Rozdział #9

Tajemniczy jegomość patrzył na mnie swoimi pustymi oczami, wywołując u mnie zimne dreszcze. Ava zagryzła wargę i patrzyła to na mnie, to na białowłosego.

- Witaj Ava - ciemnooki zwrócił się do mojej siostry, by po chwili skierować wzrok na mnie - a to pewnie Haley.

- Tak, to właśnie ona. - Wymruczała moja siostra, spuszczając wzrok.

Tajemniczy chłopak patrzył na mnie przekrzywiając lekko głowę. W tamtej chwili poczułam, jak serce podjeżdża mi do gardła. Sama do końca nie widziałam czemu, ale cały mój organizm dawał mi do zrozumienia bym się stamtąd natychmiast zabierała. Postanowiłam go posłuchać i zaczęłam się wycofywać.

- Już nas opuszczasz? - Wymruczał chłopak.

- Jakoś nie bardzo mam ochotę na towarzystwo kogoś kogo nawet nie znam. - Wysapałam i ponownie zaczęłam się cofać, jednak ten dziwak, widząc, że próbuje zwiać zatarasował mi drogę.

- Nie przedstawiłaś mnie? - białowłosy zwrócił się do mojej siostry, która pokiwała tylko głową przecząco - wielka szkoda, ale nic straconego. Czasu na to by się poznać będzie jeszcze bardzo wiele.

Jego słowa przeraziły mnie jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, co ma na myśli i chyba właśnie to mnie najbardziej przerażało. Spojrzałam z nadzieją w telefon, sprawdzając godzinę. Miałam nadzieję, że choć dzwonek na lekcje sprawi, że ten świr pozwoli mi stamtąd pójść. Szybko jednak okazało się, jak bardzo się myliłam. Zaledwie dwie minuty później rozbrzmiał dzwonek, pomimo czego dziwny jegomość nawet nie drgnął. Zamiast tego zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, widząc to zaczęłam się cofać, aż napotkałam plecami ścianę. Zerknęłam na Ave z nadzieją, że coś z tym zrobi, jakoś mi pomoże, jednak ona ani drgnęła. Patrzyła tylko jak ten dziwak niemalże przyciska mnie do ściany.

- Ja naprawdę muszę już iść. - Mówiłam chcąc się stamtąd jakoś uwolnić, ale do tego chłopaka najwyraźniej to nie docierało. Zbliżył się za to jeszcze bardziej, a ja jeszcze mocniej naparłam plecami na mur szkoły.

- Skąd ten pośpiech? - Mruknął ciemnooki, kładąc rękę na murze obok mojej głowy i nieco się pochylając.

Nie wiedziałam co miał w zamiarach, ale czułam, że nie było to nic dobrego. Zerknęłam na niego, otwierając szerzej oczy. Zobaczyłam jak ciemnooki uśmiecha się nieco drwiąco, najpewniej czując mój rosnący coraz bardziej strach. Moje przerażenie sięgnęło zenitu, gdy poczułam jego oddech na szyi.

- Haley? - Usłyszałam nagle.

Białowlosy cofnął się o krok i odwrócił w stronę osoby, która wypowiedziałam moje imię. Okazało się, iż był to Luke, który zmierzył tylko ciemnookiego wzrokiem, by potem ponownie spojrzeć na mnie. Patrzyłam na Stilltona, który powoli uniósł brew, patrząc na mnie nieco dziwnie. Uświadomiłam sobie wtedy, jak dwuznacznie musiała wyglądać ta sytuacja z jego perspektywy. Posłałam mu błagalne spojrzenie, co Luke słusznie odebrał, jako prośbę o pomoc.

- Państwo wybaczą, że przeszkadzam, ale zaczęła się lekcja. - Rzucił Luke.

- Nie wydaje mi się to przeszkodą. - Sarknął białowłosy.

- A mi owszem - prawie warknął Luke - poza tym ona nie wydaje się zbyt zachwycona twoim towarzystwem, więc bądź tak miły i ją puść.

- Bo inaczej? - Warknął z frustracji ciemnooki.

