6.Praca zadręcza. ver1
Ten rozdział też ma 7 stron A4, chyba nie umiem napisać jednego rozdziału krócej, więc postanowiłem, że go podzielę.
Tym razem chyba mi ten tytuł wyszedł. ^^
Mogę chyba dedykować rozdział Julliette10, bo dzięki niej jest tak szybko. Groziła mi! Jeśli bym tego dzisiaj nie dodał to by mnie Stefcio didlodronem przeleciał! A ja chcę wychodzić z domu bez obawy o takie rzeczy xDDDD.
Miłego czytania!
Z samego rana spakowałem swoje dokumenty do teczki i zszedłem na dół. Siedziałem w salonie słuchając wiadomości i jadłem śniadanie, gdy na dół zszedł Mike. Przecierał dłońmi zaspane oczy. Ta piżama naprawdę była słodka.
-Mike, idź jeszcze spać. Jest dopiero ósma.
-Nie mogę już zasnąć. Mogę z tobą posiedzieć?
-Jasne. Zrobić Ci śniadanie?
-Sam sobie potem zrobię. Na razie nie jestem głodny. Idziesz do pracy?
-Tak. Zapowiada się pracowity tydzień. Mam dużo do zrobienia.
-Przepraszam, że tak Ci rozbiłem tamten tydzień.- Chłopak siadł na kanapie po turecku i spuścił głowę.
-Głupoty gadasz. Niczego mi nie rozbijasz. Tylko teraz dostaliśmy propozycję nowego projektu. Muszę się tym zająć i doszła mi taka jedna sprawa.
-Rozumiem...
-Słuchaj. Uważam, że powinieneś wrócić do domu...
-Dlaczego?!
-... i skończyć szkołę. Przerwałeś naukę w środku semestru. Powinieneś wrócić i nadrobić zaległości.- Odłożyłem pusty talerz na stolik i odwróciłem się w jego kierunku.
-Ale to już tylko dwa miesiące.
-Właśnie. Tylko dwa. Chciałbym żebyś się przyłożył do nauki i skończył tę klasę z dobrymi ocenami. W jakim mieście mieszkasz, tak w ogóle?
-Eh... w Shinsoo.
-Hmm, to tylko dwie godziny drogi stąd.
-No.- Przysunąłem się bliżej do niego. Czułem, że rozumie, że musi wrócić do swojego domu.
-Nie smuć się.- Lekko odchyliłem jego głowę i pocałowałem go. Delikatnie. Za chwilę znowu. Przymknąłem oczy rozkoszując się jego miękkimi wargami. Całowaliśmy się spokojnie. Oderwałem się od niego dopiero po dłuższej chwili. Spojrzałem na niego. Był smutny. Oczy nadal miał przymknięte, ale na twarzy malował się smutek. Zrobiło mi się przykro.- Wrócę wieczorem. Chyba, że uda mi się coś szybciej zrobić.- Chciałbym z nim zostać. Szkoda, że ludzie wymagają ode mnie pojawienia się w tym budynku o dziesiątej. Z żalem wstałem i podszedłem do przedpokoju założyć buty. Mike stał pod ścianą i patrzył. Podał mi teczkę. Podszedłem jeszcze raz i pocałowałem go. Tak jakby wkładając w ten krótki akt całą miłość, którą chciałbym mu dać.
-Pracuj spokojnie.- Uśmiechnął się do mnie, gdy wychodziłem. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz i wsiadłem do samochodu. Pojechałem prosto do biura. Było dopiero pół do dziesiątej. Byłem przed czasem, ale mimo to dużo osób i tak już pracowało. Skierowałem się do swojego biura. Przejrzałem na szybko papiery, które zgromadziły się na biurku przez tą krótką nieobecność i wyszedłem jednak, żeby przejść się po budynku. Poinformowałem część ludzi, co byli, że o dwunastej zwołuję spotkanie i żeby poinformowali też innych. Wszyscy dobrze wypełniają swoje zadania z tego, co widzę. Raporty dotyczące mniejszych projektów oraz zamówień pewnie leżą na moim biurku. Wróciłem do siebie. Usiadłem w fotelu i sięgnąłem od razu po telefon.
~Halo?
-Melisa, słuchaj zajmij czymś Mike'a. Jest raczej przygnębiony. Nie chcę, żeby cały czas się smucił. Może pójdziecie gdzieś do miasta? Oddam Ci pieniądze.
~Spokojnie. Właśnie widziałam, że jest taki przybity. Co się stało?
-Postanowiłem, że wróci do siebie, żeby dokończyć szkołę.
~Ehhh... pewnie jest mu przykro, że stąd pojedzie. Dobrze. Coś wymyślę, żeby poprawić mu humor. No cześć. Pracuj.
