❤❄SPECIAL NA 1000 WYŚW.❄❤

Z całego mojego zimowego serduszka dziękuję za 1000 wyświetleń!
Nie spodziewałam się, że ta książka odniesie taki sukces w tak krótkim czasie!

Mam więc specjalne opowiadanko, na którego napisanie zbierałam się trochę czasu.

Wytłumaczę kilka rzeczy:

Jest to jeden z moich snów. ( Tak Adara. To jest to o czym myślisz❤)

Przyśnił mi się on sporo czasu temu.

W nim jestem połączeniem siebie i Aryi, ale bardziej siebie w ciele Aryi.

Jak to we śnie czasem widzimy wszystko dokładnie, a czasem mamy tylko prześwity, więc by ubrać to bardziej w historię, niektóre momenty wymyśliłam (są one oparte na prześwitach) i będe je oznaczać symbolem 💥.

Momentami jeat ono bardzo dziwaczne, ale to sen. Nie kontrolowałam go.

Są w nim jednak dwa melancholijne momenty, takie, których już nie zapomnę. Po prostu były piękne w tym śnie. Oznaczę je:🌟

Dedykuje to mojej kochanej CalistriaLynna

Myśle, że mogę zaczynać.

Pov. Ja w ciele Aryi

Szłam sobie ulicą jakiegoś nieznanego mi miasta. Dziś, a dokładniej za pół godziny mam wraz z mamą lecieć do Dublina, tymczasem ona wymyśliła sobie jakiś ślub. Nie wiem co jej chodzi po głowie. Skręciłam w lewo i chciałam iść pod górę jakąś ulicą, gdyż widać tam było wierzę kościoła. Zatrzymał mnie jednak głos:

-Tam jest bardzo nieciekawa okolica, nie radzę tam iść.

Nie wiem czemu ale zgodziłam się na to i gdy chciałam odejść jeszcze zapytałam:

-Przepraszam, którędy do kościoła?

-Tędy-mężczyzna pokazał mi jedną drogę.

-Dzięki-powiedziałam i szybko ruszyłam by się nie spóźnić.

Weszłam przez bramę budowli i zamiast pod kościołem znalazłam się w jakimś miejscu z niewidzialnym lotniskiem nade mną. Wiem to nie ma sensu. Aha czyli jednak lecimy? Mimo to byłam spokojna choć wszystkie drzwi były zamknięte i nie było żadnej odprawy. A moja matka pewnie czeka na górze. Przez bramę wpadło kilka dziewczyn również chcące odlecieć i o dziwo, była z nimi moja nauczycielka niemieckiego, która spanikowana, musiała być uspokojana przez kilka osób. Za nimi przez ową bramę weszła jakaś wycieczka z dziwne znajomymi mi ludźmi.

Najlepsze było to, że ja nie mogę polecieć w wymatzone miejsce, a oni chodzą se na lajciku z telefonami.

Mimo to byłam spokojna.

🌟 Nagle go zobaczyłam, co totalnie mnie uspokoiło. Powoli przesuwał wzrokiem po dzieciakach, jakby zastanawiał się, kogo najpierw zabić. Stał oparty o ścianę po prawej stronie bramy. Był w swojej zbroji i wyglądał tak jak zawsze. Jedyne co mnie zdziwiło, to to, że nie miał swojego miecza. Podeszłam do niego i uśmiechnełam się. (Naprawdę cudownie to wyglądało w moim śnie)

Sekunde później podeszła do nas Amelka z mojej klasy i zaczeła coś pieprzyć.

-Amela chcemy pogadać sami.-powiedziałam tylko nie patrząc na nią.

Tamta coś wymruczała i jeszcze chwilę kręciła się blisko nas, ale w końcu odpuściła i sobie poszła.


💥

-No i poleciała beze mnie-powiedziałam,

będąc przez chwilę myślami przy mojej matce.

-Teraz masz przynajmniej trochę wolnego czasu.

