12 - "Lub czy nie rzucił na nią Imperio, czy Confundusa"
Następny dzień nie odróżniał się praktycznie niczym. No właśnie "praktycznie", bo popołudnie to było istne tornado emocji Alexy. Zaczęło się od tego, że wstała z lekkimi zawrotami głowy, które szybko ustały. Dziewczyna ubrała się, przygotowała i ruszyła na śniadanie, gdzie spotkała Riddle'a.
- Ja... Myślałem trochę i chciałbym cię bardzo przeprosić. Nie powinienem rzucać tak pochopnie takich zaklęć, a już w szczególności na ciebie. Wybaczysz mi? - zapytał, kiedy Alex żuła właśnie gofra.
Nagle przestała i zaczęła wpatrywać się w stół. Czyżby Tom serio żałował?
- Wybaczę, ale jak jeszcze raz jakieś na mnie rzucisz to się odwdzięczę - powiedziała, puszczając oczko.
Młody czarodziej mimowolnie uśmiechnął się.
- Właściwie, skoro jesteśmy przy tym temacie to możemy zawrzeć przysięgę wieczystą, że się nie skrzywdzimy, aż do śmierci. Co ty na to? - zapytał, a Walkson aż zadławiła się gofrem.
Profesor Gravestone, aż na nią spojrzał zaniepokojony, a Dumbledore z pogardą.
- Czy to nie jest zbyt... Lekkomyślne Tom? Nie to, że odmawiam, ale jaką będziesz miał z tego korzyść? - zapytała lekko zdziwiona.
- Taką, że się nawzajem nie pozabijamy.
Dziwna sprawa.
- Niech będzie, ale kiedy indziej, okej? Aktualnie dropsiarz (Dumbledore) i impostor (Grindelwald) się na nas patrzą.
Tom jedynie pokiwał głową i zajął się jedzeniem kanapki.
Alexa również zajęła się gofrem.
Na lekcjach standardowo nic się nie działo ciekawego oprócz tego, że na eliksirach jednemu gryfiakowi wybuchł eliksir w twarz i ma ją całą zieloną, ponieważ pomylił składniki.
Całkiem zabawny incydent.
Po lekcjach Walkson miała zamiar iść do biblioteki i zaszyć się tam aż do wieczora, ale przypomniała sobie, że musiała iść do Grindelwalda zażyć eliksir na Crucio...
Z nieco ponurym humorem, ruszyła w stronę jego gabinetu, który znajdował się w lochach. Według niej, lochy zawsze oddawały taki charakterystyczny klimat tajemniczość. Zawsze kiedy dłużej przez nie szła, odczuwała lekki dreszczyk emocji.
Stanęła przed czarnymi, masywnymi drzwiami i zapukała w nie. Kiedy otrzymała odpowiedź, weszła do środka, gdzie ujrzała Gellerta w postaci Philipa Gravestone'a.
- Dzień dobry, Panie profesorze. Miałam przyjść.
- Witaj Alexandro, usiądź proszę - pokazał fotel naprzeciwko jego biurka.
Kiedy usiadła, szybko rzucił parę zaklęć i szybko do niej podszedł.
Alex przestraszyła się i już miała chwytać za różdżkę, kiedy to niespodziewanie przenieśli się gdzieś. Przed nią stał Grindelwald w jego osobistej postaci.
- Co to ma znaczyć do cholery?! - zapytała przestraszona.
- Spokojnie...
- Jak mam być spokojna, kiedy nawet nie wiem gdzie jesteśmy i czy przypadkiem teraz mnie nie zabijesz?!
Gellert jedynie spojrzał na nią smętnym wzrokiem.
- Nigdy bym cię nie zabił. Jesteśmy w moim domu. Nie tym, w którym byliśmy poprzednio. Jesteśmy w tym, w którym mieliśmy mieszkać z twoją matką...
Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy, kiedy oboje tylko patrzyli się na siebie.
- Dlaczego tu jesteśmy? - zapytała.
- Chciałem z tobą porozmawiać, bez Toma. Chodź za mną - odezwał się i zaczął wchodzić po ciemnych ekskluzywnych schodach.
Cały budynek sprawiał wrażenie bogato zdobionego. Walkson zaczęła iść za nim.
W końcu znaleźli się w jednym z mniejszych pomieszczeń, gdzie znajdowała się kanapa, parę foteli, masa książek na regałach i na podłodze, kominek, który zaczął się palić, kiedy tylko przekroczyli próg, oraz stolik na którym była zaparzona herbata.
- Usiądź proszę.
Zrobiła jak powiedział i usiadła w jednym z foteli, a imbryk od razu nalał jej herbaty.
Gellert usiadł naprzeciwko niej i również dostał herbatę, której od razu się napił.
- Dlaczego Tom? - zapytał nagle.
- S-słucham?
- Dlaczego przyjaźnisz się z Tomem, skoro tyle razy dał ci powód do tego, żeby go zostawić?
- Może dlatego, że tylko jego miałam całe życie i boje się, że zostanę sama.
Grindelwald na chwilę, jakby się wyłączył.
