13. To idealny moment

Już we wtorkowy poranek Marcus został wypisany ze szpitala. Co równie pozytywnie mnie zaskoczyło, Ariana zdecydowała się na podobny krok. Zaraz po obiedzie zadzwoniła do mnie z prośbą o pomoc. Nie do końca rozumiałam potrzebę mojej obecności, chyba że miałam występować w roli przyjaciółki dodającej otuchy. Szczerze zdziwiłam się, że to Tom nie przyjechał, aby odebrać swoją córkę. Może szybko wracała do zdrowia, ale jednak nie była jeszcze w pełni sił. A na pewno nie na tyle, aby mogła wlec się z jednego końca miasta na drugi, z ciężką torbą.

— Teraz to zanudzę się tu na śmierć — jęknęła Nicole, gdy różowowłosa zasunęła swoją torbę, gotowa do opuszczenia sali szpitalnej.

— Będę cię codziennie odwiedzać. — Odezwałam się od razu.

Było mi cholernie szkoda dziewczyny. Mogłabym nawet uznać, że to ona najbardziej się dla mnie poświęciła, tamtej feralnej nocy. I właśnie teraz płaciła za to srogą karę.

— Zanim się obejrzysz, będziesz na wolności. Zresztą wiesz, że ja również powinnam tu jeszcze zostać. — Ariana spojrzała znacząco najpierw na Nicole, a później na mnie.

Ben, używając eufemizmu, dość jasno zakomunikował, żeby Ariana w możliwie szybki sposób wróciła do dawnej sprawności. I choć wydźwięk jego sugestii napawał niepokojem, nie stanowiło to dla nas żadnej nowości. W życiu po prostu były rzeczy ważne i ważniejsze. W tym konkretnym przypadku, skoro Ariana prędko podniosła się z dołka, dla Bena zwyczajnie nie było przeciwwskazań, aby dziewczyna miała problem, żeby stawić się w sobotni wieczór na bankiecie.

— Lubię sobie tam dorabiać, ale czasami jak was słucham, nie mogę uwierzyć, że jeszcze tam pracujecie — zaśmiała się czerwonowłosa.

Mogłyśmy dyskutować na ten i podobne tematy w nieskończoność, ale Arianie zależało, aby w możliwie najszybszy sposób dotrzeć do domu. Chciała wykorzystać wolny czas w pełni na regenerację. Pomogłam jej wyjść z budynku, a następnie wsiąść do auta Marcusa, którego poprosiłam o pomoc.

— Trochę się boję, że on siedzi za kierownicą — mruknęła, gdy zajęłam miejsce obok chłopaka, a ten odpalił samochód.

— W takim razie, gdzie jest twój ojciec? — zapytał głosem zupełnie obojętnym.

— Dokładnie tam, gdzie tatuś Niny. — Westchnęła.

Zrobiło mi się szkoda przyjaciółki. Niby zawsze było tak samo. Tom i Roger, ze względu na zajmowane stanowiska, musieli być obecni na większości szkoleń i spotkań. Byłyśmy przyzwyczajone do nich nieobecności. Jednak teraz złożyło się to niefortunnie w czasie.

— Skoro jesteśmy w takim składzie, chciałabym poruszyć jeden temat — zaczęłam spokojnie, choć kątem oka zauważyłam, jak Marcus się spiął.

— Znowu... — warknęła Ariana, zapewne już znając mój ton głosu.

— Tak naprawdę to nie ma co narzekać. Moja mama wyjechała na dwa dni na wyjazd integracyjny do Miami. Wraca w czwartek. Ojciec ma szkolenia, a w środową noc ma go nie być w domu. Dziadkowie pierwszy raz będą w środę nocować w swoim odremontowanym domu. Dla mnie jest to idealna okazja na zamknięcie przynajmniej części ze spraw. — Wyjaśniłam szybko, nie pozwalając sobie na załamanie w głosie. Samo myślenie o planie, jaki zdążyłam przygotować, mnie stresowało.

— Nie no... Masz rację, może po prostu nie być lepszej okazji. — Przyznał od razu Marcus, co napawało mnie nadzieją.

— Pogadam z ojcem, przekonując go, że najbezpieczniej będzie, jeśli będę nocować w środę poza domem.

— U mnie. Przyjadę do ciebie wieczorem i weźmiesz ze sobą to, co trzeba — wtrącił od razu przyjaciel.

— Dokładnie tak myślałam. Umówię się z Victorem w połowie drogi, przy szosie między moim a twoim domem.

— Widzę, że Marcus, tobie też zaczyna już odwalać — warknęła Ariana, przerywając nam naradę.

