2. Książę bez korony.



Mike obudził się czując koło siebie przyjemne ciepło. Nie chciało mu się wstawać, ani nawet otwierać oczu. Pierwszy raz od tak dawna było mu tak wygodnie, ciepło i czuł się tek bezpiecznie. Przysuną się do źródła ciepła. Obejmując swój "piecyk".

Obudził mnie ktoś wtulając się we mnie. W szoku zbudziłem się, lecz gdy zobaczyłem przy sobie delikatne ciało chłopaka uspokoiłem się. Widocznie zasnąłem. Chłopak tak słodko wygląda jak śpi. Przez chwilę miałem ochotę, żeby go pocałować, lecz szybko to w sobie zdusiłem. Pogłaskałem go delikatnie po włosach. A chłopak powoli zaczął się budzić.

-Hej śpiąca królewno. Czyli jednak podoba Ci się moje łóżko? -Mike schował twarz w pościeli. Spojrzałem na zegarek. Było wpół do ósmej. O dziesiątej powinienem zjawić się w biurze. O dwunastej mam spotkanie.

-Muszę iść do pracy, ale ty jeszcze śpij. Melisa przyniesie Ci śniadanie. Poza tym czuj się jak u siebie.- powiedziałem i wstałem. Wziąłem talerz leżący na szafce i już miałem wyjść, lecz znowu mnie zatrzymał.

-Kiedy wrócisz?

-Około osiemnastej.

-Dobrze- znowu położył się na łóżko i zamkną oczy. Chciałbym z nim zostać, ale prac to praca. Z jego pokoju poszedłem prosto do swojej łazienki wziąć prysznic. Przed pracą pojadę jeszcze po leki. I musze wybrać z banku dwadzieścia tysięcy. Chyba niecodziennie do banku przychodzi ktoś prosząc o wypłacenie takiej sumy. Będzie śmiesznie. Przebrałem się w świeże ciuchy. Wychodząc powiedziałem Melisie, żeby się nim zajęła. Pogoda miło mnie zaskoczyła. Było ciepło i słonecznie. Pojechałem do apteki, następnie do banku. Tak jak myślałem kobieta siedząca za ladą w banku była w niezłym szoku słysząc sumę, ale udało mi się zdobyć pieniądze, które następnie schowałem do walizki. Na końcu zjawiłem się w biurze. Przejrzałem kilka raportów, spotkanie, wszystkim zawsze zajmuje się moja asystentka, to ona pilnuje by wszystkie projekty były dopracowane, a mnie tylko informuje, na czym stoimy. Pod tym względem mam łatwo. Chyba tylko kobiety potrafią ogarnąć tyle rzeczy naraz. Jestem jej za to bardzo wdzięczny.

W tym czasie Mike zdążył wstać, zjeść śniadanie, które przyniosła mu Melisa, i aktualnie siedział i się nudził. Postanowił przejść się po domu. Strasznie ciekawiło go, co znajduje się za wszystkimi drzwiami przed pokoju. Chwilę wahał się, bo to tak nieładnie szperać po cudzym domu, lecz zdecydował, że tylko się przejdzie, nie będzie zaglądał, jeśli drzwi będą zamknięta. Wyszedł z pokoju natrafiając właśnie na gosposię.

-O pani Melisa.- powiedział z przestrachem i cofną się z powrotem do swojego pokoju.

-Hej. Przyszłam sprawdzić, co tam u Ciebie. Gdzie się wybierałeś?- zapytała radośnie.

-Ja... ja tylko...

-Nudzi Ci się pewnie. Markus wróci dopiero po osiemnastej... hmmm może chciałbyś wyjść ze mną na dwór?

-A mogę?-zapytał uradowany.

-Oczywiście. Ja będę coś robić przy kwiatach, będziesz mógł mi pomóc, albo... robić co tam chcesz. Na dworze jest ciepło.- powiedziała entuzjastycznie.- Choć.

Zeszli razem na parter, Melisa poprosiła go by wziął cebulki roślin, a ona poszła nalać wody do konewki. Już po chwili razem sadzili kwiaty wzdłuż płotu. Michael był zachwycony ogrodem. Wszystko było pięknie przystrzyżone. W rogu rosła płacząca wierzba, a pod nią stała drewniana ławka. Dużo tam było łysych gałązek wystających z ziemi. Czyli było tam dużo kwiatów i roślin. Z przodu domu także było pięknie. Trawa dopiero odżywała po mroźnej zimie. Drzewa puszczały pędy. Melisa zaczęła przekopywać małą łopatką ziemię wzdłuż płotu za domem.

