15 - "Nie bój się. Nie będzie żadnej sprzeczki."
Alex szybko wróciła do siebie do pokoju. Otworzyła szafkę i rzeczywiście w szufladzie była książka ze skórzaną okładką.
"Wielka księga zaklęć Engelberta Grindelwalda I"
Otworzyła na pierwszej stronie i zaczęła czytać, aby zobaczyć czy to napewno prawda.
Nie jestem pewnien, kto pierwszy wpadnie w posiadanie tejże księgi, lecz jestem pewnien jednego. Jeśli to czytasz wiedz, że jesteś niezwykle ważną osobą z rodu Grindelwaldów lub zwykłą duszą nieczystą, która ukradła ważną rodzinną pamiątkę.
Proszę jedynie, abyś czytał i używał zaklęć z rozwagą. Nawet te "biało-magiczne"!
Napisane z myślą o moim jedynym synu Gellert'cie Grindelwaldzie. Mam nadzieję, iż księga pozwoli rozwijać twe magiczne zdolności, a w przyszłości tym potomkom..
~ Engelbert Grindelwald I
Dodaję tu jeszcze zdjęcie twoje i twojego przyjaciela Albusa Dumbledore'a, aby pamięć o was nigdy nie zaginęła:
Alexandra przyjrzała się zdjęciu. Ewidentnie poznała Grindelwalda po prawej, ale... Dumbledore nie jest podobny do siebie ani trochę. Zastanawiające jest ile oni mogli mieć tutaj lat. Skoro Engelbert zginął, zanim Gellert dorósł, a posiadał już ich zdjęcie, więc może mieli z piętnaście lat...
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Szybko schowała księgę do szuflady.
- Proszę?
Do jej pokoju wszedł Gravestone.
- Oh, dzień dobry. Coś się stało? - zapytała.
Rzucił zaklęcia wyciszające i zmienił się w Grindelwalda.
- Spakowałaś się?
- Jeszcze zostało mi parę rzeczy, a o co chodzi?
- Jutro poczekajcie na King's Cross. Stamtąd nas deportuję do mojego domu. Jeśli oczywiście Tom też chce jechać. Rozmawiałaś z nim?
- Tak. Mówił, że nie zostanie długo. Może jakiś tydzień lub dwa.
Gellert pokiwał jedynie głową, przemienił się i wyszedł.
Alexandra stwierdziła, że pomniejszy księgę i ją schowa do bagażu. Wolała nie ryzykować, że ktoś ją zobaczy.
Na drugi dzień po śniadaniu, razem z Riddle'm czekali na stacji. Oby Grindelwald ich nie oszukał, bo będzie źle.
Czekali dziesięć minut, piętnaście...
Aż w końcu po dwudziestu minutach przyczepił się do nich jakiś typ.
- Dzień dobry - powiedział i stanął obok nich.
- Kim ty je... - biedny Tom nie zdążył nic powiedzieć, bo mężczyzna złapał ich za dłonie i deportowali się gdzieś.
Na szczęście, zanim oboje zaczęli krzyczeć na tajemniczego jegomościa, szybko przemienił się w Grindelwalda.
- OMAL ZAWAŁU NIE DOSTAŁAM! - zdenerwowała się Alexandra.
- Wybaczcie, ale dziwnie wyglądałoby to, gdyby nauczyciel deportował się z dwójką uczniów - bronił się białowłosy.
- Mam nadzieję, że nie będę żałował tej decyzji - odezwał się Tom.
- Nienagajko! - zawołał Grindelwald.
Nagle pojawił się skrzat domowy.
- Tak panie? - zapytała.
- Pokaż Alexandrze i Tomowi ich pokoje
- Tak panie.
Gellert kazał im iść za Nienagajką, a ta zaprowadziła ich do pokoi nieopodal siebie.
Pokój Alexandry był niezwykle ładny. Utrzymany w złoto-niebieskich kolorach. Łóżko dwuosobowe i miękkie. Szafa na ubrania ze złotymi zdobieniami...
Alexa właśnie zrozumiała, że ten człowiek miał bogactwo i władzę a i tak po nią wrócił. Miło z jego strony.
Zaczęła się rozpakowywać. Ubrania włożyła do szafy. Drobiazgi natomiast włożyła do szafki nocnej.
Została jeszcze księga Engelberta...
Trochę nie wiedziała, gdzie ma ją schować, ale koniec końców schowała do kufra, a kufer na szafę.
Kiedy odkładała kufer, pojawiła się Nienagajka.
- Pan Grindelwald kazał zawołać panienkę Alexandrę i pana Toma na obiad.
- Dobrze, już idę. Dziękuję.
Wyszła z pokoju i zeszła ze schodów, gdzie czekał już Tom.
- Wiesz, gdzie mamy iść? - zapytał.
- Nie do końca...
Na ich szczęście akurat z jednego pomieszczenia wyszedł Grindelwald, który zaprowadził ich do jadalni.
Jadalnia była wielkości dwóch pokoi Alexandry razem wziętych! Stół był niebywale długi. Zasiedli obok siebie.