— Możesz narzekać i protestować, ale pomyśl też racjonalnie. To idealny moment. — Szczerze zdziwiłam się, że Marcus był aż tak zaangażowany.

— Dobrze. Racjonalne myślenie. Jak zamierzasz się z nimi skontaktować? — zapytała mnie, a ja poczułam, jak przeszywają mnie dreszcze.

— Mam numer...

— Co? — Mimo że głos przyjaciółki był opanowany, pewna byłam, że to tylko tykająca bomba.

— Dał mi numer...

— Kiedy?

Wciągnęłam głośno powietrze.

— Jak wracałam w niedzielę ze szpitala. Zgarnął mnie po drodze i głównie naciskał na to, abym jak najszybciej oddała mu dowody.

— I po raz kolejny mu ufasz...

— A co mam zrobić z tą bronią? Zjeść?! — Podniosłam głos, przez co Ariana się wyprostowała i zamilkła.

Siedzieliśmy w ciszy, czekając, aż światła zmienią swój kolor na zielony, a wszyscy przechodnie zejdą z pasów.

— Ty też możesz u mnie nocować. — Usłyszałam nagle głos Marcusa, który wpatrywał się w lusterko.

— Po co? — warknęła.

— Zawsze raźniej. Poza tym raczej nie proponuję Ninie nocowania. Zwykle wszyscy w tym uczestniczymy...

— Należałoby każde możliwe podejrzenie wyeliminować. Tak dla bezpieczeństwa — dodałam od siebie, gdyż bardzo spodobał mi się pomysł chłopaka.

— Zastanowię się.

— A w czwartek nie macie na rano do pracy? — Zainteresował się.

— Ja ogarnęłam sobie wizytę w zakładzie rehabilitacji dla dzieci i trudnej młodzieży. — Zakomunikowałam.

Po udanych przesłuchaniach miałam chwilowy zryw chęci do działania. Poczułam, że może jeszcze nie wszystko stracone. Że nie warto zatrzymywać się w miejscu, tylko dlatego, że raz podwinęła mi się noga. Stąd też moje nagłe zainteresowanie zaliczeniem zajęć. Udało mi się skontaktować z placówką, która znajdowała się w dogodnej odległości od uczelni i domu. Właścicielka nie była zbyt chętna do rozmowy, ale po dłuższej dyskusji, zgodziła się na moją wizytę i współpracę.

— I mecz... — Słusznie zauważyła różowowłosa.

— Nie wiem, czy zamierzam się tam pojawić — mruknął chłopak, a ja od razu odwróciłam głowę w jego stronę.

— Zdjęli cię?

— Louis będzie grał. — Uśmiechnął się sztucznie.

— Czyżby szykował się nowy konflikt? — Słysząc dumę w głosie przyjaciółki, po raz kolejny czułam, jak narasta we mnie złość.

— Przestań. Louis i tak nie jest na twojej pozycji. — Wskazałam na Marcusa. — No i jesteś słaby. Mógłbyś złapać jakąś kontuzję.

Mark nie był zadowolony, choć zdawał sobie sprawę z mojej racji. Nie zamierzałam jednak dłużej dyskutować, gdyż wiedziałam, że pogorszyłoby to sprawę. Chłopak traktował swoją obecność w drużynie jako swego rodzaju zwycięstwo. Dlatego każdy wróg, który, choć w minimalnym stopniu próbował zaburzyć jego uczestnictwo w grupie, był przez niego traktowany bardzo poważnie. Zauważyłam również, że Louis swoją tak krótką obecnością mocno namieszał w naszej paczce. Myślałam o tym już praktycznie cały dzień. Gdy po odwiezieniu Ariany do domu, Marcus podrzucił mnie pod restaurację. I, gdy obsługiwałam klientów, sprzątałam, czy ucięłam sobie pogawędkę z innymi pracownikami. A najbardziej w momencie, w którym po wyjściu z pracy dostałam od Louisa wiadomość, że jednak odwołuje nasze popołudniowe spotkanie. Mieliśmy iść na obiad do nowej restauracji w centrum. Jego nagła zmiana decyzji mnie nie zdziwiła, gdyż często podczas pisania komunikował mi, że jest zajęty, albo wybiera się na spotkanie z kolegami.

Poczułam lekkie ukłucie zazdrości, ale szybko się za to skarciłam, gdyż nie byliśmy jeszcze na takim etapie relacji, żebym miała się o coś takiego obrażać.