-Co to za kwiaty?

-To narcyzy. Marko bardzo lubi te kwiaty. Pięknie wyglądają jak się je gęsto zasadzi.

-Tak.

-Masz jakieś zainteresowania? Coś, co bardzo lubisz robić?

-Bardzo lubię pływać... i malować.

-Malować?

-T...tak.- gosposia przez chwilę się zamyśliła.

-Marko kiedyś chciał się nauczyć malować. Kupił sobie sztalugę i farby. Trenował przez kilka tygodni, ale potem mu się znudziło. –zaśmiała się.-Jeśli chcesz w piwnicy chyba jeszcze stoi stara sztaluga. Farby też chyba jeszcze są. Wiesz gdzie jest piwnica?

-Tak.

-No to idź i poszukaj. Ja dokończę sadzenie kwiatów.

Mike szybko wrócił do domu. Od razu kierując się do piwnicy. Źle mu się kojarzyła piwnica, ale jakoś się przełamał. Przecież tu jest bezpiecznie. Zapalił światło i zszedł po stromych schodach na dół. Było tu dużo rzeczy, lecz panował względny porządek. Michael zaczął zaglądać szukając sztalugi. Znalazł dwa rowery, różne przetwory, pudełko podpisane ozdoby świąteczne, smycz dla psa, jakieś puszki z farbą, śruby, narzędzia, takie jak różne klucze, wiertarkę. Na samym końcu znalazł w końcu sztalugę. Obok leżały farby w kubeczkach, oraz pędzle. Gdy zbierał farby z podłogi zauważył dość duże pudło z napisem 2014. Zaciekawiło go to. Przeważnie pudła były podpisane jakoś jasno np. "ozdoby". Do tego pudło było postawione pod kilkoma innymi także przykrytymi prześcieradłem. Mike wyją pudło spod spodu. Ponasłuchiwał przez chwilę czy nikt nie idzie, a nie słysząc niczego otworzył pudło. To, co zobaczył przeraziło go. Takie same "zabawki" jak te, którymi męczył go Thomas. Było to dokładnie to samo. Wyjął z pudełka jakiś skórzany pasek, który w świetle gołej żarówki okazał się skórzaną obrożą . W jednej chwili zrobiło mu się gorąco i zimno. Zimno gdyż przypomniał sobie jak okrutnie wykorzystywał takie przedmioty Thomas. Gorąco, gdy pomyślał jak mógłby to wykorzystać Marko. Jego myśli odpłynęły gdzieś do sceny, w której on z taką obrożą klęczy nagi przed Markusem. Skrycie lubił takie zabawy. Miał silną psychikę. Tortury Thomasa nie skrzywiły mu jej trwale. Jedynie przez pewien czas po prostu bał się odzywać..., ale od kiedy Marko zabrał go ze sobą uspokoił się i zaczął normalnie funkcjonować. Chciałby czasem dostać klapsa. Ale Thomas nie znał umiaru. W tej chwili bardzo ryzykowne było przeglądanie takich rzeczy, więc spakował wszystko z powrotem, postanawiając, że wróci tu w nocy, gdy wszyscy będą spać. Teraz wziął sztalugę, farby i wyszedł z piwnicy. Gdy wyszedł gosposia już gotowała obiad. Przestraszył się. Czy aż na tak długo się zamyślił... Dostał od niej kubek na wodę i poszedł na górę. Rozłożył sztalugę, nalał wodę do kubka, rozstawił farby i usiadł. Nie wiedział, co może namalować. Jego myśli uciekały do tego pudełka, które znalazł w piwnicy. Skoro Marko ma takie rzeczy. Widocznie kiedyś ich używał. Dlaczego je schował? Może nie chciał żeby ktoś to zobaczył. Oczywiste. Ale czemu nie chciał, aby ktokolwiek to zobaczył?

Siedział przed sztalugą i siedział, pogrążony w myślach do momentu aż gosposia przyszła do jego pokoju szturchając go w ramię.

-Mike. Wołam Cię i wołam.

-Przepraszam.

-Choć na obiad.

Zszedł razem z gosposią i wspólnie zasiedli do stołu. Na obiad była ryba. Smakowicie pachniało. Chłopak od razu zabrał się za swoją porcję.