Chwilę po zakończonej rozmowie do mojego gabinetu weszła Rosa.
-Szefie w końcu jesteś. Mamy bardzo duże zlecenie. To jest ważny projekt i uważam, że byłby przydatny dla naszej firmy...
-Wiem, słyszałem już o tym.
-Wybacz...
-Spokojnie. Chyba będę musiał dać Ci jakąś premię, bo odwalasz za mnie całą robotę.- Zaśmiałem się.
-To nic wielkiego.- Uśmiechnęła się.
-Powiedzmy, że już jestem na bieżąco. Teraz zajmę się tą stertą papierów, a na dwunastą zwołałem spotkanie.
-Poinformuje...
-Już chyba wszyscy o nim wiedzą. Informowałem osobiście, ale możesz się upewnić. Chcę, by wszyscy na nim byli.
-Rozumiem.
-Dziękuje to tyle.
-Dobrze.- Wyszła z mojego pokoiku, a ja zacząłem podpisywać różne raporty, które zawadzały na moim biurku.
Mike'owi było przykro, że ma zostawić to wszystko, że ma zostawić Marcusa. Rozumiał jednak, że Mark chce, by on skończył szkołę i chce dla niego dobrze. W pewnym stopniu rozumiał, że tak będzie dla niego samego lepiej patrząc w przyszłość. Niechciał mu sprawiać problemów. W końcu ten mu już tak pomógł. Tylko, co będzie jak on wróci do siebie. Znowu ci drętwi nauczyciele, znowu tępe mordy uczniów liceum i znowu Drake, który uważa się za pana szkoły. Czy zobaczy jeszcze kiedyś Marko? Gdy on poszedł do pracy Mike poczuł się tak samotnie, tak jak kiedyś. Nawet, gdy przyszła Melisa, jakoś specjalnie się tym nie przejął. Poszedł do siebie i położył się na łóżku. Myślał nad tym wszystkim. Nie przejmował się czasem, ale w pewnym momencie do pokoju weszła Melisa.
-Ubieraj się idziemy do miasta.- Powiedziała radośnie. Nie chcąc psuć jej dobrego nastroju sprawnie się ubrał i już po chwili jechali razem autobusem.
-Gdzie tak w ogóle jedziemy?
-Do galerii. Kupimy Ci jakieś ciuchy. Nie możesz ciągle chodzić w tym samym. Potem możemy pójść na lody- Uśmiechnęła się tak pogodnie, że aż mu się lżej na duszy zrobiło.
-Dobrze.
-Lubisz mierzyć ciuchy?
-Nie wiem, raczej nic do tego nie mam.
-To świetnie.
Przeanalizowałem wszystkie dochody i wydatki z ostatnich dni. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wyjąłem papiery, które przygotowałem wczoraj i udałem się do sali spotkań. Zebranie przebiegło sprawnie. Trochę dowiedziałem się o szczegółach projektów, które realizujemy, rozdałem zadania dla poszczególnych ludzi, oraz określiłem terminy. Po godzinie byłem wolny. Zasiadłem w biurze jak ci wszyscy biznesmeni, z których zawsze się naśmiewałem i zacząłem myśleć. Żeby kumpel sprzedał mi towar muszę się spotkać z nim osobiście. Mieszka tak z cztery godziny drogi stąd. Nie chce do niego jechać, bo na długo Mike musiał by być sam. Mogę zaprosić go do siebie. Mike prześpi się u mnie, przez jedną noc. Po długim rozmyślaniu w końcu zadzwoniłem do starego znajomego.
~Firma ubezpieczeniowa HGO, w czym mogę służyć?
-Chciałbym rozmawiać z właścicielem.
~Przykro mi. Pan Bernhard jest aktualnie zajęty.
-Proszę, to ważne.
~Niestety. Przykro mi.
-Dobrze wiem, że on nic teraz nie robi. Proszę dać go do telefonu i nie przyjmuję sprzeciwu.- Powiedziałem twardo. Wiem, że on teraz nic nie robi. On nigdy nic nie robił. W słuchawce usłyszałem westchnienie, a potem pukanie do drzwi.
~Telefon do pana, panie Bernhard. Mówiłem, że nie chcę żadnych telefonów. Przepraszam, ale to pilne. Halo?!
-Cześć Nico. (dop.aut. Nico XDDD lol)
~Kto mówi?- Żeby mnie nie poznać, haha.
-Tak szybko kumpli zapominasz?
~Nie żartuj sobie ze mnie!
-Marcus Peterson.
~Ma..Marco?
-Haha... coś taki zdziwiony? Sądziłeś, że nie zadzwonię więcej po tym, co się ostatnio stało?