Postanowiłam za wiele o tym nie myśleć, a na pewno nie pozwolić na to, aby ta nagła zmiana planów zniszczyła moje pozytywne nastawienie do całego dnia. Wiedziałam, że nie powinnam chodzić sama po mieście, ale zupełnie nie miałam ochoty na podróż autobusem. Wyszłam z założenia, że jeśli się przejdę, raczej nie będę narażona na jakieś niebezpieczeństwo, ponieważ było późne popołudnie, słońce chowało się za budynkami, a cała społeczność Malibu budziła się do życia. Godzina plażowania została rozpoczęta. Tłumy miejscowych zbierały się w okolicach parku, najczęściej z deskami surfingowymi, aby wybrać się w gronie przyjaciół na trening. Najbardziej zazdrościłam tym, którzy mieli w swoim posiadaniu jachty. W dzieciństwie żarliwie namawiałam ojca na jego zakup, ale zawsze jakimś dziwnym trafem był w stanie przekupić mnie czymś innym. Dopiero później dowiedziałam się, że mężczyzna cierpi na chorobę morską.

Po kilkunastu minutach spaceru jakiś dziwny objaw strachu pojawił się w głębi mojego ciała. Nie mogłam zlokalizować przyczyny takiego stanu, ponieważ ani moje myśli nie wskazywały na wywołanie we mnie takiej reakcji, ani też nic niepokojącego nie wydarzyło się w moim otoczeniu. Ten stan doprowadził mnie do decyzji o powrocie na przystanek autobusowy. Pragnęłam przeżyć choć jeden normalny dzień. Dzień, w którym na pewno nikt mnie nie zaczepi i nie będę się bała z powodu wyciągniętego w moją stronę noża. Chciałam, aby tak pozostało, dlatego wsiadłam w pierwszy autobus i zajęłam miejsce blisko kierowcy. Nie miałam żadnych planów na wieczór, a też nie mogłam wymagać jakiegoś kontaktu od Ariany, czy Nicole. Powinny odpoczywać. Louis był zajęty, a nachalne pisanie i zwracanie na siebie uwagi nie było w moim stylu. No dobra, było, ale na razie musiałam stwarzać pozory. Poczułam potrzebę jakiegoś ruchu, ale bieganie, niezależnie od tego, czy w lesie, czy po dzielnicy, odpadało. Ćwiczenia w domu przy jakimś filmiku? Lepsze to niż nic. Albo to, albo serial. Mogłabym się też przygotowywać do pierwszej wizyty w centrum rehabilitacji, ale nawet nie wiedziałam jeszcze z kim będę pracować. W tym samym momencie przyszło mi do głowy, że przecież powinnam zawczasu uprzedzić Victora o planie na środę. Mina od razu mi zrzedła, budujący się w mojej głowie plan na przyjemny wieczór, prysł w sekundę.

Wysiadłam z autobusu i ruszyłam w stronę domu, gdy telefon zaczął wibrować w mojej kieszeni. Westchnęłam, ponieważ już od dłuższego czasu nie kojarzyło mi się to z niczym dobrym. Na wyświetlaczu zobaczyłam ojca i choć w pierwszej chwili napięcie ze mnie zeszło, zaraz potem powróciło w trochę odmiennej formie.

— Już jestem pod domem. — Skłamałam, ale wiedziałam, że mężczyzna nie jest w stanie tego skontrolować.

A może był, tylko nie miałam o tym bladego pojęcia. W końcu jedyne słowa Victora, które powinny utknąć w moim umyśle to te, że jestem głupia, jeśli myślę, że spodziewam się kolejnych ruchów. Że mogę cokolwiek przewidzieć. Nie, żebym tak uważała, to były jego słowa...

— Zamów coś do jedzenia dla siebie i dziadków. I żeby dla mnie zostało. Postaram się wrócić przed dwudziestą — oznajmił tonem podobnym do tego, którego używał, gdy dawał rozkazy swoim podwładnym.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, gdyż usłyszałam dźwięk sygnalizujący mi, że osoba, z którą rozmawiałam, rozłączyła się. Schowałam telefon do torby, do końca nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji. Czy to po prostu miało na celu sprawdzenie, czy odbiorę? A gdybym tego nie zrobiła? Mógłby w ogóle coś zrobić? Na chwilę zmrużyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Prędzej zobaczyłabym jakiegoś psychopatę, niż policjanta, który czuwał nad moim bezpieczeństwem.

Z tą gorzką myślą weszłam do mojego domu. Gdy tylko znalazłam się w środku, do moich nozdrzy dotarł wspaniały zapach boczku i sera. Kompletnie nie spodziewałam się, że dziadkowie zrobią obiad. Pierwszy raz, odkąd u nas mieszkają. Zdjęłam buty i od razu ruszyłam do salonu, a nie jak zwykle, prędko do własnego pokoju.

— Co za niespodzianka — zaśmiałam się, a było to rzadkie zachowanie z mojej strony w stosunku do staruszków.

