Rozdział 9
Nagle na fragmencie podłogi zarysowała się obręcz, która po chwili znikła, pozostawiając po sobie pustką przestrzeń. Wnet z tunelu zaczęła wyłaniać się głowa, a następnie reszta sylwetki jakiejś postaci, która siedziała wygodnie na jakiś fotelu, popijając kawę z niebieskiej filiżanki. Komui mężczyzny obojętnym wzrokiem przyglądał się całej scenerii, która widniała przy stole, szczerząc się w kierunku Lucy. Niespodziewanie szczupły mężczyzna wstał, poprawiając biały kitel, pod którym miał założoną zieloną koszulę i czarne spodnie. Podszedł do Lucy, chwycił za jej dłoń, uklęknął i subtelnie pocałował w delikatną skórę.
— Madame! — rzekł nonszalancko.
— I znowu Komui obrzydził mi dzień — parsknął Musica, odwracając się.
— Kultura osobista nakazuje mi tak się witać z tak piękną damą! — powiedział Komui, siadając obok Lucy.
— Masz z niego brać przykład — szepnęła na ucho Natsu. — A kim pan jest?
— To mój starszy braciszek, Komui — wyjaśniła Amelia. — Szalony naukowiec z oryginalnym sposobem na pojawianie się w różnych miejscach. Gdybym pisała powieść, dobrze wykorzystałabym taką umiejętność w romansach.
Kiedy Amelia odeszła do krainy marzeń i złudzeń, książę wyłożył na stół plik dokumentów i podał Lucy i Natsu długopisy.
— Po co to? — zapytali równocześnie.
— Pięć minut. — Mężczyzna pokazał swoje palce. — Tyle mi wystarczy, by wszystko wyjaśnić.
— I znowu się zaczyna — westchnął Musica. — Mógłbym teraz kraść, łupić i porywać piękne panny.
— To ostatnie raczej ci nie grozi — mruknął Komui pod nosem, chcąc, by tylko goście go usłyszeli. — Musisz tu siedzieć, bo także ciebie dotyczy cała ta sprawa — wyjaśnił głośniej.
— Ok. — Musica wzruszył ramionami i wygodnie rozłożył się na krześle.
— Otóż — zaczął Komui — jako następca tronu mam pewne dojścia. Obecnie jestem także szefem organizacji o nazwie „Instytut". Zajmujemy się głównie dziwnymi zjawiskami, wyjaśnianiem jakiś anomalii i, przede wszystkim, poszukiwaniem Świętych Broni. Jedną z takich zabawek właśnie uruchomił nasz wspaniały Natsu — wskazał palcem na zegarek — i dał nam możliwość odnalezienia pozostałych części sporej układanki. Zapewnie nie wiecie, ale te bronie są pozostałością po Pogromcach Smoków, którzy czterysta lat temu walczyli w Wielkiej Smoczej Wojnie, a tym samym później zostali pierwszymi rycerzami Sarycji. Wierzyć czy nie wierzyć legendom, ale właśnie dzisiaj potwierdziły się nasze przypuszczenia. W tych przedmiotach są zawarte moce tych ludzi, a może nawet i ich dusze. Jako nieustraszony badacz prawdy...
— Taki nieustraszony, że nawet razu nie wystawił dupska za pałac — wtrącił się Musica, przerywając księciu przemowę.