Alexandra siedziała obok Toma, a naprzeciwko nich siedział Gellert.
Nienagajka przyniosła im obiad i znikła gdzieś w głębi domu.
- Smacznego - odezwali się do siebie, po czym nastała niezręczna cisza.
Cisza, którą postanowił przerwać Grindelwald.
- Dziś będę musiał wyjść na parę godzin, więc możecie poprosić Nienagajkę, żeby was oprowadziła po domu. Potem możecie robić co chcecie - odezwał się.
- Jasne - odezwała się Alexandra.
- Alexandro, wiem że czasem lubisz malować... Nienagajka przyniesie dla ciebie sztalugę, farby oraz płótna - powiedział.
- Uhm, dziękuję. Nie trzeba, naprawdę - oznajmiła zawstydzona.
- Trzeba - powiedział.
Przez resztę posiłku, nie odzywali się.
Niezręczny ten dzień... Pół godziny później, Grindelwald wyszedł. Nienagajka zaczęła ich oprowadzać po niezwykle bogatym i dużym domu. Nawet w jednym z pomieszczeń było pianino, więc Walkson od razu zapytała, czy można z niego korzystać. Na szczęście skrzatka powiedziała, że Gellert i tak z niego nie korzysta, więc zapewne można.
Po pół godzinie udało im się zwiedzić dom łącznie z ogrodem i siedzieli bezczynnie w salonie.
- Ja też muszę gdzieś wyjść. Mam małą sprawę do załatwienia - odezwał się Riddle.
- S-słucham? Jak ty niby zamierzasz gdziekolwiek pójść? - zapytała zestresowana.
- Nienagajka mi pomoże...
I takim oto sposobem Alexandra została sama w bardzo dużym domu. Nie do końca widziała co ze sobą zrobić, więc ruszyła do pokoju z pianinem i zaczęła grać.
Jednakże granie znudziło jej się po piętnastu minutach, więc po prostu położyła się w salonie i zasnęła.
Kiedy Walkson smacznie spała, wrócił Grindelwald.
Wszedł do domu i miał zamiar krzyknąć, że już wrócił, ale zauważył śpiąca Alex.
Zdjął buty i kurtkę i usiadł na fotelu. Patrzył na nią chwilę i klęknął przed nią. Zaczął głaskać ją po głowie.
- Mam nadzieję, że mi w końcu wybaczysz i zrozumiesz, że zostawiłem cię dla twojego dobra. Mogłabyś nie przeżyć, gdybyś ze mną wtedy została. Cieszę cię, że w końcu cię widzę i mogę z tobą porozmawiać - powiedział szeptem i wstał po chwili.
Było grubo po dziewiętnastej. Nigdzie nie było jego skrzatki, ani Riddle'a. Nie chciał, ale musiał obudzić Alexandrę.
- Hmm? Coś się stało? - zapytała zaspana.
- Nie wiesz przypadkiem gdzie jest Nienagajka i Tom? - zapytał podirytowany.
- J-ja...
- Jeśli wiesz coś, to powiedz. Proszę.
- Uh... Kiedy wyszedłeś, stwierdził że też ma coś do załatwienia i poprosił skrzatkę, żeby mu pomogła się deportować. Z początku nie chciała, ale... Użył...
Nagle zamilkła.
- Użył?
- No... Imperio użył...
Grindelwald nagle zatrzymał się i przestał się odzywać. Tom uzywa zaklęć niewybaczalnych coraz częściej.
Usiadł na fotelu. Widać było po nim, że jest zdenerwowany.
Nagle Alex szybko pobiegła na górę do jej pokoju. Gellertowi wydało się do dziwne, więc po chwili namysłu, stwierdził, że sprawdzi do się stało.
Zapukał do pokoju i wszedł bez odpowiedzi. To co zobaczył, zabolało go lekko w serce. Walkson leżała na łóżku szlochając.
- Dlaczego płaczesz, Alexandro? - zapytał i usiadł obok niej na łóżku.
Nie odpowiedziała mu. Jedynie starała się przestać płakać.
- Alex? - zapytał ponowne.
Nagle dziewczyna podniosła się do siadu ocierając łzy i ubierając maskę obojętności.
- A tak sobie. Nic mi nie jest.
Grindelwald spojrzał na nią z czułością.
- Musisz poćwiczyć udawanie przede mną. O ile kogoś innego byś nabrała, tak mnie niezbyt. Więc powiedz proszę o co chodzi?
- Uh... Bo tak jakby wydałam Toma i... Nie chce, żeby teraz między wami jakaś sprzeczaka...
Nagle Grindelwald zrobił coś, co zdziwiło Alexandrę. Usiadł obok niej i ją najzwyczajniej w świecie przytulił.
- Nie bój się. Nie będzie żadnej sprzeczki.
- Dziękuję...
Siedzieli tak chwilę, kiedy to odezwał się białowłosy.
- Cieszę się, że w końcu mogę nadrobić choć trochę z tobą te stracone lata, że postanowiłaś mi zaufać.
- A ja... Dziękuję, że postanowiłeś mnie odnaleźć. Wiele to dla mnie znaczy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top