— Bez przesady. Po prostu zrobiłam obiad. — Babcia wzruszyła ramionami, bacznie mi się przyglądając.

— W porządku. — Nie chciałam brnąć w dyskusję, gdyż zależało mi na posiłku, a gdyby kobieta się na mnie zdenerwowała, możliwe, że siedziałabym głodna aż do powrotu ojca.

— Jak w pracy? — zapytał dziadek, siadając do stołu, na którym czekały na nas talerze wypełnione makaronem w sosie.

— Spokojnie. Początek tygodnia, więc jeszcze nie taki duży ruch. Najgorzej jest zawsze rano i późniejszym popołudniem lub wieczorem. — To również była nadzwyczajna ilość słów, jakie byłam w stanie z siebie wydusić w ich obecności.

— Najważniejsze, że pracujesz i masz swoje pieniądze. Trzeba być niezależnym. — Pouczyła mnie babcia, przez co delikatnie się uśmiechnęłam.

— To prawda.

— Może w końcu uzbierasz na zrobienie prawa jazdy? — dodał od siebie dziadek, a ja nie powinnam być zaskoczona tym pytaniem.

Moja rozmowa z nimi nie mogła być beztroska. Nie mogła opowiadać o pogodzie, smaku potrawy, wyborze nowych talerzy do kuchni, czy przeżywaniu zbliżającego się meczu Lakersów. Szukali moich wad, uwielbiali wytykać mi je w każdym możliwym momencie. Możliwe też, że sobie dopowiadałam, ale tak się czułam za każdym razem, gdy z nimi rozmawiałam. A co miałabym w tej chwili im powiedzieć? Że pieniądze na moje prawo jazdy rodzice mieli już, gdy skończyłam pięć lat? Znowu zaczną się komentarze o bogactwie, jakie posiadamy.

— Staram się, jak mogę. — Aby nic więcej nie dodać, nałożyłam sobie sporą ilość makaronu i wpakowałam sobie ją szybko do buzi.

— Możemy coś dołożyć. Też w podzięce za możliwość pomieszkiwania tutaj przez chwilę. — Zaproponowała ochoczo babcia.

— Nie trzeba! Naprawdę. Wykosztowaliście się już wystarczająco.

— Przestań, dziecko. Pomogliście nam...

— Ten obiad już jest podziękowaniem — zaśmiałam się, aby odwieść ich myśli od pieniędzy.

Babcia pokręciła tylko głową i w ciszy dokończyliśmy obiad. Zanim jednak spróbowali podjąć inny temat, szybko pochwaliłam im się historią o moich jeszcze niepewnych praktykach w zakładzie dla dzieci i młodzieży, a w międzyczasie pozmywałam naczynia. Potem, pod najprostszym pretekstem ulotniłam się do pokoju. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, wypuściłam powietrze z ust i usiadłam na łóżku, aby ochłonąć. Z jednej strony nie mogłam się doczekać momentu, w którym dziadkowie wprowadzą się z powrotem do swojego domu, z drugiej jednak bałam się tej chwili. Wtedy przestanę być nawet pozornie bezpieczna. A jeśli nie mogę być nawet pozornie, to znaczy, że moja śmierć jest na wyciągnięcie ręki.

Wzdrygnęłam się, słysząc wibracje dochodzące z mojej torby. Ciężko westchnęłam, przewracając przy tym oczami. Miałam dosyć telefonów i każdego możliwego kontaktu z inną osobą. Czy nie mogłam mieć nawet chwili spokoju?

Wygrzebałam komórkę spomiędzy kosmetyczki i zeszytu A4 w kratkę. Na wyświetlaczu ujrzałam Nicole, więc przywdziewając na twarzy promienny uśmiech, odebrałam.

— Cześć, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Chyba skończyłaś już swoją zmianę. — Usłyszałam jej niepewny głos po drugiej stronie.

Już była w na tyle dobrym stanie, aby nie brzmieć w taki sposób, więc zdziwiła mnie jej niepewność. Nie miałam ani ochoty, ani możliwości na rozmowę o trudnych tematach, a wydawało mi się, że dziewczyna chciała właśnie taką zacząć.

— No co ty. Dobrą godzinę temu skończyłam. — Machnęłam ręką do odbicia w lustrze, znajdującego się kilka kroków od łóżka, na którym usiadłam.

— Chciałam pogadać o środzie... — Przewróciłam oczami, jednocześnie jej przerywając.

— Ani to nie jest dobry moment na takie rozmowy, ani też nie jest to w porządku, że o wszystkim wiesz, ze względu na Marcusa, czyli naczelną pizdę.

— Przez przypadek to wyszło...