— Przygotowywałem to kilka dni, więc proszę nie przerywaj, bo zeżre mnie trema — parsknął Komui. — A więc... Jako nieustraszony badacz prawdy, pragnę znaleźć odpowiedzi. Pomogliśmy wam i w tej chwili możemy równie dobrze was stąd wygonić, bo przecież nie mamy obowiązku narażać całego państwa. — Uśmiechnął się słodko. — Jednak znalazłem rozwiązanie, które pomoże się nam dogadać. Ty, Natsu — wskazał na chłopaka — może miałeś tylko głupi sen, który narodził się w twojej podświadomości, pragnącej spotkać ojca, ale może to być także prawda. I co wtedy? Jeśli poszukiwania pozwolą ci poznać odpowiedzi, to wtedy obie strony na tym zyskają. Lucy, jesteś bardzo silną osobą, nie każdy byłby zdolny do takiego poświęcenia. Powiem ci — przysunął się do niej bliżej — że masz większe jaja od swojego przyjaciela. Ale brakuje ci umiejętności, które mogą tutaj ci się przydać, a także doświadczenia. Dlatego moja propozycja brzmi następująco. Musice dam kasę i odpowiednie środki — pomachał ku „przyjacielowi" — Natsu i Lucy schronienie, a także możliwość zdobycia prawdy, a ja od was jedynie oczekuję dwóch rzeczy. JEDEN! — krzyknął. — Wyruszycie na poszukiwania świętych broni. Oczywiście pod przykrywką. DWA. Tą przykrywką będzie przynależność do rodziny królewskiej. Wykreślimy ze świata pana Dragneela i zastąpimy go Dragonem. Nikt nie będzie nawet podejrzewał, że Natsu nie jest naszym kuzynem, bo przecież najpiękniejsze, najcudowniejsze, najdelikatniejsze włosy mojej najpiękniejszej, najcudowniejszej, najdelikatniejszej siostrzyczki są takie same. Pomijając fakt, że może być moim prapraprapra... coś wujkiem. A Lucy... będzie jego żoną.
— Zgadzam się! — krzyknęła wyraźnie radosna Amelia.
— CO?! — krzyknęli równocześnie Dragneel i Heartfilia.
— Mam za niego wyjść? — zapytała Lucy, pokazując palcem na przyjaciela. — Nie ma...
— Na pewno? — spytał ją Komui, bardzo przenikliwym głosem.
— Nie. Ma. Mowy! — powiedział wyraźnie Pogromca Smoków.
Komui uderzył dłońmi o blat, po czym wstał i podszedł do zaskoczonego Natsu, który nie do końca rozumiał, co książę planuje.
— Pomijając fakt, że wszystko to twoja wina, bo przecież nie udało ci się jej ochronić, to teraz zamiast wziąć za tę dziewczynę odpowiedzialność, to niepotrzebnie tworzysz nowe problemy — rzekł słodkim głosem następca tronu.
Dragneel nie był w stanie wykrztusić z siebie choćby jednego słowa. Dokładnie rozumiał zarzuty Komui'a i całkowicie się z nimi zgadzał. Już od jakiegoś czasu bolało go, że nie był wtedy silniejszy, że nie próbował po prostu zabić tego gnoja, i że nie ochronił Lucy. Teraz miał możliwość naprawić swoje błędy, a jeszcze bardziej pogarszał sytuację. Przecież cały ślub byłby i tak nieważny. Może nie chciał do niczego zmuszać przyjaciółki, ale to było dla jej dobra.
— Co o tym sądzisz? — Spojrzał na Heatfilię, pragnąc usłyszeć od niej szczerą odpowiedź.
— Nie marzy mi się ślub w wieku osiemnastu lat z facetem, który jest dla mnie jak przyjaciel, ale... — Zamilkła, bojąc się dokończyć zdania. — Ale to jest dobre wyjście. Potrzebujemy dobrej przykrywki. Wszystko zostało zaplanowane, by w coś nas wrobić, więc póki żyjemy, stanowimy zagrożenie. I dla siebie, i dla innych. Ślub pozwoli nam umrzeć i dostać... nowe życie.
Nagle wszyscy usłyszenie klaskanie. Zaintrygowani spojrzeli na Komui'a, który niezwykle był zafascynowany przebiegłem wydarzeń. Uśmiechając się od ucha od ucha, powrócił na swój dawny fotel, po czym zaczął zsuwać się w głąb tunelu, machając do wszystkich.
