Rozdział 𝟙

Znacie ten moment, gdy wasze idealne życie, nagle się wali przez jedną głupią błahostkę? Nie? To ja wam chętnie opowiem jak to jest. Wróciła spokojnie ze szkoły i już się szykowałam do wyjścia z przyjaciółmi, kiedy do mojego pokoju weszła mama, kazała mi usiąść, co oczywiście zrobiłam, no i wtedy padły słowa, które sprawiły, że miałam ochotę roznieść cały dom "awans"i "wyjazd", bo tak szczerze tylko tyle zrozumiałam, no nie licząc: "Alice, niestety na wyjazd możemy wziąć tylko Melanie, a ty pojedziesz do ciotki Agnes na wieś". Nosz kurwa co słucham?! A właśnie, wypada się przedstawić, a więc nazywam się Alice McCanzy i jestem tak jakby no... Wilkołakiem. Fajnie co nie? W każdym razie nie powiem, iż się nie wkurzyłam bo skłamie. Po przekazaniu mi tej jakże smutnej wiadomości mama wyszła z mojego pokoju, uprzednio mówiąc żebym się spakowała, bo za godzinę wyjeżdżamy. Kiedy tylko drzwi od mojego pokoju się zamknęły podeszłam do lustra i zobaczyłam, że moje oczy są jaskrawo żółte. Bardzo łatwo mnie zdenerwować. W każdym razie może opowiem coś o sobie, otóż jak już mówiłam jestem wilkołakiem, co do wyglądu to mam czarne włosy, które sięgają mi do ramion, jestem raczej szczupła, no i dość drobna, ale jak trzeba to potrafię przywalić. Kiedy nie wyłazi ze mnie wilk to mam brązowe oczy. Mam 175 cm wzrostu więc jestem dość wysoka, a przynajmniej ja tak myślę. Co do charakteru to jestem dość specyficzna. Już mówię czemu. Jestem raczej z typu osób które nie dają sobą pomiatać i w ogóle, czasem lepiej ze mną nie zadzierać, ale żeby nie było potrafię być miła, powiem więcej. Lubie pomagać innym kiedy jest to konieczne, ogólnie nie lubię przemocy chociaż w niektórych sytuacjach nie uniknione jest użycie rękoczynów. Choć staram się tego unikać, co raczej dobrze mi wychodzi, może oprócz kilku sytuacji, złamałam nie jednemu chłopakowi nos lub inną część ciała, ale nie było to częste, no dobra, może przeze mnie wiele osób ucierpiało. Ale na swoją obronę mam to, że za każdym razem miałam jakiś konkretny powód. Ogólnie to lubię sobie czasem wypić, a po tym jestem trochę nie znośna. Czy to dziwne, że wilkołak może się schlać? Nie mam pojęcia. Mało mnie interesują sprawy wilkołaków, chociaż jestem jednym z nich. A i zapomniałam wspomnieć, że mam 16 lat.

W końcu się przemogłam i spakowałam się do przygotowanej przez mamę walizki. Odstawiłam ją na korytarz, wzdychając ciężko i sprawdziłam telefon, ponieważ usłyszałam dźwięk powiadomienia. SMS od mojej przyjaciółki Diany. Bez pożegnania z moją paczką nigdzie się nie wybieram. Podzieliłam się z moimi przyjaciółmi smutną nowiną na naszym czacie grupowym, a także poprosiłam o spotkanie. Wszyscy się zgodzili. Spytałam tylko rodziców czy mogę wyjść się pożegnać. Wyrazili zgodę, więc szybko wybiegłam z domu i chwilę później byłam już kilka metrów od boiska, na którym często przesiadywałam ze znajomymi, tam też czekali moi ukochani przyjaciele. Byłam tam cała piątka. Wszyscy mieszkaliśmy na tym samym osiedlu na przedmieściach i uczęszczaliśmy do jednej szkoły.

– Alice! – Krzyknęła moja przyjaciółka, Diana, wieszając mi się na szyi, odwzajemniłam gest przyjaciółki.

Diana to szczupła brunetka mojego wzrostu, ma śliczne błękitne oczy. Ogólnie jest strasznie ładna, choć ona twierdzi inaczej. Jest równie postrzelona, co ja. Chociaż pod jednym względem jesteśmy jak siostry - obie mamy mocny lewy sierpowy. Dziewczyna dość mocno mnie uścisnęła, na co się zaśmiałam, po chwili odsunęła się ode mnie.

