2. On po prostu uciekł
Uwielbiałam studiować. Choć zajęcia nie pokrywały się szczególnie z moimi zainteresowaniami, lubiłam na nie uczęszczać. Były dla mnie swego rodzaju azylem. Czasem nawet ucieczką od realności. Bałam się do tego przyznawać, ale czułam się samotna. Rodzice potrafili pracować od rana do nocy, a że nie miałam rodzeństwa, większość dzieciństwa spędzałam samotnie w czterech ścianach. Ariana skutecznie próbowała wypełnić w moim życiu tę lukę. Najpierw zabierała mnie na liczne imprezy i powiększała grono moich znajomych, potem zachęcała mnie do pracy, studiowania i wielu innych zajęć, od których niejednokrotnie wybuchała mi głowa.
Choć było jej ciężko zrozumieć, że taka ilość bodźców często mnie wykańczała, wydawało mi się, że w końcu zrozumiała. Ależ byłam w błędzie, czego idealny przykład stanowiła jutrzejsza impreza. Nie będę udawać, że nie lubię się napić, albo posłuchać głośnej muzyki, ale wolę spędzać tak czas w zamkniętym towarzystwie, a nie na domówce z kilkunastoma nieznajomymi.
Za oknem padał deszcz i wiał silny wiatr. Stałam i wpatrywałam się w krople wody spływające po przezroczystej tafli szyby. Deszcz w Malibu? Moja przesądność od razu dała o sobie znać. W głowie zaczęły mnie nachodzić niesamowite scenariusze o tym, jak wiele rzeczy tego dnia może się nie udać, skoro z samego rana spotyka mnie tak niedorzeczna sytuacja. Odsunęłam firankę i otworzyłam okno, pozwalając świeżemu powietrzu na owładnięcie wszystkich mebli, jakie miałam w pokoju. Od razu nabrałam chęci do działania.
Ten dzień nie miał prawa się nie udać. Ostatnio raczej spotykały mnie dobre rzeczy. Wszystko, zdawać by się mogło, tworzyło równą, poziomą linię, nie pozwalając mi przy tym się potknąć przez jakiś przypadkowy dołek.
Założyłam biały T-shirt i wsunęłam na nogi jasne jeansy z dziurami. Nałożyłam na twarz kilka stałych kosmetyków, które delikatnie podkreślają moją urodę. Najczęściej był to korektor i tusz do rzęs, ale dzisiejszego dnia przekonałam się do czerwonej szminki. Może to ten deszcz wpłynął na moją decyzję? To świeże, rzadkie w tym rejonie, powietrze, które poprawiło kondycję mojego mózgu?
Następnie związałam swoje brązowe włosy w koka i zeszłam na parter. Rozejrzałam się po pustej przestrzeni salonu i westchnęłam na widok rozrzuconych po całym stole dokumentów mamy. Pracowała w firmie ubezpieczeniowej i po całym domu można było znaleźć jakieś papiery, które zwykle wieczorem usilnie próbuje znaleźć. Zebrałam kartki do teczki i odłożyłam ją na półkę regału wypełnionego motywującymi książkami, zbiorami wierszy i starymi gazetami, w których lubował się ojciec.
Wróciłam do kuchni. Otwierając lodówkę, moim oczom ukazała się miska wypełniona ciastem naleśnikowym.
Mogłam czuć się w domu samotna, ale oni zawsze o mnie pomyśleli. Nawet przy tak błahej sprawie, jaką było śniadanie.
Wyjęłam naczynie, nagrzałam patelnię i wylałam jego zawartość, tworząc średniej wielkości placki. W międzyczasie znalazłam w szafce dżem jagodowy, syrop klonowy, a w lodówce bitą śmietanę. Gotowe danie ozdobiłam, z ekspresu wyjęłam filiżankę kawy i zasiadłam do stołu, twarzą zwracając się w stronę drzwi tarasowych, przez które widziałam, jak krople deszczu uderzały w rozkwitnięte kwiaty posadzone w białych donicach.