- Profesorze? - zapytała, ale nie odpowiedział.
Dopiero, kiedy zaczęła machać mu przed oczyma, ocknął się i spojrzał na nią zszokowany.
- Tutaj nie musisz mówić do mnie "profesorze" - oznajmił jej.
- Niby nie, ale nie potrafię inaczej - odezwała się.
Gellert jedynie pokiwał głową zawiedziony.
- Rozumiem. Posłuchaj wiem, że trochę ci zajmie, żeby spojrzeć na mnie jak na twojego rodzica, czy chociażby kogoś bliskiego, ale nie chcę ci zrobić krzywdy. Domyślam się, że pewnie ci mugole wyrządzały ci krzywdę, a nawet teraz niejeden czarodziej się zdarzy, który będzie ci dokuczał, ale ja postaram ci się pomóc.
Nagle wstał i zniknął za drzwiami, dzięki czemu Alex miała chwilę na przemyślenia. Czyżby Grindelwald mówił prawdę? Można mu zaufać? Dalej nie wierzy, że ten człowiek jest jej ojcem, ale z drugiej strony... Tak! Da mu szansę, a jeśli jednak ją oszuka to go wyda. Pomysł idealny.
- Tutaj mam więcej tego eliksiru, wypij - podał jej mały flakonik z eliksirem, który wypiła ostatnio.
Postanowiła mu zaufać i wypiła wszystko bez zbędnego pytania. Patrzyła chwilę na niego.
- Dlaczego po mnie wróciłeś, a nie zostawiłeś tak jak wcześniej? - zapytała.
Gellert zdziwiony spojrzał na nią. Nie spodziewał się, że zacznie z nim rozmawiać, już przede wszystkim, że zada takie pytanie.
- Przede wszystkim nigdy nie chciałem cię oddawać nigdzie, ale było to konieczne, bo przy mnie wtedy byś mogła być zagrożona. Myślałem o tobie cały czas i nigdy nie przestałem. Bałem się, że jednak mugole cię skrzywdzą i zacząłem cię szukać, bo parę razy cię przenosili, z powodu bankructwa poprzednich sierocińców. Uwierz, że przeszukiwanie umysłów mugoli i dokumentacji było trudne. Kiedy dowiedziałem się, że chodzisz do Hogwartu, zatrudniłem się tam jako jeden z nauczycieli. Oh a tak w ogóle muszę zadać ci pytanie. Jak trafiłaś do Hogwartu?
- Uhm... Dumbledore kiedyś do nas przyszedł i mówił, że jesteśmy podobni do siebie z Tomem. Mówił coś o szkole magii. Oczywiście potraktowaliśmy to jako drwienie z nas, ale przyszedł na drugi dzień i nagle pojawiliśmy się na jakiejś ulicy, gdzie sporo rzeczy latało samoistnie i wtedy uwierzyliśmy.
- Dumbledore sam po ciebie przyszedł mimo iż wie kim jesteś... Intrygujące.
- To Dumbledore wie, że... No.
- Powiedz to - spojrzał na nią wyczekująco.
- Że mam na nazwisko Grindelwald i jesteś moją rodziną? - zapytała.
Białowłosy spojrzał na nią z ulgą. W końcu zaczyna się przekonywać i ufać.
- Zapewne się domyślił, bo znał twoją matkę i mnie bardzo dobrze. Ewidentnie chciał cię mieć na oku, żeby zobaczyć czy nie jesteś zagrożeniem.
- Ja? Zagrożeniem? Zabawne...
- Nie zabawne, lecz prawdziwe - przerwał jej - Jesteś z krwi Grindelwald, a więc posiadasz równie silne moce co każdy inny o tym nazwisku.
- Czyli ja jednak mogę stwarzać zagrożenie?! - zapytała wystraszona.
- Spokojnie moja droga. Raczej nie miał ci kto przekazać takiej wiedzy, żebyś coś komuś mogła zrobić, ale po to tu jestem. Będę cię w sumie uczył podstawowych zaklęć i czarów, które pomogą ci w razie czego w samoobronie, ale zrobię to dopiero we wakacje. Wolę nie ryzykować, że zostaniemy odkryci podczas nauki.
Alex pokiwała delikatnie głową na znak, że rozumie.
- Na brodę Merlina, musimy się zbierać, bo zaraz kolacja. Ah zapamiętaj! Nie możesz mówić Tomowi nic, co dziś usłyszałaś, dobrze? Zauważyłem w nim pewna cechę, której wolę nie wybudzać. - powiedział.
- No... Niech tak będzie.
Już mieli się zbierać, kiedy nagle Alex przytuliła Gellerta.
Zdziwiony nie wiedział co zrobić, lecz po sekundzie również mocno ją przytulił.
- Wybacz, chciałam zobaczyć jakie to uczucie.
Parę minut temu oboje wrócili w różnych humorach. Alex była lekko zdziwiona swoim zachowaniem i zaczęła zastanawiać się, czy ten mężczyzna czasem nią nie manipuluje, lub czy nie rzucił na nią Imperio, czy Confundusa. Zdecydowanie będzie to dla niej zagadką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top