Rozdział #7
Wilk skoczył prosto na nas, odepchnąłem więc Haley, a sam uskoczyłem na bok. Wilk padł na ziemię i przeturlał się kawałek, by po kilku minutach wstać, otrzepać się i zacząć warczeć, obnażając przy tym kły. Przyjrzałem się futrzakowi, był dość mały, domyśliłem się dzięki temu, iż albo był to młody osobnik albo samica. Zobaczyłem, że wilk schodzi na łapy, przygotowując się do skoku. Wiedziałem, że albo to ja zaatakuje pierwszy i to zakończę albo będziemy się tu tak bawić do rana. Nie czekając więc na nic zrzuciłem z siebie bluzę i koszulkę, zerknąłem jeszcze na Haley, która skryła się za drzewem. Po chwili poczułem ból w kręgosłupie, co było zwiastunem przemiany. Niedługo potem stałem przed tamtym wilkiem w mojej drugiej formie. Mniejszy ciemno rudy zresztą wilk cofnął się o krok, ale nie przestawał warczeć. Obnażyłem kły i zacząłem warczeć, robiąc przy tym krok w stronę wilka. Rudzielec zaczął się cofać, aż w końcu napotkał drzewo. Postanowiłem to wykorzystać i skoczyłem na wilka, powalając go na ziemię. Przerośnięta wiewiórka tylko zaskomlała żałośnie i próbowała kąsać mnie w pysk, bez skutku. Zawarczałem głośniej i kłapnąłem pyskiem tuż nad jej głową. Nasza wiewiórka najwyraźniej się wystraszyła, gdyż przestała kąsać, a zamiast tego szybko wyswobodziła się spod moich łap i równie szybko uciekła w las. Patrzyłem w kierunku, w którym pobiegła jeszcze przez chwilę, by mieć pewność, że nie cofnie się do nas i nie zaatakuje ponownie. Gdy usłyszałem za sobą szelest spojrzałem na Haley, dziewczyna wyszła zza drzewa i się rozejrzała, potem jej wzrok padł na mnie. Chciałem się właśnie przemienić, ale powstrzymałem się, gdy zerknąłem na bluzę i koszulkę leżące nieopodal, wtedy mnie olśniło, że jeśli zejdzie ze mnie futro będę świecił gołym tyłkiem, a takich widoków nie chciałem gwarantować Haley. Nie jestem żadnym zboczeńcem czy chamskim dupkiem, który lubi chwalić się swoim interesem przed dziewczynami. Skinąłem łbem na Haley i ruszyłem w kierunku domu.
Haley
Popatrzyłam w ślad za odbiegającym w las Luke'iem. Po chwili jednak mój wzrok padł na bluzę oraz koszulkę, należące do niego. Zdziwiłam się, jednak szybko do mnie dotarło, iż musiał o nich zapomnieć. Westchnęłam i podniosłam porzucone ubrania, by potem ruszyć do domu. Oddam mu je jutro w szkole, ale postaram się to zrobić w odosobnionym miejscu, gdyż to może wyglądać dwuznacznie. Niedługo potem byłam już na miejscu, w domu. Zanim jednak nacisnęłam na klamkę przypominałam sobie o wszystkim, o czym powiedział mi Luke. Moja rodzina coś przede mną ukrywa, a ja niestety póki co znam tylko kilka faktów, połowa z nich w dodatku praktycznie bezużyteczna. Westchnęłam głośno i weszłam do domu, jak najszybciej ruszając w kierunku swojego pokoju. Nie miałam najmniejszej ochoty choćby zobaczyć któregoś z domowników. Tego dnia nie wychodziłam już z pokoju.
Następnego dnia w szkole jeszcze przed lekcjami starałam się odszukać Stilltona. Okazało się to być naprawdę proste, gdyż Luke stał przy szafkach, co ciekawe, rozmawiając z Danielem. Widocznie Stone naprawdę musiał polubić tego buca. Podeszłam do nich i przywitałam się.
- To twoje. - Powiedziałam, po tym jak wydostałam z plecaka ubrania Luke'a i mu je podałam.
- No ta... Dzięki. - Rzucił Luke i szybko ukrył oddane mu ubrania w plecaku.
Zerknęłam na Daniela, który patrzył dziwnie na całą tą sytuacje. Mam tylko nadzieję, że nie pomyślał, iż ja i Luke... Mamy się ku sobie delikatne mówiąc. Brunet pokręcił głową i wrócił do rozmowy z czarnowłosym. Nie słuchałam ich, więc umknęło mi o czym w ogóle rozmawiali, musiało to jednak być coś ciekawego, bo nawet udało mi się przyłapać Luke'a na tym, jak się lekko uśmiecha, podczas gdy Daniel wręcz płakał ze śmiechu. Nagle jednak uwagę Luke'a przykuło coś innego, chłopak odwrócił głowę w kierunku wejścia do szkoły. Podążyłam za jego wzrokiem, a wtedy zobaczyłam dziewczynę o dość nietypowym kolorze włosów, wchodzącą do budynku. Tajemnicza nieznajoma była wysoka i szczupła, ubrana była na czarno, co do jej włosów, o których już wcześniej wspomniałam. Były one ciemno brązowe, prawie że czarne, z czerwonymi końcówkami. Pełne usta dziewczyny podkreślała krwistoczerwona szminka.
- No proszę - mruknął Daniel, gdy tylko spojrzał w te samą stronę co ja i Luke - wróciła.
- Wróciła? Kto to? - Uniosłam brew, patrząc na Stone'a.
- Adeline Thomson. - Odpowiedział za niego Luke.
- Niech zgadnę, jakaś wielce popularna laska?
- Nie, znana jest bardziej z tego, że należy do szkolnej drużyny. - Daniel wzruszył ramionami.
- Aha. - Mruknęłam tylko.
- No nic - rzucił Stone, patrząc na zegarek na swoim nadgarstku - spadam na trening.
Po tych słowach ja i Luke pożegnaliśmy go, Stone oddalił się dość szybko, więc mój wzrok ponownie powędrował na Stilltona, który nie odrywał wzroku od tej całej Adeline, która teraz stała przy najwyraźniej swojej szafce.
- Co tak patrzysz? - zapytałam w końcu - zakochałeś się?
- Co? Nie. - Burknął czarnowłosy.
- Więc po co ją tak obserwujesz? - Zaśmiałam się.
- To ona. Ona zaatakowała nas w lesie wczorajszego wieczoru.
Na te słowa popatrzyłam na niego zdziwiona, potem sama spojrzałam na tą całą Adeline.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top