1.Chłopak był po prostu piękny.
https://youtu.be/q3MnJGrkz5A
Chłopak był po prostu piękny. Przydługie czarne włosy, długawa grzywka lekko opadająca na dwoje bursztynowych oczu, lekko zadarty nos, oraz pięknie wykrojone usta. Jego postawa była niepewna, a w oczach dostrzegłem strach oraz zrezygnowanie. Thomas potrafi zgrywać dobrego, ale w swojej branży jest znany z straszne okrucieństwa wobec ludzi. Bałem się pomyśleć co ten chłopak już przeżył, albo co gorsza, co jeszcze go tutaj czeka.
-...więc zostanie ze mną. Mark. Marcus! Słuchasz mnie w ogóle?- w końcu obudziłem się z tego dziwnego transu.
-Tak słucham.- odpowiedziałem szybko. Oczywiście, że go nie słuchałem.
-Jak na razie to widzę, że go pożerasz spojrzeniem.
-Wcale nie pożeram. Zapatrzyłem się tylko na pogodę za oknem.-
-Tak bo już Ci uwierzę. Misiu podejdź do Markusa i usiądź mu na kolanach.- jemu chyba odbiło. Misiu? Może on się nazywa Michael. Albo on tak tylko "pieszczotliwie". Chłopak popatrzył na Thomasa błagalnym spojrzeniem, jednak widząc jego wzrok zrezygnowany podszedł do mnie.
-Nie!-chłopak aż podskoczył- nie musi tego robić. Dobra przyznaję się. Patrzyłem na niego.
-Misiu powiedziałem co masz zrobić. Nie przyjmuj sprzeciwu. On nic Ci nie zrobi.-chłopak przestraszony usiadł na moich kolanach. Spuścił głowę i zamkną oczy.
-Czemu każesz mu to robić ? Nie widzisz...
-Przecież widzę, że on ci się podoba.- chłopak na te słowa otworzył oczy i spojrzał na mnie, po czym ponownie szybko spuścił wzrok – o czyli ty jemu też.- zaśmiał się. Thomas zna mnie prawie od zawsze, nie przepadam za nim, lecz na pewno szybko mnie rozgryzł. Tak chłopak mi się szalenie podoba.- Szkoda. U mnie raczej chyba długo nie pożyje. – Młody spiął się dziwnie i zaczął delikatnie się trząść. Czyli Thomas już się z nim "bawił"...
-Co już mu zrobiłeś??- powiedziałem mega poważnie. Moja ręka nieświadomie podniosła, się by go objąć, lecz powstrzymałem się w ostatniej chwili.
-Co? Ja mu nic nie zrobiłem.- Thomas uwielbia się "droczyć" z ludźmi.
-Przecież on się cały trzęsie.- Kiedyś takie jego gierki by mnie bawiły, ale w tej chwili poczułem do niego obrzydzenie i nienawiść. Serce mi pękało, jak widziałem tego przestraszonego chłopaka.
-Pewnie dlatego, że siedzi na twoich kolanach, a ty krzyczysz. Możesz nie wierzyć, ale to bardzo strachliwy chłopak.
-Nie zgrywaj idioty. Przestraszył się jak powiedziałeś że długo nie pożyje. Wiesz o co pytam.
-Misiu powiedz, czy ja Cię skrzywdziłem w jakiś sposób?-jego głos stał się taki manipulacyjny. Chłopak nadal zaciskał oczy.-Michael! Odpowiedz.-otworzył oczy bardzo szeroko spojrzał najpierw na mnie, potem na niego i zawiesił się na swoich rękach. Szybko potrząsną głową, że nie i z powrotem zamkną oczy. –Michael! Zachowuj się! Ale odpowiedz mu szczerze. Cierpiałeś przeze mnie? TAK CZY NIE?
-T...tak-odpowiedział bardzo cicho. Thomas męczył go w tej chwili psychicznie. Chłopak było widać, że się go boi i sam nie wie co ma mówić.
-Co Ci zrobiłem?
-Nie męcz go. Ja pytałem Ciebie. -Ponownie musiałem się powstrzymać, aby go nie objąć.
-Misiu zdejmij koszulkę.- dlaczego koszulkę. Co to ma do rzeczy. Miał na sobie szarą bluzkę z długim rękawem. Może celowo. Chłopak znowu się speszył.- Szybko, bo ci pomogę.- chłopak nawet się nie ruszył.-Markus weź mu pomóż, wtedy wszystkiego się dowiesz.-podpuścił mnie. Bardzo chciałem wiedzieć co mu zrobił. Nie żeby jakoś mnie to jarało, ale nie mogłem wytrzymać, tego co on mówił. Jeśli to będzie coś poważnego, to chyba go zabije. Podniosłem jego głowę, by popatrzył na mnie
-Proszę-zwróciłem się do niego bardzo łagodnie- możesz zdjąć na chwilę bluzkę?- chłopak się zaczerwienił, po czym przytakną i zdjął koszulkę przez głowę.
