie postrzegała mnie jako wybawiciela, ostrzegając w różny sposób o tym, że mogę okazać się kompletnie inną osobą. Mimo to, mimo wszystko, ona dalej przytulała mnie tak, jakbym był jedyną ostoją bezpieczeństwa na tym świecie. I to mnie zabijało. Doprowadzało do szału.

Wpadłem do domu i od razu w salonie spotkałem Victora.

— Możesz mi powiedzieć, co odpierdalasz?! - warknąłem na niego, jednocześnie czując, jak moje ciało się rozluźnia. W końcu mogę dać upust swoim emocjom.

Justin i Nathan, siedzący na kanapie, spojrzeli na mnie, jednocześnie zastygając z jedzeniem w rękach. Widać było, że dopiero wstali.

— O chuj ci chodzi? — Przyjaciel spojrzał na mnie z niezrozumieniem w oczach i rozłożył ręce jakby w geście bezradności.

— Po jaką cholerę do niej piszesz?! Po co ją straszysz? — Uśmiechnął się i pokręcił głową w reakcji na moje pretensje, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.

— Nie można rozmawiać z twoją dziewczyną? — Założył ręce na piersi. — Chyba lepiej, jak będzie wiedziała wcześniej. Przynajmniej spodziewa się przesłuchania na policji.

— Zostaw ją w spokoju. — Spojrzałem mu prosto w oczy, a następnie ruszyłem do kuchni, aby napić się czegoś zimnego. To był parny poranek. — W sobotę ma w tym domu nikogo nie być. Zabierzesz Judy do Las Vegas. — Z ostatnim rozkazem zwróciłem się do Victora.

— Niby dlaczego? — Z kanapy podniósł się Justin i przyglądał mi się z niepokojem.

— Ponieważ postanowiłem, że powiem Ninie prawdę. — Oprócz ciszy, jaka zapadła w pomieszczeniu, z tyłu dobiegł mnie dźwięk krztuszącego się kawałkiem bułki, Nathana.

— Do reszty cię pojebało. — Victor złapał się za głowę.

— Taką decyzję podjąłem. Na wszelki wypadek weźcie ze sobą najważniejsze dokumenty i broń. W razie, gdyby jej odbiło. Musimy być gotowi na ucieczkę z miasta. — Westchnąłem, dalej nie będąc w stu procentach pewny, czy mogłem jej ufać. Jedyne co dawało mi nadzieję to to, że czuła do mnie to samo, co ja do niej.

— Ty siebie słyszysz?! Chcesz nas, kurwa, swoją rodzinę najbliższą poświęcić dla jakiejś suki?! — wybuchł Victor.

Jego słowa wyłączyły mi mózg, jakby od nowa uruchamiając we mnie furię, która rosła w drodze do willi. Podeszłam do Victora i uderzyłem go z pięści w twarz. Chłopak odskoczył i złapał się za policzek, przyglądając mi się w szoku.

— Jakiej suki? — zapytałem ze stoickim spokojem.

Nim się zorientowałem, Victor do mnie doskoczył i jego pięść wylądowała na mojej twarzy. Zaczęliśmy się szamotać, jednak w porę, zanim zaczęliśmy mierzyć do siebie z broni, wszedł między nas Justin.

— Co wy wyprawiacie?! Do cholery! Będziecie się być o kobietę?! — warknął, co raz spoglądając to na mnie, to na Victora.

Przetarłem twarz dłonią, na której został ślad po krwi. Przekląłem pod nosem.

— Jeśli kogokolwiek zabiję z ich rodziny, to tylko tego policjanta. Uważam, że ona powinna wiedzieć, co się dzieje. To wszystko. — Wzruszyłem ramionami.

— I wsadzić nas do więzienia. Ja wiem, co to znaczy. Nie raz siedziałem, tylko dlatego, żeby chronić twoją jebaną dupę — warknął Victor.

— Jeśli nas wyda, uciekniemy. Będziemy na to gotowi. Ale jeśli nas tu zabraknie, ona zostanie zamordowana w przeciągu doby. I ją o tym uświadomię — odparłem. — A jeśli będzie lojalna i mi wybaczy, to nie wiem, jak to się skończy. — Popatrzyłem na chłopaków, a potem zostawiłem ich samych, udając się do łazienki, aby zmyć z twarzy krew.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top