Odcinek 7

Wstałem. Odwróciłem się i otrzepałem tył spodni.
— Chryste panie! — rzuciła kobieta stojąca za moimi plecami. — Coś pan najlepszego zrobił?— Złapała się za głowę.
— Co się stało? — Spytałem lekko zmieszany.
— Pękły panu gacie. — Przygryzła wargę z podenerwowania matka panny młodej. — Nie pójdzie pan tak do kościoła.— Machnęła ręką, żebym ruszył za nią.
...

Siedziałem na łóżku. Chuda nie wiele po pięćdziesiątce kobieta właśnie zszywała mi spodnie, po tym, jak powiedziałem jej, że nie mam nic na zmianę. Siedząc tak w samych bokserkach, zacząłem rozmyślać nad wydarzeniem sprzed lat.
...
Owego dnia, gdzie pozwolę sobie zacząć snuć moje wspomnienia, leżałem sam w łóżku. Ewki nie było. Po korytarzu przed ubikacją kręcił się natomiast w samych majtkach Michał.
— Jest tam ktoś? — zapukał do drzwi. Ręcznik wypadł mu z dłoni, a jak się po niego pochylił, to zsunięta bielizna odsłoniła mi jego rów. Zrobiło mi się niedobrze na ten widok.
Drzwi miałem otwarte na oścież, więc postanowiłem szybko coś na siebie narzucić. Spanie nago ma swoje plusy, ale nie gdy po domu grasuję inny mężczyzna. Wybór padł na spodnie piżamowe. Nie będę przecież latał z kuśką na wierzchu. Gdy Michał się odwrócił, zdążyłem właśnie je naciągnąć.
— Wszystkiego najlepszego Szwagier! — Rzuci się w moją stronę i ku mojemu niezadowoleniu wpakował mi się do pokoju. Rozłożył ręce i cudem nie zmiażdżył mnie w stalowym uścisku.- Jak tam byku się czujesz? — poklepał mnie po plecach. — Ile to ci już strzeliło?
— Hmm... Co? — Wyrwałem się z jego objęciem i ziewnąłem.
— No urodzinki dzisiaj masz — roześmiał się.
— A no patrz, jak szybko ten rok minął — zauważyłem.
— Nasz Kubuś już od roku się z tą babą męczy. — cmoknął Michał.
— Tak — przytaknąłem. — Ale za to ile wczoraj wypił cwany.
— W domu nie może, to gdzieś musi. — odparł szwagier, jakby to było coś oczywistego. — Pamiętaj jednak, że to ty wpakowałeś go w ten cały bajzel.
— Jak niby? — Spytałem zdziwiony.
— Ty, żeś go podpuścił, żeby brał tę babę.
— No jak zapłodnił, to raczej nie miał innego wyjścia.
— Tak, tak... — Przytaknął i ruszył w stronę ubikacji. — Długo tam jeszcze będziesz siedzieć siostra?! — Zapukał do drzwi.
...
Minuta lub dwie i ubikacja się zwolniła. Przez otwarte drzwi wymaszerowała czarnowłosa (o i tu brakuje słowa ,,moja") piękna kobieta. Na sobie miała ręcznik, który lekko odsłaniał jej kształtne piersi.
— Gdzie się gapisz? — rzuciła do brata, gdy temu lekko opadł wzrok.
— Ubierz się bździągwo i nie świeć mi tu cycami — Michał troszkę się zmieszał, ale nie stracił poczucia humoru.
— Dobra, dobra... — Zależało jej teraz na jednym. — Idź się braciszek myć, bo ja tu muszę z kim porozmawiać. — Wskazała na mnie, a ja zrobiłem wielkie oczy. — Na osobności. — Podkreśliła.
— Narozrabiałem coś? — Spytałem, gdy Michał wszedł już do łazienki.
— Chodź do pokoju. — Zaprowadziła mnie do sypialni i poprosiła, żebym zamknął za sobą drzwi.
— O co chodzi? — Spytałem, robiąc się lekko podenerwowany.
— Jestem w ciąży...
...