-Prosisz dziwkę, czy może się rozebrać, to tak jak papierosa, czy możesz go zapalić. On nie ma nic do gadania.
Patrzyłem na chłopaka, aż mnie zatkało. Jego ciało było całe w siniakach, w niektórych miejscach widniały ślady po nacięciach, oraz skóra była przypalona.
-Coś ty mu zrobił?!?! –chłopak wstał gwałtownie z moich kolan. Markus zaczął się śmiać.-Możesz już założyć koszulkę.-powiedziałem bardzo spokojnie i delikatnie, po czym ponownie odwróciłem się do Thomasa.- Czy ty pedofilu myślisz że to śmieszne?!?! –jego śmiech tylko się wzmógł. Rzuciłem się na niego z pięściami. Szybko wylądowaliśmy na podłodze. – Jesteś nic nieznaczącym śmieciem!-uderzyłem go z pięści w szczeknę.
-Co Cię napadło Markus !! To tylko dziwka !!
-On nie jest dziwką.-ponownie go uderzyłem.- zabieram go ze sobą!
-A weź go sobie. Jest nic niewarty.-ponownie go uderzyłem.
Wstałem, poprawiłem swoją marynarkę i podszedłem do chłopaka, który zaczął się trząść ze strachu przede mną.
-Przepraszam.-powiedziałem spokojnie.- Pójdziesz ze mną.- to już niebyła prośba. Tylko łagodny rozkaz. Przyciągnąłem chłopaka do siebie. Był trochę niższy niż ja. Objąłem go w pasie i wyprowadziłem z mieszkania. Zjechaliśmy windą na dół. Chłopak w ogóle się nie odzywał. Całą drogę do mojego domu także milczał.
Gdy dojechaliśmy do domu poprosiłem gosposię, aby przygotowała dla niego herbatę, a później pokój. Dopowiedziałem jeszcze kilka rzeczy. Mieszkam w dużym domu, ale w życiu nie byłem okrutny dla mojej służby, ani dla kogokolwiek innego.
Zaprowadziłem chłopaka do salonu. Usiadł tak jak go poprosiłem na kanapie. Widziałem że był w szoku.
-Wszystko w porządku?-on tylko kiwną głową że tak.-Możesz ze mną porozmawiać ?- kiwną głową.
-Nazywasz się Michael, tak ? – ponowne kiwnięcie.- Ile masz lat.- nastała cisza
-Siedemnaście- odpowiedział po chwili ochrypłym głosem.
-Coś nie tak z twoim głosem? Boli Cię gardło ?
-Yhym.
-Boli Cię Coś jeszcze?
-Wszystko- głupio pytam to chyba oczywiste.
-Może powinienem Cię wziąć do lekarza ?
-N...nie...-
-Nie bój się. –przyłożyłem rękę do jego czoła.-Ja jednak uważam że to dobry pomysł. Jesteś bardzo rozpalony.
-Nie, nie trzeba. To nic takiego.
-Ale dlaczego nie chcesz żeby zbadał Cię lekarz?
-Ja...yhym...to... yhm...ja...mnie boli brzuch, bo on mnie... uderzył, więc to przez to. Reszta ciała boli mnie też z tego powodu. Skoro wiem, że to dlatego lekarz nie musi mnie badać.
-A rozpalony jesteś od emocji rozumiem.
-T...tak.- zaśmiałem się na jego odpowiedź.
-Jakieś nieszczere to "tak", nie sądzisz ?- też się nikle uśmiechną,-Jednak byłbym spokojniejszy jak ktoś by cię zbadał.- moja służąca przyniosła herbatę. Uśmiechnęła się do nas promiennie kładąc na spodku filiżanki chłopaka pasek mlecznej czekolady. On popatrzył na nią w szoku i kiwną głową dziękując. Melisa wróciła do kuchni.- no. To dla ciebie.-uśmiechnąłem się, po czym wstałem i wyszedłem do przedpokoju.- zaraz wrócę.
Wyszedłem na przedpokój, po czym wyciągnąłem z kieszeni i wykręciłem numer do mojego przyjaciela, który jest także lekarzem, Jackoba. Wiem że zawsze mogę na niego liczyć. Dzisiaj także mnie nie zawiódł. Oświadczył że będzie za dwadzieścia minut. Bo właśnie kończy prace i zaraz po niej do mnie wstąpił. Opowiedziałem mu jeszcze pokrótce o co chodzi, co się stało i wróciłem do chłopaka.
Zjadł już czekoladę i spokojnie pił herbatę.
-Za dwadzieścia minut przyjedzie tu lekarz, żeby Cię zbadać.-dopił herbatę.