— To już chyba bez sensu. Nie okłamiesz mnie.

— No dobra. Chciałam ci tylko powiedzieć, że musicie naprawdę uważać. Wszystko musi być bardzo dobrze zaplanowane...

— Nicole, wiem o tym. Powinnaś odpoczywać, a nie zajmować się moimi problemami i prawieniem mi morałów.

— Może masz rację, ale jesteś moją przyjaciółką, tak samo Ariana i Marcus. Nie po to pozwoliłam sobie rozpruć udo, abyście się teraz sami pozabijali. Poza tym, jeśli coś pójdzie nie tak, wszyscy będziemy odpowiadać. Ty zapewne najbardziej, ale ja również, za składanie fałszywych zeznań.

— Dobrze, że jesteś w stanie przyznać się do prawdziwych intencji — parsknęłam śmiechem, a chwilę później usłyszałam, że dziewczyna zrobiła to samo.

— Miejsce spotkania musi być sprytnie wybrane. Każdy gest, ruch, twój wygląd, jak wyjdziesz z domu, musi być kontrolowany. I zastanów się jeszcze przynajmniej kilka razy, czy na pewno można im ufać.

— Można. — Gdy odpowiedziałam, usłyszałam wzdychnięcie, ale czerwonowłosa już nie chciała dalej dyskutować.

Przerwałyśmy rozmowę dość szybko, gdyż do jej pokoju weszła pielęgniarka. Od razu po rozłączeniu napisałam jej SMS-em to, co normalnie bym powiedziała, ale nigdy nie mogłam być pewna, czy dziadkowie nie podsłuchują.

„Mogli mnie zabić lub porwać wiele razy, jednak tego nie zrobili".

Następnie wybrałam numer Victora i kliknęłam pole, do którego wpisuje się treść wiadomości. Przez chwilę się zawahałam. W końcu nie byłam pewna, czy ojciec ostatecznie zgodzi się na nocowanie. Napisałam szkic wiadomości, a następnie wróciłam do czatu z Nicole, gdyż przyszło mi powiadomienie o odpowiedzi. Napisała tylko „OK", co w zupełności mi wystarczało. Od razu wykasowałam wiadomość, którą wcześniej do niej wysłałam, a następnie wyczyściłam historię. Ostatecznie rzuciłam telefon na łóżko i wyciągnęłam się wzdłuż jego długości. Stwierdziłam, że najrozsądniej jest poczekać na zdanie Rogera. Gdy będę już wszystkiego pewna, wyślę Victorowi wiadomość i nie będę zmieniać jego treści, gdyż wyszłabym na mało profesjonalną.

Swoją drogą to śmieszne, że za wszelką cenę chciałam udowodnić mu, że jestem godna jego zaufania... Tylko czy chciałam, aby mi ufał? Czy rzeczywiście tak bardzo powinno mi zależeć na jego uznaniu? Po co chciałam być bezbłędna, skoro to po prostu było niewykonalne. A tym bardziej niepotrzebne było stwarzanie pozoru mojej kompetencji. No bo do czego chciałam być kompetentna? Do zabijania ludzi?

Jeszcze raz obmyśliłam sobie plan przekazania broni oraz scenariusz rozmowy z ojcem, a potem od razu zabrałam się za lekkie porządki w pokoju. Gdy moje rzeczy trafiły w odpowiednie miejsca, zabrałam się za trening. W zamyśle miał trwać dziesięć minut, ale ostatecznie przeciągnęłam go do pół godziny. W ramach odpoczynku włączyłam wylosowany serial, przez który nawet nie zauważyłam kiedy, na zegarku wybiła dwudziesta i usłyszałam dzwonek do drzwi. Potem śmiech babci, jakieś pomruki dziadka i brzęk talerzy. Wyobraziłam sobie minę ojca, kiedy zobaczył przygotowany obiad. Odczekałam jeszcze pół godziny, aż mężczyzna spokojnie się naje, a następnie wzięłam kilka wdechów, przed tą jakże trudną rozmową. Na moje szczęście, w międzyczasie dziadkowie wdrapali się po schodach na piętro i zniknęli w swojej sypialni, dzięki czemu Roger był w pełni do mojej dyspozycji. Zeszłam do salonu i zanim skrzyżowałam z mężczyzną spojrzenia, ruszyłam do kuchni, a konkretnie do stalowego stojaka na owoce, aby rozproszyć swoją i jego uwagę, jedząc w trakcie rozmowy brzoskwinię.

— Mam w sumie pewną propozycję — zaczęłam, długo wcześniej zastanawiając się, czy akurat to jest dobry pomysł.