Dobra, tutaj pora lekko zwolnić akcje... ale chyba wybaczycie mi takie posunięcie. Pamiętacie, jak wspomniałem o trzech najważniejszych wydarzeniach w moim życiu? Wówczas pominąłem to drugie. Pamiętałem jednak, że prędzej czy później będę musiał do niego wrócić. Moja ukochana była właśnie w ciąży...a za 9 miesięcy, moje życie miało odwrócić się do góry nogami... W skrócie miałem zostać ojcem.
Skoczmy teraz lekko w czasie. W dniu rozwiązania postanowiłem wypić co nieco. Od znajomych pielęgniarek dowiedziałem się, żeby na oddziale pojawić się gdzieś około północy. Wraz z moimi najlepszymi przyjaciółmi, to znaczy z Jakubem i Michałem zasiadłem do pełnego stołu. Mieliśmy na nim wódkę, ogórki oraz porządnie zrobione mięso, nad którym się męczyliśmy z chłopakami przez dobrą godzinę.
Piliśmy i rozmawialiśmy na różne tematy; od wędkowania, którym parł się Jakub oraz historiami kryminalnymi, które dostarczał nam Michał. Ja tam w sumie dzisiaj potrafiłem gadać tylko o jednym.
— No to brawo chłopie! — Klepnął mnie Jakub po plecach. — Liczę na to, że zaprosisz mnie na ślub. — Wyseplenił.
— Mnie też! — rzucił Michał, dopijając kolejny kieliszek podczas całego wieczoru.
— Nie będę miał wyjścia... Zaraz będzie jedenasta. — Popatrzyłem się na zegar ścienny. — Spotkamy się kiedy indziej. Muszę powoli do Ewki się zbierać. — Wytłumaczyłem.
— No dobra. — Jakub wyciągnął papierosa z paczki, którą trzymał w kieszeni. — Trzymajcie się. — Już chciał się pożegnać, przy okazji zapalając fajkę.
— Mamy godzinkę. — wtrącił Michał. — Zdążymy cię jeszcze odprowadzić.
— Idziesz ze mną? — Zdziwiłem się.
...
Po drodze (choć nie wiem w sumie dlaczego. ) zaczęliśmy wyśpiewywać jakieś pijackie przyśpiewki.
— Pierwsza panna z mego miasta zawsze rada iść na siano. — Zacząłem.
— Druga panna z tego miasta zawsze daje tylko rano.- dołączył się roześmiany Michał, po czym stanęliśmy pod drzwiami jednego z mieszkań.
— Trzecia panna nie ma zasad. — Zaczął wyć pod własnym domem Jakub. — Zawsze łasa na kutasa!
— Do tego, jak do ściany! — Rudowłosa, krótko ścięta, potężnie zbudowana kobieta uchyliła drzwi. W rękach trzymała wałek do ciasta. — Czy nie mówiłam ci wyraźnie, że masz przestać pić?
— Dobry Wieczór. — Michał przerwał jej wywód.
— Znowu go musicie w takim stanie przyprowadzać?! — Postukała kilka razy wałkiem w otwartą dłoń.
— Bardzo panią przepraszamy. — Zacząłem bełkotać. — Ale pani mąż — Machnąłem ręką — nie ma głowy do picia.
— Ty zresztą też Hansie. — Michał poklepał mnie po plecach. — Nie będziemy pani dłużej zawracać głowy. — Złapał mnie za wrak i odciągnął od drzwi. — Oddajemy pani męża. — Uśmiechnął się głupio do kobiety.
— Wchodź do środka! — Krzyknęła owa małżonka w stronę Jakuba. — Co ty sobie myślisz, że ja będę sama dziecko wychowywała?!!
— Nie bij, proszę! — Chyba zaczął tam płakać, gdy ona kilka razy pierdolnęła go po plecach wałkiem, żeby zapamiętał sobie, że to, co ona powie to świętość.
— My go tam nie możemy tak zostawić. — Odwróciłem się na pięcie i już chciałem ruszyć z pomocą do swojego towarzysza.
— To był jego wybór. — zaoponował Michał. — gdyby rozsądniej obdarzał dziewczyny swoim przyrodzeniem...nie miałby tego problemu.
...

— Jestem najebany jak bela... — Zacząłem, coraz bardziej seplenić pod nosem. — Boję się, że mnie tam nie wpuszczą.
 — Hans. — Michał spowolnił krok i wystawił przed mnie rękę.— Spokojnie — zatrzymał mnie. — Nie masz  może spustu jak my Polacy. — Położył mi rękę na ramieniu. —  Ale wszystko będzie dobrze.
Na samym początku personel nie robił żadnych większych problemów. Na spokojnie weszliśmy do środka. Dowiedziałem się w której sali przebywa moja żona i już chciałem tam wejść, ale jakiś babsztyl mi zabronił. Zacząłem się awanturować. W tym czasie Michał udał się do ubikacji.
—  Mietek! — Kobieta zwróciła się do ochroniarza. — Zabierz stąd tego pana.
— Ale moja żona! — Byłem przerażony. — Ona tu rodzi!! Nie mogę przecież zostawić jej tu samej!!!
— Przyjdzie pana rano, gdy pan wytrzeźwieje. — Uśmiechnął się wąsacz i podał mi rękę. — Tak ogólnie to gratuluje, a teraz proszę nas opuścić. — Chciał mnie zaprowadzić w stronę drzwi, ale zacząłem się rzucać.
— Chcę tu być z nią! —  Próbowałem się mu wyrwać i zasadzić jakiś cios, ale staruszek nie pierdolił się w tańcu.
—  Jutro! —  Wyrzucił mnie za drzwi, po czym je przed mną zamknął.
 Dobijałem się do nich, ale nic to nie dawało. Krzyczałem swoje, ale prócz Szwagra  nikt nie zwrócił na to uwagi. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top