-Nad czym tak myślałeś? Nawet jak stałam obok to nie reagowałeś na moje słowa.

-Przepraszam.

-Coś się stało?

-Nie, nie. Ja tylko się zamyśliłem wtedy.

-haha.- Ich rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.-ciekawe, kto to może być.-oboje wstali i przeszli do przedpokoju. Melisa otworzyła drzwi. Za nimi stał wysoki mężczyzna ubrany w elegancki, czarny garnitur, oraz dwóch innych gości.

-Przyszliśmy po pieniądze, albo po chłopaka.

-Jakie pieniądze?- zapytał Michael.

-Za Ciebie guwniarzu. Dostałem zlecenie przyjechać tutaj po pieniądze, a jeśli ich nie dostanę zabrać chłopaka.

-Przepraszam pana. Nie mamy na chwilę obecną żadnych pieniędzy, ale proszę poczekać chwilę, skontaktuję się z moim szefem i wszystko się wyjaśni.

- Przykro mi. Pieniądze powinny mi być przekazane od razu. W takim razie będę musiał zabrać chłopaka.- Mike zrobił krok do tyłu. Niewiedział, co ma zrobić, żeby nie dać im się złapać. Urzędnik cofną się o krok.- Weźcie go.- Chłopak zaczął szybo uciekać w głąb domu. Jeden z gości złapał i obezwładnił Melisę, drugi szybko dogonił Michaela. Rzucił go na podłogę, skrępował jego ręce i nogi ciemną, grubą taśmą i wyniósł go. Wszystko udało mu się mimo tego, ze chłopak się szarpał i bronił. Puścili gosposię. Chłopaka wrzucili do samochodu na tylne siedzenie. Odjechali.

Melisa od razu chwyciła za komórkę i zadzwoniła do Markusa.

Siedziałem w burze przeglądając kolejny nudny raport. Wszystko zajmowało mi dzisiaj dwa razy dłużej. Cały czas zastanawiałem się, co robi Michael. Melisa pewnie mu znalazła jakieś zajęcie. Co ja będę mógł z nim porobić, gdy wrócę...

Myślałem o nim, aż zadzwoniła moja komórka. Numer zastrzeżony.

-Tak słucham.

~Cześć Marko.-to był Thomas. Aż we mnie zawrzało.- mam twoją dziwkę. Nie zapłaciłeś mi, więc go wziąłem z powrotem.

-Jak nie zapłaciłem? Miałeś dzisiaj kogoś przysłać po pieniądze.- starałem się nie podnosić głosu, mimo że już byłem zły.

~I przysłałem. Ale niebyło dla mnie żadnych pieniędzy, więc wziąłem, co moje.

-Przecież wiesz, że jestem w pracy! Jak miałem Ci je dostarczyć?!

~Trzeba było o tym pomyśleć.

-Kurwo, a skrzywdź go to zajebie. Gdzie on teraz jest?

~Aktualnie jedzie do mnie. Słuchaj zagrajmy w grę.

-Co...?

~Będziesz musiał zrobić wszystko, co ci każę. Jeśli wygrasz odstaniesz go z powrotem. Masz być u mnie za 30 min. –rozłączył się. Wstałem gwałtownie przewracając krzesło. Uderzyłem pięścią w stół.

-Jak tak można!!- do mojego gabinetu weszła asystentka.

-Coś się stało...

-Rose wychodzę dzisiaj wcześniej z pracy. Zajmij się wszystkim, dobrze?

-Oczywiście, ale...

-Spieszę się. Dzięki.

Wybiegłem z pomieszczenia i wszedłem do windy. Wybrałem poziom podziemnego garażu. Tam dzisiaj rano zaparkowałem swój samochód. Gdy drzwi od windy się zamknęły mój telefon zadzwonił ponownie. Tym razem to była Melisa.

-Halo?

~Marko zabrali Mike'a!! Oni...

-Już wiem wszystko. Spokojnie zaraz będę z nim.- rozłączyłem się. Szybko wyjechałem z parkingu z cichym piskiem opon i skierowałem się do domu Thomasa. Jak on śmiał go zabrać?! Umowa była, że mam mu dzisiaj zapłacić. W co on gra. Dobrze wie, do której mam pracę. Po dwudziestu minutach byłem pod jego rezydencją. Wziąłem teczkę z pieniędzmi i wszedłem pośpiesznie nie zawracając sobie głowy domofonem. I tak wszystko było otwarte.