Szum dochodzący z zewnątrz był dla mnie tak kojący, że zrezygnowałam z włączenia radia. Moment wyciszenia przerwał jednak donośny dzwonek powiadomienia. Odblokowałam telefon i ujrzałam SMS od Ariany, w którym pytała, czy potrzebuję podwózki. W pierwszej chwili przewróciłam oczami na samą myśl o podróży z nią i słuchaniu niekończących się opowieści o nieistotnych sytuacjach. Zaraz jednak dotarło do mnie, że pogoda raczej nie ma w planach zmian, a przystanek autobusowy znajdował się dwadzieścia minut od domu. Zdecydowałam się na proponowaną pomoc, w duchu karcąc się za niechęć do zrobienia prawka.
Co ja sobie myślałam? Całe Malibu jest nastawione na poruszanie się głównie samochodami. Co prawda nie przeszkadzało mi pokonywanie kilku kilometrów dziennie pieszo, ale nigdy nie wiadomo, kiedy prawo jazdy mogłoby mi się przydać.
Po zjedzeniu śniadania posprzątałam naczynia, zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i sprawdziłam, czy w każdym pomieszczeniu zamknęłam okna. Na naszej dzielnicy ciągle słychać było o włamaniach, przez co wolałam się upewnić. W końcu wyszłam przed dom, widząc zaparkowaną przed bramą białą Hondę Civic. Wsiadłam na miejsce pasażera i rzuciłam na tylne siedzenia swoją torebkę.
— Tak bardzo nie mogę się już doczekać imprezy! — krzyknęła przyjaciółka i ruszyła, zanim zdążyłam zapiąć pasy.
— Nie spodziewałabym się czegoś nadzwyczajnego. W końcu to znajomi Nicole więc pewnie zaprosi pół wydziału medycyny — stwierdziłam, uważnie przyglądając się błyszczącej od wody drodze.
— A nawet jeśli, to co? Uważasz, że oni nie potrafią się bawić? — Podniosła na mnie jedną brew.
Tylko czekałam, aż stwierdzi, że psycholog nie powinien tak kategoryzować.
— Uważam, że może być trochę sztywno. W końcu możliwe, że wolą porozmawiać o czymś bardziej sensownym niż to, jakie majtki założyła najbardziej puszczalska laska w mieście.
— Nina, oni zajmują się badaniem zwłok. Myślę, że marzą o tym, aby czasem odciąć swój mózg od tej okropnej rzeczywistości. — Skręciła gwałtownie, przez co mocniej chwyciłam boki fotela.
— Ja tymczasem marzę o tym, aby wysiąść — warknęłam w kierunku różowowłosej.
— Było zrobić sobie prawko — wyszczerzyła się i dodała gaz do dechy.
Widząc w oddali mury budynku, do którego się zbliżałyśmy, pewna cząstka mnie odetchnęła z ulgą. Nie miałyśmy jednak zbyt wiele czasu na rozmowy przed lekcjami, gdyż przez załamanie pogody po drodze stałyśmy w korkach. Mimo to, Arianę dalej nie opuszczał dobry humor.
— Idziemy dzisiaj po sukienki. — Pogroziła mi palcem.
— A może mam już...
— Proszę, kto ci w to uwierzy? Po raz dziesiąty założysz tą czarną, w której byłaś na wszystkich poprzednich imprezach? — Spojrzała na mnie z pobłażliwością.
— Mam też bardziej...
— Tu trzeba powiewu świeżości! Zaskoczmy ich czymś.
— Mogłabyś mi nie przerywać? — Zmierzyłam ją wzrokiem.
Dopiero teraz dziewczyna się wyprostowała i zatrzymała swój wzrok dłużej na mojej twarzy.
— Coś się stało? — Zmarszczyła czoło.
— Nie. Po prostu chociaż przez chwilę mnie posłuchaj.
— Kochanie, gdybym cię słuchała, stałybyśmy w tym samym miejscu, w którym byłyśmy pięć lat temu. — Puściła do mnie oczko.
Oparłam się plecami o oparcie fotela i westchnęłam. Mogłabym to potraktować jako umniejszanie mi. Zapewne taki stan właśnie był jej celem. Jednak nie odbierałam tego personalnie. Bo zwykle byłam w grupie tą rozsądną, a może nawet neurotyczną. I choć zapewne było mnóstwo takich sytuacji, w których mój charakter uratował nam życie, to jednak gdyby nie Ariana... Nie wiem, gdzie teraz bym była. Kim bym była. Nie różniłyśmy się od siebie jakoś szczególnie, jednak to ona była tą inicjującą jakieś działania.