— Jeśli uzyskacie jakieś informacje, zapraszam do instytutu — krzyknął. — A wy, Natsu i Lucy, wyśpijcie się, bo jutro wasz wielki dzień!
Wypowiadając ostatnie słowa, zniknął w odmętach przejścia, zanim jeszcze zamknęła się klapa.
Zebrani milczeli, nie wiedząc, co mogą jeszcze powiedzieć. W pewnym sensie na pewno przerosła ich ta sytuacja. Każdy element zaplanował w drobnych szczegółach Komui, przez co oni nie mieli nawet szansy wypowiedzieć własnego zdania.
— Idealny pomysł na książkę — rzekła Amelia, nie mogąc pozbyć się podniecenia, które w całości ją ogarnęło. — WENO — wrzasnęła — nadchodzę — dokończyła szeptem.
Natychmiast pognała do swojego pokoju, pozostając resztę w oszołomieniu.
— Ona... żartuje? — zapytała niepewnie Lucy.
— Gdyby żartowała, to powieść o moich przygodach nie sprzedałaby się w tysiącach egzemplarzy — odpowiedział jej Musica, który całkowicie wiedział, co się święci.
Nie chcąc dokładać ani sobie, ani innym kolejnych zmartwień, powstał i poszedł za Amelią, obiecując sobie, że dołoży wszelkich starań, by jej publikacja nie ujrzała światła dziennego.
Zaraz po nim także Natsu i Lucy pożegnali się z królem, dziękuję w głębi duszy za wszystko, co dla nich robi. Heartfilia chwyciła w dłonie dokumenty, które pozostawił im Komui i ruszyła kierunku swojej komnaty, próbując ze wszystkich sił dogonić Natsu. Jednak jak się okazało, ten gnał przed siebie, nie zwracając na nią uwagi. Było mu ciężko, jej także, ale nie musiał jej odrzucać i traktować w taki sposób. Rozumiała jego obawy i to, jak jest głupi. Próbuje udawać silnego, mądrego, chcąc zaopiekować się nią, lecz to przynosi tylko odwrotny efekt.
Wzdychając odwróciła się i natychmiast wpadła na niskiego, brązowowłosego chłopaka, który niósł na rękach cały stos jakiś papierów. Wnet, po uderzeniu, wszystkie się wysypały, rozlatując po całym korytarzu. Lucy zaczęła przepraszać, chwytając w dłonie okulary, które zaraz miały wylądować na podłodze, po czym oddała je właścicielowi. Ubrany w elegancki garnitur i białą koszulę, spoglądał na blondynkę wilkiem, przeklinając sekundę, w której się spotkali.
— Pomogę — powiedziała natychmiastowo, zbierając porozrzucane kartki papierów.
— Dobra. — Chłopak machnął ręką i zaczął robić to, co ona. — Edward — przedstawił się — sekretarz króla.
— Lucy. — Kiwnęła głową. — A... — zaczęła dość niepewnie — nie wiesz, gdzie jest może cały „Instytut" księcia?
Edward wskazał palcem na podłogę.
— Pod ziemią, ale nie wiem, jak się tam dostać. — Zrobił dość dziwną minę. — Ale jakoś tak się dzieje, że zawsze Komui się pojawia, gdy ktoś o nim mówi i zawsze wszystko wie... Dzięki za pomoc, musze już lecieć. — Pożegnał się, dość szybko pędząc ku sali tronowej.
Lucy niepewnie rozejrzała się wokoło, po czym wzruszyła ramionami. Chciała jeszcze porozmawiać z mężczyzną na temat pewnego „zdarzenia", które miało miejsce tuż przed jej przebudzeniem, lecz wolała to zrobić na osobności. Oczekując nadal na cud, że Komui ją odnajdzie, powoli zaczęła iść w kierunku swojej komnaty, nucąc cicho pod nosem jakąś melodię.
— Szukałaś mnie?
— A! — pisnęła, gdy nagle przed nią wyrosła sylwetka księcia.
���tO,
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top