-Powiedz mi jak się znalazłeś u tamtego dupka ?- chłopak posmutniał.
-Ja...wracałem z pracy o 19, było ciemno, a ja szedłem na skróty przez las.. ym...i w pewnym momencie z auta zaparkowanego przy drodze wyskoczyło kilku mężczyzn, byli silniejsi ode mnie, a poza tym szybko uśpili mnie jakimś gazem. Obudziłem się w klatce...-wziął głęboki oddech.- Kilka dni wystawiali mnie na wystawach, mimo, że się za każdym razem szarpałem to nigdy mi się nie udało uciec. Po tygodniu przyszedł on i po prostu mnie wziął do siebie.
-Aha. Mógłbyś mi opowiedzieć co on ci zrobił, czy raczej byś nie chciał o tym mówić.
-ja... w sumie... mogę, bo pewnie i tak się dowiesz...yhymm... on... jak mnie wziął do siebie kazał mi go...yyh... zadowalać... a ja nie mogłem nic zrobić, on...on... bił mnie... i...i- przytuliłem go do siebie.
-Dobrze. Przepraszam. Nie powinienem pytać. Niemów jak to dla ciebie takie trudne.-Chłopak spiął się w moich ramionach, więc szybko go puściłem.- a może ty chcesz mnie o coś zapytać ?
-Ja... chciałem zapytać... i..ile masz lat?
-A spróbuj zgadnąć.
-Dwa...dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa.-znowu się zaśmiałem.
-Schlebiasz mi. Mam dwadzieścia pięć lat, ale byłeś blisko. Słuchaj muszę przejść do rzeczy. Za –spojrzałem na zegarek – dziesięć minut przyjedzie lekarz. Jeśli okaże się że jesteś chory, zostaniesz u mnie tak długo aż się wyleczysz. W ogóle możesz zostać u mnie ile chcesz, nie będzie mi to przeszkadzać, ale jeśli chcesz mogę ci pomóc wrócić do domu. Gdzie mieszkasz ?-chłopak patrzył na mnie dużymi oczami w takim szoku.- yyy co? Coś nie tak powiedziałem?- chłopak rzucił mi się na szyję.
-Dziękuję!!-krzykną mimo że miał zdarte gardło.- Ja bałem się, że, że ty będziesz mnie traktował jak niewolnika, którym chcąc nie chcąc się przecież już stałem-rozpłakał się- dzięku..jee... - wtulił się w moje ramie.-Ja nawet nie przypuszczałem że mnie wypuścisz, jesteś najmilszą osobą jaką w życiu spotkałem!- w tym momencie do salonu wszedł Jackob.
-Hahaha, najmilszą! Młody ty go nie znasz. To kawał drania-pogłaskałem młodego po głowie i delikatnie go do siebie odsunąłem. Wstałem i uścisnąłem z nim dłoń.
-Cześć Jackob.- uśmiechnąłem się- to jest właśnie Michael.
-Witaj. Twoja gosposia mnie wpuściła. Skończyłem trochę wcześniej. Chyba wam przerwałem taką słodką chwilę.- to mój przyjaciel. On wie o mojej orientacji.- Ten Thomas już miał wiele takich niewolników, ale żadnego jeszcze mu nie zabrałeś. Ale to dobrze, zaoszczędziłeś mu cierpienia.- teraz zwrócił się do chłopaka.- Cześć Mike. Możesz na mnie mówić Jackob, jestem lekarzem. Usiądź bliżej.- Chłopak posłusznie, lecz z lekkim zawahaniem przysuną się do lekarza, który usiadł na kanapie. Zaczął go badać. Pierwsze zajrzał do jego gardła.- no masz zdarte gardło, ale to nic poważnego, powiedz, to od krzyczenia?-chłopak potwierdził. Następnie głowę-masz małego guza, lecz to także nic poważnego. Mogę Cię w takim razie prosić o zdjęcie koszulki?-zapytał, lecz to raczej była prośba. Chłopak zawahał się. –Nie wstydź się.-chłopak spojrzał na mnie- Marko weź się odwróć, nie widzisz że on się przez ciebie peszy.- Widocznie faktycznie się mnie wstydził, bo za chwile mogłem usłyszeć swobodne przekleństwo.- no nie wygląda to za ładnie. Muszę Cię dotknąć.- to dobry lekarz, a do tego bardzo się interesuje psychologią. Nawet kiedyś zastanawiał się nad tym kierunkiem studiów. Jasno mówił, co musi zrobić, żeby chłopak się nie bał.- Muszę ci zmierzyć temperaturę.- a ja czekam i jak ten głupi muszę stać odwrócony tyłem. Czemu on się mnie wstydzi...- 37.8 masz wysoką temperaturę, ale można to także zwalić na emocje, albo stres, więc się nie martw. Czy nogi też masz tak pocięte?- przytakną... Jeżu gdybym wiedział to szybciej ten dupek pewnie by już nie żył.- Mogę Cię prosić, żebyś zdjął spodnie?-cisza.-Markus wyjdź.