I takim oto sposobem teraz szłam obok Sandora Clegane i rozmawiałam z nim o najróżniejszych rzeczach.  Raz szliśmy w ciszy, a raz śmialiśmy się z nieśmiesznych żartów. Jak starzy, dobrzy przyjaciele. Wsumie cieszyło mnie to, bo dawno go nie widziałam.

Niepokoiło mnie tylko dlaczego ludzie się na nas dziwnie patrzą, ale postanowiłam to zignorować. Po zmroku nie wiem czemu weszliśmy do jakiejś chaty, a Sandor powiedział mi bym tu na niego zaczekała i sam na chwilę gdzieś poszedł. Były tu dwie dziwne rzeczy. Pierwsza taka, że te drzwi były zepsute. To znaczy połowy ich nie było, a mnie było doskonale widać z drogi.

Drugą jest to, że w środku znalazłam Igłę. Skąd ona się tam właściwie wzieła? Tego nie wiem. Będe musiała o tym pogadać z Sandorem....

Czekałam tak na niego zastanawiając się o co tak właściwie chodzi. To wszystko jest jakieś dziwne. Nagle w stronę chaty zaczeło podchodzić pięciu mężczyzn. Szli krokiem zombi, a kierował nimi łysy człowiek w kraciastej, czerwonej koszuli.

To niezbyt ważne, ale w tym momencie zwróciłam na to uwagę. Sięgnełam po Igłę i wyjełam ją z pochwy. Gdy byli blisko skierowałam się do drzwi by wyjść im na przeciw. Wychodziłam gdy nagle przede mną wyrósł Sandor. Zręcznie go wyminełam i zaczełam atakować przeciwników.

Co tu się kurwa dzieje?!-pomyślałam gdy zobaczyłam, że mój towarzysz jest cały otoczony ogniem. Żywioł ten skierował na naszych chyba-wrogów.

On.... Sandor Clegane, cholernie bojący się ognia, stoi w płomieniach, kontrolując ten żywioł i atakując nim tych ludzi.

To chyba sen. Mimo to dalej ich zabijałam. Szybko poszło bo była ich tylko piątka. Nie chowając miecza, tylko trzymając go w dłoni, stanełam przed nim i spojrzałam na niego. I staliśmy tak chwilę.

-Mam zwidy?-zapytałam, na co pokręcił głową. Schowałam broń do pochwy i usiadłam pod jakąś ścianą, wpatrując się w jeden punkt i zastanawiając się co się dzieje.

-O co tu chodzi?-spytałam-Co się tu dzieje?

-Nie wiem. Kiedy mi zależy dzieje się to, co ujrzałaś przed chwilą.

Zależy mu? Zakodowałam to sobie w głowie.

-To dlatego wszyscy się na nas patrzyli po drodze...

-Zawsze patrzą-odpowiedział mi

-Zawsze odwracają wzrok.

Spojrzałam na niego, a on uniósł lekko kącik ust do góry i kiwnął głową.

(Kocham ten moment)

-Musimy ruszać-podał mi ręke bym wstała. Chwyciłam ją i uniosłam się do góry.

-To dokąd teraz?

-Nie mam bladego pojęcia. Ale wiem, że będą nas szukać.

Pokiwałam głową.

*********

💥S

zliśmy jakimś lasem gdy usłyszeliśmy łamanie gałązek. To mogłoby być jakieś zwierze, ale i człowiek. Oboje cicho wyjeliśmy miecze i czekaliśmy. Nagle zza krzaków wyłoniło się trzech młodych mężczyzn.

-Mówiłem ci Jock, to ludzie. Zresztą i tak niczego byś nie upolował-wypiszczał.

Schowaliśmy broń i nie zwracając na nic uwagi ruszyliśmy.

-Ej! Wy!-któryś z tamtych krzyknął, ale my mieliśmy to w dupie i szliśmy dalej.

-Ej chłopaki! Słuchajcie, oni mają broń! Obronią nas, niee?-zaczął trzeci

-Ty to masz łeb!

*****

Jest już drugi dzień odkąd tamci za nami idą. I choć próbujemy nie zwracać na nich uwagi, to sie nie da.