Mike został wrzucony na tylne siedzenie samochodu, po czym auto ruszyło. Rozglądał się panicznie po małej przestrzeni. Razem z nim jechało trzech mężczyzn. Gdy auto się zatrzymało jeden z nich założył mu opaskę na oczy. Czuł, że niosą go gdzieś, posadzili go na zimnej posadzce. Zimno przywołało dawne wspomnienia, głównie związane z Thomasem. On zawsze kazał mu spać na zimnej podłodze. Przeszły go zimne dreszcze, kiedy jego obawy się potwierdziły. Znowu tu był. Słyszał obrzydliwy głos mężczyzny. Markus na pewno go uratuje. Tak sobie powtarzał, aby zdobyć trochę odwagi.

-Zdejmij mi tę opaskę!!- szyderczy śmiech dotarł do uszu chłopaka.- Mówię, zdejmij ją!

-Misiu ależ ty się rozpuścił. A byłeś taki grzeczny...-zdjął mu chustkę z oczu. -Mam Ci przypomnieć jak masz się zachowywać?- mężczyzna wyją nuż z kieszeni. Młody zamarł. On już wiedział, jaki to ból, jak ktoś rozcina ci skórę. Zamilkł.- o już lepiej. Niefajnie, że Marko tak po prostu mi Cię zabrał i jeszcze mnie pobił.

-Bo zasługiwałeś. To, co mi zro...

-Już Ci to wmówił? On jest świetnym manipulantem. Zawsze miał do tego talent. Potrafił omamić każdego. Włącznie ze mną.

-On mnie nie okłamał!

-On jest taki sam jak ja.

-Nie. On jest dobry.

-On chce byś tak myślał.

-Ale on mnie uratuje!

-O słyszysz?- ze schodów dobiegały szybkie kroki.- Przybył twój książę... szkoda że dzisiaj zabiorę mu koronę...

Wbiegłem do salonu. Wszystkie drzwi były pootwierane, czyli czekał na mnie. Zobaczyłem Michaela siedzącego na podłodze. Jego ręce i nogi były skrępowane. Nad nim stał Thomas z nożem w ręku. A obok niego jakiś mężczyzna, którego pierwszy raz na oczy widzę.

-Mam pieniądze. Oddaj mi go.

-Spokojnie. Teraz zagrajmy. Musisz się mnie słuchać. Inaczej on na tym ucierpi.- wskazał dłonią na chłopaka. Mężczyzna, który do tej pory stał spokojnie wyją z kieszeni nóż i przyłożył do gardła Mike'a.

-Ty skurwielu. Czego ty w ogóle ode mnie chcesz?!

-Chcę Ciebie.-zdziwiłem się jego odpowiedzią.- Chcę się z tobą zabawić, chcę zagrać. Tym razem ja będę dyktował Ci co masz robić. W końcu role się odwrócą. Zacząłem czegoś oczekiwać a ty mnie zostawiłeś. Czy tak robi facet?- wiedziałem o czym mówił. Jednak nie chciałem żeby Mike o tym wiedział. Kiedyś byliśmy razem. Całkiem długo. Ale to był zwykły związek opierający się jedynie na seksie. Nic nam to wtedy nie przeszkadzało. Zawsze to ja byłem na górze. Thomas zaczął się interesować sado-maso. Ja niemiałem nic przeciwko, aż do czasu kiedy zapragnął nade mną dominować. Za każdym razem, gdy się na to zgadzałem żałowałem tego. Tom zaczynał wtedy być agresywny, brutalny. Często bawił się też nożem. Ja na tym zawsze cierpiałem. Więc postawiłem mu warunek gdy już go nie mogłem znosić. Albo zostawiasz to sado-maso, albo zrywamy ze sobą. Zostaliśmy przyjaciółmi. On znalazł sobie kogoś innego i wyprowadził się. Wtedy wyremontowałem cały dom i pozbyłem się wszystkich rzeczy związanych z jego okropnym fetyszem. Sam to lubiłem, ale mam teraz do tego dziwną niechęć. Wplątał się od tamtego czasu w handel ludźmi. Czasem sam kupował niewolników. Strasznie źle ich traktował. Dosłownie jak rzecz. Starałem się jednak w to nie plątać.

-Niechciałem byś mnie tak traktował. Ciąłeś mnie...

-Też to lubiłeś.-obszedł mnie dookoła.

-Tak. Ale we wszystkim trzeba znać umiar!

-Misiu, wiesz jaką Markus był kiedyś suką...