-Co? Dlaczego?
-Nie zachowuj się jak dziecko, masz wyjść.- westchnąłem zrezygnowany i wyszedłem do kuchni. Nastawiłem wodę na kawę. Nadal jednak prawie wszystko słyszałem.
-No już nie patrzy na Ciebie. Widzę że on Cię peszy. Słuchaj muszę Cię zbadać, więc proszę zdejmij spodnie....Jestem lekarzem. Widzę takie rzeczy na co dzień. Nie musisz się mnie wstydzić.- znowu przekleństwo. Czyli nie za dobrze to wygląda.- będę musiał przemyć rany. Uważaj będzie szczypać.- Młody syknął z bólu.- Już. Teraz tylko założę opatrunek...Ok. Powiedz, zgwałcił Cię? Cóż nie chcę kazać Ci zdejmować majtek. Chyba że się zgodzisz.- i nic już więcej nie mówił. Czyli młody się jednak zgodził. Zaparzyłem sobie kawę. I czekałem. Chłopak sykną jeszcze kilka razy z bólu. Aż w końcu lekarz mnie zawołał. Wszedłem do pokoju i zarejestrowałem już chłopaka, był cały ubrany i siedział z opuszczoną głową i dłońmi zaciśniętymi w pięści. Lekarz wypisywał receptę. Odstawiłem kubek na szafce i wyjąłem z komody cukierka czekoladowego.
-Mike- chłopak podniósł głowę, a ja rzuciłem do niego łakoć. Złapał bez problemu. Popatrzył na mnie zdziwiony. Puściłem do niego oczko, a on od razu spuścił głowę. I patrzył na cukierka.
-Marko. Pobrałem także krew do badania. Jutro rano wyślę Ci sms'm wyniki, mogę prosić na słówko?- kiwną głową w stronę korytarza. Wyszedłem więc razem z nim.
-Coś nie tak Jackob?- podał mi receptę.
-Słuchaj, widziałem gorsze przypadki, ale nie mówię, że ten nie jest poważny. Ma dość poważnie poranione nogi. Nawet bardziej niż klatkę piersiową, czy plecy. Przypisałem dwie maści. Jedną na nogi, drugą na inne zadrapania ,oparzenia czy siniaki. Ta druga to taka na szybsze gojenie. Przypisałem mu zestaw zwykłych witamin i pastylki na gardło. Lepiej żeby przez 3, 4 dni nie podnosił niepotrzebnie głosu.
-Dobrze. Ile płacę.
-Ta nic nie musisz płacić. Przyjechałem tak po przyjacielsku.
-Wiesz że to dla mnie nie problem. –wyjąłem z kieszeni pięćdziesiąt złoty
-Ale naprawdę...
-W takim razie daję to twojej córce. Przekaż jej.-Skapitulował utrzymywał całą rodzinę. Nie mógł tak pracować za dramo. Miał żonę i 2 piękne córki. Jedna miała 15 lat a druga 12.- wielkie dzięki że przyjechałeś o tak późnej porze.
-Żaden problem...-już miał wychodzić, lecz w progu odwrócił się i uśmiechając się dziwnie powiedział- opiekuj się nim.-po czym puścił oko i wyszedł.
Wróciłem do pokoju. Chłopak bawił się papierkiem po cukierku. Usiadłem koło niego.
-Więc tak. Będziesz brał witaminy, masz rany smarować codziennie maścią, oraz będziesz brał pastylki na gardło. Przez następny tydzień nigdzie cię nie puszczę, ale po tygodniu będziesz mógł robić co chcesz. Oczywiście, możesz zostać u mnie ile chcesz.
-Dziękuje. Dziękuje, że tak się o mnie troszczysz. Pewnie te leki będą Cię dużo kosztować, i będziesz mnie utrzymywać przez ten tydzień. Jak wrócę do pracy obiecuję, że oddam Ci co do grosza.
-Ty głupi jesteś...- zaśmiałem się szturchając go w ramię. Chłopak trochę się zmieszał- nic nie musisz mi oddawać. Pieniądze to naprawdę nie problem. Choć oprowadzę Cię po domu i pokażę ci gdzie śpisz.- złapałem go za dłoń i zacząłem oprowadzanie po mojej jakże skromnej posiadłości. Z salonu jest wejście na korytarz, który prowadzi do drzwi wejściowych. Do kuchni można wejść z salonu ale także przedpokoju. Na końcu korytarza jest wejście do piwnicy. W salonie znajdują się schody na górę. Jak budowałem ten dom starałem się aby przypominał mały pałac, ponieważ strasznie lubię takie wygląd.