Upolowaliśmy z Clegane'm królika i podgrzaliśmy. Słychać było jakąś kłótnię tamtych. Po chwili przyszedł jeden z nich i nerwowo powiedział:

-eeee no bo ten, no. Wy macie jedzenie, a my nie i czy chci....

-Nie-przerwał mu Sandor

-Ale..

-Spieprzaj z tąd-warknął

Tamtej tylko zgarbił się jednak po naszych dalszych spojrzeniach poszedł.

Innego razu gdy oboje z Ogarem leżeliśmy na trawie i odpoczywaliśmy, ja usłyszałam szemranie tamtych i zakradanie się ich do naszych rzeczy. A niech mają-pomyślała. Bezszelestnie wyjełam Igłę i gdy jeden z nich był blisko mnie szybko wstałam i przyłożyłam mu miecz do torsu, jednocześnie zmuszając go by się cofnął.

-Nie. Tak. Szybko-wycedziłam

W tym samym czasie Sandor jebnął drugiemu w twarz, następnie popchnął tak, że zarył nią o ziemie.

-Mówiłem, że masz spieprzać-warknął.

Ja z drugim zrobiłam to samo co on przed chwilą.

Oboje po chwili próbowali wycofać się na bezpieczną odległość i w końcu im się to udało.

(We śnie znikąd wlokli się za mami jacyś ludzie)

Aktualnie siedziałam na kamieniu i rozmyślałam o różnych rzeczach.

Z daleka usłyszałam krzyki ludzi i inne dziwne dźwięki.

-Sandor- powiedziałam tylko.

-Kurwa. Chodź, musimy iść.-zebraliśmy pospiesznie dobytek i chieliśmy ruszać, gdy ja się obróciłam i spojrzałam w stronę "obozowiska" tamtych.

-Nie mamy na nich czasu-powiedział,  ale ja ruszyłam w przeciwną stronę.

-To wciąż ludzie,

Clegane

Stanełam obok nich.

-Zaraz tu przybędą. Zabiją was.-próbowałam tłumaczyć.

Oni jednak zachwycali się jakąś rośliną, z której po przecięciu leciała woda. (W śnie był to jakiś magiczny robak. Jakby stonoga. Taka duża xd Ogólnie to we śnie chodziło o to, że on teraz magicznie daje wode, a ja z Sanem popędzaliśmy ich, a w końcu zostawiliśmy xdd)

-Nic nie poradzisz. Chodź-  złapał moją ręke i pociągnął, byśmy wterszcie się z tąd ulotnili.

****************

Weszliśny między bydynki wioski.

-Kurwa.-zaklnełam gdy ujrzałam tą samą wioskę, z której uciekaliśmy.

Clegane nie patrząc na mnie ruszył do tego samego domu co wtedy.

Poszłam za nim.

-Co tu się odpierdala?!- warknełam lecz on mi nie odpowiadał.

Miałam deja-vu. Na ulicy znów pojawili się Ci ludzie. Tylko teraz było ich więcej.

Sandor rzucił mi spojrzenie mówiące "Zostań tu" i wyszedł zmierzyć się z nimi.

Miałam to w dupie i poszłam za nim.

On używał swojego magicznego ognia i miecza, a ja tego drugiego. Jego ogień otaczał go i przez chwilę odstraszał wrogów.

Przez chwilę.

Wchodzili w płomienie nie zważając na to, że się palą i atakowali go.

Trudno kurwa-pomyślałam gdy prawie zaatakowali go od tyłu.

Miałam w dupie ogień i skoczyłam na przeciwników za Sandorem.

I o dziwo nie paliłam się.

Ośmieliło mnie to i zaczełam szybciej zadawać ciosy.

Ale nie ja jedna. Przekonałam się o tym gdy dwa razy dostałam sztyletem w brzuch.

Mimo to starałam się nie poddawać.

Na szczęście po chwili wszyscy przeciwnicy byli martwi a ja bez słowa, przyciskając dłoń do ociekającej krwią rany, wróciłam do chaty.