— Jasne. Z jakiego innego powodu miałabyś ochotę ze mną rozmawiać. — Odwróciłam się do niego przodem, mrużąc przy tym oczy.

— Jestem aż tak złą córką? — zaśmiałam się, doskonale zdając sobie sprawę, że ojciec lubił sobie żartować, lub zwyczajnie wyolbrzymiać pewne zachowania.

— Do rzeczy.

— Zgodzisz się ze mną, że moja jutrzejsza, samotna noc to nie jest zbyt dobre rozwiązanie. Owszem, nie mamy innego wyjścia. Nie powiemy przecież dziadkom, żeby wzięli mnie ze sobą. Więc sama o siebie zadbałam i załatwiłam sobie towarzystwo Marcusa oraz Ariany. A żeby było bardziej bezpiecznie, spać będę poza domem. U Marcusa.

Ojciec westchnął przeciągle, na chwilę swoim wzrokiem otaczając obraz telewizora. Widziałam na jego twarzy zmęczenie i zrezygnowanie, co tylko działało na moją niekorzyść. No i nie ukrywając, musiałby być skończonym idiotą, uznając, że będę bezpieczna sama w domu, niż z przyjaciółmi poza nim.

— To bardzo dobra propozycja. — Kamień od razu spadł mi z serca. — Cieszę się, że masz takich dobrych przyjaciół. — Uśmiechnął się delikatnie, a następnie ziewnął i podniósł się z kanapy.

— Ja też. Są wspaniali. — Spojrzeliśmy na siebie przez chwilę, jakby oboje rozumiejąc, co kryje się pod moimi słowami, a więc widok ich pokiereszowanych ciał.

— Idę spać — mruknął, wyłączając telewizor i ruszając powolnym krokiem do schodów. — Posprzątaj — kiwnął w stronę kuchni i zostawił mnie samą.

Dojadłam owoc i zrobiłam tak, jak chciał. Sprawdziłam jeszcze, czy okna i drzwi były zamknięte, a potem sama udałam się do swojego pokoju. Tam, bez zbędnego wydłużania, chwyciłam za telefon i od razu wysłałam przygotowaną wcześniej wiadomość, do Victora. Odłożyłam komórkę i zabrałam się za przygotowania do snu.

Kiedy wybiła godzina dwudziesta pierwsza, pod mój dom podjechało czarne Maserati. Nikogo z domowników już nie było, przez co pozwoliłam sobie jeszcze raz przejrzeć plecak, który miałam ze sobą zabrać. Rzecz jasna jego zawartość to oprócz ręcznika, piżamy, kosmetyczki i zestawu ubrań na następny dzień, także czarny worek. Ze wszystkimi dowodami. Gdy założyłam plecak na jedno ramię, czułam, jak jego ciężar przygniata mnie do podłogi. Bagaż presji i wstydu, jaki miałam na plecach, był tak silny, że zamykając drzwi do domu i schodząc schodami z werandy, prawie potknęłam się i upadłam na chodnik. W porę jednak chwyciłam się balustrady i zwinnym ruchem udałam, że nic się nie stało. Jakby na zawołanie, z samochodu wysiadła Ariana i z szerokim uśmiechem rozejrzała się dyskretnie dookoła.

Tej środowej nocy jakby każdy z sąsiadów się zmówił. Pan Miller z naprzeciwka stwierdził, że to doskonały moment na naprawę samochodu. Z jego garażu, oprócz łuny żółtego światła, dobiegało też wesołe gwizdanie do najbardziej popularnych piosenek granych w radiu. Państwo Lee, którzy mieszkali dwa domy ode mnie, postanowili wyjść na spacer ze swoim labradorem. Pani Diaz nie mogła zostać w tyle i akurat dzisiejszej nocy postanowiła usiąść na bujanym fotelu przed domem i przy blasku kinkietu udawać, że jest w stanie stworzyć coś na drutach. Albo był to dziwny zbieg okoliczności, albo ojciec przeszedł się do każdego z domów i poinformował o moich planach.

Ariana otworzyła bagażnik samochodu i delikatnym ruchem głowy, kazała mi podejść.

— Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałaś, bo Marcus nam na pewno nic nie pożyczy — zaśmiała się i choć z boku mógł być to akt zwykłej życzliwości, ja miałam ochotę skrzywić się na dźwięk tego sztywnego śmiechu.

— Chyba tak — odparłam może trochę zbyt poważnie, ale aby zatrzeć ślad, zamknęłam bagażnik i wymieniając się uśmiechem z różowowłosą, wślizgnęłam się na miejsce pasażera.

— Siema! Nicole nie będzie, ale chciała się z nami połączyć przez FaceTime. — Od razu ogłosił, a gdy tylko Ariana zamknęła za sobą drzwi, ruszył w kierunku leśnej szosy.