-Tu jest twój pokój- wprowadziłem go do pomieszczenia. Na środku stało dwuosobowe łóżko, w pokoju był także fotel, komoda, regał z książkami, oraz drzwi, za którymi była łazienka.- tam jest łazienka.- zza drzwi wyszła moja gosposia.
-Ja przyniosłam ręczniki.
-Dziękuje. To jest pokój gościnny. Przeważnie stoi pusty. Ale Melisa przygotowała go teraz specjalnie dla Ciebie.
-Ja... jestem naprawdę bardzo wdzięczy. Ja...wcześniej spałem na podłodze.
-Melisa, przyniosłaś dla niego te ciuchy, co prosiłem?
-Oczywiście.-zaśmiałem się głośno.
-Jesteś kochana. Młody idź się umyj, w łazience masz już ciuchy, oraz świeży opatrunek. Te będziesz -dotknąłem lekko jego nogi- musiał zdjąć.- Michael wcześniej stał bardzo blisko mnie. Teraz odskoczył na bok jak oparzony. Ja głupi. Przecież mogą go bardzo boleć. Ponoć to są poważniejsze rany niż ten na plecach.-Ja przepraszam, zabolało Cię to, tak ?
-Nie... tylko... nieważne...- hmmm musiał się po prostu wystraszyć.
-Dobrze. Idź się spokojnie myć, nie spiesz się. Ja przyjdę za jakiś czas, przyniosę Ci kolację.
Wyszedłem razem z gosposią zostawiając chłopaka samego. Gdy tylko zamknąłem drzwi Melisa zaczęła się śmiać. Zmieszałem się.
Mike został sam w pokoju, już miał iść się myć, lecz zaintrygował go śmiech dochodzący zza drzwi. Był bardzo ciekawy z czego oni się tak śmieją. Przez głowę przeszła mu myśl, że może z niego. Przyłożył ucho do drzwi.
-Z czego się śmiejesz?- traktowałem Melisę jak swoją przyjaciółkę, czasami potrafiła zachowywać się jak moja matka. Była starsza ode mnie z dwadzieścia lat. Miała swoje mieszkanie, lecz często zostawała u mnie jak miałem gości, lub gdy prosiłem o zrobienie czegoś. Jej mąż nie żyje, a jej dzieci już się wyprowadziły. Poszły na studia.
-Z Ciebie. Zakochałeś się. Po raz pierwszy od tak dawna zachowujesz się przy kimś tak idiotycznie .- znowu śmiech.
-Wcale się nie zakochałem. Nie mów takich rzeczy, skoro wiesz, co przeszedł ten chłopak. On ma tylko 17 lat, a już pracuje. Widocznie z jakiegoś powodu musi. To straszne. Powinien się teraz przygotowywać do matury, a nie szwendać po domach... i nie powinien nigdy trafić na Thomasa.
-Widzisz... Thomas z tego co wiem miał już wiele takich chłopców, ale żadnego mu nie zabrałeś.
-Pobiłem go.
-Coo ?!?!
Nie zdawali sobie sprawy, że chłopak stał pod drzwiami i czujnie przysłuchiwał się całej rozmowie. Mężczyzna który go uratował w oczach Michaela był najprzystojniejszym mężczyzną świata. Ale nie dlatego, że on go uratował. Uważał tak, od kiedy go zobaczył, a to że go uratował z szpon Thomasa tylko spotęgowało jest zauroczenie. Teraz można powiedzieć, że był w nim idiotycznie zakochany. Dlatego tak się peszył, jak miał przed nim zdjąć koszulkę.
-No... Rzuciłem się na niego z pięściami... gdy zobaczyłem rany Michaela.
-Ale jesteście przecież tak dobrymi przyjaciółmi od...
-Łączą mnie z nim tylko interesy. To znaczy teraz już nie. Na przyjaciela też można się zezłościć. Nawet mi nie oddał. Wkurwił mnie też tym, że nazywał go wtedy dziwką i ...
-Wpadłeś! Przyznaj że się w nim zakochałeś !- kobieta cieszyła się jak zwykła nastolatka, która przez przypadek odkryła, że jej przyjaciel się zakochał.
-Tak zakochałem się, ale daj spokój i nie krzycz tak. Przecież nie mam prawa się w nim zakochać. On ma swoje życie. To nie jego świat. I na pewno nie jest gejem.
Michael słuchając się całej rozmowie aż się nie posiadał z radości. Cały czas wmawiał sobie, że musi się uspokoić, bo mężczyzna na tak wysokiej pozycji społecznej na pewno nie zainteresuje się takim małolatem. W ogóle podejrzewał, że on już ma dziewczynę. Teraz skakał z radości.
