Rozdział 5
Scott poszedł do domu, a ja wciąż widziałam ten jego uśmiech i zalotne spojrzenie. Kiedy tak siedziałam zamyślona, dotarło do mnie, że nie myślę już o Philu. Nie wiem dlaczego, ale sprawiało mi to trochę przykrości. Tyle lat z nim byłam i mimo tych wszystkich złych dni między nami, chciałam pamiętać te wszystkie pozytywne, które warto było przeżyć.
Następnego dnia jak zwykle musiałam zacząć od nowa. Uczelnia. Obcy ludzie, którzy totalnie mnie ignorowali i to głupie uczucie samotności. Weszłam po schodach na piętro, gdzie miałam pierwszy wykład. Usiadłam spokojnie pod ścianą i rozglądałam się z obojętnością po korytarzu patrząc jak tłumy ludzi spieszą do sal. Nagle usłyszałam znajomy głos. Obejrzałam się w drugą stronę. Scott szedł z kolegami i śmiejąc się coś im opowiadał. W pewnym momencie mijając mnie spojrzał w moją stronę obojętnie jak inni i nagle jego twarz pojaśniała. Zatrzymał się gwałtownie i machnął kolegom, by szli bez niego.- Cześć Lars- odparł, a ja spojrzałam na niego i skrzywiłam się słysząc ten skrót mojego imienia.- Lara, nikt nie pamięta, że mam na imię Larissa i niech tak zostanie- odparłam, a on zaczął się śmiać.- Ok Lara- powiedział, a ja uśmiechnęłam się, bo sposób w jaki wypowiadał moje imię sprawiało, że zaczynałam się rumienić.-Nie wiedziałem, że chodzisz na tą samą uczelnię co ja- stwierdził- Świat jest mały- odparłam i lekko przygryzłam wargę.- Gdzie masz następne zajęcia?-zapytał, a ja zerknęłam na plan, który starannie przepisałam do notesu i odparłam- Na parterze, sala nr 8- Scott uśmiechając się do mnie odparł- A ja mam pod siódemką- ja też mimowolnie się uśmiechnęłam. Dobrze będzie mieć z kim porozmawiać.- Super, w takim razie do zobaczenia?- powiedziałam niepewnie, a on skinął głową i poszedł szybkim krokiem na drugie piętro.
***
Telefon rozdzwonił się nad ranem. Zerwałem się na równe nogi i szybko odebrałem.- Halo?- w słuchawce przez chwilę panowała cisza.- Za dziesięć minut w tym samym miejscu co wczoraj, załóż garnitur- usłyszałem i połączenie zostało przerwane. Głośno przełknąłem ślinę. Otworzyłem szafę i ekspresowo włożyłem koszulę i garnitur, a potem wsunąłem buty. Wybiegłem z domu i pojechałem swoim samochodem w starą dzielnicę. Czekał tam na mnie on, Haracz. - Jedziesz po Lilianę, masz ją dostarczyć pod ten adres. Tu masz kluczyki, samochód jest za rogiem- wyjaśnił, a kiedy biegłem już do auta krzyknął- Nie daj się jej omotać młody, każdy który się nabrał skończył w piachu- popatrzyłem na niego i tylko skinąłem głową.
***
Stałam już pod ósemką i wypatrywałam w tłumie Scotta. Trudno było nie zauważyć jego przyjścia. Kumple traktowali go jak bóstwo. Podszedł do mnie i pocałował w policzek co odrobinę mnie zaskoczyło. Jednak nie było to coś za co robi się awanturę i przyjęłam tego całusa jako przyjacielski gest.- No hej- powiedziałam, a on uśmiechnął się do mnie.- Jak zajęcia?-zapytał, a ja wzruszyłam ramionami- Nudy, historia architektury starożytnego Egiptu-powiedziałam powoli jak profesor na wykładzie, a Scott udał, że ziewa. Zaśmiałam się głośno. Jego kumple przyglądali się nam z zainteresowaniem.- Idź, bo twoja grupa uwielbienia chyba za tobą tęskni- powiedziałam, a on roześmiał się słodko. W jego policzkach były takie urocze i seksowne dołeczki, że miałam ochotę rzucić się na niego i mocno całować.- To niech tęsknią, ja stęskniłem się za Tobą- odparł i patrząc mi głęboko w oczy czekał co odpowiem. Podeszłam bliżej niego przekraczając granice przestrzeni osobistej i delikatnie jeżdżąc palcami po jego szyi szeptałam- Jak bardzo?- uśmiechnął się rozumiejąc, że gram i przyłączył się do mnie- Bardzo- odparł i zaczął wahać skórę na moim karku.- Widzimy się po zajęciach przed uczelnią?- zapytałam wciąż szeptem i musnęłam wargami jego ucho. - Pewnie- powiedział i odsuwając się ode mnie wrócił do kolegów. Oparta o ścianę patrzyłam na niego i co jakiś czas uśmiechaliśmy się do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top