— Mam jej na kamerce pokazać, jak przekazuję dowody zbrodni? — mruknęłam, na co Marcus odchrząknął.

— Jak wrócimy. I nie wychodź z roli — warknął, a następnie poprawił się na siedzeniu i skupił swoją uwagę na drodze.

Większość planu teraz w jego rękach, gdyż musiał bezpiecznie dowieźć nas w umówione miejsce, przy tym bacznie przyglądając się, czy nikt nas nie śledził.

— Nie wiem, czy to wystarczy, ale szczerze nie miałam innego pomysłu. — Westchnęła Ariana i rzuciła mi na kolana papierową torbę.

Odwróciłam się do niej i zobaczyłam, jak próbowała starannie schować swoje różowe włosy pod czarną czapką. Zajrzałam do torby, w której znajdowała się kominiarka i dwie pary rękawiczek.

Gdy wystarczająco oddaliliśmy się od mojego osiedla, Marcus zjechał na pobocze i wcześniej każąc mi wyjąć ze schowka czarną czapkę, założył na siebie kominiarkę. Następnie ubrał nakrycie głowy i zarzucił na głowę kaptur. Całość zwieńczył rękawiczkami. Ariana nie chowała swojej twarzy w kominiarce, ale usta i nos zakryła czarną chustą. Głowę, tak jak Marcus dodatkowo zakryła kapturem, a dłonie ukryła w rękawiczkach.

— Właśnie w tej chwili przestałam wierzyć, że zza krzaków wyskoczą ludzie z kamerami i zaczną krzyczeć, że to żarty — odezwałam się, bacznie wpatrując się w Glocka, którego w dłoniach ściskała moja przyjaciółka.

Zaczęłam się bać. Autentycznie. Sama nie miałam pojęcia czego. Szczerze mówiąc, mało zastanawiałam się nad tym, w jakim składzie przyjedzie Victor, a że nie wzbudzał we mnie aż tak skrajnych emocji, nie martwiłam się niebezpieczeństwem. Moi przyjaciele jednak myśleli trzeźwo. Może nawet zbyt, biorąc pod uwagę, że zamierzali wysiąść z samochodu, poniekąd grożąc bronią jakiemuś gangowi. O ile w ogóle, ale nie mogłam wierzyć w to, że Victor przyjechałby sam. Mogłam wymyślić dosłownie wszystko, a on raczej należał do osób, które nie lekceważą swojego przeciwnika, nawet gdyby miał cztery lata.

Zjechaliśmy w boczną, piaszczystą uliczkę i po chwili znaleźliśmy się obok polany, która była naszym celem. Na miejscu stały już zaparkowane dwa czarne samochody. Nie widziałam w mroku marek, zwłaszcza że na niebie panował nów księżyca, ale patrząc na kształt, wydawały mi się to beemki. Nie miałam jednak ochoty zastanawiać się nad samochodami, kiedy przed maskami jednego i drugiego auta stało trzech mężczyzn. W sumie sześciu zamaskowanych i Victor, ubrany w szare spodnie dresowe i czarny T-shirt z nadrukiem Calvina Kleina. Gdy go zobaczyłam, parsknęłam śmiechem, orientując się, że chyba jednak przewidziałam tok myślenia tego brutala.

Zatrzymaliśmy się naprzeciwko mężczyzn. Marcus wyłączył silnik i biorąc w dłonie drugiego Glocka, wysiadł z auta i stanął nieruchomo praktycznie na wprost mężczyzn. To samo zrobiła Ariana, jednak stając po drugiej stronie naszego samochodu. Wzięłam głęboki wdech i wysiadłam z auta. Spojrzałam przelotnie na Victora, który widząc mnie, schował swój pistolet za pasek od spodni. Zdziwiłam się na ten ruch, ale nie było miejsca na pokazy moich wszystkich reakcji. Miałam robić to, co do mnie należało. Ruszyłam więc do bagażnika, otworzyłam go i wyjęłam plecak. Podeszłam do Victora i wyciągnęłam przed siebie czarny worek, w którym znajdowało się wszystko, czego potrzebowałam się pozbyć. Mężczyzna nic nie zrobił, a jednak zza jego pleców wyszedł jeden z zamaskowanych i odebrał ode mnie worek. Od razu go otworzył i podświetlił zawartość latarką.

— Widzę, że myślimy podobnie — odezwał się Victor, wskazując gestem dłoni na moją osobę.

Zapewne chodziło mu o mój strój, a miałam na sobie fioletowe dresy. Biorąc pod uwagę naszą misję, jego kolor był zbliżony do śliwkowego, jednak dalej pozostawał jaśniejszy od czerni.