-Zamknij się! Ja wcale nie...

-Dzisiaj ponownie będziesz mój. Przelecę Cię na jego oczach.- Thomas przyszpilił mnie do ściany, dłońmi przytrzymująca moje ramiona. Moje ręce były wolne. Chciałem się bronić, ale jednak odpuściłem.-Nie próbuj nawet, bo wystarczy moje słowo, a chłopak straci życie.- złapał mnie w sidła. Byłem bezbronny. Życie młodego było dla mnie w tej chwili ważniejsze niż moja duma. On za to napawał się tym, że walczę sam ze sobą. Uśmiechną się złośliwie, po czym wpił się w moje usta. Poczułem obrzydzenie. Do niego, a także do samego siebie. - Masz to odwzajemnić.- ponowił czynność. Słabo oddałem pocałunek. Przysuną się do mnie mocniej. Kładąc jedną rękę na moim biodrze. Drugą sięgną po coś do kieszeni. Po chwili podał mi do ust jakąś tabletkę -Spokojnie. To nie jest narkotyk, ani trutka. Połknij.-Niechciałem tego zrobić. Nie mam pewności jak to działa.-Dave.- po chwili ciszę w pokoju rozdarł rozpaczliwy krzyk Michaela. Gwałtownie zacząłem się wyrywać, próbując go uderzyć. Nie poszedłem jednak na całość, bo nadal mieli mojego Mike'a. Nie wiem, od kiedy zacząłem go tak nazywać, ale nie ma teraz nic do rzeczy. Thomas złapał mnie za pośladki. Szybko nade mną zapanował. Krzyk ustał. Popatrzyłem na niego przez ramię bruneta. Chłopak miał nacięcie na ramieniu, z którego powoli wypływała krew.-Połknij.- zrobiłem to. Nie poczułem żadnej różnicy.

-Dobra. Będę robił, co chcesz, ale tylko, jeśli on wyrzuci ten nóż!-czułem się upokorzony. To okropne uczucie musieć się komuś podporządkowywać. Silić się na spokój i dusić w sobie tyle emocji i gniewu naraz.

-Odrzuć na bok ten nóż Dave.-po chwili dało się usłyszeć dźwięk metalu uderzającego o ziemię. Wziąłem głęboki wdech i ponownie poczułem na sobie jego wargi. Całował mnie namiętnie. Z uczuciem. Kiedyś, gdy jeszcze byliśmy razem często całował mnie w ten właśnie sposób. Z taką szczerą miłością. Z niewidomych dla mnie powodów zaczęło mi się to podobać. Byłem cholernie na niego zły i gdyby nie Michael, w tej chwili zabiłbym go, a jednak czerpałem z tego pocałunku przyjemność. Mim, iż miałem ochotę go zabić. Dlaczego?! ... To na pewno przez tą tabletkę! Nie wiem, co to było, ale to na pewno przez to! Położył obie dłonie ponownie na moich biodrach i zaczął mnie głaskać. Zjeżdżał na brzuch, na klatkę piersiową, zahaczając o moje sutki, a ja coraz bardziej się nakręcałem. Zdjął ze mnie bluzę, oraz koszulkę gładząc moje nagie ciało. Zacząłem go pośpiesznie rozbierać, a on zamruczał. Po chwili obaj byliśmy nadzy. Nie istniało dla nas nic poza nami. Łapiąc mnie za szyję w pewnym momencie zaczął ciągnąć mnie w kierunku kanapy. Kątem oka dostrzegłem Michaela. Siedział u nóg tego całego Dave 'a i zdziwiony obserwował całe przedstawienie. W jednej chwili całe moje uniesienie wywołane durnym narkotykiem spadło. Nie byłem już podniecony, co wyraźnie rozzłościło Thomasa.

-Dave podaj mi przepaskę.- mężczyzna podał mu czarny materiał, który zaraz zasłonił moje oczy. Nie mogłem nic zrobić. Nie dlatego że nie chciałem, nie mogłem. Ostatnią rzeczą, którą widziałem to lekko zarumieniona, zdziwiona twarz chłopaka.

-Nie patrz się tak na niego. Skup się na tym, co teraz robisz!-pocałował mnie.- Jeśli się teraz zatrzymasz zabiję go.- drgnęło we mnie. Jak ja nienawidzę szantażu! Nienawidzę BYĆ szantażowany!