-No co ty. Za każdym razem jak do się do niego uśmiechniesz, albo zrobisz jakiś gest jak z tym, że dotknąłeś jego nogi, on się rumieni. Czy to niewystarczający dowód?
-Melisa daj spokój. Idę przygotować mu kolację.
-A boisz się że ja go zatruję, więc sam mu gotujesz?
Chłopak się rozpływał. "Czyli on się o mnie troszczy.". Głosy się oddalały, więc Michael pobiegł w podskokach wziąć prysznic.
-Wcale się o to nie boję, tylko skoro ty przygotujesz mu posiłek, to co ja będę robić.
Pospiesznie zdjął ciuchy i wszedł pod prysznic. Od 2 tygodni nie mógł się spokojnie wymyć. Chłodna woda koiła zmysły. I przynosiła ulgę przy ranach które piekły.
Zszedłem do kuchni ignorując dalsze pytania Melisy. Kobiety są strasznie dociekliwe. Strasznie. Posmarowałem 4 kromki masłem, położyłem na nie szynkę, pomidora, sałatę i ogórka. Nastawiłem wodę na herbatę. Ciekawe czy ten Thomas go w ogóle czymś karmił... to znaczy czymś na pewno, ale czy to były wartościowe produkty... gdy woda się zagotowała zalałem torebkę czarnej herbaty wodą, i posłodziłem. Dałem 2 łyżeczki. Sobie zawsze tyle słodzę, to taka podstawowa miarka. Wydusiłem trochę cytryny i spojrzałem na zegarek. Minęło dopiero dwadzieścia minut od kiedy wyszedłem z jego pokoju. Pewnie już się wykąpał, ale jeśli nie to głupio by było go poganiać. Poczekam jeszcze chwilę. Melisa właśnie szła do kuchni z moją kawą, którą tak bez pamięci porzuciłem w salonie.
-O ! Daj, daj, daj, daj, daj.- zabrałem gosposi z ręki mój kubek, po czym wziąłem duży łuk zimnego naparu. Skrzywiłem się. Nie lubię zimnej kawy, traci wtedy swój smak.- Bleee...
-To po co mi ją zabierasz. Chciałam ja wylać.-oddałem jej kubek po czym stwierdziłem, że to już dobry czas żeby pójść do chłopaka.
Michael w tym czasie zakładał na siebie to co mu przygotowano. Koszula była trochę za duża, ale przyjemna. Pachniała nim. Bokserki były w miarę dobre, zabandażował swoje rany na udach. Na samo wspomnienie jak do tego doszło przeszły go ciarki. To są ślady od palcata. Thomas ma bardzo dziwne upodobania... Nie chciał o tym myśleć. Założył jeszcze luźne spodnie które dostał i wyszedł z łazienki. Popatrzył na łóżko. Było takie duże. Tak pięknie zaścielone. Pościel była jedwabna w błękitnym kolorze. Wszystko w tym domu jest jasne, czyste i dobrze oświetlone. Zastanawiał się przez chwilę jakby to wyglądało, gdyby wskoczył na łóżko. Strasznie go to korciło. Tak poskakać po tak pięknym łóżku. Jednak ciekawość wzięła u niego górę. Skoczył z rozbiegu na łóżko. W tym samym momencie do pokoju wszedł Markus. W tej sekundzie zdał sobie sprawę, na jakie dziecko wyszedł. Szybko usiadł na łóżku, i spuścił wzrok.
Z tacą na rękach wszedłem do pokoju w którym przebywał Michael. To co zauważyłem pozytywnie mnie zszokowało. Chłopak skakał po łóżku. Zaśmiałem się głośno. On gdy mnie zobaczył od razu się uspokoił i usiadł spokojnie na łóżku, spuszczając wzrok.
-Widzę że już się lepiej czujesz.- zaśmiałem się ponownie.- Tez kiedyś kochałem skakać po łóżkach. Podszedłem do szafki nocnej i odstawiłem tackę.- Fajne łóżko, co nie?- chłopak się zarumienił.-Można się na nim fajnie pobawić.- jego rumieniec się tylko pogłębił, a on chcąc to ukryć pochylił głowę jeszcze niżej. Zdjąłem kapcie, wszedłem na łóżko i zacząłem po nim skakać. Chłopak był tak jakby w szoku. Patrzył na mnie dużymi ze zdziwienia oczami. Wyciągnąłem rękę w jego kierunku. Chwycił moja dłoń i wstał. Zacząłem ponownie skakać i się śmiać. Po chwili obaj skakaliśmy po łóżku śmiejąc się na całe gardło.- Jak ja dawno tego nie robiłem. -W pewnym momencie do pokoju weszła gosposia, a my obaj jak na komendę siedliśmy na śmiejąc się pod nosem.