Po zajęciach, jak praktycznie każdego dnia, udałam się z przyjaciółką do kawiarni, w której przepracowałyśmy kolejne cztery godziny. Szef wypuścił nas wcześniej ze względu na piątek oraz to, co wydarzyło się z pogodą. Po porannym deszczu przyszedł upał i duchota do takiego stopnia, że nawet Ariana ubrana w cienką sukienkę na ramiączka, pociła się, stojąc. Ben, który cierpiał na nadciśnienie i chorą tarczycę, nie był w stanie dłużej siedzieć w kuchni. Przez co kazał nam zamknąć lokal. Dla nas był to plus, a kawiarnia i tak miała bardzo wysokie dochody, przez co nie musieliśmy się martwić o żadne straty. Zwłaszcza że letnie miesiące zbliżały się wielkimi krokami, a co za tym idzie, mnóstwo ślubów, urodzin, chrztów i innych bardziej wystawnych zabaw, które organizowaliśmy. Dla mnie i dla Ariany lato kojarzyło się z ciężką pracą.
Wybrałyśmy się do najbliższego centrum handlowego i rozpoczęłyśmy poszukiwania sukienek na jutrzejszy wieczór. Po godzinie zadowolone wyszłyśmy z jednego z sieciowych sklepów i zgodnie postanowiłyśmy, że jeśli za chwilę nie napijemy się mrożonej kawy lub nie zjemy loda, umrzemy. Ruszyłyśmy w stronę McDonalda. Jęczałam w stronę Ariany, że o wiele lepszym pomysłem będzie wybranie kawiarni, gdyż sama nie byłam zwolenniczką kaw z tego Fast Foodu. Nie mogłam ukrywać faktu o moim wyczulonym smaku, jaki nabyłam przez lata pracy przy profesjonalnym ekspresie i ze świeżymi składnikami. Dziewczyna nie chciała mnie słuchać, gdyż nastawiła się na zakup nowości, czyli kokosowo-malinowego shake.
Idąc jakieś trzy metry za różowowłosą, nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Bez zastanowienia odwróciłam się za siebie, przyklejając do twarzy uśmiech. W głowie zdążyła mi się nawet pojawić wyuczona regułka albo przeprosin, albo tekstu „nic nie szkodzi". Jednak widząc za sobą mężczyznę z komisariatu, zesztywniałam. Mój mózg z trudem próbował nadążyć nad zaistniałą sytuacją. Jeszcze bardziej z rytmu wybił mnie szeroki uśmiech bruneta.
— Cześć — odezwał się jak gdyby nigdy nic.
Już chciałam odpowiedzieć, ale przez głowę przeleciała mi scena z wczoraj, kiedy to ojciec poinformował mnie, kim w rzeczywistości był ten nieznajomy. Wszystkie fakty uderzyły mnie z tak ogromną siłą, że zachwiałam się na nogach. Jednak poczułam obecność Ariany, która chwyciła mnie lodowatą dłonią za nadgarstek, ukrywając się niejako za moimi plecami.
— Zupełnie się was tu nie spodziewałem. Co za niespodzianka! — kontynuował swój wywód zupełnie niewzruszony faktem naszej dezorientacji.
Dyskretnie zaczęłam rozglądać się dookoła. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Nawet ochrona, która przechadzała się od wejścia do końca korytarza. Nikogo podejrzanego również nie zauważyłam w okolicy. Coś było bardzo nie tak.
— Niespodziewana — mruknęłam.
Spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Dlaczego cały czas był taki radosny?
— Jestem Victor, chyba mnie pamiętacie — przedstawił się.
— Tak — oznajmiła Ariana. — My się troszkę śpieszymy — zaśmiała się nerwowo, coraz mocniej zaciskając dłoń wokół mojego nadgarstka.
Napierała na mnie, abym się ruszyła. Pewnie w tej chwili nie marzyła o niczym innym, jak o tym, aby jak najszybciej znaleźć się w domu, ale musiałybyśmy być kompletnymi idiotkami, aby po takiej sytuacji pojechać prosto do naszych miejsc zamieszkania. Szczerze wątpiłam, że Victor był tutaj sam. I że jego zagadanie było całkowicie przypadkowe.