- Diana daj się nam z nią pożegnać za nim ją udusisz. - Zaśmiał się wysoki szatyn, podchodząc do mnie.

Ashton to taki nasz grupowy śmieszek. Jest wysokim szatynem o dość dobrej budowie ciała, choć jest wiele do rzeczenia w tej kwestii. Ma piwne oczy i ogólnie jest całkiem całkiem. Lubie jego poczucie humoru i ogólnie jego charakter, w którym dość mnie przypomina, ale jest trochę bardziej ogarnięty i mniej wybuchowy.

- Właśnie. - Uśmiechnęła się rozbawiona Jenny.

Jenny w naszej grupie jest tą wredną, tak jak ja zresztą. Jest odrobinę wyższa ode mnie, ma ciemno brązowe włosy, kolczyk w lewej brwi, pełne usta i no dobra muszę to powiedzieć... Cholernie duży biust. Po mimo tego, że wygląda i zachowuje się jak zołza to jest naprawdę świetną przyjaciółką, no i nieźle się bije, lepiej niż niejeden chłopak.

- Ja się nie wtrącam. Poczekam - powiedział Tom, podchodząc do nas.

Nasz poczciwy Tom. Szkolny worek do bicia. Póki nasza ekipa nie zaczęła się z nim trzymać to dostawał po ryju średnio trzy razu na jednej przerwie, do tej pory nie wiem do końca czemu, mój przyjaciel raczej nie chce o tym mówić i unika tego tematu. Ten wątły i szczupły chłopak ma blond włosy oraz szaro-niebieskie oczy, można śmiało powiedzieć, iż porównaniu do reszty chłopaków z naszej małej grupki Tom to patyk. Zero mięśni, nie umie się bić, ale za to jest z niego świetny przyjaciel, można mu powierzyć każdy sekret i polegać na nim w każdej sytuacji. Z całej naszej szóstki jest najspokojniejszy, chyba że na stół wjeżdża alkohol, wtedy ten spokojny chłopak odchodzi w kąt, a pojawia się ktoś zupełnie inny. Ja osobiście uważam to za zaletę, bo przynajmniej w takiej sytuacji umie się wyluzować i zabawić na całego, co dla wielu osób podobnych mu charakterem wydaje się być trudne.

- Jestem tego samego zdania Tom. - zgodził się z blondynem lider naszej małej sfory.

Jason, lider naszej grupy. Mówimy na niego Jase, mrok lub alfa czego on nienawidzi. Jest wysoki, ma czarne jak smoła włosy, intensywnie niebieskie oczy i jest cholernie dobrze zbudowany, jest również bardzo przystojny, a przynajmniej ja tak uważam. Z charakteru jest taki sam jak my wszyscy, czyli jest typem osoby, która w wielu sytuacjach nie umie zachować powagi i śmieje się z czegoś co dla kogoś innego może się nawet nie wydawać śmieszne, no jest może trochę bardziej poważny, ale nie daje poznać tego po sobie, aż tak bardzo. Umie dobrze walczyć i nie pozwola sobą pomiatać. Nazywamy go liderem, gdyż to właśnie on nas wszystkich ze sobą poznał i to właśnie dzięki niemu teraz jesteśmy zgraną paczką.

Cóż mogłabym powiedzieć jeszcze dużo rzeczy na temat moich przyjaciół, ale czas mnie goni. Niestety. W końcu Diana mnie puściła i pozwoliła mi się pożegnać z resztą. Przytuliłam wszystkich po kolei, aż przyszła kolej na Jase'a. Stanęłam przed chłopakiem, a on posłał mi słaby uśmiech, zrobiłam to samo po czym go przytuliłam, odwzajemnił ten gest, ale w jego uścisku było coś dziwnego. Robił to bardziej z wyczuciem? Nie wiem jak to nazwać. Gdy usłyszałam klakson samochodu to oderwałam się od przyjaciela. Pomachałam wszystkim i wsiadłam do samochodu mojego taty w którym byli już moi rodzice, jak i moja siostra. Samochód ruszył, a ja przez szybę patrzyłam jak coraz to bardziej oddalam się od mojego ukochanego miasta. Eh... żegnaj moje piękne i nie zmącone dotąd życie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top