-A co tu się wyprawia? Gdzież to tak po łóżku skakać. Markus, telefon do Ciebie.- Kobieta wysunęła w moją stroną telefon przykrywając dłonią głośnik. Od razu zszedłem z łóżka i przyłożyłem telefon do ucha.
-Halo?
~Za halo w mordę walą. Chciałem zapytać jak tam moja dziwka. Twoja gosposia słyszę na czymś was tam przyłapała, skaczecie po łóżku? – to był mój niby przyjaciel dzwoni chyba tylko żeby mnie wkurzyć. Jego głos był szyderczy.
-On nie jest... czekaj.- Wyszedłem na korytarz zamykając za sobą drzwi. – On nie jest dziwką to po pierwsze. Nie jest już twój to po drugie. I weź się ode mnie odpierdziel to po trzecie.
Michael od razu wiedział kto to dzwoni. Thomas. Słyszał to co on mówił. Słuchawka jest trochę głośno ustawiona. Siedząc blisko można spokojnie usłyszeć. Gdy Markus wyszedł do przedpokoju on od razu podszedł do drzwi i ignorując gosposię przyłożył ucho do drzwi. W ten sposób słyszał odpowiedzi mężczyzny.
~Ale dzwonię się zapytać co u niego. Już go przeleciałeś?
-Nie pieprz. Jasne że u niego nie wszystko w porządku. To co mu zrobiłeś jest okrutne.
~A wiesz, że jego rany nie kończą się na plecach?
-Dobrze wiem.-zawarczałem.- Dobrze Ci radze nie pokazuj mi się więcej na oczy, bo Cię zabiję.
~Ej ej spokojnie. Do jutra masz mi za niego zapłacić. To tylko dziwka na sprzedaż, skoro mi ją zabrałeś, to mi za nią zapłać.- yhhh nie chcę żeby potem miał jakieś nieprzyjemności w życiu, jeśli mu nie zapłacę. Nie chodzi mi tu, że doniosą na to na policję. W końcu to lewe interesy, handel ludźmi, ale jeszcze będą go gdzieś nękać. Jeśli go wykupię będzie należał do mnie i nie będą mieli prawa go tknąć.
-On nie jest dziwką! Ile za niego chcesz ?
~ Dwadzieścia tysięcy.-pewnie teraz może podać dowolną cenę, a ja muszę zgodzić.
-Stoi, ale chce mieć na papierze że należy do mnie. W innym wypadku nie dostaniesz pieniędzy.
~Jasne. Jutro przyśle do Ciebie jednego z moich podwładnych. Masz mu przekazać pieniądze, a on da Ci akt własności. Jeśli mu nie zapłacisz chłopak wraca do mnie.
-Dobra.
Rozłączyłem się, po czym uderzyłem mocną ręką o ścianę.
-Cholera.- co za szczyl. Ale jeśli mu zapłacę Michael będzie już wolny. To znaczy na papierze w czarnych interesach będzie należał do mnie, ja będę mógł go spokojnie wypuścić, ale inni go nie będą mogli ponownie porwać, bo będzie mój. Dwadzieścia tysięcy za niego dla mnie to nic. Jak już ochłonąłem wróciłem z powrotem do pokoju. Wszyscy milczeli. Poczułem się głupio. Stałem na końcu korytarza, ale jednak mogli coś usłyszeć.
-Kto to był?- zapytała Melisa. Odpowiedziałem szczerze.
-Thomas. Nie martw się. To nic poważnego. Był zły i chciał się mnie widocznie wkurzyć, ale już nie będzie więcej dzwonił. Mike zjedz kolacje.- chciałem jakoś rozładować atmosferę.- Melisa nie powinnaś iść już spać?-
-Nie jestem dzieckiem więc nie traktuj mnie tak. Jest dopiero dwudziesta pierwsza.- nie obraziła się na mnie, ale zrozumiała, że chcę aby wyszła, bo czuję się niezręcznie. Przed wyjściem pokazała mi jednak na migi że on wszystko słyszał. O nieee, no to niefajnie. Gdy zamknęła drzwi, chłopak ciągle jadł kanapkę.
-Ile słyszałeś? Szczerze.- zakrztusił się przeżuwanym kawałkiem, czyli coś było na rzeczy. Patrzyłem wyczekująco.
-Wszystko. Czyli ty także mnie kupisz?
-Nie rozumiesz. Wybacz. Nie chciałem żebyś to słyszał. Głupek ze mnie. Powinienem był się bardziej oddalić.
-I było by lepiej jakbym tego nie wiedział ?!- oczy mu się zaszkliły.- Czyli ty także traktujesz mnie jak rzecz ?!