Spojrzałem ostatni raz w kierunku gdzie powinien się znajdować chłopak, po czym przytuliłem się do Thomasa, pragnąc to w końcu skończyć. Byliśmy tego samego wzrostu. Pchnął mnie na kanapę. Przez tego draga po chwili znowu podniecony leżałem pod nim wijąc się. Jedną ręką Thomas zaczął mnie rozciągać. Jęknąłem z uczucia dyskomfortu mieszanego z przyjemnością. Drugą opierał się nad moim ramieniem. Cały czas mnie całował. Nie wiem ile to trwało, gdyż straciłem poczucie czasu. Wyrwał mnie dopiero ogromy ból, gdy we mnie wszedł. Poczekał, aż się przyzwyczaję, po czym zaczął się we mnie dość szybko poruszać. Niebyło w tym żadnego uczucia. To już nie to samo. Jęczałem, co jakiś czas, mimo, iż starałem się powstrzymywać te dźwięki. Doszedłem pierwszy, a on zaraz za mną. Odwiązał mi oczy i spojrzał na mnie.

-Grzeczna z Ciebie dziwka. Nie sądziłem, że pójdzie mi z tobą tak łatwo. Kiedyś nie byłeś taki grzeczny –wstał i ogarną się. Zrobiłem to samo. –Masz. Tu podpisz i ten szczyl będzie twój.

-Nie nazywaj go tak.-Byłem wykończony. Oczy mi się kleiły, ale to jeszcze można powstrzymać. Mój głos mówił sam za siebie.

-Oj już się nie wysilaj. Owinąłeś go sobie wokół palca. Zanim przyjechałeś cały czas skomlał, Marko mnie uratuje, Marko mnie uratuje... – gadał przedrzeźniając go. Ja podpisałem papier i schowałem go do kieszeni własnej kurtki. Thomas miał kopię. Podałem mu pieniądze tak jak kazał. Podszedłem do Michaela i odwiązałem jego ręce i nogi. I podałem mu rękę, alby wstał. Nadal był w szoku. Można to było wyczytać w jego oczach. Gdy już stał objąłem go ramieniem i wyprowadziłem z tego okropnego budynku. Wróciliśmy do mojego domu milcząc. Gdy wszedłem do mieszkania w progu czekała Melisa. Pierwsze co to rzuciła się na Michaela przytulając go do siebie.

-Jak dobrze że nic Ci nie jest!!- nie mając już dzisiaj ochoty na nic ruszyłem w kierunku swojego pokoju, uprzednio kładąc leki chłopaka na komodę.

-Melisa zajmij się nim. Pamiętaj o jego lekach.

-Marko, coś się...

-Mam dość na dziś wszystkiego.- Thomas wyczerpał mnie psychicznie. Nie nikt nie zdaje sobie sprawy ile trzeba wysiłku włożyć w pełną kontrolę nad tak silnymi emocjami, półki sam tego nie przeżyje. Chciało mi się rzygać.

-...ale...-

-Idę spać!- to zabrzmiało prawie jak szloch. Wszedłem do pokoju od razu udając się pod prysznic.

-Co się stało z Marko?!- zapytała przejęta gosposia Michaela.-zachowuje się jak nie on.

Mike zaczerwienił się z zażenowania całą tą sytuacją, a zaraz posmutniał. To przez niego Marko tak się czuje. Gdyby nie on niedoszło by w ogóle do tej całej sytuacji. Ale co miał powiedzieć Melisie. Oczywiście prawdę. Ale jak by to powiedzieć.

-No bo...yhhh...-chłopak postanowił, że wyrzuci z siebie wszystko na raz i będzie spokój. Zbierał się chwilę w sobie.- Thomas trzymał mnie pod nożem, groził Marko, że mnie zabije, jeśli on się nie zgodzi zrobić tego co on mu każe i Thomas kazał mu, no... kazał mu się z nim przespać!-powiedział jednym tchem i się rozpłakał. Melisa stała jak słup i z niedowierzaniem patrzyła na niego.- Gdyby nie ja Marko nie musiał by tego robić!! W ogóle niepotrzebnie się tu pojawiłem. On ma przeze mnie same problemy tylko!- gosposia przytuliła chłopaka który tak się rozkleił.

-Nie mów tak. Marko nie zrobił by tego gdyby mu na tobie zależało.

-Właśnie!-pociągnął nosem.- A nie zależało by mu na mnie, gdyby mnie nie spotkał. Ściągam na niego takie okropne rzeczy.