W rogu pomieszczenia osunełam się bezsilnie na ziemię. (We śnie był tam jeszcze jakiś typ, który był moim ojcem i umarł)

Clegane łaził w kółko po pomieszczeniu, a po chwili zaczął robić demolkę.

Był wkurwiony.

Nie wiedziałam na co.

Rozrzucał przedmioty i dopiero po paru minutach się uspokoił.


🌟S

tanął w drzwiach i obrócił się w moją stronę, patrząc mi w oczy.

Widziałam w nich ból.


Tak jakby chciał tu zostać, pomóc mi.
Ale nie może.

Obrócił się i o

dszedł.

(To był taki kurwa piękny moment ale ja nie umiem go opisać. Jak i całego snu xd)

*×*×*×*×*×*×*×*
(Magiczny, duży skip time bo jedyne prześwity tutaj to takie że Arya szuka Sandora. Tylko informacja taka)

Nareszcie. Moje wielomiesięczne poszukiwania się opłaciły. Wrezzcie zdobyłam do niego numer telefonu.

Co on sobie myślał? Że mu wybacze, że mnie opuścił i dam mu odejść? Nigdy.

Wziełam telefon do ręki i wystukałam SmS'a
A-Sandor
A-Kurwa
A-Gdzie ty do cholery jesteś?!
S- Spokojnie.
A-Dlaczego poszedłeś? Dlaczego mnie opuściłeś..?
S- To po ty by Cię chronić. Niezrozumiałabyś.
A-Ale.... Gdzie jesteś?
S-Nie mogę Ci powiedzieć.
S-Chcę, ale nie mogę.

**********
(The same co przed chwilą. Tutaj dalej Arya stara się go znaleźć)

Znalazłam. Już wiem gdzie jest. Plotki i lokalizacje zrobiły swoje.
Byłam z nim umówiona.

Umówiona na spotkanie z pieprzonym Sandorem Cleganem, który zostawił mnie by mnie chronić.

To już za chwilę. Stanełam nim weszłam pomiędzy drzewa lasu.
Let's go.

**********Pov. Sandor (Adi to już teraz xd)
Japierdole. Nie mam innego wyjścia.
Zaatakowałem niedźwiedza po czym go zabiłem. Po chwili zastanowienia uciołem jego głowę i umieściłem tam, gdzie powinna się znajdować moja.

Ruszyłem na umówione miejsce.

Gdy zobaczyłem sylwetkę dziewczyny pomiędzy drzewami, zatrzymałem się. To już ten moment.

-Dlatego kurwa. Dlatego nie chciałem się z Tobą widzieć.-mruknąłem.
(Tak. Sandor bez głowy umie mówić i widzi)

-Sandor..
Staliśmy tak chwilę w ciszy.
-Ignatius, daj się wchłonąć-powiedziałam ale on pokręcił łebkiem-To idź coś upolować-pogoniłam go bo wiedziałam, że będziemy się kłócić, a moje stworzonko mogłoby zaatakować Clegane'a.

×××××××××××××××××××
Tak. To tyle. Obudziłam się.

1. O co chodzi z Ignatiusem i wchłonięciem:
Jest to demon z summonera, połączony jakby z moją duszą. Moge go wchłonąć w swoje myśli lub wywołać i jest normalnie na świecie.

2. Te dwa zaznaczone, melancholijne momenty były lepsze w śnie ponieważ ja nie umiem oddać jednej rzeczy.

W śnie widoczna była relacja Sandora i Aryi, a ja nie umiem jej przekazać.

3. Jestem dumna, że to wyśniłam, ale z samego napisanego tekstu tak średnio.

4. Tak. Sandor stracił głowę i nikt nie wie dlaczego. Proszę o teorię.

Ale to wygląda zarąbiście powiem wam. Sandor z głową niedźwiedzia.

Nadal mam te wszystkie obrazy w myślach.

Tylko mi smutno, że nie umiem oddać tego co bym chciała. Wszystko mi się wydaje takie sztuczne.

Najdłuższy rozdział na Fanie, bo aż 1934 słów.

Bye.


Edit z przyszłości: Tak. Wiem, że jest w tym strasznie dużo niedociągnięć :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top