- Jeśli sądzisz, że jestem na tyle głupi, by bawić się teraz w szczenięce odwarkiwanie to się mylisz. Nie będę się odgrażał, a tym bardziej z tobą tłukł, bo nie potrzebuje kłopotów. Powiem tylko jeszcze raz, że masz ją puścić inaczej kogoś tu wezwę, a umówmy się. Nawet ktoś taki jak ty nie jest na tyle głupi, by atakować człowieka w takim miejscu.

Białowłosy nic mu na to nie odpowiedział, a jedynie zrobił kolejny krok w stronę Stilltona. Korzystając z okazji, że ten świr był zdezorientowany i stał w pozycji, która umożliwiała mi ucieczkę przepchnęłam się przez niego i podbiegłam do Luke'a, chowając się za nim. Czarnowłosy spojrzał na mnie i kiwnął delikatnie głową, jak gdyby chciał mnie utwierdzić w przekonaniu, że już jestem bezpieczna. Tak też się czułam. Luke powoli zaczął się wycofywać, aż w końcu oboje ruszyliśmy w kierunku wejścia do szkoły, zostawiając moją siostrę z tym świrusem. Najwyraźniej się znali, więc nie grało dla mnie roli, co będzie się działo po naszym odejściu, zresztą... Ava nawet nie drgnęła, gdy patrzyłam na nią, niemo prosząc o pomoc. Zapewne czuła mój strach, a i tak nawet nie spróbowała mi pomóc. Szłam za Luke'em, aż w końcu dotarliśmy do szkoły, a później do klasy. W klasie nauczyciel oczywiście wypomniał nam spóźnienie i kazał usiąść, ale dla mnie nie grało to roli. Cieszyłam się, że byłam już bezpieczna.

Po lekcjach, gdy przyszła pora na powrót do domu trzymałam się tak blisko Luke'a, jak to tylko było możliwe. Gdy tylko gdzieś w tłumie ludzi, którzy tak jak i ja spieszyli się do domu mignęła mi jasna czupryna wzdrygałam się nieco spanikowana. Cieszyło mnie też, że Luke nie kazał mi się uspokoić oraz nie twierdził, iż przesadzam, zamiast tego milczał, samemu co jakiś czas się rozglądając. I tak dopóki nie dotarliśmy do lasu w pobliżu naszych domostw. Tam też Stillton przystanął w końcu, zrzucił swoją torbę na ziemię i oparł się plecami o drzewo.

- Kim był ten koleś? - Zapytał Luke - ten, przed którym cie uratowałem w szkole.

- Nie wiem - odparłam - siostra wzięła mnie za róg szkoły żeby pogadać, ale za nim zdążyła cokolwiek powiedzieć pojawił się ten koleś, powiedział kilka dziwnych rzeczy, po czym zaczął... Robić to, co robił, gdy się zjawiłeś.

Luke popatrzył na mnie badawczo, by po chwili westchnąć cicho i chwycić swoją torbę. Popatrzyłam na niego, przy czym zauważyłam jego napięte mięśnie i lekko ściągnięte brwi. Czułam od niego napięcie, nerwy, jednak nie widziałam czym były spowodowane. Być może było to z obawy o mnie, a być może z innego nieznanego mi powodu.

- Idź prosto do domu, a w razie czego nie zatrzymuj się i zachowuj normalnie. Jeśli ktoś zacznie za tobą iść i zauważy, iż został dostrzeżony może być tylko gorzej. Jasne?

- Jasne. - Mruknęłam, przełykając ślinę.

- Dobrze, leć do domu i zaszyj się w pokoju, w razie czego dzwoń. - Rzekł chłopak, po czym ruchem głowy wskazał drogę prowadzącą do mojego domu.

Bez słowa ruszyłam w kierunku mojego domu, gdy się kawałek oddaliłam zerknęłam za siebie, jednakże Luke'a już pod drzewem nie było. Zdziwiło mnie to nieco, wiedziałam bowiem, że Stillton porusza się cholernie szybko, ale żeby w przeciągu kilkudziesięciu sekund zniknąć w lesie? Ten gość nadal mnie zaskakiwał i coś podpowiadało mi, iż to nie zmieni się zbyt szybko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top