-Już spokój. Nie czas żeby myśleć co by było gdyby. Ważne co jest teraz. Skoro już tak się stało, to się nieodstanie. Teraz trzeba będzie jakoś po prostu pocieszyć Marko. Widać, że jest załamany. On się nie przyzna, ale jest.-chłopak trochę się uspokoił. To co mówiła Melisa miało sens.

-Jak... jak mogę go pocieszyć?

-Nie wiem... może spróbuj z nim porozmawiać.-chłopak pokiwał głową.-Ale najpierw idź się umyć. W łazience masz już nowe ciuchy. Są trochę za duże, ale...

-Nie przeszkadza mi to.- zaprzeczył energicznie. – Bardzo dziękuje Ci za to co dla mnie robisz.- chłopak przytulił gosposię. Bardzo przywiązał się do tej kobiety. Miała w sobie takie matczyne ciepło. Odnalazł w niej coś, czego nigdy nie dawała mu jego własna matka. Troszczyła się o niego, dbała... czuł się taki... kochany. Odsuną się od Melisy. –Dziękuję.-powiedział jeszcze raz i pobiegł go swojego tymczasowego pokoju. I poszedł pod prysznic, w głowie obmyślając plan rozmowy, oraz możliwości pocieszenia Markusa.

Długo stałem pod prysznicem pozwalając ciepłej wodzie spływać po moim ciele. To było takie przyjemne uczucie... uwielbiam wodę. Trochę mi już lepiej. Obmyślałem parę spraw i stwierdziłem, że dla chłopaka było warto się poświęcić. Nie mogę się tak przecież zachowywać, jakby to był koniec świata. Często kiedyś z nim sypiałem. Powinienem się cieszyć tym, że Michael jest już wolny i bezpieczny. Że nikt już go nie tknie i pomóc mu wrócić do domu. Tyle że chłopak nie ma tam żadnej rodziny. A może ma dziewczynę i będzie chciał do niej jak najszybciej wrócić. Nieważne. Nie będę go po prostu trzymał na siłę. Wyszedłem w końcu spod prysznica, wytarłem się i ubierając same bokserki położyłem się do łóżka. Strasznie lubię swój pokój. Granatowe ściany. Na środku duże dwuosobowe łóżko z ciemnego drewna i czarną pościelą. Po obu stronach łóżka stoją małe szafki z szufladami. Gdy remontowałem cały dom ten pokój tylko odnowiłem. Kiedyś mieszkałem w tym domu z Thomasem. On bardzo lubił ciemne kolory. Ja wolałem jasne, ale ta sypialnia mi pasuje w tym kolorze. Jest jeszcze jedno pomieszczenie którego nie remontowałem. A mianowicie taka sala w piwnicy. Thomas miał i ma nadal wielkie zamiłowanie do sado-maso. Także mi się to podoba, ale teraz wiem że on nie zna granic. W piwnicy urządziliśmy taką typową salę przeznaczoną właśnie do tego. Ale po tym jak z nim zerwałem zasłoniłem te drzwi dużą szafą. Kluczyk wrzuciłem do stawu w ogródku. Nie będę z niej więcej korzystał. Nawet moja gosposia nie wie o jej istnieniu. Nie chcę się stać jak on. Część rzeczy o które zapomniałem w pomieszczeniu zamknąć kurzą się nadal w mojej piwnicy. Są przykryte innymi pudłami i prześcieradłem. Nie wiem czemu jeszcze nie wyrzuciłem tego badziewia... muszę to w końcu zrobić. Już zasypiałem gdy drzwi do mojego pokoju się uchyliły. Nie widziałem kto to. Byłem odwrócony w przeciwną ścianę, ale zauważyłem że w pokoju robi się jaśniej.

-Przepraszam, mogę wejść? – to był Michael. Nie spodziewałem się go tutaj. Myślałem że po tym co usłyszał nie będzie się do mnie odzywał.-Ma...marko...- szeptał. Drzwi się zamknęły. Nie chciało mi się wstawać. Nawet nie wiedziałem co mogę mu powiedzieć. Udawałem że śpię. -Maaarkoo- tym razem był już znacznie bliżej mojego łóżka. Chwilę milczał, po czym materac mojego łóżka ugiął się. Chłopak podszedł do mnie i szturchnął mnie w plecy.-Markoo.-nie mogłem dłużej udawać, że śpię. On najwidoczniej nie zamierzał odpuścić.

-Co?- mruknąłem cicho.