— Miałam nie zwracać na siebie uwagi — stwierdziłam słusznie.

Victor na moje słowa uśmiechnął się i jakby od razu zmienił ton i postawę ciała. Zaczął zachowywać się tak, jakbyśmy byli sami, a dla mnie było to raczej niekomfortowe, gdyż moi przyjaciele nie zdawali sobie sprawy z tego, że miałam z tym człowiekiem trochę inny rodzaj relacji.

— A jak tam siniaki? Zbliżają się upały — zaśmiał się, zachodząc jeden z samochodów od tyłu i otwierając jego bagażnik.

— Powoli schodzą. Nie bój się. Niedługo pokażę ci więcej swojego ciała. — Nie ruszyłam się o milimetr, a i mój wyraz twarzy dalej był całkiem poważny.

— Nie mogę się doczekać. W końcu muszę wiedzieć, ile jest wart ten towar, aby upchnąć go w dobrej cenie — wyszczerzył się, podchodząc do mnie bliżej i trzymając w lewej ręce torbę.

— Lepszy taki nie ruszany, a biorąc pod uwagę twój zapał, Louis zdąży zaliczyć mnie kilka razy. — Moje kąciki ust uniosły się nieznacznie ku górze, jednak chrząknięcie Ariany szybko doprowadziło mnie do pionu.

— I tak nie jesteś dziewicą. — Puścił do mnie oczko, a następnie rozsunął suwak torby, położył ją na trawie i szerzej rozchylił materiał, abym mogła dokładniej zobaczyć jej zawartość.

Minęła chwila, zanim zorientowałam się, co tak naprawdę widziałam. Kiedy obrysowałam wzrokiem kontury, rozkładającej się już głowy mężczyzny, którego postrzeliłam w parku, przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam wzrok. Czułam na swojej twarzy cieszące się spojrzenie Victora. Tak, jakby telepatycznie chciał mi przekazać, że mam znowu spojrzeć na ciało. Tak też zrobiłam i dopiero za drugim razem dostrzegłam na czole dziurę po postrzale.

— Gdzie reszta ciała? — Wyrzuciłam z siebie, powstrzymując odruch wymiotny, gdyż do moich nozdrzy dotarł fetor gnijącego ciała.

— Spalona. Głowa również będzie. Jednak to dowód mojej lojalności. — Podniosłam na niego wzrok, a widząc jego radosne, czekoladowe tęczówki, nie mogłam uwierzyć w to, co dzieje się wokół mnie.

— Twoja lojalność zniknie w momencie zakończenia tego spotkania.

— Ty tak sądzisz. Ja jednak obiecałem cię chronić. A słowa dotrzymuję. — Przewróciłam oczami i odwróciłam się do niego plecami.

Odłożyłam plecak do bagażnika i stanęłam obok drzwi samochodu. Bacznie obserwowałam, jak mężczyźni pakują do samochodów torbę z głową oraz mój czarny worek. Wszyscy wsiedli do samochodów, oprócz oczywiście Victora, który stanął w podobny sposób co ja i przyglądał mi się uważnie.

— Do zobaczenia — odparł i wsiadł do auta, po czym oba samochody wyjechały z polany, a chwilę później już nawet ryk ich silników nie był słyszalny.

Zajęłam swoje miejsce i nawet nie patrząc na Marcusa, siedziałam nieruchomo, czekając, aż przyjaciele się rozbiorą i wrócimy bezpiecznie do domu.

— Jesteś nienormalna — warknęła Ariana i cisnęła w moją stronę swoją chustą i czapką, gdyż pod moimi nogami znajdowała się torba, w której wcześniej były te części garderoby.

— Niby dlaczego?

— W taki sposób z nim rozmawiać? Już do reszty zgłupiałaś? Może naoglądałaś się „Ojca Chrzestnego"? Zabrakło ci cygara i cannoli. Od kiedy macie takie dobre kontakty?

— Uważasz, że to dobre kontakty? — zdziwiłam się, przez co Ariana wypadła z rytmu.

— A nie? Śmieszkowanie sobie...

— Jedyną rzeczą, o jakiej on myśli, jest zabicie mnie. Te żarty to tortura, a myślisz, że dlaczego przywiózł tę głowę? Żeby pokazać, że jest "lojalny"? Nie. Żeby przypomnieć mi, jak wyglądał człowiek, którego zabiłam. Jeżeli nie widzisz różnicy, to bardzo mi przykro — warknęłam.

— Jedziemy do domu i zapominamy o tej sprawie raz na zawsze. — Przerwał nam Marcus i ruszył samochodem, zostawiając za sobą tylko zapach benzyny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top