-Słuchaj. Zadzwonił do mnie i zażądał, że jeśli mu za Ciebie nie zapłacę, to on Ci nie da spokoju, bo na papierze będziesz jego. Bardzo mi przykro, że oni traktują Cię jak przedmiot. Zgodziłem się na to, ponieważ jeśli będę miał na papierze, że należysz do mnie oni nie będą mogli się do Ciebie już więcej zbliżyć. Bo będziesz już należał do mnie. Tak jak mówiłem wcześniej za tydzień będziesz mógł wrócić do swojej rodziny, do swojego miasta, i ja nie będę od Ciebie żądał żadnych pieniędzy. Po prostu będziesz bezpieczniejszy, bo w oczach tych ludzi, tych którzy Cię porwali będziesz należał do mnie. To Cię do niczego nie zobowiązuje. Oni po prostu nie będą mogli Cię porwać. Rozumiesz ?
-Ta...tak.
-Przepraszam. Nie chciałem żebyś był smutny. Ale tak będzie po prostu dla Ciebie lepiej. Będziesz bezpieczniejszy.
-Rozumiem. Bardzo się cieszę, że tak o mnie dbasz. Jestem Ci bardzo wdzięczny, ale smutno mi z innego powodu.
-Jakiego?
-Ja nie mam rodziny.
-Jak to ?
-No tak. Mówisz, że wrócę do rodziny. Ja jej po prostu nie mam. Moja mama zaszła w ciążę z przypadkowym kolesiem mając osiemnaście lat, ale postanowiła mnie wychować. Przez ten czas miała wielu kolesi. Gdy miałem trzynaście zaręczyła się z jednym. A dwa lata później wyprowadziła się mówiąc, że jadą do pracy za granicę. I że za dwa miesiące wrócą. A ona po prostu spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wyprowadziła się do innego kraju. Po dwóch miesiącach wysłała mi sms'a że nie potrzebuje mnie, że mam jej nie szukać, że mnie nie kocha i zmieniła numer.- jeżu jak ja mu współczuję. Miał okropne dzieciństwo. Dlaczego on mi to w ogóle mówi...
-Jak sobie z tym poradziłeś?
-Na początku jak to dziecko. Płakałem. Potem postanowiłem, że przestanę płakać, bo to taka oznaka słabości. Trochę żebrałem, znalazłem pracę. Na początku rozdawałem ulotki w stroju rożka. To było straszne upokorzenie, lecz pocieszało mnie to, że miałem zasłonięta twarz. Po prawie roku przyjęli mnie na kasjera w sklepie. Udało mi się to pogodzić ze szkołą i tak sobie nędznie żyłem aż do momentu aż mnie porwano.
-A nie masz jakichś dziadków, ciotki?
-Moja mama zawsze jak była młoda codziennie chodziła na imprezy. To było jej życie. Jej rodzicom to się nie podobało. Więc się wyprowadziła i zerwała z nimi wszelkie kontakty. Moi dziadkowie nawet niewiedzą że żyję.
-Może jakoś udało by się znaleźć twoich dziadków, albo...
-Moja matka zmieniła nazwisko tuż po wyprowadzce. Teraz pewnie przejęła nazwisko po mężu. Obawiam się że nawet mi nie uwierzą. Żeby zdobyć o kimś informację trzeba być rodziną, a moja mama się do mnie nie przyzna. Można powiedzieć nawet że wiele jest osób o tym samym nazwisku.- zapadła cisza. On ma rację nawet nie można odnaleźć jego dziadków. Młody jest sam.
-Możesz zostać u mnie ile będziesz chciał.
-Dziękuję.- Michael odstawił pusty talerz na stolik.
-Powinieneś iść już spać- chciałem wstać i wyjść, lecz Mike złapał mnie za nadgarstek. Popatrzyłem na niego, a on zacisnął powieki.
-Czy mógłbyś zemną posiedzieć, aż zasnę?- zarumienił się. On jest słodki.
-Jasne, poczekaj zgaszę tylko światło- osobiście bardzo dobrze widzę w ciemności. Usiadłem z powrotem, nakryłem go kołdrą, a sam położyłem się z kraju obok niego. Byłem bardzo zmęczony więc nie chciało mi się siedzieć. –dobranoc.- Powiedziałem i położyłem głowę na poduszce. Młody ułożył się na środku łóżka twarzą do mnie i zamkną oczy. Ręką odruchowo przeczesałem jego wilgotne jeszcze włosy. Zamruczał przez sen, więc nie widziałem powodu aby zaprzestać. Pogładziłem go ponownie. Patrzyłem na jego spokojną twarz i sam nie wiedząc kiedy zasnąłem.
Tak się kończy pierwsza część. Chyba skoro to jakaś powieść, to nie powinienem tu pisać mojego dopisku... ale chcę. Zauważyłem, że strasznie dużo razy tu powtarza się liczba dwadzieścia xD Tak jakoś wszędzie pasowała ...
Mam nadzieję, że się spodobało.
Liczę na komentarze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top