-Ja chciałem Ci tylko powiedzieć, że... że jestem Ci bardzo wdzięczny, za to co do dla mnie zrobiłeś. Po prostu od kiedy Cię poznałem spotykają Cię chyba same przykre rzeczy i ja chciałem Cię pocieszyć... a..ale chyba mi się nie udało. Ja...ja jestem najgorszym co Cię spotkało.-młody zastosował od razu odwrót, ale złapałem go za ramię przewracając na plecy. Podparłem się na ręce i usiadłem koło niego.

-Nie gadaj głupot. Jesteś najlepszym co mnie spotkało do tej pory.- Mike przeleciał po mnie spojrzeniem i zrumienił się.

-Ale nie musiałbyś dzisiaj tego robić gdyby nie ja... i to było dla ciebie...

-Nie mówi już o tym. Sam chciałbym zapomnieć. To jak chciałeś mnie pocieszyć?- położyłem się koło niego.

-Jaaa... chyba nie przemyślałem tego do końca. Myślałem że ta rozmowa będzie inaczej wyglądać.

-haha. Cieszę się że tu jesteś.

-Ja... ja też się cieszę. Dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Chciałbym o coś zapytać...- przytaknąłem.-...czy...czy ty byłeś kiedyś z Thomasem?- zapytał i zamknął oczy.

-Tak. Byłem. Powiem Ci że kiedyś był inny. W ten sposób chcesz mnie pocieszyć?

-Nie. Przepraszam. Ja przyniosłem ze sobą czekoladę.- Sięgną na szafkę nocną. Widocznie musiał ja tam wcześniej położyć.- Melisa mówiła, że lubisz czekoladę.- wyciągną zapakowaną tabliczkę w moim kierunku.

-Otwórz ją to razem ją zjemy. Czekolada jest super. – młody jest pocieszny, pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Otwierał w tej chwili czekoladę. Nie mógł jej otworzyć, ale cały czas próbował, aż się udało. Podsunął mi ja prawie przed nos.-Dziękuje.- ułamałem pasek. On zrobił to samo.-Też lubisz czekoladę prawda?

-Uwielbiam.- po kilku minutach z czekolady nic nie zostało.-Czy pocieszyłem Cię?- zapytał nieśmiało.

-Czuję się już o wiele lepiej. -Uśmiechnąłem się do niego.- a będę się czuł jeszcze lepiej jak mnie przytulisz. – Do tej pory patrzył tylko na moją twarz, albo na pościel. Teraz znowu przejechał po mnie spojrzeniem. Zaśmiałem się głośno.- Czemu się rumienisz?

-Ja... ja wcale nie...-dotkną swoich policzków. – przecież jest ciemno, nie widzisz...- złapał się za usta.

-Sam się zdradziłeś, wiesz?- mój śmiech. Naprawdę nie widziałem tego czy się rumieni. Po prostu chciałem zobaczyć jego reakcję. A on sam się wkopał. Jego oczy odbijały światło księżyca, które padało do pokoju przez okno. Lubię spać przy odsłoniętych zasłonach.- to przytulisz mnie czy nie?- młody chwilę się zastanawiał, po czym przysuną się trochę do mnie. Objąłem go w pasie przysuwając do siebie.

-Teraz się rumienię.

-Dlaczego?

-Bo... e...eee...mmm. Domyśl się.-Obrócił się na brzuch chowając twarz w pościeli.

-Powiedz. Czy ty chcesz za tydzień wracać do swojego domu?- nie wiem czemu tak zapytałem, mogłem inaczej.

-ymmm... nie chcę.

-To zostań ze mną.

-Ale, ja nie chcę też żyć na czyjś koszt.

-Pieniądze to nie problem.

-Ciągle tak mówisz.

-Ale to prawda.

-Mogę dzisiaj spać z tobą?

-Możesz. Ale proszę obróć głowę, bo się udusisz.-posłuchał mnie.

-Wcale bym się nie udusił.

-Zażyłeś swoje leki?

-Oczywiście.

-Dostałem dzisiaj sms'a , że wyniki twojej krwi są w porządku.

-To dobrze.-przykryłem nas obu kołdrą.


Oja ^^ Druga część to już coś. Pierwsza ma aż 20 odsłon. Jak na mnie to i tak dużo ;)

Dziękuje wszystkim co to czytali. Na serio sprawdzając odsłony mam takiego powera na cały dzień. 

Liczę na komentarze. :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top