— Jasne. Rozumiem. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. — Spojrzał na mnie, skupiając wzrok intensywniej, niż do tej pory, zupełnie tak, jakby chciał położyć nacisk na wypowiedziane przez siebie słowa.
— Po co mielibyśmy się spotkać — zapytałam, nie rozumiejąc jego intencji, jednocześnie słysząc za plecami zniecierpliwione westchnięcie Ariany.
— Porozmawiać. Poznać się. Może się zaprzyjaźnić. — Wzruszył ramionami i włożył dłonie do kieszeni swoich szortów.
— Ach tak. Po cholerę nas śledzisz? — wysyczałam, pochylając się w jego kierunku, przez co sam się cofnął.
— Ja was? — zaśmiał się. — Zauważyłem was na komisariacie. Los chciał, że teraz też was spotkałem, więc postanowiłem się przedstawić. — Wzruszył ramionami.
Przerzucał wzrok z twarzy Ariany na moją.
— Żartujesz, prawda? Jesteś przestępcą. Wczoraj siedziałeś i mam ci uwierzyć, że tak po prostu sobie wyszedłeś na wolność?
— Zapytaj swojego tatusia. — Zrobił krok w moją stronę.
Ariana od razu puściła moją rękę i stanęła między nami.
— My już musimy iść — wycedziła, próbując opanować drżenie głosu.
— Dalej chcesz mi wmówić, że nasze spotkanie jest przypadkowe, skoro nawet wiesz, kim jest mój ojciec?! — warknęłam, nie odrywając wzroku od czekoladowych oczu Victora.
— Pokaż mi chociaż jedną osobę, która tego nie wie w tym pieprzonym mieście.
— Jakoś nie przypominam sobie, aby każdy przestępca po odsiedzeniu wyroku za mną łaził.
— Chyba teraz stanie się to normą. — Wzruszył ramionami i odszedł bez słowa.
Wpatrywałam się w jego plecy, aż wyszedł z budynku. Odtwarzałam każde jego słowo, próbując skupić się na intencji, jaką chciał mi przekazać zwłaszcza w ostatnim zdaniu.
— Musimy powiedzieć twojemu ojcu. — Szarpnęła mnie za ramię Ariana.
— Po chuj go w ogóle wypuszczali? — warknęłam, zupełnie nie słysząc wcześniejszych słów dziewczyny.
— Mi wczoraj tata mówił, że mają za mało dowodów — tłumaczyła, kierując nas w stronę wyjścia z centrum handlowego.
— Co to znaczy za mało dowodów?! Wiesz, kto to był? — Wyszarpnęłam swoje ramię z uścisku Ariany i przyśpieszyłam kroku w kierunku samochodu przyjaciółki.
— Dlatego zaraz to zgłosimy.
Bez dyskusji od razu ruszyłyśmy w stronę komisariatu. W drodze opanowałam swoje emocje, czego nie mogłam jednak powiedzieć o Arianie. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak źle wpłynęło na dziewczynę spotkanie z tym przestępcą. Zawsze wydawało mi się, że to ona była opanowana w takich sytuacjach, ale czy rzeczywiście kiedyś miała do czynienia z podejrzaną osobą, którą spotkała na wolności? Raczej zwykle była na wygranej pozycji, mając władzę nad przeciwnikiem. W tej chwili jednak mogłyśmy się okłamywać, ile tylko się dało, ale to Victor miał nad nami przewagę.
Wchodząc do miejsca pracy ojca, doznałam lekkiego szoku. Telefony ciągle dzwoniły, sekretarka nie nadążała ich odbierać. Kilku policjantów przepchnęło nas w drzwiach, biegnąc do swoich samochodów.
— Nie ma Rogera i Toma — odparła kobieta w opiętej sukience, przerywając na chwilę z kimś rozmowę przez telefon.
— Jak to? — jęknęła Ariana, wchodząc głębiej do pomieszczenia.
— Mamy nagłą akcję. Uciekł nam jeden z podejrzanych — zaczęła tłumaczyć, gdy się rozłączyła.
— Ten z wczoraj? — Kiwnęłam głową w stronę pustych krzeseł na recepcji.
Kobieta tylko skinęła głową i odebrała kolejny telefon. Spojrzałam na Arianę, która pokręciła głową z szeroko otwartymi oczami.
Czyli go nie wypuścili. On po prostu uciekł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top