~Nie siedzisz w więzieniu?
-Powiedzmy, że mi się upiekło.
~...
-Mam dla Ciebie ofertę nie do odrzucenia.
~Jaką?
-To nie rozmowa na telefon.
~W takim razie przyjedź do mnie...
-Nie. Ty przyjeżdżasz do mnie. Jak szybko dasz radę, bo sprawa jest krucha i potrzebuje rozwiązania na teraz.
~Nie sądziłem, że wrócisz do interesów, po tym, co Ci zrobiłem, a tym bardziej nie do tych ze mną.- Nicolas kiedyś celowo mnie wsypał policji, żeby na tym zarobić.
-Jeśli ponownie spróbujesz takiej sztuczki mogę Ci zagwarantować, że do dwóch dni od zdarzenia będziesz martwy.
~Spokojnie. Nie zamierzam znowu tak się zachować. Teraz naprawdę mi przykro, że tak wyszło.
-Mam nadzieje.
~Twoi rodzinni koledzy do dzisiaj nie dają mi spokoju.
-To, kiedy mogę się ciebie spodziewać?
~Nie mam nic do roboty, więc jeszcze dzisiaj wieczorem będę.
-Ty nigdy nie masz nic do roboty.
~No, moje życie jest nudne.
-Nie narzekaj. W takim razie czekam dzisiaj i lepiej dla Ciebie, bez żadnych sztuczek.
~Oczywiście.
-Żegnaj.
Rozłączyłem się. Od Nico można było kupić chyba wszystko. Współpracował ściśle z małą rodziną mafijną. Zajmował się przechowywaniem towaru na czas aż ktoś go kupi. Lecz nigdy nie można było mu ufać. Kiedyś byliśmy dobrymi przyjaciółmi, ale to zdradziecki egoista. Nigdy nie wiadomo, dla kogo pracuje, ani jaki ma cel. We wszystkim jednak patrzy tylko na swój zysk. Posiedziałem tak sobie jeszcze z dwie godziny, przeglądają dokumenty i pocztę, aż stwierdziłem, że nic tu po mnie. Dałem znać Rosie, że kończę na dzisiaj i wróciłem do domu. Poszedłem do pokoju Mike'a. Muszę przenieść jego rzeczy do siebie na jakiś czas.
Nie było ich dużo. Szybko się z tym uporałem. Bardzo zdziwił mnie widok mojej starej sztalugi. Sądziłem, że stoi gdzieś zakurzona w piwnicy. Przeniosłem ją także do siebie. Ogarnąłem szybko pokój, po czym odgrzałem sobie obiad ze wczoraj i zasiadłem przed telewizorem. Akurat leciał jakiś film akcji. Około osiemnastej do domu wróciła Melisa z Mikem. Chłopak cały czas był bardzo uśmiechnięty. Ciszę się, że już się nie smuci.
-W końcu jesteście. Gdzie byliście?
-W galerii- Odparła Melisa. Odkładając siatkę na ziemię. Chłopak nic nie mówił, ale nie był smutny.
-Meliso, niedługo przyjedzie Nicolas. Będzie spać u Mike'a, więc proszę, żebyś przygotowała pokój.
-A, a co ze mną?- Młody popatrzył na mnie tak biednie.
-Ty spisz ze mną. On w gościnnym. Tylko jedną noc.- Chłopak spuścił wzrok widocznie bardzo zakłopotany. Melisa od razu poszła zrobić to, o co ją poprosiłem, a ja zostałem z nim sam.- To, co tam kupiliście w galerii?
-E.. no ciuchy.- Podniósł siatkę z ziemi i zaczął wyciągać z niej ubrania. Były bardzo ładne i starannie dobrane.
-Na pewno będziesz w nich pięknie wyglądać. I są zapewne lepsze, niż moje ciuchy.- Zażartowałem, ale on posmutniał.
-Głupio mi, że tak żyję na twój koszt. Chyba naprawdę powinienem wrócić do siebie.
-Mówiłem Ci, że pieniądze to nie problem. I naprawdę chciałbym, żebyś został ze mną, ale musisz skończyć szkołę.
-Rozumiem. Hmm.. a kto to Nicolas?
-To mój znajomy. Prowadzę aktualnie z nim interesy.
-Dużo się ostatnio dzieje...
-Dokładnie. Nie mam za wiele czasu dla Ciebie, przepraszam.
-Czemu przepraszasz, przecież to jest twoja praca, to ja Ci wszystko rozwalam.
-Już mówiłem, że niczego mi nie rozwalasz.
-Przepraszam, ja tylko...- W tej chwili ktoś zadzwonił do drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top